Tytuł: Ponad niebem
Para: Ruggcedes
Gatunek: Dramat
Ograniczenia wiekowe: K/T
- Powiedz mi jak
cierpisz.
- Powiem.
- Więc?
- Cierpię, chodząc,
cierpię leżąc i wylewając łzy, cierpię, myśląc. Myśląc o
życiu, o tym co miałam i co straciłam. Cierpię oddychając,
chciałabym to zatrzymać. Przykładam dłoń do klatki piersiowej i
czuje rytmiczne uderzenia. Po co one są? Cierpię, słysząc jak
bije moje serce.
- Jak sądzisz, ile osób dostaje
drugą szansę?
- Niewiele.
- Każdy. Ale nie wszyscy umieją ją
wykorzystać.
- Mi się uda.
- Zobaczymy.
- Będę strzegł jej duszy,
serduszka i sprawię, by była szczęśliwa. Będę jej bronił przed
złem, przed pokusą, przed strachem i bólem. Pomogę jej, wnosząc
radość do życia, rozświetlając twarz uśmiechem, stanę obok,
gdy zajdzie taka potrzeba.
Za życia nie byłem dobrą
osobą. Nie dziwię się, że zginąłem. Ktoś, kto mnie zabił,
zrobił dobrze. Teraz przynajmniej ja nikogo nie krzywdzę. Staram
się zapomnieć o ziemskim bycie, ale to wszystko co się tam stało
nie daje mi porzucić przeszłości.
Dostałem szansę, stałem
się aniołem.
Chcę odkupić winy i
naprawić błędy, które popełniłem. Muszę stanąć w obronie
szczęścia ślicznej blondynki, jakiej do tej pory nie znałem.
Żałuję, że nie było okazji by spotkać ją przedtem, bo jestem
pewien, że gdybym dostrzegł jej serce wcześniej, ona odmieniłaby
mnie. Mógłbym pokochać ją i stać się jej księciem, rycerzem,
kimś, kto mógłby wnieść światło do mroku jej umysłu.
- Nie zakochaj się w niej – Bóg ukazuje mi obraz tajemniczej złotowłosej, wypowiadając słowa przestrogi.- Nie wolno ci jej uwieść, ani oddać swojego serca. A teraz idź. Wrócisz, gdy Mercedes pozna smak spełnienia.
Kiwam głową, zdanie nie wydaje się trudne. Do tej pory byłem niezdolny do uczuć, więc jestem przekonany, że nie będę w stanie zatopić się w jej oczach.
Stało się.
Zostałem zesłany na ziemię, gdzie powiew delikatnego wiatru przyniósł za sobą zapach uczuć...
Mogłem przybrać ludzką postać w obliczu konieczności.
Zjawiam się w małym pokoju, wokół panuje półmrok, w powietrzu unosi się nieprzyjemny zapach stęchlizny, a do uszu dobiega dźwięk czyjegoś szlochu. Wysilam wzrok i dostrzegam drobną postać skuloną w koncie.
Przyklękam przy niej.
- Mechi – szepcę, choć wiem, że nie może mnie usłyszeć. Jestem tylko duszą. - Mer...
- Po co ja w ogóle żyję? - mówi do siebie przez łzy. - Nie powinnam tu być. To nie jest mój czas. Nikt mnie nie potrzebuje, nikogo nie obchodzę, jestem beznadziejna. Tylko jedna marna dziewczyna w tą czy w tamtą, to w zasadzie żadna różnica – w dłoni trzyma żyletkę. - Bez sensu...
Nie zastanawiając się nawet sekundy wytrącam przedmiot z jej dłoni.
- Nie zakochaj się w niej – Bóg ukazuje mi obraz tajemniczej złotowłosej, wypowiadając słowa przestrogi.- Nie wolno ci jej uwieść, ani oddać swojego serca. A teraz idź. Wrócisz, gdy Mercedes pozna smak spełnienia.
Kiwam głową, zdanie nie wydaje się trudne. Do tej pory byłem niezdolny do uczuć, więc jestem przekonany, że nie będę w stanie zatopić się w jej oczach.
Stało się.
Zostałem zesłany na ziemię, gdzie powiew delikatnego wiatru przyniósł za sobą zapach uczuć...
Mogłem przybrać ludzką postać w obliczu konieczności.
Zjawiam się w małym pokoju, wokół panuje półmrok, w powietrzu unosi się nieprzyjemny zapach stęchlizny, a do uszu dobiega dźwięk czyjegoś szlochu. Wysilam wzrok i dostrzegam drobną postać skuloną w koncie.
Przyklękam przy niej.
- Mechi – szepcę, choć wiem, że nie może mnie usłyszeć. Jestem tylko duszą. - Mer...
- Po co ja w ogóle żyję? - mówi do siebie przez łzy. - Nie powinnam tu być. To nie jest mój czas. Nikt mnie nie potrzebuje, nikogo nie obchodzę, jestem beznadziejna. Tylko jedna marna dziewczyna w tą czy w tamtą, to w zasadzie żadna różnica – w dłoni trzyma żyletkę. - Bez sensu...
Nie zastanawiając się nawet sekundy wytrącam przedmiot z jej dłoni.
-Nie będziesz się
okaleczać – patrzę na nią, mimo iż wiem, że nie ma pojęcia o
mojej obecności.
Na widok jej zapłakanych, bursztynowych oczek
boli mnie coś w okolicy klatki piersiowej. Znikam szybko, nie mogąc
patrzeć na to, jak jest jej źle. Brak mi pomysłu na pomoc, na
jakiekolwiek działanie w kierunku lepszej przyszłości.
- Pomóż
mi – mówię wyraźnie, wznosząc wzrok ku górze. - wiesz, że
chcę dla niej dobrze. Daj mi jakąś podpowiedź. Błagam cię.
-
Pokaż jej piękno, daj szansę zerknąć w gwiazdy, poznać
tajemnice księżyca, skosztować promieni słońca, naucz ją
rozróżniać kolory. Dasz sobie radę, Ruggero – słyszę Jego
głos w mojej głowie.
To takie oczywiste, takie banalne, a
piękne.
Dziwnie czuję się, będąc jak człowiek. Dusza
jest wolna, niezależna, ciało to cząsteczki, to kształt, to
ograniczenia, odczucia bólu, zimna i gorąca... to zło.
-
Mercedes – pukam w drzwi jej mieszkanka, królestwa, osobistej
krainy zapomnienia, ucieczki, wyimaginowanej rzeczywistości. -
Otwórz, proszę.
Blondynka staje w progu, opiera się o framugę
i patrzy na mnie swoimi dużymi oczami, zdziwiona.
- Cześć –
odzywam się cicho, nie chcę zburzyć jej idealnego świata, w
którym zamyka się ilekroć coś idzie nie tak, za każdym razem,
gdy ktoś ją rani, kiedy rzeczywistość zwycięża nad
marzeniami.
-Kim pan jest? - pyta zdezorientowana. Mglistym
wzrokiem studiuje moją twarz, jakby chciała odnaleźć
odpowiedź.
- Twoim aniołem – unoszę kąciki ust prawie
niewidocznie, widzę po jej minie, że nie ma pojęcia, o co chodzi.
- Proszę sobie nie żartować, jeżeli nie przychodzi pan z
konkretną sprawą, to proszę mnie nie nachodzić, dobrze? -
próbuje zamknąć drzwi, ale ja w porę zatrzymuję je.
-
Mercedes. Tak masz na imię. Mechi – staram się mówić szybko,
żeby zająć jej myśli, by przekonać do swoich racji. - Twoi
rodzice zginęli w wypadku dwa miesiące temu. Tydzień później
zostawił cię chłopak, a siostra poroniła. Trzy dni temu
straciłaś też pracę. Jednym słowem, sypie ci się świat. Ale
przecież nie zawsze było tak źle, prawda? Miałaś dobre
dzieciństwo, byłaś wesołą dziewczynką ze złotymi warkoczami i
zawsze w niebieskich sukienkach i pantofelkami z kokardką. Nie
stroniłaś od przyjaciół, a rodzina była niemalże idealna. No
ale nic co piękne nie trwa wiecznie, nie sądzisz? Ojciec zaczął
pić, bił ciebie, mamę i bliźniaczkę.
- Skąd ty to wiesz? -
zagryza wargę, a w oczach pojawiają się małe kropelki.
-
Mówiłem już, jestem aniołem – delikatnie zamykam jej dłoń w
uścisku. - To nie był żart, ani tym bardziej głupi podryw.
-
Wejdź.
- Dlaczego akurat ja? - pyta, patrząc w kubek
gorącej herbaty. - Czemu Bóg kazał ci pilnować właśnie
mnie?
Chwytam jej nadgarstek. Opuszkami palców przejeżdżam po
bliznach. Nowych, świeżych ranach i tych już dawno wygojonych.
-
Bo nie znasz nadziei, zapomniałaś o marzeniach, powołaniach,
utraciłaś umiejętność uśmiechu, a przecież jest on taki
niezwykły... Masz wielką siłę, a ja jestem po to, by zmienić
zło w dobro, żeby pomóc ci odszukać zagubioną miłość... do
świata, do ludzi, do życia.
- A ty? Akurat ty?
- Bo gdybym
do tej pory chodził po ziemi, zabijałbym. Byłem mordercą,
niszczycielem, sadystą, kimś, kto nie zasługuje na niebo.
Widzę
jak drży, najprawdopodobniej ze strachu, jej i tak blada twarzyczka
przybiera kolor marmuru, staje się biała jak śnieg, a usta
krwawią, od nadmiernego zagryzania ich.
- Nie bój się –
lekko przejeżdżam dłonią po jej policzku, ścierając z niego
słone łzy. - Nie zrobię ci nic złego, jestem dla ciebie, uwierz
mi.
Mechi tylko delikatnie kiwa głową, a ja uśmiecham się do
niej.
- Obiecaj mi coś – patrzę w jej źrenice. - Nie
zakochaj się w mnie.
Przez chwile milczy, potem odwraca wzrok w
stronę okna, które wreszcie odsłoniła, a ja już zaczynam
uznawać to za zły sygnał. Mruga, otwiera usta by coś powiedzieć,
jednak rezygnuje z tego zamiaru, bo nie mówi nic jeszcze przez
dłuższą chwilę.
- Postaram się – wypowiada w końcu słowa,
które przepełniają mnie niepokojem.
- Gdzie mnie
zabierasz, Rugge? - owe pytanie, ubrane w melodyjny ton wypływa z
ust Mercedes chyba po raz setny w przeciągu dwudziestu minut.
Uśmiecham się do siebie, zakrywam oczy dziewczyny rękami, by
mieć pewność, że nie podgląda. Nie wie dokąd idziemy, ani po
co.
- Zobaczysz – muskam jej policzek, trzymając jeszcze
chwilę w niecierpliwości – Mogę zabrać cię dokąd tylko
zechcesz, gdzie tylko mi lub tobie się zamarzy. Mogę powieść cię
w najskrytsze zakątki planety, pokazać miejsca, o których ci się
nawet nie śniło. Ale wiesz co? Ty tego nie potrzebujesz. Tobie nie
trzeba rubinów, byś uwierzyła w kaszmir, ani złota, żeby ujrzeć
blask.
- To takie niezwykłe, co mówisz – w jej głosie
słyszę wzruszenie.
Nie potrafię dłużej trzymać jej w
niepewności. Zabieram dłonie z twarzy Mer. Przed nią rozpościera
się piękny krajobraz. Linia horyzontu sięga gór w dali, nocne
niebo styka się z ziemią. Czarna płachta przeszyta lśniącą
nicią – gwiazdami.
- Pamiętaj, że nawet gdy odejdę, będę
stamtąd patrzył na ciebie – stoję za nią, obserwując uważnie
każdy gest.
- Jak mam się w tobie nie zakochać, gdy robisz
się dla mnie kimś więcej, gdy wskazujesz mi drogę, rozgarniasz
mgłę, stajesz ze mną twarzą w twarz, a ja czuję jak szybko bije
moje kruche serduszko. Nie znam cię zbyt długo, nie chcę tego
czuć, ale to zbyt trudne, bym umiała powstrzymać miłość, jaką
cię darzę. Przepraszam, przepraszam cię, zawiodłam...
Próbuje
uciec, ale nie pozwalam na to. Łapie ją w swoje ramiona i trzymam
jej ciałko w uścisku, przyciskam do siebie, pozwalam wypłakać
się w ramie.
- Jestem słaba, wybacz mi, że nie umiem skrywać
uczuć. One zalegają we mnie, zabijają mnie od środka.
Nie
potrafię odpowiedzieć nawet jednym słowem. Widzę w jej
tęczówkach coś, czego nigdy wcześniej nie dostrzegałem w
niczyich oczach, radość kryje się pod powłoką otrzymywanej
nienawiści.
Unoszę, niemal niewidocznie, jej podbródek.
-
To ja miałem nauczyć cię pokonać strach, a tymczasem ty
pokazałaś mi jak kochać – szepcę, równocześnie składając
na jej wargach delikatny pocałunek, wyrażający wszystko, mówiący
więcej niż tysiąc słów.
- To złe, to bardzo złe, co robimy
– płacze.
Nie lubię, gdy się smuci. Wycieram jej
zaróżowione poliki
- Cichutko. Będzie dobrze, uśmiechnij
się. Powiedz, czy teraz jesteś szczęśliwa?
- Ty dajesz mi
radość. Chcę żyć tylko dla ciebie i wyłącznie ty możesz
pozbyć się mojego smutku, jesteś moim światłem, uśmiechem,
słońcem i księżycem, jesteś drogowskazem, krwią płynącą w
żyłach. Jesteś moimi myślami i mym snem. Jesteś wszystkim co
mam.
- Złamałeś jedyną zasadę, którą ci dałem.
Zakochałeś się w niej, a ona kocha ciebie – słyszę głos w
mojej głowie.
Unoszę wzrok, widzę postawną sylwetkę
mężczyzny. Ma łagodny wyraz twarzy. To Bóg.
- Ale tylko tak
mogła pozbyć się depresji. Tylko w ten sposób, bo miłość jako
jedyna może uczynić człowieka szczęśliwym, jest najlepszym
lekarstwem, daje siłę. Jako jedyna łamie wszelkie przeszkody.
-
Dobrze, Ruggero, chyba jednak czegoś się nauczyłeś. Masz rację,
poznałeś sens istnienia, prawdę bytu, gratuluję. Wydaje mi się,
że pozbyłeś się grzechu... a jednak, przekroczyłeś pewną
granicę – tłumaczy wolno, zastanawiając się nad każdym
wypowiedzianym słowem.
- Za błędy się płaci – spuszczam
głowę. - Tyle, że Mercedes nie była błędem. Za jeden dzień u
boku mojej księżniczki, mogę wytrwać i rok w piekle, byleby
jeszcze kiedyś ją zobaczyć.
- Rozumiem – przytakuje. - W
takim razie przebędziesz pięć lat z diabłem, a wtedy pozwolę ci
wrócić do raju.
Kolejne 1826 dni 'żyłem' pod ziemią,
gdzie nie dochodził nawet promyk światła, a jedynym zajęciem
było odliczanie czasu do spotkania się z Mechi. Każda godzina
dłużyła się, zamieniała w miliardy lat świetlnych, a w ryzach
trzymało mnie jedynie wyobrażenie złotowłosej. Marzyłem o jej
oczach, o loczkach i malinowych usteczkach. O jej zapachu, smaku,
dotyku.
1822...1821...1820...1819...
438...437...436...435...
29...28...27...26...
4...3...2...1..
Aż
wreszcie wybiła godzina mojego odejścia, sekunda, w której nastał
nowy początek, moment końca męczarni.
Tak inaczej jest nagle
stąpać po miękkich obłokach, niezwykle, móc patrzeć na nią,
na to, jak leży na łące i liczy gwiazdy.
- Czekam na ciebie,
kochanie, czuwam nad tobą – szepcę do niej. Dzieli nas
odległość, stan, rodzaj i wszystko inne, a mimo to, ona uśmiecha
się, jakby słyszała.
- Wiem, aniołku.
~
Witam Was w tą piękną środę!
Przychodzę do Was z OneShotem, który wysłałam na konkurs do Dodo Comello ♥ Nie wiem jakim cudem, ale wygrałam ^^
Chciałam zapytać, co Wy o nim myślicie? ^^
Przesyłam Wam wielkie, wielkie całusy, do soboty, myszeczki.
Kocham Was bardzo ♥
Ps. Jestem teraz nad morzem, dokładnie w Rewalu i będę tutaj przez najbliższy miesiąc. Więc, jeśli ktoś byłby w okolicach (tj. Niechorze, Rewal, Trzęsać, ew. Pobierowo) a miałby chęci i czas się ze mną spotkać, spędzić te kilka godzin swojego życia, to piszcie ^^
Ps. Jestem teraz nad morzem, dokładnie w Rewalu i będę tutaj przez najbliższy miesiąc. Więc, jeśli ktoś byłby w okolicach (tj. Niechorze, Rewal, Trzęsać, ew. Pobierowo) a miałby chęci i czas się ze mną spotkać, spędzić te kilka godzin swojego życia, to piszcie ^^