sobota, 11 lipca 2015

Mi Amor - 22.


*Ludmiła*
- Ludmi, wszystko dobrze?- Maxi delikatnie dotknął mojego ramienia, a ja otrząsnęłam się.
Pokręciłam przecząco głową. Popatrzyłam na niego załzawionymi oczami.
Jak ma być dobrze?! Jak?
On tak wiele przyżył, tyle cierpiał, a ja zachowałam się pusta, rozpieszczona paniusia, nie widząca nic poza czubkiem własnego nosa. Ale byłam tylko dzieckiem...
- Przepaszam... - szepnęłam.
- Za co? - kobieta popatrzyła na mnie badawczo.
Czułam na sobie jej zdziwienie, jej strach, obawę. To dziwne, wiedzieć, co czują inni, człowiek jest tak nauczony do ukrywania uczuć przez wszystkich, że gdy ktoś nie zamyka w sobie prawdy, nie może poczuć się swobodnie.
- Nie wiem - zaśmiałam się gorzko. - Nawet nie wiem. Czuję się okropnie, egoistycznie i podle - starłam łzy. Dziękuję pani bardzo, dziękuję - wstałam.
Wolno skierowałam się w stronę drzwi. Dlaczego ludzie są tak strasznymi egoistami? Dlaczego ciągle myślimy tylko o sobie.
Przeszłam przez próg, a gdy tylko zamknęły się za mną drzwi, usiadłam na schodach i rozpłakałam się jak malutka dziewczynka.
- Ej, Lu, nie płacz - chłopak przykucnął przy mnie i popatrzył w oczka. Ułożył palce w kącikach moich ust i uniósł je w górę. - Życie jest zbyt krótkie, by tracić je na wypłakiwanie pięknych patrzałek, księżniczko. To już było, nie wróci. Zrobiło z niego silnego człowieka, nauczyło czegoś.
Objął mnie ramieniem. Uwielbiałam jego bliskość. Jest dla mnie jak brat, starszy, bardzo opiekuńczy i wyrozumiały brat.
Niespodziewanie dźwięk dzwonka telefonu rozniósł się po klatce schodowej. Raper spojrzał na wyświetlasz i zdziwiony, co mogłam wywnioskować po jego minie, przyłożył słuchawkę do ucha.
Ustawił rozmowę na głośnik, więc raczej nie było to nic zanadto prywatnego.
- Halo?
- Witaj, Maxymilianie - usłyszałam głos po drugiej stronie połączenia. Tak bardzo znajomy głos....
- Leon? - szepnęłam, dopasowując ton do osoby, a przyjaciel znacząco skinął głową.
- Ach, słyszę, że jesteś z Ludmiłą, Maxymilianie.
- Nie mów tak do mnie, wiesz, że tego nie znoszę - westchnął, poirytowany.
Moim zdaniem ta forma jego imienia brzmi nawet uroczo. Maxymilian. Maxymiliano... Ładnie.
- Potrzebuję waszej pomocy - ponownie dotarł do mnie ton Verdasa. - Moja córka, Laura została porwana. Czy możemy się spotkać?
- Tak - odezwałam się szybko, zanim mój towarzysz zdążył otworzyć buzię...

*Violetta*
Po Maxymiliana i Ludmię wysłaliśmy prywatny samolot, po usłyszeniu co im się przytrafiło. Czekałam na nich w swoim mieszkaniu. Leoś musiał zostać w biurze, chodziło o jakieś ważne przelewy. Nie wiem, nie znam się na tym, nie mam głowy do interesu, tym bardziej od dziś rana, kiedy zaginęła moja córeczka.
Siedziałam na kanapie w luźnym dresie i rozciągniętej bluzce, cała zapłakana, z toną zużytych chusteczek.
Zadzwonił dzwonek, a ja ociągałam się z podejściem do drzwi. W końcu otworzyłam. Blondyna od razu przytuliła mnie do siebie, a ja rozpłakałam się jeszcze bardziej, czując, że mam komu się wyżalić.
- Uspokój się  Viola, dostaniesz nerwicy, spokojnie, znajdziemy Laurę, obiecuję. Zrobie wszystko, żeby była cała i zdrowa. Wszystko, jasne? - patrzyła mi w oczy.
Nie potrafiłam wydusić z sibie nawet słowa, więc tylko pokiwałam głową. Wierzyłam jej, ufałam, chociaż nie znałam zbyt dobrze.
- Już dobrze, usiądź i powiedz, co się stało - po plecach poklepał mnie lekko Maxi, jego za to kojarzyłam, kilkukrotnie widziałam go w towarzystwie męża.
Posłusznie przysiadłam na kanapie i ręką zaczesałam włosy do tyłu, bo ciągle spadały mi na czoło i oczy, nieułożone. Starałam się opanować, żeby móc porozmawiać z nimi normalnie.
Byli moją ostatnią deską ratunku.
Powiedzmy sobie szczerze, muszę zaufać im w stu procentach, a jeśli nie oni, nikt nie znojdzie Laury.
- No wiec... - zaczęłam cicho, zamykając oczy, a w dłoni zagniatając chusteczkę, która przesiąkła łzami. - Wysłałam ją tylko do sklepu...I z niego nie wróciła- mój głos już zaczął się łamać.
- Nie płacz, nie płacz, tylko nie płacz - Ludmiła złapała moją rękę i popatrzyła w oczy, jakby karcąco, ale za razem z pełnym zrozumieniem... No tak, Federico. - Musisz być silna, nie ty jedna kogoś straciłaś, ale obiecuję, że odnajdziemy twoją córkę, tak Maxi?
- Tak - brunet skinął głową.
Przyjrzałam mu się uważnie. Wyglądał inaczej niż zawsze, był spokojny, wyglądał sympatycznie, tak pogodnie.
- Maxymilianie? - zmarszczyłam czoło, myślałam intensywnie. - W Londynie, w wydziale naszej firmy jest miejsce... które mógłbyś zająć. Marketing w terenie, coś takiego. Zastanów się, dobrze?
Oczy przejaciela Leona powiększyły się bardzo, a ja mimowolnie uśmiechnęłam się.
Telefon blondynki zadzwonił, więc odeszła od nas kawałek, jednak nie na tyle, byśmy nie mogli słyszeć jej słów. Przypuszczam, że zrobiła to specjalnie.
- A-ale jak to Camila? - szepnęłą dziewczyna. - Pablo, Cami...ona nie żyje. Yhym....Nie... Dobrze, jutro....Tak, jutro, obiecuję.
Rozłączyła się i przełknęła ślinę. Widać było, że się czymś denerwuje, ale nie pytałam o co chodzi, przecież mogła sobie tego nie życzyć.
- To... my już pójdziemy. Do zobaczenia - pociągnęła go za rękaw bluzki i wyszli szybko znów zostawiając mnie samą.

*Maxi*
- Pablo dzwonił, ma jakąś ważną wiadomość dla nas, którą powinna otrzymać Cam, mamy się z nim jutro spotkać, a najlepiej będzie, jeśli do tego czasu znajdziemy Laurę - mówiła szybko Luśka, kiedy wsiadaliśmy do srebrnego Jeepa, pożyczonego od Leona.
Domyślałem się, o co mogło chodzić, ale nie chciałem zaprzątać tym jej ślicznej główki. W chwili obecnej powinniśmy skupić się na poszukiwaniach tej małej, a nie, na tym co mogłby się stać...
- W lewo - odezwałem się nagle.
Znak wskazywał na centrum, a tam chyba najlepiej byłoby rozejrzeć się na początek.
Obesziśmy całe centrum miasta, ale nie było jej nigdie.
Do późnej nocy jeździliśmy po całym Buenos Aires, szukając jej. Niestety, nigdzie nie mogliśmy jej dostrzec. Całkiem jakby...
- Zapadła się pod ziemię - Ludmiła westchnięciem dokończyła moje myśli.
Zatrzymaliśmy się pod apartamentowcem, w którym ona obecnie mieszkała. Bezsilny, oparłem głowę o zagłówek. Około dwie doby bez snu, to chyba nie do końca dobry pomysł...
- A co jeśli kroś ją porwał? - wymamrotałem, przymykając oczy.
Blondynka spojrzała na mnie, co udało mi się dostrzec. Jej twarz wyrażała zaaferowanie i przerażenie. Wiedziała, że mogę mieć rację, a wtedy Laura jest w dużym niebezpieczeństwie.
- Cholera, Maxi a co jeśli ta cała X... - odezwała się drżącym głosem. - Musimy ją znaleźć!
- Jutro, Ludmi, dzisiaj oboje jesteśmy padnięci i nie zrobimy zbyt wiele - ziewnąłem. - Jutro, zaraz po spotkaniu z Pablo, tak?
- Dobrze - przytaknęła. Po raz kolejny była świadoma tego, jak bardzo sama siebie wykańcza. Trzy kubki kawy z bylejakiej stacji paliw, raczej nie zastąpią dawki potrzebnego snu. - Rozłożę ci sofę, dobrze? Tak będzie lepiej i szybciej, niż jeśli zawiozę cię teraz do domu...
Przytaknąłem, po czym wysiadłem z samochodu i skierowałem się w stronę jej obecnego lokum.

Następnego dnia obudziłem się koło dziewiątej rano, Ludmi jeszcze spała, więc postanowiłem zrobić nam śniadanie. Wyjąłem patelnię i wszystkie potrzebne składniki do zrobienia naleśników.
- Co tak pachnie? - usłyszałem jej zaspany głosik, kiedy nakładałem jedzenie na talerze.
- Śniadanko, siostrzyczko - posłałem jej promienny uśmiech. - Masz ochotę?
- No jasne - przytuliła mnie i dała całusa w policzek. - Jesteś najlepszym niby bratem - zachichotała cicho.
Popatrzyłem na nią rozbawiony. Miała na sobie getry, czy tam legginsy - nigdy nie rozumiałem, czy to się różni - imitujące dżinsy i pomarańczowy top na ramiączkach, idealnie podkreślający jej kształty.
- Mam piękną siostrę - poczochrałem jej włosy, splecione w warkocz, tym samy trochę niszcząc jej fryzrę, za co skarciła mnie wzrokiem.
Pstryknęła mnie w nos i usiadła przy stole. Postawiłem przed nią jedną z porcji, a sam zacząłem jeść drugą.
- Jesteś świetnym kucharzem, ale brakuje mi tu bitej śmietany... - podeszła do lodówki, wyjęła puszkę ze słodkim kremem, wstrząsnęła i zamiast na naleśniki, śmietana trafiła na mnie, a Ludmiła uśmiechnęła się szyderczo. - To za rozwalenie mi włosów - zaśmiała się.
 Nie potrafię się na nią złościć, zamiast jakoś się zemścić, wybuchnąłem śmiechem, a zaraz po sniadaniu wziąłem prysznic.
Koło dwunastej byliśmy już pod Studiem. Można powiedzieć, że wróciliśmy do punktu wyjścia, bez punktu zwrotu.

~
Hejo!
Przybywam dziś do Was z rozdziałem 22-gim, który długością nie grzeszy, tak samo jak i pewnie jakością.
Nie wiem czy mi się podoba, ciężko mi to stwierdzić.
Jak wiecie czekam na Wasze opinie ♥

Przypominam o konkursie, w którym można wygrać bilet na Violetta Live w Warszawie.

Mam dla Was spojlerek:
- Spotkanie Fran;
- Odnalezienie Laury;
- Straszny sen Ludmiły.

Kocham Was wszystkich bardzo mocno ♥

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Hej Kochanie <3
      Bardzo się cieszę, że mogłam tu zajrzeć na spokojnie i przeczytać wszystko bez pośpiechu *.* Rozdział jak zwykle Cudowny <3 Moim zdaniem jest lekki i bardzo przyjemnie się go czyta :) Chociaż może mam tylo takie wrażenie... xd Och, Ludmiła ;) Maxi jak zwykle spoko ziooom xD Sorry ale Leon i te "Maxymiliano" :") mnie rozwaliło xD ja też nie lubię jak ktoś mówi do mnie pełnym imieniem np- "Julianno chodź do tablicy" XD Jak to wg brzmi?? xd To jest po prostu straszneee :D chociaż imię Maxiego mi tam się podoba :D Och Laura <3 Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze :>
      hmm... zaraz będę musiała lecieć pisać do siebie :) Ale muszę cie poprosić abyś wpadła na pewną notkę:
      http://fedemilaviolettamarzenia.blogspot.com/2015/07/moze-zaczniemy-wszystko-od-nowa.html
      Mam nadzieję, że przeczytasz co tam napisałam to dla mnie naprawdę ważne :) Pozdrawiam Cię cieplutko <3 Kocham Mocno <33

      Usuń
  2. Cześć !
    Długo mnie tutaj nie było. Czuje się okropnie, bo nie skomentowałam tych najważniejszych że tak powiem postów na Twoim blogu. Nie zależało to jednak ode mnie tylko od tego durnego internetu -,-
    Mam nadzieje że mi wybaczysz :)
    Co do rozdziału jest wspaniały *,*
    Dziewczyno masz ogromny talent więc proszę Cię nie myśl już k odejściu z bloggera.
    Muszę niestety kończyć bo mam jeszcze dużo do nadrabiania <3
    Kiedy Fedemilcia tak a propo ? xD
    Do następnego posta :*
    Kocham, Tini :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty pamiętaj żeby mi robić reklamę, już ty wiesz... Ja będę szablon robić jak się uporam z zamówieniami... Maxi i Lu - zawsze ich shippowałam. W sumie powinno się shippować dobrego i złego, no wiesz León + Diego, Violetta + Ludmiła, Violetta + Wszystko Co Się Rusza. I tak urocze ^^
    Ludka przypomniała mi Gregorio i jego 'Dziękuję... Dziękuję. Dziękuję! Doktorze, dziękuję!'
    I bita śmietaaaanaaa! Mniam ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej !
    Długo mnie nie było, to przez wyjazd, byłam odcięta o internetu.
    Rozdział jest świetny.
    Maximiliano, jakoś dziwnie gdy chodzi o Maxiego, ale ładnie brzmi jego całe imię .
    Laura - mam nadzieję, że ją znajdą.
    Tak właściwie to dokładnie po przeczytaniu, napisałam tamten kawałek komentarza powyżej tych trzech krótkich zań i nie mam bladego pojęcia co napisać, jedynie wgapiam się w szablon i myślę na wykonaniem nagłówka, a tak w ogóle to łany wygląd bloga.
    No to do nexta
    Pozdrawiam cieple.
    Kc <3
    Hania

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj!