sobota, 30 maja 2015

Mi Amor - 17 + notka.

" ~  Umierałam ze strachu ~ " 


*Ludmiła*
Ciemność otaczała nas już niechybnie od kilku godzin. Zrobiło mi się cieplej, ale ból głowy ciągle mi dokuczał. W dodatku nie mogłam pozbyć się uczucia, że niebawem coś może się zdarzyć.
Camila pochrapywała, a ja jakoś nie mogłam spać. Te fakty nie kleiły się ze sobą. Porwanie Fede, mnie i Cam, śmierć Diego, teokropne rzeczy, które próbował zrobić Cement, pojawienie się w Studiu Angie i jeszcze te dziwne zdjecie Violetty z Leonem w Studiu.. To bardzo dziwne. Mam wrażenie, że tu chodzi o coś więcej niż zemsta, tak jak mówił Feder. On nie wie, a jak wie, to nie zna całej prawdy.
- Mam! - krzyknęłam nagle, podnosząc się. Po chwili jednak zakryłam usta ręką, bo zdałam sobie sprawę, że obudziłam koleżankę i pewnie jest na mnie wściekła.
- Ludmiła, do cholery jasnej, co się znów dzieje - warknęła. Nie myliłam się.
- Cami, przepraszam cię bardzo - westchnęłam. - Ale ja już mam część tej układanki. Tu wcale nie chodzi o mnie. Osoba, która to wszystko zaplanowała, ugania się za poszczególnymi osobami ze Studia, tak jakby miała im coś za złe, jakby owszem, chciała, żeby zapłacili. Tylko...to duża grupa ludzi.
-Co sugerujesz? - głos rudej stał się cichszy.
- Fede, ja, ty, Diego, Violetta i Leon - wszyscy chodzili do On Beat.
- Ty nie - zaprzeczyła.
- A no właśnie. Dlatego brakuje mi tu czegoś, kogoś, jakiegoś faktu albo zdarzenia, które - zaczęłam, ale nie było mi dane skończyć.
- Brod - przewała mi dziewczyna.
- Kto to? - moja ciekawość osiągnęła szczyt. Byłam rozemocjonowana i chociaż wiedziałam, że tak łatwo nie uda mi się nic wywnioskować, po zebraniu wszystkich puzzli na jedną kupkę, może da się ułożyć obrazek. Ale powoli, najpierw ramka.
- Mój mąż - szepnęła. - Jest instruktorem tańca, uczył się tam.
- Ty  masz męża? - dobrze, że nie widziała mojej miny, bo chyba by mnie zabiła.
- Tak, mam. Ale nie jestem dobrą żoną - westchnęła. Ton jej głosu kipiał smutkiem, zażenowaniem i poczuciem winy. Już wiedziałam, że to dla niej ciężki temat.
Przygryzłam wargi, nie wiedziałam, czy mam pytać dalej, czy lepiej byłoby milczyć. Wpatrywałam się w mrok, próbując zdobyć się na coś.
- Zdradzałam go  - odezwała się, zanim zdążyłam się zdecydować.
Nie mogłam jej oceniać, nie znałam powodów, by ją oskarżać, może miała podstawe do tego...
- Rozumiem - powiedziałam cicho, zamykając oczy i kładąc się na podłodze.

*Federico*
Rano, kiedy Gery przyniosła mi śniadanie, już nie spałem. Nie przespałem prawie całej nocy, ale to już tak na marginesie. Ciągle myślałem o mojej złotowłosej księżniczce, o tym, że jest gdzieś blisko, a ja nawet nie mogę jej przytulić.
- Gery - odezwałem się, nie wstając z łóżka. Byłem przykryty kocem, wpatrywałem się z biały sufit i muchę, która latała po nim już od kilku godzin. Nie, nie nudziłem się,byłem zbyt zajęty swoimi myślami.
- Co się stało? - podeszła do mnie na kilka kroków.
- Chciałbym zobaczy się z Ludmi. Tak, twarzą w twarz - popatrzyłem na nią niepewnie.
- Zapytam m...mojej szefowej i zobaczymy co się da zrobić - uśmiechnęła się blado, po czym wyszła.
Wierzę, że jest dobrą osobą i chce odkupić swoje winy, a to, że tu jest, wcale nie wiąże się z jej własnymi wyborami.
Dlaczego to wszystko musi być takie zaplątane? Aktualnie, to już nic nie wiem. Nie mam pojęcia, gdzie jestem, kiedy ostatnio byłem wśród normalnych ludzi, jak stąd wyjść, komu mogę ufać... W mojej głowie jest tysiąc pytań, ciągle ich przybywa, a ja na żadne nie umiem znaleźć odpowiedzi.
Nie wiem ile czasu znów minęło, a moja dawna koleżanka pojawiła się w drzwiach.
- Wieczorem będziesz mógł się z nią zobaczyć - poinformowała.
Moje serce zabiło szybciej, pod wpływem impulsu zerwałem się i przytuliłem ją.
- Dziękuję.
- Nie ma za co, zasługujesz na to.
Znów zostałem sam. Zjadłem śniadanie i przebrałem się, nawet włosy znów postawiłem na żel. Czułem, że mam skrzydła, że mogę latać. Myśl, że będę mógł dotknąć, przytulić, pocałować, moją Lusię, napawała mnie niepojętym szczęsiem. Nie potrafię nawet wyrazić stanu euforii, w której się znajdowałem. Ze skrajności w skrajność, najpierw ogromna melanchonia, teraz radość.
Te kilka godzin zleciało mi szybko i tylko czekałem, aż Gery przyjdzie, by powiedzieć mi, że mogę  już wyjść.
Kiedy tak się stało, chciałem skakać z radości. I może zachowywałem się jak mała dziewczynka,które właśnie dostała wymarzoną Barbie. Możliwe. Jednak, wtedy, nic się dla mnie nie liczyło.
Brunetka otworzyła przede mną drzwi do pomieszczenia, w którym przebywały dziewczyny, a ja, wszedłem do środka, udając jak najbardziej opanowanego. Zapaliłem światło, bo doskonale wiedziałem, gdzie jest jego włącznik.
Obie momentalnie popatrzyły na mnie, a moje słoneczko oniemiało.
Podszedłem do niej, przykucnąłem iwziąłem ją w ramiona. Ukryła twarz w zagłębieniu mojejszyji, a ja w burzy jej jasnych loków.
- Federico - szepnęła przez łzy szczęścia. - Bałam się, tak potwornie się bałam. O ciebie, o to, że nigdy więcej cię nie zobaczę. Umierałam ze strachu.
- Mhym - mruknęła pod nosem rudowłosa, ale jakoś nie zwróciłem na to uwagi.
- Tęskniłem za tobą - powiedziałem wprost do jej ust, które muskałem swoimi wargami.- Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham - najpiękniejsze słowa, jakie mogłem kiedykolwiek, od niej usłyszeć.

*Camila*
- Przepraszam, że przeszkadzam, moje gołąbeczki - odezwałam się po jakimś czasie.
Nie chciałam im przedtem przeszkadzać, wyglądali niezykle uroczo, widać było że na prawdę bardzo im na sobie zależy. Kochane dzieciaki.
- Camiś, jak ja cię dawno nie widziałem - Fede uścisnął mnie, po czym odsunął się i objął Luśkę. - Świetnie wyglądasz.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Zrobiłaś coś z włosami? - zmarszczył brwi, przyglądając mi się intensywnie.
- Zmieniłam kolor - zaśmiałam się. - Ale teraz nie będziemy rozmawiać o moim wyglądzie. Federico,zdawało mi się, czy miałeś jakiś rzekomo genialny plan?
- Czemu rzekomo - prychnął, udając oburzonego.
- Bo chyba wszyscy wiemy, jak błyskotliwa jest twoja inteligencja.
Nawet w tak beznadziejnych okolicznościach, niebezpieczeństwie, jego ciągle trzymało się poczucie humoru. Nie mam pojęcia jak ten człowiek to robi, ale zwyczajnie zaraża swoją pozytywną energią eszystkich, których tylko ma w pobliżu.
- Czuję się obrażany - przeczesał grzywkę ręką, patrząc mi w oczy.
 Kurczę, momentalnie przypomniały mi się nasze wspólne chwile spędzone na plaży, w parku, czy w domu. Byliśmy fajną parą. Ale najwidoczniej, to nie tak miało być, nie nam zostało pisane, tak w niebie, u góry, i każde z nas miało iść włsaną ścieżką.
- Okayo, żarty żartami, ale czas ucieka - westchnęłam cicho, sama siebie przywołując na ziemię. - Feder, mów.
- No więc, wydaje mi się, że skądś znam to miejsce, Lu, ty chyba będziesz wiedzieć. W każdym bądź razie, wiem, gdzie jest wyjście, wejście, o której i kto go pilnuje, bo od kiedy ostatnio uciekłem, zrobili sobie wartę.Teraz to ogrodzenie jest prawie jak Mur Berliński. Ale damy radę. Jeśli ja odwrócę uwagę Gery, która stoi przy głównej bramie około osiemnastej, będziecie musiały się wymknąć...
- Ej, to mamy jakieć dziesięć minut - przerwałam, zerkając to na niego, to na blondynkę.
- Wiem. Odwrócę uwagę wszystkich, a wtedy droka będzie wolna.
- Federico - Lusia cichutko wypowiedziała jego imię i połyła bladą rękę na jego ramieniu. - My jesteśmy w sierocińcu... a ja nigdzie nie idę stąd bez ciebie.
- Kochanie, ona mnie pielęgnuje jaj jajko, nie pozwoli by mi coś się stało, jeśli ciebie nie będzie.
Rzuciła mu się na szyję i znów rozpłakała się. Zamknęłam oczy i w wyobraźni przywołałam obraz Broadaya, który mógłby nosić mni na rękach, tak jak Pasquarelli swoją dziewczynę.
- Idizemy - niespodziewanie przerwałam im tę jakże wzruszającą chwilę. Pociągnęłam obojga w stronę drzwi głównych. Teraz jeszcze pozostaje problem - wydostać się z budynku.

~
Cześć perełki, co sądzicie o tym rozdziale?
Moim zdaniem nie jest najgorszy, o. Ale baaardzooo krótki :< Buuu.
Kurcze, czuję się okropnie. Kiedyś chyba padne z przemęczeia xd. Kto ma mnie na snapie może wiedzieć jak nieraz ciężkie mam dni, ehhh... Jak ja się cieszę, że już prawie wakacje, na serio, nie macie pojęcia.
~
Spooojleeerki, hyyhyyy...
- Ucieczka Lu i Cam
-  pomoc męża Camili
-Spotkanie Ludmiły z Pablo.
~
A wiecie co ostatnio znalazłam, czytając moje stare rozdziały? Jeden taki wspaniały blog... http://fedemila-nowa-historia.blogspot.com/ Kurczę, tęsknię za nim.
Ogólnie? Tęsknię za wszystkim tym, co miałam, a teraz tego nie mam. Albo raczej za osobwami, które były i zniknęły, za ~Veronicą, za Szaligiem,Lumottu, za tymi osobami, które całym moim serduszkiem kochałam i ciągle kocham. Jest ich dużo, dużo. Serio :<
Jeśli ktokolwiek z nich to czyta, to musicie wiedzieć, że jesteście dla mnie bardzo ważni, no kurcze, no.
~
NO KOCHAM WAS BARDZO, NO ♥

sobota, 23 maja 2015

Mi Amor - 16.

~"[...] droperydol lub eter "~




*Ludmiła*
Mimo przestróg Cami, poszłam dzisiaj do Studia, musiałam zabrać stąd moje wszystkie rzeczy i pożegnać się ze wszystkim, w ogóle, wypisać z tej szkoły.
Bardzo nie chciałam tego robić, ale obiecałam... Poza tym, zaufałam Cam,a ona mi. Nie mogę jej zawieść. Nie mogę, o. Muszę to sobie powtarzać, aż do mnie dotrze, że nie łamie się danego słowa, chyba, że w ostateczności.
Tak, Ludmiło?
Tak.
Rozumiesz?
Tak.
Dobrze, nie będę ciągnąć tego idiotycznego dialogu między mną, a... mną. Debilizm, naprawdę, chyba jest ze mną bardzo, bardzo źle.
Podeszłam do mojej szafki i wyjęłam z niej wszystkie rzeczy, po czym wrzuciłam je to sporych rozmiarów torby,oczywiście pasującej do moich ubrań.
Nie chciałam by ktoś mnie widział. Wiem, że na początku miałam zamiar się żegnać, ale po dłuższym namyśle, doszłam do wniosku, że może jeszcze uda mi się tu wrócić. Może, kiedyś...
Idąc szerokim korytarzem, wpadłam na kogoś. Wszystko, co miałam, wysypało się na podłogę, a ja sama upadłam. Uniosłam wzrok na postawną sylwetkę i uśmiechnęłam się leciutko.
- Cześć Maxi - szepnęłam.
Chłopak pomógł mi wstać i pozbierać wszystko.
Rozmawialiśmy chwilkę o wszystkim i o niczym, nawet nie wiem ile nam razem minęło, zawsze tak mam, że tracę poczucie czasu, a potem, biegną na złamanie karku, choć i tak już jestem porządnie spóźniona.
Tym razem tak nie było, tym razem stało się inaczej, tym razem naszą pogawędkę przerwał rozrywający bębenki w uszach i przeszywający serce na wskroś, huk. Niepewnie, wystraszona, podeszłam do wejścia. Wszytko, co mnie otaczało, stało się niewyraźne, jak nieprzytomna, zmierzałam w stronę podwórka. Obraz wydawał się mglisty, a ja nie myślałam trzeźwo. Nie zwracałam najmniejszej uwagi na przyjaciela, który najpierw próbował mnie zatrzymać, a potem już tylko rozpaczliwie wymawiał moje imię. Cała akcja działa się jakby w zwolnionym tempie. Obok mnie wirowały pociski, wystrzelane z pistoletów ludzi, ustawionych tu i ówdzie, za drzewami, murami... Na ziemi leżeli ludzie. Krwawili, umierali. Byli wszyscy, mężczyźni, chłopcy, kobiety, dziewczyny, a nawet dzieci. Nikt nawet nie walczył, nie próbowali prosić o pomoc, zwyczajnie się poddali, polegli.
Nagle poczułam mocne, impulsywne, niespodziewane i energiczne szarpnięcie i nie mam bladego pojęcia jak, ale znalazłam się pod jakimś dużym drzewem. To były ułamki sekund... Obok mnie leżał Diego. Z jago piersi sączyła się czerwona ciecz.
- Diego - padłam na kolana. - Nie rób mi tego.
Z moich oczu płynęły łzy, serce waliło jak oszalałe, nie wiedziałam co się dzieje.
- Ludmi, spokojnie, nie martw się o mnie - odezwał się cicho, delikatnie unosząc kończiki ust.
- Uratowałeś mnie, kosztem własnego życia - łkałam.
- Odkupię winy - powiedział ostatkiem sił. - Ona tu jest, znasz ją, uderz w jej słaby punkt, Lu...
Już więcej nie wypowiedział nic. Nawet słowo nie padło z jego już sinych warg. Pochylałam się nad nim, płacząc rzewnie. Nie, to nie mogła być prawda. Wszystko było tylko głupim snem, fikcją...
- Ludmiła, cholera, rusz się! - ktoś krzyknął na mnie.
Uniosłam wzrok, z moim oczom ukazała się Camila. No pięknie, lepiej być już nie mogło.

*Camila*
Ludmiłą jest niereformowalna. Mówię: nie idź, ona idzie. Zawsze. Zaw - sze. Z A W S Z E.
Kiedyś doprowadzi mnie do białej gorączki, albo rozstroju nerwowego, przysięgam.
Dobrze, że gdy nie zjawiła się w porę w ustalonym miejscu, wiedziałam gdzie mam jej szukać.
Przyszłam w samą porę bo jeszcze kilka minut więcej i mogłaby tego nie przeżyć. Przecież to takie nierozumne, nieporadne stworzenie. Ciągle trzeba się nią zajmować, na okrągło potrzebuje opieki. Może zatrudnię jej nianię, jak małemu dziecku...
- No przebieraj tymi nogami! - krzyknęłam, gdy byłyśmy jeszcze nie tak daleko od Studia.
Dzięki moim umiejętnością, jako byłej agentki FBI, udało nam się bez najmniejszego problemu minąć tych wszystkich snajperów.
- Ludmiła, cholera jasna, czy ty nie rozumiesz co się do ciebie mówi? - zapytałam, gdy już mogłyśmy spokojnie rozmawiać. - Jesteś tak głupia, czy tylko udajesz?
- No sorry, Camila, ale musiałam, ok? - złożyła ręce na piersiach.
- Nie wymądrzaj mi się tu, bo teraz żadna z nas nie jest bezpieczna - syknęłam.
Buzowało mnie, miałam wrażenie, jakbym miała zaraz wybuchnąć. Takie dziwne, beznadziejne uczucie, kiedy, niestety, się o kogoś troszczysz, a jednocześnie sam mach ochotę puścić mu kulkę w łeb.

*Ludmiła*
Szłam szybkim marszem z Camilą prawie potykając się o własne nogi. Już szybciej chodzić się nie da, przysięgam.
Nie wiem, czy naszą wymianę zdań można uznać za kłótnię. Raczej nie. To było raczej pouczanie mnie przez nią i moja niezgoda z jej słowami. Ehh, zawiłe.
W pewnej chwili przejechał obok nas jakiś czarny wan. Początkowo wcale nie zwróciłam na niego uwagi, ale kiedy zdałam sobie sprawę, że ciągle krąży wokół nas, przestraszyłam się trochę. Szepnęłam o tym Cam, a ona popatrzyła za samochodem, któego nagle nigdzie nie było i stwierdziła, że mam zwidy. Super, najzwyczajniej świetnie.
Nie musiało minąć dużo czasu, by pojazd o którym mówiłam zatrzymał się przy nas, a mężczyźni, którzy z niego wyskoczyli, i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, zakneblowali nam usta, związali ręce, nogi i wepchnęli do środka. Nie wiem co za ścierki przyłożyli nam do twarzy, ale były nasączone czymś, co sprawiło, że momentalnie zaczęły kleić mi się oczy. Camila, kiedy się obudziłyśmy, mówiła, że to halton. Ja stawiałabym, jako kobieta, która ukończyła medycynę, na droperydol lub eter.
Potem, była ciemność i piękne sny.
Jwdnak, co piękne, nie trwa długo. Obudziłam się, wydostając w objęć Morfeusza.
- Camila - szepnęłam cichutko. - Śpisz?
- Nie, Lu - usłyszałam jej głos.
Starałam się rozejrzeć, ale wszędzie panowała ciemność.
- Gdzie jesteśmy, Camila? - zapytałam ponownie, starając się stwierdzić, skąd dobiega jej głos.
Nie dość, że czułam się potwornie emocjonallnie, bolała mnie głowa, ręce, to jeszcze było mi zimno.
- Chciałabym wiedzieć, serio - prychnęła.
Westchnęłam cicho. Pewnie na jakimś odludziu, gdzie niechybnie zginiemy, zostaniemy zabite. Już widzę jak nas dusza, zastrzelają, wieszają, ćwiartują czy jeszcze coś innego...
Ciarki przeszły mnie na samą myśl o tym.
- Boję się - wyznałam szczerze. Co mi tam, być może to i tak ostatnie minuty mojego życia.
I nagle wszystkie szczęśliwe chwile przemknęły mi przed oczami. W sumie, to nie było ich znów tak mało...

*Federico*
Od kiedy uciekłem, panienka X, bo w końcu nie dowiedziałem się, jak szanowna paniusia ma na imię, postanowiła przydzielić mi pokój. Mam tu łazienkę, lodówkę z jedzeniem i piciem, telewizor, łóżko i nawet szafę z ubraniami, a w dodatku 3 razy dziennie jakiś mięśniak przynosi mi jedzenie. A no i zapomniałbym o stosie książek, kartkach i długopisach. Szkoda tylko, że jest to gdzieś na piątym piętrze, a okna są za kratami. Czuję się trochę jak więzień, ale nie jest źle, warunki praktycznie jak w hotelu.
Dzisiaj wstałem rano, wcześnie, nawet przed świtem. Włączyłem sobie telewizor, ale zamiast jakichś głupich programów, na ekranie zobaczyłem czerń. Zmarszczyłem brwi. Słyszałem niewyraźne głosy.
Przygłośniłem dość mocno, a wtedy udało mi się wyodrębnić kilka pojedyńczych słów, poza tym rozpoznałem tonację Lud. MOJEJ LUD.
Zerwałem się z miejsca i chodziłem w kółku, pochłaniając ciastka. Czekałem, aż ktoś przyjdzie ze śniadaniem. W końcu ta chwila nastała, a moim oczom ukazał się ktoś, kogo nigdy bym się nie spodziewał.
- Hej, Federico - usłyszałem delikatny głos dziewczyny.
- C- cześć  - odpowiedziałem, zupełnie zdezorientowany.
- Masz tu dzisiaj płatki owsiane - poinformowała mnie. - Potrzeba ci dzisiaj jeszcze czegoś?
- Chcę wiedzieć co jest z Lud, gdzie ona jest i czemu widzę ją w pomieszczeniu, w którym sam tak długo byłem.
Ona wyszła bez słowa, a ja zabrałem się za jedzenie. Gdy jestem zdenerwowany - jem, bo to mnie uspakaja. Chyba powinienem poprosić o melisę, a byłem bardzo zły, wściekły wręcz, zwłaszcza, gdy 'przyjaciółka' poinformowała mnie, że jej szefowa, dla której tu pracuje, czyli ta właśnie, która mnie porwała, przetrzymuje też Ludmiłę.
Miałem ochotę coś rozwalić. Nosiło mnie i od środka rozrywała negatywna energia.
Musiałem wymyślić jakiś sensowny plan, który mógłby coś zdziałać...

~
Cześć perełki. Jak tam u Was? Jeśli mam być szczera, to u mnie niezbyt... Eh, szkoda gadać. No tak, ale rozdział jest i moim zdaniem prezentuje się... znośnie.
A Wy, co sądzicie?
Proszę, skomentujcie :*
~
Trzy sprawy organizacyjne ;)
Po pierwsze, jak pewnie część już zdążyła zauważyć, otworzyłam sondę, bardzo bym chciała, żebyście zagłosowali.
Dalej... Tak jak kiedyś pisałam, zrobiłam stronę o moich dziwnych filozofiach, fanaberiach, odczuciach. Wczoraj napisałam pierwszy tekst, także ten, no, zapraszam (?). Sto=rona "Moimi oczami. Mundo"
I ostatnia sprawa... eh, nie wiem jakie mam do niej podejście To bardzo miłe o w ogóle, ale z drugiej strony poję się, że powiecie, że gwiazdorzę, czy coś, ale ok... Jakaś dziewczyna założyła aska o mnie... Nie wiem co mam o tym sądzić, serio. Gratuluję odwagi tej osobie i co, mam polecić jej ask?
No nie weim, jak chcecie, to wejdźcie: www.ask.fm/fankawerci
~
Ok, czas na spojlerek, co?
- Szczera rozmowa Cami i Lu
- spotkanie Fede z Lu
- Rozpoznanie miejsca pobytu -> bolesne wspomnienia -> plan Fede.
~
No to chyba tyle na dzisiaj, co nie?
Kocham Was mocno, moje perełki i dziękuję, że jesteście.
~
Miśki, nie mam siły na sprawdzanie, postaram sie to jakość w ten weekend zrobić :*

sobota, 16 maja 2015

Mi Amor - 15.


~" Cześć siostrzyczko"~




*Ludmiła*
W Studiu tego dnia byłam bardzo wcześnie, praktycznie o świcie. Obudziłam się w środku nocy, znów miałam straszny sen. Znów Federico i dziwne wizje jego śmierci. Boję się o niego, strasznie się boję, że mogę go więcej nie zobaczyć. Kocham go jak głupia, mimo że coś ciągnie mnie też ku Diego.
To chore, niepojęte. Sama siebie nie umiem zrozumieć.
Weszłam do jednej z pustych sali. Chciałam pograć trochę na gitarze, poćwiczyć piosenkę, którą niedawno napisałam na zaliczenie u Pablo.
Usiadłam na krześle z instrumentem w ręce, a słowa same ze mnie wypływały. Nie potrafiłam też zatrzymać łez, które cisnęły mi się do oczu.

Napisy na dawnych murach wspomnień
Szczęście parne i ulotne
Zachwyt w twych oczach na krótko widziany
Mój szloch znów obija się o ściany.

Zagryzałam wargę, próbując trzymać się w ryzach. Oddychałam głęboko, ale nieregularnie. Wstałam, oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy. Próbowałam się uspokoić, dać sercu wrócić do rytmu swojego bicia. 
Nagle usłyszałam trzask drzwi. Odemknęłam powieki, a moim oczom ukazał się Clemą. Momentalnie wstałam, wystraszona. Wiedziałam już, do czego jest zdolny. Przełknęłam ślinę.
- Ludmiła - odezwał się, podchodząc do mnie na bardzo niebezpiecznie bliską odległość.
- Clement, co ty... - Głos uwiązł mi w gardle. Cofnęłam się pod ścianę, potykając o własne nogi. Czułam jego gorący oddech na mojej twarzy, jego silny ucisk na moich ramionach. Nie mogłam się ruszyć - stałam jak sparaliżowana licząc, że zaraz się odsunie i... Dlaczego cię tu nie ma, Fede Diego?
- Nie szarp się - zaśmiał się, przyciskając mnie do ściany. Spróbowałam go odepchnąć, ale byłam zbyt słaba żeby się to udało. Nie drgnął nawet o milimetr.
- Wyjaśnij mi co próbujesz zrobić! - krzyknęłam, próbując się wyrwać. Uśmiechnął się cynicznie, głaszcząc mnie po policzku.
-Och, zapewniam cię, że ci się spodoba...
W myślach błagałam, by pojawił się ktoś. Ktokolwiek. Malutkie kropelki sunęły po moich policzkach. Zaciskałam ręce w pięści, a oczy w cieniutkie szpareczki.
- Zostaw mnie, proszę - szepnęłam bezsilnie.
Nie musiałam długo czekać, by poczuć jego sile dłonie na swoich biodrach.
- Nie słyszałeś, co powiedziała? - do moich uczu dobiegł niespodziewanie tak dobrze znany mi głos.
Mimo to, ciągle bałam się odemknąć powieki. Strach mnie sparaliżował.
Stałam chwilę, nie mogąc się ruszyć. Potem przestałam dotykać ziemi.
Ktoś niósł mnie na rękach.
Ciągle szlochałam, zagryzając wargi. Starałam się uspokoić, ale nie umiałam. Moje serce wykonywało tysiąc uderzeń na sekundę.
- Już dobrze, skarbie - Diego szepnął mi do ucha.

*Diego*
- Puść mnie. Nie dotykaj mnie. Niech nikt mnie nie dotyka! - wrzasnęła, uderzając mnie w policzek. Nieco zdziwiony postawiłem ją na ziemi, jak zawsze wiedziała czego chce... Wyciągnąłem w jej stronę rękę, ale odsunęła się, jakbym był tym... Tym... Szkoda na niego słów. 
- Ludka, jest dobrze - powiedziałem cicho, patrząc w jej oczy. - Nie skrzywdzę cię, zaufaj mi.
Ona popatrzyła na mnie swoimi zapłakanymi oczkami, w których wyczytałem tylko ból.
- Powiedz, dlaczego wszyscy chcą mojego cierpienia? - usłyszałem jej delikatny, słaby i drżący głos.
- Ja nie - zbliżyłem się do niej nieznacznie.
Moje kochanie, nienawidzę patrzeć na jej smutki. Rozłożyłem ramiona, a ona wpadła w nie. Zamknąłem jej drobne ciałko w uścisku i pozwoliłem się wypłakać.
Nie ważne, że ludzie ze Studia, który przechodzili obok patrzyli na nas dziwnie.
- Kocham cię - pogłaskałem ją po główce, odgarniając złote loczki z czoła.
Dziewczyna tylko pociągnęła nosem.

- Kochasz? - zapytała cicho, spoglądając na mnie mieniącymi się od łez, bursztynkami. Uśmiechnąłem się, stając na palcach żeby odstawiać scenę z filmów romantycznych - oprzeć podbródek o jej głowę. Ile centymetrów mają te szpilki?
- Kocham - powtórzyłem, jednak rezygnując z tego pomysłu.
- Jeszcze sobie pogadamy, Ferro - krzyknął w naszą stronę Clement. Objąłem ją jeszcze mocniej, ale już tylko jedną ręką. Drugą pokazałem mu co myślę o jego szczeniackim zachowaniu...
- Diego, co to za zachowanie?!
Odwróciłem się na pięcie, teatralnie wywracając oczami.
Zobaczyłem dobrze mi znaną, panią tajny agent. Uśmiechnąłem się do niej.
- Znasz go - prychnąłem.
- No niestety - westchnęła, kierując swój wzrok na zdezorientowaną Lu. - A tak w ogóle, to hej wam.
Stała z złożonymi na piersi rękami, ubrana w czarne legginsy i top oraz wysokie buty na szpilce tego samego koloru. Ogniste włosy wiązała w wysokiego kucyka.
- Cześć siostrzyczko.
- Digito, to że jesteś starszy, nie daje ci prawa do takiego zwracania się go mnie - warknęła. Nigdy nie lubiła, gdy tak do niej mówiłem.


*Ludmiła*
Camila spojrzała na niego zaciskając pięści. Myślę, ze gdyby nie ja mogłaby się na niego nawet rzucić... Ale podgarnęła tylko swoje włosy i z godnością stanęła z nim oko w oko.
- Co się stało? Lusiu, chcesz o tym porozmawiać, kochana? - zapytała troskliwie, ciągnąc mnie w swoją stronę. Teraz to Diego się na nią wściekł... A mi było już właściwie wszystko jedno, chciałam po prostu spotkać się z Federico pójść już do domu.
- My tu rozmawialiśmy - poinformował ją sarkastycznie. Ruda uśmiechnęła się z politowaniem.
- Ty jesteś facetem, nie zrozumiesz - stwierdziła kpiąco. - Tak samo jak tego żeby zabierać ubrania z łazienki, nie jeść jak świnia ani tego, że koszulka po trzech dniach nie nadaje się już nawet do...
- Okey! Idź już, mam cię dosyć, młoda - prychnął. Pocałował mnie w policzek, a potem mrugnął do mnie. - Będę na ciebie czekał po zajęciach...
Poszłam z Cam do parku. Przyznam, że troszkę zdziwiło mnie jej zachowanie, ostatnio kiedy się widziałyśmy była dla mnie oschła i nieprzyjemna. A jeszcze bardziej zaskoczył mnie fakt, że pojawiła się w Studiu... Przecież uważała to miejsce za tek szalenie niebezpieczne.
W pierwszej chwili byłam zbyt roztrzęsiona, by o tym myśleć, potem jednak zdałam sobie sprawę, że musiało się coś stać.
- Camila, co ty tu tak właściwie... - zaczęłam, ale przerwała mi gestem dłoni.
- Mówiłam ci, że nie powinnaś tu przychodzić, a mimo to, nie posłuchałaś się mnie. Ludmi, lubię cię i martwię o ciebie. Wiem, że chcesz do Federico, ale ona tam ma wszystko jak na dłoni. Przy Diego też nie jesteś bezpieczna. Jego przeszłość nie powinna dawać ci mu ufać. Wiem, co próbował zrobić Clement. Mam wgląd na kamery - tłumaczyła, trzymając moje dłonie w swoich. - Proszę cię, opuść to miejsce, bo będzie już tylko gorzej.
- Ale... - zawahałam się chwileczkę. - Ale jak przeszłość Diego? I kim jest ona? Znasz ją?
- Proszę, nie zadawaj zbędnych pytań.
Wiedziałam, że ona wie. Momentalnie wszystkie moje teraźniejsze problemy prysnęły i skumulowały się w jeden, ogromny dylemat. W mojej głowie pojawiło się następne pytanie, na które odpowiedzi nie miałam dostać. 

- Powiedz mi tylko kim jest Diego... Powiedz mi kim ona jest - błagałam. Camila wywróciła oczami, a ja jej twarz wrócił nieprzyjemny grymas i oschłość.
- Jesteś jeszcze małym, nieodpowiedzialnym dzieckiem, ale teraz masz po prostu stąd uciekać. Nie wierzyć Diego. Nie wierzyć nawet mi, rozumiesz? - zapytała puszczając moje ręce. - Pomogę ci. A teraz idź, mówiłam ci już.
Spuściłam wzrok, ale po chwili wyciągnęłam bezradnie lewą dłoń z jej kierunku.
- Co z Diego? Czeka na mnie... - szepnęłam. Camila spojrzała na mnie smutno, a potem pogłaskała po głowie.
- Kwiatuszku, on nie jest dobrym człowiekiem


*Camila*
Cholera, ta dziewczyna jest strasznie uparta. Ale wierzę w nią mocno. Widać, że ma silny charakter i da sobie radę. Może źle zaczęłyśmy. Nie jest jak wszystkie inne osoby, którymi musiałam się zająć. Ludmiła ma dobre serce, ale w swej dobroci potrafi dążyć do celu nawet po trupach. Może ona jeszcze tego nie rozumie, ale tak właśnie jest. Ma taki charakter. Muszę jej pomóc dotrzeć do Federico. Normalnie dałabym sobie spokój, ale to afera na większą skalę i nawet Verdas...
- Lud, zobaczymy się jutro, bądź tutaj o trzynastej - odezwałam się, wstając.
Dziewczyna odeszła, a ja zamknęłam na chwilę oczy. Znałam jej plany co do jutrzejszego dnia. Oby Ludmiła nie odważyła się wrócić do Studia, bo może na serio mieć pecha... 
A przecież musi żyć.

*Gery*
Otworzyłam z hukiem drzwi, a potem równie głośno nimi trzasnęłam, rzucając torbę i telefon w róg sali. Cholera jasna, co za fuszerka! Nawet jeśli jest przystojny i może nawet całkiem porządny to powinien trzymać własne... Instynkty na wodzy
- Powiesz mi łaskawie co to był za odpał? - zapytałam. Zresztą Ludmiła też nie lepsza, cnotka... Ani się bronić ani w ogóle nic. Chcę, nie chcę, boję się chcieć.
- Słoneczko, nie przesadzaj, bo jeszcze mi tu zaraz wybuchniesz - westchnął. Tupnęłam nogą jak małe dziecko, a potem stanęłam naprzeciwko niego, lekko zadzierając głowę żeby spojrzeć mu w oczy.
- I flaki polecą po całym pokoju. Obyś oberwał kością strzałkową - prychnęłam, starając się opanować. - Jeśli nawet takie ofiary potrafią cię wyprowadzić w pole to może nie jesteś aż taki boski jak myślałam!
- Uspokój się - chwycił mnie w pasie. - Przecież nic się nie stało - przyłożył swoje czoło do mojego. 
- Ja na prawdę nie mam pojęcia za co cię kocham - szepnęłam ze łzami w oczach. 
- Przepraszam cię - patrzył w moje oczy. - Nigdy więcej... 
Już tak dużo razy słyszałam te słowa. Nie wiem ile obiecywał, że się zmieni, przestałam liczyć. 
Bolało mnie serce, czułam potworny żal. Gdyby nie ta głupia umowa...
- Nie - odsunęłam się od niego. - To koniec. Między nami już nic nie ma i nie będzie. Nie chcę.
Odwróciłam się i szybko wyszłam. Miałam dosyć całego świata.
Idąc szybko, wpadłam na mamę.
- M-mamo - płakałam, wtulając się w nią.
- Cichutko córeczko - zaczęła głaskać mnie po plecach. - Kochanie, uspokój się. Nie smuć się malutka...

~
Dziękuję Martusi, że pomogła mi w rozdziale. Gdyby nie ona, dziś nie pojawiłby się pewnie... Lagusia, koffam Cię ♥
...
 Czuję się uzależniona od pisania dla Was ;)  Ale to chyba dobre uzależnienie, co?
No dobra, nie ważne.
Jak Wam się podobał rozdział? Według mnie jest ok. Zwłaszcza te fragmenty Lagunki.
I misia moje, proszę, powiedzcie mi co ja robię źle, że statystyki tak spadły? Ok, komentarze wytłumaczę brakiem czasu, ale statystyki to już nie koniecznie :<<
~
W następnym rozdziale...
- Strzelanina ; o
- Porwanie kilku osób
- Wściekły Federico
~
Misie moje, kocham Was mocno, na serio ♥

środa, 13 maja 2015

Wercia się zmienia.... niestety.



Parapa, parapa pa...
Nie wiem co powiedzieć
Na blogu ostatnio roi się od informacji, a rozdziału jak nie było, tak jeszcze nie ma : ) (<-- uśmiech nienawiści, skierowany do mnie)
Ok, chyba trzeba to wyjaśnić.
Rozdział BĘDZIE w ta sobotę, bo choćby się waliło i paliło, napiszę go. Ostatnio zachwywałam się egoistycznie, a teraz widzę jak wiele na tym straciłam.
Widzę -> Nie czytanie, nie komentujecie, nie obchodzi Was to, co piszę.
Nie mówię o wszysstkich oczwyiście, bo są osóbki, które mocno kocham i wiem, że mogę na nie liczyć, mam nadzieję, że one wiedzą jak bardzo je kocham.
Wracając. Nie mam Wam tego za złe. Opowiadanie "Mi Amor" jesst zwyczajnie beznadziejne.
Zastanawiam się, czy nie przyspieszyć akcji tak mega, mega i nie skończyć go szybciej. Co Wy na to?

Wiecie co się stało? Jakoś tak zablokowali mi aska : ) Super, prawda? Eh...

Chyba się wszystko sypie, mam nieraz wrażenie, że to już koniec mojej bloggerowej 'kariery'. Ale wiecie co? Nie. Postanowiłam, że pokonam to wszystko.
Nie zostawię Was, nie zostawie tego, co mam.
Ogarnę wszystko wolno i wrócę do tego co było.

Pewnie i tak nikt nie przeczytał...
A tym co przeczytali, dziękuję bardzo.
Kocham Was wszystkich, dziękuję, że tu jesteście.

A tak nawiązując do tytułu... zmieniam się, co pewnie odczuliście. Ostatnio bywam wredna i niopanowana, opryskliwa i złośliwa. Nie podoba mi się to, ale wiem czemu tak jest. Świat, który mnie otacza jest inny od tego, w jakim chciałabym żyć, ludzie, wszyscy których znam, zmuszają mnie, bym taka była, tu tego nie chcę, nie chcę, nie chcę i raz jeszcze nie chcę. Jestem przemęczona, chora, mam trochę problemów ze zdrowiem i w rodzinie, nie lubię o tym mówić i nie rozmawiam na ten temat z nikim, poza osobami, którym bezgranicznie ufam.
Obiecuję Wam, przysięgam, że będzie tu jak dawniej, na serio tego chcę.

Jeszcze raz dziękuję, dziękuję, że tu jesteście, bo nie wiem, co bym bez Was zrobiła.

niedziela, 10 maja 2015

Tiaaa... jasne.... zawieszam, ehem...




No chyba tytuł mówi sam za siebie, trolol.
Ja nie umeim nie pisać i tyle.
To moje życie.
Mój mały świat, który zbudowałam całkiem sama, od podstaw, wypielęgnowałam go i dbałam. Czasami mam wrażenie, że chociaż fizycznie żyję tu, sercem i duszą jestem właśnie w tej mojej krainie, że poza nią nic więcej nie mam. Nie mogę teraz tego zniszczyć, zaprzepaścić moim głupim kaprysem. Zawsze są cięższe chwile, zawsze. Muszę nauczyć się z tym żyć.
Żabki, nie mam dzisiaj rozdziału, bo nie dałam rady go napisać. Będzie w przyszłym tygodniu, jestem tego pewna. Bardzo Was przepraszam.
 Chciałam na pocieszenie rzucić jakąś miniaturkę czy coś, ale jedyne co mam w zanadrzu, to 4 prologi, 4 zaczęte OS i kilka pomysłów oraz zaczęty rozdział.
Marnie :<
Prubowałam nawet teraz coś z siebie wykrzesać, ale nie mam pomysłu :<
Naskrobałam coś, co tak na serio już od dawna błądzi po mojej głowie. Nie jest to żaden wstęp do opowiadanie, żadna jego część. Tylko moje myśli ubrane w słowa.


Czy nie sądzisz, że rasa ludzka, to najgorsze stworzenia? Błąd w historii stworzenia?
Tak bardzo lubimy niszczyć to, co tak długo sami budowaliśmy. Krzywdzimy siebie wzajemnie i stwarzamy niepotrzebne problemu. Zabijamy, wytwarzamy konflikty i cierpienie. Nie mamy konkretnych celów, często jesteśmy niezdecydowani, nie dostrzegamy tego, co mamy, świat mimo swych pięknych barw, ciągle nas nie zadowala, a nasze dłonie, namaszczone krwią, stają się zimne.
Wymieramy, wolno, jeden kopie grób dla drugiego. Zawsze tak było, ale z każdym dniem, propaganda nienawiści rozszerza swoją powierzchnię.
Rodzimy się tylko po to, by umrzeć. Więc po co, tak na prawdę?
Czy jesteśmy komuś potrzebni? Nie. Ziemia bez ludzi byłaby piękniesza.
Powinniśmy umrzeć, wszyscy na raz, na dany sygnał i zostawić wszechświat w swym naturalnym pięknie, dobroci, nie umywając się od wyrządzonych krzywd i szkód.


Nie potrafię tego ocenić, jest mi ciężko, a nawet nie wiem, czy tu jest co oceniać.
Jednak byłby mi miło, gdybyście zostawili po sobie ślad.


Chciałam jeszcze coś...
Dotyczy to moich prac o których Wam pisałam.
Taka rozpiska :)
Prolog 1. - Attori Vita
Prolog 2. - Never lost hope
Prolog 3 - Historia Completa
Prolog 4 - ???

OS 1. - Nimfomanka
OS 2. - Demon (z La Dame Mortele)
OS 3 - Kiedy spada jedna gwiazda, dusza odchodzi do nieba
OS 4 - Święta (z LilDevil)
+Planuję OS z Lagusią ♥

No i mam trochę pomysłów na OSy, któe też mam zapisane :3

Jeśli do doszliście, to brawo, jestem pod wrażeniem.

KOCHAM WAS BARDZOOOOOO

Ps. Wybaczcie za błędy, jest przed trzecią, a ja poczułam, że muszę coś napisać.

PS2. Ej, co byście powiedzieli, na to, żebym zrobiła zakładkę gdzie będą moje dziwne wywody na temat... wszystkiego?

poniedziałek, 4 maja 2015

No ok... Nie, wcale nie ok.




Hej.
Mam dzisiaj do Was kilka spraw. Może zacznę od tej pozytywnej, bynajmniej dla mnie. Mam nowego bloga, tak kolejnego, dokładnie. Jest o Fedemili, bo jakżeby inaczej... Opublikowałam już prolog, a możecie też zamawiać OS :)

Link: TY DAJESZ MI ŻYCIE [klik]

A teraz przejdę do mniej przyjemnej części.
Słuchajcie, ZAWIESZAM TAN BLOG. Tak, właśnie. Nie odchodzę, nie umiałabym. Kocham ten blog, jest moim całym życiem i wbrew pozorom wcale nie przesadzam. Nie wiem na ile zawieszam, na pewno nie na jakoś bardzo długo. Tydzień? Dwa?
A wiecie jaki jest powód? Bardzo zabawne, pewnie uznacie, że jestem przewrażliwiona.
Mam zwyczajnie dość. Nie chcę, byście uznali, że robię komukolwiek wyrzuty...
Chodzi o to, że ja bardzo się staram, wkładam w serce w to co robię, nie zawsze wychodzi, ale jestem tylko człowiekiem, mam prawo nieraz coś zepsuć.
Natomiast mam wrażenie, że Wy już wcale tu nie zaglądacie. Statystyki mega spadły, komentarzy mam malutko... Jest mi serio przykro. Mega przykro.
Sądziłam, że to się nie zdarzy, a tu proszę...
Tak więc, bye bye, do następnego rozdziału, za jakiś czas.
Pamiętajcie, że mimo wszystko bardzo Was kocham.

sobota, 2 maja 2015

Mi Amor - 14.


~  "...kim jesteś?" ~



*Diego*
Pogoda tego dnia była piękna. Słońce grzało i wiał przyjemny wietrzyk.
Idąc do szkoły zobaczyłem Ludmiłę, wraz z Naty. Obie śmiały się z czegoś i wyglądały ślicznie, ubrane w zwiewne sukienki. Moja Lu uroczo gestykulowała, a jej przyjaciółka co chwila prychała, rozbawiona.
- Cześć dziewczyny - podbiegłem do nich.
- Diego! - Lusia widocznie ucieszyła się na mój widok.
- Hej - Natalia przewróciła oczami - Wiecie, ja was zostawię, Maxi pewnie już na mnie czeka, więc... do potem Lu.
- Ty chyba nie jesteś z nią w najlepszej relacji, co? - zapytała blondynka, gdy Hiszpanka zniknęła z pola widzenia.
Westchnąłem cicho i wzruszyłem ramionami. Dobrze wiedziałem, dlaczego Nat za mną nie przepada, ale nie mogłem powiedzieć tego Lu. Bo co bym powiedział?
Musiałbym wyznać, że brałem udział w porwaniu jej chłopaka, swojego najlepszego kumpla, pozwoliłem, by Clement na moich oczach skrzywdził jej przyjaciółkę, a sam kiedyś kogoś zabiłem...
Pewnie momentalnie byłbym u niej skreślony, doniosłaby na policję, a co gorsza, tym samym zaszkodziła samej sobie.
To co zrobiłem w przeszłości, nie powinno mieć wpływu na teraźniejszość, tym bardziej, że wszystko działo się przemyślanie, z intencją ratowania niewinnych ludzi.
Ale kto by to zrozumiał.
- Mam dla ciebie propozycję, misia - uśmiechnąłem się.
- Czy mam się bać? - uniosła brwi w pytającym geście, ukazując swoje śliczne ząbki.
- Nie trzeba - podszedłem do niej od tyłu i zakryłem jej oczy dłońmi. - Ale nie podglądaj.
Szliśmy wolno, a ja dokładnie instruowałem ją, jak ma iść, by się nie potknąć. W razie czego i tak bym ją złapał.
- Odemknij swe patrzałki - odezwałem się, gdy doszliśmy na miejsce.
Ludmiła zrobiła to o co prosiłem, zamrugała kilkukrotnie, po czym rozejrzała się dokoła i otworzyła buzię, pewnie ze zdziwienia.
Byliśmy na dużej łące pełnej kwiatów.
- Jeju, Diego, jak tu pięknie - przytuliła mnie.
Bym szczęśliwy, znów mogąc poczuć ją przy sobie. Nie chcę jej ponaglać, ani naciskać, ale zależy mi bardzo. Chciałbym wyznać Ludmi, co czuję, jednak wiem, że tylko speszyłbym ją tym wyznaniem.
- Ty jesteś piękna - odwzajemniłem jej gest.


*Ludmiła*
Czułam, że się rumienię. Diegito tak na mnie wpływa. Wiem, że mu się podobam, a to sprawia, że czasami czuję się niezręcznie. Kocham mojego Fedusia, ale jednocześnie jestem świadoma uczucia, którym od kilku ostatnich dni darzę Hiszpana. Wiem, to źle, że jestem niestała w swojej miłości, ale serce nie wybiera, nie jest sługą, nie da się nic mu nakazać, zakazać, nie da się władać jego mocą.
Nerwowo przygryzłam wargę, czemu on mi to jeszcze utrudnia?
- Przestań, nie schlebiaj mi - szturchnęłam go w ramię, tym samym uwalniając się z jego uścisku.
Jego przyjemny zapach unosił się w powietrzu, był mocniejszy nawet od woni tysiąca kwiatów, porastający to rozległe wzgórze.
Brunet schylił się i nazrywał trochę stokrotek, po czym obrzucił mnie nimi.
- Głupku! - krzyknęłam, goniąc go.
Rozbawiona, biegłam na bosaka za chłopakiem, próbując go złapać. Cała scena musiała wyglądać niezwykle komicznie.
Już prawie dotknęłam jego czarnej koszulki, gdy straciłam równowagę i przewróciłam się prosto na niego.
Leżałam chwilę na jego umięśnionym torsie, oddychając ciężko, szybko, po wyczerpującym sprincie. Twarz przy twarzy, ciało przy ciele, a usta...
Oboje, instynktownie przymknęliśmy powieki i już po krótkiej chwili mogłam poczuć jak jego ciepłe wargi stykają się z moimi. Pocałunek był delikatny i wcale nie trwał długo, a pomimo to, przekazał wiele emocji.
Diego całuje zupełnie inaczej niż Federico. Włoch łączy nasze usta z większym utęsknieniem, pasją.
Gdy oderwałam się od niego, przewróciłam się na plecy.
Obserwowałam obłoki, leniwie pełznące po błękitnym niebie. W środku mnie grało miliony niezgodnych, małych istotek.
Jednocześnie czułam szczęście, żal oraz wyrzuty sumienia.
To takie dziwne, nieprawdopodobne. Nie mogłam przestać wspominać całusa Federico sprzed kilku dni.
- Może... wrócimy już do Studia? - odezwałam się cicho po jakimś czasie.

*Gery*
Lena, moja ciocia, której bardzo nie lubię, chciała czegoś ode mnie, więc musiałam wyjść z zajęć z Pablo i udać się do jej sali tanecznej.
- Co chcesz? - zapytałam, stając w progu.
W tamtym momencie wydała mi się nadzwyczaj zła, a to nie wróżyło nic dobrego. Ta kobieta to osoba szalenie wybuchowa, nieprzewidywalna i ja trzymam się opcji, że w dodatku psychiczna. Nie mam bladego pojęcia, jak jej głupkowaty mąż, Andreas z nią wytrzymuje.
- Może by grzeczniej, co, smarkulo? - syknęła. - Musisz coś dla mnie zrobić.
Teatralnie przewróciłam oczami. Znów ta sama śpiewka, ciągle to samo. Mam już po dziurki w nosie wysłuchiwania jej rozkazów.
- Co tym razem? - jęknęłam żałośnie, dając jej do zrozumienia jak bardzo zirytowana jestem.
- Masz zniszczyć Ludmiłę. Ta dziewczyna jest zbyt dobra. Przygaś ją.
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Co ta idiotka próbuje osiągnąć? Zawsze wiedziałam, że jest podłą żmiją, wredną, bezuczuciową hipokrytką, egoistką bez szacunku do kogokolwiek, ale żeby aż tak, to na serio trzeba mieć coś z głową.
- Jesteś nienormalna! - prychnęłam. - Nie ma takiej opcji.
Szybko pożałowałam tego, że jej się sprzeciwiłam. Podeszła do mnie i uderzyła w policzek. Zamknęłam oczy i złapałam się za obolałe miejsce. Kilka razy zacisnęłam dłoń w pięść, mocno, tak, że aż moje kłykcie pobielały, a to tylko po to, by trochę uśmierzyć ból.
- Dobrze - westchnęłam. - Sprawię, że Ludmiła wyleci ze szkoły - powiedziałam już pewniej.

*Ludmiła*
Nie powinnam podsłuchiwać rozmowy Gery z Leną. Zrobiłam to i teraz żałuję. Ze łzami w oczach udałam się w stronę sali tanecznej. Sądziłam, że mogę jej ufać. Myślałam, że Gery jest dobą osobą. Jak widać, bardzo się pomyliła. Okazała się być okropna i samolubna.
Opuszkami palców starłam małe kropelki z policzków. Ubrałam sztuczny uśmiech, by ludzie nie pytali co się stało. Nie przepadam za mówieniem o swoich uczuciach, problemach. To wszystko mnie przytłacza. Ostatnio świat wydaje mi się strasznie szary i smutny, tracę wiarę w to, że jeszcze może być dobrze.

- Federico, pomóż mi odnaleźć siebie w całym tym chaosie, proszę daj mi nadzieję i pokaż barwy, zrób to dla mnie, proszę - szepnęła trzynastoletnia dziewczynka. Nikt nawet nie śmiał przypuszczać, że tak młoda osóbka, może mieć tak poważne myśli.  Niestety, ona zbyt szybko dorosła. Ziemia ukazała się w swym okrucieństwie jeszcze zanim ona zdążyła rozwinąć skrzydła.

- To niesprawiedliwe - odwróciła wzrok od chłopaka. - Dlaczego niektórzy ludzie mogę kąpać się w pieniądzach, inni pławić w blasku sławy, kolejni podróżować po całym świecie... ja proszę tylko o miłość, dom z kochającą rodziną. Powiedz mi, Fede, czy to tak wiele? - podkuliła kolana pod brodę.
Rysowała na oknie ślaczki i wzorki, chuchając na szybę co jakiś czas. 
- Ja cię kocham, siostrzyczko - przytulił ją mocno. 

- Czy nie sądzisz, że ludzie, którzy nie biorą na poważnie słów innych ze względu jedynie na ich wiek, bądź inne czynniki zewnętrzne, są niedojrzali? - odezwała się nieśmiało, po wyjściu jednej z opiekunek sierocińca, która jak zawsze ignorowała jej słowa. 
- Tak, masz rację, są tacy. 

- Nienawidzę ludzi - zapłakana, ukryła się pod kołdrą. - Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę - powtarzała sobie. 
Wszystko co miała odeszło, nie było już nikogo obok. Federico znalazł to o czym ona zawsze marzyła. Dobrze, że będzie szczęśliwy, ale źle, że bez niej. 
- Gdybyś tu był - odezwała się sama do siebie, cicho, by nikt nie słyszał - pewnie powiedziałbyś mi, że każda z zaistniałych sytuacji kształtuje nasz charakter i pewnie miałbyś rację, ale nie mogę wytrzymać samotności.
Przez wspomnienia zakręciło mi się głowie. Wzięłam głęboki wdech, próbując nie rozpłakać się jak małe dziecko, któremu jakiś zły człowiek zabrał ukochaną zabawkę.
I sama nie wiedząc kiedy, wpadłam na kogoś.
- Przepraszam bardzo - westchnęłam.
Uniosłam wzrok i oniemiałam.
- Angela? - pisnęłam.

*Angie*
Popatrzyłam na dziewczynę, która we mnie weszła, zmarszczyłam brwi.
- Znam cię, ale nie wiem skąd - zaśmiałam się. - Poza tym, już nikt nie mówi tak na mnie. Od kiedy mieszkam w tym mieście, ludzie częściej nazywają mnie Angie, albo Angeles. - A ty.. kim jesteś?
- Ehm... może to ci coś powie. Świat umiera - blondynka patrzyła na mnie z zaciekawieniem, swego rodzaju tęsknotą.
- Ludmiła? - niemal krzyknęłam. Wydało mi się nieprawdopodobne to, że spotykam ją tutaj.
Właściwie, to Gery mówiła mi przez telefon, że się z nią spotkała, ale nie sądziłam, że akurat w Studiu.
- Kochanie, jak wyrosłaś - objęłam ją. - W życiu bym cię nie poznała.
- Za to ty nic się nie zmieniłaś. Tylko odmłodniałaś - usłyszałam od niej.
Zawsze lubiłam tą dziewczynkę, mimo jej podłych nastrojów. Była dla mnie ważna, kiedy mogłam się nią zajmować. W tej chwili moje serce skakało, widząc ją. Lud już jakiś czas temu stała się dla mnie dla mnie jak druga córka, kochałam ją na swój dziwny sposób.
- Jesteś uczennicą? - zapytałam, ciągnąc ją za rękę w stronę wyjścia.
Chciałam pogadać z blondynką na osobności, w jakiejś kawiarence. Moja ulubiona była całkiem niedaleko, więc postanowiłam zabrać tam złotowłosą.
- Tak, jestem - skinęła głową.
- To świetnie! Nie wiem czy słyszałaś, ale uczę w tej szkole. Ogromnie się cieszę, że będziemy spędzać razem czas.
Zajęłyśmy stolik przy oknie i zaczęłyśmy gawędzić beztrosko. Kochana z niej istotka. Bardzo fajnie się stało, że nasze drogi znów się skrzyżowały.
Dowiedziała się, że już zdążyła się zaprzyjaźnić z Natalą i jest zakochana w Diego, a kiedy zapytałam o jej dawnego towarzysz zabaw, Federa, umilkła i szybko zmieniła temat. Nie mam bladego pojęcia, co mogło się stać, ale zaczęłam się trochę martwić. Nie przepadam za sytuacjami, w których ktoś jest smutny, a zwłaszcza ktoś, na kim mi zależy.

~
Juju, całkowicie nie podoba mi się ten rozdział. Nie ma najmniejszego sensu, składu, ładu, wszystko jest chaotyczne, beznadziejne i po prostu, ogólnie, porażka :< Czuję się fatalnie, pisząc coś tak okropnego. Nie zdziwię się jeśli po przeczytaniu tego wyżej, zechcecie przestać mnie czytać, po rozdział 14 jest fatalny.
Czekam na krytykę, kochani.
~
A w 15....
- Cement zaczepia Lu
- Ludmiła spotyka kogoś pomocnego
- Clement rozmawia z Gery.
~
KOCHAM WAS, KOCHAM WAS, KOCHAMKOCHAMKOOOCHAM.

piątek, 1 maja 2015

Wyniki konkursu



Cześć misiaki!
Dzisiaj przychodzę do Was z wynikami konkursu, który jakiś czas temu organizowałam.
Pracy miałam sporo, za co bardzo Wam dziękuję. Wybór był bardzo trudny, dlatego wyniki pojawiają się z jednodniowym opóźnieniem.

Co zostało ocenione?

Pomysł /max. 10 punktów
Sposób zapisu (w tym ortografia) / max. 5 punktów
Dostosowanie się do zasad / max 2 punkty
Ogólne wrażenie / max. 8 punktów
W sumie można było uzyskać 25 punktów.

Jakie były nagrody?

Nagroda za miejsce 1. - płyta Gira Mi Cancion, opublikowanie pracy autora na blogu.
Nagroda za miejsce 2. - możliwość napisania ze mną jednego rozdziału, opublikowanie pracy autora i polecanie bloga autora przez miesiąc
Nagroda za miejsce 3. - możliwość napisania ze mną jednego rozdziału i opublikowanie pracy autora.
Nagroda za wyróżnienie - moje zobowiązanie się do komentowania bloga autora przez miesiąc oraz opublikowanie pracy autora.

No dobrze, a teraz nie przedłużając...


Wyróżnienie:


Mercedes ma 24 lata. Jest szczupłą i piękną blondynką. Dobrze zna się na modzie. Rano wstała jak zwykle koło 6. Ubrała się i rozczesała włosy. Wzięła do rąk prostowniczkę i wyprostowała włosy. Nałożyła na twarz fluid i mocno pomalowała usta. Rzęsy podkręciła czarnym tuszem. Ubrała na siebie żółtą sukienkę z falbaną i pastelowe buty. Zabrała torebkę wiszącą w holu i ubrała czarny płaszcz. Wyszła do pracy. Szła długo rozglądając się nerwowo wokół. Miała wrażenie ,że ktoś ją obserwuje. Szybkim krokiem weszła do budynku w ,którym miała rozpocząć swoją pracę. Wytarła buty i odłożyła płaszcz. Otworzyła swoje drzwi do gabinetu i usiadła przy biurku. Od razu zadzwoniła do swojej przyjaciółki.

-Hej Cande.

-Cześć kochana co tam ?

-Mam pewien problem... Czuję ,że ktoś mnie obserwuje. Boje sie ,ale okej mniej więcej mam wszystko pod kontrolą informuje tylko jakby znaleźli trupa.

-Weź nawet nie żartuj. Dzwonie po gliny.

-Nie... Proszę. Pamiętasz tego policjanta Blanco ?

-No. Ciacho z niego. Mrau.

-Proszę Cie. Dobra mniejsza. Mam prośbę weź go zawiadom ,że potrzebuję jego pomocy. W końcu ma okazje się odwdzięczyć.

-Mechi czy ja o czymś nie wiem ?-Zapytała śmiejąc się.

-Nie przesadzasz ? Nie mój typ.

-Ok spoko już do niego dzwonie. Bay. Nie daj sie zabić ok ?

-Spróbuję. Pa.

Odłożyłam telefon i wyjęłam z szuflady pistolet. Przypięłam go sobie do stanika i z powrotem zapięłam kieckę. Usiadłam na kanapie i w spokoju czekałam na mojego pierwszego pacjenta. Nagle drzwi się lekko uchyliły ,a ja wyciągnęłam nerwowo pistolet i wymierzyłam w drzwi. Szpara coraz bardziej się zwiększała. W końcu zobaczyłam  Jorge . Miałam ochotę go zabić.

-Mogłeś zginąć.-Mruknęłam opadając na kanapę.

-Słodka jesteś jak się denerwujesz.-Uśmiechnął się.

-Dobra, dobra  nie miałeś pieprzyć głupot ,miałeś mi pomóc.

-Zamieniam się w słuch.

-Od rana czuję ,że ktoś mnie obserwuje. Potrzebuję pomocy sama sobie nie dam rady. Wiesz dobrze ,że ja nigdy się nie mylę.

-Oj tak.-Powiedział wodząc spojrzeniem po jej ciele.-Boisz się ?

"Nie no ten człowiek nie może odpuścić nie ?!"-Pomyślała Mercedes.

-Nie kur** chyba mnie znasz nie ?

-To po co mnie wzywałaś ?

-Bo nie chce zostać znaleziona martwa ?

-Na pewno ?

-Blanco nie przeginaj nadal potrafię strzelać.

-Haha. Nic się nie zmieniłaś.

Podszedł do niej i spojrzał w jej oczy. Miał ochotę na coś więcej niż tylko patrzenie ,ale przerwało im pukanie do drzwi.

-Wejdź.-Krzyknęła Mechi.

-Dzień dobry.-Rozległ się dźwięk gdy do pokoju weszła brunetka.

-Witaj Martina jak się dzisiaj czujesz ?

-Tak jak co dzień.-Powiedziała obojętnie Tini.

Rzuciła na kanapę torebkę i sama na niej usiadła. Dopiero po ,krótkim czasie zorientowała się ,że w pomieszczeniu jest także Jorge.

-Co on tu robi ?

-Spokojnie to mój przyjaciel.

-Yhym.

-Pokaż ręce.-Rozkazała Mercedes brunetce.

Ona posłusznie podwinęła rękawy i pokazała swoje gojące się blizny.

-Pięknie. Widzę ,że sobie radzisz tak ?

-Można tak powiedzieć.

-Co się stało ?

-Po za gwałtem i tym ,że chłopak mnie uderzył to nic.-Uśmiechnęła się sarkastycznie.

Jorge już miał podejść ,ale Mercedes spiorunowała go spojrzeniem.

-Wiem ,że ciężko Ci mówić o tych zdarzeniach ,ale uwierz mi będzie Ci lepiej gdy się wygadasz.

-Tak ,wiem to ,ale nie dam rady dopóki ten koleś tu jest.

Mechi popatrzyła z czułością na Blanco ,a potem rzekła:

-Jorgi idź na balkon rozejrzyj się muszę mieć trochę prywatności.

Jorge wstał i z niewyraźną miną wyszedł na zewnątrz.

Martina opowiedziała wszystko od początku do końca. Nie obyło się bez łkania i poprawiania makijażu.

-Nie mam już po co żyć. Codziennie rano patrzę z obrzydzeniem w lustro. Nienawidzę siebie.

-Tinuś... Jesteś młoda i piękna. ja wiem to jest trudne ,ale musisz być silna dasz radę jestem przy tobie. Na samym początku zgłosisz gwałt na policję. Będzie po tym lepiej. Będziesz czuła się bezpieczniej.

Martina nie przeczyła więc Mechi ciągnęła dalej:

-Jorge... Ten chłopak ,który wyszedł na zewnątrz jest policjantem. Spokojnie to mój kolega. Nie denerwuj się.

Nagle Jorge wpadł do środka i zasłonił wszystkie rolety.

-Tam jest snajper.-Rzucił szybko.-Chowajcie się tam.-Wskazał na miejsce pełne moich papierów.

Ani Mercedes ,ani Martina nie ruszyły się z miejsca.

-Miałeś mi nie przerywać.-Skarciła Jorge Mechi.

-Człowieku tam jest gościu ,który chce Cię zabić!

-Dawaj spluwę.-Powiedziałam.

-Nie dam Ci jej!

Mercedes podeszła do niego i zabrała mu pistolet ,który był przyczepiony do jego biodra. Stanęła przy onie otworzyła je lekko i wycelowała. Oddała jeden strzał. Wiedziała ,że trafiła. Weszła do środka odsłoniła rolety i dodała:

-Na czym skończyłyśmy ?

Martina uśmiechnęła się i zaczęły całą sesje od nowa.  Kiedy skończyły Tini wyszła z gabinetu.

-Ty jesteś nie normalna.-Powiedział Blanco.-Wiesz jakie to było niebezpieczeństwo ?!

-Oj Jorge nie przesadzaj ,nie jest tak źle. Gościu nie żyję ,a ty nic nie powiesz o mnie policji.

-Kto powiedział ,że nie powiem ?

Mercedes podeszła do niego i wpiła się w jego usta.

-Dziękuję-Szepnęła.

*Cztery godziny później*

Mercedes skończyła pracę i zamknęła wszystkie drzwi. Wyszła na świeże powietrze. Szła przed siebie. Wolno stawiając kroki. Gdy byłam już przy swoim mieszkaniu podeszłam do skrzynki na listy i wyjęłam pocztę. Otworzyłam drzwi i weszłam do salonu. Usiadłam na kanapie. Wzięłam do ręki pocztę i zaczęłam ją przeglądać. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to była duża koperta z napisem "Serial". Otworzyłam ją i błądziłam wzrokiem po papierze.

"Droga Mercedes!

Mamy dla Ciebie bardzo interesującą propozycję.

 Chcielibyśmy ,żebyś zagrała w naszym najnowszym serialu "Violetta".

 Opowiada on o dziewczynie ,której mama umarła,

pozostawiając po sobie tylko pamiętnik i ojca.

 Dziewczyna ma ogromny talent ,ale do rzeczy ,czy chciałabyś zagrać jej rywalkę ?

Nazywałabyś sie Ludmiła Ferro.

Tyle możemy Ci na razie zdradzić.

Jeżeli chcesz grać rolę Ludmiły Ferro proszę zadzwoń pod numer 690046678.

Pozdrawiamy twórcy serialu Violetta!"

Mechi natychmiast zadzwoniła pod wyznaczony numer i przyjęła ofertę o pracę. Na następny dzień Mercedes ubrała na siebie białą sukienkę z różową wstążką. Wyszła z domu i poszła na plan filmowy. Tam zobaczyła wiele nowych twarzy ,ale wśród nich znalazła parę osób ,które znała. Zobaczyła tam Candelarie.

Szybko do niej podbiegła i rzuciła się na nią od tyłu.

-Canduś!

-Aaaaaa! Mechi ?! To ty ???

-Taaaaaak!

-OMG! Co ty tu robisz ?

-Gram!

-Wow ja też!

-Witajcie wszyscy. Widzę,że nie możecie się doczekać kiedy dostaniecie swoje scenariusze. Teraz przeczytam kto zagra jakaś postać.

-Martina-Violetta.

Za każdym razem gdy Mercedes slyszała jakieś imię rozglądała się po sali ,żeby dostrzec ,kto jest daną osobą.

-Mercedes-Ludmila

-Ruggero-Federico

-Jorge-Leon

-Candelaria-Camila

-Lodovica-Franceska

-Nicolas-Andres

-Samuel-Broadway

-Na razie jest tylko tyle osób ,ale będzie ich więcej. Codziennie szukamy odpowiednich ludzi do tego serialu.

Mercedes podeszła do obcego chłopaka ,który stał sam opierając się o ścianę.

-Hej.-Uśmiechnęła się Mechi

-Cześć.

Ruggero spuścił wzrok i wlepił go w podłogę.

-Jak się nazywasz ?

-Ruggero.

-Mercedes.

-Ładne imię.

-Dziękuję.

-Nie ma za co.

Nastała denerwująca cisza.

-Śmieszne włosy.-Powiedziała Mechi czochrając jego grzywkę.

On tylko na nią spojrzał i uśmiechnął się. Mercedes wzięła karteczkę i długopis. Napisała na niej swój numer telefonu i wsadziła chłopakowi do kieszeni.

-Zadzwoń kiedyś.

-Zadzwonię.

Mercedes podeszła do Candelari i wzięła ją za rękę.

-Chodź do mnie.

-Spox.

Szły szybkim krokiem potykając się po drodze o różne gałęzie.

-Kto to był ?-Zapytała przerywając ciszę Cande.

-Ale kto ?

-No ten chłopak.

-Ah on. Kolega.

-Tylko kolega ?

-Nie znam go nawet.

-Jak byłaś w Londynie to nie musiałaś znać Jorge ,żeby się z nim przespać.-Zaśmiała się Cande.

-Nie przeginaj ,nadal potrafię strzelać. Po za tym byłam wtedy pijana.

-Tak opowiadałaś ,ale czy to była prawda ?

-Haha bardzo śmieszne.

-O widzisz śmiejesz się.

Dziewczyny weszły do domu i włączyły telewizor. Oglądały jakieś seriale. Nic ciekawego. Po niedługim czasie do Mechi zadzwonił telefon.

-Halo ?

-Cześć tu Ruggero.. Miałem zadzwonić.

-Oh tak. Cześć.

-Masz ochotę gdzieś wyskoczyć ?

-Tak bardzo chętnie.

-Wpadnę koło siódmej.

-Oki czekam.

Odłożyła słuchawkę i zaczęła wstawać z kanapy.

-Kto dzwonił ?

-Rugi.

-Znowu on ? Czego chciał ?

-Umówić się.

-Na randkę ?!

-Nie no coś ty...

-Haha dobra szykuj się. Pamiętaj tylko ,żeby nie było tak jak z tym gliną...-Zaśmiała się Cande.

-Bardzo śmieszne..

Marcedes poszła na górę i się ubrała oraz pomalowała.Czarna sukienka idealnie pokazywała jej szczupłe,długie nogi i chudy brzuch. Oczy pomalowała na ciemny kolor. Zeszła na dół i pokazała się swojej przyjaciółce.

-Nono laska.

-Dzięki.-Uśmiechnęła się lekko Mercedes.

-Dobra młoda ja już spadam.

-Bay.

Candelaria bardzo często używała słowa "młoda" gdy mówiła o Mechi. Nikt nie wiedział czemu tę tajemnicę znały tylko one. Mechi poprawiła włosy i podeszła do drzwi ,oczekując w nich Ruggi'ego. W końcu chłopak podszedł do drzwi i zadzwonił dzwonkiem. Mercedes objęła uściskiem klamkę i nacisnęła ją ,tym samym otwierając drzwi. Wyszła na zewnątrz zamykając mieszkanie.

-Cześć. Ładnie wyglądasz.-Powiedział z uśmiechem chłopak.

-Dziękuję.

Ruggero pocałował  Mercedes w dłoń. Wziął jej rękę i prowadził w stronę restauracji. Mercedes w tym momencie poczuła coś czego nigdy przy nikim nie czuła. Ścisnął jej się żołądek ,a serce zaczęło szybciej bić. Od samego początku widziała we Włochu coś niesamowitego. Codziennie ją zaskakiwał. Na jednym spotkaniu się nie skończyło. Były kolejne. W końcu oboje się w sobie zakochali. Jednak żadne z nich tego nie chciało... Oboje się do tego nie przyznawali.Bali się... Nie chcieli stracić przyjaźni. Pewnego dnia na planie filmowym scenarzysta dał im scenariusz ,którego mięli nauczyć się na za tydzień. Była tam pewna scena ,która zaważyła na ich całym życiu. Mechi cały scenariusz przestudiowała i w pewnym momencie przestało jej bić serce.. Po prostu się zatrzymało na parę minut. Wzięła kartki i podeszła do Włocha ,który własnie jadł obiad. Usiadła na przeciwko niego. Wpatrywała się w twarz przyjaciela. Później on spojrzał w jej tęczówki ,w których mógł się rozpłynąć. Penetrował je całe. Szukał w nich powodu jej smutku. Nie był jednak w stanie go znaleźć. Zamknęły się na światło dzienne. Nie chciała by ktokolwiek wiedział czego się tak boi. Wolała zachować to dla siebie i ukryć na samym dnie serca. Bała się spojrzeć w oczy brunetowi. Wiedziała ,że gdy to zrobi zdradzi siebie. On już będzie wszystko wiedział. Wstała z krzesła i wyszła do domu. Ruggero nadal zastanawiał się czemu jego przyjaciółka tak się zachowuje.  Jedna rzecz, jeden moment może zniszczyć całe życie człowieka ,albo je naprawić. Wziął do ręki scenariusz i zaczął go czytać. Jednak w pewnym momencie zobaczył coś co zaważyło na ich losie.

"-Federico! Zrozum mnie ja mam tego dość cały czas mnie olewasz ,a podobno się przyjaźnimy..Dobrze wiesz ,że nie potrafię ufać jak ktoś mnie zrani.

-Przepraszam. Ostatnio miałem mało czasu. Wszystko przez te święta.

-Kiedyś dla mnie miałeś czas.

-Ludmi. Proszę wybacz mi.

-Nie wiem czy potrafię.

Federico podchodzi do niej i ją całuję."

Ten kto pisał ten scenariusz nie miał pojęcia jak bardzo może zranić osoby ,które muszą to grać ,ale skąd mógł wiedzieć skoro żadne z nich nie okazywało swoich uczuć ? W tym właśnie momencie Ruggi zdał sobie sprawę ,że kocham Mercedes. Tyle lat znajomości, tyle szczerych rozmów, tyle zwierzeń, tyle śmiechu i tyle łez. Niby nic ,a jednak coś. Coś się między nimi stało przez te lata. Coś czego żadne z nich nie rozumiało. Miłość potrafi zmienić człowieka. Może zmienić go w potwora ,albo sprawić ,że stanie się bardziej ufny otoczeniu. Każdy dzień ,każda chwila zmieniała ich życie powoli ,ale jednak. Każde spotkanie ,każdy dotyk ,nieśmiałe spojrzenie budziło nadzieję. Starali się zapomnieć udawać ,że nic się nie stało.

*tydzień później*

Mercedes po raz kolejny wcieliła się w rolę Ludmiły ,a Ruggero w Federico. Weszli na plan filmowy w ogóle nie odzywając się do siebie.

-Mercedes i Ruggero proszoni są na plan.

Mechi zbladła ,ale wykonała polecenie. Odegrali całą scenę aż do pocałunku. W tym momencie wszystko się skomplikowało. Ruggero podszedł do niej. Zamknął oczy i wpił się w jej usta.  Pocałunek nie trwał długo ,ale był magiczny. Oboje czuli jakby ich języki wiły się w wspólnym tańcu. Jednak ta chwila nie trwała długo. W końcu się od siebie oderwali. Patrzyli na siebie dłuższą chwilę aż reżyser krzyknął "cięcie".Wtedy Mechi oddaliła się od Ruggi'ego. Nie rozmawiali o zaistniałej sytuacji ,a ich rozmowy przypominały raczej wyrywki z dialogu.

-Hej.

-Em cześć.

-Co tam ?

-Ym. Em. Yh. Om.

-Aha.

-No to pa.

-Co ? A no tak pa.

Od czasu tego zdarzenia żadne z nich nie było normalne. Dokładnie rok później Martina ,kuzynka Ruggero postanowiła z nim o tym porozmawiać.

-Rugi co się stało między tobą ,a Mechi ?

-Nic takiego.

-Nie wcale ,od czasu.. czekaj.. czy ty przypadkiem się w niej nie zakochałeś ?

-Nie no co ty.

-Przestań kłamać za dobrze Cię znam.

-Nie kłamię.

-Ruggi!

-No dobra. I co Ci to da ?

-Zachowujecie się jak dzieci.

-Proszę Cię to nie twój interes.

-Masz do niej iść i z nią pogadać. Chcesz ją stracić ?

-Nie.

-No więc idź ,weź mój samochód.

Ruggero pojechał do domu Mercedes. Zapukał do drzwi i czekał aż otworzy.

-Hej. Co ty tu robisz.

On nic nie mówił podszedł do niej i wpił się w jej usta. Pocałunek nie trwał długo ,ale dawał dużo do zrozumienia.

-Kocham Cię...

-Ja Ciebie też.

Pewnie wiele osób chciałaby żeby miłość nie bolała ,ale to nie możliwe... Miłość zawsze boli.

Pięćdziesiąt lat później Mercedes przeszła na emeryturę ,a Ruggero... on umarł pozostawiając w jej sercu pustkę ,jednak przed swoją śmiercią powiedział coś co napawało ją nadzieją....

"Zobaczymy się wkrótce słonko"...
 GRATULUJĘ!

Miejsce 3:

Osiemnastoletni Federico opuścił zakład karny, w którym odbywał wyrok. Jedyne czego chciał to znaleźć ją, Ludmiłę Ferro. Lecz nie, by powtórzyć to co zrobił. By przeprosić, wytłumaczyć, błagać o wybaczenie. Szedł pustymi uliczkami, by nie spoglądali na niego inni ludzi. Tak bardzo odzwyczaił się od spojrzenia na niego. Sądził, że jedynie ona może go oglądać teraz, bez tej maski, którą wtedy musiał założyć. Chciał by zrozumiała, że ją kocha i zrobił to by ją chronić. Brzmi to tak absurdalnie. Pobić ukochaną osobę, by ją chronić. Ale prawdę znał tylko on. Chciał, poczuć przynajmniej już ostatni raz w życiu smak jej słodkich ust, poczuć jej delikatny, przyjemny zapach.

***
Mimo, że minął już rok od jej pobicia nie mogła przestać rozmyślać. Dlaczego to zrobił? Tak długo zapewniał ją, że kocha, że chcę tylko jej i jest jego powietrzem. Niezbędnym do przeżycia. Gdyby tylko wiedziała to co on, sama teraz dziękowałaby mu za to co zrobił. Na myśl przysunęłyby się jego słowa.

Pamiętaj. Cokolwiek by się nie działo będę przy Tobie.
Ochronię Cię za każdą cenę, nawet mojego życia.
Może Ci się to wydać dziwne, ale prawdziwe.
Nigdy nie wątp we mnie, i wiec, że zawsze będę Cię kochać.

Już wtedy wypowiadając te słowa wiedział co się będzie działo. Że jego ukochana Lucia będzie w większym niebezpieczeństwie niż podczas całego jej życia. Była zbyt delikatna jak na zło, które miał wyrządzić jej świat i los. Dlatego ją pobił. To wydarzenie nie znikało z jej myśli przez wiele nocy, których nie mogła przespać. Pragnęła jego bliskości. Tak bardzo. Już wiele razy mu wybaczała w myślach. Ktoś zapukał do drzwi jej domu. Otarła łzę, która spłynęła podczas, gdy znów go wspominała. Jej oczom ukazał się Federico Pasquarelli. Ten, którego tak kochała, ten który tak kochał ją. Wpuściła go do środka nic nie mówiąc.
Przecież rozumieli się be słów i gestów.
- Lu-lu-dmiła - wyjąkał.
Po jej policzku spłynęła kolejna łza. tym razem szczęścia, że znów słyszy swoje imię wypowiadane z jego ust.
- Chcę Ci wszystko wyjaśnić -
- Ale tu nie ma czego wyjaśniać. Co się zdarzyło się nie odstanie. Minęło i koniec.
- Ty nie znasz prawdy.
- A jaka ona jest? Zrobiłeś mi coś, przed czym zapewniałeś, że ochronisz. Zraniłeś mnie bardziej psychicznie niż fizycznie
Była zaskoczona, że wypowiedziała te słowa. Już wiele razy, czekała, że przyjdzie i układała sobie w głowie co mu powie. Obiecała sobie, że mu wybaczy. Ale teraz znów schrzaniła. Jej duma w tej właśnie chwili musiała się odezwać. Spróbować znów ją zniszczyć. By załagodzić jakoś tą sytuację i spróbować jeszcze raz wybaczyć mu słowami powiedziała
- Może się przejdziemy? Tam mi może wszystko opowiesz -
Zgodził się. Wyszli i spacerowali. Kilkukrotnie próbował ją złapać za dłoń, lecz bezskutecznie. Dziewczyna unikała kontaktów jej ciała z jego, co sprawiło kłucie w sercu obojgu. Gdy spostrzegła miejsce, w którym to się stało, czyli ślepy zaułek, odcięty od drogi spuściła głowę. Poczuła, że nie chcę znać prawdy. Ona może jeszcze bardziej ją przestraszyć lub oddalić od Federa. A tego nie chciała. Zobaczywszy małą kawiarnię, która w żaden sposób nie kojarzyła się jej z czasami, gdy byli z Fede razem szczęśliwi, ponieważ nigdy jej nie odwiedzili zaproponowała, by tam usiedli i porozmawiali. Włoch znów się zgodził. Przez całą drogę milczał, by ułożyć sobie w głowie to co ma jej powiedzieć. Po tym jak usiedli Ludmiła zaczęła wymyślać różne tematy, by jakoś udało się jej przełożyć datę wyznania prawdy. A była tym człowiekiem, który wiele potrafił, więc gdy już chłopak miał zacząć mówić co stało się naprawdę powiedziała, że musi już wracać. Umówili się na wtorek w tym samym miejscu, którego tak bardzo się bali.

~` Następnego dnia `~

Gdy o godzinie dziewiętnastej Federico doszedł na miejsce spotkania z Ludmiłą dziewczyna już tam czekała. Nie wiedzieli, że to pułapka, zasadzona na nich przez tą samą dziewczynę, przez którą Włoch zrobił krzywdę blondynce. W chwili, kiedy wypowiedział pierwsze słowo usłyszał kroki oraz jak ktoś ładuję pistolet. Zobaczył jak jakaś kobieta celowała w Luśkę. Kiedy ten ktoś już miał strzelić oraz prawie to wykonał Federico osłonił Ludmiłę, przez co to w niego trafiła obca dziewczyna. A jednak, nie taka obca. Lud bezskutecznie nawoływała pomocy. Chłopak wykrwawił się i zmarł na jej oczach. Tak bardzo żałowała, że wczoraj go nie posłuchała. Mimo, że nic nie rozumiała starała się ułożyć wszystko w głowię.

Będziemy razem, póki śmierć nas nie rozłączy

Czy to już teraz miała nastąpić ta "śmierć"?? Głośno obiecała sobie, że już nikogo nie pokocha, a w jej sercu będzie już tylko Feder.

Minęło kilka dni. Ludmiła Ferro ubrana na czarno płacząc stała przy grobie Federica Pasquarelliego. Podszedł do niej ksiądz.
- Panna Ludmiła Ferro? - spytał współczując załamanej dziewczynie.
Nie mogła nic odpowiedzieć, więc pokiwała głową na "tak".
- Przed pogrzebem znaleźliśmy to w jego starych ubraniach, które miał na sobie w dniu zabójstwa. Był tam liścik do pani.

~` Kilka godzin później `~

Dopiero teraz, późnym wieczorem Ludmiła otworzyła i zaczęła czytać list od jej ukochanego.

//Skoro to czytasz, to znaczy, że nie wyznałem Ci prawdy i pewnie nie żyję.
Nie płacz za mną. A jeśli to robisz to mam znak, że mi wybaczasz.
Czekam na Ciebie i szykuję Ci miejsce obok mnie.
Ale chcę żebyś znała prawdę. A oto ona :
Pewnego dnia, nie ważne kiedy podsłuchałem jak Lara rozmawiała z Natalią.
Powiedziała, że mnie kocha i chcę się Ciebie pozbyć.
Wtedy wszedłem do sali i powiedziałem jej co o tym myślę. Ale to nie ważne.
Chciała Cię zabić. A ja jako jedyną deską ratunku dla Ciebie
wziąłem to, że muszę Cię pobić, aż stracisz przytomność.
Ona to widziała i myślała, że naprawdę nie żyjesz.
Ale jak wyszedłem z więzienia poszła za mną i zobaczyła, że to nie prawda.
I wtedy, kiedy mnie postrzelono. To była ona.
Ale wiem, że teraz już jesteś bezpieczna, bo skoro powodu,
dla którego miałaby Cię zabić nie ma...
Pamiętaj. Kochałem Cię kiedy to zrobiłem, Kocham Cię w tej chwili i Kochać Cię będę na zawsze. I nie martw się. jeszcze będziemy razem.
Przecież i na Ciebie czeka drugie życie.
Ale mam prośbę.
Nie odbieraj życia ani sobie ani nikomu innemu.
Wtedy będę spokojny.
Na zawsze Twój
Federico Pasquarelli//

Wtedy już wszystko zrozumiała. Zaczęła jeszcze goręcej żałować za wszystko co się zdarzyło od czasu, gdy Fede pobił ją, by ją chronić. Ale na żałowanie było już za późno.
 GRATULUJĘ!

Oba OS'y były piękne ♥ Dziewczyny, macie wielki talent ♥

Miejsce 2:

Ludmiła Ferro szła powoli parkiem. Wsłuchiwała się w leniwy szum wiatry, w szelest jesiennych liści. Po niebie płynęły białe obłoki. Nie mogła odegnać czarnych myśli. Nie zdawała sobie sprawy, że może to być przeczucie. I to trafne. Gdzieś w jej głowie plątała się wiadomość, że coś złego się wydarzy. I to z poważnego powodu. Z miłości.
Kocha i chcę być kochana. Ale to może dać jej tylko Federico. Między nimi nie ma odległości. Są blisko siebie, gdy tylko tego pragną. Tak działała miłość. Łączy dwoje ludzi, czasem każe im cierpieć. Ale to czeka każdego. Poczuła ból. Niemiłosierny. Ogarnął jej całe chude ciało. Straciła przytomność. Walczyła z zamykającymi się powiekami. Nic się jej nie stanie. Jest silna, lecz w tej chwili za słaba.. Przegrała tą walkę.
Czas mijał. Nie otwierała oczu. Wieść, że ją porwano już do jej chłopaka Federica Pasquarelliego dotarła. Cierpiał. Kochał ją nade wszystko. Dałby wiele za to, by żyła, by mógł ją zobaczyć. Pocałować, przytulić, być. Czuł na sobie odpowiedzialność. Jego telefon wydał dźwięk. SMS. Odczytał go. Jego treść był straszna. Przeraził się. Bał się o swoją miłość.


A tak bardzo Ci zależało, bym jej nie znalazł.
Lecz ty mnie nie znasz. Kochałem ją.
Teraz też. Problemem jesteś tylko ty.
On też to poczuję. Jest ze mną. I stąd nie wyjdzie.
Na razie.
Teraz zostałeś ty. Sam.
Nie wiesz co zrobić.
Myślisz o niej.
Do tond zaprowadziła Cię miłość.
Ona będzie cierpieć. Bardziej niż ty.
Dopilnuję tego.
Jedyny sposób, byś ją uratował to :
ZNIKNIJ Z JEJ ŻYCIA.


Wiedział, że musi zrobić to co on mu każę. Kochał ją. Nie chciał by cierpiała. By sprawiał jej ból. Uczucie był do niej silne.

Ludmiła błagała swojego napastnika, by ją wypuścił. Bała się. O siebie i o Federa. Nie wiedziała, co chcę zrobić. Była bliska upadku, nie miała sił. Chciała się wyrwać, uciec. Cały czas patrzył na nią Marcel. Porwał ją. Wiedziała to. Czuła w powietrzu jego zapach. Kiedyś był on dla niej najpiękniejszy, cudowny. Ale zjawił się wtedy Federico. Skradł jej serce. Z wzajemnością. Był dla niej jedynym. Właśnie tym jedynym. Zostawiła Marcela. On nie chciał odpuścić. Błagał ją. Ale nie chodziło mu o uczucie. Zdradzał ją. Wiedziała to, lecz bała się jego wtedy i boi się do dziś. Nie umiała powiedzieć mu STOP. Może też nie chciała. Bolała ją myśl, że może zostać sama. Bez przyjaciół, bez rodziny. Bez przyszłości.
Myliła się. Gdyby wcześniej go zostawiła nie doszło by do tej sytuacji. Którą przeżywa dziś. Nie miałaby powodu do strachu, zmartwień. Wciągnęła powietrze do płuc. Było ono nieczyste. Nie mogła wstać. Jednak nie chciała tego robić. Ból nie odstępował od jej ciała. Zbierała siły. Miała szansę.

Feder nie chciał jej zostawić. Nie mógłby. Wiązało ich zbyt silne uczucie. Nieprzerywalne, nie miało strachu, obawy, że zginie. Znali definicję miłości, dlatego bo byli zakochani.
Trudno wierzyć, że para szesnastolatków może czuć do siebie coś tak cudnego, wyjątkowego, niepowtarzalnego. Włoch myślał. Nad tym co powinien zrobić. Teraz, zaraz.
Z każdą minutą przestawał wierzyć, że odnajdzie swoją Lucię. Chciał się zemścić na Marcelu. Za to co zrobił jemu. Za to co zrobił jego miłości, jego ukochanej Ludmile.

Wiesz, że nie wiem co robić.
Kocham ją. I nigdy nie przestanę.
Nawet jeśli zniknę, spotkam ją.
We śnie, w przyszłym życiu.
Ty nie wiesz co to miłość, bo
Nie umiałeś Ludmile jej dać.


Wstukał ten tekst w klawiaturę swojego telefonu. Wysłał. Do niego. Chciał, by mu odpisał. Chciał, by zrozumiał. Że Ludmiła cierpi. Przez niego. Skoro kocha ją niech pozwoli jej odejść. Wtedy i ona poczuję, że ją kochał.

Marcel zdenerwował się czytając SMS-a. Wszedł do pomieszczenia w którym była blondynka. Pociągnął ją za włosy. Wybrał numer do Pasquareliego i nacisnął zieloną słuchawkę. Przyłożył do ucha dziewczyny. Ona zalewała się łzami. Połykała je, dławiła się nimi. Usłyszała głos swojego ukochanego. Tak bardzo jej go brakowało. Nie wiedziała ile godzin minęło od kąt ostatnio go słyszała. Nie liczyła. On mówił. Słuchała. Każde wypowiedziane przez niego słowo. Już miała powiedzieć Kocham Cię, gdy w połowie słowa Mar wyrwał jej telefon. Wyszedł. Widziała, że jeszcze się nie rozłączył.

* Godzinę później *

Wypuścił ją. Szła tą samą drogą, z której zniknęła. Wtedy. Dziś, czy wczoraj. Słońce zachodziło. Jego pomarańczowe promienie oświetlały jej drogę.

Myślał o niej. Jak ją traktują. Znów dostał cios w serce. Marcel oznajmił mu, że jej już nie trzyma. Teraz on musi spełnić swoją obietnicę. Zginąć i nie zostać przez nią odnaleziony. Bolał, go narząd, który wzmacniał jego miłość do Luci. Serce. Nie mógł, nie potrafił jej zostawić. Nie umiałby z tym żyć. Dalej iść. Czuł, że jego droga tu musi się skończyć. Chciał zabić czas. Innych ludzi. Marcela. Wtedy byłby z blondynką. Przeżegnał się. Wziął do dłoni zapałkę i rozpalił ją. Dotknął płonącym końcem swojego telefonu i rzucił w ścianę. Dom stanął w ogniu. Położył się na podłodze i w myślach powiedział sobie „Kocham ją”.

Minął ją wóz strażacki. Jeden, drugi. Karetka. Szybko zniknęli jej z widoku. Szła do domu Federica. Była blisko. Wtedy poczuła zapach dymu. Spojrzała po niebie. Zobaczyła siwy dym. Z domu. Federica. Zaczęła biec . Prowadziło ją serce. Do niego. Po drodze ocierała łzy. Przy bramie do płonącego mieszkania jej ukochanego znalazła jego notatnik. Schowała go do kieszeni i patrzyła na strażaków walczących z ogniem. Zakryła dłonią usta. Kilka minut później stała przy zaparowanych od ciepła ognia oknach. Rozglądała się po pomieszczeniu. Wtedy sanitariusze wyszli z Federem na noszach. Czas nie przestawał biec. Szybko dotarli do szpitala. Lekarz kazał jej czekać. Zaczęła więc czytać co było w notatniku


Odejdę. Z miłości do Ciebie.
Ale nie złość się
I nie płacz,
Nie potrzebujemy skrzydeł by latać
Złap mnie za rękę
Dopóki mnie kochasz
Będę w Twoim sercu.
Nigdy nie przestanę być.
~ Do Ludmiły F.

Łzy spływały po jej policzkach. To było dla niej.

* Jakiś czas później *
Siedziała w sali, przy łóżku Federica. Ocierała ukradkiem łzy. Błagała Boga na głos, by go jej przywrócił, by jej go nie zabierał. Bo bez niego nie umie być szczęśliwą. To przez nią to się stało. Jest świadoma, że jeśli on się nie obudzi będzie miała go na sumieniu. A nie chciała. Nie wytrzymałaby. Nie czuła oddechu ukochanego. Nie zdawała sobie sprawy, że on już nie wróci, dopóki nie spojrzała na kardiomonitor.
Jedna nieprzerwana, prosta kreska ciągnęła się i ciągnęła.
On umarł.
Zginął, bo ją kochał.

OS był mega piękny! Popłakałam się przy nim, naprawdę Ci gratuluję!

 I teraz uwaga! Miejsca 1. są dwa! OS'y były niesamowicie piękne i po prostu nie dało się wybrać lepszego!

Tak więc:

Fedemila | "Początkiem choroby- sen" - Nina Pasquarelli

 " Ślubuje pomagać Ci, 
kochać życie, tulić Cię z czułością i mieć cierpliwość,
 której potrzeba w miłości. Mówić gdy słowa są potrzebne
 i milczeć wspólnie, gdy nie są.Zgadzać się na niez­godę,
 na tort cze­kola­dowy i grzać się ciepłem two­jego ser­ca, 
które zaw­sze będzie mi domem"

LUDZIE MÓWIĄ
Gdy masz zam­knięte oczy to nie widzisz. Gdy masz zam­knięte us­ta, to nie masz nic do po­wie­dze­nia. Gdy płaczesz,to jes­teś słaby.
BO NIE MYŚLĄ!
 Obudził mnie dźwięk mojego natrętnego budzika. Wstałam z łóżka, i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej wczoraj przygotowane ubranie. Delikatnie otworzyłam drzwi mojego pokoju, tak aby nie obudzić domowników. Po cichu weszłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi na klucz. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Kiedy woda nalała już się do wanny dolałam swojego ulubionego żelu pod prysznic. Zdjęłam z Siebie ubranie i weszłam do wody. Niestety co dobre kiedyś się kończy, woda zrobiła się zimna. Musiałam wyjść. Wytarłam się ręcznikiem, po czym się ubrałam. Weszłam do swojego pokoju. Usiadłam przed swoją toaletką, zrobiłam lekki makijaż. Chwyciłam torebkę pasującą do mojego ubioru i zeszłam na dół. Z lodówki wzięłam wodę nie gazowaną – moją ulubioną, a z blatu kuchennego jabłko. Wszystko schowałam do torebki. Ubrałam buty, narzuciłam płasz i wyszłam. Co z tego, że jest godzina ósma, a  zajęcia w Studiu mamy na 10:00. Chciałam pobyć sama. Porozmyślać, o wszystkim i o niczym. Godzinę błąkałam się bez celu po słonecznym Buenos Aires. Przechodząc przez park, postanowiłam usiąść na ławce i odpocząć. Zrobiło mi się słabo, ale zignorowałam te objawy. Jestem takaszczęśliwa, w końcu czuję się kochana. Przez tyle lat nie wiedziałam jak to jest. Najlepsze to jest to, że on – Federico odwzajemnia mojeuczucia. Podobał mi się od kiedy tylko pojawił się w studiu. Ale co tam, przecież nie zakochałby się w takiej wywłoce jak jaSamolubnej, okrutnej, złej, mściwej i co najgorsze zapatrzonej w sobie, nie myślącej o innych, o tym jak się czują. Dzięki Federico i jego miłościzrozumiałam, że to do niczego nie prowadzi. Będą  złom niczego nie osiągnę. Cieszę się, że go poznałam. Kocham go całym sercem. Zmieniłam się, mam nadzieje, że to zauważą. Zmieniłam się dzięki Włochowi. Jest nowy rok szkolny, już mój jak i reszty ostatni w Studiu. Mam nadzieje, że mi wybaczą, moje błędy. Moje rozmyślania przerwał dźwięk mojego telefonu. Muszę zmienić tą piosenkę, ona do mnie nie pasuje. – pomyślałam. Wyjęłam komórkę z torebki, i zerknęłam na wyświetlacz. Federico – mruknęłam. Wstałam, lekko kołysząc się na własnych nogach. Kolejny raz zignorowałam te objawy, to nic takiego. Powędrowałam w stronę Studia. Otworzyłam ciężkie żelazne drzwi, Studia One Beat. W środku budynku panował rozgardiasz, jak zawszę na początku roku. Nowi uczniowie, nic dziwnego. Ich nowe środowisko. Powędrowałam w stronę hali. Gdzie właśnie zgromadzeni byli wszyscy uczniowie. Z trudem przepchnęłam się przez tłum stojący przy drzwiach do Sali, stanęłam koło Federico. Spojrzał na mnie i  pocałował mnie w Policzek. Cała jego paczka spojrzała na niego ze zdziwieniem, oprócz Violetty. Po krótkiej przemowie Antonio i kilku dosłownie zdań Pablo rozeszliśmy się do sal. Kiedy razem z Włochem znalazłam się już pomieszczeniu, chłopak jak zwykle musiał zadawać te pytania typu „Gdzie byłaś?”. Ech… nie ominie mnie odpowiedzenie na nie. On jest uparty. Nie przestanie dopóki się nie dowie. Nie ugięty człowiek, ale za to go kocham.
mnie w Policzek. Cała jego paczka spojrzała na niego ze zdziwieniem, oprócz Violetty. Po krótkiej przemowie Antonio i kilku dosłownie zdań Pablo rozeszliśmy się do sal. Kiedy razem z Włochem znalazłam się już pomieszczeniu, chłopak jak zwykle musiał zadawać te pytania typu „Gdzie byłaś?”. Ech… nie ominie mnie odpowiedzenie na nie. On jest uparty. Nie przestanie dopóki się nie dowie. Nie ugięty człowiek, ale za to go kocham.
- Lusia? – zaczyna się.
- Tak misiu? 
- Gdzie ty byłaś rano? – zatroskana mina.
- W parku, musiałam zostać na chwile sama.
- Ale nie było cię od rana.
- Martwiłem się – szepnął mi na ucho.
- Nie musisz. – uśmiechnęłam się. Wspięłam się na palcach i delikatnie musnęłam jego usta swoimi, odwzajemnił pocałunek. Po naszym pocałunku trwającym niecałe 5 minut. Zaczęłam się śmiać. Włoch spojrzał na mnie wzrokiem typu „Czy ja o czym nie wiem?”  Odwróć się – szepnęłam mu na ucho. Brunet wykonał moje polecenie. Kiedy tylko zobaczył swoich przyjaciół, którzy patrzyli się na niego ze zdziwieniem. Mieliśmy niezły ubaw, Viola śmiała się razem z nami. W końcu trzeba to wyjaśnić. Spojrzałam na Federico, wiedział o co chodzi. Podeszliśmy bliżej. Oparłam głowę o ramię mojego chłopaka i chwyciłam go za rękę. Jak to fajnie brzmi .    
--Ja i Ludmiła jesteśmy razem. – powiedział, jego oczy się zaświeciły, uśmiechnęłam się.
- Chciałam was, bardzo przeprosić, za wszystko. Za całe te 2 lata, za to jaka byłam. – powiedziałam, a po moich policzkach zaczęłyspływać łzy, na samo wspomnienie o tym co się wydarzyło 6 lat temu. Przez to się zmieniłam.
Nie płacz, proszę. – Otarł swoimi dłońmi moje policzki, mokre od łez.
-  Fede? – Nie dam rady.
-  Tak kochanie?
-  Proszę… opowiedz im moją historię, ty albo Violetta. Zrozumieją, chyba. Ja nie dam rady. Wiesz, to co wydarzyło się sześć lat temu. – powiedziałam.
- Dobrze słońce. – pocałował mnie w policzek.
- Viola? – zwrócił się do brunetki stojącej naprzeciwko.
- Jasne, Federico. – zaczęła opowiadać.
- Fede, choć my do domu, proszę. Źle się czuję. – nie miałam ochoty tam już przebywać. Brunet chwycił mnie za rękę i poszliśmy do domu.

*Następnego Dnia* Godzina 7:00 *

Siedziałam na parapecie w swoim pokoju z kubkiem ciepłej herbaty. Oparłam głowę o szybę, wpatrywałam się w kropelki spływające po oknie. Były takie samotne. Kiedyś byłam jak ta kropla deszczu. Sama , samiuteńka. Co z tego, że miałam Mamę? Bo już jej nie mam. Nie wiem, czy mogę  ją nazwać „Mamą”.  Była dla mnie obcą osobą, nie wie o mnie nic. Mówiła, że kocha, kłamała. Ona zawsze kłamie. Mówiła, że będzie. Odeszła, porzuciła, zostawiła. Zraniła wszystkich. Po moim policzku spłynęła łza, szybko ją starłam. Gdy mnie urodziła, porzuciła i zostawiła u Hermana. Ona jest przeszłością. Liczy się to co jest teraz. Teraz często płaczę, nie wiem czemu. Czasami nie ma powodów. Tak po prostu. Na swoim ramieniu poczułam czyjąś dłoń. Odwróciłam się. To Violetta. Od kiedy poznała moją historię i pomogła mi się zmienić, zaprzyjaźniłyśmy się. Najlepsze Przyjaciółki? Na zawsze.
- Co się stało Lu? – tak, mówimy co siebie zdrobniale.
-  Nie chce iść do studia, boje się.
- Czego?
- Że mi nie wybaczą. – zeszłam z parapetu. 
 - Już ci wybaczyli Lud. – przytuliłam Argentynkę.
Dziękuje.
- Ale za co, nie musisz?
-  Za to, że mi wybaczyłaś. Za to, że jesteś i za to, że się ode mnie nie odwróciłaś.
- Ludmiła, nie mogłabym tego zrobić mimo to, że nie było między nami najlepiej. Choć już późno, idziemy do studia. – Dzisiaj wyjątkowo mieliśmy na 8:10. Zeszłam razem z brunetką na dół, czekał tam na nas Federico. Pocałowałam go w policzek. Razem z Vilu poszłam się ubrać. Kiedy byłyśmy już gotowe, wyszliśmy wszyscy razem do studia.

*5 godzin później*
Właśnie mamy lekcję z Angie. Martwię się o Ludmiłę. Od rana chodzi taka jakaś nie obecna. Jeszcze zbladła. Wygląda na przemęczoną. Kiedy minęła lekcja podszedłem do przyjaciółki.
- Violu?
- tak? Wszystko dobrze? Chodzisz dzisiaj taki zmartwiony. – Ech zauważyła.
- Martwię się o Ludmiłę.  – w tym czasie podbiegł do nas zdyszany Maxi.
- Ludmiła… bo… ona – wymamrotał nabierając powietrza.
- Co Ludmiła?!
zemdlała w Sali tanecznej. – wiedziałem, że coś jest nie tak. Szybko pobiegłem do Ludmiły.
Leżała na podłodze. Była blada. Podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce. Wybiegłem ze studia. Nie zwracałem uwagi, na krzyki przyjaciół. Wezwałem Karetkę, i czekałem aż przyjedzie. Kiedy samochód przyjechał, wszedłem do środka, z blondynką na rękach. I położyłem ją na łóżku znajdującym się w samochodzie.
- Co się stało? – zapytał lekarz.
- Zemdlała. – odrzuciłem krótko.
- Czy mogę z nią jechać? – zapytałem. Musi mi pozwolić.
- A kim pan jest dla pacjentki? – zawsze muszą o to pytać Kurwa?!
Chłopakiem.
- Może pan jechać. – dodał. Karetka ruszyła. Zawieźli Ludmiłę pod salę numer 13 na 2 piętrze. Nie mogłem wejść do niej, bo byli u niej lekarze. Robili podstawowe badania. Wyjąłem telefon i wybrałem numer Hermana. Bo 3 sygnałach usłyszałem głos po drugiej stronie.
- Co chcesz Federico? Nie mam czasu.
- Ludmiła jest w szpitalu. – Dodałem i się rozłączyłem. Z pomieszczenia wyszedł lekarz. Poszedłem do niego.
- Co z Ludmiłą?
- Jest w ciężkim stanie. Trzeba zrobić jeszcze jedno badanie, żeby sprawdzić czy nie jest na nic chora. – mój świat się zawalił. Co jeśli jest z nią źle?  Usiadłem z powrotem na krzesło. Schowałem twarz w dłoniach i zacząłem płakać. Co z tego, że jestem mężczyzną? To nie znaczy, że nie mogę płakać. Na swoim ramieniu poczułem czyjąś dłoń. Spojrzałem w lewą stronę. Koło mnie usiadł Leon, a po mojej prawej usiadła Viola. Wstałem. Przyjaciele spojrzeli na mnie zdziwionym wzrokiem. Nie zwracałem na to uwagi. Podbiegłem do windy, nacisnąłem przycisk. I zjechałem na dół. Zadzwoniłem po taksówkę i pojechałem do domu.
Pobiegłem na górę do pokoju, i rzuciłem się na łóżko.  Próbowałem nie płakać, ale się nie dało. Bałem się, okropnie się o nią bałem. Musze wziąć się w garść – mruknąłem. Wstałem z łóżka i powędrowałem do szafy. Wyjąłem z niej czarną bluzę z kapturem. Założyłem ją. I zszedłem na dół, na obiad. Violetta została w szpitalu, razem z Leonem. Zjadłem obiad, nie zwracając uwagi na domowników. Podziękowałem i wstałem od stołu. Skierowałem się w stronę wyjścia. Przemierzałem park. Postanowiłem, że do szpitala, przejdę się pieszo. Po drodze   wstąpiłem do kwiaciarni. I kupiłem czerwone róże- ulubione kwiaty mojej Lu. Droga dłużyła mi się okropnie. Kiedy znajdowałem się już na miejscu, otworzyłem drzwi. Z
kierowałem się w stronę windy. Nacisnąłem przycisk piętra drugiego. Założyłem kaptur. I wyszedłem z pomieszczenia. Poszedłem do Sali gdzie leżała blondynka. Ominąłem przyjaciół i wszedłem bez słowa do środka. Włożyłem kwiaty do wazonu i usiadłem na krześle, zdjąłem kaptur.

* Z perspektywy Ludmiły*

Otworzyłam oczy. Rozejrzałam się. Spojrzałam w prawą stronę. Ta biel razi w oczy! Białe ściany, biała szafka, białe łóżko szpitalne. Zaraz co? Białe łóżko szpitalne? Gdzie ja jestem? Spojrzałam w swoją lewą stronę. Białe drzwi i Federico? Podniosłam się z pozycji leżącej na siedzącą Chwyciłam się za głowę. Myślałam, że zaraz eksploduje, ten ból jest potworny.
- Federico…
- Ludmiła! – przytulił mnie i zajął z powrotem swoje miejsce.
- Co ja tu robię? – wymamrotałam.
- Zemdlałaś w Sali tanecznej  3 godziny temu. – wyznał, a na jego twarzy z powrotem pojawił się smutek. Tak długo?
Ała –syknęłam z bólu. Federico wstał i wyszedł. Dlaczego? Dlaczego mi to zrobił? Czemu wyszedł? Zostawił mnie, posmutniałam. Obróciłam głowę w stronę okna. Na dworze padał deszcz, dalej. Było tylko słychać krople uderzające o szybę. Po chwili drzwi się otworzyły. Spojrzałam w drugą stronę. Zobaczyłam lekarza, ubranego w biały kitel i Federico po za salą. Stał przy szklanej szybie. Położył na niej swoją rękę. Na jej wewnętrznej stronie pisało markerem „Kocham cię Lu”. O... Jest taki słodki. Spojrzałam jeszcze raz w jego stronę i dotykając dłonią ust posłałam mu buziaka.
- O widzę, że panienka się obudziła, jak się Pani czuje? – spojrzał na mnie znad dokumentów.
- Potworni boli mnie głowa – powiedziałam z grymasem.
- Zaraz Panienka dostanie leki przeciw bólowe. – Powiedział wychodząc. Po chwili do Sali wparował Pasquarelli, i usiadł na brzegu łóżka. Patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi czekoladowymi oczami.
- Jak  się czuje moja królewna? – zapytał z troską i ucałował moją dłoń.
- Trochę boli mnie głowa.- Boli mnie strasznie, ale nie powiem mu tego. Nie chcę, żeby się martwił.
Po chwili do Sali wparował zdyszany Herman, Violetta i Leon próbowali go zatrzymać. Ale się im nie udało. Spojrzałam na niego, a on na Federico. Spiorunował go wzrokiem. Co ten Federico narobił? Do Sali wszedł też lekarz. Trzymał w rękach podkładkę i jakieś papiery. Zanotował coś w swoim zeszycie i otworzył usta by już coś powiedzieć, ale przerwał mu mój Ojciec.
- Co z Ludmiłą? – prawie krzyknął.
- Mam złe wieści. Ludmiła  jest chora na białaczkę. Niestety, chorobę wykryto za późno, nie da się nic zrobić. Został ci jakiś  - chwila ciszy. – rok  życia , bardzo mi przykro – odrzucił i wyszedł. Tak! Przykro mu! Wcale nie jest mu przykro! On tylko tak mówi. Nigdy nie jest im przykro, nigdy. Wybuchłam nie opanowanym płaczem. Kontem oka  spojrzałam na Federico. Zrobił się natychmiastowo blady. Już nie tryskał radością. Jego twarz wypełnił smutek. Nie tylko ja płakałam, on też. A Ojciec? Wyszedł , po prostu.

3 Miesiące później…
 Była trochę słabsza, bladsza. Uśmiechała się, przynajmniej próbowała. A on? Nie umiał dopuścić myśli, że ją traci. Załamał się, ale był, starał się być. Nie opuszczać jej.

5 Miesięcy później…

Była coraz słabsza, starała się walczyć. Nie płakała. Nie mogła ukazać słabości przy Włochu. Czuwał przy niej, był na każde jej zawołanie, nie opuszczał jej, ani na chwilę. Był zawsze od wschodu aż do zmierzchu.
22 Czerwiec 2012
 Przegrała. Przegrała walkę z chorobą. Starała się. Nie płakała przez cały pobyt w szpitalu, nie płakała przy nim. Nie chciała okazywaćsłabości. Cierpiała, przez rozłąkę z ukochanym, ale nie ukazywała tego. A on? Załamał się, po jej śmierci. Stracił sens, życia. Ale mimo to, żyje i czeka, aż nadejdzie na niego czas. Kiedy będzie mógł być razem z nią. Nie popełni samobójstwa bo wie, że ona by tego niechciała. Jest z nim… była i będzie. Zawsze.

 ZAWSZE I NA ZAWSZE
Młoda dziewczyna stojąc na burcie okrętu zarzucała swój jak dotąt zawsze dobrze poukładany rozum myślami:Nie wierzę że moje marzenia się spełnią. Kiedyś, ba jeszcze parę dni temu były niczym bańki mydlane, wirującę, to zduchiwane przez wiatr losu, to pękane palcami ludzi którzy nie chcą twego szczęścia a wręcz pragną udręki. Teraz są pewne, stałe. Jak głaz. Choć jakby wziąć to pod lupę głaz nie jest stały niszczą go czynniki takie jak wiatr złosliwość losu, woda pech, temperatura nieprzystosowywalność otoczenia, no i wreszcie ludzie. Wszystko więc wskazuje na to że marzenia to w większości przypadków cel nieosiągalny. Szczyt na który wspiąć się można ciężką pracą, która jest zabezpieczeniem naszej wspinaczki, osiągając szczyt tak łatwo mogę narazić się na wiele trudności, niedogodności lub nawet upadku. Nie jestem do konca bezpieczna, ale co to bezpieczenstwo gdy mogę spełnić marzenie. Wyjazd do Włoch! Pięknym statkiem, z widokiem na rozposcierający się pięknie monstrualny ocean. Nad którym unoszą się białe obloki, szum fal niby spiew syren kojący, spokojny. Idealne miejsce na wypoczynek. Coś co nie każdy może mieć, a prócz tego jeszcze spełnienie marzeń.Zarzucała się dalej hipotezami, myślami ciesząc czymś co było jedynie iluzją do piekła. Namówieniem do opuszczenia domu, ciepła, bezpieczeństwa. Wszystko po to, by wykozystać młode ciało i umysł w brudnej branży dorosłych. Wykożystać, pożucić stłamsić własną wolę dziecka którego miejsce jest z rodzicami. Pieniądze których nawet nigdy nie zobaczy, tyle będzie warta. Może pięćset może pięćdziesiąt euro. Ale cóż to ma za znaczenie dla kogoś kto chce się zabawić. Nie myśląć o godności zniewolonej. Gwałt na duszy ciele. Co za różnica dla kogoś kto tego nigdy nie doświadczy. Nigdy nie zostanie pokarany przed śmiercią, nie dostanie strasznych wspomnień które powracaja co noc. A właśnie te rzeczy miały nastąpić w życiu tak nieszczęsnej młodej osóbki.Nagle wszystkich zawołano na najniższy poklad zapowiadając ''Niebezpieczenstwo'' które zaraz miało pojawić się w życiu młodej . Był czas na ucieczkę ponieważ właśnie statek przepływał obok innego. Lecz ona nic nie wiedziała nie spodziewała się tego. Nawet gdyby wiedziała nie chciała by o tym myśleć, bo czy nie lepiej jest żyć bez obaw? W świecie wyimaginowanym, stworzonym idealnie dla nas, w którym marzenia to błachostki jak kamyk kopany po drodze a nie skała do przebycia? Czy to nie łatwiejsze? Oczywiście ze tak. A ona miała szczęście trwać w nim przez 14 lat swego życia. Z rodzicami którzy cudem zgodzili się na wyjazd córki z najlepszą przyjaciółą oraz opiekunami. W domu w którym nigdy niczego nie brakowało, panowała radość...-Rozbierać się!-warknął męszczyzna odziany w granatowy wręcz czarny skafandro-kombinezon. Miał lekki zarost około pięcio-dniowy. Bezuczuciowy wyraz twarzy i ten lodowaty wzrok. Przeszył nim każdą z zdziwionych dziewczyn. No i dopiero teraz Ludmiła dostrzegła dotąd nie wartą uwagi rzecz; na pokładzie znajdowało się dziesięciu opiekunów; były tam same dziewczeta i dwóch marynarzy kapitan załogi sześciu innych męszczyzn których zajęcia nie znała i jedna kobieta. W granatowej spódnicy, białej koszuli i kruczych włosach upiętych w wysoki koński ogon który sięgał łopatek. Jej mocny makijaż nie zakamuflazował jednak idealnie zmęczenia damy. Miała może trzydzieści może trzydzieści-pięć lat. Jeśli zwracała uwagę na ludzi spojrzała również na otoczenie, to co ujżała było gorsze od wszystkiego w kącie maszyny być może urządzenia wyglądające jak do tortur, bicze, baty, erotyczne stroje. Na ścianach widniały zdjęcia nagich panien z napisami; Skuszę cię i rzeczami tego typu. To było okropne i na dodatek jeszcze te krzyki-Nie słyszałyście?!-Oh, German nie przejmuj się, one są jeszcze nie zapoznane z tą branżą. Ja im pokażę-mówi kobieta, po czym idzie zalotnie w strone rury na środku pomieszczenia. W końcu zaczyna tanczyć na niej. Różne pozy, ruchy a przy tym jeszcze ściąganie z siebie ubrań. To trudne, w końcu kobieta zatrzymuje się, jest w samej bieliźnie-Rozumiecie? Macie zrobić to samo tylko ze wy kończycie wtedy gdy my tak powiemy-wraca na swoje miejsce obok ''szef'a'' całego zdarzenia. On szepcze do niej dość głośno:-Kocham twoje ruchy Angie, wiesz?-Oh, mój drogi-można by pomyśleć że naprawdę się zmartwiła gdyby nie oglądać wszystkiego co zdarzyło się chwilę temu-masz jeszcze dużo dziewcząt do przetestowania-spogląda w naszą stronę i puszcza oczko. Nie rozumiem jej.-No dobra zaczniemy od ciebie-pokazuję palcem na wystraszoną brunetkę w kącie. Jest ubrana w turkusową sukienkę plażową. Taka niewinna ma może trzynaście lat. Patrzy ze zdziwieniem, szukajac pomocy w tłumie.-J-ja n-nie...-mówi takim cichutkim głosem, przygaszonym. Czuje strach, wstyd, zdziwienie nie rozumie nic. Ale mimo to robi to co jej nakazano. Nie jest zwinna jak Angie, ani dojrzała. Lecz mimo to ma kobiece kształty.-Dobra teraz ustawcie się w kolejkę-dochodzi do głosu inny facet. Reszta wpatruje się w nagą dziewczynkę. Biedna, sama, zagubiona.Mijają godziny, dziewczęta o widocznych kobiecych kształtach ustawiały się w jedna grupę, ładnie prezentujące się w tańcu w drugą, a w ostatnią te które niespełniały ani jednego ani drugiego. Ludmiła nie została przydzielona bo stały przed nią jeszcze dwie nastolatki. Jedna brunetka nerwowo obgryzała paznokcie druga, stała jak posąg. Wkrótce jednak dostały przydział a sama Lu musiała odegrać występ. Próbowała ruszać się pociągająco ale nie udało się.-Masz szczęście że masz kształty złotko-mówi Angeles-Idziesz do pierwszej grupy.W końcu ona wraz z innymi pannami ruszyła do czegoś naśladującego halę gdzie miały ustawić się w szeregu nadal nagie.-Ja jestem Angeles, możecie mówić Angie, będę was uczyć odpowiednich zachowań podczas pracy. Lecz najpierw ubierzcie się w to-rzuca w ich stronę ciuchy po chwili okazuje się że są to stroje z poprzedniego pokoju-Nie są wyliczone jeśli jest za mało, cóż was jest za dużo i nieodziane pójdą do trzeciej grupy.-Jak wy możecie?!-krzyknęła bez namysłu Ludmiła, to dla niej nie zrozumiałe. Dziwne, obce, przecież sama była wychowywana w domu pełnym ciepła i dobrych manier.-Złotko, nauczysz się że nie warto pyskowac do mnie wyjdź na środek-rozkazała pokazując palcem maszynę przed nią było to coś o kształcie połówki koła-No już!-dziewczyna nieśmiało zaczęła kroczyć we wskazanym kierunku. Gdy tam dotarła rządzicielka pchneła ja na użądzenie i przywiązala po czym dziewczyna wygięła się jak banan brzuchem do góry. Nastepnie oberwała raz batem a raz biczem. Kilka czerwonych sączących się krwią kresek powstało na jej ciele. Ciecz upływała z ran, kropelka po kropelce. Były głębokie lecz nie na tyle by sprawiły wykrwawienie i śmierć, co samo w sobie było by dobrym rozwiązaniem.-To was czeka jeśli będziecie niegrzeczne, zrozumiano?Po paru godzinach od opuszczenia statku i skończonym zwiedzaniu budynku czyli agencji, Angie odprowadza dziewczęta do pokoi.-To twój pokój-pokazuje ręką małe pomieszczenie z łóżkiem na środku i czerwoną okładziną na ścianach, nawet nie ma okien-Powiem ci coś, bo cię lubię. Twoja przyjaciółka Naty?Jest w drugiej grupie.Nic już jej nie mogło zdziwić. Więc to też jej nie zdziwiło. Po tym co przeszła, tak rozpaczliwie chciała wrócić do domu, rodziców, ciepła i bezpieczeństwa. Uciec z tej nory nudystów. A sama miała taka być.-Grupa druga trafiła na pokazy tańca go-go. Wy jako... sama wiesz. A ostatnia... została dawcami organów. Dlatego nie wychylaj się, to branża dorosłych. Na dużą skalę. Nie tylko ten budynek mamy w swoim biznesie. Układy to dla ciebie za dużo, naprawdę nie wychylaj się. To tylko ostrzeżenie.-Ale...-Właśnie o tym mówię, mniej ale i dlaczego więcej działaj. Już koniec. Za jakąś godzinę przyjdzie szef cię ''Przetestować''-powiedziała i wyszła. Tak po prostu. Zostawiła wyimaginowany świat zniszczony przez nią samą. Pękł jak bańka na tysiące małych, zagubionych kropelek. Ale dlaczego? Być może nikt nie powinien mieć szczęśliwego życia. Być może grzech pierwotny nie zostaje wyplewiony przy chrzcie, tylko każdy pokutuje przez jakąś część swojego życia? Godzinami mogłaby tak rozmyślać gdyby nie wtargnienie do pokoju rzekomego ''szefa''.-Witaj słonko-uśmiechnął się łobuzersko, może dwadzieścia lat temu mógł obrzucać domy wrednej sąsiadki jajkami, ale teraz nie przyszło by to komu do głowy. Na ''szkoleniu'' kazano by jej odpowiedzieć zalotnie więc cóż miała robić to co trzeba.-Hej przystojniaku-słowa niemal ugrzęzły w gardle. No ale nie chciała zostać zapasowymi częściami ciała wystawionymi na czarnym rynku za dorodną sumkę.Z trudem nie wymiotowała. Zaczyna podnosić top z każdym ruchem przechodzi ją nie przyjemny dreszcz mieszaniny bólu i wstydu. W końcu męszczyzna podchodzi do niej i ściąga z niej górę stroju. Maca biust penetruje go ustami, przyprawiając dziewczynę o odzucające uczucia. W końcu sięga w dół, niżej i niżej. Nadchodzi czas na zdjęcie reszty odzienia, wiedziała że to nadejdzie, ale nie chciała do siebie dopuszczać tej myśli. W końcu całkiem naga leży na łóżku on tylko rozpina rozporek. Młoda cofa się, chce uciec ale nie może, oczywiste jest że stary chłop jest silniejszy od niej. Jedną ręką trzyma jej nadgarstki a drugą poddusza. Wchodzi w nią. Jękczy cicho. On z niej wychodzi. Mająca nadzieje na koniec udręki, bólu i odrazy odsuwa się. Ale on znów w niej jest, tym razem rekoma błądzi po całym ciele.-Ooo tak! Dobrze mała, dobrze-chwali ją lecz ona jest daleko w swiecie doznań dotąt nie znanych. -No cóż, u ciebie spędziłem i tak najwięcej czasu-mówi i wychodzi. Co to dla niego? Na co liczyła? Że to się nie zdarzy? Że to zły sen? Że da rady uciec? Została sama z plamą krwi na pościeli. Pamiątka po tym jak była dziewicą. Była. Była. Była. Szepcze to słowo a ono ginie w próżni. Tak jak zginęła tam wczesniej jej godność. Zasypia łkając cicho. Sama w świecie pełnym zła, które na przekór dobru się rozrasta. Nawet nie próbuje wyobrażać sobie jaką jest tego zła częścia, problem tkwi w tym że nie wie, o tym że należy do dobra. Dobra stłamszonego przez zło.Pięć lat późniejPokój właśnie opuściłjeden z masy klientów. Nie był zbyt wymagający jaki inni. Kilka udawanych jęków i po sprawie. Ktoś kto znałby ją jeszcze kilka lat temu mógłby jej nie poznać. Teraz ona sama uznana przez siebie za naprawdę złą osobę żyje w przekonaniu że jest na dobrym miejscu, że wszystko jej się należy. Że to dobra kara. Ale za co? Nie pyta za co, tylko robi to co uważa za karme. Poprawia makijaż, fryzure nakłada na siebie ubrania i czeka na następnego klienta. Nagle z dołu dochodzą jakieś łomoty a do pokoju wparowywuje ubrany jak antyterrorysta wysoki brunet o idealnej postawie, można by się zatopić w jego bursztynowych oczach i całować godzinami cudowne usta. Większego uroku dodawała jednak postawiona na baczność grzywka. On był naprawdę słodki. Jego myśli na widok blondynki były jednak inne. Nie wiedział co przeżyła, myślał że to kolejna ladacznica która robi wszystko za pieniądze, utwierdzony w przekonaniach doświadczonych dowódców nie zwrócił uwagi na pełne bólu i smutku oczy wylewające łzy co noc, na niesforne włosy szukające blasku słońca któremu mogły by dorównać. Nie spojrzał na nią tylko rzekł beznamiętnie:-Wychodzimy-Jakby nie widział jej w pokoju. Jakby wyprowadzał na spacer psa. Ale ona nie jest jakimś zaphlonym burkiem. Ma swoją godność. Lecz nie na to pora. Miała szansę uciec, być może to była jedyna perspektywa normalnej o ile to możliwe przyszłości. Bez namyśleń idzie za brunetem.Weszli na pokład, który miał zabrać ją do domu, rodizny. Docierają do kabiny. Znów statek, to nie przynosi dziewczynie miłych wspomnień. Ale tu było przytulnie, metalowe ściany ozdabiało tysiace plakatów jakiegoś zespołu. Było też łóżko, i biurko zagracone papierami. Chłopak przypatruje się dziewczynie z pogardą i spoglada na łóżko, jest wprawdzie dwu-osobowe ale kto prócz klientów chciałby z nią dzielić łóżko? Tak zawsze myślała, uprzedziła jego wypowiedź:-Wiesz jest jedno łóżko ale...-Co?!-pytał i przetarł oczy w jednej chwili dziewczyna stała przed nim i pryzgryzała zalotnie dolną wargę.-Ja tylko mówię że jest jedno łóżko ale dla mnie to nie problem...-Ale o co ci chodzi?-pyta a ona całuje go prosto w usta, ale inaczej niż inne kobiety, bez uczuć nawet emocji. Tak nauczyła się całować Lu. Rób nie pytaj-Dość! Cholera, dość!-krzyczy a dziewczyna jakby budzi się ze snu.-Przepraszam ja t-tylko n-nie rozmawiałam z nikim a tym bardziej z męszczyzną o niczym innym niż te sprawy od pięciu lat... To był tylko nawyk. Masz rację jestem nienormalna, powinnam spać w kącie pokoju, tak jak myślisz ze mieszkałam...-Ja nic takiego nie mówiłem!-zarzekał się ale w głębi duszy również ubolewał nad tym ze to byłą prawda.-Potrafię czytać w ludzkich twarzach, rozpoznaję czy ktoś jest zły, zafascynowany czy smutny. Niestety ostatnie na ludzkie nieszczęście jest prawie nigdy nie dostrzegane. A ty patrzysz na mnie jakbym paliła schroniska dla zabawy i obnażała się w kościele.-Ale to...-Skończ, idę skołować jakiś materac- i wyszła, gdy tylko przekroczyła próg zaczęła płakać. A on myśleć. Nie wiedział na co miał nadzieje. Na to że będzie obrażał ją w myślach aż się każde pójdzie w swoja stronę? Może na to że będzie taka jak uwżał. Dopiero teraz dostrzegł swój błąd. Nie mógł być tak płytki. Czy to możliwe? Być może.Dziewczyna mimo późnej godziny nadal nie spała, wpatrywała się tempo w sufit. Gdy się obrociła z przerażeniem stwierdziła że w nia także wpatruje się para oczu. Cudownie bursztynowych.-Nie śpisz?-pyta.-Nie.-Masz jakąś ciekawą historię na dobranoc?-pyta łagodnie.-Tak, ale opowiem tylko pod warunkiem że ty mi coś opowiesz- On nie wiedział że to będzie opowieść o jej życiu udręce, coś co miało splec los ich dwojga. A zapłatą, była jego hstoria. Nic nie jest zawsze, ani na zawsze. A tym bardziej szczęście. Oboje mieli słuchać cierpienia drugiego.-Okay.-Dawno, dawno temu w Buenos Aires żyła sobie dziewczyna. Miała dom, pieniądze, rodzinę, przyjaciół. Wszystko prawda? Żyła jak w bajce, a raczej w mydlanej bańce, która miała za chwilę pęknąć. Jej marzeniem zawsze były włochy. Pewnego dnia z przyjaciółką dowiedziały się o darmowej wycieczce zorganizowanej przez jakąś akcję. Były pijane ze szczęścia. Pierwsze co zrobiła młoda to poszła do rodziców. Usłyszała stanowcze nie. Ale co tam rodzice? Powiedziała, że jest za darmo będzie dziesięciu opiekunów i Natalia też jedzie. Po długich namysłach zgodzili się, lecz z niechęcią. Mieli dobre przeczucia, że stanie się coś złego. Bo córka nie wróciła. Ani jutro, ani pojutrze, ani nigdy. Płakali, szukali, mieli nadzieje. A nadzieja matką głupich...-Ale każda matka kocha swoje dzieci.-Dokładnie. Dlatego jeszcze żyła. Choć śmierć byłaby lepszym rozwiązaniem. Na statku, podzielono dziewczęta na trzy grupy; pierwsza ladacznice, druga tancerki i trzecia...-Nie musisz. Wiem o co chodzi.-No właśnie ona została tym kim została. Żyła w przekonaniu że jest zła, że to należyta kara. Ale tak nie było. Ona mimo to przyjmowała to nowych klientów. Była dobra w swojej specjalizacji. I to robiła. W dzień, noc. Nowe wymagania. Ale pewnego dnia, ktoś wszedł do pokoju, ktoś jak jej wybawiciel. A uwięzione księżniczki...-Kochają swoich wybawicieli-skończył. Była jego kolej. Mylił się całkiem. Odkrył ze w przerwach między słowami, że zdążył się zakochać. Zatopić w historii bólu i rozpaczy-Teraz moja kolej. Za siedmioma górami, za siedmioma lasami i siedmioma morzami... Żył chłopiec. Sam, bez przyjaciół czy choćby rodziców. W miejscu jego zamieszkania, było wiele dzieci. Kilku opiekunów. Zawsze marzył o tym, by zostać bohaterem. Ratować damy w opałach. I wreszcie się udało, mimo ludzkiej nienawiści udało się. Bohater, potępiany, bo młody, głupi. Wreszcie trafił na misję, coś konkretnego. Miał być księciem na białym rumaku ratującym księżniczkę. Sięgnął po pomomoc doświadczonych, mówili; to głupie bezwartościowe dziewczyny, nie rozmawiaj, nie patrz na nie, tylko wyciągnij z tamtąd jak najszybciej. Po prostu. No i tak zrobił. Otoczony bezpodstawnymi hipotezami. Robił to co uważał za słuszne. Ale gdy już ją spotkał, była inna. Piękna, silna, i ulotna. Nie do zdobycia. Nie potrafiłby nawet podbić jej serca. Obserwował ja, szukając drogi. Zgubił się w niej jak w labiryncie. Rozpaczliwie szukał wyjścia, ale czy tego właśnie chciał? Uciec, jak tchórz? Nie, chciał choćby spróbować. Miał nadzieję że zostaną razem. Na zawsze i zawsze. Wierzył ze mógłby oszukać los, życ zawsze i na zawsze z nią i przy niej. Oszukać zło. Przeskoczyć cierpienie. Wzlecieć do nieba. I tak przy niej czuł się jakby latał. Zadziwiała go coraz bardziej, w pozytywnym sensie oczywiście. Próbował dotrzeć do jej wnętrza, no i pewnej nocy mu się udało. Wyznała mu wszystko. Już rozumiał jej zdeterminowanie i siłę. To była jedyna dziewczyna której nie potrafił zdobyć, przynajmniej tak mu się wydawało-Byli zapieczętowani, aniołowie już postanowili. Strzała kupidyna w nich trafiła. To była ich mała nieskończoność. W zupełnej ciemności ich serca oświetlały drogę do siebie-Kocham cię-uniósł wzrok tak by skrzyżowały się ich spojrzenia.-Ja też cię kocham-wyznała. Nigdy nie czuła czegoś takiego. Znała pragnienie czy głód. Szczęście czy nienawiść. Ale nie zakochanie. Nie to. Było silniejsze niż rozsądek. Piekniejsze niż radość. Żądała go. Ale nie w normalny sposób. Tak jak można żądać wody czy jedzenia. Chciała go pocałować, przytulić być bliżej jego niż swojej duszy. Tylko z nim. Mogła by krzyczeć, że go kocha. Całemu światu. Ale to on był jej całym jej światem. Zbliżyli się i złączyli w pocałunku. Tym razem prawdziwym, pełnym namiętności, uczuć. Byli lekiem na własny ból. Plastrem na swoje rany. Ukojeniem dusz. Pierwszy raz naprawdę chciała. Być blisko kogś, naprawdę. Przerzyć to tak, jak powinno być za pierwszym razem-Już nigdy więcej nie chce udawać. Kłamać. Chce zyć normalnie, z tobą. Tylko ty i ja.-Marzę o tym-uśmiechnał się między pocałunkami. Skończyło się na tym że materac był niepotrzebny a oni pierwszy raz nie śnili koszmarów.Ileż trwało ich sczęście. Pocałunki pod gwiazdami. Pikniki na statku. Wchodzenie i wyjadanie deserów w stołówce. Miłość. Jest coś lepszego? Taki był też ten dzień.-Ludmiło Ferro.-Tak?-Ja Federico Pasquarelli, właśnie oświadczam ci się. Masz być wesoła, okay?-Co? Znaczy, tak. O, boże. Rodzice mnie zamordują-zaczęła się śmiać i przyjęła pierścionek był zrobiony z poskręcanych drucików a na środku przymocowany bursztyn-Skąd go masz?-Podstawa to nie problem. Ale bursztyn dostałem jak byłem mały. Zanim moi rodzice zginęli, wiele podróżowali i dali mi to jako prezent. Miałem go zawsze przy sobie. Teraz masz cząstke mnie.-Jesteś szalony-zaczęła płakać, nie ze smutku czy goryczy jak zwykle. Ze szczęścia. Czy ktoś jak ona mógł marzyć o kimś takim jak on? Oczywiście. Marzenia to jedna z wielu rzeczy których nie można nas pozbawić. Bólem, siłą, słowem. Tak jak nadzieja i miłość.-Na zawsze i zawsze razem?-A jak inaczej? Jak opuścić swoja połowę duszy? Jedyne co utrzymuje nas na tej planecie? Co nie pozwala odejść?-Na twarz obojga wkradł się uśmiech. Jak mogliby przestać oddychać? No, właśnie. Przestać mieć nadzieje, marzenia? Kochać to nie niszczyć. Kochać to tworzyć. Budować mur, zaufania, bezpieczeństwa. Nawet jednym gestem, słowem umacniali swoja więź. Żaden demon, diabeł czy anioł nie mógłby ich rozdzielić. Złożyli nieświadomie obietnicę. Sięgała ona dalej niż wszechswiat. Cokolwiek było dalej, nawet tam wiedziano ze Ludmiła i Federico. Będą zawsze i na zawsze. Dokonali tego o czym marzył każdy. Przechytrzyli los. Ale on chce zemsty. Musi pomścić swoja przegraną.-Na dół już!-dobiegał krzyk z tarasu-Natychmiast! Alarm stopień piąty!-Fede?-chłopak natychmiast posmutniał, jego twarz zbielała. Ona zaczęła płakać, nie wie nawet dlaczego. Krzyczała, błagała by wrócił.-Przepraszam. Kocham cię. To dla ciebie. Ja i tak muszę walczyć-powiedział i wziął ją na ręce. Schował do małego pomieszczenia pod pokładem. Przez duże szpary widziała całą sytuację. Strzelaninę. Biegi. Nagle na ziemie obok niej runął męszczyzna, na całe szczęście nie Feder.Siedziała tak przez godziny, ściemniło się. Gdyby żył. Byłby już tu. Ratował ją, a może nie mógł? Może leżał tam ranny błagajac o pomoc? Nie była tchórzem. Nie mogła pozwolić by on zginał za nią. Choćby nie wiadomo jak cholernie chciał ją chronić musial żyć. Wstała. Nie uwierzyła. Czy to możliwe? Przypomniały jej się słowa Angeles; „Nie wychylaj się, to branża dorosłych. Na dużą skalę. Nie tylko ten budynek mamy w swoim biznesie. Układy to dla ciebie za dużo, naprawdę nie wychylaj się. To tylko ostrzeżenie”. Czy to możliwe? Że to zemsta? Biegła wśród tysięcy ciał. Po pokładach. Wszędzie. Zabito wszystkich.-L-lu-uslyszała ochrypły głos. Odwróciła się. Nie mogła uwierzyć. Żył! Miała szansę! Ale przecież statek tonął. Ludzie umierali. Upadł. Rzuciła się mu na pomoc-To trucizna. Nie pomożesz mi. Ja muszę umrzeć. Wiem ze to samolubne ale tak musi być.-Nic nie musi Fede! Nic! Nic!-zaczęła krzyczeć rzacać się ze złości. Wkońcu wyjęła zza pasa partnera nóż.-Nie!-krzyczał ile mógł-Lud. Lucia. Ludka. Nie-na próżno. Myslał że podetnie sobie żyly. Ale ona przecięła jego nadgarstek. Kiedys słyszała że trucizna zostaje w krwi. Po chwili, jakby chciała wyssać truciznę przyłożyła usta do rany-To nic nie da. Kocham cię-Nic nie dało, więc przecięła także swój nadgarstek i zawarli braterstwo krwi. Tak musiało być. To gniew anioła i demona za oszukanie ich, zesłał smierć. Nie można oszukiwac losu bez konsekwencji.- Zawsze i na zawsze?-A jak inaczej?-ostatni pocałunek. Ostatnie tchnienie. Śmierć nie jest straszna. To tylko skutek uboczny życia. W końcu umarli, razem. Nik nie wie co zadziałało najpierw; czy to trucizna ich zabiła czy to serca im pękły.
Po świecie dużym dziewczynka mała kroczy,zapłakane ma swe piękne oczy,zbyt szybko dorosła,ta sprawa ja przerosłai teraz ze swym księciem żądzi w niebieI tak patrzy na ciebie. 
GRATULUJE!

PROSZĘ WSZYSTKIE ZWYCIĘŻCZYNIE O KONTAKT ZE MNĄ W KOMENTARZU, LUB NA MAILA - weronika.a.d@wp.pl

NIGDY NIE PRZESTAWAJCIE PISAĆ, BO MACIE TALENT ♥

Ps. Jutro nowy rozdział ^^