sobota, 23 maja 2015

Mi Amor - 16.

~"[...] droperydol lub eter "~




*Ludmiła*
Mimo przestróg Cami, poszłam dzisiaj do Studia, musiałam zabrać stąd moje wszystkie rzeczy i pożegnać się ze wszystkim, w ogóle, wypisać z tej szkoły.
Bardzo nie chciałam tego robić, ale obiecałam... Poza tym, zaufałam Cam,a ona mi. Nie mogę jej zawieść. Nie mogę, o. Muszę to sobie powtarzać, aż do mnie dotrze, że nie łamie się danego słowa, chyba, że w ostateczności.
Tak, Ludmiło?
Tak.
Rozumiesz?
Tak.
Dobrze, nie będę ciągnąć tego idiotycznego dialogu między mną, a... mną. Debilizm, naprawdę, chyba jest ze mną bardzo, bardzo źle.
Podeszłam do mojej szafki i wyjęłam z niej wszystkie rzeczy, po czym wrzuciłam je to sporych rozmiarów torby,oczywiście pasującej do moich ubrań.
Nie chciałam by ktoś mnie widział. Wiem, że na początku miałam zamiar się żegnać, ale po dłuższym namyśle, doszłam do wniosku, że może jeszcze uda mi się tu wrócić. Może, kiedyś...
Idąc szerokim korytarzem, wpadłam na kogoś. Wszystko, co miałam, wysypało się na podłogę, a ja sama upadłam. Uniosłam wzrok na postawną sylwetkę i uśmiechnęłam się leciutko.
- Cześć Maxi - szepnęłam.
Chłopak pomógł mi wstać i pozbierać wszystko.
Rozmawialiśmy chwilkę o wszystkim i o niczym, nawet nie wiem ile nam razem minęło, zawsze tak mam, że tracę poczucie czasu, a potem, biegną na złamanie karku, choć i tak już jestem porządnie spóźniona.
Tym razem tak nie było, tym razem stało się inaczej, tym razem naszą pogawędkę przerwał rozrywający bębenki w uszach i przeszywający serce na wskroś, huk. Niepewnie, wystraszona, podeszłam do wejścia. Wszytko, co mnie otaczało, stało się niewyraźne, jak nieprzytomna, zmierzałam w stronę podwórka. Obraz wydawał się mglisty, a ja nie myślałam trzeźwo. Nie zwracałam najmniejszej uwagi na przyjaciela, który najpierw próbował mnie zatrzymać, a potem już tylko rozpaczliwie wymawiał moje imię. Cała akcja działa się jakby w zwolnionym tempie. Obok mnie wirowały pociski, wystrzelane z pistoletów ludzi, ustawionych tu i ówdzie, za drzewami, murami... Na ziemi leżeli ludzie. Krwawili, umierali. Byli wszyscy, mężczyźni, chłopcy, kobiety, dziewczyny, a nawet dzieci. Nikt nawet nie walczył, nie próbowali prosić o pomoc, zwyczajnie się poddali, polegli.
Nagle poczułam mocne, impulsywne, niespodziewane i energiczne szarpnięcie i nie mam bladego pojęcia jak, ale znalazłam się pod jakimś dużym drzewem. To były ułamki sekund... Obok mnie leżał Diego. Z jago piersi sączyła się czerwona ciecz.
- Diego - padłam na kolana. - Nie rób mi tego.
Z moich oczu płynęły łzy, serce waliło jak oszalałe, nie wiedziałam co się dzieje.
- Ludmi, spokojnie, nie martw się o mnie - odezwał się cicho, delikatnie unosząc kończiki ust.
- Uratowałeś mnie, kosztem własnego życia - łkałam.
- Odkupię winy - powiedział ostatkiem sił. - Ona tu jest, znasz ją, uderz w jej słaby punkt, Lu...
Już więcej nie wypowiedział nic. Nawet słowo nie padło z jego już sinych warg. Pochylałam się nad nim, płacząc rzewnie. Nie, to nie mogła być prawda. Wszystko było tylko głupim snem, fikcją...
- Ludmiła, cholera, rusz się! - ktoś krzyknął na mnie.
Uniosłam wzrok, z moim oczom ukazała się Camila. No pięknie, lepiej być już nie mogło.

*Camila*
Ludmiłą jest niereformowalna. Mówię: nie idź, ona idzie. Zawsze. Zaw - sze. Z A W S Z E.
Kiedyś doprowadzi mnie do białej gorączki, albo rozstroju nerwowego, przysięgam.
Dobrze, że gdy nie zjawiła się w porę w ustalonym miejscu, wiedziałam gdzie mam jej szukać.
Przyszłam w samą porę bo jeszcze kilka minut więcej i mogłaby tego nie przeżyć. Przecież to takie nierozumne, nieporadne stworzenie. Ciągle trzeba się nią zajmować, na okrągło potrzebuje opieki. Może zatrudnię jej nianię, jak małemu dziecku...
- No przebieraj tymi nogami! - krzyknęłam, gdy byłyśmy jeszcze nie tak daleko od Studia.
Dzięki moim umiejętnością, jako byłej agentki FBI, udało nam się bez najmniejszego problemu minąć tych wszystkich snajperów.
- Ludmiła, cholera jasna, czy ty nie rozumiesz co się do ciebie mówi? - zapytałam, gdy już mogłyśmy spokojnie rozmawiać. - Jesteś tak głupia, czy tylko udajesz?
- No sorry, Camila, ale musiałam, ok? - złożyła ręce na piersiach.
- Nie wymądrzaj mi się tu, bo teraz żadna z nas nie jest bezpieczna - syknęłam.
Buzowało mnie, miałam wrażenie, jakbym miała zaraz wybuchnąć. Takie dziwne, beznadziejne uczucie, kiedy, niestety, się o kogoś troszczysz, a jednocześnie sam mach ochotę puścić mu kulkę w łeb.

*Ludmiła*
Szłam szybkim marszem z Camilą prawie potykając się o własne nogi. Już szybciej chodzić się nie da, przysięgam.
Nie wiem, czy naszą wymianę zdań można uznać za kłótnię. Raczej nie. To było raczej pouczanie mnie przez nią i moja niezgoda z jej słowami. Ehh, zawiłe.
W pewnej chwili przejechał obok nas jakiś czarny wan. Początkowo wcale nie zwróciłam na niego uwagi, ale kiedy zdałam sobie sprawę, że ciągle krąży wokół nas, przestraszyłam się trochę. Szepnęłam o tym Cam, a ona popatrzyła za samochodem, któego nagle nigdzie nie było i stwierdziła, że mam zwidy. Super, najzwyczajniej świetnie.
Nie musiało minąć dużo czasu, by pojazd o którym mówiłam zatrzymał się przy nas, a mężczyźni, którzy z niego wyskoczyli, i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, zakneblowali nam usta, związali ręce, nogi i wepchnęli do środka. Nie wiem co za ścierki przyłożyli nam do twarzy, ale były nasączone czymś, co sprawiło, że momentalnie zaczęły kleić mi się oczy. Camila, kiedy się obudziłyśmy, mówiła, że to halton. Ja stawiałabym, jako kobieta, która ukończyła medycynę, na droperydol lub eter.
Potem, była ciemność i piękne sny.
Jwdnak, co piękne, nie trwa długo. Obudziłam się, wydostając w objęć Morfeusza.
- Camila - szepnęłam cichutko. - Śpisz?
- Nie, Lu - usłyszałam jej głos.
Starałam się rozejrzeć, ale wszędzie panowała ciemność.
- Gdzie jesteśmy, Camila? - zapytałam ponownie, starając się stwierdzić, skąd dobiega jej głos.
Nie dość, że czułam się potwornie emocjonallnie, bolała mnie głowa, ręce, to jeszcze było mi zimno.
- Chciałabym wiedzieć, serio - prychnęła.
Westchnęłam cicho. Pewnie na jakimś odludziu, gdzie niechybnie zginiemy, zostaniemy zabite. Już widzę jak nas dusza, zastrzelają, wieszają, ćwiartują czy jeszcze coś innego...
Ciarki przeszły mnie na samą myśl o tym.
- Boję się - wyznałam szczerze. Co mi tam, być może to i tak ostatnie minuty mojego życia.
I nagle wszystkie szczęśliwe chwile przemknęły mi przed oczami. W sumie, to nie było ich znów tak mało...

*Federico*
Od kiedy uciekłem, panienka X, bo w końcu nie dowiedziałem się, jak szanowna paniusia ma na imię, postanowiła przydzielić mi pokój. Mam tu łazienkę, lodówkę z jedzeniem i piciem, telewizor, łóżko i nawet szafę z ubraniami, a w dodatku 3 razy dziennie jakiś mięśniak przynosi mi jedzenie. A no i zapomniałbym o stosie książek, kartkach i długopisach. Szkoda tylko, że jest to gdzieś na piątym piętrze, a okna są za kratami. Czuję się trochę jak więzień, ale nie jest źle, warunki praktycznie jak w hotelu.
Dzisiaj wstałem rano, wcześnie, nawet przed świtem. Włączyłem sobie telewizor, ale zamiast jakichś głupich programów, na ekranie zobaczyłem czerń. Zmarszczyłem brwi. Słyszałem niewyraźne głosy.
Przygłośniłem dość mocno, a wtedy udało mi się wyodrębnić kilka pojedyńczych słów, poza tym rozpoznałem tonację Lud. MOJEJ LUD.
Zerwałem się z miejsca i chodziłem w kółku, pochłaniając ciastka. Czekałem, aż ktoś przyjdzie ze śniadaniem. W końcu ta chwila nastała, a moim oczom ukazał się ktoś, kogo nigdy bym się nie spodziewał.
- Hej, Federico - usłyszałem delikatny głos dziewczyny.
- C- cześć  - odpowiedziałem, zupełnie zdezorientowany.
- Masz tu dzisiaj płatki owsiane - poinformowała mnie. - Potrzeba ci dzisiaj jeszcze czegoś?
- Chcę wiedzieć co jest z Lud, gdzie ona jest i czemu widzę ją w pomieszczeniu, w którym sam tak długo byłem.
Ona wyszła bez słowa, a ja zabrałem się za jedzenie. Gdy jestem zdenerwowany - jem, bo to mnie uspakaja. Chyba powinienem poprosić o melisę, a byłem bardzo zły, wściekły wręcz, zwłaszcza, gdy 'przyjaciółka' poinformowała mnie, że jej szefowa, dla której tu pracuje, czyli ta właśnie, która mnie porwała, przetrzymuje też Ludmiłę.
Miałem ochotę coś rozwalić. Nosiło mnie i od środka rozrywała negatywna energia.
Musiałem wymyślić jakiś sensowny plan, który mógłby coś zdziałać...

~
Cześć perełki. Jak tam u Was? Jeśli mam być szczera, to u mnie niezbyt... Eh, szkoda gadać. No tak, ale rozdział jest i moim zdaniem prezentuje się... znośnie.
A Wy, co sądzicie?
Proszę, skomentujcie :*
~
Trzy sprawy organizacyjne ;)
Po pierwsze, jak pewnie część już zdążyła zauważyć, otworzyłam sondę, bardzo bym chciała, żebyście zagłosowali.
Dalej... Tak jak kiedyś pisałam, zrobiłam stronę o moich dziwnych filozofiach, fanaberiach, odczuciach. Wczoraj napisałam pierwszy tekst, także ten, no, zapraszam (?). Sto=rona "Moimi oczami. Mundo"
I ostatnia sprawa... eh, nie wiem jakie mam do niej podejście To bardzo miłe o w ogóle, ale z drugiej strony poję się, że powiecie, że gwiazdorzę, czy coś, ale ok... Jakaś dziewczyna założyła aska o mnie... Nie wiem co mam o tym sądzić, serio. Gratuluję odwagi tej osobie i co, mam polecić jej ask?
No nie weim, jak chcecie, to wejdźcie: www.ask.fm/fankawerci
~
Ok, czas na spojlerek, co?
- Szczera rozmowa Cami i Lu
- spotkanie Fede z Lu
- Rozpoznanie miejsca pobytu -> bolesne wspomnienia -> plan Fede.
~
No to chyba tyle na dzisiaj, co nie?
Kocham Was mocno, moje perełki i dziękuję, że jesteście.
~
Miśki, nie mam siły na sprawdzanie, postaram sie to jakość w ten weekend zrobić :*

7 komentarzy:

  1. Cudeńko, kochanie!
    Dzisiaj krótko, bo... Nosory, ale nie chce mis ię dzisiaj nuc... Jutro jeszcze komuniia kuzynki u mnie w domu, więc sprzątanko... Kupa...
    Kocham i czekam na next!
    Pozdrawiam ♡



    Lilly xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Hejoł Wercik!!!
      Cudowny rozdział...
      Z tym askiem to... Odwiedzę :)
      Hehe..

      Diegitoo.. On... Nie żyje!?
      Tak, owszem chciałam, go ukatrupić, ale.....
      Ah... :/
      Nie wiem co teraz napisać.
      Porwali Lud!!?? I Cami!?
      Niee dobrze...
      Bardzo źle..

      Na miejscu Federa bym była bardziej zestresowana.
      Przede wszystkim, skoro jedzenie go uspokaja to powinien tyć w oczach!! :)
      Hahahahaha.

      Mam nadzieję, że następny rozdział będzie tak ekscytujący jak ten!!!
      Buzioool.
      Ola <3

      Usuń
  3. Misiu!
    To jest WOW*
    Takie magiczne...
    Ale co sie stało z Cami i Lu?!?!!?
    Diego nie żyje!?!?!?
    Nie!**!!
    Fede ratuj je*!!*
    Boze on musi je uratować!
    Przepraszam ze tak krotko...
    Kc <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Diego... Weź ty, okrutna. Nieczuła ;.;
    Mówisz 'nie idź', ona idzie... Jest jak ja. Marta, nie rób tego - Marta i tak zrobi. Lol. A potem tylko pytanie 'what's wrong'...
    Może Fede jest jak ja. Jak na kogoś kto potrafi zjeść trzy kawałki pizzy o średnicy 65 cm. to chyba nie powinnam mieć niedowagi. Ale mam.

    OdpowiedzUsuń
  5. YKHY YKHY.
    Na początku chcę Cię BARDZO przeprosić za nie komentowanie, ale egzaminy diagnostyczne mnie wykańczają. Ale już wracam, powoli wracam i postaram się komentować każdy rozdział!
    KOCHANA WERUŚ. WIELBIĘ TEGO BLOGA, NIE SPAŁAM W WEEKEND PRAWIE W OGÓLE, BO CZYTAŁAM ILE WLEZIE. Ale to nic, odespałam trochę na chemii C:

    LUSIA. Jakbym widziała siebie. Z biegiem czasu ogarniam, jakie głupoty popełniam w życiu. Szarpię się za włosy, myśląc o 2012.
    Martwi mnie sytuacja z Federem, ale to już nawyk fanów Fedemiły. cc:
    Najbardziej, czytając ten rozdział skupiłam się na Lu i jej debilistycznym zachowaniu, które znam, więc mogę się wypowiadać jedynie o niej.
    Jednak choć bardzo chcę - nie mogę dużo napisać. Po prostu ona tak bardzo przypomina mnie, że aż ciężko komentować jej wyczyny.
    Camila. Mimo że nie lubię tego rudzielca, to w tym opowiadaniu darzę ją jakąś okruszkom sympatii. Nie wiem jak to zrobiłaś. A nie, wiem. To oznaka wielkiego talentu.
    Przyzwyczaj się, Werciku, do mich zaiste bardzo składnych tematycznie komentarzy. Taki już mój znak rozpoznawczy :')
    Aby normalnie /względnie/ zakończyć posrany komentarz, pieprznę klasyczne:
    CZEKAM NA NEXT.

    Trzymaj się c:

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj!