sobota, 28 lutego 2015

Mi Amor - 6.

"Potrzebuję cię jako przynęty..." 



Otworzył oczy. Przyszło mu to z wielkim trudem, gdyż powieki były ciężkie, niemal jak z ołowiu. Nie miał bladego pojęcia, gdzie jest, ani co się z nim stało, Jedyne, co mógł dostrzec, to ciemność. Nie było nic poza nią. Niezmierne bolała go głowa, a krew pulsowała w żyłach.
Federico ze wszystkich swoich sił, których swoją drogą, miał niewiele, starał się przypomnieć sobie, jakie zdarzenia miały miejsce. Wszystko było jak za mgłą, jednak pamiętał to tak dokładnie, jakby zdarzyło się wczoraj. Może to było wczoraj?
 Siedział na krześle w korytarzu, przed schodami prowadzącymi na scenę. Ostatni raz powtarzał w myślach tekst pierwszej piosenki. Napisał ją z myślą o Lu, zaraz po tym, jak ją spotkał. W ten dzień uczucie, którym kiedyś ją darzył odrodziło się. Powstało na nowo. Nigdy nie umarło. Z każdym nowym dniem, budził się z nadzieją, że spotka Ludmiłę.
Jesteś dla mnie wszystkim, 
Więc odrodzę się z miłości. 
Wciąż mi zimno, bo nie ma Cię, 
Aż niebo zszarzało już. 
Zmiany w repertuarze wcale nie miały prawa zaistnieć, jednak on postanowił nagiąć zasady, bo kochał ją ponad wszystko i po prostu czuł, że musi. Chciał oznajmić całemu światu jak bardzo jest dla niego ważna. Łudził się, że może zrozumie. 
Mogę czekać wiele lat, marząc,
 Że przyjdziesz do mnie.
 Bez Ciebie to życie nie ma sensu.
 Poczekam bo, nauczyłaś mnie jak teraz żyć.
Ktoś niepozorny wyszedł zza rogu. Nie obawiał się, bo myślał, że to człowiek z obsługi technicznej. Dopiero gdy ten mężczyzna próbował siłą wypchnąć go na zaplecze, zrozumiał, że to nie przelewki. Szarpali się, ale napastnik był silniejszy. Krzyki na nic się zdały, gdyż jego pomocnik, zatkał chłopakowi usta. Porywacze wepchnęli go do dużego pojazdu i odjechali. 
Włoch chciał wstać, lecz zdał sobie sprawę z tego, że jest związany. To dość logiczne.  
Nie miał pojęcia, czego ktokolwiek mógłby od niego chcieć. Bał się, cholernie się bał.
Od zawsze życie go przerażało. Od kiedy tylko sięga pamięcią, to on musiał wspierać innych, a nigdy nie przyszło komuś do głowy, że też może mieć problemy. Może być smutny, samotny, opuszczony i wystraszony. Nie, nie dawał pozorów. Mało kto chciał go naprawdę poznać. Jedynie Lud...
 Myśl o jego złotowłosej księżniczce, napawała Federico nadzieją. W tamtej chwili najbardziej żałował dwóch rzeczy. Po pierwsze tego, że nie wyznał Ludmile, co do niej czuje, gdy miał okazję, a po drugie tego, że zdecydował się na solową karierę. Gdyby nie owe decyzje, w taj chwili mógłby siedzieć z ukochaną, szepcząc jej do ucha, jak bardzo ją kocha. Niestety los potoczył się inaczej.
 Do pomieszczenia wpadła wąziutka smuga jasnego światła. Coś zapiszczało, zazgrzytało, a słychać było kroki. Ktoś szedł w jego kierunku.
- Witaj Federico - usłyszał stanowczy, damski głos. - Widzę, że się obudziłeś. Mam nadzieję, że dobrze ci się spało.
Znał tą osobę, poznał po tonie, w którym padały słowa. Pamiętał go, jednak zbyt słabo, by wiedzieć do kogo należy. W ostatnim czasie tak wiele osób spotykał, że nie był w stanie jednoznacznie stwierdzić, z kim ma tę wątpliwą przyjemność rozmawiać.
- Hej - odezwał się z przekąsem. - Spało się wręcz okropnie - sam nie wiedział co chciał osiągnąć będąc tak chamskim.
- Proszę, proszę, jaki odważny - zaśmiała się kobieta.
- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - warknął nie zwracając uwagi na poprzedni komentarz.
Nie miał nic do stracenia. Gdyby ktokolwiek chciał go zabić, już dawno by to zrobił.
- Od ciebie? Absolutnie nic nie chcę. Ale... Może kojarzysz koleżankę Ferro?
- Zostaw ją w spokoju! - krzyknął Fede. Wolałby zginąć, niż pozwolić, by coś jej się stało. Miał ochotę przerwać te denerwujące węzły i zatłuc tego, kto pozwolił sobie na uknucie tego wszystkiego.
- Uspokój się, bo zrobię coś, czego robić wcale nie chcę - syknęła. - Potrzebuję Ludmiły, nie ciebie, więc jeśli będziesz działać mi na nerwy, kulka w łeb i po sprawie. Ona musi mi zapłacić za swoje winy, a nie jest to zależne od tego, czy będziesz żywy, czy martwy. Tylko, że trzymanie zwłok, nie było by zbyt estetyczne. Jeszcze zaraziłbyś mnie trupim jadem, czy innych dziadostwem.
- Więc po co mnie tu trzymasz? - zapytał chłopak nie do końca rozumiejąc słowa, które Ona wypowiada.
- Jesteś taki głupiutki, Pasquarelli. Potrzebuję cię jako przynęty, idioto. Kiedy nasza kochana Ludmiłka zda sobie sprawę, że policja nie będzie w stanie cie znaleźć, weźmie sprawy w swoje ręce. Być może już to zrobiła... Kiedy dotrze do moich ludzi, oni szybko mi ją tu sprowadzą, a wtedy we dwie wyrównamy rachunki - mówiąc to, wyszła.
 Znów został sam, ze swoimi myślami. Już teraz wcale nie wiedział, co ma myśleć. Nie wierzył, by ktoś mógł skrzywdzić tak cudowną, kochaną i bezbronną osóbkę jak Lusia. Wątpił też w to, by ta drobinka mogła krzywdzić innych ludzi. Przecież jej serduszko jest zbyt dobre, żeby popełniać jakieś grzechy.
Do środka ponownie ktoś wszedł, leczy tym razem zapalił światło, które oślepiło porwanego. Gdy już przywykł do jasności, spostrzegł, że znajduje się w dość obszernym pokoju, przypominającym salę w przedszkolu. Ściany miały kolor brzoskwiniowy, a podłogę wyścielono zielonym dywanem. Po kątach stały kolorowe szafki z malunkami zwierząt. Chłopak dopiero po chwili uświadomił sobie, że ma rozwiązane ręce. Przed nim stał średnich rozmiarów stolik, a na nim porcja zapiekanego makaronu. Z ochotą zabrał się za jedzenie, bo nie miał nic w ustach od kilku dni i kiszki mu marsza grały. Kiedy skończył, napił się wody ze szklanki. Obraz przed nim wolno zaczął się rozmazywać, a powieki znów stawały się coraz cięższe, aż wreszcie opadły. Federico zemdlał, stracił przytomność.
 Miał piękny sen, o pięknej blondynce i pięknej przyszłości. 
Była ona, siedząca na kanapie, przed kominkiem. Był też on, obejmujący ją ramieniem, głaskający jej okrągły brzuszek. Rozmawiali beztrosko, udając sprzeczkę, o wybór imienia dla jeszcze nienarodzonego dziecka. Dziewczyna uśmiechała się do niego, tym swoim pięknym uśmiechem, a on przytulał ją mocno. Między nimi zawisła niewidzialna nić, łącząca oba serca. 
W pewnej chwili z kominka buchnął ogień. Drewniana podłoga w ich domku zaczęła się palić. Płomienie stawały się coraz większe, z każdą chwilę rozrastały się, otaczając ich od wszystkich stron. Nie byli w stanie uciec... 
Przebudził się niespodziewanie. Drżącą ręką starł z policzka maleńką łezkę. W głębi duszy wierzył, że jeszcze wszystko się ułoży. Musi. 
- Życie bez Ludki nie ma sensu - szepnął sam do siebie. Ścisnął w dłoni małą przywieszkę w kształcie litery "L" ktróą dawno, dawno temu  mu podarowała. - Kocham Cię, Lusia...

~
Cześć pysiaki!!
No więc przybyłam z nowym rozdziałem. Jest on już nieco dłuższy od poprzednich,co mnie cieszy. Sama treść też nie jest najgorsza. Pisałam to w przypływie nagłej weny, na angielskim :))
Nie wiem, może czegoś zaczynacie się domyślać, może nie... Ja nie jestem w stanie ocenić, bo przecież znam całą fabułę ;)
A tak ogólnie, to jakie macie zdanie?
~
Czy tylko ja tak bardzo cieszę się z tego, że wreszcie mamy weekend? Cały ten tydzień był dla mnie potwornie męczący. Prawie nie spałam i dwa razy prawie zemdlałam, a w dodatku bardzo bolał mnie brzuch przez pół dnia w czwartek... Supi, po prostu, heh... Mniejsza o to.
~
Kotki, małymi kroczkami zbliżamy się do kilku bardzo ważnych wydarzeń:
1. Rok bloga (02.04)
2. 100.000 wyświetleń *_*
3. VL i kilka spraw, o których jeszcze w związku z tym napiszę
~
Spojler z 7.
Popatrzcie na spojler w rozdziale niżej xD Miałam te rozdziały zamienić, bo tamten mam zaczęty, ale jakoś inaczej wyszło... :) Mam nadzieję, że się nie gniewacie.
~
Kocham Was, mówiłam o tym kiedyś??
 




sobota, 21 lutego 2015

Mi Amor - 5.

~ „Hera, koka... co to za różnica?” ~



Drzwi samochodu otworzyły się nagle. Ludmiła podskoczyła troszkę na siedzeniu. Do środka wpakował się młody chłopak, którego twarzy dziewczyna nawet nie mogła dostrzec, bo miał na głowie czapkę ze sporych rozmiarów daszkiem.
- Siema Verdas – uśmiechnął się ukośnie.
- Witaj Maximilianie – mężczyzna odezwał się do niego, zwracając wzrok w stronę okna.
- U, widzę że poszalałeś – nastolatek ponownie zabrał głos gdy zobaczył nieco wystraszoną blondynkę. - Co się stało? Panienka Violetta ci się znudziła? No, powiem ci, że nie spodziewałbym się takiej lalki na siedzeniu obok takiego cieniasa.
- Zamknij się, kretynie – warknął Leon. Zacisnął pięści na kierownicy, by nic mu nie zrobić. Z trudem powstrzymywał się od rozwalenia czaszki Maxiemu. Nienawidził, gdy ktoś wątpił w jego wierność do ukochanej. - Czegoś się znów naćpał?
- Hera, koka... co to za różnica? - prychnął w odpowiedzi.
Ferro, choć tego nie okazywała była przerażona całą sytuacją. Nie wierzyła, że mąż Castillo może oddać ją 'pod opiekę' kogoś tak prostackiego i co gorsza niebezpiecznego.
Każda maleńka komórka w jej ciele drgała nie tylko ze strachu, ale i zimna, bo słońcu już jakiś czas temu zgasło. Wokół niej panowała teraz zupełna cisza. Niebo powoli stawało się coraz ciemniejsze. Nacisnęła klamkę, po czym pchnęła drzwiczki z zamiarem wyjścia.
- Gdzie idziesz, Ludmiło? - usłyszała przenikliwy głos starszego z facetów.
- Muszę się przewietrzyć. Proszę się nie przejmować, nie odejdę daleko – szepnęła tylko, bo na nic więcej nie było jej stać.
Nikt nie próbował jej zatrzymać. Postawiła stopy na twardym gruncie. Miała ochotę teraz uciec jak najdalej, jak najprędzej. Miała zamiar wymazać całą zaistniałą sytuację z pamięci. Szlag trafiał jasnowłosą na myśl, że będzie musiała użerać się z tym idiotą. W tej chwili strach przerodził się w złość. Najgorsze było to, iż nie miała pojęcia jak długo zajmie jej cała 'przygoda' i ile czasu będzie zmuszona spędzać z chłopakiem.
Wolno oddalała się od pojazdu, a myślami była zupełnie gdzie indziej. Marzyła, by znaleźć się w ciepłym salonie, na kanapie; w końcu, cholera, była tylko w lekkim stroju, a noce w Buenos Aires potrafią być naprawdę zimne; obok Francescy. No właśnie. Francesca!
Sama myśl o siostrze sprawiła, że złapały ją ogromne wyrzuty. Oglądając się za siebie, wyjęła z kieszeni spodni komórkę. Włoszkę miała zapisaną na szybkim wybieraniu, więc wcisnęła tylko dwa klawisze i od razu usłyszała tą znajomą melodyjkę, która zawsze niezmiernie działała wszystkim na nerwy. Jednak tym razem nie zwróciła na to uwagi. Zagryzła nerwowo dolną wargę, prosząc w duchu, by przyjaciółka odebrała. W końcu udało się.
- Halo? Ludmiła? Gdzie ty jesteś? Co się z tobą dzieje?! Dzwoniłam dwadzieścia osiem razy. Czy ty sobie wyobrażasz jak ja się martwię? Ludmiła? Jesteś tam?... no powiedz coś wreszcie – usłyszała po drugiej stronie połączenia. Mimowolnie zaśmiała się.
- Chciałabym coś powiedzieć, ale nie dajesz mi dojść do słowa – stwierdziła rozbawiona. - Słuchaj, ja.. um... spotkałam dawnego znajomego i tak jakoś nam szybciej czas minął. Fran nie martw się o mnie. Jestem dorosła i wiem co robię. Wrócę późno, więc nie czekaj na mnie.
- Kiedyś przez ciebie wyląduje u psychiatry – westchnęła. - Uważaj na siebie, Lud.
- Będę – szepnęła blondynka już bardziej do siebie niż do niej.
Rozłączyła się. Zamknęła oczy. Miała do siebie ogromny żal. Wiedziała doskonale, że robi źle okłamując Fran. Jednak była też pewna, że inaczej się nie da. Włoszka zaczęłaby panikować, zabroniłaby jej wychodzić z domu samej i powtarzałaby, że policja się wszystkim zajmie. Tak, tak właśnie by robiła.
Odwróciła się i szybkim krokiem podeszła do samochodu. Stawało się bardzo nieprzyjemnie. Noc i las nie wróżą niczego dobrego. W wyobraźni widziała dziesiątki psycholi czekających za drzewami na taką bezbronną osóbkę jak ona. Gdy tylko znalazła się w aucie poczuła się dużo bezpieczniej. Zupełnie nie przeszkadzało jej już to, że obok siedzi milczący Leon, którego imienia tak naprawdę nikt poza Violą nie zna, a z tyłu nieobliczalny ćpun i zapewne kryminalista.
- Ludmiło, dziś odwiozę cię do domu, a jutro skoro świt przyjadę i przeniesiesz się do mojego starego mieszkania – zaczął tłumaczyć brunet. - Jest ono dużo bliżej szkoły do której teraz będziesz chodzić, niż twoje obecne miejsce zamieszkania. Maxymilian przyjdzie po ciebie przed ósmą rano, dobrze? Tutaj – podał dziewczynie średnich rozmiarów szarą kopertę – masz nowy dowód osobisty, paszport i telefon. Jutro zaczyna się twoja gra. Pamiętaj, że już za późno by się cofnąć – mówiąc to, przekręcił kluczyk w stacyjce.
Droga dłużyła się blondynie bardzo. Powieki opadały co chwilę. Z całych sił starała się nie zasnąć. I była bardzo wdzięczna, sama nie wiedziała komu, ale była, gdy już mogła rzucić się na łóżko. Kopertę wsadziła pod poduszkę, podobnie jak telefon, w którym wcześniej zdążyła nastawić budzik na trzecią w nocy.
Nie spała długo, jedynie cztery godziny. Mimo to, nie mogła narzekać na zmęczenie. Przebrała się tylko w czyste ubrania i od razu zabrała się za pakowanie. Wywlokła z szafy sporych rozmiarów walizkę. Wrzuciła do niej wszystko, co tylko wpadło w ręce. Na sam koniec pamiętnik i portfel ze sfałszowanymi dokumentami, o których prawie zapomniała.
Cichutko zeszła na dół, by nie obudzić współlokatorki. Nie pozostało dziewczynie zbyt wiele czasu, więc szybko, na kolanie napisała krótką wiadomość, którą potem zostawiła na blacie w kuchni.
Droga Fran!
Musiałam się od Ciebie wyprowadzić.
Muszę pozałatwiać parę spraw.
Mój obecny numer już nie jest aktualny.
Nie martw się i nie gniewaj na mnie.
Niebawem wrócę... chyba.
Kocham Cię siostrzyczko.
Ludmi.”
06.07.
Właśnie jadę z Leonem do 'mojego' nowego mieszkania. Jest godzina piąta rano. Cholernie boli mnie głowa. I serce. Zraniłam Francescę. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Jestem okrutna. I egoistyczna? Nie wiem. Przecież to wszystko, co robię jest tylko i wyłącznie ze względu na Federico. Kurde, kocham go. Naprawdę mocno.
Z jednej strony czuję, że dopiero teraz żyję; ten strach, emocje, adrenalina. Ryzyko. Z drugiej... mam wrażenie że robię źle i powinnam z tym skończyć.

W głowie ciągle błądzą mi słowa wypowiedziane przez Verdasa- „...już za późno by się cofnąć”. Czyli, właśnie rozpoczyna się koniec mojego dotychczasowego życia. Dobrze. Okay. Zrobię wszystko, co trzeba będzie zrobić, byleby tylko Feder był cały i zdrowy. Wolny i szczęśliwy.

~
Albo mi się wydaje, albo ja piszę coraz gorzej. Nie wiem co się dzieje. Jakoś tak... No nie wiem.
Ą Wy co uważacie?
~
Pchełki, czy tylko u mnie w szkole teraz jest tak ciężko?
~
Wiecie... ja przepraszam, że nie komentuję Waszych blogów. Jestem strasznie zapracowane. Obiecuję, że w najbliższym czasie się to zmieni.
~
A jeszcze jedno. Może to głupio zabrzmi, ale mam wrażenie, że przestajecie mnie czytać :<
~
No i spojler z 6.
- Ludmiła poznaje kogoś... (ach te tajemnice ^^ xD)
- Maxi przeprasza Lu.
- Ludmi spotyka Cami.
~
KOCHAM WAS BARDZO BARDZO BARDZO BARDZOOOOO!!!

sobota, 14 lutego 2015

Mi Amor - 4. + Miniaturka na Walentynki ^^

~ „...z dwadzieścia lat minęło.”~


05.07
Mam spotkać się z panem Verdasem. Dzisiaj. Wczoraj jego dziewczyna, Violetta dała mi na niego namiary. Zadzwoniłam. Nie rozmawialiśmy długo. Muszę przyznać, że nie jestem pewna, czy to bezpieczne. Panna Castillo wydaje się być porządnym człowiekiem, jednak nie mam pewności co do Leona. A co jeśli to jakiś przestępca? Jednak, wybiorę się na to całe spotkanie. Dla Federico wystawię się na największe niebezpieczeństwo.
Zatrzasnęła brunatny notatnik i wrzuciła go do szuflady w komodzie stojącej przy łóżku.
Westchnęła cicho. Była zdeterminowana.
Naiwnie i ślepo wierzyła, że uda jej się odnaleźć ukochanego. Nawet nie po to, by być z nim. Nie była samolubną hipokrytką. Liczyło się dla niej tylko i wyłącznie jego bezpieczeństwo. Pragnęła, uczynić go szczęśliwym, kosztem własnego życia.
Cicho zeszła po schodach. Miała nadzieję, że siostra nie zauważyła jej. Przemknęła przez salon, do przedsionka. Schyliła się, by wyjąć z szafki na buty adidasy. Kiedy podniosła się, stanęła twarzą w twarz z Francescą.
-Gdzie idziesz? - zapytała czarnowłosa, składając ręce na krzyż, pod żebrami.
Pochyliła głowę w bok. Czekała na słowa Ludmiły, zastanawiając się, co ta ma jej do powiedzenia.
- Pobiegać – odparła blondynka po chwili zastanowienia. Nie miała pojęcia, czy taka wymówka wypali. Co gorsza, obawiała się, że nie.
Małe pomieszczenie wypełniła cisza, która zawisła w powietrzu wraz z nutką obaw i niepewności.
- Ściemniasz – oznajmiła Włoszka. Przymrużyła oczy, całkiem, jakby chciała wzrokiem wyciągnąć prawdę z chwilowej współlokatorki.
- Nie okłamałabym cię, Franiu – zarzekała się dziewczyna. W duchu, karciła się, że okłamuje najlepszą, a za razem jedyną przyjaciółkę i obiecywała sobie, że niebawem powie jej o wszystkim.
Nie wiedziała jednak, że ma przed sobą ciemną, niepewną przyszłość.
- I tak się wszystkiego dowiem – starsza z sióstr pokiwała głową z dezaprobatą, a następnie odwróciła się na pięcie i wyszła.
Lud odetchnęła z wyraźną ulgą. Nie cierpiała kłamać i co ważniejsze, nie umiała tego robić. Tą umiejętność miała dopiero nabyć. Życie miało ją tego nauczyć.
Szybkim krokiem wyszła, a kiedy znalazła się na chodniku, przyspieszyła do biegu. Łudziła się, że czarnowłosa nabierze się na jej małe oszustwo. Biła się z myślami. Powinna była jej wyjaśnić... Miała okazję. Stchórzyła.
Westchnęła cicho i gdy tylko znalazła się za zakrętem, zwolniła. Wyjęła z kieszeni czarnych legginsów karteczkę. Raz jeszcze spojrzała na zapisany na niej adres. Stary kościół na obrzeżach miasta nie należał do najbliżej położonych miejsc, a ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego faktu.
Wtedy Ludmiła nie była jeszcze tak obeznana. Nie miała pojęcia w co się w pakowała. Nie wiedziała, że trzeba uważać na wszystko, co się mówi i robi. Do tej pory jej życie było przecież do granic możliwości proste, rutynowe i spokojne.
Złapała jedną z taksówek, a kierowcy podała zapisany świstek i pieniądze. Wsadziła w uszy słuchawki. Nie pozostało jej nic innego, jak zatopić się w marzeniach. Śniła na jawie. O bezkresnej toni oczu Federico, o ślicznych kościach policzkowych, o włosach, które zawsze tak starannie układał, o aksamitnych ustach, które mogłaby teraz całować i o jego umięśnionym torsie, w który mogłaby się obecnie wtulać, gdyby tylko los potoczył się troszkę inaczej.
Jednak to, jak wiele przeżyła w dzieciństwie, nauczyło dziewczynę jednej prostej reguły: nic nie dzieje się bez przyczyny. Ciągle trwała w przekonaniu, że i ona jeszcze kiedyś znajdzie szczęście.
Nawet się nie spostrzegła, a pojazd zatrzymał się. Uśmiechnęła się blado do kierowcy, podziękowała i opuściła samochód.
Strach malował się na twarzy blondynki, gdy patrzyła na ciemny, brudny budynek. Nie był on dużych rozmiarów. Przypominał większość starych, gotyckich kościołów. Ciemne ściany najpewniej zbudowano z kamienia. Zimnego, nieprzyjemnego kamienia. Cała budowla lekko przechylała się w lewo, w stronę cmentarza.
Z ledwością otworzyła mosiężne wrota. W środku było całkiem pusto, cicho i ciemno. A bynajmniej tak jej się wydawało. Stała chwilę nieruchomo. Po jakimś czasie, oczy dziewczyny przywykły do półmroku i widziała już wszystko dużo wyraźniej. Usiadła w jednej z ławek. Postanowiła wykorzystać tą chwilę samotności na modlitwę. Uklękła.
- Drogi Boże – zaczęła ledwo dosłyszalnym szeptem. - Wiem, że to nie będzie łatwe. Pewnie czeka mnie wiele zła. Boję się bardzo, ale dla mojego... dla Federico zrobię wszystko. Wiem, że jesteś bardzo zajęty. Wiele ludzi cię o coś prosi, a ty, jako ten wszechmogący, jako najlepszy, król króli, dobry ojciec, dla każdego chcesz jak najlepiej. Zdaję sobie sprawę, że bez cierpienia, nie byłabym w stanie pojąć szczęścia. Ani ja, ani nikt. Ale czemu to wszystko mi się przytrafia? Czy nie pomyliłeś się w swoich poczynaniach? Wiem, że co się stało, to się nie odstanie, zatem proszę cię tylko o to, byś zesłał do mnie anioła stróża, bym była bezpieczna. Muszę znaleźć Fede. Całego i zdrowego. Proszę – przeżegnała się, po czym usiadła i czekała nadal.
Nie minęło wiele czasu, a do wnętrza wpadła smuga światła. Do środka wszedł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, ubrany w dżinsy i granatową koszulę. Podszedł do złotowłosej.
- Panna Ludmiła? - zapytał, na co ona tylko kiwnęła głową. - Witam, jestem Leon Verdas. Gdy byłem tu ostatnim razem, to miejsce wyglądało lepiej. No ale cóż, trzeba przyznać, z dwadzieścia lat minęło... Wie pani, nie wydaje mi się, by to miejsce było odpowiednie na nasze spotkanie. Ściany mają uszy. Na dworze stoi mój samochód. Zapraszam na przejażdżkę.
Hiszpanka bez słowa wstała. Skierowała się w stronę wyjścia. Mocne światło oślepiło ją. Zachwiała się, ale nie upadła. Przymknęła powieki, na chwilę, a gdy je odemknęła, zobaczyła czarne ferrari. Brunet otworzył drzwi pojazdu i gestem zaprosił do środka. Posłusznie usiadła w samochodzie. Zaraz potem dołączył się do niej pan Verdas. Mężczyzna odpalił samochód. Kierowali się obwodnicą, na drugi koniec miasta.
- Ludmiło, wiesz, że wpakowałaś się w niezłe bagno? - zagadnął mężczyzna, skręcając gwałtownie.
- Tak, panie Leonie. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale kocham Federico i jestem zdolna przepłacić własnym życiem za jego.
- No, no – uśmiechnął się ukośnie. - Mam jednak nadzieję, że nie trzeba będzie aż tyle płacić.
Resztę trasy pokonali w ciszy. Ona nie odważyła się odezwać, a on nie wiedział o czym mógłby mówić. W końcu zatrzymali się gdzieś na skraju lasu.
- Przyznam, że trochę się boję – wymamrotała pod nosem.
- Nie ma czego – zapewnił mężczyzna, wygodnie układając się w fotelu. - Zaraz przyjdzie tu mój znajomy. Potem nasze drogi się rozejdą.
Uznała ten układ za uczciwy. Wydawało się jej, że to dobry pomysł. Jednak szybko zmieniła zdanie.
~
Holaaa ^^
Cio tam u Was? ^^
Kurcze, ale te moje rozdziały ostatnio krótkie :o
A jak się Wam ten podoba?
Macie jakieś pomysły, kto może być tym 'znajomym' Leona? ^^
~
Kocham Was wiecie?
~
Spojler z 5.
- Lu poznaje owego znajomego
- Francesca rozmawia z Ludmiłą
- Luśka wyprowadza się od Fran.
~
A dzisiaj mamy walentynki! ^^ Co prawda ja sama nie obchodzę tego święta, ale święto świętem, a każda okazja do świętowania jest dobra. Nie wiem czy mnie rozumiecie, bo ja siebie sama nie rozumiem xD
No ale, do rzeczy. Z okazji walentynek, mam dla Was miniaturkę ^^. I życzę dużo miłości!

Miniaturka
Tytuł: Morir de amor. 
Para: Fedemila
Gatunek: dramat
Ograniczenia wiekowe: K

Nieziemsko piękna blondynka, o piwnych, dużych oczkach i porcelanowym nosku, lekko zadartym nosku, siedziała na chłodnym pisku wylewając łzy. Marzyła o tylko jednej rzeczy. 
Zapomnieć o nim.
Każdego z nas spotykają zawody. Ale ją nigdy dotąd. Zawsze otrzymywała to, czego chciała. 
Jego oczy.
Już trzecią godzinę tkwiła na plaży. Myślała tylko o nim.
O nich.
Słońce chyliło się ku zachodowi. Fale obijały się o jej kostki. 
Jej pierwsza porażka.
Druga.
Trzecia.
Czwarta.
Nieprzerwanie dążyła do celu, nie rozumiejąc jak wielu ludzi przy tym krzywdzi. Ona, wielka gwiazda, aktorka i w dodatku Włoszka. O nieskazitelnej cerze i lśniących włosach. Ona, Ludmiła Ferro. 
Nigdy nie chciała kochać, ani być kochana. Nigdy.
Do tej pory. 
Chłód obezwładnił jej ciało. Mroźny wiatr otulił ją niczym ciepły koc. Nie potrzebowała więcej do szczęścia.
Potrzebowała jego.
Było już za późno. Straciła go. Przez własną głupotę. Na zawsze. Przymknęła powieki. Wciągnęła nosem rześkie powietrze. Była sama. Załkała cicho. Nie potrafiła dłużej być tą idealną, tą wspaniałą. Chciała zasmakować prawdziwego życie. I słono za to zapłaciła. 
Było jej tak przeraźliwie zimno, że nic nie mogło się z tym równać.
Poza jego obojętnością.
Położyła się na piachu. Zdawało jej się, że śni. 
Snem było trwanie u jego boku.
Zacisnęła usta w wąski klinek. Jedną z rąk uderzyła o podłoże. Gwałtownie i mocno. Malutkie ziarenka odbiły się od dłoni dziewczyny, w wyniki uderzając o jej ciało. 
Nie miała siły już dłużej trzymać się w ryzach. Obezwładniła się. Jej serce skuł lód. Nie tylko sercem, ale i ciałem owładał mróz. 
Poczuła, że dłużej nie może klęczeć  na bezkresnym kobiercu cierpienia. Podniosła się, a po chwili zachwiała. Nogi były zupełnie pozbawione czucia. Bezsilne. Opadła na miękki grunt. Odpłynęła. 

Rankiem jej ciało znalazł chłopak spacerujący brzegiem. To był on. Młody Włoch padł na kolana.
Zabrała mu ją woda. 
Za późno uświadomił sobie, że ją kochał. 

Tydzień potem, cały Rzym huczał od wieści o jej śmierci. W każdej gazecie dziewczyna umierała z innego powodu.
Tylko on wiedział.
Umarła z miłości.
~
Miniaturka jest strasznie stara. Była pierwszą, którą napisałam. Co o niej myślicie? Mi osobiście się nawet podoba. 
~
Jeszcze raz: KOCHAM WAS!!!

sobota, 7 lutego 2015

Mi Amor - 3.

~ "Leon ci pomoże" ~


04.07
Francesca namówiła mnie, żebym założyła ten pamiętnik. Mówi, że lepiej się poczuję, gdy przeleję uczucia na papier. Ale ja w to nie wieżę. Nic nie może mi pomóc. Teraz wiem, że zniosłabym gdyby Federico mnie nie kochał. Zniosłabym, gdyby miał dziewczynę. Zniosłabym wszystko. Tylko nie to. On teraz jest Bóg wie gdzie, Bóg wie z kim, a nawet nie wiem, czy żyje. Te myśli napawają mnie zgrozą. Boję się o niego. Nie licząc Frani, mam tylko jego. Poprawka, miałam, przez kilka lat, a potem kilka godzin. I teraz już go nie ma. I nie będzie.
Ale czy ja mogę tylko siedzieć bezczynnie?
Policja podobno prowadzi śledztwo. Tyle, że ja dobrze wiem, jak takie śledztwa wyglądają. Po tygodniu zostawią sprawę.
Podczas gdy wylewam łzy i pewnie trafię do szpitala, bo spać nie mogę, jeść nie mogę, pić nie chcę i nic nie chcę, mogłabym go szukać. Może jeszcze nie jest za późno. Może jeszcze mi się uda.
W głowie Ludmiły zrodziła się nowa myśl. Iskierka nadziei. Włączyła laptopa i wpisała w wyszukiwarce: „Porwanie, koncert – 03.07” Wyszło zaskakująco dużo wyników. Kliknęła w pierwszy i przeleciała wzrokiem po tekście.
W dniu 03.07 przed swoim koncertem, młody Włoch, Federico Pasquarelli został porwany.
Świadek tego zdarzenia, Violetta Castillo, twierdzi, że mężczyzna został wtrącony do ciężarówki, która odjechała z zabójczą prędkością.
Nie musiała dalej czytać, bo wiedziała już wystarczająco dużo. Cofnęła do pola wyszukiwań i wystukała na klawiaturze: „Violetta Castillo”. Ponownie kliknęła w pierwszy z linków. Ukazała jej się strona jakiejś firmy, której właścicielką jest właśnie pani Castillo. Zapisała adres firmy na małej karteczce samoprzylepnej i obiecała sobie, że jutro z samego rana złoży wizytę w owym miejscu.
~
Stała pod dużym budynkiem, w większości oszklonym. Wzięła głęboki oddech i pchnęła ciężkie drzwi. W środku było równie nowocześnie jak na zewnątrz. Ściany były białe, tak samo podłoga. Na środku stała duża lada, a za nią siedziała kobieta raczej w podeszłym wieku. Siwe włosy związane były w wysokiego koka. Nosiła białą koszulę i białą, plisowaną spódnicę za kolano. Na nosie okulary.
- Przepraszam – odezwała się cicho blondynka. Czuła się wyjątkowo nieswojo. Nie lubiła takich klimatów. Kojarzyło to jej się z przyszłością. Nudną i smutną. I ze szpitalem. Uważała, że w takich miejscach jest przytłaczająco, a ludzie przebywający w nich, są wyjątkowo nieuprzejmi.
- Tak? - zapytała kobieta oschle, nawet nie spoglądając na dziewczynę.
- Bardzo zależy mi na kontakcie z panię Castillo. Czy jest może jakaś możliwość... - bełkotała.
- Szefowa jest w gabinecie. Idź na trzecie piętro. Potem korytarzem do końca. Ostatnie drzwi po lewej – przerwała. Najwidoczniej nie miała ochoty wysłuchiwać ludzi.
Ludmiła poruszała się po budynku, według instrukcji kobiety z recepcji. Szybko znalazła się pod wejściem do biura Violetty. Zebrała się w sobie i zapukała. Wydało jej się, że mijają minuty zanim usłyszała energiczne „proszę”. Weszła do środka i spojrzała na siedzącą za biurkiem kobietę. Zdecydowanie nie tak wyobrażała sobie Violettę. Postrzegała ją raczej jako poważną i zdystansowaną panią koło pięćdziesiątki, podczas gdy była młodą dziewczyną. Uśmiechniętą brunetką, ubraną w kolorowe fatałaszki. Kiedy ruszyła ręką, w geście zachęcającym Ludmiłę do wejścia, bransoletki na jej nadgarstku zabrzęczały wesoło.
- Witam – przywitała się. - W czym mogę pani pomóc?
- Widzi pani... - westchnęła i usiadła naprzeciw. - Przyszłam do pani, gdyż mój chłopak został porwany, a podobno pani była świadkiem tego zajścia.
Wiedziała, że robi źle. Wiedziała, że nie powinna kłamać. Ale w ten sposób zwiększyła swoje szanse, że Viola puści farbę.
Musiała kłamać. Była świadoma tego. To było pierwsze kłamstwo, na długiej liście, tych, do których jeszcze miała dopuścić.
- Policja nie chce mi nic powiedzieć. A ja bardzo się martwię. On jest dla mnie wszystkim i...
- Rozumiem. Ale ja nie mogę pani pomóc – przerwała jej Violetta.
- Proszę – wyszeptała smutno. - W pani moja ostatnia nadzieja – zbierało się jej na płacz.
- Kochana, to jest bardziej skomplikowane niż ci się wydaje – westchnęła.
- Błagam – załkała.
- Zostałam zmuszona do złożenia fałszywych zeznań – powiedziała cicho. - Jeśli obiecasz mi, że będziesz trzymać język za zębami, mogę powiedzieć ci jak naprawdę było. Bo wiem jak to jest stracić kogoś ważnego. Mój były chłopak, Tomas, on również został uprowadzony. Jego zwłoki zostały znalezione miesiąc potem... To było dla mnie coś okropnego. Nie do opisania.
- Przysięgam, że nikt niczego się nie dowie. Przysięgam – kłamała. Nie mogła obiecywać czegoś, jeśli wiedziała, że nie będzie w stanie dotrzymać słowa.
- A więc tak... Byłam tam. Widziałam wszystko. Porywacze się z nim szarpali, próbował się wyswobodzić, ale oni byli silniejsi. Krzyczał, prosił o pomoc, ale oni go uciszyli. Nie, nie, nie w ten sposób. Zatkali mu usta. Potem weszli do srebrnego mercedesa. Stary model... Odjechali. Nic więcej nie wiem.
- Nie bardzo rozumiem. Twoje zeznania były podobne... czemu skłamałaś?
- Kochana, nie wiem czemu, ale ufam ci. Jestem objęta programem ochrony świadków. Po śmierci Tomiego... Ja i mój obecny chłopak zostaliśmy przeniesieni. Dostaliśmy nowe nazwiska. Ci ludzie, którzy porwali twojego chłopaka... to ci sami, którzy zabili Toma. Rozpoznali mnie. Powiedzieli, że jeśli nakapuję... znajdą mnie i zabiją. Przepraszam – szlochała. Sama nie wiedziała za co przeprasza. Czy za to, że oszukała? - Federico grozi ogromne niebezpieczeństwo. Musisz mu pomóc. Działaj szybko.
- A-ale jak? - w główce Lud kotłowały się teraz tysiące myśli. Nie rozumiała. Nie chciała rozumieć. Ale czego się spodziewała?
- Leon ci pomoże. Jetem ci to winna. Ma znajomości... Proszę – podała Ludmile małą wizytówkę.- Zadzwoń do niego. Powiedz, że ze mną rozmawiałaś. Powiedz, że znasz prawdę. A teraz bardzo cię przepraszam. Muszę pracować.
- Dziękuję – ucięła blondynka.

Wyszła. Fale świeżego powietrza wypełniły ją. Wciągnęła je nosem. Wypuściła ustami. Powtórzyła tę czynność kilka razy. Musiała wszystko przemyśleć. Nie mogła w to uwierzyć. Zegar tykał. Czas działać.
~
Mhm.... Znów tak jakoś krótko, nie?
A jak Wam się podobało? Może być? Co sądzicie? 
~
Kocham Was mocno, mocniutko, mocniuteńko ♥♥♥ 
~
Spojler ^^
-Ludmiła spotyka się z Leonem
- Lud okłamuje siostrę
- Lu ma pewne wątpliwości