środa, 18 kwietnia 2018

Es Posible - XXIII

Wyciąga z szuflady księgę, którą zostawiła tam Rose. Przełykam ślinę. Nie wiem, czy miał pojęcie. Jest mi odrobinę słabo, więc przysiadam na skraju łóżka.
Nadal ciężko jest mi uwierzyć we wszystko, co się dzieje.
- Woah - wyrywa mu się, a ja unoszę na niego wzrok. - Ona przez cały czas...
- Tak - szepczę niepewnie.
- Wiedziałaś o tym?
Niepewnie przytakuję skinieniem głowy. Oczywiście, że wiedziałam, ale jak miałam mu o tym powiedzieć? Jak miałam powiedzieć mu, że dziewczyna, którą uważał za przyjaciółkę, tak na prawdę miała interes w jego towarzystwie? Nie przez miesiąc, rok, czy dwa. Ona miała w tym interes od tak przerażająco dawna.
- Przepraszam - mamroczę, odwracając wzrok. - Chciałam ci powiedzieć, ale nie było dobrej okazji.
Wzdycha, przeczesując swoją grzywkę palcami. Chyba przestaje przejmować się, że może zniszczyć swoją idealną fryzurę. Właściwie wydaje mi się, że większość przyziemnych rzeczy przestaje mieć dla niego znaczenie. To dość logiczne, w końcu jesteśmy w Niebie.
- Ludmiła - odzywa się z pełną powagą, biorąc w dłonie moje ręce. - Dzieje się coś złego. Już nie wiem, komu możemy ufać, a komu nie. Musimy być ze sobą całkowicie szczerzy. Nawet, kiedy prawda jest trudna do zniesienia.
Zamykam oczy, oddychając ciężko. Łzy bezsilności cisną mi się do oczu, a wargi zaczynają trząść. Nie tak wyobrażałam sobie ten moment. Kompletnie nie tak.
- Czy jest coś, o czym jeszcze powinienem wiedzieć? - pyta.
Bez zastanowienia kiwam głową. Żołądek podchodzi mi do gardła, a serce łopocze w piersi tak głośno, że on pewnie je słyszy.
Biorę naprawdę głęboki wdech, po części po to, żeby się uspokoić, po części, żeby opanować drżenie głosu.
Mój Boże, dlaczego to tak okropnie trudne...
- Jestem w ciąży - wyrzucam z siebie w końcu.
Spodziewałabym się wszystkiego - wybuchu złości, czy szczęścia - ale nie tego, z czym się spotykam. Nie ciszy.
Cisza uderza we mnie jak huragan. Dudni mi w uszach i kręci mi się w głowie.
Powoli odmykam powieki, zerkając na Federico. Patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami i wygląda na odrobinę przerażonego. Mrugam zawzięcie, żeby odgonić od siebie łzy.
- Powiedz coś - odzywam się błagalnie, z nadzieją patrząc mu w oczy.
- J-ja... Ja nie wiem, co w takim razie tutaj robisz - wyznaje.
Marszczę czoło w niezrozumieniu.
- Słucham?
- Musisz odpoczywać. Wracasz do Naty. - Jego stanowczy ton podpowiada mi, że nie mam nic do gadania w tej kwestii.
Nie jestem pewna, czy to lepiej, czy też nie. Może wpadłabym na jakiś genialny pomysł, przez który stałaby się kolejna tragedia, a może udałoby mi się rozwiązać chociaż część tej zagadki.
Jednak wyłącznie zgadzam się z jego postanowieniem, nie mając siły na nic innego.
Chcę już znaleźć się w łóżku, udając, że wszystko jest w porządku, a świat wcale nie wali mi się na głowę. Chcę na chwilę zapomnieć o wszystkich problemach i każdym małym szczególe naszej historii. Być może w tej chwili po prostu się poddaję, ale nie mam wystarczająco energii, by się nad tym zastanowić.
Najzwyczajniej pozwalam prowadzić się chłopakowi.

***
Nie wiem, co powiedzieć. Ostatni rozdział był prawie dwa lata temu. Dwa lata to spory okres czasu. Pamiętam, że kiedyś obiecałam, że Was nie zostawię. Powiedzmy, że jestem jak One Direction i byłam na przerwie, hah.

Jeśli ktoś tu jeszcze jest - w co w sumie wątpię - to dziękuję.

Nie wiem, co popchnęło mnie do tego, że o drugiej w nocy napisałam tu rozdział. Po prostu włączyłam stare piosenki z Violetty i nie mogłam nie otworzyć tej strony. Przyznam się, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni kilka razy wchodziłam na bloggera, jednak za każdym razem kończyło się to na niczym.

Wątpię też, że ktoś to czyta, ale jeśli tak i jeśli czasami Wam się nudzi, to następnym mogę podesłać link do mojego wattpada. Mam nadzieję, że kojarzycie taki beznadziejny australijski zespół, 5 seconds of summer.

Chyba wszyscy się tutaj zmieniliśmy, ale w każdym z nas pozostała jakaś cząstka ludzi, którymi byliśmy.

Trzymajcie się,
xoxo,
Ronnie

środa, 25 stycznia 2017

Czy ktoś tu jeszcze żyje?

Ew, jeśli jest tu ciągle jeszcze ktoś
To po prostu dajcie znać, że żyjecie
Od wakacji się zbierałam
I jeżeli znajdzie się chociaż jedna osoba, dla której będę mogła dokończyć "Es Posible" to zrobię to.

niedziela, 1 maja 2016

Es Posible 2 - XXII

Chciałabym żeby to wszystko okazało się zwykłym snem.
Bynajmniej snem nie jest.
Nie jest marą ani wyobrażeniem rzeczywistości.
Jest prawdą w najczystszej postaci.
Nie jestem człowiekiem.
Jestem istotą niewiadomą, nieodgadnioną, jedyną w swoim rodzaju. Umiem trafić do nieba i poruszać się po nim bezkarnie. No niebo zostało stworzone dla mnie. Przynajmniej ta część nieba, którą zamieszkują anioły. Nie mogę umrzeć. Z pomocą Federico czy bez niej, zawsze będę odradzać się na nowo.
Zabić mnie może tylko siła nieczysta. Na tyle brutalna moc, że jest w stanie zmieść świat z powierzchni ziemi. Tą siłą władają tylko dwie osoby. Troy i Elliot.
A ja i mój Federico musimy ich pokonać.
Raz na zawsze.

- Gotowa? - pyta, mocno obejmując moją talię.
Delikatnie kiwam głową, puszczając rękę Natalii.
- Zobaczymy się w piekle - salutuje Denny.
Śmieje się, sama nie wiem czemu. Może dlatego, że brzmi trochę jak groźba.
Oplatam szyję chłopaka rękami i przyciskam policzek do jego szyi. Unoszę się, odrywam od ziemi po prostu lecę.
Czuję wiatr we włosach i jego świst w uszach, promienie słońca głaszczą moją twarz i wplatają złote pasemka we włosy.
Oddycham, czując w nosdrzach zapach płynu do golenia Federico.
- Kocham cię - szepczę, czując nagłą potrzebę wypowiedzenia tych słów.
Przyciąga mnie bliżej do siebie, przyciska wargi do mojej skroni.
- A ja kocham ciebie - szepcze.

Czuję pod stopami znajome miękkie podłoże. To chmury. Widzę zamek archaniołów, pozornie tak piękny i majestatyczny, rzeczywiście pusty i ziejący chłodem.
Niebo już mnie tak nie zachwyca. Niebo nie jest już dla mnie czymś pięknym. Niebo budzi we mnie odrazę.
- Hej, co jest? - Fede dotyka mojego policzka i ściera z niego małe kropelki. - Dlaczego płaczesz?
- Sama nie wiem. - Uśmiecham się lekko. - Tak jakoś.
Kiwa głową, jakby rozumiał.
Nie rozumie, wiem to, ale nie przeszkadza mi ani trochę.

Idziemy do mieszkania Rose. Tylko ona może zaprowadzić nas do Biblioteki Boga. Wiem, że wie, że ją odwiedzimy. Wiem, że wie, że będziemy czegoś od niej chcieć. Mam wrażenie, że się nas spodziewa.
Spędziliśmy na Ziemii dwa miesiące. Dwa długie miesiące.
Splatam palce z palcami chłopaka i mocno zaciskam dłoń.
- Muszę ci coś powiedzieć - odzywam się nagle, sama się tego nie spodziewając.
- O co chodzi? - Zerka na mnie.
Już otwieram usta, by coś powiedzieć, ale przerywa mi gwałtowne pociągnięcie w bok.
- Co ty robisz? - pytam oskarżycielsko.
- Cicho. - Przykłada mi dłoń do ust. - Anielska policja.
Szerzej otwieram oczy. Nie miałam pojęcia że takie coś istnieje.
Kilkoro aniołów idzie w kierunku domu Rose. Przełykam ślinę, przygryzając wargi. Mam złe przeczucia. Cholernie złe.
Nie są błędne, sprawdzają się.
Rose jest popychana przez policjantów, jeden z nich trzyma w ręce księgę jej życia.
Cholera
Cholera
Cholera.
Teraz to będzie cięższe niż myślałam.
Aniołowie przechodzą dalej, a wtedy Fede lekko popycha mnie do przodu. Do jej domu.
Ma klucze.
Wiedział, że to może się zdarzyć.
Nic mi nie powiedział. Nie chciał mnie martwić.
- Federico...- zaczynam. - Co się dzieje?
- Wyłapali, że ukradłyście te książki - mówi cicho, wchodząc do środka. - Rose mówiła, że tak może się zdarzyć. Zostawiła nam instrukcję postępowań w swoim domu. Musimy ją znaleźć.
- Kredens pod oknem w jej sypialni - mówię bez zastanowienia.
Pamiętam, jak chowała w nim księgę Federa, zanim mi ją dała.
Patrzy na mnie przelotnie, a potem idzie tam, gdzie mu poleciłam.
Przygryzam wargi. Feduś, muszę Ci coś powiedzieć... Ale chyba nie w tej chwili.
~
Witam Was po tak długiej przerwie.
Potrzebowałam jej.
Ten rozdział nawet mi się podoba. To dobrze.
Czytałam ostatnio komentarze pod pierwszymi postami i centralnie się poryczałam.
Ze szczęścia, bo przypomniałam sobie, że  ten blog miał też swoje pięć minut, a ja obiecałam, że nigdy Was nie zostawię i dotrzymam słowa.
Kocham Was.
Dziękuję.
Liczę  Na komentarze 💪💞