środa, 31 grudnia 2014

Miniaturka/ Fedemila/ 30 minut.


~Wczoraj do ciebie nie należy, jutro - tylko trochę. Tylko dziś jest Twoje.~

Weszłam do szkoły. Nienawidzę poniedziałków. Nie rozumiem, czemu ludzie mówią, że to piątki trzynastego są pechowe. Jak dla mnie poniedziałki.
No bo tak logicznie rzecz biorąc... Wtedy trzeba wstać rano, ogarnąć się i wyjść do znienawidzonej chyba przez wszystkie dzieci i nastolatków instytucji zwanej szkołą. Sam dźwięk tej nazwy przyprawia mnie o dreszcze.
A tak w ogóle, to cześć. Jestem Ludmiła. No bo jakżeby inaczej? Dziewczyna uważana za "tą złą". Tak, jesteś pank - jesteś zły. Taki ma pogląd nasz dyrektor. Kochany człowiek. Po co się przejmować swoimi uczniami, skoro można żreć pączki w gabinecie i romansować z pielęgniarką?
Podeszłam do tablicy na której napisane było gdzie teraz mam lekcję. Przejechałam palcem po kratkach, a kiedy natrafiłam na kasę trzecią c, zatrzymałam się. Ja pierdziele, piąte piętro.
Wykrzywiłam się na znak niezadowolenia i ruszyłam w stronę windy. Tak, w tym liceum była winda. Ale to zasługa starej dyrki, która co nieco o nas myślała.
Weszłam do środka, nacisnęłam odpowiedni klawisz i czekałam. Nagle, kiedy drzwi już prawie się zamknęły, ktoś wsadził pomiędzy nie nogę, tak, że ponownie się otworzyły. Durny systeeeeeeem!
Do środka wszedł chłopak. Federico. Znam go dobrze, bo to kolega mojego brata, więc często u nas bywa. Nie znoszę typa.
Wywróciłam oczami. Gorzej nie mogło trafić, prawda?
- Hej Ludmiła - uśmiechnął się do mnie.
- Cześć - burknęłam pod nosem.
Czy on zawsze musi być taki wesoły i uprzejmy?! Denerwują mnie tacy ludzie.
Minęliśmy poziom pierwszy, potem drugi, a następnie trze... stop.
Światło zamigotało, po czym wyłączyło się zupełnie.
- Co się dzieje? -pisnęłam, przestraszona.
- Spokojnie. To pewnie tylko chwilowa przerwa w dostawie prądu. Utknęliśmy pomiędzy piętrami. Zaraz ruszymy.
Okay. Oparłam się o ścianę i czekałam. I czekałam. I czekałam...a kiedy już nie wytrzymałam nudy zaczęłam wystukiwać palcami rytm ulubionej piosenki, której słowa ciągle błądzą gdzieś po mojej głowie.
Nie wiem czy robię dobrze, 
Nie wiem czy robię źle, 
Nie wiem czy powiedzieć, 
Nie wiem czy milczeć. 
- Ludmi? - usłyszałam jego głos.
- Czego chcesz? - warknęłam, rozzłoszczona faktem, że śmiał mi przerwać.
- Chciałem tylko zapytać co tam nucisz - odezwał się.
- Piosenkę - wzruszyłam ramionami. Przecież to takie oczywiste.
- A zaśpiewasz mi kawałek? - poprosił. - No chyba że się wstydzisz...
- Ja mam talent  - prychnęłam.
Dobrze wiedział jak skłonić mnie do tego, bym zrobiła czego chciał.
- Nie wiem czy robię dobrze,
Nie wiem czy robię źle, 
Nie wiem czy powiedzieć, 
Nie wiem czy milczeć - piękny głos wydobywał się ze mnie.
- To co czuję, 
Wewnątrz mnie, 
Sprawia, że uważam, 
Że miłość taka właśnie jest - dołączył się Włoch.
- W tym momencie, 
 nie wiem nawet
co staje się ważne. 
Obok ciebie - nasze głosy idealnie do siebie pasowały.
- Teraz ziemia może być niebem 
- To prawda. 
- To prawda. 
- To prawda - szepnął chłopak.
Co on chciał przez to powiedzieć?
- Skąd to znasz? - zapytałam. Nogi mnie już bolały, więc osunęłam się na podłogę.
On usiadł koło mnie. Spojrzałam na niego. Nagle wydał m się tak niesamowicie pociągający. Nie. Nie mogłam się w nim zakochać. Znałam się z Federico niemalże od pieluszki i od wtedy też go nie lubiłam. Pamiętam, że gdy mieliśmy po dziewięć lat, rzuciłam na jego głowę pająka, bo bardzo się ich bał. Albo jak rok wcześniej, na sylwestra wepchnęłam chłopaka w rozlane wino. Poślizgnął się i wylądował na tyłku. Oj tak, to były czasy.
Mimowolnie uśmiechnęłam się.
- Też właśnie myślałem o przeszłości - powiedział, jakby czytał mi w myślach.
- Co ty knujesz, Fede? - zacisnęłam powieki w cienkie szparki.
- Nic Lu... Tylko tak się zastanawiam... Skoro już tu utknęliśmy, we dwoje, to może pogadamy. Nigdy tak na serio tego nie robiliśmy.
Przekrzywiłam głowę. Ta, jasne, nic nie kombinuje. Już ja swoje wiem.
- To o czym chcesz ze mną  rozmawiać? - wycedziłam przez zęby.
Wzruszył ramionami. Szczyt irytacji.
- Czemu mnie nie lubisz? - a więc o to mu chodziło! - Od kiedy tylko twój brat nam się sobie przedstawił, jesteś dla mnie niemiła.
- Tak mam i już - odpowiedziałam. - Jesteś typem człowieka, za którym nie przepadam. Najchętniej walnęłabym cię w twarz za każdy durnowaty uśmieszek. Mam dosyć ciągłego dzielenia się z tobą Leonem.
O fuck. Nie, nie, nie!
- A więc o to chodzi - zaśmiał się. - Jesteś zazdrosna.
- Przymknij się, pacanie - krzyknęłam.
Miałam ochotę uciec jak najdalej, ukryć twarz w dłoniach i rozpłakać się. Niestety, nie mogłam. Byłam zamknięta w windzie.
- Lud, mogłaś mi powiedzieć i... - zaczął.
- Siedź cicho! Mam cię po dziurki w nosie - syknęłam.
Podniosłam się, po czym podeszłam do drzwi. Walnęłam w nie pięścią. Raz. Kolejny. I znowu...
- Niech ktoś w końcu coś z tym zrobi! - wydarłam się.
Federico złapał moje nadgarstki.
- To ci nic nie da - oznajmił.
Już nie wytrzymałam.
Kilka samotnych łez spłynęło mi po policzkach. Pociągnęłam nosem. Chciałam stamtąd wyjść. Usiąść w tej pierdzielonej ławce, na lekcji z głupią babą z matmy.
Zagryzłam dolną wargę. On nie mógł zobaczyć, że płakałam.
- Spokojnie - próbował mnie uspokoić. - Wiem jaka jesteś na prawdę. W domu wcale nie ubierasz się na czarno. Wulgarna jesteś tylko względem mnie. Teraz już wiem czemu. Ale... muszę ci coś powiedzieć.
- N-nie - wyjąkałam. - Nie mów tego, proszę.
- Muszę. Lud, kocham cię. Od kiedy tylko pamiętam. Jesteś dla mnie dużo ważniejsza niż Leon. Więcej dla mnie znaczysz. Jeśli tylko chcesz, mogę przestać się z nim przyjaźnić. Kocham cię i chcę żebyś była szczęśliwa. Rozumiesz?
Ścisnęło mnie w gardle. Nie mogłam odpowiedzieć, więc tylko kiwnęłam głową.
On miał rację. Nie jestem taka. Nie jestem. Jestem wrażliwą, wesołą dziewczyną, a nie melancholijną, rozkapryszoną dziewuchą.
Jednym energicznym gestem oderwałam z czarnej katany kapsle z czaszkami. Odczepiłam z włosów ciemne pasemka, które zakładałam co rano. Z trampek wyczepiłam kolce ręcznej roboty.
- To nie jestem ja, prawda? - mój głos drżał. - Dlaczego musisz być zawsze, cholera, mądrzejszy?!
Nie odpowiedział mi. Uniósł tylko kąciki ust. Debil. Debil.
- Tu wcale nie chodzi o Leośka - odezwałam się, wbijając wzrok w podłogę. - Zawsze cię lubiłam. Lubiłam bardziej niż innych chłopców. Ale nie chciałam żebyś się dowiedział. W końcu udało mi się przekonać samą siebie, że to wszystko ze względu na niego i że wcale mi się nie podobasz.
- Nie rozumem - zmarszczył brwi.
Przełknęłam ślinę. Teraz, po tych wszystkich latach, mam mu tak po prostu powiedzieć,że go, kurde,kocham?
Chyba... Chyba tak.
Wzięłam głęboki wdech.
- Ja... - przeczesałam włosy rękom. - I love you, głupku - jak on taki wybitny z angielskiego, to pewnie zrozumie.
Zamknęłam oczy. Czekałam. Co nastanie?
Poczułam ciepłe dłonie Federico na swoich biodrach. Przyciągnął mnie do siebie. Ułożyłam ręce na umięśnionej klatce Włocha. Po chwili poczułam jak wpasowuje swoje wargi do moich.
Nasze usta, podobnie jak głosy, idealnie współgrały.
Jeszcze nigdy w życiu nie czułam się tak cudownie. Jakby kamień spadł mi z serca. Jakby wypełnione ono zostało ciepłym płynem. Motylki latały mi w żołądku.
Gdy oderwaliśmy się od siebie, oddychałam ciężko. Odchyliłam głowę do tyłu.
Światło się zapaliło, poczułam szarpnięcie, a winda ruszyła w górę. Spojrzałam na zegarek. To było najpiękniejsze pół godziny jakie kiedykolwiek przeżyłam.

~
Hejo!!
MAMY  prawie 2015!!!!
WESOŁEGO NOWEGO ROKU, SPEŁNIENIA MARZEŃ, WYTRWAŁOŚCI W DĄŻENIU DO CELU, ZDROWIA, SZCZĘŚCIA I PO PROSTU WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W NOWYM ROKU, KOCHANI!!!
~
Z okazji Sylwestra/Nowego Roku publikuję dla Was miniaturkę, która zdecydowanie nie należy do najlepszych, no ale cóż...
Napisałam ją pierwszego grudnia, bodajże.
Co o niej myślicie? :)
~
Kocham Was moje słoneczka <3333333333

wtorek, 30 grudnia 2014

Zmiana planów.

Hej, moja kamerka się popsuła i nie mogłyśmy zrobić TC :c
Bardzo przepraszamy.
Ale postanowiłyśmy nagrać filmik. Do godziny 18 zadawajcie pytania w komentarzu. Odpowiemy na nie w filmiku, który nagramy i wrzucimy.
Kocham, przepraszam, czekam.

sobota, 27 grudnia 2014

Es Posible - LVI

~ Co nie boli, to nie życie. Co nie przemija, to nie szczęście. ~

*Camila* 
Jakiś tydzień temu dostałam mail z wiadomością od Apple Records. Siedziałam przy biurku i sprawdzałam pocztę elektroniczną, jak zawsze. Nagle, kiedy przeczytałam nazwę wytwórni, prawie spadłam z krzesła. Drżącą ręką kliknęłam "otwórz". Czytałam... a kiedy już skończyłam, nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się na prawdę. Kilka razy studiowałam tekst, aż wreszcie dotarło do mnie, że chcą mnie w Londynie!
W chwili obecnej stałam przed małą kawiarnią w centrum. Umówiłam się tutaj z przedstawicielem wytwórni. Byłam w eleganckiej, czarnej sukience przed kolano. Miała krótki rękaw i była przepasana białym,szerokim paskiem.  Uniosłam głowę wysoko i dumnie. Nie mogłam pokazać, że za bardzo mi zależy, ale zbyt mało też nie. Musiałam zrobić dobre wrażenie. Mocno pchnęłam szklane drzwi. Niestety nie otworzyły się. Zmieszana, objęłam je wzrokiem i dopiero wtedy zauważyłam napis "ciągnąć". Zrobiłam z siebie idiotkę, zanim zdążyłam wejść do środka. Super, świetnie. Westchnęłam cicho. Weszłam do środka. Mężczyzna w podeszłym wieku siedział przy stoliku wraz z Naty i Leną. Machnął do mnie znacząco. Wstał i podszedł do mnie. 
- Good morning, dear Cami - przywitał się ze mną.
- Good morning, Mr. Smidth - uśmiechnęłam się, podając mu dłoń, którą potrząsnął. 
Gestem wskazał mi miejsce obok ciemnowłosej Hiszpanki. 
- Dziewczyny, co tu robicie? - zapytałam, zanim facet się do nas dosiadł. 
- Wiesz... miałam zapytać o to samo - odezwała się szatynka. 
Miałam zupełny mętlik w głowie. Nie wiedziałam co się tu dzieje. Oczekiwałam na wyjaśnienia. 
- Moje kochane - zaczął Anglik - ja to widzę tak. Wy trzy - wyrzucił ręce w górę i wolno opuszczał, wpatrzony w jeden punkt. - Trio. Trasa po świecie, płyty... Wielka kariera.Musicie tylko podpisać ten kontrakt - wyłożył na stół trzy kartki papieru. - Teraz albo nigdy. 
Spojrzałam na towarzyszki. Obie kiwnęły głową na tak. Chwyciłam jeden z długopisów leżących na blacie. Stawiałam każdą literkę z osobna, tak dokładnie, jak nigdy dotąd, uprzednio czytając uważnie. Camila Torres. 

*Ludmiła*
Siedziałam z Federico na kanapie. Oglądaliśmy jakiś fajny film sensacyjny. Był o chłopaku, który podrabiał czeki i robił przekręty na skalę świata. "Złap mnie jeśli potrafisz" czy coś takiego. 
Włoch obejmował mnie ramieniem. Ułożyłam głowę na jego umięśnionej klatce piersiowej. Akurat gdy puścili pierwsze reklamy, zadzwonił mój telefon. 
Podniosłam się do pozycji siedzącej i odebrałam. 
- Halo? - uśmiechnęłam się, sama nie wiem czemu. Było to pewnie spowodowane miłą chwilą, którą przedtem spędziłam z mężem. 
- Cześć Lud, tu Natalia. Mam ci coś ważnego do powiedzenia - nabrała powietrza. - Za dwa miesiące wyjeżdżam na stałe do Londynu. Przepraszam...
Nieświadomie kliknęłam czerwoną słuchawkę. Patrzyłam tępo w ścianę. Miałam ochotę się rozpłakać i zrobiłam to. 
- Kochanie, co się stało? - Fede dotknął mojego ramienia. 
Zamiast odpowiedzieć, opadłam bezwładnie na kolana ukochanego. Łykałam własne łzy. To okropne. Całkiem jakbym dowiedziała się o tym, że za rok ktoś dla mnie ważny umrze. 
Nie mogłam znieść tego co się dzieje. Czułam, jak niewidzialne ręka, zaciska sznur na moim sercu, zatrzymując jego tętno, doprowadzając do nieziemskiego bólu. 

*dwa miesiące potem*

*Naty*
Wsiadałam właśnie do samochodu, by pojechać na lotnisko, kiedy usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Lusię biegnącą w moją stronę. 
Podeszłam do niej. Płakała i chociaż nie było widać tego po oczach i makijażu, wiedziałam. 
- Co się stało, Lu, myszko? Wydaje mi się, że wczoraj na imprezie pożegnalnej... -zaczęłam, ale przyjaciółka nie dała mi skończyć. 
- Ale ja musiałam cię zobaczyć - przytuliła mnie mocno. - Jest coś o czym ci nie powiedziałam. 
Odsunęłam ją od siebie na długość ramion. Przyjrzałam się uważnie blondynce. Nie musiała mi nic mówić. My rozumiemy się bez słów. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Nie mogłam wydobyć z siebie głosu. 
- T-ty - wykrztusiłam - jesteś w ciąży! - Sama nie wiedziałam, czy byłam bardziej w szoku, czy cieszyłam się na tą wieść. Pewnie jedno i drugie. - Jeśli ty jesteś szczęśliwa, to ja także, aniołku. 
- Jestem... jestem szczęśliwa, a bynajmniej tak mi się zdaje - westchnęła. 
Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale Maxi zatrąbił znacząco.
- Kochanie, muszę już iść... pa, Lu - odwróciłam się, jednak ona złapała mnie za łokieć. 
- Poczekaj - uniosła głowę i spojrzała na mnie zeszklonymi oczętami. Wcisnęła mi coś do ręki. 
Otworzyłam dłoń. Zobaczyłam srebrny naszyjnik. Największy skarb dziewczyny. 
- Nie mogę tego przyjąć. Twoja babcia dała ci go na łożu śmierci... 
- Tak. I powiedziała też, żebym dała go osobie bliskiej mojemu sercu. Mam zamiar dać go Tobie - już płakała. - Bo ty jesteś kimś więcej niż przyjaciółką. Kocham cię, słoneczko. Jesteś moją siostrą. Byłaś zawsze kiedy cię potrzebowałam. Ja też się starałam... Wiem, że nie jestem idealna. I nie mam pojęcia czym sobie na ciebie zasłużyłam, ale musisz wiedzieć, że gdyby nie ty, pewnie już dawno załamałbym się. Zależy mi na tobie. Ale... to dla ciebie wielka szansa. Nie odbiorę Ci jej. Obiecaj mi coś. Obiecaj, że będziesz o mnie pamiętać.
- Będę.. - tylko na tyle było mnie stać. Coś ugrzęzło w moim gardle. 
Nie chciałam stracić kogoś tak ważnego. Jednak wiedziałam, że to już się stało... I niestety, klamka zapadła. 


*Ludmiła*
Na środku pięknej, kolorowej łąki stoję ja z moimi przyjaciółkami. Śpiewamy jedną ze starych piosenek. Bawimy się świetnie. Nagle, słońce zasłaniają ciemne chmury. Małe, zimne kropelki spadają z nieba. Jest ich coraz więcej. Obijają się o moje nagie ramiona. Rozglądam się. Moje towarzyszki wyciągają - Bóg wie skąd - parasole. Chcę podejść do którejś, ale odsuwają się. Powoli ich sylwetki rozmazują się, aż wreszcie znikają całkowicie. Pozostaję sama, wśród ciemności, zimna, strachu. Nie mam już nikogo. Upadam na mokrą trawę i zalewam się łzami. 
Obudziłam się. Miałam ochotę krzyknąć, ale nie chciałam  obudzić Federico. Podniosłam się.. Spojrzałam na zegarek. Było koło drugiej w nocy. Westchnęłam głęboko. Moje przyjaciółki wyjechały i chociaż przy nich potrafiłam zachować uśmiech, w samotności nie jestem do tego zdolna. Pozostała mi już tylko Violetta. Jeszcze ewentualnie Fran, ale z nią nie mam tak dobrego kontaktu jak z pozostałymi. Wiem, że będzie mi ich cholernie brakować. Zdaję sobie sprawę, że widziałam je najprawdopodobniej ostatni raz w życiu. Łzy bezsilności cisnęły mi się pod powieki. 
Bezszelestnie wstałam i powędrowałam do swojego pokoju. Wyjęłam z szafy gitarę. Nie wiem jak wpadłam na pomysł słów i melodii. To wyszło tak samo z siebie. Z bólu i żalu. 
Tengo algunas amigas fugaces.
Y amor tengo.
Todavía puedo vivir un poco la.
Tengo noches de insomnio.
Tengo locura.
Estoy tan rica...
Odłożyłam instrument na łóżko. Chciałam być silna, ale nie umiałam. Jestem zbyt słaba. Ta utrata odbije się na mnie wyraźnie, wiem to. Nie mogę przestać myśleć o kimś, kto jest dla mnie tak ważny. 
A może... może tak jak wszyscy mówią, powinnam zapomnieć o tym co było i zacząć żyć chwilą? 
Chyba tak... Szkoda tylko, że to jest a-wykonalne. 
Bez przyjaciół życie nie ma sensu. Natka tak wiele dla mnie robiła. Zawsze. Znała mój sekret. Była wyrozumiała, cierpliwa i kochająca. Jako jedyna pomogła gdy tego potrzebowałam. Nauczyła mnie jak chodzić by nie upaść i jak upaść by wstać. Co ja teraz bez niej zrobię? Nie dam sobie rady. Nie nauczę się żyć. Ona jako jedyna nigdy nie mówiła mi co powinnam i nie wypominała błędów. Akceptowała w stu procentach. Czemu trzeba było powiedzieć "żegnaj" ?! No dlaczego?! 
Podciągnęłam kolana pod brodę. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się na prawdę. 

*Federico*
Zbudziła mnie cicha melodia i piękny głos. Początkowo myślałem, że to sen, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że leżę sam, a dźwięki wydobywają się zza ściany. Wstałem i cicho zakradłem się do sąsiedniego pokoju. Na łóżku siedziała Lu, tuląca gitarę. Płakała. Odłożyłem instrument na podłogę, a samą złotowłosą wziąłem na kolana.
- Nie płacz już, proszę - tuliłem blondynkę do siebie, gładząc jej nagie ramiona, czekając aż słone łzy przestaną spływać po zaróżowionych policzkach. 
- Ale jak? - załkała.  - Jak mam nie płakać, kiedy tracę tak wiele. Mój świat się obrócił. Zmiana. Kolejna. Nienawidzę ich, Federico, nienawidzę. Staram się mieć kamienną twarz, wiesz? Tylko, że to już mnie przerasta. Nie potrafię dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Boli. Boli serce, bo musi boleć, kiedy łamie się na miliony kawałeczków. Moje życie płonęło, a teraz jest już tylko lekko żarzącym się popiołem. Umieram żyjąc. To możliwe?
Słuchając wypowiadanych przez nią słów jak bardzo cierpi. Nie sądziłem, że to będzie aż tak trudne. Kołysałem lekko blondynką, usiłując wydobyć z siebie kilka słów na pociechę, ale zwyczajnie nie umiałem. Wiedziałem, że cokolwiek bym nie powiedział, na nic się to zda. 
Otaczała nas ciemność. Sprawiła, że staliśmy się nieodłączną jednością. Przez nieosłonięte okno, do pomieszczenia wpadało trochę światła, które księżyc tylko odbijał od słońca. Czemu zawsze ktoś musi wykorzystywać innych? Bezpodstawnie zagarniać co mu się nie należy? 
Nie wypuszczając Ludmiły z objęć, delikatnie położyłem ją na łóżku, a sam spocząłem obok. Satyna miękkiej pościeli wbiła się łagodnie w przerwę pomiędzy moimi łopatkami. Wcisnąłem twarz w niedbale upięte włosy mojej princessy. Objąłem ją i przysnąłem najbliżej jak umiałem. Nie ważne było to, że materac nie ma największych rozmiarów. Chciałem by poczuła, że jestem obok. Że będę do końca. Nie może liczyć, że każdy, kogo spotka na swojej drodze, będzie szedł z nią do kresu. Ludzie zjawiają się i odchodzą, nieraz tylko po to, by raz na zawsze pozostawić po sobie ślad, wielką pustkę. Zagubienie i chaos. Mocną ręką ciosają gruby lód z naszych serc, okuwają i w ten sposób tylko skracają jego żywotność. Chcą byśmy się im oddali, zapominając o własnej tożsamości, a kiedy znikają, nie mamy już nic. Śmią nazywać się przyjaciółmi. Dobrze, ale to nie im zawdzięczamy szczęście, choć tak może się wydawać. Pozornie chcą naszego dobra, ale na prawdę myślą tylko o sobie. 
Ludzie... najgorszy gatunek na świecie. Tylko my potrafimy tak ranić. Niszczymy wszystko co stanie nam na drodze. Jesteśmy egoistami i gasimy słońce swoim sztucznym światłem. Dążymy do celu, pozostawiając za sobą wiele niedokończonych spraw. Mówią, że panta rei. Nie prawda. Tak jak coś zrobimy, tak będzie. Jeśli odejdziemy, nie wrócimy. Znikniemy za wsze - wtedy, dla kogoś, nasza historia się skończy. Nie będzie ciągu dalszego. Szkoda tylko, że zabijamy resztki nadziei nawet o tym nie wiedząc...
- Ale ty nigdy mnie nie zostawisz, co? - szepnęła Lucia. 
- Nie. Nigdy.

*Violetta*
Znów to wspaniałe uczucie, gdy tłum wykrzykuje twoje imię. Uwielbiam to. 
Stałam za kurtyną i delikatnie odchylając ją spoglądałam na ludzi, zniecierpliwionych czekaniem, którzy siedzieli na widowni. I komisja. Oni też tam byli. Mieli kamienne twarze. Troskę jak posągi, tylko mrugali. 
- Ojej, ale to straszne - szepnęłam do siebie, zestresowana wszystkim. 
- Spokojnie Violu, przecież już nie raz brałaś udział w podobnych konkursach - Leon złapał mnie w talii i kołysał mną lekko, chcąc uspokoić. 
Miał rację. Tyle, że zazwyczaj okoliczności bywały inne. Teraz jestem za oceanem, a konkretniej we Włoszech, w wielkim amfiteatrze, miliony, a może miliardy ludzi będą to oglądać, bo całe przedsięwzięcie zostanie pokazane w prawdziwej telewizji - już nie na jakiejś stronie internetowej. 
A co jeśli w więzieniu mają TV i mój ojciec zobaczy, że jestem w ciąży? Wścieknie się. 
- Boże... - mruknęłam pod nosem. 
Wyrwałam się z objęć chłopaka i chwyciłam butelkę wody, która stała na stoliczku obok. 
Rozejrzałam się. Nie byliśmy sami. Oprócz nas było tu wiele innych par z całego świata. Czemu to akurat my mielibyśmy wygrać?
- Ale czym ty się stresujesz, przecież już po wszystkim - Meksykanin przytulił mnie. - Teraz tylko czekamy na ogłoszenie wyników. 
Serio? Doprawdy, Leo, spostrzegawczy jesteś.
Otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale zanim zdążyłam to zrobić, prezenter stojący na scenie "zaprosił wszystkich uczestników na środek". 
Mój ukochany pociągną mnie w stronę estrady. Przygryzłam nerwowo dolną wargę. Chciałam wygrać. Główna nagroda była niezwykle atrakcyjna - ufundowanie trasy koncertowej...międzynarodowej!
Ktoś z obsługi technicznej podał facetowi z mikrofonem kopertę. Ten otworzył ją, ale trzymał wszystkich w napięciu.
W końcu postanowił przemówić. 
- Trzecie miejsce i komplet profesjonalnego sprzętu muzycznego otrzymują... - i ta irytująca pauza - Richard i Esmeralda z Australii. Wielkie brawa. Drugie miejsce i dwadzieścia tysięcy lokalnej waluty od teraz należy do... Leona i Violetty z Buenos Aires! - odetchnęłam z ulgą, nie powiem że nie. Pieniądze pewnie przeznaczę na cale charytatywne. Nie potrzebujemy ich. Byłam zadowolona, mimo, że nie zdobyliśmy pierwszego miejsca, o którym miałam zaraz usłyszeć. - I oczywiście najbardziej wyczekiwana, główna nagroda...wędruje do... Róży i Juana z Chorwacji. Gratuluję wszystkim!
Dalej już nie słuchałam. Zajęłam się swoimi myślami i do końca wieczoru, nieprzytomna, chodziłam za mężem. Wiedziałam, że on zachował zdrowy rozsądek. Tak, rozdawałam autografy i śpiewałam na kolacji w hotelu, ale robiłam to, szczerze mówiąc od niechcenia. I to wcale nie dlatego, że nie udało nam się wygrać. Miałam ważniejsze rzeczy na głowie. Konkretnie, Ludmiłę. Myślałam o tym, jak radzi sobie po stracie przyjaciółek. Mi też ciężko, ale podejrzewam, że ona czuje się dużo gorzej niż ja. Zawsze łatwiej było ją zranić...  Liczę tylko na to, że Fede dobrze się nią zajął i zajmie do mojego powrotu za tydzień. 

~
I jak rozdział? Mi się nawet podoba ^^ A Wam?
Jak tam po Świętach? Mi szybko minęły.... 
I co tam jeszcze u Was? 
Kocham Was bardzo mocno ♥
~
Spojler z 57:
- Ludmiła idzie do ginekologa
- Fedemila się kłóci 
- Violetta rodzi 
- Francesca dostaje list.
~
Zakładka "O autorce" jest opublikowana - zapraszam do czytania :)
~
Podkreślone zdania są skierowane do wyjątkowej osoby, dziewczyny, która jest najlepszą przyjaciółką, jaką można tylko mieć. Dziękuję Ci, Laura. Kocham Cię. 
~
Rozdział sprawdzę jeszcze dzisiaj.. 

piątek, 26 grudnia 2014

Diecesca...


No, tak jak mówiłam. Dziś też mamy post.
I co ja mam tu napisać?  Że jestem głupia, bo to już czwarty blog, który mam zamiar prowadzić?
Nie wiem... :)
Tak, kolejny blog. Pewnie uznacie mnie za wariatkę, ale co tam.
Tym razem temat inny niż zawsze. Nie Fedemila - ogarniacie? Ja nie XD
Diecesca. Ta, dla mnie to też szok, ale cóż...
Nie pozostaje mi nic, jak serdecznie Was zaprosić i podać link ---> [klik] 
~
Kocham Was bardzo.
Wesołego ostatniego dnia Bożego Narodzenia <3
 Wczoraj zapomniałam... no, pochwalcie się co tam dostaliście ^^
Buziaki ido soboty (tak, sobota jest jutro, wiem xD)

czwartek, 25 grudnia 2014

"Ludmila"


Tym razem to nie opowiadanie ani też rozdział. Tylko krótka notka.
Tak, z okazji pierwszego dnia Świąt.
No cóż, nie ma co dużo mówić. Założyłam nowego bloga, a jak zapewne się domyślacie, o Ludmile.
Nie wiem czy przypadnie Wam do gustu, bo będzie ciut niestandardowy...
Pożyjemy, zobaczymy, jak to mówią.
Także serdecznie Was zapraszam tu ---> [klik]
~
Bardzo Was kocham <3
Życzę Wesołych Świąt <333
~
P.s. Jutro spodziewajcie się kolejnej niespodzianki :3

środa, 24 grudnia 2014

Konkurs :-)


Hej moi kochani!
Jak pewnie wszyscy wiedzą, dziś Wigilia! A to przecież jest święto. No więc tak, moje misiaki, żeby nie przedłużać zbytnio.,. robię konkurs. Niżej macie regulamin, formę zgłoszenia, informacje o nagrodach i tak dalej.
Ale zanim to...
Słoneczka, Aniołki, mamy już 24 grudnia, prawie koniec roku. Jak ten czas szybko leci. W chwili obecnej trwa okres, w którym w domu stawiamy choinkę, jemy pyszne dania przygotowane przez nasze mamy, babcie, ciocie... a może i mężczyzn ;). Ale przecież nie każdy tak ma. Więc pomyślmy trochę... Zanim nałożymy sobie na talerz wigilijnego barszczu, zastanówmy się, czy "wepchamy" w siebie całą porcję. A jeśli nie? Dzieci w Afryce głodują... Czego nie zmarnujemy, czego nie kupimy w sklepie, wreszcie dostanie awizo i wywiozą to właśnie do tych biednych krajów.
A przecież nie każdego stać na wyprawienie świąt, przyznajmy to szczerz. Więc może warto wrzucić kilka groszy człowiekowi, który siedzi na ulicy, nic nie kosztuje kupienie bochenka chleba (no dobrze, może kosztuje, ale przecież nie tak wiele), a zwierzaki? Marzną gdzieś w krzakach. Już lepiej byłoby im w schronisku. To tylko jeden telefon...
Więc proszę Was, niech te święta będą też dla Was czasem refleksji, bo my mamy wiele, a ktoś może nie mieć prawie nic.
Można pomóc, ale trzeba chcieć. Naprawdę.
Dobrze... to chyba tyle moich wywodów. Mam nadzieję, że nie zdołowałam Was zbytnio.
Perełki, wszystkim Wam życzę zdrowych, wesołych Świąt, spędzonych w rodzinnej atmosferze. Spokoju i uśmiechu na twarzach.
No i w końcu... już nie trzymam Was w napięciu xD

KonkurS 

 Regulamin:
1. Organizator
1.1. Organizatorem konkursu jest osoba indywidualna - Wercik Weronka Weruś.
1,2, Organizator zastrzega sobie prawo odwołania konkursu w przypadku, gdy nie zgłosi się więcej niż 3 osoby.
1.3. Organizator ma obowiązek udzielenia dodatkowych informacji każdemu z uczestników.
1.4. Organizator nie bierze odpowiedzialności za niechęć do dalszej współpracy osób nagrodzonych.
2, Obowiązki uczestnika.
2.1.Praca nie może być publikowana nigdzie indziej wcześniej.
2,2, Uczestnik konkursu musi być równocześnie czytelnikiem tego bloga.
3. Zadanie konkursowe.
3.1. Zadaniem uczestnika jest napisanie One Shot'u. (dalej OS)
3.2 OS powinien liczyć sobie co najmniej 2 strony w programie world bądź OpenOffice, czcionką 12, pisma Time News Roman.
3.3. OS musi być tematyczny.
4. Temat pracy.
4.1. Tematyka jest dowolna, jednak OS musi spełniać dwa warunki.
Warunek pierwszy: Musi być o miłości
Warunek drugi: Os ma być o parze z serialu Violetta.
4.2. Do wyboru są pary: Fedemila, Leonetta, Semi, Naxi, Caxi, Diecesca, Marcesca, Diegoletta, Leomila, Bromi.
4.3. OS nie musi się kończyć dobrze.
4.5. Gatunek OS'u jest dowolny.
4.6. Mogą przeplatać się wątki więcej niż jednej pary, ale nie więcej niż pięciu par.
5. Czas trwania.
5.1. Konkurs trwa od 24.12.2014r. do 24.02.2015r.
5.2. Organizator ma prawo przedłużyć czas trwania konkursu.
5.3. Wyniki zostaną ogłoszone 01.03.2015r.
5.4. Nagroda zostanie wysłana w ciągu siedmiu dni roboczych od ogłoszenia wyników.
6.Nagrody. 
6.1. Nagrodą główną jest nagroda rzeczowa dopasowana do autora (autor wybiera spośród wybranych przez organizatora rzeczy) zwycięskiej pracy i opublikowanie pracy autora na blogu.
6.2. Nagrodą za zajęcie miejsca drugiego i trzeciego jest możliwość napisania z właścicielem tego bloga jednego rozdziału i opublikowanie pracy autora.
6.3. Nagrodą za wyróżnienia jest polecanie bloga autora przez miesiąc i zobowiązanie się organizatora do komentowania bloga autora przez miesiąc oraz opublikowanie pracy autora.
6.4. Liczba wyróżnień nie jest określona.
6.5. W przypadku, gdy nagrodzony autor nie zgłosi się w ogłoszonym terminie, nagroda przepada.
7. Komisja
7.1. W skład komisji wchodzą:
Wercik Weronka Weruś
Julia Fiszer/Ewa Czar
oraz jedna z zaprzyjaźnionych blogerek, która nie weźmie udziału w konkursie.
8. Postanowienia końcowe. 
8.1. Biorąc udział w konkursie licz się z tym, że możesz wygrać!

Formularz zgłoszeniowy: 
 Imię/nick:
Para/y:
Rodzaj/gatunek:
Tytuł opowiadania:
Treść:
Zaświadczenie: (podano niżej)

Zaświadczenie: 
Ja, ....(imię/nick).... zapoznałam/zapoznałem się z regulaminem konkursu, akceptuję jego wszystkie punkty i wyrażam zgodę na publikację mojej pracy w razie wygranej.

Prace konkursowe wysyłacie na mój mail weronika.a.d@wp.pl 

Powodzenia!

~
Konkurs trwa długo, więc będę o nim co jakiś czas przypominać :)
I jak Wam się podoba? Weźmiecie udział? Fajny pomysł?
Buziaki, kocham Was i raz jeszcze WESOŁYCH ŚWIĄT!


sobota, 20 grudnia 2014

Es Posible - LV

 ~ Miłość jest tym, co [...] zmienia przeszłość, czyni jedno z dwojga, niszczy lęk, zalepia dziury, mówi w ciszy, co pozwala się zobaczyć. Miłość jest tym, czego nie można zgubić. ~

*Ludmiła*
Wstałam rano dosyć wcześnie, bo miałam spotkać się z Violettą, która dzień wcześniej zadzwoniła i poprosiła mnie o to.
Poszłam do toalety, by ogarnąć się, jak co rano. Jednak zanim weszłam pod prysznic spostrzegłam, że skończył mi się szampon. Otworzyłam szafkę pod zlewem. Kiedy wyciągałam butelkę, z wnętrza wypadł mój kalendarzyk i test ciążowy. (Zawsze trzymam kilka na zapas). Spojrzałam do małej książeczki. Hm... okres spóźniał mi się już drugi tydzień. A skoro test już wypadł...
Wykonałam wszystko według instrukcji. Modliłam się w duchu, by wyszedł negatywny.
Tak cholernie się bałam. Bałam się, że może powtórzyć się historia z Olivcią. Nie chcę by dziecko, które nie daj Boże, noszę w sobie, umarło. Nie mogę znieść myśli, że znów mogłabym oddalić się od Federico. Ale przecież historia lubi się powtarzać. Wtedy również wróciłam z Hiszpanii, tak jak wtedy byliśmy skłóceni, identycznie wręcz się pogodziliśmy... Dlaczego ja jestem tak lekkomyślna?!
Zamknęłam oczy. Poszłam się umyć, pozostawiając moje "być albo nie być" na umywalce.
Już po chwili, owinięta w szlafrok, wzięłam do ręki test ciążowy. Pozytywny. Nie, kurwa, nie. Wszystko tylko nie to.
Chwila! A co jeśli to nie jest dziecko Federico? A co jeśli ojcem jest... Troy?! Nie, to się nie dzieje. Nie, nie nie!!! Osunęłam się po ścianie. Nie powiem tego mężowi. Nie teraz...
- Cholera jasna! - krzyknęłam.
Po chwili usłyszałam głos Włocha. Musiałam go obudzić... Jeju, czemu mam takiego pecha? Teraz tego przed nim nie ukryję, nie dam rady. Kiedy tylko spuści na mnie swój cudny, magnetyczny wzrok, wymięknę. Wygadam wszystko. Chociaż... Może uda mi się nie wspominać nic o tym, że mam wątpliwości. Poczekam do pierwszego USG. Wtedy lekarz powie mi kiedy mniej więcej to się stało. I wszystko będzie jasne. 

*Federico*
Mój sen przerwał krzyk Ludmiły. Nie był to pisk mrożący krew w żyłach, lecz kipiące złością przekleństwo.
 Podniosłem się i niepewnie spojrzałem w stronę, z której dobiegał głos Lucii.
- Misiu, wszystko dobrze? - zawołałem.
Dziewczyna po chwili zjawiła się w pokoju. Usiadła obok mnie. Spojrzała tymi swoimi pięknymi, bursztynowymi oczami. Dziwne, że akurat widziałem w nich strach.
Ona, nie mówiąc nic, chwyciła moją dłoń i położyła ją na swoim brzuchu. Nie wiedząc o co chodzi, uniosłem na nią wzrok.
- Ach, wy, faceci. Niczego nie rozumiecie - westchnęła, po czym zapadła dość długa cisza. Lu oddychała płytko i nerwowo. - Ja... Fede, ja jestem w ciąży - oznajmiła, po czym wybuchnęła płaczem.
Wpadła w moje ramiona. Głaskałem żonę lekko po plecach, żeby się uspokoiła.
Tuliłem ją do siebie. Nie wiedziałem co mam czuć... byłem zupełnie zagubiony. Dopiero kiedy moja perełka przestała płakać i odsunęła się ode mnie, spuszczając głowę. wiedziałem już co myśleć.
*-Naprawdę, bardzo się z tego cieszę - powiedziałem i objąłem moją ukochaną ramieniem.
Byłem zaskoczony całą tą sytuacją, ale w pozytywny sposób. Mam nadzieję, że nie będzie tak, jak z naszym poprzednim dzieckiem. Teraz nikt już nie chce jej otruć i zabić, prawda?
Przez tamte zdarzenia oddaliliśmy się od siebie z Ludmiłą, ona wyjechała do Hiszpanii, bo nie potrafiłem jej pomóc. Boję się, że to wszystko powróci, a ja po raz kolejny nie będę w stanie pocieszyć mojej Lusi. Te rozmyślenia przerwał cichy głos.
-Kocham cię - powiedziała Ludmiła.
- Ja ciebie też - nagle nasze usta zetknęły się w pięknym pocałunku.
- Jak myślisz, to chłopczyk, czy dziewczynka? - zapytała moja żona.
- Mam nadzieję, dziewczynka, bo wtedy będę miał dwie Ludmiły do kochania - mruknąłem do ucha blondyny.
- A jeśli to będzie chłopczyk, to ja będę miała dwóch Federico- na jej słowa oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Kochanie, muszę już iść - westchnęła i oderwała się ode mnie. - Obiecałam Violi, że się z nią spotkam - pocałowała mnie w policzek i zniknęła na schodach.*

*Violetta*
Siedziałam na kanapie i przeglądałam jakąś gazetę. Byłam całkiem sama, bo mama poszła do Studia, a Olga i Ramallo znów się pokłócili. Olgita wybiega z domu, a on za nią. Natomiast mój kochany jeszcze spał. Znudzona, próbowałam wymyślić, jak mogłyby nazywać się nasze dzieci. Nic, miałam pustkę w głowie.
Mam nadzieję, że Lu mi pomoże. Ona zawsze ma genialne pomysły. Wczoraj udało mi się z nią skontaktować (wreszcie!) i umówić na dzisiaj. Teoretycznie powinnam zacząć się szykować, ale bardzo mi się nie chciało. Postanowiłam, że poproszę Leona, żeby podwiózł mnie na miejsce. Tak zyskam więcej czasu.
Nagle poczułam na karku czyjąś zimną dłoń. Wystraszona, aż podskoczyłam.
- Boże! Leo, chcesz żebym zawału dostała?! - krzyknęłam.
Chłopak tylko zaśmiał się, usiadł obok i pocałował w policzek.
- Masz może pomysł na imię dla naszego synka? - zapytałam, zmieniając temat.
- Nazwijmy go Leon junior - mój mąż wybuchnął śmiechem.
- Widzę, że poczucie humoru dziś ci dopisuje. Dobrze zatem, będzie Leoś - kiwnęłam głową i wstałam, kierując się w stronę łazienki.
- Ale Violu, ja tylko żartowałem - zawołał za mną.
- Za późno. Już postanowione - wystawiłam mu język.
Jeju, teraz będę miała trójkę dzieciaków na głowie. Córeczka i dwóch Leonków. I jak ja sobie poradzę? Dobrze, że mam jeszcze Angie. Bez niej chyba nie dam sobie rady. Bo jeśli mam być szczera, to wątpię, żeby brunet kiedykolwiek wydoroślał.
Ale przecież każdy facet to takie duże dziecko. I czy nie za to właśnie ich kochamy? Za ich niepowtarzalność, przewrotny uśmiech, za durne pomysły...

*Ludmiła*
*Szykowałam się na wypad do miasta z moją przyjaciółką. Jestem bardzo ciekawa, czego ode mnie chciała, kiedy dzwoniła po raz pierwszy.
Był ze mnie jeden wielki kłębek nerwów, więc ponownie weszłam pod prysznic, a na moje ciało, zaczęły spływać ciepłe kropelki wody, wzięłam swój brzoskwiniowy żel do mycia i wmasowałam go delikatnie w siebie, Powstałą pianę spłukałam gorącą wodą.
Następnie włożyłam na siebie szarą sukienkę z rękawami trzy czwarte, a do niej założyłam beżowy pasek i tego samego koloru, lity. Wzięłam ze sobą czarną torebkę od Benito, do której wpakowałam telefon. *
Zakręciłam włosy, już wysuszone, lokówką i zrobiłam lekki makijaż. Dawno nie czułam się tak wspaniale. Jestem teraz jedną z najszczęśliwszych osób na ziemi. Mam kogoś, kto mnie kocha. Mam przyjaciół, dom, rodzinę, coraz większą... Życie jednak potrafi być wspaniałe. Teraz już wiem, że zło trzeba przeczekać. Minie. Miłość przezwycięży wszystko. O ile jest szczera i prawdziwa. Moja jest. I na szczęście, ja i Fede w porę zrozumieliśmy swoje błędy. Nie chcę nawet myśleć, co byłoby gdyby Troy nie przemówił mi do rozumu. Nie chcę sobie tego wyobrażać. Pewnie popadłabym w depresję. Pewnie wykończyłabym się psychicznie. Zniszczyłabym sama siebie.
Westchnęłam ciężko. Ubrałam buty i *tak wyszykowana poszłam na spotkanie z Violą. Umówiłyśmy się na dwunastą w kawiarni u Sally. Kiedy przyszłam na miejsce, dziewczyna już na mnie czekała.
- Cześć - przywitałam się.
- Hej - odpowiedziała. - Poproszę karmelowe cappuccino - *dopiero wtedy zorientowałam się, że kelner stoi przy stoliku. To dziwne, że nie ma mojej Salci. Ogólnie, jakoś tak dużo tu dzisiaj ludzi.* - A ty, Lu?  Co zamawiasz? - przerwała składanie zamówienia.
- Em, to samo poproszę - zwróciłam się do mężczyzny.
- Coś jeszcze? - zapytał pracownik kawiarenki.
- Nie, to już wszystko - stwierdziłam. Kelner odszedł od nas.
- To gadaj, co u ciebie? -spytałam Vilu.
- Dobrze - *uniosła kąciki ust. Taaak, jasne Viola. Wszystko jest w najlepszym porządku. Tylko ściągnęłaś mnie po nic i przytyłaś z osiem kilo. Czy ona mnie ma za głupią? Przecież już dawno się wszystkiego domyśliłam. Postanowiłam jednak, że nie będę taka wredna, udam, że o niczym nie miałam pojęcia. * - Będziemy mieli z Leonem bliźniaki.  Chłopczyka i dziewczynkę. Jednak nie po to dzwoniłam. Dla synka wybraliśmy już imię, a konkretnie Loeś je wybrał. Dzidziuś będzie się nazywał Leon. Chciałabym, żeby moja córeczka nosiła jakieś piękne i wyjątkowe imię,o to chodziło. Mogłabyś pomóc mi wybrać?
- Naprawdę gratuluję, kochanie. A może nazwiesz ją Violetta? Będzie Leon Junior i Violetta Junior - zasugerowałam, a w tym samym czasie dostałyśmy nasze zamówienie.
- Nie... wolałabym, żeby to było coś bardziej oryginalnego - szatynka upiła łyk kawy.
- To może Bella, Anabell, albo Mia?
- Ojej! Mia, jakie piękne imię! - zawołała, rozmarzona.- Wiedziałam, że coś wymyślisz. A teraz mów, co tam u was?
- Dobrze. Wszystko jest cudownie - na końcu zdania westchnęłam cicho, po czym spojrzałam w okno, próbując uniknąć wzroku towarzyszki.
- Ludmiła, znam cię. Co się stało? - zrobiła minę typu 'przede mną nic się nie ukryje'. Ja tylko zarumieniłam się. Odpowiedziałam najciszej jak umiałam.
- Jestem w ciąży.
Violka zakrztusiła się napojem, który akurat piła i zaczęła głośno kaszleć.  Pozostali klienci nagle zwrócili wzrok na nasz stolik. Gdy przestała, wzięła głęboki oddech.
- Gratulację - zabrała głos. - Kiedy się dowiedziałaś? Fede... on już wie?
- Dziś rano... Powiedziałam mu.
- Teraz obydwie nosimy ze sobą parę kilo - na te słowa wybuchnęłyśmy śmiechem. Lecz ja, po chwili posmutniałam.
*Już łudziłam się, że będzie tak pięknie, a znów pojawiły się wątpliwości. Kiedy nie ma obok mojego Federico, czuję się całkiem, jakbym miała już nigdy więcej go nie zobaczyć. Tęsknię, brakuje mi jego słów, którymi zawsze mnie pociesza.*
- Co się stało? - zatroskana przyjaciółka położyła swoją dłoń na mojej. Nie wiem jak ona to robi, że wie, kiedy jest mi źle. Jesteśmy niby siostrami, może to dlatego.
- Nic, tylko co będzie, jeśli stanie się tak jak przedtem, moja córeczka, bądź mój synek będzie zbyt słaba, słaby, by żyć?
- Nawet tak nie mów! -zaprotestowała szybko. - Dobrze wiesz, dlaczego ostatnio było jak było. Twoja matka próbowała cię zabić - paranoja, a jednak fakt - teraz już nic ci nie grozi. Jesteś zdrowa i bezpieczna.
Może ona ma rację, ale ciągle mam  w sobie pewne obawy.
Jeszcze jakieś pół godziny siedziałyśmy w lokalu, a potem pożegnałyśmy się. Poszłyśmy, każda do siebie. Całą drogę powrotną myślałam, czy sytuacja aby na pewno się nie powtórzy. Przecież nigdy nic nie wiadomo.*

*Camila*
Siedziałam w ogrodzie, bo Sebuś pozwolił mi wyjść. Czyżby jakiś cud? Nie, na prawdę, on nie daje mi spokoju. Nawet o nalanie wody do szklanki się czepia. Mówi, że się przemęczam. Ale ja już tak nie mogę. Potrzebuję ruchu, swobody. Kiedy tylko nie ma go przy mnie, a moi rodzice gdzieś sobie pójdą, włączam muzykę i tańczę. Przecież to moje życie. Wiem, że spełnieniem marzeń jest dla mnie odniesienie sukcesu. Być wielką gwiazdą.
Wydęłam usta. Wolno wypuściłam powietrze nosem. Wyjęłam z kieszeni dresów komórkę i cicho włączyłam na niej listę odtwarzania.
Akurat leciała moja ulubiona piosenka, którą przysłała mi Vilu - "Boom Clap". Jest świetna. Nogi aż same rwą się do tańca.
- Cami - usłyszałam zmysłowy szept Sebastiana.
Odwróciłam głowę w jego stronę, a kąciki ust, same wzniosły się ku górze.
- Muszę... No bo... - usiadł obok mnie. - Wiem, że nie spotykamy się długo. Ale przecież kochamy się. Jesteśmy dla siebie stworzeni. Wiesz o tym.
Wiatr smagał moje, pewnie zaróżowione policzki. Szumiały liście zielonych drzew. Róże nabierały pąków. Wszystko było takie piękne, że wręcz nierealne.
- Wyjdziesz za mnie? - wypalił nagle.
- Nie... - spuściłam głowę. - Wybacz. Ale nie zrozum mnie źle. Już tłumaczę. Bo widzisz, ja nie chcę ślubu. Nie kręcą mnie białe suknie, tłumy gości, imprezy i zabawy. To są tylko zbędne papiery. One zobowiązują. Jak dla mnie miłości nie da się wykazać na piśmie. Nie można podpisać jakieś umowy. Jeśli nasza miłość jest prawdziwa i szczera, to nie potrzebuję tego wszystkiego, by wiedzieć, że mogę na ciebie liczyć i będziesz zawsze. Nie gniewaj się.
- Nie, nie jestem zły - podniósł mój podbródek. - Przeciwnie. Właśnie zrozumiałem coś ważnego. Dziękuję, wiewióro.
- No nie ma za co - zaśmiałam się.

*Francesca*
Dzisiaj był ślub. Mój i Marco. Ale zdecydowanie nie można nazwać go szablonowym. Oj, nie. Ja.. pfff.. masakra. Nigdy nie bałam się tak jak. wtedy.
Lecieliśmy małym helikopterem. Ja, Marcuś i urzędnik państwowy. Mamy tylko siebie, więc nikogo więcej na tym "weselu" nie było. Johna zostawiłam pod opieką Naty.
Klepałam słowa przysięgi, tępo patrząc w okno. Myśli skupiłam na czymś zupełnie innym. Na przyszłości. Zastanawiałam się, jak to będzie. Czy będziemy razem szczęśliwi? Mam nadzieję. Przecież inaczej być nie może!
I nagle mężczyzna powiedział, coś, co przywołało mnie na ziemię.
- Teraz możesz pocałować pannę młodą.
Przełknęłam ślinę. Drzwiczki otworzyły się. Ukochany cmoknął mnie delikatnie, po czym oboje wyskoczyliśmy. Po kilku chwilach pociągnęłam za sznurek w czymś co miałam na plecach. Choć przypominało to plecak, zdecydowanie nim nie było. Bałam się, że spadochron może się nie otworzyć, ale na szczęście moje obawy nie sprawdziły się. Wszystko wyszło tak, jak miało być.
Buenos Aires tak pięknie wygląda z góry. Podczas gdy zachwycałam się tym niesamowitym widokiem, chłopak chwycił moją dłoń. Razem wylądowaliśmy na ziemi. Teraz już wszystko będziemy robić razem.

~
O jejuniu. Porażka. Beznadzieja. Masakra.
Brak mi słów. Okropność. To znaczy, okropne są moje fragmenty. A, już tłumaczę. To, co jest tak podkreślone, pisała niezwykle utalentowana Mimi Stoessel. W ramach wygranej w konkursie (drugie miejsce).  Może troszkę je pozmieniałam, ale w ten sposób tylko oszpeciłam ;-; Wybacz, kochana.
Co Wy sądzicie?
~
Hej, perełki, mamy FERIE!! Tak bardzo się cieszę! Nawet nie wiecie jak bardzo. W tym tygodniu będzie kilka dodatkowych postów, mam nadzieję, że zajrzycie, bo raczej powinny Was zaciekawić. Kolejny rozdział w sobotę. Przyznam, że powoli zbliżamy się do końca. Zostało jeszcze 5 rozdziałów i epilog, a potem całkiem nowe opowiadanie. Cieszycie się, czy raczej nie bardzo?
~
Nie życzę Wam jeszcze Wesołych Świąt, bo przed nimi do Was napiszę.
No ale dobra, niech będzie, bo może nie każdy będzie miał okazję zobaczyć... Więc. Wesołych! Zdrówka, szczęścia, spełnienia marzeń, sukcesów, dobrych ocen, kochających przyjaciół i wszystkiego, wszystkiego, wszystkiego dobrego ♥ Bardzo Was kocham ♥♥♥
~
Spojler z 56:
- Viola i Leon biorą udział w konkursie muzycznym
- Natalia, Camila i Lena dostają propozycję nie do odrzucenia
- Federico i Ludmiła... no dobra, jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę :D
No i to by było na tyle ;-; Brak pomysłów. Mam nadzieję, że jak odpocznę, to coś wpadnie mi do głowy.
~
Wybaczcie, że ostatnio ani nie odpowiadam na kom. ani nie komentuję Waszych blogów. Od tej chwili wszystko się zmienia. Szkoły na razie nie ma, więc dam radę ♥
~
Ej, miśki, co powiecie na taką zakładkę jak "O autorce" czy coś? Bo nie wiem czy zrobić... To blog dla Was więc chcę wiedzieć, czy jesteście zainteresowani.
~
Ale przynudzam, co? No nic, jeszcze raz tylko powtórzę: Kocham Was! ...i przepraszam, że jestem tak nieodpowiedzialna. 

poniedziałek, 15 grudnia 2014

LBA...


Bosz.
Znowu.
Mam zaległych chyba z 8, i bardzo przepraszam, że ich nie zrobiłam. Ja leń...
No dobra, ale teraz chociaż te 3 nowe.
Chyba wszyscy wiemy co to LBA i na czym polega, więc...

Nominacje

#1 - Mimi Stoessel
Co zainspirowało Cię do pisania?
Właściwie to nic. Od kiedy tylko pamiętam miałam głowę pełną pomysłów. Pewnego razu przeglądając blog Violetta Polska zobaczyłam post o Fioletowym Rejestrze. Pomyślałam sobie, że fanie byłoby tam trafić, ale najpierw trzeba by  mieć bloga. No więc założyłam. 
Kto ma najlepszy styl?
W serialu - moja Ludmi. A w realu, cóż, wydaje mi się że Lodo, 
Co ci pomaga w pisaniu?
Problem jest taki, że nic. Albo mam wenę, albo nie. Kiedy jej nie mam muszę przeczekać aż nadejdzie. A jeśli nie nadejdzie do piątku, spinam się w sobie i piszę suche, oklepane rozdziały. 
Za co lubisz serial Violetta?
Jeśli mam być szczera, to teraz chyba tylko za aktorów. W 3 sezonie wszystko poza nimi i piosenkami jest beznadziejne. 
Ulubiona książka?
Oj, z tym jest trudno. Chyba zdecyduję się na "Okup" - ta książka zryła mi psychikę. Ma 2 części i w sumie zginęło tam z trzydzieści osób. No to już wiemy skąd mi się to wzięło... 
Ruggero czy Jorge?
RUGGERO!!! 
Ja go tak kurde kocham! 
Jest tylko 8 lat starszy - jeszcze za niego wyjdę, zobaczycie! Zaproszę Was na ślub! xD
Co uważasz o moim blogu i moim sposobie pisania?
Piszesz świetnie!
Ostatnio trochę czytałam różne blogi, posegregowałam je i zostawiłam najlepsze - zaliczasz się do nich ♥ 
Jak wyobrażasz sobie swój pogląd na Violettę za 20 lat?
Będę już pewnie miała dzieci. Więc wyciągnę któregoś dnia pudełeczko z biletem na VL, z płytą, plakatami i innymi drobiazgami. Pokazując to wszystko moim dzieciom pewnie popłaczę się, wspominając te piękne czasy, które tak wiele mi dały. Wspominając jak wiele się zdarzyło. 
Oj, czemu takie pytanie? Teraz mi się chce płakać! 
Gdybyś mogła zmienić coś w przeszłości co by to było?
Przeszłości nie należy zmieniać. To co się działo, nas ukształtowało. To piękne i niech tak zostanie.
(Choć tak szczerze to nie pojechałabym na "Miasto 44" )
Gdybyś była Ludmi, kto byłby Twoją pomocnicą i dlaczego?
Natka, bo to takie posłuszne cielątko ;3 

#2 - Fedemila Forever
Ulubiony bohater i bohaterka z serialu?
Lu i Fede - rzecz jasna :) Bo jak tu ich nie kochać?
Co sądzisz o trzecim sezonie Violetty?
Co ja sądzę? Powiem tyle- jakby mi się Parotta napatoczył, to by skończył jak dziewczyna, którą Lu znalazła na strychu :')))
Gdybyś mogła zmienić coś w naszym fioletowym serialu, co by to było?
Zmieniłabym scenopisarza na mnie :)))
Gdybyś mogła zamienić się miejscami z jedną postacią z serialu, to kim byś była?
No Lu, oczywiście! Ponoć przy nagraniach pocałunki powtarzają po dwadzieścia razy ;)
Jedziesz na koncert Violetta Live w Łodzi?
Jadę! JadęJadęJadę... tralala :) 
Którą parę z serialu lubisz najbardziej? (uzasadnij swój wybór).
FEDEMILCIĘ!
Co tu uzasadniać? Kocham ich za wszystko. Za oryginalność, za wyjątkowość, za to, że na ich przykładzie jest pokazane że miłość wygra. Wszystko. Zawsze <3
Czy czytasz mój blog?
Jeszcze nie, ale zacznę :) 
Co zmotywowało Cię do napisania bloga.
Właściwie to nic. Od kiedy tylko pamiętam miałam głowę pełną pomysłów. Pewnego razu przeglądając blog Violetta Polska zobaczyłam post o Fioletowym Rejestrze. Pomyślałam sobie, że fanie byłoby tam trafić, ale najpierw trzeba by  mieć bloga. No więc założyłam. 
Czy masz swoje ulubione blogi? Jeśli tak, to pisz adresy.
Mam, jasne, że mam! Nie będę pisać, wszystko jest z boku w polu "Warte uwagi"
Ile masz lat?
Jakie szczere xD Mam 13 lat. Z dużym hakiem c;
Co sądzisz o hejterah serialu?
Co ja sądzę? Nic nie sądzę. Są byli i będą. Tempe sztuki, próbujące się dowartościować. 
Ale chcę złamać pewną tezę. Mówi się, że fanki 1D i Violetty to najgorsi wrogowie. Nie rozumiem tego. Moja dobra koleżanka z klasy jest fanką tego też zespołu, wie, że ja oglądam i lubię V i nie ma nic do mnie, ani ja do niej. Można się dogadać, jeśli się chce. 

#3 - Pat Ty
Co sądzisz o głównej bohaterce mojego bloga? (Ludmiła)
Ona jest boska! Nie ma to jak skakać po balkonach xD No i taka bystra i ładna, wiadomo. Ogólnie to mogłabym wymieniać i wymieniać... wykreowałaś ją genialnie. 
Jeśli byłabyś Francescą wybrałabyś Marco czy Diego? Dlaczego?
I tu mój słodki sekrecik szlag trafi. Diego. Uważam że Marco zrobił się debilny. Wcale o Fran nie dbał. A Diego po prostu był <3 
Okazuje się że Martina Stoessel rezygnuje z roli... oglądasz dalej?
No jasne! Może w końcu byłoby mniej o przeboskiej (rzygam tym) i dodaliby więcej wątków z Fedemilą na przykład <3 
Wolisz styl Violetty w 1, 2 czy 3 sezonie? Uzasadnij.
Viola najbardziej podobała mi się w pierwszym sezonie. Była wtedy taka ładna, naturalna... W drugim sezonie jeszcze przeżyję, a w trzecim?! Japrdle -;- Co to ma być? Z głowy jej sterczą jakieś biało-żółte pióra. 
No te jej spódniczki w 1 ♥ w 2 też miała niezłe ciuchy, ale chyba trochę nie pasowały do jej urody - zbyt poważne. No o 3 to ja już nic nie mówię, żeby nie wyklinać... 
Chciałabyś żeby w 3 sezonie pojawiły się postacie z poprzednich części? Tzn. Lara, Napo, Tomas...
Tak. Mogłyby się zjawić na 3 - 5 ostatnich odc ♥ 
Dostajesz pod choinkę bilet na Violetta Live w Polsce? Jak reagujesz?
Cieszę się, wiadomo. Jeśli dobre miejsca to biorę, a jak nie, to sprzedaję, bo już jeden mam :D 
Co sądzisz o ludziach, który hejtują fioletowy serial z powodu "dziecinady" i "przesady" ?
No po prostu mi ich żal. 
Od kiedy jesteś V-lovers i dlaczego?
V-lovers jestem od ubiegłych wakacji. Pokochałam ten serial za jego magię, wyjątkowość i przesłania. 
Co zainspirowało Cię do stworzenia Twojego bloga?
Haha, znów to pytanie xD Właściwie to nic. Od kiedy tylko pamiętam miałam głowę pełną pomysłów. Pewnego razu przeglądając blog Violetta Polska zobaczyłam post o Fioletowym Rejestrze. Pomyślałam sobie, że fanie byłoby tam trafić, ale najpierw trzeba by  mieć bloga. No więc założyłam. 
Skromne pytanie: co sądzisz o moim blogu?
Pisałam Ci kiedyś, że jest jednym z moich najulubieńszych. Mało kto ma taki talent jak Ty. I wyobraźnię. 
Jeśli Ludmiła miałaby być pozytywną postacią, to kogo umieściłabyś na miejscu tej złej?
LENĘ XD 

...
No i w ten oto sposób dobrnęłam do końca. Było ciężko, ale dałam radę ^^ Jestem dumna :3
Teraz moje pytanka :D

1. Czy Ciebie także niepokoją zdjęcia Ruggero z Cande? Czy sądzisz, że zostaną parą? A jeśli tak, to co sądzisz o ich związku? Ma prawo bytu?
2. Gdybyś mogła stworzyć własną parę w serialu, jaka byłaby to para? Jak zaczęłaby się ich historia?
3. Gdybyś mogła zagrać w Violetcie jedną z postaci...Twoją rolą byłoby odebranie Leona Violi... wiedziałabyś, że ludzie Cię za to znienawidzą... Zdecydowałabyś się zagrać?
4. Wyobraź sobie, że jesteś scenopisarzem i masz napisać scenę kończącą 3 sezon. Jak by wyglądała?
5. Jaka polska piosenka najlepiej opisuje związek Fedemili? Jaka Leonetty? 
6. Jedziesz na VL? Jeśli tak, to gdzie, kiedy, gdzie siedzisz? A jeśli nie, to czemu?
7. Wyobraź sobie, że wygrałaś konkurs i masz spędzić dzień z Justyną Bojczuk, ale możesz zadać jej tylko 5 pytań dotyczących serialu. Jak by one brzmiały?
8. Na pewno jest w obsadzie ktoś, za kimś nie przepadasz. Gdybyś spotkała ją/go na ulicy, czy chciałabyś autograf? Czemu?
9. Kiedy nie masz weny, a czasu do publikacji jest coraz mniej... co robisz?
10. Czy był dzień, w którym zastanawiałaś się nad odejściem od bloggera? W jakich to było okolicznościach?
11. Dostałaś książkę "Zniszcz ten dziennik". Na jednej ze stron jest zadanie "Zgub tą stronę..." Czy odważyłabyś się wyrwać ją, włożyć w kopertę i wysłać do Argentyny? Podając oczywiście swój pełny adres i pisząc na kopercie wielkimi literami "Martina Stoessel" - przecież nie znasz jej adresu. 

3 nominacje, a z każdej po 11 blogów :) O, czyli mogę podać linki do 33 blogów :) Super.
Ale nie zrobię tego.
Nominuję wszystkie blogi, które są po prawej w oknie "Warte uwagi". Potem powysyłam powiadomienia.
Dziękuję :*
Dobranoc :*
Kocham Was :*
Do soboty :*


sobota, 13 grudnia 2014

Es Posible - LIV

~ Miłość jest jak bańka mydlana. Gdy pęknie, druga taka sama nie powstanie, lecz nowa może być jeszcze piękniejsza. ~

*Camila*
Wyszłam ze szpitala już kilka dni temu. Wszystko wraca do normy. Czuję się świetnie!
 Tylko mój kochany chłopak, Seba trochę histeryzuje. Nie pozwala mi się przemęczać, co dla niego oznacza to, że nawet nie mogę sobie sama zaparzyć herbaty!
Zeszłam do salonu. Włączyłam telewizor. W pewnej chwili drzwi otworzyła się, a do środka wszedł Sebastian.
- Ty wiesz, że ja mam coś takiego jak domofon? - zaśmiałam się.
- Oj ciii - mrugnął do mnie. - Tak słodko wyglądasz w tej różowej piżamce.
- Zboczeniec - rzuciłam w chłopaka poduszką.
Usiadł koło mnie. Objął ramieniem. Wziął pilot do ręki i zaczął przełączać kanały. Wpatrywałam się w jego profil, nie mogąc oderwać oczu. Ułożyłam głowę na ramieniu ukochanego. Cieszę się, że wreszcie mam kogoś, kto naprawdę o mnie myśli. Wiem, że on nigdy mnie nie zawiedzie. Wiem to doskonale. Bo nas łączy coś więcej niż zwykłe, szczeniackie zauroczenie.Coś... Coś takiego jak Fede i Lu. Albo Vilu i Leona. My jesteśmy sobie przeznaczeni.
- Kocham cię - szepnęłam.
 - Wiem - przytulił mnie. - Ale ja ciebie bardziej.
Wywróciłam oczami. Zawsze to samo. Już nie chciało mi się kłócić...

*Ludmiła*
Kilka dni temu wyniosłam się od Violetty  wróciłam do domu. Trochę inaczej go zapamiętałam. Zapomniałam, że pomalowaliśmy ściany... Może dla tego, że na chwilę życie dla mnie stało się szare i smutne? 
Dzięki Bogu, teraz jest już dobrze. 
Wczoraj usnęłam, wtulona w męża. Tak dobrze jest czuć się bezpieczną. Wiedzieć, że ma się rycerza, który zawsze stanie w obronie. 
Dziś obudziłam się, przetarłam oczy, ale mojego ukochanego nie było obok. Spostrzegłam, że na szafce nocnej leżała mała karteczka. Pachniała jego perfumami. Chwyciłam ją do ręki i zaczęłam czytać. 
"Kochanie, 
Poszedłem do sklepu po pr zakupy. 
Niebawem będę. 
Twój na zawsze, 
- Fede ♥"
Zaciekawiło mnie co znaczyły te przekreślone literki. Pierwsze słowa, które wpadły mi do głowy to "promocja" - ale to chyba odpada. "Prawo jazdy" - Feder już je ma, a poza tym, poszedł do sklepu. "Prezerwatywa" - nie, raczej nie... "Prezent" - tylko po co?
Wyjęłam z pod poduszki telefon i włączyłam w nim kalendarz. No tak, mamy koniec listopada. Dokładnie 20. O Bożę! Dzisiaj nasza rocznica. Kompletnie zapomniałam. Na pewno poszedł coś mi kupić. I co ja mam teraz zrobić?
Szybko wybrałam numer Naty. Zawsze była rannym ptaszkiem, więc może mi pomoże.
- Halo? - odebrała. Na szczęście.
Szybko wyjaśniłam jej co i jak.
Potem poszłam do łazienki. Nalałam pełną wannę wody i weszłam do niej, uprzednio zrzucając z siebie piżamę. Było mi ciepło i przyjemnie. Piana łaskotała mnie delikatnie.
Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Odchyliłam głowę do tyłu. Federico szedł w moją stronę.
- Dzień dobry, kochanie - pocałował mnie w czoło.
Uśmiechnęłam się do niego.
- Dawno wstałaś? - zapytał, kucając przy mnie.
- Nie - wyszeptałam. - A jak tam na zakupach?
- Dobrze - mruknął.
- Wiesz, tak mi tu jakoś nudno i smutno samej - westchnęłam.
- Czy ty coś proponujesz? - zaśmiał się.
- Może - wzruszyłam ramionami z uśmiechem.
Kocham go. Kocham za wszystko. Za to, że on kocha mnie, za to, że jest taki wspaniały, czuły i miły. Za poczucie humoru, za to, że jest kiedy go potrzebuję.., Za wszystko.
- Wiesz, wanna jest duża - puściłam do niego oczko.
Mojemu mężowi dwa razy nie trzeba powtarzać.
Godzinę później oboje wyszliśmy z łazienki. Ja skierowałam się w stronę garderoby, owinięta w ręcznik, a on ,już ubrany ,do kuchni. Założyłam czarną sukienkę na ramiączkach. Mimo późnej pory roku, na polu panował upał.
Po chwili zeszłam na dół. Na stole w pomieszczeniu, gdzie znalazłam Fede, leżał talerz pełen gofrów w kształcie serca polanych syropem klonowym. Objęłam go od tyłu.
- Nie rozpieszczaj mnie tak - powiedziałam, tuląc się do chłopaka.
- Wszystkiego najlepszego, kiciu - cmoknął mnie z usta.
- Wzajemnie, najdroższy.
Wziął mnie na ręce. Mimo, że trochę schudłam, przecież ciągle byłam dla niego zbyt ciężka!
Jednak nie protestowałam. Każda sekunda u boku Włocha była bezcenna. Tak wiele straciliśmy, więc teraz trzeba to nadrobić.
- Kochanie, gdzie mnie niesiesz? - zapytałam, uwieszając się na jego szyi.
Nie odpowiedział mi. Właśnie przekroczyliśmy próg domu, kiedy moim oczom ukazała się zasłona. Poczułam grunt pod nogami. Feder kazał mi zamknąć oczy. Posłusznie wykonałam rozkaz.
Kilka minut później znów poczułam, że odrywam się od ziemi.
- Feede! -pisnęłam, kiedy zakręcił mną.
- Ciii, spokojnie księżniczko - przyłożył palec do moich ust. Uniosłam kąciki ust. So sweet.  - A teraz możesz już otworzyć swoje piękne oczka.
Odemknęłam powieki. Pierwsze co zobaczyłam, to długa limuzyna. Otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Zapraszam do środka - Federico otworzył przede mną drzwi.
- A- ale... - zająknęłam się niepewnie. Jednak po chwili wsiadłam do pojazdu. Brunet usiadł obok. Objął mnie ramieniem.
- Jest mi tak bardzo wstyd - szepnęłam mu do ucha. - Nie mam dla ciebie tak wspaniałego prezentu.
- Mi wystarczy, że jesteś, Ludmiła - przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej.
Chłopak uniósł mój podbródek. Złączył nasze usta w pocałunku. Delikatnie rozchyliłam wargi, a Federico z brutalnością wdarł się do ich wnętrza.
Szyby od kierowcy były daleko, a w dodatku czarne. Zresztą, nie tylko one. Wszystkie.
Położyłam się fotelu, nie przerywając pocałunku. W jego tęczówkach widziałam dzikość, chytrość. Pragnął mnie, tak jak jeszcze nigdy dotąd.
Zaczął całować moje obojczyki. Zsunął szelki sukienki z moich ramio.
- Kocham cię. Bardzo, bardzo, bardzo - mówił, ściągając ze mnie ubranie.
- A ja ciebie - zabrałam się za rozpinanie guzików w koszuli ukochanego.
Chyba...Chyba nie trudno domyślić się, co działo się potem.
Wieczorem, kiedy wróciliśmy do domu z kolacji w bardzo drogiej restauracji, gdzie spotkałam moją dawną znajomą, ukochaną pisarkę, w ogrodzie, czekała niespodzianka dla Federico. Był to co prawda, jedynie koc piknikowy rozłożony na trawie.
Wtuleni w siebie, oglądaliśmy zachód słońca.
Jak to dobrze znów poczuć się szczęśliwym człowiekiem. Kochanym i docenianym. Jak to wspaniale mieć kogoś u swego boku. 

*dwa miesiące później*

*Violetta*
Tak jak prosił, choć nie wiem czy to odpowiednie słowo, Marotti, miałam dziś, razem z Leonem przeprowadzić zajęcia dla pierwszoklasistów ze Studia. Ponoć mimo, że uczyli się tam już od kilku miesięcy, nie radzili sobie zbyt dobrze. Naszym zadaniem jest wytłumaczyć im na czym polega praca w szkole, pokazać jak przełamać strach, pokonać tremę. Niby nic trudnego.
Byłam niesamowicie szczęśliwa, że znów spędzę trochę czasu w On Beat. Trzymając Leosia za rękę, weszłam do środka budynku.
Rozejrzałam się uważnie. W głównej sali zebrało się dość sporo uczniów. Pociągnęłam męża w stronę auli.
-Hej! - przywitałam się radośnie z osobami będącymi w środku. - Jestem Viol...
- Tak, wiemy kim jesteś - przerwała m jakaś dziewczyna. - Panna Violetta, która uważa, że coś potrafi, a tak naprawdę ja mam więcej talentu w małym paluszku, niż ty.
Miała na sobie szary kombinezon w cekinach. Blond włosy upięła w wysokiego kucyka, tym samym podkreślając długość swej szyi. Kości policzkowy uwydatniła mocnym różem. Bez wątpienia mi kogoś przypominała. Ludmiłę. Jeszcze za czasów, kiedy my obie byłyśmy niezbyt miłe. To było niecałe cztery lata temu. I kto by pomyślał, że w tym czasie tak wiele się wydarzy? Nigdy nie sądziłam, że tak diametralnie się zmienię. Miłość czyni cuda. I brak przyjaciół także... Ale to już inna bajka.
- Jakże przyjemna osóbka - uśmiechnęłam się. - Powiedz, długo zajęło ci obmyślanie tej mowy?
- Och tak! Całe trzy milisekundy - syknęła.
- W takim razie jesteś bardzo rozwinięta intelektualnie, słoneczko. Ale skoro wiesz kim jestem, chyba jednak coś osiągnęłam. Ja nie znam twojego imienia. Widzisz tę różnice?
Po jej mnie domyśliłam się, że nie wie co powiedzieć.
- Znam sposoby na takie osoby jak ty - oznajmiłam. - Wskakuj na scenę i pokaż co potrafisz.
Marry, bo jak się potem okazało, właśnie tak się nazywa, dumnie unosząc głowę, weszła po schodkach na estradę. Ktoś podał jej mikrofon. Zaskakujące, że wykonała akurat "Nel mio mondo". Łezka zakręciła mi się w oku. Wiele bym oddała, żeby przeżyć liceum raz jeszcze. 

*Federico*
Zadzwoniłem do Violi, ale nie odebrała. Wybrałem numer Angeles. Odezwała się po pierwszym sygnale.
- Hej Fede, co tam u ciebie? Jak u Ludmi? - zapytała wesoło.
- Cześć Angie - zawołałem. Jej dobra energia rozprzestrzenia się nawet przez połączenie telefoniczne! - U mnie ok i u Lusi też. A jest może Vilu w domu?
- A nie. Ona i Leo wyszli. Ale powinni niebawem wrócić. Powiem im, żeby się odezwali, kiedy już będą.
- Dzięki, to pa - pożegnałem się i rozłączyłem.
Wcisnąłem komórkę do kieszeni spodni. Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor. Akurat leciał jakiś film. Komedia romantyczna. Nie, tylko nie to! Ciągle mam złe wspomnienia związane z Larą... Brrr...
- Fede! - zawołała blondyna z góry. - I co, są ?
- Nie ma ich! - odkrzyknąłem. - Mają zadzwonić.
Lucia zbiegła po schodach, po czym rozłożyła się wygodnie obok mnie.
-Wyobraź sobie - zaczęła - że to wszystko miałoby za chwilę zniknąć.
- Ty... ty też? - szepnąłem wystraszony.
- Nie. Wszystko, tylko nie my - położyła głowę na moim ramieniu.
- W takim razie niech znika - wsadziłem nos we włosy blondyny, które jak zawsze pachniały cudownie.
Zapadła cisza i tylko ludzie z reklam mówili o jakichś kremach przeciwzmarszczkowych.
Irytujące.
- Wiesz co jest najlepsze? - odezwałem się wreszcie?
- Co? - zapytała, całując moją żuchwę.
- Że teraz mam cię tylko dla siebie. Jesteś cała moja - podsumowałem.
Chciałem jej jeszcze tak wiele powiedzieć, ale przecież wszystkie te słowa nie są tyle warte, co jedno, proste "kocham". Czy układanie nieszczerych, miłosnych poematów, wymyślanie ballad, pisanie piosenek, przedstawień i dedykowanych filmów, książek... może się równać z prawdziwą bliskością dwojga ludzi?
Jeszcze do niedawna sądziłem, że owszem, może. Jednak to nie jest prawda. Napisałem dla Ludmi świetną piosenkę, ale nie chciała słuchać. Wiedziała, że miałem zamiar ją tym przekupić, w pewnym sensie, że próbowałem tylko rozmiękczyć jej serce. Ale to słowa, płynące z serca, wymyślone na poczekaniu. Wyłącznie one mogły na nowo rozpalić ogień naszej miłości.
- Tyle już razy mówiłem, że cię kocham - powiedziałem, patrząc na Lud. - Nie chcę się powtarzać. Już nie wiem co ci mówić.
- Powiedz, że ci na mnie zależy - zaśmiała się.
- Jak na nikim innym - musnąłem usta blondyny. - Nigdy.

*Diego*
Dzisiaj ważny dzień dla mnie i dla Lary. Po południu miał odbyć się nasz ślub. Nie był huczny. Nie chcieliśmy tego. Zaprosiliśmy jedynie rodziców, zarówno moich jak i jej, oraz świadka i świadkową, którymi byli Fran i Marco. Przyszli ze swoim dzieckiem, a właściwie młodszym (dużo młodszym) bratem Francescy, którym ona zgodziła się zaopiekować.
Nie było wesela. Mała ceremonia, w ogródku za nowym domem, w którym miałem zamieszkać z ukochaną.
Przyznam, byłem zestresowany, jednak kiedy padło znaczące "tak", wszystkie nerwy puściły. Odstąpiły miejsca nieopisanemu szczęściu.
Przeniosłem żonę przez próg. Tak, dla tradycji i zdjęcia.
Goście się rozeszli, a my zabraliśmy uprzednio wypełnione walizki i pojechaliśmy na lotnisko. Lara, oczywiście, przedtem przebrała się z pięknej, białej sukienki do kolan, w normalny strój. Tak, Larunia w sukience - nadzwyczajny widok.
Polecieliśmy w podróż poślubną na Kretę. Szatynka do końca drogi na lotnisko nie wiedziała gdzie ją zabieram. Ja dobrze wiedziałem, że te klimaty będą dla niej dobre. To nie zimna Polonia czy lodowata Rosja. Zamarzłaby. A ja teraz muszę o nią dbać dużo bardziej niż przedtem. 

~
Dziękuję za pomoc mojej kochanej kuzynce! Gdyby nie ty, nie dałabym rady, słońce <3 Napisałaś piękny, ocenzurowany (w miarę xD) fragment, który wykorzystałam. K.C. <33
~
Uuuffffff... Przebrnęła. Mówiłam? Nudy do kwadratu xd Jeśli mam się przyznać, źle i ciężko pisało mi się ten rozdział. Nie dzieje się tu nic zbyt ciekawego. Nie ma nagłych zwrotów akcji i wybuchowych momentów. (Trudno mi się pisze o szczęściu, taka prawda). Sielanka... 
Denny ten rozdział, według mnie. A Wy co sądzicie?
~
Kocham Was mocno <3333
~
Spojler z 55:
- Kolejny ślub - nie spodziewajcie się tego co do tej pory.
- Oświadczyny, ale czyje to nie powiem. 
- Viola i Leon wybierają imiona dla swoich dzieci. 
- I Fedemila.... ;> Zaskoczę Was, serio :D 
Ten rozdział zapowiada się nam bardzo ciekawie :D 
Ale czy podołam, to nie wiem :<. Postaram się.
~
Na Wasze komentarze pod poprzednim rozdziałem odpowiem jutro, bo dziś calutki dzień nie ma mnie w domu... ;c 

sobota, 6 grudnia 2014

Es Posible - LIII + wyniki konkursu

  ~ Mamy jedno życie, jedną szansę... ~

*Ludmiła*
Obudziłam się. Rozejrzałam.  I na chwilę moje serce stanęło. Leżałam, wtulona w Troya. I to w samej bieliźnie! O ja pier.... Nie! Nie, to nie może być prawda. Pamięć miałam dziurawą niczym ser szwajcarski. Boże, Boże, Boże... Wstałam i skierowałam się w stronę  łazienki. Nie mojej zresztą. Po drodze pozbierałam własne ubrania. Wykonałam poranną rutynę, nie licząc mycia zębów, bo przecież nie miałam własnej szczoteczki. Poszłam do kuchni, gdzie usiadłam przy stole. Odchyliłam głowę, zamykając jednocześnie oczy. Próbowałam poukładać wszystko, powiązać koniec z końcem. Niestety, ostatnie co pamiętałam, to to, że byłam na jakiejś imprezie i chyba piłam jakiś alkohol. To pewnie on podziałała na mnie tak mocno, że straciłam świadomość własnych czynów i myśli. 
Jaka ja głupia byłam!
Ciekawe co jeszcze zrobiłam. Pewnie niesamowicie się wygłupiłam. Ale to nie ważne. 
Mam nadzieję, że ostatnia noc nie zmieni relacji pomiędzy mną, a moim przyjacielem. Nie chciałabym tego. 
Chwila! Właśnie zdałam sobie z czegoś sprawę... Ja mu się ciągle podobam! 
Objęłam głowę rękami. To tylko zły sen, z którego zaraz się obudzę. Obok Federico.
-Ludmiła? -usłyszałam nagle. 
Odemknęłam powieki, po czym spojrzałam na blondyna stojącego w progu. Prawie się rozpłakałam. 

*Violetta*
Leon i ja wybraliśmy się dzisiaj do ginekologa. Razem. Mój mąż okazał się bardzo niespokojny, bo co chwilę pytał się w recepcji, czy długo jeszcze mamy czekać. W końcu, żeby przestał chodzić w tą i z powrotem, usiadłam na jego kolanach. Zagroziłam nawet, że jeśli będzie niegrzeczny, to urodzą mu się chłopcy, czego nie chce. Choć oboje zgadzamy się w kwestii tego, że najważniejsze jest zdrowie dzieci, a nie ich płeć, to zdarza nam się o nią posprzeczać. 
- Państwo Verdas - zawołał lekarz. 
- No wreszcie -jęknął Leoś, na co ja zaśmiałam się. 
Weszliśmy do gabinetu. Standardowo, zaczęliśmy od USG. Pierwsze pytanie jakie dziś zadał nam lekarz było wyczekiwane przeze mnie od dawna. 
- Czy chcecie państwo znać płeć dzieci? 
- Tak! - odpowiedzieliśmy równocześnie. 
- Chłopiec i dziewczynka - uśmiechnął się. - Poszli na kompromis. 
Przyznam, że nie spodziewałam się tego. Ale wyszło chyba nawet lepiej. Znaczy... jeszcze nie wyszło. 
Po wizycie u doktora postanowiliśmy odwiedzić naszych rodziców. Właściwie rodziców Leona. I tak mieszkamy pod jednym dachem z Angie. 
Teściowie zareagowali na wiadomość bardzo pozytywnie. Są wspaniałymi ludźmi. Nie tylko dlatego, że cieszą się z wnuków. Ogólnie, uwielbiam ich. 
Z mamą była to zupełnie inna historia. Weszliśmy, w czwórkę, do domu. W salonie wszyscy, Angeles, Olga i Ramallo, oglądali jakiś program. 
- Hejo, mam nowinkę! - odezwałam się, ale nie usłyszeli, albo tylko udawali. 
Stanęłam przed ekranem. Złożyłam ręce na piersi i czekałam. 
- Co się stało, malutka? - podjęła się Olgita. 
- E... właściwie to nic ważnego. Chciałam tylko coś powiedzieć, ale jeśli wolicie oglądać telewizję, to nie będę przeszkadzać - zrobiłam minę zbitego pieska. 
- Już przeszkodziłaś, więc mów - blondynka złapała mnie za rękę. 
- No dzięki - prychnęłam. - Dobra. Skoro chcecie wiedzieć... domowników nam przybędzie. Mamuś, musisz mnie nauczyć zmieniać pieluchy. 
- Ojeju! - pisnęła. - Jesteś w ciąży?
- A i owszem - mąż objął mnie ramieniem. 
Kocham tą moją pokręconą familię, która już za pięć miesięcy powiększy się. 

*Ludmiła*
Chłopak usiadł naprzeciw mnie. Był równie zakłopotany. Błądził wzrokiem wszędzie, byleby nie patrzeć na mnie. Ja, przeciwnie, wpatrywałam się w niego. Przygryzłam nerwowo dolną wargę. 
- Nie pamiętam co się stało - przyznałam, spuszczając głowę. 
- Ja też nie - odpowiedział szeptem. 
Zapadła cisza. Głucha, mocna cisza, której on nie mógł przerwać. Tchórz. 
- Żałuję... - zaczęłam. - To nie powinno się zdarzyć. Lecz może mieć też pozytywne skutki - uśmiechnęłam się do siebie. 
- Nie rozumiem - jęknął. 
- Chciałam poprosić, abyś był ze mną w sądzie w czasie mojego rozwodu. Wina może być nawet po mojej stronie, ale... - niestety, nie dane było mi dokończyć.
- Co?! - Troy aż wstał z krzesła. Tak nagle, że przedmiot przewrócił się na ziemię z hukiem.
- Co co?
- Nie możesz się rozwieść z Federico! - zawołał. 
- To by było na twoją korzyść - próbowałam być przebiegła, ale niestety nie udało mi się. 
- Wiedzę, że zorientowałaś się, że mi na tobie zależy. I właśnie dlatego nie mogę do tego dopuścić. Chcę żebyś była szczęśliwa, a to może dać ci tylko Fede. 
- Gadasz bzdury - stwierdziłam.
- Pamiętam jak cię poznałem - powiedział, ni z gruszki, ni z pietruszki. Przechyliłam głowę w bok. Byłam ciekawa, co miał na myśli. - Wtedy cierpiałaś przez rozłąkę z nim. To było ponad trzy lata temu. Fakt, teraz dużo się zmieniło, ale tak wielka miłość jaka was łączyła nie może wygasnąć. Opowiadałaś mi, zanim zaczęliśmy się ze sobą spotykać, jak bardzo się kochaliście. Mówiłaś, że nic was nie rozdzieli. Musicie spróbować jeszcze raz. Daj mu szansę, Ludmiła. 
- No nie wiem... - pojawiły się wątpliwości. Tak, kocham Federa. Ale czy jeszcze można nas uratować? A jeśli on wybrał tę całą Biancę? Jeśli już o mnie zapomniał?
- Przysięgam, że kiedyś przez ciebie dostanę nerwicy - zaśmiał się. - To właśnie ty zawsze mi powtarzałaś, że trzeba walczyć. Jesteś najsilniejszą osobą, jaką znam. Dasz sobie radę. Odzyskasz radość z życie u jego boku.
- A ty? - zapytałam niepewnie. 
- Najwyżej zostanę księdzem. 
Tylko on potrafi śmiać się z dosłownie wszystkiego. Jak dobrze, że jest. Nie wiem co bym zrobiła...
- Wiesz, Lu, opowiadałaś mi, jak się poznaliście i jak wyznałaś mu miłość, ale nigdy nie mówiłaś w jaki sposób uświadomiłaś sobie, że dużo dla ciebie znaczy - potarł kark jedną ręką, a drugą wsadził w kieszeń spodni.
Zatopiłam się we wspaniałych wspomnieniach. Wtedy nie znałam zła tego świata. A może znałam, ale nie zdążyłam tak dobrze go posmakować? Nie ważne... W tamtym czasie było mi dobrze. 
- A więc... to było kiedy kazałam mu zgłosić się na egzaminy do Studia, wiesz, tej szkoły muzycznej. Kiedy wziął gitarę, coś się stało, że nie mógł zaśpiewać. Poprosił komisję, by pozwolili mi wejść na salę. Stworzył tę piosenkę dla mnie, więc chciał, bym była blisko. Patrzyłam w te jego cholernie piękne oczy - łzy zaczęły zbierać mi się pod powiekami, kiedy o tym mówiłam - i wsłuchując się w kompozycję... zdałam sobie sprawę, że darzę go tym wspaniałym uczuciem. Na początku opierałam się. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że on, że ja, że my... Ale już w końcu uległem. 
- Widzisz? - dotknął mojej dłoni. 
- Co? - uniosłam wzrok, zdziwiona. 
- Prawdziwa miłość zawsze zwycięży - posłał mi promienny uśmiech. - Pakuj walizki i leć do Buenos Aires. 
- Dziękuję, Troy - rozpłakałam się na dobre, rzucając się chłopakowi na szyję. 

*Naty*
Zjedliśmy przygotowaną przez Maxiego kolację. A może obiad? Zależy jak na to patrzeć. Zaczęło się już ściemniać. Mój chłopak zabrał mnie na spacer, plażą, wzdłuż ustawionych świeczek. Nie miałam pojęcia, co on kombinuje. Muszę jednak przyznać, podobało mi się to. Po pewnym czasie (dla mnie o wiele za krótkim) doszliśmy do miejsca, w którym z płatków róż usypane było wielkie serce. 
- Jeju, kochanie, czym sobie na to zasłużyłam? - objęłam go. Ciepło bijące od jego ciała było czymś niesamowitym. 
Położyliśmy się w sercu i razem oglądaliśmy gwiazdy, które już zdążyły pojawić się na niebie. Ułożyłam głowę na piersi Maxiego. Słuchałam, jak bije jego serce. Najpiękniejsza muzyka. 
W pewnej chwili, on podniósł się. Wstał, a ja usiadłam. Uklęknął na jedno kolano. Zakryłam dłonią otwartą buzię. 
- Jesteś najwspanialszą osobą na ziemi. Chciałem cię o to zapytać już dawno, ale jakoś nie miałem odwagi... - wyjął z kieszeni bluzy małe, bordowe pudełeczko. Uchylił jego wieko, a moim oczom ukazał się piękny pierścionek z cyrkonią, imitującą rubin, na środku. - Natalio Navarro, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? 
Rzuciłam się mu na szyję. 
- Oczywiście! - wykrzyknęłam, składając na ustach narzeczonego namiętny pocałunek. 

*następnego dnia* 

*Ludmiła*
 Pierwsze, co zrobiłam po przylocie do BA, to przemieszczenie się z lotniska do domu Francescy. W czasie lotu dużo myślałam i wydaje mi się, że znalazłam najlepsze rozwiązanie dla Johna. Kocham mojego braciszka, ale nie dam rady się nim zająć. Mam nadzieję, że Fran mi pomoże. Na szczęście, Konstancja jest dobrą kobietą i bez problemu oddała mi małego, który przebywał u niej około miesiąca. 
Zapukałam do drzwi i czekałam. W jednej ręce ściskałam dłoń chłopczyka, drugą, podtrzymywałam walizkę. 
Po chwili, dziewczyna otworzyła mi. Myślałam, że gałki oczne wyjdą jej z orbit. 
- Wejdź, Lu - powiedziała wreszcie. 
Wykonałam polecenia. Zdjęłam buty, bagaż pozostawiłam w przedpokoju, a dziecko wzięłam za ręce. Zostałam zaproszona do salonu. Włoszka poczęstowała mnie kawą i ciasteczkami. 
- Franiu, nie będę przeciągać - oznajmiłam. - Sprawa wygląda mniej więcej tak: moja matka odeszła, pozostawiając Johna. Twój ojciec także nie żyje. Któraś z nas musi się nim zaopiekować, bo inaczej trafi do domu dziecka. Nie chcę tego... ale też nie mogę się nim zająć. 
- Lud, ja nie mogę mieć dzieci... - zaczęła, ale przerwałam jej. 
- Proszę!
- Daj mi dokończyć - uśmiechnęła się. - Ja nie mogę mieć dzieci, bo... bo jestem bezpłodna. Dlatego z chęcią zaopiekuję się naszym bratem. 
Poczułam wielką ulgę. Byłam szczęśliwa, że tak łatwo udało mi się rozwiązać problem. 
- A nie będziesz miała problemów z Marco? - zapytałam. 
- Mój kochany narzeczony nie ma tu nic do gadania - zaśmiała się. 
Pocałowałam Johna w główkę, wstałam i skierowałam się w stronę drzwi. Zostawiłam przyjaciółce ubranka malucha i raz jeszcze podziękowałam. Teraz nie pozostało mi nic innego jak zatrzymać się u kogoś... Niebawem pogrzeb mamy, więc muszę się jeszcze przygotować, odświeżyć... 
Nie chcę znów zawracać głowy biednej Natce. Tym razem postanowiłam zgłosić się po pomoc do Vilu. 
Zadzwoniłam dzwonkiem i czekałam. Wkrótce, w progu pojawiła się szatynka. Albo mi się wydaje, albo jej się trochę przytyło... Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Luśka! Słońce! - zawołała, przytulając mnie. - Nie sądziłam, że tak szybko wrócisz. 
- Jestem w mieście "tak szybko" ze względu na dwie sprawy. Pogrzeb mamy i rozwód z Federico. 
Violetta pokiwała głową z dezaprobatą. 
- Jasne, że pozwolę ci się u nas zatrzymać - odezwała się. Tylko, że ja nawet nie zdążyłam zapytać. 

*Camila*
Od kiedy Sebastian był u mnie przedwczoraj, mój stan zdrowia bardzo się poprawił. Mogę już normalnie funkcjonować. Lekarze, mimo wszystko, wolą mieć mnie jeszcze na oku. Za niedługo mam dostać wypis. Moi wszyscy przyjaciele byli tu rano. Cieszę się, że mogłam się z nimi zobaczyć. 
Seba natomiast, czuwa przy mnie dzień i noc. Jest naprawdę kochany. 
Muszę w końcu zebrać się na odwagę i powiedzieć mu co czuję. 
Siedziałam na łóżku. Czytałam książkę, którą dostałam od Fran. Drzwiczki otworzyły się, a do środka wszedł Sebuś. Odłożyłam lekturę na stolik. Przywitałam chłopaka uśmiechem. Podzieliłam się z nim dobrymi wiadomościami od pielęgniarek. 
- A teraz muszę ci coś powiedzieć - zaryzykowałam. - Choć może szpitalny pokój, cały wykafelkowany na biały kolor, ze skromnymi mebelkami, na których skład wchodzi łóżko, stolik, krzesło i mała szafa, a oświetlenie jest tak ciemne, że trzeba iść spać wraz z zachodem słońca, nie jest na to najlepszym miejscem. 
- Do rzeczy, Cami - uniósł kąciki ust. 
- Pamiętasz jak mówiłeś o tym, co do mnie czujesz? - skinął głową. - Dobrze. Ja mam podobnie. Kocham cię. 
Zamiast powiedzieć cokolwiek, mój towarzysz przybliżył się do mnie na niebezpiecznie bliską odległość. Po chwili musnął moje usta. Co z tego, że krótko? Bynajmniej sensownie. 

*Federico*
Stała nad grobem swojej matki z kamienną twarzą. Chyba sama nie wiedziała, co ma czuć. Wydawało mi się nawet, że nie chce wiedzieć. 
Kiedy tylko zakopali trumnę, odeszła z tłumu. Jako pierwsza. Nie widziała mnie, bo trzymałem się z boku. Poszedłem za dziewczyną. Kiedy oddaliliśmy się od ludzi na tyle, by ci nas nie widzieli, złapałem ją za ramię. Odwróciła się gwałtownie. 
- Jezu, przestraszyłeś mnie - powiedziała, ale bez wyrzutu w głosie. To... chyba dobrze. 
- Przepraszam, chciałem tylko porozmawiać - wytłumaczyłem. 
Pokiwała głową, ale nie zadała standardowego pytania, "o czym?". Czekała aż zacznę. 
Trochę się zdenerwowałem. Szczerze mówiąc, sądziłem, że odeśle mnie z kwitkiem, jak to robiła do tej pory. Nie spodziewałem się, że będzie chciała mnie wysłuchać. 
- Napisałem piosenkę - wypaliłem. 
- Urzekła mnie twoja historia - prychnęła. - Jeśli to tyle, to pozwól, że już pójdę. 
Chciała odejść, czego mogłem się spodziewać. Jednak udało mi się ją zatrzymać.
- Dla ciebie - dodałem. 
- Ehm... I?
Nie odpowiedziałam, zamiast tego, zacząłem śpiewać. 
- Ja przez ciebie umieram,
Z miłości. 
Ratuj moje serce, 
Chodź ze mną. 
A wtedy...
Ludmi zaczęła iść. Nie miałem zamiaru się poddać; poszedłem za nią. 
- Tej nocy, pomyślałem, czy by nie pójść, Cię szukać,
Abyś była gotowa na dziesiątą;
O tym, żeby zaprosić cię na kolację, 
I w te miejsca, w które nigdy cię nie zabierałem...
- Odej-jdź - poprosiła, drżącym głosem. - Muszę coś załatwić. 
To nie był rozkaz, więc stanąłem i pozwoliłem, by poszła. 
Nie ważne, że mi się nie udało. Jest coraz lepiej. Dam radę ją odzyskać. 

*tydzień potem*

*Federico* 
Wszedłem do dużego, eleganckiego budynku. Tak naprawdę nigdy nie powinienem się tu znaleźć. Gdybym tylko był mądrzejszy i bardziej spostrzegawczy... Ale nie! Bo ja jestem takim durniem, że nie potrafiłem zadbać o osobę, którą kocham. Jak ja mogłem być taki głupi? 
Zostałem poproszony na salę, razem z Ludmiłą. Blondynka, dumnie, wysoko unosiła głowę. Czy ona tego chce? Przełknąłem ślinę. Bałem się, że stracę ją bezpowrotnie. 
Zaczęły się te wszystkie beznadziejne sądowe formułki. Potem Lusia mówiła jak było. Nawet nie miałem pojęcia, że tak przeze mnie cierpiała. 
Kiedy przyszedł czas na mnie nie miałem o czym mówić. Poddałem się.
- Wysoki sądzie, nie wiedziałem, że tak było. Byłem ślepym i głupim egoistą, ale to śmierć naszej małej córeczki do tego doprowadziła. Kocham moją żonę. 
- I znów mówisz o Olivii - wtrąciła Lu. 
- Bo to powód tego wszystkiego - zwróciłem się do niej. - Jej śmierć. 
- Znów mnie obwiniasz - syknęła. 
- Ale ja nie wiem o czym mówisz - uniosłem ręce w obronnym geście. 
- Proszę o spokój! - odezwał się sędzia. 
- Doskonale - dziewczyna zignorowała go. - Może o romansie z Biancą też nic nie wiesz. Bierz coś na pamięć.
-Ale jakim romansie?! Ludmiła, czy ty się dobrze czujesz?! - już nie wytrzymałem. 
-Dosyć tego! - mężczyzna stuknął specjalnym młotkiem o blat. - Zarządzam dwadzieścia minut przerwy. Zdaje się, że muszą sobie państwo coś wyjaśnić. 
Wyszedłem z pomieszczenia zaraz za moją Ludmiłką, którą przecież tak mocno kocham. 
- Czemu mi to robisz? - zapytałem nie rozumiejąc już kompletnie nic. 
- Co? Przecież ja nic nie robię - wzruszyła ramionami. - Widziałam was. Koniec bajki. A nawet mogłabym przymknąć oko, gdybyś przedtem nie ranił mnie tak boleśnie. 
Złapałem złotowłosą za ramiona. Pociągnąłem na zewnątrz. Nie mogłem znieść tego przytłaczającego miejsca, w którym oboje przebywaliśmy na chwilę obecną.
- Ludmiła, wiem, że źle zrobiłem. Ale teraz chcę to naprawić. A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Najgorsze jest to, że nie mogę być blisko ciebie, kiedy mnie potrzebujesz. Nie mogę pocieszyć. Nie mogę otrzeć łez. Nie mogę przytulić w nocy, kiedy masz złe sny. Nie mogę nic, a chcę wiele. Musisz tylko wyrazić swoją zgodę, a może być jak dawniej - patrzyłem w bursztynowe tęczówki mojej kochanej. Płomyk nadziei znów się zapalił...

*Ludmiła*
-Ale ja nie mogę z tobą być -wyszeptałam. Żal ścisnął moje serce. Miałam ochotę uciec jak najdalej. Zaszyć się gdzieś. Krzyczeć. 
- Dlaczego? - złapał mnie za nadgarstek.
- Bo... bo ja cię zdradziłam - wyznałam patrząc mu w oczy. Słone łzy spływały po mich policzkach. 
Kiedy już miałam szansę by znów żyć z człowiekiem, którego kocham, moje durne wyrzuty sumienia musiały się odezwać, odbierając mi ją. Teraz Włoch już na pewno nie będzie chciał ze mną być. Zostawi mnie. Odejdzie. A ja znów pogrążę się w smutku. Lepiej byłoby umrzeć. 
- To moja wina - przyciągnął mnie do siebie. - Gdybym był lepszym mężem nie musiałabyś odchodzić. Co złe, działo się z mojej winy. Ludmiła, wiem. Ja wybaczę ci wszystko. Zawsze. Kocham cię najbardziej na świecie. Byłam głupim, niedorozwiniętym chamem. Zdaję sobie z tego sprawę, ale proszę, błagam cię, daj mi jeszcze jedną szansę. Pozwól mi na nowo się sobą zaopiekować. O niczym innym nie marzę, pragnę tylko znów poczuć smak twoich ust, czuły dotyk, zapach, unoszący się w powietrzu. Nie wiem co mam zrobić, byś zgodziła się iść ze mną jedną drogą. Nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo żałuję. Teraz jedyne na co mnie stać, to powiedzenie: Kocham cię, przepraszam. 
Stałam jak wryta, z roztwartą buzią, a małe kropelki spływały po mojej twarzy. Nie wiedziałam co zrobić. 
- Federico... - załkałam. 
- Musisz wiedzieć, że bez ciebie moje życie nie ma sensu, ale niezależnie od tego, jaka będzie twoja decyzja, uszanuję ją, bo tak powinienem się teraz zachować. Mimo wszystko, Lu, zawsze będziesz moją małą oazą, źródełkiem życia... inaczej nie umiem. 
- Powiedz do mnie Lucia... - poprosiłam tak cicho, że mógł tylko domyślać się moich słów.
Nic nie widziałam, bo łzy zasłoniły mi obraz na świat. Były gęste, wielki i piekły niemiłosiernie. 
- F-Fede, j-ja... - zebrałam się w sobie. 
Jednak na nic zdały się próby powiedzenia czegokolwiek. Coś ugrzęzło mi w gardle... 
Więc zamiast mówić, złożyłam na ustach męża delikatny, a jednocześnie pełen namiętności pocałunek. 
- Kocham cię, pojebany durniu - wydusiłam z siebie. 
- Ja śnię... - mruknął. - Nikt w tej chwili, na całym świecie, nie jest szczęśliwszy ode mnie. Kocham cię, Lucia, aniołku - przytulił mnie tak mocno, że myślałam, że się uduszę. 
Mam teraz nadzieję, że wszystko się ułoży, że będzie dobrze. Musi być. Jestem pewna, że po tym co przeszliśmy, nic nie zdoła stanąć pomiędzy nami. Nic ani nikt.

~
Teraz czas na ogłoszenie wyników konkursu!
Co prawda pracę przysłały m dwie osoby... Ale pomyślałam, że skoro one się napracowały, ja nie zrobię im tego i mimo wszystko wyłonię zwycięzcę. 
Było trudno dokonać wyboru, ale w końcu jakoś komisja doszła do porozumienie... 
Tak więc.... 
Wygrywa praca... 
Bum...
Bum...
Bum... 
Ptssss....
Wygrywa prolg
martina.stoessel209@interia.pl
PROSZĘ ABY ZWYCIĘZCA I MINI STOESSEL NAPISAŁY MI MAILA Z PRZYPOMNIENIEM O NAGRODACH!
Dziewczyny, obie byłyście świetne. Obu gratuluję. 
 ~
Tiaaa. Rozdziałek...
Co myślicie?
Mi osobiście ciężko jest tu cokolwiek powiedzieć... 
No cóż. 
Fedemila ^^ Cieszycie się? 
Miałam poczekać do następnego, ale... ale co mi tam :) 
Dużo się tu dzieje. Akcja powoli się rozwiązuje... Czyżby?... Nie, to jeszcze nie koniec :D 
~
Kocham Was, wiecie? 
~
Spojler z 54: 
- przeniesienie w czasie
- Fedemilciaaa <3
- Leon i Viola prowadzą zajęcia z dziećmi 
- Cami wychodzi ze szpitala (tak, to miało być dzisiaj, ale mi nie wyszło)
- Może robimy jakiś ślub? Nawet mam pomysł. (Lagusia, będzie Twój Diego)
Następny rozdział będzie chyba do bólu nudny, ale za to ten za dwa tygodnie powinien Was zaskoczyć. Za rozdział ostatni tego opo. (który już est częściowo napisany) na pewno będziecie źli... Nie, nie, ja nic nie mówię. 
Może wpadnę ca coś ciekawego...
~
Dzisiaj polecam bloga Alexandry Ludwig. 
Dziewczyna pisze po mistrzowsku. Fedemila <333. Na blogu oprócz rozdziałów pojawiają się też zawodowe OS'y itp. Czytając ostatnią pracę (pojedynczą) rozpłakałam się. Natomiast całe opowiadanie wielorozdziałowe jest nie do pisania. Każna z postaci szuka własnej drogi, próbują spełniać marzenia, a miłość... miłość wisi w powietrzu :)
Serdecznie Was tam zapraszam. 
Gdzie ja jestem? bo na pewno nie w swoim pokoju. Próbuje otworzyć oczy. Gdy to robię razi mnie biel pomieszczenia w którym przebywam. Płytko oddycham i wdycham powietrze pełne zapachu ...  szpitala. To wyjaśnia dlaczego podłączona do jakiejś cholernej maszyny która wciąż pika, a moje uszy nie mogą tego wytrzymać. Rozglądam się po pomieszczeniu. Nie ma w nim nikogo oprócz mnie. Zawsze będę sama, nawet gdybym umierała nikogo by przy mnie nie było. I za co to wszystko? Po moim policzku spływa niema łza i właśnie w tej chwili do sali wbiega moja mama.