sobota, 27 grudnia 2014

Es Posible - LVI

~ Co nie boli, to nie życie. Co nie przemija, to nie szczęście. ~

*Camila* 
Jakiś tydzień temu dostałam mail z wiadomością od Apple Records. Siedziałam przy biurku i sprawdzałam pocztę elektroniczną, jak zawsze. Nagle, kiedy przeczytałam nazwę wytwórni, prawie spadłam z krzesła. Drżącą ręką kliknęłam "otwórz". Czytałam... a kiedy już skończyłam, nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się na prawdę. Kilka razy studiowałam tekst, aż wreszcie dotarło do mnie, że chcą mnie w Londynie!
W chwili obecnej stałam przed małą kawiarnią w centrum. Umówiłam się tutaj z przedstawicielem wytwórni. Byłam w eleganckiej, czarnej sukience przed kolano. Miała krótki rękaw i była przepasana białym,szerokim paskiem.  Uniosłam głowę wysoko i dumnie. Nie mogłam pokazać, że za bardzo mi zależy, ale zbyt mało też nie. Musiałam zrobić dobre wrażenie. Mocno pchnęłam szklane drzwi. Niestety nie otworzyły się. Zmieszana, objęłam je wzrokiem i dopiero wtedy zauważyłam napis "ciągnąć". Zrobiłam z siebie idiotkę, zanim zdążyłam wejść do środka. Super, świetnie. Westchnęłam cicho. Weszłam do środka. Mężczyzna w podeszłym wieku siedział przy stoliku wraz z Naty i Leną. Machnął do mnie znacząco. Wstał i podszedł do mnie. 
- Good morning, dear Cami - przywitał się ze mną.
- Good morning, Mr. Smidth - uśmiechnęłam się, podając mu dłoń, którą potrząsnął. 
Gestem wskazał mi miejsce obok ciemnowłosej Hiszpanki. 
- Dziewczyny, co tu robicie? - zapytałam, zanim facet się do nas dosiadł. 
- Wiesz... miałam zapytać o to samo - odezwała się szatynka. 
Miałam zupełny mętlik w głowie. Nie wiedziałam co się tu dzieje. Oczekiwałam na wyjaśnienia. 
- Moje kochane - zaczął Anglik - ja to widzę tak. Wy trzy - wyrzucił ręce w górę i wolno opuszczał, wpatrzony w jeden punkt. - Trio. Trasa po świecie, płyty... Wielka kariera.Musicie tylko podpisać ten kontrakt - wyłożył na stół trzy kartki papieru. - Teraz albo nigdy. 
Spojrzałam na towarzyszki. Obie kiwnęły głową na tak. Chwyciłam jeden z długopisów leżących na blacie. Stawiałam każdą literkę z osobna, tak dokładnie, jak nigdy dotąd, uprzednio czytając uważnie. Camila Torres. 

*Ludmiła*
Siedziałam z Federico na kanapie. Oglądaliśmy jakiś fajny film sensacyjny. Był o chłopaku, który podrabiał czeki i robił przekręty na skalę świata. "Złap mnie jeśli potrafisz" czy coś takiego. 
Włoch obejmował mnie ramieniem. Ułożyłam głowę na jego umięśnionej klatce piersiowej. Akurat gdy puścili pierwsze reklamy, zadzwonił mój telefon. 
Podniosłam się do pozycji siedzącej i odebrałam. 
- Halo? - uśmiechnęłam się, sama nie wiem czemu. Było to pewnie spowodowane miłą chwilą, którą przedtem spędziłam z mężem. 
- Cześć Lud, tu Natalia. Mam ci coś ważnego do powiedzenia - nabrała powietrza. - Za dwa miesiące wyjeżdżam na stałe do Londynu. Przepraszam...
Nieświadomie kliknęłam czerwoną słuchawkę. Patrzyłam tępo w ścianę. Miałam ochotę się rozpłakać i zrobiłam to. 
- Kochanie, co się stało? - Fede dotknął mojego ramienia. 
Zamiast odpowiedzieć, opadłam bezwładnie na kolana ukochanego. Łykałam własne łzy. To okropne. Całkiem jakbym dowiedziała się o tym, że za rok ktoś dla mnie ważny umrze. 
Nie mogłam znieść tego co się dzieje. Czułam, jak niewidzialne ręka, zaciska sznur na moim sercu, zatrzymując jego tętno, doprowadzając do nieziemskiego bólu. 

*dwa miesiące potem*

*Naty*
Wsiadałam właśnie do samochodu, by pojechać na lotnisko, kiedy usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Lusię biegnącą w moją stronę. 
Podeszłam do niej. Płakała i chociaż nie było widać tego po oczach i makijażu, wiedziałam. 
- Co się stało, Lu, myszko? Wydaje mi się, że wczoraj na imprezie pożegnalnej... -zaczęłam, ale przyjaciółka nie dała mi skończyć. 
- Ale ja musiałam cię zobaczyć - przytuliła mnie mocno. - Jest coś o czym ci nie powiedziałam. 
Odsunęłam ją od siebie na długość ramion. Przyjrzałam się uważnie blondynce. Nie musiała mi nic mówić. My rozumiemy się bez słów. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Nie mogłam wydobyć z siebie głosu. 
- T-ty - wykrztusiłam - jesteś w ciąży! - Sama nie wiedziałam, czy byłam bardziej w szoku, czy cieszyłam się na tą wieść. Pewnie jedno i drugie. - Jeśli ty jesteś szczęśliwa, to ja także, aniołku. 
- Jestem... jestem szczęśliwa, a bynajmniej tak mi się zdaje - westchnęła. 
Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale Maxi zatrąbił znacząco.
- Kochanie, muszę już iść... pa, Lu - odwróciłam się, jednak ona złapała mnie za łokieć. 
- Poczekaj - uniosła głowę i spojrzała na mnie zeszklonymi oczętami. Wcisnęła mi coś do ręki. 
Otworzyłam dłoń. Zobaczyłam srebrny naszyjnik. Największy skarb dziewczyny. 
- Nie mogę tego przyjąć. Twoja babcia dała ci go na łożu śmierci... 
- Tak. I powiedziała też, żebym dała go osobie bliskiej mojemu sercu. Mam zamiar dać go Tobie - już płakała. - Bo ty jesteś kimś więcej niż przyjaciółką. Kocham cię, słoneczko. Jesteś moją siostrą. Byłaś zawsze kiedy cię potrzebowałam. Ja też się starałam... Wiem, że nie jestem idealna. I nie mam pojęcia czym sobie na ciebie zasłużyłam, ale musisz wiedzieć, że gdyby nie ty, pewnie już dawno załamałbym się. Zależy mi na tobie. Ale... to dla ciebie wielka szansa. Nie odbiorę Ci jej. Obiecaj mi coś. Obiecaj, że będziesz o mnie pamiętać.
- Będę.. - tylko na tyle było mnie stać. Coś ugrzęzło w moim gardle. 
Nie chciałam stracić kogoś tak ważnego. Jednak wiedziałam, że to już się stało... I niestety, klamka zapadła. 


*Ludmiła*
Na środku pięknej, kolorowej łąki stoję ja z moimi przyjaciółkami. Śpiewamy jedną ze starych piosenek. Bawimy się świetnie. Nagle, słońce zasłaniają ciemne chmury. Małe, zimne kropelki spadają z nieba. Jest ich coraz więcej. Obijają się o moje nagie ramiona. Rozglądam się. Moje towarzyszki wyciągają - Bóg wie skąd - parasole. Chcę podejść do którejś, ale odsuwają się. Powoli ich sylwetki rozmazują się, aż wreszcie znikają całkowicie. Pozostaję sama, wśród ciemności, zimna, strachu. Nie mam już nikogo. Upadam na mokrą trawę i zalewam się łzami. 
Obudziłam się. Miałam ochotę krzyknąć, ale nie chciałam  obudzić Federico. Podniosłam się.. Spojrzałam na zegarek. Było koło drugiej w nocy. Westchnęłam głęboko. Moje przyjaciółki wyjechały i chociaż przy nich potrafiłam zachować uśmiech, w samotności nie jestem do tego zdolna. Pozostała mi już tylko Violetta. Jeszcze ewentualnie Fran, ale z nią nie mam tak dobrego kontaktu jak z pozostałymi. Wiem, że będzie mi ich cholernie brakować. Zdaję sobie sprawę, że widziałam je najprawdopodobniej ostatni raz w życiu. Łzy bezsilności cisnęły mi się pod powieki. 
Bezszelestnie wstałam i powędrowałam do swojego pokoju. Wyjęłam z szafy gitarę. Nie wiem jak wpadłam na pomysł słów i melodii. To wyszło tak samo z siebie. Z bólu i żalu. 
Tengo algunas amigas fugaces.
Y amor tengo.
Todavía puedo vivir un poco la.
Tengo noches de insomnio.
Tengo locura.
Estoy tan rica...
Odłożyłam instrument na łóżko. Chciałam być silna, ale nie umiałam. Jestem zbyt słaba. Ta utrata odbije się na mnie wyraźnie, wiem to. Nie mogę przestać myśleć o kimś, kto jest dla mnie tak ważny. 
A może... może tak jak wszyscy mówią, powinnam zapomnieć o tym co było i zacząć żyć chwilą? 
Chyba tak... Szkoda tylko, że to jest a-wykonalne. 
Bez przyjaciół życie nie ma sensu. Natka tak wiele dla mnie robiła. Zawsze. Znała mój sekret. Była wyrozumiała, cierpliwa i kochająca. Jako jedyna pomogła gdy tego potrzebowałam. Nauczyła mnie jak chodzić by nie upaść i jak upaść by wstać. Co ja teraz bez niej zrobię? Nie dam sobie rady. Nie nauczę się żyć. Ona jako jedyna nigdy nie mówiła mi co powinnam i nie wypominała błędów. Akceptowała w stu procentach. Czemu trzeba było powiedzieć "żegnaj" ?! No dlaczego?! 
Podciągnęłam kolana pod brodę. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się na prawdę. 

*Federico*
Zbudziła mnie cicha melodia i piękny głos. Początkowo myślałem, że to sen, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że leżę sam, a dźwięki wydobywają się zza ściany. Wstałem i cicho zakradłem się do sąsiedniego pokoju. Na łóżku siedziała Lu, tuląca gitarę. Płakała. Odłożyłem instrument na podłogę, a samą złotowłosą wziąłem na kolana.
- Nie płacz już, proszę - tuliłem blondynkę do siebie, gładząc jej nagie ramiona, czekając aż słone łzy przestaną spływać po zaróżowionych policzkach. 
- Ale jak? - załkała.  - Jak mam nie płakać, kiedy tracę tak wiele. Mój świat się obrócił. Zmiana. Kolejna. Nienawidzę ich, Federico, nienawidzę. Staram się mieć kamienną twarz, wiesz? Tylko, że to już mnie przerasta. Nie potrafię dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Boli. Boli serce, bo musi boleć, kiedy łamie się na miliony kawałeczków. Moje życie płonęło, a teraz jest już tylko lekko żarzącym się popiołem. Umieram żyjąc. To możliwe?
Słuchając wypowiadanych przez nią słów jak bardzo cierpi. Nie sądziłem, że to będzie aż tak trudne. Kołysałem lekko blondynką, usiłując wydobyć z siebie kilka słów na pociechę, ale zwyczajnie nie umiałem. Wiedziałem, że cokolwiek bym nie powiedział, na nic się to zda. 
Otaczała nas ciemność. Sprawiła, że staliśmy się nieodłączną jednością. Przez nieosłonięte okno, do pomieszczenia wpadało trochę światła, które księżyc tylko odbijał od słońca. Czemu zawsze ktoś musi wykorzystywać innych? Bezpodstawnie zagarniać co mu się nie należy? 
Nie wypuszczając Ludmiły z objęć, delikatnie położyłem ją na łóżku, a sam spocząłem obok. Satyna miękkiej pościeli wbiła się łagodnie w przerwę pomiędzy moimi łopatkami. Wcisnąłem twarz w niedbale upięte włosy mojej princessy. Objąłem ją i przysnąłem najbliżej jak umiałem. Nie ważne było to, że materac nie ma największych rozmiarów. Chciałem by poczuła, że jestem obok. Że będę do końca. Nie może liczyć, że każdy, kogo spotka na swojej drodze, będzie szedł z nią do kresu. Ludzie zjawiają się i odchodzą, nieraz tylko po to, by raz na zawsze pozostawić po sobie ślad, wielką pustkę. Zagubienie i chaos. Mocną ręką ciosają gruby lód z naszych serc, okuwają i w ten sposób tylko skracają jego żywotność. Chcą byśmy się im oddali, zapominając o własnej tożsamości, a kiedy znikają, nie mamy już nic. Śmią nazywać się przyjaciółmi. Dobrze, ale to nie im zawdzięczamy szczęście, choć tak może się wydawać. Pozornie chcą naszego dobra, ale na prawdę myślą tylko o sobie. 
Ludzie... najgorszy gatunek na świecie. Tylko my potrafimy tak ranić. Niszczymy wszystko co stanie nam na drodze. Jesteśmy egoistami i gasimy słońce swoim sztucznym światłem. Dążymy do celu, pozostawiając za sobą wiele niedokończonych spraw. Mówią, że panta rei. Nie prawda. Tak jak coś zrobimy, tak będzie. Jeśli odejdziemy, nie wrócimy. Znikniemy za wsze - wtedy, dla kogoś, nasza historia się skończy. Nie będzie ciągu dalszego. Szkoda tylko, że zabijamy resztki nadziei nawet o tym nie wiedząc...
- Ale ty nigdy mnie nie zostawisz, co? - szepnęła Lucia. 
- Nie. Nigdy.

*Violetta*
Znów to wspaniałe uczucie, gdy tłum wykrzykuje twoje imię. Uwielbiam to. 
Stałam za kurtyną i delikatnie odchylając ją spoglądałam na ludzi, zniecierpliwionych czekaniem, którzy siedzieli na widowni. I komisja. Oni też tam byli. Mieli kamienne twarze. Troskę jak posągi, tylko mrugali. 
- Ojej, ale to straszne - szepnęłam do siebie, zestresowana wszystkim. 
- Spokojnie Violu, przecież już nie raz brałaś udział w podobnych konkursach - Leon złapał mnie w talii i kołysał mną lekko, chcąc uspokoić. 
Miał rację. Tyle, że zazwyczaj okoliczności bywały inne. Teraz jestem za oceanem, a konkretniej we Włoszech, w wielkim amfiteatrze, miliony, a może miliardy ludzi będą to oglądać, bo całe przedsięwzięcie zostanie pokazane w prawdziwej telewizji - już nie na jakiejś stronie internetowej. 
A co jeśli w więzieniu mają TV i mój ojciec zobaczy, że jestem w ciąży? Wścieknie się. 
- Boże... - mruknęłam pod nosem. 
Wyrwałam się z objęć chłopaka i chwyciłam butelkę wody, która stała na stoliczku obok. 
Rozejrzałam się. Nie byliśmy sami. Oprócz nas było tu wiele innych par z całego świata. Czemu to akurat my mielibyśmy wygrać?
- Ale czym ty się stresujesz, przecież już po wszystkim - Meksykanin przytulił mnie. - Teraz tylko czekamy na ogłoszenie wyników. 
Serio? Doprawdy, Leo, spostrzegawczy jesteś.
Otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale zanim zdążyłam to zrobić, prezenter stojący na scenie "zaprosił wszystkich uczestników na środek". 
Mój ukochany pociągną mnie w stronę estrady. Przygryzłam nerwowo dolną wargę. Chciałam wygrać. Główna nagroda była niezwykle atrakcyjna - ufundowanie trasy koncertowej...międzynarodowej!
Ktoś z obsługi technicznej podał facetowi z mikrofonem kopertę. Ten otworzył ją, ale trzymał wszystkich w napięciu.
W końcu postanowił przemówić. 
- Trzecie miejsce i komplet profesjonalnego sprzętu muzycznego otrzymują... - i ta irytująca pauza - Richard i Esmeralda z Australii. Wielkie brawa. Drugie miejsce i dwadzieścia tysięcy lokalnej waluty od teraz należy do... Leona i Violetty z Buenos Aires! - odetchnęłam z ulgą, nie powiem że nie. Pieniądze pewnie przeznaczę na cale charytatywne. Nie potrzebujemy ich. Byłam zadowolona, mimo, że nie zdobyliśmy pierwszego miejsca, o którym miałam zaraz usłyszeć. - I oczywiście najbardziej wyczekiwana, główna nagroda...wędruje do... Róży i Juana z Chorwacji. Gratuluję wszystkim!
Dalej już nie słuchałam. Zajęłam się swoimi myślami i do końca wieczoru, nieprzytomna, chodziłam za mężem. Wiedziałam, że on zachował zdrowy rozsądek. Tak, rozdawałam autografy i śpiewałam na kolacji w hotelu, ale robiłam to, szczerze mówiąc od niechcenia. I to wcale nie dlatego, że nie udało nam się wygrać. Miałam ważniejsze rzeczy na głowie. Konkretnie, Ludmiłę. Myślałam o tym, jak radzi sobie po stracie przyjaciółek. Mi też ciężko, ale podejrzewam, że ona czuje się dużo gorzej niż ja. Zawsze łatwiej było ją zranić...  Liczę tylko na to, że Fede dobrze się nią zajął i zajmie do mojego powrotu za tydzień. 

~
I jak rozdział? Mi się nawet podoba ^^ A Wam?
Jak tam po Świętach? Mi szybko minęły.... 
I co tam jeszcze u Was? 
Kocham Was bardzo mocno ♥
~
Spojler z 57:
- Ludmiła idzie do ginekologa
- Fedemila się kłóci 
- Violetta rodzi 
- Francesca dostaje list.
~
Zakładka "O autorce" jest opublikowana - zapraszam do czytania :)
~
Podkreślone zdania są skierowane do wyjątkowej osoby, dziewczyny, która jest najlepszą przyjaciółką, jaką można tylko mieć. Dziękuję Ci, Laura. Kocham Cię. 
~
Rozdział sprawdzę jeszcze dzisiaj.. 

16 komentarzy:

  1. Moje <3 Pierwsza <3 Wrócę :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsza :*
    Co do rozdziału - mnie także bardzo się podoba, jest ciekawy, wzruszający, na pewno wyjątkowo interesująco napisany. U mnie też święta minęły baaaardzo szybko. No ale w końcu to tylko 3 dni ...
    Fedemiła się kłóci? Liczę, że się pogodzą. Vilu rodzi? Oby nie było żadnych komplikacji.
    Dziękuje za tak wspaniały rozdział na poprawę humoru zepsutego przez gorączkę, ból gardła i katar.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie. Besos :******
    Bella <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam Moja miłość Fedemiła, bo jak Ty dodałaś komentarz to ja go jeszcze pisałam i nie zauważyłam. Przepraszam to nie było celowe. Przykro mi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Miejsce <3. (napiszę z innego konta)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bezsensowne jest pisać druga trzecia czy ostatnia -.- przecież ona i tak to zobaczy ._.
    Wercik przeszłaś samą siebie w tym rozdziale *.*
    To jak opisałaś stratę przyjaciółki jest po prostu mistrzostwem *.*
    A Fede jak to Feduś tak się o nią troszczy *.*
    Wiemy już, że Fede jest przeciwny dziecku ale skąd ta kłótnia ? :/
    Oby to nie było nic poważnego...
    Violetta w końcu rodzi :D
    Ciekawe co na to Leon XD
    Wybacz mój krótki i beznadziejny komentarz ...
    Mam nadzieję, że twoje święta były udane :)
    Alex

    OdpowiedzUsuń
  6. Super
    Natka Cami i Lena wyjeżdżają :(
    Leonetta zdobyła 2 miejsce :)
    Feduś jak pociesza Lu
    Lu jest smutna :(
    Do nexta
    Besos Zupełnie Inna

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowney rozdział... koCHAM... Czekam na next..

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć kochana :* <3
      Najpier zacznę od tego powyżej z usuniętciem koemntarza, jak zawese wredny blogger opiblikowal jedno zdanie a potem jeszcze usunął, więc pisze od nowa.
      Rozdział przepiękny, tak mnie wzruszyłaś nim. Wszystko w nim sprawia że płacze, tak mi przypomniałaś jedno z wydarzeń, jak moja bff wyjeżdżała i opisałaś to tak pięknie, czułam się jak to ja bym bya Lu ale bez tego fragm. Z jej ciążą. Po prostu dotarłaś do moich uczuć. Najlepszy rozdział ever !<3

      U mnie święta minęły cudownie, ale za szybko się znacznie za szybko, mam nadziej, że twoje też minęły cudownie.
      U mnie na blogu już nowy rozdział, więc zapraszam :)
      Pozdrawiam ciepło
      Mini

      Usuń
    2. Rozdział jak zwykle budzący emocje, a nawet powiedziałabym budzący napięcie. Osobiście stwierdzam, że rozdział jest świetny, ale ty o tym zapewne już wiesz! Wszystko co piszesz jest takie, że nie mogę przestać wchodzić na stronę i z nie cierpliwością na następny niesamowity rozdział. Co ja więcej mogę napisać. Każdy kto czyta bądź dopiero zaczął czytać może stwierdzić jedno: Masz dziewczyno Talent i to prawdziwy.
      Święta, święta i po świętach... Taka prawda. strasznie szybko minęły. U mnie w domu jak zwykle, czyli rodzinnie :) A twoje święta? Życzę Tobie wszystkiego dobrego na nowy roki i przede wszystkim SZAMPAŃSKIEGO SYLWKA :* Pozdrawiam i czekam na następny piękny rozdzialik!
      ~~Wika

      Usuń
  9. Witaj Weciuś!!!!
    Kochana, na święta dostałaś chyba jeszcze z dwa litry talentu, bo ten rozdział przebija wszystkie inne.
    Pytanie.
    Jak ty się czułaś jak minęło pół roku tw bloga?
    Bo ja nie wiem.
    W czwartek miałam pół rocznice i jakoś wielkiego zaskoczenia nie było.
    Hm... Dziwne.
    Ale ja tu gadam o sobie, a msm gadać o tobie.
    Jesteś naprawdę dla mnie autorytetem.
    I dlaczego nie polecasz już blogów?
    Wiem, nie powinnam cię o to prosić, ale mogłabyś polecić mój?
    Mam tylko trzy czytelniczki i pół roku bloga.
    To chyba świadczy o tym, że jestem do kitu, nie?
    Ok. Ja kończe ale z niecierpliwością czekam na next i kometarz od cb (u mnie, rzecz jasna).
    UPIJ SIĘ NA SYLWESTRA!!!!!! PORZĄDNIE!!!! '.'



    MECHI♥♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
  10. Joj, telepiemy się do Elluchy =) Do mojej kochanej Galaretki =) (O Jezu, Laguna, ty to tylko czubek własnego nosa widzisz... Daj już spokój...)
    Biedna Lusia, biedactwo moje... Feduś ją nie zostawi. Chyba że postanowisz namieszać...
    Łóżko mu za małe, a dzieci to płodzi... Ja dziękuję.
    Violetta nie zasługuje na drugie miejsce. Ani na żadne (wiesz, że jej nie lubię, prawda? Nie możesz jej zabić dekoracją [wszystko przy niej pęka - sznur od balonu, uprząż etc.)

    OdpowiedzUsuń
  11. Awww
    Kochana jak jak kocham twoje cudeńka
    MMmmm
    Lusia w ciąży...O.O
    To mnie zaskoczyłaś
    Jejku ciekawe czy Fede wie
    Hmm
    Ściskam Buziaki
    Mela :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Czekam na next mam nadzieję ze będzie szybko

    OdpowiedzUsuń
  13. 14 komentarzy w jeden dzień ! Zazdroszczę ...
    U mnie nawet jednego nie ma :/
    Boski rozdział :) zazdroszczę Ci talentu. Piszesz z wielkim sercem.
    Oby tak dalej !

    OdpowiedzUsuń
  14. Heej!! Nominka z LBA na moim blogu fedemila-always-and-forever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj!