niedziela, 5 lipca 2015

Mi Amor 21 &... What?



*Ludmiła*
I nagle z nieba runął deszcz, mokra ściana. Całkiem, jakby świat zapragnął zapłakać po jej śmierci. Nie mogłam odpędzić łez. Szłam szybko przed siebie, nawet nie wiedząc gdzie idę. Łzy całkowicie zasłoniły mi obraz na świat, były gęste, duże jak groch, a kiedy spływały po mojej twarzy zostawiały po sobie piekące ślady.
Nagle poczułam mocne uderzenie. Zachwiałam się, straciłam równowagę, zamknęłam oczy, bojąc się zderzenia z twardym betonem. Jednak, nie upadłam, a zamiast tego poczułam na sobie dotyk silnych ramion. Odemknęłam lekko powieki i zobaczyłam Maxiego.Wtuliłam się w niego, po czym zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
Tak dawno go nie widziałam, nie mieliśmy kontaktu, a teraz spotkaliśmy się przez tak okropne wydarzenie. Moje biedne serce łamało się na tysiące kawałeczków,
- Ej, słoneczko, uśmiechnij się - chłopak delikatnie uszczypnął nie w policzek, a ja mimowolnie uniosłam kąciki ust, co z tego, że niemal niezauważalnie.
- M-Maxi... - zaczęłam drżącym głosem, zerkając na jego zaniepokojoną twarz. - Nat-ta, ona...
- Wiem - szepnął, a ja odniosłam wrażenie, że pod powiekami zebrały mu się małe kropelki.
Wyrwałam mu się, oszołomiona. Wie....On wie i nie reaguje? Zmarszczyłam brwi, wpatrując się w niego intensywnie, tak jakbym chciała znaleźć odpowiedź na nurtujące mnie pytanie.
- Chciał tego, Ludmi - szepnął, spuszczając głowę. - Powiedziała mi, że chce się zabić, a ja nie próbowałem jej powstrzymać. Kiedy cię nie było... Ona targnęła się na swoje życie już trzy razy. Do tej pory ją ratowałem, ale dzisiaj zrozumiałem, że cierpiała. Ci ludzie ją zniszczyli, z takiej depresji już nie da się wyjść, żadne antydepresanty nie mogą pomóc, ani nic, po prostu nic. Teraz będzie jej lepiej, kocham ją, więc chcę, żeby była szczęśliwa, a tu... Na ziemi nie będzie, nie mogłaby być - jego głos się załamał, więc urwał.
Wzięłam głęboki wdech. Miał rację... Miał całkowitą rację. Są ludzie, którym nie da się pomóc, tacy, którzy są daleko, chociaż blisko i... i tyle.
- Wiem - przełknęłam ślinę. - Wiem... Pójdziesz ze mną? Do Studia?
Maxi tylko skinął głową i ruszył przed siebie. Dogoniłam go szybko. Jak się okazało, nie byliśmy wcale tak daleko od szkoły.
Przy wejściu pałętało się mnóstwo ludzi. Zobaczyłam też policję, która ogradzała teren typową żółtą taśmą. Na moje szczęście Cami dopiero wychodziła z budynku.
Chciałam szybko do niej podejść, ale jakiś mężczyzna zastąpił mi drogę. By odwrócony do mnie tyłem i pisał coś w notesie. Po jego wyglądzie mogłam wywnioskować, że jest policjantem.
- Przepraszam? - odezwałam się trochę nieśmiało.
Odwrócił się do mnie, a ja mogłam przeczytać plakietkę z jego nazwiskiem, która ogłaszała wszystkim, że mają do czynienia z detektywem Germanem Lisandro.
- Słucham? - zapytał, uśmiechając się nieco sztucznie. - Jesteś kimś dla ofiary?
- Byłam przyjaciółką - zmieszałam się trochę, nie spodziewałam się, że może pytać mnie o cokolwiek związane z Natalią. Zajrzałam mu przez ramię, Camila kierowała się w stronę Maxymiliana. - Mogę pana prosić o radę?
- Jasne.
- Mam przyjaciela, z którym straciłam kontakt... On jest daleko...A ja chcę zrobić mu niespodziankę i go odwiedzić, ale.... Nie wiem gdzie jest... Bo się przeprowadził i... - zważałam na każde słowo, które wypowiadałam, w głowie ciągle dudniły mi słowa rudej, mówiące o bezpieczeństwie i o tym, że nie powinnam ufać każdemu, bo może podawać się za kogoś zupełnie innego. - I...nie powiedział mi dokąd... Poza tym... On ma przede mną tajemnice... A ja muszę dowiedzieć się o co w niej chodzi... Bo... bo... bo po prostu muszę.
- Rozumiem - skinął głową. - Jeśli chcesz go znaleźć, przeanalizuj wszystkie miejsca, w których mógłby być, pomyśl, dlaczego akurat tam, co słyszałaś w tle, kiedy ostatnio rozmawialiście, albo zastanów się z kim może być, możliwe, że inna osoba doprowadzi cię do przyjaciela. Co do tej tajemnicy... - włożył długopis do kieszeni w marynarce - powinnaś pokopać u źródeł, u samego początku, powrócić do dnia, w którym dowiedziałaś się, co przed tobą skrywa, zastanowić się jaki może mieć powód i znaleźć kogoś, co może coś wiedzieć.
- Dobrze, rozumiem - pokiwałam lekko głową. - A czy sądzi pan, że ta tajemnica może mieć coś wspólnego z tym, gdzie jest?
- Możliwe.
- Dziękuję bardzo... - powiedziałam lekko nieobecnie po czym wolno wróciłam do przyjaciół.
W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka, ostrzeżenie. Coraz więcej puzzli zaczęło pasować do tej chorej układanki...

*Camila*
Rozmawiałam z Maxim na temat śmierci Nati. Była kochaną dziewczyną, którą bardzo lubiłam, ale faktycznie, od pewnego czasu się zmieniła...
- Camila, muszę szybko namierzyć Jade LaFointain - Ludmiła nagle wyłoniła się jak spod ziemi.
Miała mętny wzrok, była całkowicie nieobecna, pochłonięta własnymi myślami. Patrzyła tępo w jakiś martwy punkt przed sobą, oddychała głęboko, ale nie równo, jak po dość długim biegu, zagryzała dolną wargę.
- Po co? - zapytał chłopak, patrząc na nią dziwnie. Pewnie zobaczył to samo co ja.
- Co? - blondyna jakby wybudziła się z dziwnego transu spojrzała na nas trzeźwo.
- Po co chcesz się spotkać z jakąś Jade LaFontain? - uściśliłam.
Zignorowała moje pytanie i wyjęła z tylnej kieszeni swoich białych dżinsów komórkę. Połączyła się z internetem po czym wpisała coś w wyszukiwarce. Błądziła wzrokiem po zbiorze literek na ekranie swojego telefonu.
- Musisz zorganizować lot do Kalifornii - zwróciła się do mnie. - Jakoś mnie to nie dziwi - mruknęła pod nosem.
Naprawdę nie miałam bladego pojęcia o co chodzi tej dziewczynie, co znów wymyśliła... Ufam jej, dlatego załatwię wszystko, ale, na litość boską, chcę wiedzieć po co.
- Dobrze, ale powinnaś domyślić się, że czekam na wyjaśnienia - westchnęłam, układając dłoń na biodrze i potupując moim wysoki obcasem o ziemię.
- Jade LaFontain była główną opiekunką sierocińca, w którym dorastałam. Federico też. On nigdy nie mówił o swojej przeszłości, a to może mieć związek z tym, co teraz się dzieje. Wszystkie osoby, którym coś się dzieje z powodu tej całej X chodziły do Studia? Nie, właśnie nie. To nie jest zbieg okoliczności, Camila. Każdy, kto miał bliższy kontakt z Federico jest zagrożony, rozumiesz? On, przede wszystkim, ja, ty, Diego, Lara, Sebastian, Gery, czy Angeles. Nie wiem, o co chodzi tej kobiecie, która to wszystko zorganizowała, ale czuję, że znajdziemy rozwiązanie właśnie u Jade. Nigdy nie była zbyt rozgarniętą osobą, ale na pew no wie cokolwiek o dzieciństwie Fede, rozumiesz? - mówiła szybko.
Cholera, gadała z sensem. Może to właśnie wcale nie chodzi o to, o czym cały czas myślałam. Może to, że Federico jest przynętą, to tylko przykrywka, by podążyć do czegoś większego, by... NIE.
- Szybko - ponagliłam. - Maxi, lecisz z nami - zarządziłam. Wyciągnęłam iPhonea i napisałam parę maili do zaprzyjaźnionych lotników.
Właśnie spełniał się jeden z najgorszych scenariuszy w całym moim życiu, nie myślałam nawet, że ta mała złotowłosa istotka pomoże mi w porę zapobiec katastrofie... O ile w ogóle da się jej zapobiec.

*Maxi*
- Czyli masz podejrzanych? - zapytałem Ludmi, już całkiem zdezorientowany.
Od ponad pół godziny mówiła o Federico, jego porwaniu i wszystkim, co tylko ma z tym jakikolwiek związek. Od tego nadmiaru informacji, naprawdę zaczęło kręcić mi się w głowie.
Możliwe, że było to spowodowane zmianą ciśnienia w powietrzu, kiedy wzbiliśmy się w powietrze, ale ja wolę sądzić, że to przez Lu.
Nie tak dawno wylecieliśmy prywatnym samolotem z Buenos Aires. Wnętrze jest naprawdę zachwycające. Prawie jak z jakiegoś widowiskowego filmu. Siedzimy na białej kanapie, obitej eko skórą, przez okna widać miasta, maleńkie jak zawieszka w naszyjniku Ludmiły.
Camila przed chwilą wyszła po coś do kabiny pilota, zostawiając mnie samego z jazgotem Luśki.
- Tak - skinęła głową. - Stawiam na Lenę, Violettę, Broadwaya, Sebastiana, Clemą, albo Angie.
- Przecież porywacz jest kobietą - popatrzyłem na nią, zaintrygowany.
- Skąd wiesz? Widziałeś ją kiedyś? Czy ktokolwiek widział? Federico ponoć słyszał głos kobiety, która z nim rozmawiała, owszem, ja też, ale skąd pewność, że to ona była organizatorką całego przedstawienia? Może to kolejna marionetka?
- Ale ty masz łeb... Czemu oni?
- To proste. Bardzo.. Każdy z nich miał motyw - przeniosła wzrok na mnie i wywróciła oczami, widząc, że nie pojmuję zbyt bardzo tego co mówi. Była nabuzowana, wręcz podniecona swoją dedukcją godną Holmesa. - Popatrz, Clemą, jest złą osobą, skrzywdził Natalię, dobierał się do mnie, wdał się w bójkę z Diego, słyszałam jak rozmawiali. Brat Cam mówić, że powinien odpuścić, oskarżał go o coś, potem mocno się pokłócili, a Clemą krzyczał, że nie ma już wyboru, bo to zaszło za daleko. Gery, jak większość dziewczyn była zauroczona Federico, mógł być zazdrosny. Sebastian podobnie. Wszyscy wiedzieli o tym, że Lara, jego żona, ślini się do Federico, niby chciał pomóc mu w karierze, prawda? On najlepiej znał obiekt, w którym miał odbyć się koncert, wiedział kiedy Fede ma wejść na scenę, co ma zrobić, w którą stronę iść. Brod mógł mieć podobną intencję. Camila spotykała się z Pasquarellim, zanim poznała jego. Potem, nawet po rozstaniu spędzali ze sobą mega dużo czasu przez pracę w wytwórni... Lena... Ona jakoś mi nie pasuje. Jest podejrzana, dziwnie się zachowuje. Patrzy spod wilka... Kiedyś zaczepiła mnie na korytarzu i groziła, dziś nad Natalią nie uroniła nawet łzy. I tan jej dziwny mąż, Andreas. Tacy niepozorni, a razem mogliby być parą naprawdę dobrych kryminalistów. W złym znaczeniu tego słowa. Violetta.... Nie znam jej zbyt dobrze, ale wiem, że coś ukrywa. Kiedy spotkałam ją pierwszy raz mówiła o programie ochrony świadków, nie chciała powiedzieć kim byli porywacze, choć przyznała, że ich widziała. Kłamała też co do swojego wieku. Wcale nie ma te trzydzieści parę lat, jest wiele młodsza, tak jak i Leon. On też jest dość tajemniczy. Odradzał mi mieszania się w to wszystko. Co jeśli oboje mają coś na sumieniu? A Angi... Angie. Kurczę, trudno jest mi ją oskarżać. Była dla mnie jak matka, ale wiem, że miała swoje humorki. Wychowywała mnie i Federa, miała z nami niemało problemów, zwłaszcza, gdy podrośilśmy. Nie wiem, czy może być tak mściwą osobą, ale wiesz, ta jej córka, Gery i... - nie udało jej się dokńczyć, bo do pomieszczenia weszła Camila.
Ludmiła mówiła z sensem. Jest mądrą dziewczyną, którą na początku trzeba było tylko trochę przycisnąć.
Spojrzałem na rudą przyjaciółkę. Była bledsza niż zwykle, znam ją dobrze, nawet bardzo, wiem, kiedy dzieje się coś złego. To była właśnie taka chwila.
- Cami, co jest? - wstałem i odszedłem z nią trochę na bok.
- Słucha, uprowadzili samolot. Właśnie przelatujemy nad Temescal Valley, nie tak daleko od Los Angeles, dokąd zmierzamy. Oni myślą, że ich nie wykryłam, ale mylą się, za jakieś dziesięć minut zmienią tor lotu i najprawdopodobniej wysadzą nas w powietrze. Jest jeden spadochron, ty i Ludmiła musicie skoczyć. Uważaj na nią. To co ustaliliśmy wcale nie jest prawdą ona wie dużo za dużo, a ty nie możesz pozwolić, by ktoś to odkrył, Maxi.
- Nie pozwolę ci umrzeć - złapałem ją za ramię.
- Nie dyskutuj ze mną - warknęłam. - Nie mogą zorientować się, że was nie ma - podeszła do schowka i wyjęła z niego duży plecak, który rzuciła mi. - Już, wynocha.
- Camila, ale... - otępiały patrzyłem na nią.
- Mój drogi przyjacielu, ja już dużo zrobiłam, mam wprawę. Jeśli mam umrzeć, to umrę tak czy siak, jeśli nie, to nie, rozumiesz? A teraz już, zakładać to i wynocha.
Zarzuciłem to cholerstwo na plecy, podszedłem do blondyny.
Nagle rozległ się dźwięk kroków.
- Cholera, już! - krzyknęła ruda i otworzyła drzwi w momencie, gdy do środka wpadli dwaj mężczyźni.
Wziąłem Ludmi na ręce i wyskoczyłem.
Zdążyłem zauważyć tylko tyle, że Cam wyciągnęła broń.
Pociągnąłem za sznurek, a już po chwili zaczęliśmy wolno opadać...

*Ludmiła*
Zamknęłam oczy, przerażona tym wszystkim. Czułam ciarki na całym ciele. Oplotłam mocno ramionami tors Maxiego, który również przyciskał mnie do siebie, żebym nie wypadła mu z rąk.
Kiedy znaleźliśmy się na ziemi, miałam ochotę paść na kolana i zacząć ją całować. Jeszcze nigdy w życiu nie trzęsłam się tak bardzo, nigdy, naprawdę, nigdy.
Niebo było szarawe, nie miałam pojęcia, która jest godzina, gdzie jesteśmy, ani nawet co się tak na serio wydarzyło.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu dziewczyny, która wyjaśni mi to wszystko, ale jej nie było.
- Gdzie Cam? - szepnęłam.
Nagle rozrywający huk mnie ogłuszył, a ogromny błysk rozdarł niebo. Doszło do wybuchu, samolot, którym lecieliśmy spłonął w powietrzu. Chłopak spuścił głowę, a ja właśnie wtedy zrozumiałam, że Camila była tam, w środku. Oddała własne życie, by ratować nas.
Straciłam dwie ważne osoby, prawie siostry, tego samego dnia. Opadłam na glebę i po raz kolejny rozpłakałam się. Pięścią biłam w mokrą trawę, najprawdopodobniej wcześniej padało nie tylko w Buenos Aires.
- Już dobrze, Ludmiła - raper uklęknął przy mnie i gładził moje plecy, podczas gdy ja zanosiłam się od płaczu.
- To się nie musiało tak skończyć! - krzyknęłam.
- Uspokój się, proszę... - mówił miękko, jakby bał się jeszcze bardziej wyprowadzić mnie z równowagi, zrujnować mój stan psychiczny. - Ona była na to gotowa. Tak miało być, tak miało być... a...A teraz wstań, podnieś głowę i kontynuuj to, co zaczęłaś. Dla Federico, dla Camili, dla Natalci, dla Diego. Zrób to dla nich, kochali, lub kochają cię bardzo, dałaś im szczęście, pomogłaś, więc nie zawiedź ich teraz.
Zagryzłam wargi mocno, miał rację, miał, cholera, znowu, rację.
Starłam łzy z twarzy. Oni wszyscy zginęli po coś, a ja muszę ich pomścić, bo nie ma takiej opcji, żeby ta suka, która wykańcza moich przyjaciół wygrała.
- Idziemy - stwierdziłam stanowczo, idąc drogą w kierunku miasta, które widniało na horyzoncie.
Po dwóch godzinach pieszo, trzech pociągiem, nocy spędzonej w jakimś tanim hotelu na przedmieściach i czterech godzinach błąkania się po Los Angeles udało nam się odnaleźć mieszkanie Jade.
Stałam przed jej drzwiami z wielkimi obawami, ale pewna tego, co chcę zrobić. Bałam się odpowiedzi na pytania, które miałam jej zadać, ale potrzebowałam ich...
Bladą dłonią nacisnęłam dzwonek umieszczony przy dębowych drzwiach na ósmym piętrze wysokiego, strzelistego apartamentowca.
- Witam, w czym mogę pomóc? - w progu pojawiła się ona.
Nic nie zmieniła się przez te wszystkie lata. Jak widać, botoks dobrze jej zrobił. Uśmiechnęłam się mimowolnie na własne myśli.
- Dzień dobry pani, panno LaFontain - przywitałam się grzecznie. - Jestem Ludmiła Ferro, pani dawna podopieczna.
Kobieta otworzyła buzię ze zdziwienia, a jej oczy powiększyły się maksymalnie. Mój przyjaciel ewidentnie powstrzymywał się od śmiechu, zresztą, wcale nie robiłam inaczej.
- Potrzebuję pani pomocy. Chodzi o Federico. Pasquarelli. Pewnie pani kojarzy, ten chłopak, z którym wymykałam się w nocy do ogrodu, albo chowałam pani klucze do sekretariatu, wiązałam buty wszystkim dzieciakom na supełki, soliłam kawę Angeli, zamiast ją słodzić...- zaczęłam wymieniać kilka z naszych licznych wybryków.
- Pamiętam, zdecydowanie - zaśmiała się i muszę przyznać, że pierwszy raz słyszałam i widziałam jej śmiech. Do tej pory zawsze była zimną, zdystansowaną sztywniarą...
- Muszę zapytać o jego przeszłość. Dlaczego trafił do domu dziecka - wyjaśniłam szybko, a ona momentalnie spoważniała.
Zaprosiła nas do środka i podała latte oraz ciastka. Jako że od ponad czterdziestu ośmiu godzin nie jadłam nic, a piłam tylko wodę z kranu w tym marnym hoteliku, był to dla mnie największy rarytas.
- Ludmiło, obiecałam mu, że nie powiem nikomu o tym, co było przedtem - westchnęła. - Ale wiem, że jesteś jego bliską przyjaciółką i musisz mieć powód, by łamać dane mu słowo.
Mówiła o przysiędze, którą złożyłam wiele lat temu... Miałam nigdy nie dociekać, nie próbować nawet zastanawiać się, ani wyobrażać przeszłości mojego kochanego...
Niestety, tak wyszło, że muszę.
- Rodzice Federico zginęli, gdy miał dziesięć lat - patrzyła mi prosto w oczy, co sprawiało, że czułam się niesamowicie nieswojo. - Wtedy zamieszkał u wujostwa, w Urugwaju. Mieli oni ośmioro własnych dzieci, w dodatku sytuacja finansowa nie była zbyt kożysta. Jego ciotka zmarła, gdy miał jedenaście lat, a wujek zaczął pić. Dzieci głodowały, nie dostawały jedzenia prawie wcale, były zmuszone kraść, chodź akurat Fede nigdy tego nie robił. Wujek znęcał się nad dziećmi, zwłaszcza nad Federico bo nie był jego biologicznym dzieckiem, bił go, przypalał papierosami, podduszał, zamykał na całe dnie w ciemnej piwnicy bez picia i jedzenia, kiedy trafił do szpitala, bo ktoś znalazł go na ulicy pobitego do nieprzytomności, opieka społeczna zainteresowała się sprawą.
Moje usta drgały, w gardle uwięzło coś, co sprawiało, że nie mogłam wydusić z siebie najmniejszego słowa, a samo oddychanie sprawiało mi trudności.
I pomyśleć że ten chłopiec, dwunastolatek, który zaznał tak wiele zła, właśnie on postanowił pokazać głupiej blondynce, że ten świat jednak może być piękny. On, na którego miejscu większość ludzi straciłoby jakąkolwiek nadzieję.


- Mówiłam jej - mruknęła do siebie Ludmiła w pewnej chwili.
- Hm? - zdziwił się chłopak.
- Mówiłam  Angeli. Mówiłam, że świat umiera.


~
Witajcie!
Kurcze... Nie mam bladego pojęcia od czego zacząć....
Najlepiej od początku, tak...
Nie, ja jestem inna, ja zacznę od końca.
No wię dziękuję.
D Z I Ę K U J Ę.
Przyznam szczerze, że popłakałam się czytając komentarze pod ostatnim postem.
Nie musicie komentować wszystkich moich wypocin, nie o to mi chodziło.Chciałam tylko wiedzieć, czy ktoś mnie tu jeszcze chce, czy jestem mile widziana...
Kurcze, to wszystko co pisaliście... popłakałam się, naprawdę.
Wiecie co?
KOCHAM WAS NAJMOCNIEJ JAK MOŻNA. Daliście mi tak wiele, wiarę, nadzieję, siłę,.. i nawet teraz, pisząc to, ciągle łezki płyną mi po twarzy. Ale nie jestem smutna. Nie.
Dziękuję Wam z całego mojego małego serduszka.
I... odnalazłam źródlo całego problemu.
Mam tak wiele własnych spraw, tak dużo smutku, że pisząc smutne historie, dobijam się jeszcze bardziej.
Koniec Es Posible mnie męczył, bo był zbyt długi, obecne opowiadanie mnie boli, bo jest smutne i nudne, trzeba to przyznać.
Postanowiłam zawiązać akcię, zawrzeć rozwiązanie wontków w ten sam sposób, ale nie tak rozwlekać...
Nowe opowiadanie będzie dla mnie nową nadzieją, ułoże je według własnego planu, zbuduję nieprzewidywalnie, tak jak dawniej. Mi Amor było inne. Ułożyła cały plan wydarzeń wcześniej. To tak jakby czytać książkę, którą zna się na pamięć.
W każdym bądź razie chcę wrócić do Was, ja, osoba pełna energii, pomysłów, z uśmiechem na twarzy.
Leżąc w nocy w łóżku odkryłam coś.
W zwyczajną noc w czasie roku szkolnego, płaczę. Z bezsilności, żalu, smutku..
W wakacyjną noc również płaczę. Ale ze szczęścia, z  radości i rozbawienia.
Przez ostatnie kilka nocy prawie wcale nie spałam, oglądając komedie, kładłam się, kiedy na dworze było już jasno, ale czułam się, może zmęczona, ale zainspirowana, radosna, pełna weny.
Dobrze... napisałam, co chciałam napisać.
Wróćmy do rozdziału.
Właściwie, to...
A Wy, myszeczki moje najukochańsze, co myślicie? Pamiętajcie, że bardzo liczy się dla mnie Wasze zdanie.
~
Mam dla Was spojlerek z następnego rozdziału.
- poszukiwania Laury
- oferta pomocy Maxiemu
- szokujące wieści ze Studia.
~
Ale się rozpisałam...
Mam jeszcze tylko jedną (albo 3) sprawę... Dodałam nową sondę, chciałabym, żebyście zagłosowali ♥
Jak widzicie zmieniłam wygląd bloga. Tamten mi się znudził, a jak wiecie, jestem osobą, która często dokonuje zmian... Tak...Za jakiś czas będę miała nowy szablon, który zgodziła się zrobić moja kochana Lagusia.
A...i jeszcze jedno. Założyłam fb, nie takiego prywatnego, takiego miałam xD Ten jest taki dla Was, żebyście mogli mnie zapraszać. Kilka razy już dostawałam pytania o fb, więc wreszcie postanowiłam go założyć. Link do mojego profilu -----> [KLIK]
Jeszcze raz DZIĘKUJĘ, KOCHAM WAS ♥

8 komentarzy:

  1. Cieszę się, że wróciłaś i, że zostaniesz jeszcze z nami.
    a teraz lecę czytać rozdział ♥






    Lusia ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. O żesz... Camila nie żyje?!
      I Nata?!
      Może jeszcze mi... Ty poczekaj...
      A była tu ogólnie Francesca?
      Bo nie pamiętam!
      Uhu... Czyżby Lena była Panią X?
      Tak mi się bardzo mocno wydaje...
      BAAAAAAARDZO! Tak BAAAAAAARDZO, jak BAAAAAAARDZO kocham morfinę... I marichuanę... I susz... I kokainę... I ziomki... I narkomaństwo!!! MUAHAHAHAHAHAHHA!
      My ciebie też bardzo kochamy! Tak samo jak narkotyki!
      Dla nas też jesteś bardzo ważna! Bardzo, BAAAAARDZO!
      Kocham i czekam na next!
      Pozdrawiam ♡



      Lilly xD
      P.S. Wpadniesz?
      fedemila-my-live.blogspot.com
      yo-quiero-besarte-ti-i-wanna-kiss-you.blogspot.com
      nunca-digas-nunca-opowiadania.blogspot.com

      Usuń
  3. Wróciłaś
    O boże cud
    od razu lepiej się czuje, gdy czytam twe cuda!!
    Rozdział zajebisty!!!
    Czekam na nexta!!
    !♥♥♥♥! Kofam cię !!!!! !♥♥♥! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Yey!
    Ciesze sie że z nami zostajesz ^^
    Rozdział jest miód malina :")
    Smutny ale genialny.
    Pozdrowionka ;*

    Zapraszam - viczka-sussy.blogspot.com
    LOVKI KISSKI I UŚCISKI *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Supcio :* ale już się nie mogę doczekać naszej fedemili :*****

    OdpowiedzUsuń
  6. <3 Bardzo się cieszę, że już wszystko dobrze *0*
    Nareszcie uśmieszek ;)))))))
    Mam nadzieje, że już na zawsze!!!!!!!
    Rozdział jak zawsze piękny :))
    Nie mogę się doczekać nowego opowiadania!!!!!! :*

    Kocham Cię :DDD
    <3

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj!