środa, 29 lipca 2015

OS/ Ruggcedes/ Ponad niebem


Tytuł: Ponad niebem
Para: Ruggcedes
Gatunek: Dramat
Ograniczenia wiekowe: K/T

- Powiedz mi jak cierpisz.
- Powiem.
- Więc?
- Cierpię, chodząc, cierpię leżąc i wylewając łzy, cierpię, myśląc. Myśląc o życiu, o tym co miałam i co straciłam. Cierpię oddychając, chciałabym to zatrzymać. Przykładam dłoń do klatki piersiowej i czuje rytmiczne uderzenia. Po co one są? Cierpię, słysząc jak bije moje serce.


- Jak sądzisz, ile osób dostaje drugą szansę?
- Niewiele.
- Każdy. Ale nie wszyscy umieją ją wykorzystać.
- Mi się uda.
- Zobaczymy.
- Będę strzegł jej duszy, serduszka i sprawię, by była szczęśliwa. Będę jej bronił przed złem, przed pokusą, przed strachem i bólem. Pomogę jej, wnosząc radość do życia, rozświetlając twarz uśmiechem, stanę obok, gdy zajdzie taka potrzeba.

Za życia nie byłem dobrą osobą. Nie dziwię się, że zginąłem. Ktoś, kto mnie zabił, zrobił dobrze. Teraz przynajmniej ja nikogo nie krzywdzę. Staram się zapomnieć o ziemskim bycie, ale to wszystko co się tam stało nie daje mi porzucić przeszłości.
Dostałem szansę, stałem się aniołem.
Chcę odkupić winy i naprawić błędy, które popełniłem. Muszę stanąć w obronie szczęścia ślicznej blondynki, jakiej do tej pory nie znałem. Żałuję, że nie było okazji by spotkać ją przedtem, bo jestem pewien, że gdybym dostrzegł jej serce wcześniej, ona odmieniłaby mnie. Mógłbym pokochać ją i stać się jej księciem, rycerzem, kimś, kto mógłby wnieść światło do mroku jej umysłu.
- Nie zakochaj się w niej – Bóg ukazuje mi obraz tajemniczej złotowłosej, wypowiadając słowa przestrogi.- Nie wolno ci jej uwieść, ani oddać swojego serca. A teraz idź. Wrócisz, gdy Mercedes pozna smak spełnienia.
Kiwam głową, zdanie nie wydaje się trudne. Do tej pory byłem niezdolny do uczuć, więc jestem przekonany, że nie będę w stanie zatopić się w jej oczach.
Stało się.
Zostałem zesłany na ziemię, gdzie powiew delikatnego wiatru przyniósł za sobą zapach uczuć...
Mogłem przybrać ludzką postać w obliczu konieczności.
Zjawiam się w małym pokoju, wokół panuje półmrok, w powietrzu unosi się nieprzyjemny zapach stęchlizny, a do uszu dobiega dźwięk czyjegoś szlochu. Wysilam wzrok i dostrzegam drobną postać skuloną w koncie.
Przyklękam przy niej.
- Mechi – szepcę, choć wiem, że nie może mnie usłyszeć. Jestem tylko duszą. - Mer...
- Po co ja w ogóle żyję? - mówi do siebie przez łzy. - Nie powinnam tu być. To nie jest mój czas. Nikt mnie nie potrzebuje, nikogo nie obchodzę, jestem beznadziejna. Tylko jedna marna dziewczyna w tą czy w tamtą, to w zasadzie żadna różnica – w dłoni trzyma żyletkę. - Bez sensu...
Nie zastanawiając się nawet sekundy wytrącam przedmiot z jej dłoni.

-Nie będziesz się okaleczać – patrzę na nią, mimo iż wiem, że nie ma pojęcia o mojej obecności.
Na widok jej zapłakanych, bursztynowych oczek boli mnie coś w okolicy klatki piersiowej. Znikam szybko, nie mogąc patrzeć na to, jak jest jej źle. Brak mi pomysłu na pomoc, na jakiekolwiek działanie w kierunku lepszej przyszłości.
- Pomóż mi – mówię wyraźnie, wznosząc wzrok ku górze. - wiesz, że chcę dla niej dobrze. Daj mi jakąś podpowiedź. Błagam cię. 
- Pokaż jej piękno, daj szansę zerknąć w gwiazdy, poznać tajemnice księżyca, skosztować promieni słońca, naucz ją rozróżniać kolory. Dasz sobie radę, Ruggero – słyszę Jego głos w mojej głowie.
To takie oczywiste, takie banalne, a piękne. 

Dziwnie czuję się, będąc jak człowiek. Dusza jest wolna, niezależna, ciało to cząsteczki, to kształt, to ograniczenia, odczucia bólu, zimna i gorąca... to zło. 
- Mercedes – pukam w drzwi jej mieszkanka, królestwa, osobistej krainy zapomnienia, ucieczki, wyimaginowanej rzeczywistości. - Otwórz, proszę. 
Blondynka staje w progu, opiera się o framugę i patrzy na mnie swoimi dużymi oczami, zdziwiona.
- Cześć – odzywam się cicho, nie chcę zburzyć jej idealnego świata, w którym zamyka się ilekroć coś idzie nie tak, za każdym razem, gdy ktoś ją rani, kiedy rzeczywistość zwycięża nad marzeniami.
-Kim pan jest? - pyta zdezorientowana. Mglistym wzrokiem studiuje moją twarz, jakby chciała odnaleźć odpowiedź.
- Twoim aniołem – unoszę kąciki ust prawie niewidocznie, widzę po jej minie, że nie ma pojęcia, o co chodzi. 
- Proszę sobie nie żartować, jeżeli nie przychodzi pan z konkretną sprawą, to proszę mnie nie nachodzić, dobrze? - próbuje zamknąć drzwi, ale ja w porę zatrzymuję je.
- Mercedes. Tak masz na imię. Mechi – staram się mówić szybko, żeby zająć jej myśli, by przekonać do swoich racji. - Twoi rodzice zginęli w wypadku dwa miesiące temu. Tydzień później zostawił cię chłopak, a siostra poroniła. Trzy dni temu straciłaś też pracę. Jednym słowem, sypie ci się świat. Ale przecież nie zawsze było tak źle, prawda? Miałaś dobre dzieciństwo, byłaś wesołą dziewczynką ze złotymi warkoczami i zawsze w niebieskich sukienkach i pantofelkami z kokardką. Nie stroniłaś od przyjaciół, a rodzina była niemalże idealna. No ale nic co piękne nie trwa wiecznie, nie sądzisz? Ojciec zaczął pić, bił ciebie, mamę i bliźniaczkę.
- Skąd ty to wiesz? - zagryza wargę, a w oczach pojawiają się małe kropelki.
- Mówiłem już, jestem aniołem – delikatnie zamykam jej dłoń w uścisku. - To nie był żart, ani tym bardziej głupi podryw. 
- Wejdź. 

- Dlaczego akurat ja? - pyta, patrząc w kubek gorącej herbaty. - Czemu Bóg kazał ci pilnować właśnie mnie?
Chwytam jej nadgarstek. Opuszkami palców przejeżdżam po bliznach. Nowych, świeżych ranach i tych już dawno wygojonych.
- Bo nie znasz nadziei, zapomniałaś o marzeniach, powołaniach, utraciłaś umiejętność uśmiechu, a przecież jest on taki niezwykły... Masz wielką siłę, a ja jestem po to, by zmienić zło w dobro, żeby pomóc ci odszukać zagubioną miłość... do świata, do ludzi, do życia. 
- A ty? Akurat ty? 
- Bo gdybym do tej pory chodził po ziemi, zabijałbym. Byłem mordercą, niszczycielem, sadystą, kimś, kto nie zasługuje na niebo. 
Widzę jak drży, najprawdopodobniej ze strachu, jej i tak blada twarzyczka przybiera kolor marmuru, staje się biała jak śnieg, a usta krwawią, od nadmiernego zagryzania ich. 
- Nie bój się – lekko przejeżdżam dłonią po jej policzku, ścierając z niego słone łzy. - Nie zrobię ci nic złego, jestem dla ciebie, uwierz mi. 
Mechi tylko delikatnie kiwa głową, a ja uśmiecham się do niej.
- Obiecaj mi coś – patrzę w jej źrenice. - Nie zakochaj się w mnie.
Przez chwile milczy, potem odwraca wzrok w stronę okna, które wreszcie odsłoniła, a ja już zaczynam uznawać to za zły sygnał. Mruga, otwiera usta by coś powiedzieć, jednak rezygnuje z tego zamiaru, bo nie mówi nic jeszcze przez dłuższą chwilę.
- Postaram się – wypowiada w końcu słowa, które przepełniają mnie niepokojem. 


- Gdzie mnie zabierasz, Rugge? - owe pytanie, ubrane w melodyjny ton wypływa z ust Mercedes chyba po raz setny w przeciągu dwudziestu minut. 
Uśmiecham się do siebie, zakrywam oczy dziewczyny rękami, by mieć pewność, że nie podgląda. Nie wie dokąd idziemy, ani po co.
- Zobaczysz – muskam jej policzek, trzymając jeszcze chwilę w niecierpliwości – Mogę zabrać cię dokąd tylko zechcesz, gdzie tylko mi lub tobie się zamarzy. Mogę powieść cię w najskrytsze zakątki planety, pokazać miejsca, o których ci się nawet nie śniło. Ale wiesz co? Ty tego nie potrzebujesz. Tobie nie trzeba rubinów, byś uwierzyła w kaszmir, ani złota, żeby ujrzeć blask. 
- To takie niezwykłe, co mówisz – w jej głosie słyszę wzruszenie. 
Nie potrafię dłużej trzymać jej w niepewności. Zabieram dłonie z twarzy Mer. Przed nią rozpościera się piękny krajobraz. Linia horyzontu sięga gór w dali, nocne niebo styka się z ziemią. Czarna płachta przeszyta lśniącą nicią – gwiazdami. 
- Pamiętaj, że nawet gdy odejdę, będę stamtąd patrzył na ciebie – stoję za nią, obserwując uważnie każdy gest. 
- Jak mam się w tobie nie zakochać, gdy robisz się dla mnie kimś więcej, gdy wskazujesz mi drogę, rozgarniasz mgłę, stajesz ze mną twarzą w twarz, a ja czuję jak szybko bije moje kruche serduszko. Nie znam cię zbyt długo, nie chcę tego czuć, ale to zbyt trudne, bym umiała powstrzymać miłość, jaką cię darzę. Przepraszam, przepraszam cię, zawiodłam...
Próbuje uciec, ale nie pozwalam na to. Łapie ją w swoje ramiona i trzymam jej ciałko w uścisku, przyciskam do siebie, pozwalam wypłakać się w ramie. 
- Jestem słaba, wybacz mi, że nie umiem skrywać uczuć. One zalegają we mnie, zabijają mnie od środka.
Nie potrafię odpowiedzieć nawet jednym słowem. Widzę w jej tęczówkach coś, czego nigdy wcześniej nie dostrzegałem w niczyich oczach, radość kryje się pod powłoką otrzymywanej nienawiści.
Unoszę, niemal niewidocznie, jej podbródek.
- To ja miałem nauczyć cię pokonać strach, a tymczasem ty pokazałaś mi jak kochać – szepcę, równocześnie składając na jej wargach delikatny pocałunek, wyrażający wszystko, mówiący więcej niż tysiąc słów.
- To złe, to bardzo złe, co robimy – płacze. 
Nie lubię, gdy się smuci. Wycieram jej zaróżowione poliki 
- Cichutko. Będzie dobrze, uśmiechnij się. Powiedz, czy teraz jesteś szczęśliwa? 
- Ty dajesz mi radość. Chcę żyć tylko dla ciebie i wyłącznie ty możesz pozbyć się mojego smutku, jesteś moim światłem, uśmiechem, słońcem i księżycem, jesteś drogowskazem, krwią płynącą w żyłach. Jesteś moimi myślami i mym snem. Jesteś wszystkim co mam. 

- Złamałeś jedyną zasadę, którą ci dałem. Zakochałeś się w niej, a ona kocha ciebie – słyszę głos w mojej głowie. 
Unoszę wzrok, widzę postawną sylwetkę mężczyzny. Ma łagodny wyraz twarzy. To Bóg. 
- Ale tylko tak mogła pozbyć się depresji. Tylko w ten sposób, bo miłość jako jedyna może uczynić człowieka szczęśliwym, jest najlepszym lekarstwem, daje siłę. Jako jedyna łamie wszelkie przeszkody. 
- Dobrze, Ruggero, chyba jednak czegoś się nauczyłeś. Masz rację, poznałeś sens istnienia, prawdę bytu, gratuluję. Wydaje mi się, że pozbyłeś się grzechu... a jednak, przekroczyłeś pewną granicę – tłumaczy wolno, zastanawiając się nad każdym wypowiedzianym słowem. 
- Za błędy się płaci – spuszczam głowę. - Tyle, że Mercedes nie była błędem. Za jeden dzień u boku mojej księżniczki, mogę wytrwać i rok w piekle, byleby jeszcze kiedyś ją zobaczyć. 
- Rozumiem – przytakuje. - W takim razie przebędziesz pięć lat z diabłem, a wtedy pozwolę ci wrócić do raju.

Kolejne 1826 dni 'żyłem' pod ziemią, gdzie nie dochodził nawet promyk światła, a jedynym zajęciem było odliczanie czasu do spotkania się z Mechi. Każda godzina dłużyła się, zamieniała w miliardy lat świetlnych, a w ryzach trzymało mnie jedynie wyobrażenie złotowłosej. Marzyłem o jej oczach, o loczkach i malinowych usteczkach. O jej zapachu, smaku, dotyku.
1822...1821...1820...1819...
438...437...436...435...
29...28...27...26...
4...3...2...1..
Aż wreszcie wybiła godzina mojego odejścia, sekunda, w której nastał nowy początek, moment końca męczarni.
Tak inaczej jest nagle stąpać po miękkich obłokach, niezwykle, móc patrzeć na nią, na to, jak leży na łące i liczy gwiazdy.
- Czekam na ciebie, kochanie, czuwam nad tobą – szepcę do niej. Dzieli nas odległość, stan, rodzaj i wszystko inne, a mimo to, ona uśmiecha się, jakby słyszała. 
- Wiem, aniołku.

~
Witam Was w tą piękną środę! 
Przychodzę do Was z OneShotem, który wysłałam na konkurs do Dodo Comello ♥ Nie wiem jakim cudem, ale wygrałam ^^ 
Chciałam zapytać, co Wy o nim myślicie? ^^ 
Przesyłam Wam wielkie, wielkie całusy, do soboty, myszeczki. 
Kocham Was bardzo ♥

Ps. Jestem teraz nad morzem, dokładnie w Rewalu i będę tutaj przez najbliższy miesiąc. Więc, jeśli ktoś byłby w okolicach (tj. Niechorze, Rewal, Trzęsać, ew. Pobierowo) a miałby chęci i czas się ze mną spotkać, spędzić te kilka godzin swojego życia, to piszcie ^^ 

4 komentarze:

  1. Piękne
    To jest piękne
    Nie rozpisuje sie w ogule bo to jest piękne
    Natuśka a (dawniej luśka ferro)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wygrałaś ten konkurs bo masz gigantyczny talent, wiedziałam że ten pomysł będzie dla ciebie idealny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże!
    Popłakałam się to takie cudowne ❤️
    Kocham
    Jula Blanca
    ❤️

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj!