Cześć misiaki!
Dzisiaj przychodzę do Was z wynikami konkursu, który jakiś czas temu organizowałam.
Pracy miałam sporo, za co bardzo Wam dziękuję. Wybór był bardzo trudny, dlatego wyniki pojawiają się z jednodniowym opóźnieniem.
Co zostało ocenione?
Pomysł /max. 10 punktów
Sposób zapisu (w tym ortografia) / max. 5 punktów
Dostosowanie się do zasad / max 2 punkty
Ogólne wrażenie / max. 8 punktów
W sumie można było uzyskać 25 punktów.
Jakie były nagrody?
Nagroda za miejsce 1. - płyta Gira Mi Cancion, opublikowanie pracy autora na blogu.
Nagroda za miejsce 2. - możliwość napisania ze mną jednego rozdziału, opublikowanie pracy autora i polecanie bloga autora przez miesiąc
Nagroda za miejsce 3. - możliwość napisania ze mną jednego rozdziału i opublikowanie pracy autora.
Nagroda za wyróżnienie - moje zobowiązanie się do komentowania bloga autora przez miesiąc oraz opublikowanie pracy autora.
No dobrze, a teraz nie przedłużając...
Wyróżnienie:
Mercedes ma 24 lata. Jest szczupłą i piękną blondynką. Dobrze zna się na modzie. Rano wstała jak zwykle koło 6. Ubrała się i rozczesała włosy. Wzięła do rąk prostowniczkę i wyprostowała włosy. Nałożyła na twarz fluid i mocno pomalowała usta. Rzęsy podkręciła czarnym tuszem. Ubrała na siebie żółtą sukienkę z falbaną i pastelowe buty. Zabrała torebkę wiszącą w holu i ubrała czarny płaszcz. Wyszła do pracy. Szła długo rozglądając się nerwowo wokół. Miała wrażenie ,że ktoś ją obserwuje. Szybkim krokiem weszła do budynku w ,którym miała rozpocząć swoją pracę. Wytarła buty i odłożyła płaszcz. Otworzyła swoje drzwi do gabinetu i usiadła przy biurku. Od razu zadzwoniła do swojej przyjaciółki.
-Hej Cande.
-Cześć kochana co tam ?
-Mam pewien problem... Czuję ,że ktoś mnie obserwuje. Boje sie ,ale okej mniej więcej mam wszystko pod kontrolą informuje tylko jakby znaleźli trupa.
-Weź nawet nie żartuj. Dzwonie po gliny.
-Nie... Proszę. Pamiętasz tego policjanta Blanco ?
-No. Ciacho z niego. Mrau.
-Proszę Cie. Dobra mniejsza. Mam prośbę weź go zawiadom ,że potrzebuję jego pomocy. W końcu ma okazje się odwdzięczyć.
-Mechi czy ja o czymś nie wiem ?-Zapytała śmiejąc się.
-Nie przesadzasz ? Nie mój typ.
-Ok spoko już do niego dzwonie. Bay. Nie daj sie zabić ok ?
-Spróbuję. Pa.
Odłożyłam telefon i wyjęłam z szuflady pistolet. Przypięłam go sobie do stanika i z powrotem zapięłam kieckę. Usiadłam na kanapie i w spokoju czekałam na mojego pierwszego pacjenta. Nagle drzwi się lekko uchyliły ,a ja wyciągnęłam nerwowo pistolet i wymierzyłam w drzwi. Szpara coraz bardziej się zwiększała. W końcu zobaczyłam Jorge . Miałam ochotę go zabić.
-Mogłeś zginąć.-Mruknęłam opadając na kanapę.
-Słodka jesteś jak się denerwujesz.-Uśmiechnął się.
-Dobra, dobra nie miałeś pieprzyć głupot ,miałeś mi pomóc.
-Zamieniam się w słuch.
-Od rana czuję ,że ktoś mnie obserwuje. Potrzebuję pomocy sama sobie nie dam rady. Wiesz dobrze ,że ja nigdy się nie mylę.
-Oj tak.-Powiedział wodząc spojrzeniem po jej ciele.-Boisz się ?
"Nie no ten człowiek nie może odpuścić nie ?!"-Pomyślała Mercedes.
-Nie kur** chyba mnie znasz nie ?
-To po co mnie wzywałaś ?
-Bo nie chce zostać znaleziona martwa ?
-Na pewno ?
-Blanco nie przeginaj nadal potrafię strzelać.
-Haha. Nic się nie zmieniłaś.
Podszedł do niej i spojrzał w jej oczy. Miał ochotę na coś więcej niż tylko patrzenie ,ale przerwało im pukanie do drzwi.
-Wejdź.-Krzyknęła Mechi.
-Dzień dobry.-Rozległ się dźwięk gdy do pokoju weszła brunetka.
-Witaj Martina jak się dzisiaj czujesz ?
-Tak jak co dzień.-Powiedziała obojętnie Tini.
Rzuciła na kanapę torebkę i sama na niej usiadła. Dopiero po ,krótkim czasie zorientowała się ,że w pomieszczeniu jest także Jorge.
-Co on tu robi ?
-Spokojnie to mój przyjaciel.
-Yhym.
-Pokaż ręce.-Rozkazała Mercedes brunetce.
Ona posłusznie podwinęła rękawy i pokazała swoje gojące się blizny.
-Pięknie. Widzę ,że sobie radzisz tak ?
-Można tak powiedzieć.
-Co się stało ?
-Po za gwałtem i tym ,że chłopak mnie uderzył to nic.-Uśmiechnęła się sarkastycznie.
Jorge już miał podejść ,ale Mercedes spiorunowała go spojrzeniem.
-Wiem ,że ciężko Ci mówić o tych zdarzeniach ,ale uwierz mi będzie Ci lepiej gdy się wygadasz.
-Tak ,wiem to ,ale nie dam rady dopóki ten koleś tu jest.
Mechi popatrzyła z czułością na Blanco ,a potem rzekła:
-Jorgi idź na balkon rozejrzyj się muszę mieć trochę prywatności.
Jorge wstał i z niewyraźną miną wyszedł na zewnątrz.
Martina opowiedziała wszystko od początku do końca. Nie obyło się bez łkania i poprawiania makijażu.
-Nie mam już po co żyć. Codziennie rano patrzę z obrzydzeniem w lustro. Nienawidzę siebie.
-Tinuś... Jesteś młoda i piękna. ja wiem to jest trudne ,ale musisz być silna dasz radę jestem przy tobie. Na samym początku zgłosisz gwałt na policję. Będzie po tym lepiej. Będziesz czuła się bezpieczniej.
Martina nie przeczyła więc Mechi ciągnęła dalej:
-Jorge... Ten chłopak ,który wyszedł na zewnątrz jest policjantem. Spokojnie to mój kolega. Nie denerwuj się.
Nagle Jorge wpadł do środka i zasłonił wszystkie rolety.
-Tam jest snajper.-Rzucił szybko.-Chowajcie się tam.-Wskazał na miejsce pełne moich papierów.
Ani Mercedes ,ani Martina nie ruszyły się z miejsca.
-Miałeś mi nie przerywać.-Skarciła Jorge Mechi.
-Człowieku tam jest gościu ,który chce Cię zabić!
-Dawaj spluwę.-Powiedziałam.
-Nie dam Ci jej!
Mercedes podeszła do niego i zabrała mu pistolet ,który był przyczepiony do jego biodra. Stanęła przy onie otworzyła je lekko i wycelowała. Oddała jeden strzał. Wiedziała ,że trafiła. Weszła do środka odsłoniła rolety i dodała:
-Na czym skończyłyśmy ?
Martina uśmiechnęła się i zaczęły całą sesje od nowa. Kiedy skończyły Tini wyszła z gabinetu.
-Ty jesteś nie normalna.-Powiedział Blanco.-Wiesz jakie to było niebezpieczeństwo ?!
-Oj Jorge nie przesadzaj ,nie jest tak źle. Gościu nie żyję ,a ty nic nie powiesz o mnie policji.
-Kto powiedział ,że nie powiem ?
Mercedes podeszła do niego i wpiła się w jego usta.
-Dziękuję-Szepnęła.
*Cztery godziny później*
Mercedes skończyła pracę i zamknęła wszystkie drzwi. Wyszła na świeże powietrze. Szła przed siebie. Wolno stawiając kroki. Gdy byłam już przy swoim mieszkaniu podeszłam do skrzynki na listy i wyjęłam pocztę. Otworzyłam drzwi i weszłam do salonu. Usiadłam na kanapie. Wzięłam do ręki pocztę i zaczęłam ją przeglądać. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to była duża koperta z napisem "Serial". Otworzyłam ją i błądziłam wzrokiem po papierze.
"Droga Mercedes!
Mamy dla Ciebie bardzo interesującą propozycję.
Chcielibyśmy ,żebyś zagrała w naszym najnowszym serialu "Violetta".
Opowiada on o dziewczynie ,której mama umarła,
pozostawiając po sobie tylko pamiętnik i ojca.
Dziewczyna ma ogromny talent ,ale do rzeczy ,czy chciałabyś zagrać jej rywalkę ?
Nazywałabyś sie Ludmiła Ferro.
Tyle możemy Ci na razie zdradzić.
Jeżeli chcesz grać rolę Ludmiły Ferro proszę zadzwoń pod numer 690046678.
Pozdrawiamy twórcy serialu Violetta!"
Mechi natychmiast zadzwoniła pod wyznaczony numer i przyjęła ofertę o pracę. Na następny dzień Mercedes ubrała na siebie białą sukienkę z różową wstążką. Wyszła z domu i poszła na plan filmowy. Tam zobaczyła wiele nowych twarzy ,ale wśród nich znalazła parę osób ,które znała. Zobaczyła tam Candelarie.
Szybko do niej podbiegła i rzuciła się na nią od tyłu.
-Canduś!
-Aaaaaa! Mechi ?! To ty ???
-Taaaaaak!
-OMG! Co ty tu robisz ?
-Gram!
-Wow ja też!
-Witajcie wszyscy. Widzę,że nie możecie się doczekać kiedy dostaniecie swoje scenariusze. Teraz przeczytam kto zagra jakaś postać.
-Martina-Violetta.
Za każdym razem gdy Mercedes slyszała jakieś imię rozglądała się po sali ,żeby dostrzec ,kto jest daną osobą.
-Mercedes-Ludmila
-Ruggero-Federico
-Jorge-Leon
-Candelaria-Camila
-Lodovica-Franceska
-Nicolas-Andres
-Samuel-Broadway
-Na razie jest tylko tyle osób ,ale będzie ich więcej. Codziennie szukamy odpowiednich ludzi do tego serialu.
Mercedes podeszła do obcego chłopaka ,który stał sam opierając się o ścianę.
-Hej.-Uśmiechnęła się Mechi
-Cześć.
Ruggero spuścił wzrok i wlepił go w podłogę.
-Jak się nazywasz ?
-Ruggero.
-Mercedes.
-Ładne imię.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.
Nastała denerwująca cisza.
-Śmieszne włosy.-Powiedziała Mechi czochrając jego grzywkę.
On tylko na nią spojrzał i uśmiechnął się. Mercedes wzięła karteczkę i długopis. Napisała na niej swój numer telefonu i wsadziła chłopakowi do kieszeni.
-Zadzwoń kiedyś.
-Zadzwonię.
Mercedes podeszła do Candelari i wzięła ją za rękę.
-Chodź do mnie.
-Spox.
Szły szybkim krokiem potykając się po drodze o różne gałęzie.
-Kto to był ?-Zapytała przerywając ciszę Cande.
-Ale kto ?
-No ten chłopak.
-Ah on. Kolega.
-Tylko kolega ?
-Nie znam go nawet.
-Jak byłaś w Londynie to nie musiałaś znać Jorge ,żeby się z nim przespać.-Zaśmiała się Cande.
-Nie przeginaj ,nadal potrafię strzelać. Po za tym byłam wtedy pijana.
-Tak opowiadałaś ,ale czy to była prawda ?
-Haha bardzo śmieszne.
-O widzisz śmiejesz się.
Dziewczyny weszły do domu i włączyły telewizor. Oglądały jakieś seriale. Nic ciekawego. Po niedługim czasie do Mechi zadzwonił telefon.
-Halo ?
-Cześć tu Ruggero.. Miałem zadzwonić.
-Oh tak. Cześć.
-Masz ochotę gdzieś wyskoczyć ?
-Tak bardzo chętnie.
-Wpadnę koło siódmej.
-Oki czekam.
Odłożyła słuchawkę i zaczęła wstawać z kanapy.
-Kto dzwonił ?
-Rugi.
-Znowu on ? Czego chciał ?
-Umówić się.
-Na randkę ?!
-Nie no coś ty...
-Haha dobra szykuj się. Pamiętaj tylko ,żeby nie było tak jak z tym gliną...-Zaśmiała się Cande.
-Bardzo śmieszne..
-Nono laska.
-Dzięki.-Uśmiechnęła się lekko Mercedes.
-Dobra młoda ja już spadam.
-Bay.
Candelaria bardzo często używała słowa "młoda" gdy mówiła o Mechi. Nikt nie wiedział czemu tę tajemnicę znały tylko one. Mechi poprawiła włosy i podeszła do drzwi ,oczekując w nich Ruggi'ego. W końcu chłopak podszedł do drzwi i zadzwonił dzwonkiem. Mercedes objęła uściskiem klamkę i nacisnęła ją ,tym samym otwierając drzwi. Wyszła na zewnątrz zamykając mieszkanie.
-Cześć. Ładnie wyglądasz.-Powiedział z uśmiechem chłopak.
-Dziękuję.
Ruggero pocałował Mercedes w dłoń. Wziął jej rękę i prowadził w stronę restauracji. Mercedes w tym momencie poczuła coś czego nigdy przy nikim nie czuła. Ścisnął jej się żołądek ,a serce zaczęło szybciej bić. Od samego początku widziała we Włochu coś niesamowitego. Codziennie ją zaskakiwał. Na jednym spotkaniu się nie skończyło. Były kolejne. W końcu oboje się w sobie zakochali. Jednak żadne z nich tego nie chciało... Oboje się do tego nie przyznawali.Bali się... Nie chcieli stracić przyjaźni. Pewnego dnia na planie filmowym scenarzysta dał im scenariusz ,którego mięli nauczyć się na za tydzień. Była tam pewna scena ,która zaważyła na ich całym życiu. Mechi cały scenariusz przestudiowała i w pewnym momencie przestało jej bić serce.. Po prostu się zatrzymało na parę minut. Wzięła kartki i podeszła do Włocha ,który własnie jadł obiad. Usiadła na przeciwko niego. Wpatrywała się w twarz przyjaciela. Później on spojrzał w jej tęczówki ,w których mógł się rozpłynąć. Penetrował je całe. Szukał w nich powodu jej smutku. Nie był jednak w stanie go znaleźć. Zamknęły się na światło dzienne. Nie chciała by ktokolwiek wiedział czego się tak boi. Wolała zachować to dla siebie i ukryć na samym dnie serca. Bała się spojrzeć w oczy brunetowi. Wiedziała ,że gdy to zrobi zdradzi siebie. On już będzie wszystko wiedział. Wstała z krzesła i wyszła do domu. Ruggero nadal zastanawiał się czemu jego przyjaciółka tak się zachowuje. Jedna rzecz, jeden moment może zniszczyć całe życie człowieka ,albo je naprawić. Wziął do ręki scenariusz i zaczął go czytać. Jednak w pewnym momencie zobaczył coś co zaważyło na ich losie.
"-Federico! Zrozum mnie ja mam tego dość cały czas mnie olewasz ,a podobno się przyjaźnimy..Dobrze wiesz ,że nie potrafię ufać jak ktoś mnie zrani.
-Przepraszam. Ostatnio miałem mało czasu. Wszystko przez te święta.
-Kiedyś dla mnie miałeś czas.
-Ludmi. Proszę wybacz mi.
-Nie wiem czy potrafię.
Federico podchodzi do niej i ją całuję."
Ten kto pisał ten scenariusz nie miał pojęcia jak bardzo może zranić osoby ,które muszą to grać ,ale skąd mógł wiedzieć skoro żadne z nich nie okazywało swoich uczuć ? W tym właśnie momencie Ruggi zdał sobie sprawę ,że kocham Mercedes. Tyle lat znajomości, tyle szczerych rozmów, tyle zwierzeń, tyle śmiechu i tyle łez. Niby nic ,a jednak coś. Coś się między nimi stało przez te lata. Coś czego żadne z nich nie rozumiało. Miłość potrafi zmienić człowieka. Może zmienić go w potwora ,albo sprawić ,że stanie się bardziej ufny otoczeniu. Każdy dzień ,każda chwila zmieniała ich życie powoli ,ale jednak. Każde spotkanie ,każdy dotyk ,nieśmiałe spojrzenie budziło nadzieję. Starali się zapomnieć udawać ,że nic się nie stało.
*tydzień później*
Mercedes po raz kolejny wcieliła się w rolę Ludmiły ,a Ruggero w Federico. Weszli na plan filmowy w ogóle nie odzywając się do siebie.
-Mercedes i Ruggero proszoni są na plan.
Mechi zbladła ,ale wykonała polecenie. Odegrali całą scenę aż do pocałunku. W tym momencie wszystko się skomplikowało. Ruggero podszedł do niej. Zamknął oczy i wpił się w jej usta. Pocałunek nie trwał długo ,ale był magiczny. Oboje czuli jakby ich języki wiły się w wspólnym tańcu. Jednak ta chwila nie trwała długo. W końcu się od siebie oderwali. Patrzyli na siebie dłuższą chwilę aż reżyser krzyknął "cięcie".Wtedy Mechi oddaliła się od Ruggi'ego. Nie rozmawiali o zaistniałej sytuacji ,a ich rozmowy przypominały raczej wyrywki z dialogu.
-Hej.
-Em cześć.
-Co tam ?
-Ym. Em. Yh. Om.
-Aha.
-No to pa.
-Co ? A no tak pa.
Od czasu tego zdarzenia żadne z nich nie było normalne. Dokładnie rok później Martina ,kuzynka Ruggero postanowiła z nim o tym porozmawiać.
-Rugi co się stało między tobą ,a Mechi ?
-Nic takiego.
-Nie wcale ,od czasu.. czekaj.. czy ty przypadkiem się w niej nie zakochałeś ?
-Nie no co ty.
-Przestań kłamać za dobrze Cię znam.
-Nie kłamię.
-Ruggi!
-No dobra. I co Ci to da ?
-Zachowujecie się jak dzieci.
-Proszę Cię to nie twój interes.
-Masz do niej iść i z nią pogadać. Chcesz ją stracić ?
-Nie.
-No więc idź ,weź mój samochód.
Ruggero pojechał do domu Mercedes. Zapukał do drzwi i czekał aż otworzy.
-Hej. Co ty tu robisz.
On nic nie mówił podszedł do niej i wpił się w jej usta. Pocałunek nie trwał długo ,ale dawał dużo do zrozumienia.
-Kocham Cię...
-Ja Ciebie też.
Pewnie wiele osób chciałaby żeby miłość nie bolała ,ale to nie możliwe... Miłość zawsze boli.
Pięćdziesiąt lat później Mercedes przeszła na emeryturę ,a Ruggero... on umarł pozostawiając w jej sercu pustkę ,jednak przed swoją śmiercią powiedział coś co napawało ją nadzieją....
"Zobaczymy się wkrótce słonko"...
GRATULUJĘ!
Miejsce 3:
Osiemnastoletni
Federico opuścił zakład karny, w którym odbywał wyrok. Jedyne
czego chciał to znaleźć ją, Ludmiłę Ferro. Lecz nie, by
powtórzyć to co zrobił. By przeprosić, wytłumaczyć, błagać o
wybaczenie. Szedł pustymi uliczkami, by nie spoglądali na niego
inni ludzi. Tak bardzo odzwyczaił się od spojrzenia na niego.
Sądził, że jedynie ona może go oglądać teraz, bez tej maski,
którą wtedy musiał założyć. Chciał by zrozumiała, że ją
kocha i zrobił to by ją chronić. Brzmi to tak absurdalnie. Pobić
ukochaną osobę, by ją chronić. Ale prawdę znał tylko on.
Chciał, poczuć przynajmniej już ostatni raz w życiu smak jej
słodkich ust, poczuć jej delikatny, przyjemny zapach.
***
Mimo,
że minął już rok od jej pobicia nie mogła przestać rozmyślać.
Dlaczego to zrobił? Tak długo zapewniał ją, że kocha, że chcę
tylko jej i jest jego powietrzem. Niezbędnym do przeżycia. Gdyby
tylko wiedziała to co on, sama teraz dziękowałaby mu za to co
zrobił. Na myśl przysunęłyby się jego słowa.
Pamiętaj.
Cokolwiek by się nie działo będę przy Tobie.
Ochronię
Cię za każdą cenę, nawet mojego życia.
Może
Ci się to wydać dziwne, ale prawdziwe.
Nigdy
nie wątp we mnie, i wiec, że zawsze będę Cię kochać.
Już
wtedy wypowiadając te słowa wiedział co się będzie działo. Że
jego ukochana Lucia będzie w większym niebezpieczeństwie niż
podczas całego jej życia. Była zbyt delikatna jak na zło, które
miał wyrządzić jej świat i los. Dlatego ją pobił. To wydarzenie
nie znikało z jej myśli przez wiele nocy, których nie mogła
przespać. Pragnęła jego bliskości. Tak bardzo. Już wiele razy mu
wybaczała w myślach. Ktoś zapukał do drzwi jej domu. Otarła łzę,
która spłynęła podczas, gdy znów go wspominała. Jej oczom
ukazał się Federico Pasquarelli. Ten, którego tak kochała, ten
który tak kochał ją. Wpuściła go do środka nic nie mówiąc.
Przecież
rozumieli się be słów i gestów.
-
Lu-lu-dmiła - wyjąkał.
Po
jej policzku spłynęła kolejna łza. tym razem szczęścia, że
znów słyszy swoje imię wypowiadane z jego ust.
-
Chcę Ci wszystko wyjaśnić -
-
Ale tu nie ma czego wyjaśniać. Co się zdarzyło się nie odstanie.
Minęło i koniec.
-
Ty nie znasz prawdy.
-
A jaka ona jest? Zrobiłeś mi coś, przed czym zapewniałeś, że
ochronisz. Zraniłeś mnie bardziej psychicznie niż fizycznie
Była
zaskoczona, że wypowiedziała te słowa. Już wiele razy, czekała,
że przyjdzie i układała sobie w głowie co mu powie. Obiecała
sobie, że mu wybaczy. Ale teraz znów schrzaniła. Jej duma w tej
właśnie chwili musiała się odezwać. Spróbować znów ją
zniszczyć. By załagodzić jakoś tą sytuację i spróbować
jeszcze raz wybaczyć mu słowami powiedziała
-
Może się przejdziemy? Tam mi może wszystko opowiesz -
Zgodził
się. Wyszli i spacerowali. Kilkukrotnie próbował ją złapać za
dłoń, lecz bezskutecznie. Dziewczyna unikała kontaktów jej ciała
z jego, co sprawiło kłucie w sercu obojgu. Gdy spostrzegła
miejsce, w którym to się stało, czyli ślepy zaułek, odcięty od
drogi spuściła głowę. Poczuła, że nie chcę znać prawdy. Ona
może jeszcze bardziej ją przestraszyć lub oddalić od Federa. A
tego nie chciała. Zobaczywszy małą kawiarnię, która w żaden
sposób nie kojarzyła się jej z czasami, gdy byli z Fede razem
szczęśliwi, ponieważ nigdy jej nie odwiedzili zaproponowała, by
tam usiedli i porozmawiali. Włoch znów się zgodził. Przez całą
drogę milczał, by ułożyć sobie w głowie to co ma jej
powiedzieć. Po tym jak usiedli Ludmiła zaczęła wymyślać różne
tematy, by jakoś udało się jej przełożyć datę wyznania prawdy.
A była tym człowiekiem, który wiele potrafił, więc gdy już
chłopak miał zacząć mówić co stało się naprawdę powiedziała,
że musi już wracać. Umówili się na wtorek w tym samym miejscu,
którego tak bardzo się bali.
~`
Następnego dnia `~
Gdy
o godzinie dziewiętnastej Federico doszedł na miejsce spotkania z
Ludmiłą dziewczyna już tam czekała. Nie wiedzieli, że to
pułapka, zasadzona na nich przez tą samą dziewczynę, przez którą
Włoch zrobił krzywdę blondynce. W chwili, kiedy wypowiedział
pierwsze słowo usłyszał kroki oraz jak ktoś ładuję pistolet.
Zobaczył jak jakaś kobieta celowała w Luśkę. Kiedy ten ktoś
już miał strzelić oraz prawie to wykonał Federico osłonił
Ludmiłę, przez co to w niego trafiła obca dziewczyna. A jednak,
nie taka obca. Lud bezskutecznie nawoływała pomocy. Chłopak
wykrwawił się i zmarł na jej oczach. Tak bardzo żałowała, że
wczoraj go nie posłuchała. Mimo, że nic nie rozumiała starała
się ułożyć wszystko w głowię.
Będziemy
razem, póki śmierć nas nie rozłączy
Czy
to już teraz miała nastąpić ta "śmierć"?? Głośno
obiecała sobie, że już nikogo nie pokocha, a w jej sercu będzie
już tylko Feder.
Minęło
kilka dni. Ludmiła Ferro ubrana na czarno płacząc stała przy
grobie Federica Pasquarelliego. Podszedł do niej ksiądz.
-
Panna Ludmiła Ferro? - spytał współczując załamanej
dziewczynie.
Nie
mogła nic odpowiedzieć, więc pokiwała głową na "tak".
-
Przed pogrzebem znaleźliśmy to w jego starych ubraniach, które
miał na sobie w dniu zabójstwa. Był tam liścik do pani.
~`
Kilka godzin później `~
Dopiero
teraz, późnym wieczorem Ludmiła otworzyła i zaczęła czytać
list od jej ukochanego.
//Skoro
to czytasz, to znaczy, że nie wyznałem Ci prawdy i pewnie nie żyję.
Nie
płacz za mną. A jeśli to robisz to mam znak, że mi wybaczasz.
Czekam
na Ciebie i szykuję Ci miejsce obok mnie.
Ale
chcę żebyś znała prawdę. A oto ona :
Pewnego
dnia, nie ważne kiedy podsłuchałem jak Lara rozmawiała z Natalią.
Powiedziała,
że mnie kocha i chcę się Ciebie pozbyć.
Wtedy
wszedłem do sali i powiedziałem jej co o tym myślę. Ale to nie
ważne.
Chciała
Cię zabić. A ja jako jedyną deską ratunku dla Ciebie
wziąłem
to, że muszę Cię pobić, aż stracisz przytomność.
Ona
to widziała i myślała, że naprawdę nie żyjesz.
Ale
jak wyszedłem z więzienia poszła za mną i zobaczyła, że to nie
prawda.
I
wtedy, kiedy mnie postrzelono. To była ona.
Ale
wiem, że teraz już jesteś bezpieczna, bo skoro powodu,
dla
którego miałaby Cię zabić nie ma...
Pamiętaj.
Kochałem Cię kiedy to zrobiłem, Kocham Cię w tej chwili i Kochać
Cię będę na zawsze. I nie martw się. jeszcze będziemy razem.
Przecież
i na Ciebie czeka drugie życie.
Ale
mam prośbę.
Nie
odbieraj życia ani sobie ani nikomu innemu.
Wtedy
będę spokojny.
Na
zawsze Twój
Federico
Pasquarelli//
Wtedy
już wszystko zrozumiała. Zaczęła jeszcze goręcej żałować za
wszystko co się zdarzyło od czasu, gdy Fede pobił ją, by ją
chronić. Ale na żałowanie było już za późno.
GRATULUJĘ!
Oba OS'y były piękne ♥ Dziewczyny, macie wielki talent ♥
Miejsce 2:
Ludmiła
Ferro szła powoli parkiem. Wsłuchiwała się w leniwy szum wiatry,
w szelest jesiennych liści. Po niebie płynęły białe obłoki. Nie
mogła odegnać czarnych myśli. Nie zdawała sobie sprawy, że może
to być przeczucie. I to trafne. Gdzieś w jej głowie plątała się
wiadomość, że coś złego się wydarzy. I to z poważnego powodu.
Z miłości.
Kocha
i chcę być kochana. Ale to może dać jej tylko Federico. Między
nimi nie ma odległości. Są blisko siebie, gdy tylko tego pragną.
Tak działała miłość. Łączy dwoje ludzi, czasem każe im
cierpieć. Ale to czeka każdego. Poczuła ból. Niemiłosierny.
Ogarnął jej całe chude ciało. Straciła przytomność. Walczyła
z zamykającymi się powiekami. Nic się jej nie stanie. Jest silna,
lecz w tej chwili za słaba.. Przegrała tą walkę.
Czas
mijał. Nie otwierała oczu. Wieść, że ją porwano już do jej
chłopaka Federica Pasquarelliego dotarła. Cierpiał. Kochał ją
nade wszystko. Dałby wiele za to, by żyła, by mógł ją zobaczyć.
Pocałować, przytulić, być. Czuł na sobie odpowiedzialność.
Jego telefon wydał dźwięk. SMS. Odczytał go. Jego treść był
straszna. Przeraził się. Bał się o swoją miłość.
A
tak bardzo Ci zależało, bym jej nie znalazł.
Lecz
ty mnie nie znasz. Kochałem ją.
Teraz
też. Problemem jesteś tylko ty.
On
też to poczuję. Jest ze mną. I stąd nie wyjdzie.
Na
razie.
Teraz
zostałeś ty. Sam.
Nie
wiesz co zrobić.
Myślisz
o niej.
Do
tond zaprowadziła Cię miłość.
Ona
będzie cierpieć. Bardziej niż ty.
Dopilnuję
tego.
Jedyny
sposób, byś ją uratował to :
ZNIKNIJ
Z JEJ ŻYCIA.
Wiedział,
że musi zrobić to co on mu każę. Kochał ją. Nie chciał by
cierpiała. By sprawiał jej ból. Uczucie był do niej silne.
Ludmiła
błagała swojego napastnika, by ją wypuścił. Bała się. O siebie
i o Federa. Nie wiedziała, co chcę zrobić. Była bliska upadku,
nie miała sił. Chciała się wyrwać, uciec. Cały czas patrzył na
nią Marcel. Porwał ją. Wiedziała to. Czuła w powietrzu jego
zapach. Kiedyś był on dla niej najpiękniejszy, cudowny. Ale zjawił
się wtedy Federico. Skradł jej serce. Z wzajemnością. Był dla
niej jedynym. Właśnie tym jedynym. Zostawiła Marcela. On nie
chciał odpuścić. Błagał ją. Ale nie chodziło mu o uczucie.
Zdradzał ją. Wiedziała to, lecz bała się jego wtedy i boi się
do dziś. Nie umiała powiedzieć mu STOP. Może też nie chciała.
Bolała ją myśl, że może zostać sama. Bez przyjaciół, bez
rodziny. Bez przyszłości.
Myliła
się. Gdyby wcześniej go zostawiła nie doszło by do tej sytuacji.
Którą przeżywa dziś. Nie miałaby powodu do strachu, zmartwień.
Wciągnęła powietrze do płuc. Było ono nieczyste. Nie mogła
wstać. Jednak nie chciała tego robić. Ból nie odstępował od jej
ciała. Zbierała siły. Miała szansę.
Feder
nie chciał jej zostawić. Nie mógłby. Wiązało ich zbyt silne
uczucie. Nieprzerywalne, nie miało strachu, obawy, że zginie. Znali
definicję miłości, dlatego bo byli zakochani.
Trudno
wierzyć, że para szesnastolatków może czuć do siebie coś tak
cudnego, wyjątkowego, niepowtarzalnego. Włoch myślał. Nad tym co
powinien zrobić. Teraz, zaraz.
Z
każdą minutą przestawał wierzyć, że odnajdzie swoją Lucię.
Chciał się zemścić na Marcelu. Za to co zrobił jemu. Za to co
zrobił jego miłości, jego ukochanej Ludmile.
Wiesz,
że nie wiem co robić.
Kocham
ją. I nigdy nie przestanę.
Nawet
jeśli zniknę, spotkam ją.
We
śnie, w przyszłym życiu.
Ty
nie wiesz co to miłość, bo
Nie
umiałeś Ludmile jej dać.
Wstukał
ten tekst w klawiaturę swojego telefonu. Wysłał. Do niego. Chciał,
by mu odpisał. Chciał, by zrozumiał. Że Ludmiła cierpi. Przez
niego. Skoro kocha ją niech pozwoli jej odejść. Wtedy i ona
poczuję, że ją kochał.
Marcel
zdenerwował się czytając SMS-a. Wszedł do pomieszczenia w którym
była blondynka. Pociągnął ją za włosy. Wybrał numer do
Pasquareliego i nacisnął zieloną słuchawkę. Przyłożył do ucha
dziewczyny. Ona zalewała się łzami. Połykała je, dławiła się
nimi. Usłyszała głos swojego ukochanego. Tak bardzo jej go
brakowało. Nie wiedziała ile godzin minęło od kąt ostatnio go
słyszała. Nie liczyła. On mówił. Słuchała. Każde
wypowiedziane przez niego słowo. Już miała powiedzieć Kocham Cię,
gdy w połowie słowa Mar wyrwał jej telefon. Wyszedł. Widziała,
że jeszcze się nie rozłączył.
* Godzinę
później *
Wypuścił
ją. Szła tą samą drogą, z której zniknęła. Wtedy. Dziś, czy
wczoraj. Słońce zachodziło. Jego pomarańczowe promienie
oświetlały jej drogę.
Myślał
o niej. Jak ją traktują. Znów dostał cios w serce. Marcel
oznajmił mu, że jej już nie trzyma. Teraz on musi spełnić swoją
obietnicę. Zginąć i nie zostać przez nią odnaleziony. Bolał, go
narząd, który wzmacniał jego miłość do Luci. Serce. Nie mógł,
nie potrafił jej zostawić. Nie umiałby z tym żyć. Dalej iść.
Czuł, że jego droga tu musi się skończyć. Chciał zabić czas.
Innych ludzi. Marcela. Wtedy byłby z blondynką. Przeżegnał się.
Wziął do dłoni zapałkę i rozpalił ją. Dotknął płonącym
końcem swojego telefonu i rzucił w ścianę. Dom stanął w ogniu.
Położył się na podłodze i w myślach powiedział sobie „Kocham
ją”.
Minął
ją wóz strażacki. Jeden, drugi. Karetka. Szybko zniknęli jej z
widoku. Szła do domu Federica. Była blisko. Wtedy poczuła zapach
dymu. Spojrzała po niebie. Zobaczyła siwy dym. Z domu. Federica.
Zaczęła biec . Prowadziło ją serce. Do niego. Po drodze ocierała
łzy. Przy bramie do płonącego mieszkania jej ukochanego znalazła
jego notatnik. Schowała go do kieszeni i patrzyła na strażaków
walczących z ogniem. Zakryła dłonią usta. Kilka minut później
stała przy zaparowanych od ciepła ognia oknach. Rozglądała się
po pomieszczeniu. Wtedy sanitariusze wyszli z Federem na noszach.
Czas nie przestawał biec. Szybko dotarli do szpitala. Lekarz kazał
jej czekać. Zaczęła więc czytać co było w notatniku
Odejdę.
Z miłości do Ciebie.
Ale
nie złość się
I nie płacz,
Nie potrzebujemy skrzydeł
by latać
Złap mnie za rękę
Dopóki mnie kochasz
Będę
w Twoim sercu.
Nigdy
nie przestanę być.
~ Do Ludmiły F.
Łzy
spływały po jej policzkach. To było dla niej.
* Jakiś
czas później *
Siedziała
w sali, przy łóżku Federica. Ocierała ukradkiem łzy. Błagała
Boga na głos, by go jej przywrócił, by jej go nie zabierał. Bo
bez niego nie umie być szczęśliwą. To przez nią to się stało.
Jest świadoma, że jeśli on się nie obudzi będzie miała go na
sumieniu. A nie chciała. Nie wytrzymałaby. Nie czuła oddechu
ukochanego. Nie zdawała sobie sprawy, że on już nie wróci, dopóki
nie spojrzała na kardiomonitor.
Jedna
nieprzerwana, prosta kreska ciągnęła się i ciągnęła.
On
umarł.
Zginął,
bo ją kochał.
OS był mega piękny! Popłakałam się przy nim, naprawdę Ci gratuluję!
I teraz uwaga! Miejsca 1. są dwa! OS'y były niesamowicie piękne i po prostu nie dało się wybrać lepszego!
Tak więc:
Fedemila | "Początkiem choroby- sen" - Nina Pasquarelli
" Ślubuje pomagać Ci,
kochać życie, tulić Cię z czułością i mieć cierpliwość,
której potrzeba w miłości. Mówić gdy słowa są potrzebne
i milczeć wspólnie, gdy nie są.Zgadzać się na niezgodę,
na tort czekoladowy i grzać się ciepłem twojego serca,
które zawsze będzie mi domem"
LUDZIE MÓWIĄ
Gdy masz zamknięte oczy to nie widzisz. Gdy masz zamknięte usta, to nie masz nic do powiedzenia. Gdy płaczesz,to jesteś słaby.
BO NIE MYŚLĄ!
Obudził mnie dźwięk mojego natrętnego budzika. Wstałam z łóżka, i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej wczoraj przygotowane ubranie. Delikatnie otworzyłam drzwi mojego pokoju, tak aby nie obudzić domowników. Po cichu weszłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi na klucz. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Kiedy woda nalała już się do wanny dolałam swojego ulubionego żelu pod prysznic. Zdjęłam z Siebie ubranie i weszłam do wody. Niestety co dobre kiedyś się kończy, woda zrobiła się zimna. Musiałam wyjść. Wytarłam się ręcznikiem, po czym się ubrałam. Weszłam do swojego pokoju. Usiadłam przed swoją toaletką, zrobiłam lekki makijaż. Chwyciłam torebkę pasującą do mojego ubioru i zeszłam na dół. Z lodówki wzięłam wodę nie gazowaną – moją ulubioną, a z blatu kuchennego jabłko. Wszystko schowałam do torebki. Ubrałam buty, narzuciłam płasz i wyszłam. Co z tego, że jest godzina ósma, a zajęcia w Studiu mamy na 10:00. Chciałam pobyć sama. Porozmyślać, o wszystkim i o niczym. Godzinę błąkałam się bez celu po słonecznym Buenos Aires. Przechodząc przez park, postanowiłam usiąść na ławce i odpocząć. Zrobiło mi się słabo, ale zignorowałam te objawy. Jestem takaszczęśliwa, w końcu czuję się kochana. Przez tyle lat nie wiedziałam jak to jest. Najlepsze to jest to, że on – Federico odwzajemnia mojeuczucia. Podobał mi się od kiedy tylko pojawił się w studiu. Ale co tam, przecież nie zakochałby się w takiej wywłoce jak ja. Samolubnej, okrutnej, złej, mściwej i co najgorsze zapatrzonej w sobie, nie myślącej o innych, o tym jak się czują. Dzięki Federico i jego miłościzrozumiałam, że to do niczego nie prowadzi. Będą złom niczego nie osiągnę. Cieszę się, że go poznałam. Kocham go całym sercem. Zmieniłam się, mam nadzieje, że to zauważą. Zmieniłam się dzięki Włochowi. Jest nowy rok szkolny, już mój jak i reszty ostatni w Studiu. Mam nadzieje, że mi wybaczą, moje błędy. Moje rozmyślania przerwał dźwięk mojego telefonu. Muszę zmienić tą piosenkę, ona do mnie nie pasuje. – pomyślałam. Wyjęłam komórkę z torebki, i zerknęłam na wyświetlacz. Federico – mruknęłam. Wstałam, lekko kołysząc się na własnych nogach. Kolejny raz zignorowałam te objawy, to nic takiego. Powędrowałam w stronę Studia. Otworzyłam ciężkie żelazne drzwi, Studia One Beat. W środku budynku panował rozgardiasz, jak zawszę na początku roku. Nowi uczniowie, nic dziwnego. Ich nowe środowisko. Powędrowałam w stronę hali. Gdzie właśnie zgromadzeni byli wszyscy uczniowie. Z trudem przepchnęłam się przez tłum stojący przy drzwiach do Sali, stanęłam koło Federico. Spojrzał na mnie i pocałował mnie w Policzek. Cała jego paczka spojrzała na niego ze zdziwieniem, oprócz Violetty. Po krótkiej przemowie Antonio i kilku dosłownie zdań Pablo rozeszliśmy się do sal. Kiedy razem z Włochem znalazłam się już pomieszczeniu, chłopak jak zwykle musiał zadawać te pytania typu „Gdzie byłaś?”. Ech… nie ominie mnie odpowiedzenie na nie. On jest uparty. Nie przestanie dopóki się nie dowie. Nie ugięty człowiek, ale za to go kocham.
mnie w Policzek. Cała jego paczka spojrzała na niego ze zdziwieniem, oprócz Violetty. Po krótkiej przemowie Antonio i kilku dosłownie zdań Pablo rozeszliśmy się do sal. Kiedy razem z Włochem znalazłam się już pomieszczeniu, chłopak jak zwykle musiał zadawać te pytania typu „Gdzie byłaś?”. Ech… nie ominie mnie odpowiedzenie na nie. On jest uparty. Nie przestanie dopóki się nie dowie. Nie ugięty człowiek, ale za to go kocham.
- Lusia? – zaczyna się.
- Tak misiu?
- Gdzie ty byłaś rano? – zatroskana mina.
- W parku, musiałam zostać na chwile sama.
- Ale nie było cię od rana.
- Martwiłem się – szepnął mi na ucho.
- Nie musisz. – uśmiechnęłam się. Wspięłam się na palcach i delikatnie musnęłam jego usta swoimi, odwzajemnił pocałunek. Po naszym pocałunku trwającym niecałe 5 minut. Zaczęłam się śmiać. Włoch spojrzał na mnie wzrokiem typu „Czy ja o czym nie wiem?” Odwróć się – szepnęłam mu na ucho. Brunet wykonał moje polecenie. Kiedy tylko zobaczył swoich przyjaciół, którzy patrzyli się na niego ze zdziwieniem. Mieliśmy niezły ubaw, Viola śmiała się razem z nami. W końcu trzeba to wyjaśnić. Spojrzałam na Federico, wiedział o co chodzi. Podeszliśmy bliżej. Oparłam głowę o ramię mojego chłopaka i chwyciłam go za rękę. Jak to fajnie brzmi .
--Ja i Ludmiła jesteśmy razem. – powiedział, jego oczy się zaświeciły, uśmiechnęłam się.
- Chciałam was, bardzo przeprosić, za wszystko. Za całe te 2 lata, za to jaka byłam. – powiedziałam, a po moich policzkach zaczęłyspływać łzy, na samo wspomnienie o tym co się wydarzyło 6 lat temu. Przez to się zmieniłam.
- Nie płacz, proszę. – Otarł swoimi dłońmi moje policzki, mokre od łez.
- Fede? – Nie dam rady.
- Tak kochanie?
- Proszę… opowiedz im moją historię, ty albo Violetta. Zrozumieją, chyba. Ja nie dam rady. Wiesz, to co wydarzyło się sześć lat temu. – powiedziałam.
- Dobrze słońce. – pocałował mnie w policzek.
- Viola? – zwrócił się do brunetki stojącej naprzeciwko.
- Jasne, Federico. – zaczęła opowiadać.
- Fede, choć my do domu, proszę. Źle się czuję. – nie miałam ochoty tam już przebywać. Brunet chwycił mnie za rękę i poszliśmy do domu.
*Następnego Dnia* Godzina 7:00 *
Siedziałam na parapecie w swoim pokoju z kubkiem ciepłej herbaty. Oparłam głowę o szybę, wpatrywałam się w kropelki spływające po oknie. Były takie samotne. Kiedyś byłam jak ta kropla deszczu. Sama , samiuteńka. Co z tego, że miałam Mamę? Bo już jej nie mam. Nie wiem, czy mogę ją nazwać „Mamą”. Była dla mnie obcą osobą, nie wie o mnie nic. Mówiła, że kocha, kłamała. Ona zawsze kłamie. Mówiła, że będzie. Odeszła, porzuciła, zostawiła. Zraniła wszystkich. Po moim policzku spłynęła łza, szybko ją starłam. Gdy mnie urodziła, porzuciła i zostawiła u Hermana. Ona jest przeszłością. Liczy się to co jest teraz. Teraz często płaczę, nie wiem czemu. Czasami nie ma powodów. Tak po prostu. Na swoim ramieniu poczułam czyjąś dłoń. Odwróciłam się. To Violetta. Od kiedy poznała moją historię i pomogła mi się zmienić, zaprzyjaźniłyśmy się. Najlepsze Przyjaciółki? Na zawsze.
- Co się stało Lu? – tak, mówimy co siebie zdrobniale.
- Nie chce iść do studia, boje się.
- Czego?
- Że mi nie wybaczą. – zeszłam z parapetu.
- Już ci wybaczyli Lud. – przytuliłam Argentynkę.
- Dziękuje.
- Ale za co, nie musisz?
- Za to, że mi wybaczyłaś. Za to, że jesteś i za to, że się ode mnie nie odwróciłaś.
- Ludmiła, nie mogłabym tego zrobić mimo to, że nie było między nami najlepiej. Choć już późno, idziemy do studia. – Dzisiaj wyjątkowo mieliśmy na 8:10. Zeszłam razem z brunetką na dół, czekał tam na nas Federico. Pocałowałam go w policzek. Razem z Vilu poszłam się ubrać. Kiedy byłyśmy już gotowe, wyszliśmy wszyscy razem do studia.
*5 godzin później*
Właśnie mamy lekcję z Angie. Martwię się o Ludmiłę. Od rana chodzi taka jakaś nie obecna. Jeszcze zbladła. Wygląda na przemęczoną. Kiedy minęła lekcja podszedłem do przyjaciółki.
- Violu?
- tak? Wszystko dobrze? Chodzisz dzisiaj taki zmartwiony. – Ech zauważyła.
- Martwię się o Ludmiłę. – w tym czasie podbiegł do nas zdyszany Maxi.
- Ludmiła… bo… ona – wymamrotał nabierając powietrza.
- Co Ludmiła?!
- zemdlała w Sali tanecznej. – wiedziałem, że coś jest nie tak. Szybko pobiegłem do Ludmiły.
Leżała na podłodze. Była blada. Podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce. Wybiegłem ze studia. Nie zwracałem uwagi, na krzyki przyjaciół. Wezwałem Karetkę, i czekałem aż przyjedzie. Kiedy samochód przyjechał, wszedłem do środka, z blondynką na rękach. I położyłem ją na łóżku znajdującym się w samochodzie.
- Co się stało? – zapytał lekarz.
- Zemdlała. – odrzuciłem krótko.
- Czy mogę z nią jechać? – zapytałem. Musi mi pozwolić.
- A kim pan jest dla pacjentki? – zawsze muszą o to pytać Kurwa?!
- Chłopakiem.
- Może pan jechać. – dodał. Karetka ruszyła. Zawieźli Ludmiłę pod salę numer 13 na 2 piętrze. Nie mogłem wejść do niej, bo byli u niej lekarze. Robili podstawowe badania. Wyjąłem telefon i wybrałem numer Hermana. Bo 3 sygnałach usłyszałem głos po drugiej stronie.
- Co chcesz Federico? Nie mam czasu.
- Ludmiła jest w szpitalu. – Dodałem i się rozłączyłem. Z pomieszczenia wyszedł lekarz. Poszedłem do niego.
- Co z Ludmiłą?
- Jest w ciężkim stanie. Trzeba zrobić jeszcze jedno badanie, żeby sprawdzić czy nie jest na nic chora. – mój świat się zawalił. Co jeśli jest z nią źle? Usiadłem z powrotem na krzesło. Schowałem twarz w dłoniach i zacząłem płakać. Co z tego, że jestem mężczyzną? To nie znaczy, że nie mogę płakać. Na swoim ramieniu poczułem czyjąś dłoń. Spojrzałem w lewą stronę. Koło mnie usiadł Leon, a po mojej prawej usiadła Viola. Wstałem. Przyjaciele spojrzeli na mnie zdziwionym wzrokiem. Nie zwracałem na to uwagi. Podbiegłem do windy, nacisnąłem przycisk. I zjechałem na dół. Zadzwoniłem po taksówkę i pojechałem do domu.
Pobiegłem na górę do pokoju, i rzuciłem się na łóżko. Próbowałem nie płakać, ale się nie dało. Bałem się, okropnie się o nią bałem. Musze wziąć się w garść – mruknąłem. Wstałem z łóżka i powędrowałem do szafy. Wyjąłem z niej czarną bluzę z kapturem. Założyłem ją. I zszedłem na dół, na obiad. Violetta została w szpitalu, razem z Leonem. Zjadłem obiad, nie zwracając uwagi na domowników. Podziękowałem i wstałem od stołu. Skierowałem się w stronę wyjścia. Przemierzałem park. Postanowiłem, że do szpitala, przejdę się pieszo. Po drodze wstąpiłem do kwiaciarni. I kupiłem czerwone róże- ulubione kwiaty mojej Lu. Droga dłużyła mi się okropnie. Kiedy znajdowałem się już na miejscu, otworzyłem drzwi. Z
kierowałem się w stronę windy. Nacisnąłem przycisk piętra drugiego. Założyłem kaptur. I wyszedłem z pomieszczenia. Poszedłem do Sali gdzie leżała blondynka. Ominąłem przyjaciół i wszedłem bez słowa do środka. Włożyłem kwiaty do wazonu i usiadłem na krześle, zdjąłem kaptur.
* Z perspektywy Ludmiły*
Otworzyłam oczy. Rozejrzałam się. Spojrzałam w prawą stronę. Ta biel razi w oczy! Białe ściany, biała szafka, białe łóżko szpitalne. Zaraz co? Białe łóżko szpitalne? Gdzie ja jestem? Spojrzałam w swoją lewą stronę. Białe drzwi i Federico? Podniosłam się z pozycji leżącej na siedzącą Chwyciłam się za głowę. Myślałam, że zaraz eksploduje, ten ból jest potworny.
- Federico…
- Ludmiła! – przytulił mnie i zajął z powrotem swoje miejsce.
- Co ja tu robię? – wymamrotałam.
- Zemdlałaś w Sali tanecznej 3 godziny temu. – wyznał, a na jego twarzy z powrotem pojawił się smutek. Tak długo?
- Ała –syknęłam z bólu. Federico wstał i wyszedł. Dlaczego? Dlaczego mi to zrobił? Czemu wyszedł? Zostawił mnie, posmutniałam. Obróciłam głowę w stronę okna. Na dworze padał deszcz, dalej. Było tylko słychać krople uderzające o szybę. Po chwili drzwi się otworzyły. Spojrzałam w drugą stronę. Zobaczyłam lekarza, ubranego w biały kitel i Federico po za salą. Stał przy szklanej szybie. Położył na niej swoją rękę. Na jej wewnętrznej stronie pisało markerem „Kocham cię Lu”. O... Jest taki słodki. Spojrzałam jeszcze raz w jego stronę i dotykając dłonią ust posłałam mu buziaka.
- O widzę, że panienka się obudziła, jak się Pani czuje? – spojrzał na mnie znad dokumentów.
- Potworni boli mnie głowa – powiedziałam z grymasem.
- Zaraz Panienka dostanie leki przeciw bólowe. – Powiedział wychodząc. Po chwili do Sali wparował Pasquarelli, i usiadł na brzegu łóżka. Patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi czekoladowymi oczami.
- Jak się czuje moja królewna? – zapytał z troską i ucałował moją dłoń.
- Trochę boli mnie głowa.- Boli mnie strasznie, ale nie powiem mu tego. Nie chcę, żeby się martwił.
Po chwili do Sali wparował zdyszany Herman, Violetta i Leon próbowali go zatrzymać. Ale się im nie udało. Spojrzałam na niego, a on na Federico. Spiorunował go wzrokiem. Co ten Federico narobił? Do Sali wszedł też lekarz. Trzymał w rękach podkładkę i jakieś papiery. Zanotował coś w swoim zeszycie i otworzył usta by już coś powiedzieć, ale przerwał mu mój Ojciec.
- Co z Ludmiłą? – prawie krzyknął.
- Mam złe wieści. Ludmiła jest chora na białaczkę. Niestety, chorobę wykryto za późno, nie da się nic zrobić. Został ci jakiś - chwila ciszy. – rok życia , bardzo mi przykro – odrzucił i wyszedł. Tak! Przykro mu! Wcale nie jest mu przykro! On tylko tak mówi. Nigdy nie jest im przykro, nigdy. Wybuchłam nie opanowanym płaczem. Kontem oka spojrzałam na Federico. Zrobił się natychmiastowo blady. Już nie tryskał radością. Jego twarz wypełnił smutek. Nie tylko ja płakałam, on też. A Ojciec? Wyszedł , po prostu.
3 Miesiące później…
Była trochę słabsza, bladsza. Uśmiechała się, przynajmniej próbowała. A on? Nie umiał dopuścić myśli, że ją traci. Załamał się, ale był, starał się być. Nie opuszczać jej.
5 Miesięcy później…
Była coraz słabsza, starała się walczyć. Nie płakała. Nie mogła ukazać słabości przy Włochu. Czuwał przy niej, był na każde jej zawołanie, nie opuszczał jej, ani na chwilę. Był zawsze od wschodu aż do zmierzchu.
22 Czerwiec 2012
Przegrała. Przegrała walkę z chorobą. Starała się. Nie płakała przez cały pobyt w szpitalu, nie płakała przy nim. Nie chciała okazywaćsłabości. Cierpiała, przez rozłąkę z ukochanym, ale nie ukazywała tego. A on? Załamał się, po jej śmierci. Stracił sens, życia. Ale mimo to, żyje i czeka, aż nadejdzie na niego czas. Kiedy będzie mógł być razem z nią. Nie popełni samobójstwa bo wie, że ona by tego niechciała. Jest z nim… była i będzie. Zawsze.
ZAWSZE I NA ZAWSZE
Młoda dziewczyna stojąc na burcie okrętu zarzucała swój jak dotąt zawsze dobrze poukładany rozum myślami:Nie wierzę że moje marzenia się spełnią. Kiedyś, ba jeszcze parę dni temu były niczym bańki mydlane, wirującę, to zduchiwane przez wiatr losu, to pękane palcami ludzi którzy nie chcą twego szczęścia a wręcz pragną udręki. Teraz są pewne, stałe. Jak głaz. Choć jakby wziąć to pod lupę głaz nie jest stały niszczą go czynniki takie jak wiatr złosliwość losu, woda pech, temperatura nieprzystosowywalność otoczenia, no i wreszcie ludzie. Wszystko więc wskazuje na to że marzenia to w większości przypadków cel nieosiągalny. Szczyt na który wspiąć się można ciężką pracą, która jest zabezpieczeniem naszej wspinaczki, osiągając szczyt tak łatwo mogę narazić się na wiele trudności, niedogodności lub nawet upadku. Nie jestem do konca bezpieczna, ale co to bezpieczenstwo gdy mogę spełnić marzenie. Wyjazd do Włoch! Pięknym statkiem, z widokiem na rozposcierający się pięknie monstrualny ocean. Nad którym unoszą się białe obloki, szum fal niby spiew syren kojący, spokojny. Idealne miejsce na wypoczynek. Coś co nie każdy może mieć, a prócz tego jeszcze spełnienie marzeń.Zarzucała się dalej hipotezami, myślami ciesząc czymś co było jedynie iluzją do piekła. Namówieniem do opuszczenia domu, ciepła, bezpieczeństwa. Wszystko po to, by wykozystać młode ciało i umysł w brudnej branży dorosłych. Wykożystać, pożucić stłamsić własną wolę dziecka którego miejsce jest z rodzicami. Pieniądze których nawet nigdy nie zobaczy, tyle będzie warta. Może pięćset może pięćdziesiąt euro. Ale cóż to ma za znaczenie dla kogoś kto chce się zabawić. Nie myśląć o godności zniewolonej. Gwałt na duszy ciele. Co za różnica dla kogoś kto tego nigdy nie doświadczy. Nigdy nie zostanie pokarany przed śmiercią, nie dostanie strasznych wspomnień które powracaja co noc. A właśnie te rzeczy miały nastąpić w życiu tak nieszczęsnej młodej osóbki.Nagle wszystkich zawołano na najniższy poklad zapowiadając ''Niebezpieczenstwo'' które zaraz miało pojawić się w życiu młodej . Był czas na ucieczkę ponieważ właśnie statek przepływał obok innego. Lecz ona nic nie wiedziała nie spodziewała się tego. Nawet gdyby wiedziała nie chciała by o tym myśleć, bo czy nie lepiej jest żyć bez obaw? W świecie wyimaginowanym, stworzonym idealnie dla nas, w którym marzenia to błachostki jak kamyk kopany po drodze a nie skała do przebycia? Czy to nie łatwiejsze? Oczywiście ze tak. A ona miała szczęście trwać w nim przez 14 lat swego życia. Z rodzicami którzy cudem zgodzili się na wyjazd córki z najlepszą przyjaciółą oraz opiekunami. W domu w którym nigdy niczego nie brakowało, panowała radość...-Rozbierać się!-warknął męszczyzna odziany w granatowy wręcz czarny skafandro-kombinezon. Miał lekki zarost około pięcio-dniowy. Bezuczuciowy wyraz twarzy i ten lodowaty wzrok. Przeszył nim każdą z zdziwionych dziewczyn. No i dopiero teraz Ludmiła dostrzegła dotąd nie wartą uwagi rzecz; na pokładzie znajdowało się dziesięciu opiekunów; były tam same dziewczeta i dwóch marynarzy kapitan załogi sześciu innych męszczyzn których zajęcia nie znała i jedna kobieta. W granatowej spódnicy, białej koszuli i kruczych włosach upiętych w wysoki koński ogon który sięgał łopatek. Jej mocny makijaż nie zakamuflazował jednak idealnie zmęczenia damy. Miała może trzydzieści może trzydzieści-pięć lat. Jeśli zwracała uwagę na ludzi spojrzała również na otoczenie, to co ujżała było gorsze od wszystkiego w kącie maszyny być może urządzenia wyglądające jak do tortur, bicze, baty, erotyczne stroje. Na ścianach widniały zdjęcia nagich panien z napisami; Skuszę cię i rzeczami tego typu. To było okropne i na dodatek jeszcze te krzyki-Nie słyszałyście?!-Oh, German nie przejmuj się, one są jeszcze nie zapoznane z tą branżą. Ja im pokażę-mówi kobieta, po czym idzie zalotnie w strone rury na środku pomieszczenia. W końcu zaczyna tanczyć na niej. Różne pozy, ruchy a przy tym jeszcze ściąganie z siebie ubrań. To trudne, w końcu kobieta zatrzymuje się, jest w samej bieliźnie-Rozumiecie? Macie zrobić to samo tylko ze wy kończycie wtedy gdy my tak powiemy-wraca na swoje miejsce obok ''szef'a'' całego zdarzenia. On szepcze do niej dość głośno:-Kocham twoje ruchy Angie, wiesz?-Oh, mój drogi-można by pomyśleć że naprawdę się zmartwiła gdyby nie oglądać wszystkiego co zdarzyło się chwilę temu-masz jeszcze dużo dziewcząt do przetestowania-spogląda w naszą stronę i puszcza oczko. Nie rozumiem jej.-No dobra zaczniemy od ciebie-pokazuję palcem na wystraszoną brunetkę w kącie. Jest ubrana w turkusową sukienkę plażową. Taka niewinna ma może trzynaście lat. Patrzy ze zdziwieniem, szukajac pomocy w tłumie.-J-ja n-nie...-mówi takim cichutkim głosem, przygaszonym. Czuje strach, wstyd, zdziwienie nie rozumie nic. Ale mimo to robi to co jej nakazano. Nie jest zwinna jak Angie, ani dojrzała. Lecz mimo to ma kobiece kształty.-Dobra teraz ustawcie się w kolejkę-dochodzi do głosu inny facet. Reszta wpatruje się w nagą dziewczynkę. Biedna, sama, zagubiona.Mijają godziny, dziewczęta o widocznych kobiecych kształtach ustawiały się w jedna grupę, ładnie prezentujące się w tańcu w drugą, a w ostatnią te które niespełniały ani jednego ani drugiego. Ludmiła nie została przydzielona bo stały przed nią jeszcze dwie nastolatki. Jedna brunetka nerwowo obgryzała paznokcie druga, stała jak posąg. Wkrótce jednak dostały przydział a sama Lu musiała odegrać występ. Próbowała ruszać się pociągająco ale nie udało się.-Masz szczęście że masz kształty złotko-mówi Angeles-Idziesz do pierwszej grupy.W końcu ona wraz z innymi pannami ruszyła do czegoś naśladującego halę gdzie miały ustawić się w szeregu nadal nagie.-Ja jestem Angeles, możecie mówić Angie, będę was uczyć odpowiednich zachowań podczas pracy. Lecz najpierw ubierzcie się w to-rzuca w ich stronę ciuchy po chwili okazuje się że są to stroje z poprzedniego pokoju-Nie są wyliczone jeśli jest za mało, cóż was jest za dużo i nieodziane pójdą do trzeciej grupy.-Jak wy możecie?!-krzyknęła bez namysłu Ludmiła, to dla niej nie zrozumiałe. Dziwne, obce, przecież sama była wychowywana w domu pełnym ciepła i dobrych manier.-Złotko, nauczysz się że nie warto pyskowac do mnie wyjdź na środek-rozkazała pokazując palcem maszynę przed nią było to coś o kształcie połówki koła-No już!-dziewczyna nieśmiało zaczęła kroczyć we wskazanym kierunku. Gdy tam dotarła rządzicielka pchneła ja na użądzenie i przywiązala po czym dziewczyna wygięła się jak banan brzuchem do góry. Nastepnie oberwała raz batem a raz biczem. Kilka czerwonych sączących się krwią kresek powstało na jej ciele. Ciecz upływała z ran, kropelka po kropelce. Były głębokie lecz nie na tyle by sprawiły wykrwawienie i śmierć, co samo w sobie było by dobrym rozwiązaniem.-To was czeka jeśli będziecie niegrzeczne, zrozumiano?Po paru godzinach od opuszczenia statku i skończonym zwiedzaniu budynku czyli agencji, Angie odprowadza dziewczęta do pokoi.-To twój pokój-pokazuje ręką małe pomieszczenie z łóżkiem na środku i czerwoną okładziną na ścianach, nawet nie ma okien-Powiem ci coś, bo cię lubię. Twoja przyjaciółka Naty?Jest w drugiej grupie.Nic już jej nie mogło zdziwić. Więc to też jej nie zdziwiło. Po tym co przeszła, tak rozpaczliwie chciała wrócić do domu, rodziców, ciepła i bezpieczeństwa. Uciec z tej nory nudystów. A sama miała taka być.-Grupa druga trafiła na pokazy tańca go-go. Wy jako... sama wiesz. A ostatnia... została dawcami organów. Dlatego nie wychylaj się, to branża dorosłych. Na dużą skalę. Nie tylko ten budynek mamy w swoim biznesie. Układy to dla ciebie za dużo, naprawdę nie wychylaj się. To tylko ostrzeżenie.-Ale...-Właśnie o tym mówię, mniej ale i dlaczego więcej działaj. Już koniec. Za jakąś godzinę przyjdzie szef cię ''Przetestować''-powiedziała i wyszła. Tak po prostu. Zostawiła wyimaginowany świat zniszczony przez nią samą. Pękł jak bańka na tysiące małych, zagubionych kropelek. Ale dlaczego? Być może nikt nie powinien mieć szczęśliwego życia. Być może grzech pierwotny nie zostaje wyplewiony przy chrzcie, tylko każdy pokutuje przez jakąś część swojego życia? Godzinami mogłaby tak rozmyślać gdyby nie wtargnienie do pokoju rzekomego ''szefa''.-Witaj słonko-uśmiechnął się łobuzersko, może dwadzieścia lat temu mógł obrzucać domy wrednej sąsiadki jajkami, ale teraz nie przyszło by to komu do głowy. Na ''szkoleniu'' kazano by jej odpowiedzieć zalotnie więc cóż miała robić to co trzeba.-Hej przystojniaku-słowa niemal ugrzęzły w gardle. No ale nie chciała zostać zapasowymi częściami ciała wystawionymi na czarnym rynku za dorodną sumkę.Z trudem nie wymiotowała. Zaczyna podnosić top z każdym ruchem przechodzi ją nie przyjemny dreszcz mieszaniny bólu i wstydu. W końcu męszczyzna podchodzi do niej i ściąga z niej górę stroju. Maca biust penetruje go ustami, przyprawiając dziewczynę o odzucające uczucia. W końcu sięga w dół, niżej i niżej. Nadchodzi czas na zdjęcie reszty odzienia, wiedziała że to nadejdzie, ale nie chciała do siebie dopuszczać tej myśli. W końcu całkiem naga leży na łóżku on tylko rozpina rozporek. Młoda cofa się, chce uciec ale nie może, oczywiste jest że stary chłop jest silniejszy od niej. Jedną ręką trzyma jej nadgarstki a drugą poddusza. Wchodzi w nią. Jękczy cicho. On z niej wychodzi. Mająca nadzieje na koniec udręki, bólu i odrazy odsuwa się. Ale on znów w niej jest, tym razem rekoma błądzi po całym ciele.-Ooo tak! Dobrze mała, dobrze-chwali ją lecz ona jest daleko w swiecie doznań dotąt nie znanych. -No cóż, u ciebie spędziłem i tak najwięcej czasu-mówi i wychodzi. Co to dla niego? Na co liczyła? Że to się nie zdarzy? Że to zły sen? Że da rady uciec? Została sama z plamą krwi na pościeli. Pamiątka po tym jak była dziewicą. Była. Była. Była. Szepcze to słowo a ono ginie w próżni. Tak jak zginęła tam wczesniej jej godność. Zasypia łkając cicho. Sama w świecie pełnym zła, które na przekór dobru się rozrasta. Nawet nie próbuje wyobrażać sobie jaką jest tego zła częścia, problem tkwi w tym że nie wie, o tym że należy do dobra. Dobra stłamszonego przez zło.Pięć lat późniejPokój właśnie opuściłjeden z masy klientów. Nie był zbyt wymagający jaki inni. Kilka udawanych jęków i po sprawie. Ktoś kto znałby ją jeszcze kilka lat temu mógłby jej nie poznać. Teraz ona sama uznana przez siebie za naprawdę złą osobę żyje w przekonaniu że jest na dobrym miejscu, że wszystko jej się należy. Że to dobra kara. Ale za co? Nie pyta za co, tylko robi to co uważa za karme. Poprawia makijaż, fryzure nakłada na siebie ubrania i czeka na następnego klienta. Nagle z dołu dochodzą jakieś łomoty a do pokoju wparowywuje ubrany jak antyterrorysta wysoki brunet o idealnej postawie, można by się zatopić w jego bursztynowych oczach i całować godzinami cudowne usta. Większego uroku dodawała jednak postawiona na baczność grzywka. On był naprawdę słodki. Jego myśli na widok blondynki były jednak inne. Nie wiedział co przeżyła, myślał że to kolejna ladacznica która robi wszystko za pieniądze, utwierdzony w przekonaniach doświadczonych dowódców nie zwrócił uwagi na pełne bólu i smutku oczy wylewające łzy co noc, na niesforne włosy szukające blasku słońca któremu mogły by dorównać. Nie spojrzał na nią tylko rzekł beznamiętnie:-Wychodzimy-Jakby nie widział jej w pokoju. Jakby wyprowadzał na spacer psa. Ale ona nie jest jakimś zaphlonym burkiem. Ma swoją godność. Lecz nie na to pora. Miała szansę uciec, być może to była jedyna perspektywa normalnej o ile to możliwe przyszłości. Bez namyśleń idzie za brunetem.Weszli na pokład, który miał zabrać ją do domu, rodizny. Docierają do kabiny. Znów statek, to nie przynosi dziewczynie miłych wspomnień. Ale tu było przytulnie, metalowe ściany ozdabiało tysiace plakatów jakiegoś zespołu. Było też łóżko, i biurko zagracone papierami. Chłopak przypatruje się dziewczynie z pogardą i spoglada na łóżko, jest wprawdzie dwu-osobowe ale kto prócz klientów chciałby z nią dzielić łóżko? Tak zawsze myślała, uprzedziła jego wypowiedź:-Wiesz jest jedno łóżko ale...-Co?!-pytał i przetarł oczy w jednej chwili dziewczyna stała przed nim i pryzgryzała zalotnie dolną wargę.-Ja tylko mówię że jest jedno łóżko ale dla mnie to nie problem...-Ale o co ci chodzi?-pyta a ona całuje go prosto w usta, ale inaczej niż inne kobiety, bez uczuć nawet emocji. Tak nauczyła się całować Lu. Rób nie pytaj-Dość! Cholera, dość!-krzyczy a dziewczyna jakby budzi się ze snu.-Przepraszam ja t-tylko n-nie rozmawiałam z nikim a tym bardziej z męszczyzną o niczym innym niż te sprawy od pięciu lat... To był tylko nawyk. Masz rację jestem nienormalna, powinnam spać w kącie pokoju, tak jak myślisz ze mieszkałam...-Ja nic takiego nie mówiłem!-zarzekał się ale w głębi duszy również ubolewał nad tym ze to byłą prawda.-Potrafię czytać w ludzkich twarzach, rozpoznaję czy ktoś jest zły, zafascynowany czy smutny. Niestety ostatnie na ludzkie nieszczęście jest prawie nigdy nie dostrzegane. A ty patrzysz na mnie jakbym paliła schroniska dla zabawy i obnażała się w kościele.-Ale to...-Skończ, idę skołować jakiś materac- i wyszła, gdy tylko przekroczyła próg zaczęła płakać. A on myśleć. Nie wiedział na co miał nadzieje. Na to że będzie obrażał ją w myślach aż się każde pójdzie w swoja stronę? Może na to że będzie taka jak uwżał. Dopiero teraz dostrzegł swój błąd. Nie mógł być tak płytki. Czy to możliwe? Być może.Dziewczyna mimo późnej godziny nadal nie spała, wpatrywała się tempo w sufit. Gdy się obrociła z przerażeniem stwierdziła że w nia także wpatruje się para oczu. Cudownie bursztynowych.-Nie śpisz?-pyta.-Nie.-Masz jakąś ciekawą historię na dobranoc?-pyta łagodnie.-Tak, ale opowiem tylko pod warunkiem że ty mi coś opowiesz- On nie wiedział że to będzie opowieść o jej życiu udręce, coś co miało splec los ich dwojga. A zapłatą, była jego hstoria. Nic nie jest zawsze, ani na zawsze. A tym bardziej szczęście. Oboje mieli słuchać cierpienia drugiego.-Okay.-Dawno, dawno temu w Buenos Aires żyła sobie dziewczyna. Miała dom, pieniądze, rodzinę, przyjaciół. Wszystko prawda? Żyła jak w bajce, a raczej w mydlanej bańce, która miała za chwilę pęknąć. Jej marzeniem zawsze były włochy. Pewnego dnia z przyjaciółką dowiedziały się o darmowej wycieczce zorganizowanej przez jakąś akcję. Były pijane ze szczęścia. Pierwsze co zrobiła młoda to poszła do rodziców. Usłyszała stanowcze nie. Ale co tam rodzice? Powiedziała, że jest za darmo będzie dziesięciu opiekunów i Natalia też jedzie. Po długich namysłach zgodzili się, lecz z niechęcią. Mieli dobre przeczucia, że stanie się coś złego. Bo córka nie wróciła. Ani jutro, ani pojutrze, ani nigdy. Płakali, szukali, mieli nadzieje. A nadzieja matką głupich...-Ale każda matka kocha swoje dzieci.-Dokładnie. Dlatego jeszcze żyła. Choć śmierć byłaby lepszym rozwiązaniem. Na statku, podzielono dziewczęta na trzy grupy; pierwsza ladacznice, druga tancerki i trzecia...-Nie musisz. Wiem o co chodzi.-No właśnie ona została tym kim została. Żyła w przekonaniu że jest zła, że to należyta kara. Ale tak nie było. Ona mimo to przyjmowała to nowych klientów. Była dobra w swojej specjalizacji. I to robiła. W dzień, noc. Nowe wymagania. Ale pewnego dnia, ktoś wszedł do pokoju, ktoś jak jej wybawiciel. A uwięzione księżniczki...-Kochają swoich wybawicieli-skończył. Była jego kolej. Mylił się całkiem. Odkrył ze w przerwach między słowami, że zdążył się zakochać. Zatopić w historii bólu i rozpaczy-Teraz moja kolej. Za siedmioma górami, za siedmioma lasami i siedmioma morzami... Żył chłopiec. Sam, bez przyjaciół czy choćby rodziców. W miejscu jego zamieszkania, było wiele dzieci. Kilku opiekunów. Zawsze marzył o tym, by zostać bohaterem. Ratować damy w opałach. I wreszcie się udało, mimo ludzkiej nienawiści udało się. Bohater, potępiany, bo młody, głupi. Wreszcie trafił na misję, coś konkretnego. Miał być księciem na białym rumaku ratującym księżniczkę. Sięgnął po pomomoc doświadczonych, mówili; to głupie bezwartościowe dziewczyny, nie rozmawiaj, nie patrz na nie, tylko wyciągnij z tamtąd jak najszybciej. Po prostu. No i tak zrobił. Otoczony bezpodstawnymi hipotezami. Robił to co uważał za słuszne. Ale gdy już ją spotkał, była inna. Piękna, silna, i ulotna. Nie do zdobycia. Nie potrafiłby nawet podbić jej serca. Obserwował ja, szukając drogi. Zgubił się w niej jak w labiryncie. Rozpaczliwie szukał wyjścia, ale czy tego właśnie chciał? Uciec, jak tchórz? Nie, chciał choćby spróbować. Miał nadzieję że zostaną razem. Na zawsze i zawsze. Wierzył ze mógłby oszukać los, życ zawsze i na zawsze z nią i przy niej. Oszukać zło. Przeskoczyć cierpienie. Wzlecieć do nieba. I tak przy niej czuł się jakby latał. Zadziwiała go coraz bardziej, w pozytywnym sensie oczywiście. Próbował dotrzeć do jej wnętrza, no i pewnej nocy mu się udało. Wyznała mu wszystko. Już rozumiał jej zdeterminowanie i siłę. To była jedyna dziewczyna której nie potrafił zdobyć, przynajmniej tak mu się wydawało-Byli zapieczętowani, aniołowie już postanowili. Strzała kupidyna w nich trafiła. To była ich mała nieskończoność. W zupełnej ciemności ich serca oświetlały drogę do siebie-Kocham cię-uniósł wzrok tak by skrzyżowały się ich spojrzenia.-Ja też cię kocham-wyznała. Nigdy nie czuła czegoś takiego. Znała pragnienie czy głód. Szczęście czy nienawiść. Ale nie zakochanie. Nie to. Było silniejsze niż rozsądek. Piekniejsze niż radość. Żądała go. Ale nie w normalny sposób. Tak jak można żądać wody czy jedzenia. Chciała go pocałować, przytulić być bliżej jego niż swojej duszy. Tylko z nim. Mogła by krzyczeć, że go kocha. Całemu światu. Ale to on był jej całym jej światem. Zbliżyli się i złączyli w pocałunku. Tym razem prawdziwym, pełnym namiętności, uczuć. Byli lekiem na własny ból. Plastrem na swoje rany. Ukojeniem dusz. Pierwszy raz naprawdę chciała. Być blisko kogś, naprawdę. Przerzyć to tak, jak powinno być za pierwszym razem-Już nigdy więcej nie chce udawać. Kłamać. Chce zyć normalnie, z tobą. Tylko ty i ja.-Marzę o tym-uśmiechnał się między pocałunkami. Skończyło się na tym że materac był niepotrzebny a oni pierwszy raz nie śnili koszmarów.Ileż trwało ich sczęście. Pocałunki pod gwiazdami. Pikniki na statku. Wchodzenie i wyjadanie deserów w stołówce. Miłość. Jest coś lepszego? Taki był też ten dzień.-Ludmiło Ferro.-Tak?-Ja Federico Pasquarelli, właśnie oświadczam ci się. Masz być wesoła, okay?-Co? Znaczy, tak. O, boże. Rodzice mnie zamordują-zaczęła się śmiać i przyjęła pierścionek był zrobiony z poskręcanych drucików a na środku przymocowany bursztyn-Skąd go masz?-Podstawa to nie problem. Ale bursztyn dostałem jak byłem mały. Zanim moi rodzice zginęli, wiele podróżowali i dali mi to jako prezent. Miałem go zawsze przy sobie. Teraz masz cząstke mnie.-Jesteś szalony-zaczęła płakać, nie ze smutku czy goryczy jak zwykle. Ze szczęścia. Czy ktoś jak ona mógł marzyć o kimś takim jak on? Oczywiście. Marzenia to jedna z wielu rzeczy których nie można nas pozbawić. Bólem, siłą, słowem. Tak jak nadzieja i miłość.-Na zawsze i zawsze razem?-A jak inaczej? Jak opuścić swoja połowę duszy? Jedyne co utrzymuje nas na tej planecie? Co nie pozwala odejść?-Na twarz obojga wkradł się uśmiech. Jak mogliby przestać oddychać? No, właśnie. Przestać mieć nadzieje, marzenia? Kochać to nie niszczyć. Kochać to tworzyć. Budować mur, zaufania, bezpieczeństwa. Nawet jednym gestem, słowem umacniali swoja więź. Żaden demon, diabeł czy anioł nie mógłby ich rozdzielić. Złożyli nieświadomie obietnicę. Sięgała ona dalej niż wszechswiat. Cokolwiek było dalej, nawet tam wiedziano ze Ludmiła i Federico. Będą zawsze i na zawsze. Dokonali tego o czym marzył każdy. Przechytrzyli los. Ale on chce zemsty. Musi pomścić swoja przegraną.-Na dół już!-dobiegał krzyk z tarasu-Natychmiast! Alarm stopień piąty!-Fede?-chłopak natychmiast posmutniał, jego twarz zbielała. Ona zaczęła płakać, nie wie nawet dlaczego. Krzyczała, błagała by wrócił.-Przepraszam. Kocham cię. To dla ciebie. Ja i tak muszę walczyć-powiedział i wziął ją na ręce. Schował do małego pomieszczenia pod pokładem. Przez duże szpary widziała całą sytuację. Strzelaninę. Biegi. Nagle na ziemie obok niej runął męszczyzna, na całe szczęście nie Feder.Siedziała tak przez godziny, ściemniło się. Gdyby żył. Byłby już tu. Ratował ją, a może nie mógł? Może leżał tam ranny błagajac o pomoc? Nie była tchórzem. Nie mogła pozwolić by on zginał za nią. Choćby nie wiadomo jak cholernie chciał ją chronić musial żyć. Wstała. Nie uwierzyła. Czy to możliwe? Przypomniały jej się słowa Angeles; „Nie wychylaj się, to branża dorosłych. Na dużą skalę. Nie tylko ten budynek mamy w swoim biznesie. Układy to dla ciebie za dużo, naprawdę nie wychylaj się. To tylko ostrzeżenie”. Czy to możliwe? Że to zemsta? Biegła wśród tysięcy ciał. Po pokładach. Wszędzie. Zabito wszystkich.-L-lu-uslyszała ochrypły głos. Odwróciła się. Nie mogła uwierzyć. Żył! Miała szansę! Ale przecież statek tonął. Ludzie umierali. Upadł. Rzuciła się mu na pomoc-To trucizna. Nie pomożesz mi. Ja muszę umrzeć. Wiem ze to samolubne ale tak musi być.-Nic nie musi Fede! Nic! Nic!-zaczęła krzyczeć rzacać się ze złości. Wkońcu wyjęła zza pasa partnera nóż.-Nie!-krzyczał ile mógł-Lud. Lucia. Ludka. Nie-na próżno. Myslał że podetnie sobie żyly. Ale ona przecięła jego nadgarstek. Kiedys słyszała że trucizna zostaje w krwi. Po chwili, jakby chciała wyssać truciznę przyłożyła usta do rany-To nic nie da. Kocham cię-Nic nie dało, więc przecięła także swój nadgarstek i zawarli braterstwo krwi. Tak musiało być. To gniew anioła i demona za oszukanie ich, zesłał smierć. Nie można oszukiwac losu bez konsekwencji.- Zawsze i na zawsze?-A jak inaczej?-ostatni pocałunek. Ostatnie tchnienie. Śmierć nie jest straszna. To tylko skutek uboczny życia. W końcu umarli, razem. Nik nie wie co zadziałało najpierw; czy to trucizna ich zabiła czy to serca im pękły.
Po świecie dużym dziewczynka mała kroczy,zapłakane ma swe piękne oczy,zbyt szybko dorosła,ta sprawa ja przerosłai teraz ze swym księciem żądzi w niebieI tak patrzy na ciebie.
GRATULUJE!
PROSZĘ WSZYSTKIE ZWYCIĘŻCZYNIE O KONTAKT ZE MNĄ W KOMENTARZU, LUB NA MAILA - weronika.a.d@wp.pl
NIGDY NIE PRZESTAWAJCIE PISAĆ, BO MACIE TALENT ♥
Ps. Jutro nowy rozdział ^^