sobota, 28 marca 2015

Mi Amor - 10

~ "Wycofaj się, puki czas..." ~





*Natalia*
Dzisiejszy poranek spędziłam u Ludmiły. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Między innymi wyciągnęła ze mnie powody, dla których się cięłam i chciałam zabić. Nic nie poradzę na to, że jestem bezradna. Ludzie mają mnie za pająka, którego trzeba zdeptać, zabić, wyrzucić, bo chociaż nic złego nikomu nie zrobił, przecież jest zły. Takie stereotypy niszczą, zżerają od środka.
Dobrze się stało, że poznałam kogoś takiego jak Ludmi. Ona wydaje się być cudowną, wielkoduszną osobą, która chce mi pomóc, ot tak, z potrzeby serca, a nie, bo ktoś jej tak kazał.
Śmiałyśmy się i ogólnie dobrze razem bawiłyśmy. Wydaje mi się, że nawet mogłybyśmy się zaprzyjaźnić.
- Natka, mogę zapytać cię o coś dosyć osobistego? - wróciła się do mnie ni stąd, ni zowąd, blondyna.
Skinęłam znacząco głową. Upiłam kilka łyków wody ze szklanki, czekając na pytanie, które miało właśnie paść.
- Ile dziewczyn miał Federico, wiesz może? - potarła kark.
Wybuchnęłam śmiechem. Spodziewałam się czegoś dużo bardziej... hm... intymnego? Tak, to chyba odpowiednie określenie.
- Oj, Luśka, zabiłaś mnie - śmiałam się ciągle. - Liczyłam na coś w stylu "ile razy dałaś się przelecieć" czy coś.
Dzięki Bogu, przeczuła, że tylko żartowałam, bo i jej usta wygięły się w uśmiechu.
- Jeśli chodzi o Federa, to spotykał się on ze mną, Leną, Gery, a przede mną była chyba jeszcze jakaś Cami. Potem gazety szumiały też coś o jego rzekomym romansie z Lerą, szefową wytwórni muzycznej, ale ta sprawa szybko ucichła. A tak właściwie, to skąd o  nim cokolwiek wiesz?
Przypomniało mi się, że przecież o przystojnym Włochu nic nie mówiłam. Owszem, wspominałam o jakichś moich relacjach, ale podałam tylko narodowość, bez imienia i innych danych...
- Ta blondynka o której ciągle mówił, to ja - westchnęła.
Mimo iż wydawała się promienna, można było wyczuć od niej tę nutkę smutku, typową dla opuszczonej dziewczyny.
Oplotłam ją ramionami. Zależało mi na niej, choć znałyśmy się zaledwie dzień. Ja już czułam, że jest między nimi coś w rodzaju porozumienia.
- Niedługo muszę zbierać się do Studia... - zaczęłam, odsuwając się od niej.
Popatrzyła na mnie zaciekawiona, znów energiczna. Tym jednym, głupim zdaniem zapaliłam w niej światełko jakiejś nadziei.
- Opowiedz mi o tej szkole - poprosiła w typowy dla niej sposób.
Ona zarażała pozytywizmem, szczęściem i dobrem. Nie mam pojęcia skąd biorą się takie anioły jak Ludmiła, ale dobrze, że są, bo bez nich zbłąkane dusze, podobne do moich zginęłyby już dawno w odmętach, czeluściach piekieł.
- Nie wiem co mogę ci powiedzieć. Jest to świetne liceum, gdzie każdy może rozwijać swoje pasje, jakimi jest taniec, śpiewanie czy gra na instrumentach. W większości panuje magiczna atmosfera, wszyscy się ze sobą dogadują, rozumieją, mają dobry kontakt. Wiele dzisiejszych gwiazd właśnie tam się wybiło. On Beat jest czynne cały rok, a teraz właśnie zaczęły się egzaminy wstępne.
Na chwilę zapadła między nami cisza, którą przerywał jedynie dźwięk wydychanego powietrza oraz klimatyzacja.
- Która godzina? - zwróciłam się do towarzyszki.
- Wpół do dwunastej.
Zerwałam się z miejsca. Jak zwykle byłam już spóźniona.
- Musze lecieć, buziaki - zawołałam już przechodząc prze próg.

*Ludmiła*
Natalia wyszła pospiesznie. Bardzo się zagadałyśmy. Przeze mnie spóźniła się do szkoły, biedactwo. Nie chcę, żeby miała kłopoty, albo co gorsza, by ktoś znów ją dręczył. Wiem, że nie mówi mi wszystkiego, ale przynajmniej dowiedziałam się czegoś na temat Federico. Z tego, co mówiła, wynika, że wielokrotnie próbował o mnie zapomnieć, ale mu się to nie udawało. To właściwie chyba dobrze... bo, bo przecież taka sytuacja daje nam szansę. Gdy już tylko uda mi się go odnaleźć, a wierzę całym sercem, że mi się uda, wtedy powiem mu co czuję i powiem, że wiem, że on również mnie kocha.
Mój kochany chodził do Studia, szkoły w której uczy się Nat... ciekawa jestem jak ja bym się tam odnalazła. Może muzyka jest czymś, co i mi odpowiada? Byłoby cudownie móc przebywać w miejscach, w których wiem, że przebywał również Federico. Móc oddychać tym samym powietrzem, patrzeć na te same twarze, w pewnym sensie kochać to co i on, więc być bliżej niego. To bardzo skomplikowane, ale kto wie, może skuteczne. Właściwie, to chyba mogłabym spróbować dostać się na przesłuchanie, ale najpierw musiałabym przekonać Cami do słuszności swoich przekonań. Takie zadanie nie należy do najłatwiejszych i jest najlepszym treningiem wytrzymałości psychicznej.
Usiadłam do laptopa, by wejść na stronę internetową tej prestiżowej szkoły muzycznej. Liczyłam się z tym, że nic ciekawego może nie być, ale w głębi serca miałam nadzieję, że znajdę chociażby jedno słówko na temat Fede. Weszłam w pierwszy link, który wyświetliła mi wyszukiwarka. Na ekranie pojawiło się mnóstwo kolorowych zdjęć. Na jednych były pokazane sale, zdjęcia z lekcji, na innych wesołe twarze uczniów, a nawet fotki z koncertów organizowanych przez Studio On Beat. Na jednej z już starszych fotografii zobaczyłam znajomą twarz. Przybliżyłam maksymalnie i okazało się, że mam przed sobą zadowoloną Violettę, a obok niej nawet Leona.
Byłam w lekkim szoku, bo Viola, gdy widziałam się z nią po raz pierwszy, a być może ostatni, mówiła, że do Buenos Aires wraz z mężem przeprowadziła się kilka lat temu. Coś zaczęło mi się tu nie podobać. Cała ta sytuacja najzwyczajniej nie składała się w logiczną całość. Brakowało mi jakiegoś usprawiedliwienia dla Verdasów, czegoś, co mogłoby mi to wytłumaczyć.
Powinnam się tym zająć. A co jeśli to właśnie oni ukartowali porwanie Fedusia?
Nie, nie powinnam tak myśleć, przecież oni mi pomagają, robią dla mnie bardzo wiele, są bezinteresowni, tak, jestem tego pewna... powinnam.
Aktualnie nie miałam czasu na podobne przemyślenia, bo zegarek z kukułką, wiszący na ścianie wybił właśnie godzinę dwunastą, co znaczyło, że pozostało mi równo sześćdziesiąt minut do spotkania z Cam, a po ostatniej akcji wolę już się raczej nie spóźniać.
Chwyciłam torbę z sofy i wyszłam z mieszkania, zamykając je na klucz.
Słońce na zewnątrz grzało mocno. Małe kropelki potu spływały po moim czole. Zadźwięczała moja komórka, więc spojrzałam na jej ekran. Niespodziewanie poczułam mocne uderzenie. Uniosłam wzrok. Przede mną stał chłopak. Był wysoki, miał ciemne włosy i jego ubrania były ciemne. Uśmiechał się przyjaźnie.
- Przepraszam, powinienem bardziej uważać - odezwał się pierwszy.
Zamrugałam kilka razy. Byłam pod wrażeniem tego, jak się do mnie zwrócił. Większość osób naskoczyłoby na mnie.
- Nie, to moja wina, zapatrzyłam się - spuściłam wzrok. - Ja bardzo się spieszę i...
- Jasne. Mam nadzieję, że do zobaczenia - skinął głową, po czym odszedł.
Dawno zniknął za zakrętem, a ja jeszcze stałam tak, jak słup, oczarowana nim. Po jakimś czasie zdałam sobie z tego sprawę. Otrząsnęłam się z tego niby transu, wzięłam głęboki wdech i skierowałam się w stronę szkoły, gdzie tym razem miałam mieć tę wątpliwą przyjemność spotkania rudowłosej.

*Camila*
Skończyłam właśnie lekcje z jedną z grup. Usiadłam na biurku; czekałam na Ludmiłę. Według mojego zegarka miała jeszcze pięć minut na zjawienie się u mnie. Wątpiłam w jej punktualność. Mimo, że wydaje się być naprawdę świetną osobą, nie nadaje się do tego, za co się bierze. Przede wszystkim, podchodzi do sprawy ze złej strony.
Nagle usłyszałam pukanie. Do klasy weszła blondynka. Na twarzy miała rumieńce, świeciły jej się oczy, a kąciki ust unosiły beztrosko. Wywróciłam oczami. Jej radość mnie przytłaczała.
- Jaki chłopak zakręcił ci w głowie? - zapytałam bez ceregieli, stając naprzeciw dziewczyny.
- Żaden, Camila - pokiwała przecząco głową. - Mam genialny pomysł, na który po prostu musisz się zgodzić - zaklaskała w dłonie.
Zachowywała się jak małe dziecko, jak przedszkolak, który dostał lizaka. Niby po studiach, taka już dojrzała pani profesor, a nieraz działa mi na nerwy tak bardzo, że najchętniej wyszłabym, trzaskając drzwiami.
- Więc...? - zapytałam, charakterystycznie unosząc brwi. Nienawidzę sytuacji, w których muszę domyślać się, co ktoś chce mi powiedzieć. Wolę, zdecydowanie wolę, mieć wszystko czarno na białym.
- Zapiszę się do Studia On Beat! - zawołała rozradowana.
Usiadłam z wrażenia. Ona chyba postradała zmysły. I co jeszcze? Może od razu pójdzie na policję, zgłosić, że ma sfałszowane dowody i wszystkie dokumenty...
- Nie ma mowy - złożyłam ręce na piersi. Jeśli nawet będzie próbowała mnie przekonać, nie zgodzę się na to. Na zbyt wielkie niebezpieczeństwo naraża nas wszystkich, takim posunięciem.
- Nie? A czemu? Weź, no! Zrozum, że w ten sposób poznam ludzi, z którymi Federico miał kontakt. Będę mogła się czegoś dowiedzieć na jego temat i może uda nam się uchylić rąbek tajemnicy - tłumaczyła jak nakręcona zabawka dla kota.
- Nie! - przerwałam krzykiem. - Nie, kurczę, nie zgadzam się. Zrozum, Lud, że to zły wybór. I powiedz szczerze, ok? Chcesz się tam dostać nie po to, by odnaleźć Fede, a po to, bo dowiedzieć się o jego przeszłości.
- Jak właściwie możesz mnie tak posądzać?! - wybuchnęła.
Z rozentuzjazmowanej dziewczynki stała się nagle złą kobietą. W jej tęczówkach widziałam wściekłość, a na twarzy malowała się nienawiść.
- Rób co uważasz panienko, ale na moją pomoc co do twojej szkoły muzycznej nie masz co liczyć - syknęłam.
Próbowałam się choć troszkę uspokoić, ale słabo mi to wychodziło. Zamknęłam oczy. Luśka serio wyprowadziła mnie z równowagi.

*Ludmiła*
Wściekła, wyszłam stamtąd, trzaskając drzwiami. Nie obchodzi mnie zdanie Camili. Tak czy siak, zgłoszę się na przesłuchanie. Nie ma opcji, żebym przepuściła tak wielką szansę.
Ruda idiotka nie będzie stawiać mi granic możliwości. Chcę iść pouczyć się muzyki i tańca, to pójdę i tyle.
Ciągle roztrzęsiona, zła i zawiedziona, w błyskawicznym tempie dotarłam do domu. Łzy bezsilności płynęły po moich policzkach. Rzuciłam się na łóżko w sypialni. Wtedy dałam już całkowity upust emocją i chyba dobrze zrobiłam, bo potem czułam się dużo lepiej.
Gdy już słone krople przestały wypływać spod moich powiek, przewróciłam się na plecy i gapiąc się w sufit myślałam. Tysiące wspomnień przewijało mi się przez głowę.

Mała dziewczynka, mała, malutka, jechała z rodzicami do babci na obiad. Bawiła się swoją uroczą laleczką, jak większość innych małych dziewczynek w jej wieku. Nagle coś się stało. Samochód gwałtownie się zatrzymał, a rodzice już nie reagowali na jej wezwania. Nikt nie słyszał płaczu. Chciała się ruszyć, ale była jak sparaliżowana. Strach ogarnął jej ciałko, spętał, sprawił, że zamarła. Potem były huki, wycie kogutów na dachach wozów policyjnych, strażackich oraz karetek. Mamusię i tatusia zapakowali do czarnych, foliowych worków i nigdy więcej nie miała okazji ich zobaczyć. 

Smutna dziewczynka, o długich warkoczach, obijających się o jeszcze nie wyrobioną talię i niewyróżniające się biodra, co ranek i co wieczór zasiadała na dużym parapecie, patrzyła przez okno na to, jak życie przepływa jej koło nosa. Już dawno temu straciła nadzieje na to, że kiedyś uda jej się uśmiechnąć. A wtedy właśnie pojawił się ON. Pojawił się ktoś, kto był w stanie sprawić, że bladą twarzyczkę rozjaśniaj jeszcze bardziej, promienny uśmiech.
Późna jesień. Liście z drzew już spadły. W słonecznej Hiszpanii były suche i zgrabione. Dwójka nastolatków leżała nocą w jednej ze stert tych właśnie liści i oglądała gwiazdy. Wymknęli się ze sierocińca, by móc popatrzeć na niebo. On obiecał Jej, że kiedyś, jak już dorosną, jak będą szczęśliwą rodziną, kupi jej gwiazdę. Kupi i nazwie jej imieniem. Przytulił blondynkę, pozwalając jej usnąć z wiarą w sercu, że świat wcale nie jest taki zły.

Nie mogłam wytrzymać samotności oraz ciemności, która mnie otaczała. Zagryzłam wargi, zacisnęłam powieki i znów załkałam cicho. Żyjecie jest tak niesamowicie niesprawiedliwe. No bo czy ja, albo Fede kogokolwiek, kiedykolwiek skrzywdziliśmy? Nie, nigdy.
Otarłam policzek wierzchem dłoni. Chwyciłam pilot od telewizora i włączyłam na byle jaki program. Leciał akurat jakiś talent-show. Powtórka sprzed miesiąca.
Usłyszałam znajomy głos. Oparłam się na łokciach, przyglądając migoczącemu obrazowi w czarnym pudle. Feduś. Widziałam go przez chwilę, kilka krótkich minut, podczas których uśmiechałam się do siebie, jednak potem moje serce ogarnął żal jeszcze większy niż przed kilkoma chwilami.
Zadzwonił telefon, co przyprawiło mnie niemal o zawał. Odebrałam, nie patrząc nawet, z kim będę rozmawiać.
- Słucham?
- Witaj, moja droga - odezwał się głos po drugiej stronie.
- Przepraszam, czy my się znamy? - zapytałam marszcząc brwi. Głos wydał mi się zupełnie obcy.
- Nie wiem czy ty mnie znasz, być może. Ja natomiast doskonale wiem, kim jesteś. Osoba, która tu ze mną jest chyba chce ci coś przekazać - zwracała się do mnie w sposób bardzo specyficzny. Przesłodzony ton wręcz ociekający jadem.
- Ludka - usłyszałam. - Wycofaj się, puki czas, proszę. Zrób to dla mnie, Ludmiłka.
Po tych słowach już tylko trzy głuche sygnały. Nie wiem ile czasu minęło, zanim dotarło do mnie, że to właśnie mój najdroższy Włoch ostrzegał mnie przed czymś... Przeszły mnie ciarki. Poczułam w sobie strach i podniecenie, które mieszały się ze sobą, tworząc mieszankę wybuchową.
Teraz tym bardziej nie mogę sobie odpuścić, a powinnam walczyć. Teraz, kiedy jestem pewna, że żyje.

~
Nic nudniejszego chyba w życiu nie napisałam. Choć powiem Wam, że pisało mi się całkiem dobrze, to jakoś nie umiem wypowiedzieć się na temat treści. Znajdą się w niej fragmenty, które mi się podobają, ale i takie, które wcale nie przypadły mi do gustu. A Wy, kochani, co sądzicie?
~
Perełki...
Pod ostatnim rozdziałem pojawiło się dość dużo komentarzy z anonima. Były wśród nich hejty. Ja jestem osobą, która raczej się nimi nie przejmuje, ale muszę zwrócić na coś uwagę...
Ktoś napisał, że fabuła jest nuda... Wiecie, ja się zgodzę. Mam cały plan tego opowiadania, punkt po punkcie, tak jak daję Wam w spojlerach. Rozpisałam to w tamtym tygodniu na kartce. Mogę obiecać, że od przyszłego rozdziału akcja wreszcie zacznie się toczyć. Zdradzę Wam, że Ludmiła trafiając do Studia trochę się zmieni, będzie... oj, no za dużo bym powiedziała.
Czytam Wasze komentarze, w których piszecie różne rzeczy. Zazwyczaj te dobre. Natomiast zdarza się też, że piszecie co Wam nie pasuje. Wtedy staram się to zmienić. Proszę, pamiętajcie, że ja tego bloga prowadzę dla Was - przede wszystkim.
~
Spojlerek ;)
- Ludmiła wpada na genialny pomysł zeswatania Naty i Maxiego
- Camila podejmuj ważną decyzję
- Ludmi trafia do Studia
~
Hej kochani, jutro Violetta Live! Jejuuu, już nie mogę się doczekać! Chcę ich zobaczyć, chcę bardzo, bardzo. A Wy? Kto jedzie? ;)
Może  pod następnym postem wrzucę jakieś zdjęcia z koncertu, albo coś :)))
~
KOCHAM WAS MOCNO <3
~
Mogę Wam coś wyznać?
Nie mówiłam Wam dotąd czemu wybrałam taki temat opowiadania... może czas to zmienić.
Opowiadanie jest pewnego rodzaju przenośną... Główna bohaterka najbardziej boi się stracić ukochanego. A ja najbardziej boję się, że stracę Was.
I nie wymyśliłam sobie tego. Napisałam to, co czuję.
~
Mam małą sprawę... macie może Snapchata? Jeśli tak, to możecie podać?
Mój to: Mrs.Pasquarelli

czwartek, 26 marca 2015

Konkurs... wyniki? Nowy konkurs?



Hola!
Moi kochani, zanim zacznę chcę podziękować Wam za życzenia na urodziny. Nie spodziewałam się tego. Jesteście kochani, cudowni, najlepsi. Dziękuję, dziękuję Wam wszystkim a zwłaszcza LilDevil i Mechiś. Kocham Was. Wszystkich! :* A teraz...
Pamiętacie pewnie, jak w lutym pisałam, że biorę udział w konkursie na blog roku i niezależnie czy uda mi się przejść, czy nie, zrobię konkurs w ramach wdzięczności? Jak nie pamiętanie, to nic nie szkodzi :)
No wiec robię konkurs. Na początku miałam problem wymyśleniem jakiegoś sensownego zadania i nagród.
No właśnie i teraz tak myślę... odwołuję poprzedni konkurs, choć nie do końca, bo wszystkie prace, które z niego dostałam, przypiszę pod ten konkurs, dobrze?

Niżej jest wszystko rozpisane :)
Zachęcam do wzięcia udziału!

1. Organizator
1.1. Organizatorem konkursu jest osoba indywidualna - Wercik Weronka Weruś.
1.2. Organizator ma obowiązek udzielenia dodatkowych informacji każdemu z uczestników.
1.3. Organizator nie bierze odpowiedzialności za niechęć do dalszej współpracy osób nagrodzonych.
2. Zadanie konkursowe.
2.1. Zadaniem uczestnika jest napisanie One Shot'u,  miniaturki, listu lub innej formy pisemnej (dalej: praca)
2.2 Praca powinna liczyć sobie co najmniej 2 strony w programie world bądź OpenOffice, czcionką 13, pisma Time News Roman.
2.3. Praca musi być tematyczny.
3. Temat pracy.
3.1. Tematyka jest dowolna, jednak praca musi spełniać dwa warunki.
Warunek pierwszy: Musi być o miłości
Warunek drugi: Praca ma być o parze z serialu Violetta.
3.2. Do wyboru są pary: Fedemila / Diecesca / Leonetta /  Leomila / Diegomila / Marcesca / Diegoletta / Fedeletta / Fedecesca / Bromi / Semi / Naxi / Dielara / Lexy (Leon i Roxy) / Fausta i Andreas (nie wiem jak ta para się nazywa...)
3.3. Praca nie musi się kończyć dobrze.
3.4. Gatunek pracy jest dowolny.
3.5. Mogą przeplatać się wątki więcej niż jednej pary, ale nie więcej niż pięciu par.
4. Czas trwania.
4.1. Konkurs trwa od 25.03.2015r. do 25.04.2015r.
4.2. Organizator ma prawo przedłużyć czas trwania konkursu.
4.3. Wyniki zostaną ogłoszone 30.04.2015r.
4.4. Nagroda zostanie wysłana w ciągu siedmiu dni roboczych od ogłoszenia wyników.
5.Nagrody. 
5.1. Nagrodą główną jest płyta Gira Mi Cancion, opublikowanie pracy autora na blogu.
5.2. Nagrodą za zajęcie drugiego miejsca jest  możliwość napisania z właścicielem tego bloga jednego rozdziału i opublikowanie pracy autora i polecanie bloga autora przez miesiąc.
5.3. Nagrodą za najęcie trzeciego miejsca jest możliwość napisania z właścicielem tego bloga jednego rozdziału i opublikowanie pracy autora.
5.4. Nagrodą za wyróżnienie jest zobowiązanie się organizatora do komentowania bloga autora przez miesiąc oraz opublikowanie pracy autora.
5.5. Liczba wyróżnień nie jest określona.
5.6. W przypadku, gdy nagrodzony autor nie zgłosi się w ogłoszonym terminie, nagroda przepada.
6. Komisja
6.1. W skład komisji wchodzą:
Wercik Weronka Weruś
Julia Fiszer/Ewa Czar
oraz jedna z zaprzyjaźnionych blogerek, która nie weźmie udziału w konkursie.
7. Postanowienia końcowe. 
7.1. Biorąc udział w konkursie licz się z tym, że możesz wygrać!

PRACE NALEŻY WYSYŁAĆ NA MÓJ ADRES E-MAIL: weronika.a.d@wp.pl

Jak widzicie, zasady tego konkursu nie różnią się za specjalnie od poprzedniego. Tym razem nie są tak hm... przerysowane, a nagrody moim zdaniem ciekawsze.
Podoba Wam si konkurs? Weźmiecie udział?

Bardzo Was kocham ♥

środa, 25 marca 2015

Sto lat, Kochanie ♥

Hej, Miśki! <3
Wiecie, jaki dzisiaj dzień?
Specjalny dla pewnej cudownej osóbki ^^
A mianowicie → urodziny Werki! :3
Na razie jest w takim wieku, że cieszy się z tego, że jest starsza, a nie płacze, bo staje się babcią :’D
Więc radujmy się razem z Nią, yay! <3
Chciałam sprawić Jej jakiś prezent, który mógłby Ją ucieszyć, ale nie udało mi się go wysłać :< (I tak go dostanie, ale z drobnym opóźnieniem :3) Wtedy zrozumiałam, że najlepszym prezentem dla Niej jesteście Wy! <3
Dzięki Wam tyle razy przeszła przez trudności, jakie życie rzucało jej pod nogi. Każde Wasze miłe słowo sprawiało Jej uśmiech. Dziękuję w Jej imieniu <3
Nawet nie wiecie, ile razy nieumyślnie jej pomogliście :) Nie przestawajcie wnosić światełka do Jej życia, okay? <3
Teraz przejdę do specjalnych życzeń, napisanych tylko dla Niej <3
Znamy się już całe osiem miesięcy, a ja wciąż kocham Cię tak, jak na początku (brzmi, jak list do chłopaka, omfg) <3
Tyle razy mi pomagałaś, znosiłaś mój charakter i byłaś ciągle przy mnie <3
Nauczyłaś się ode mnie tak wiele złych rzeczy, że ojeju :’DD
Mimo to nie zostawiłaś mnie i mam nadzieję, że nie masz takiego zamiaru <3
Jesteś mega cudowną osóbką, więc życzę Ci wszystkiego najlepszego xx
Aby Twoje marzenia w końcu się spełniły. M. in. żebyś mogła wreszcie wyjść za Ruggero i mieć z Nim 7654383428 dzieci <3
Aby szkoła wreszcie się skończyła i przestała zajmować nam tyle niepotrzebnego czasu.
Abyś dostała autograf od Jorge (dla mnie XD) i Ruggero na Violetta Live <3
Aby całe Twoje życie było zabawą bez smutków <3
Abyś przestała przejmować się tym, co mówią Ci inni <3
A tak w skrócie:
STO LAT, WERKA, WSZYSCY CIĘ KOCHAMY <33

Ps. To miały być takie supi życzenia urodzinowe, ale nie wyszło, ehh. Proszę, bądźcie lepsi ode mnie i napiszcie coś normalnego <3
Ps. 2. Żeby nie było - cały post pisałam ja (LilDevil), a nie Werka w trzeciej osobie XD

sobota, 21 marca 2015

Mi Amor - 9.

~ "...ogólne pojęcie śmierci" ~


*Ludmiła*
Zaraz po lekcjach miałam spotkać się z Camilą. Chciała zabrać mnie na siłownie, by sprawdzić jak wytrzymała jestem. Ta dziewczyna twierdzi, że muszę być zwinna, silna i ogólnie sprawna fizycznie. 
Cały poranek spędziłam robiąc porządki w mieszkaniu. Nie wiem, czy mogę nazywać jej moim, przecież prawnie należy do Leona, a ja jestem tu tylko chwilową lokatorką.
W każdym bądź razie, nie znoszę bałaganu, jak większość medyków muszę mieć wszędzie czyściutko. Podejrzewam, że to zła cecha, a zwłaszcza dla mnie, teraz. 
Wydaje mi się, że dwa różne typy ludzi różnie mnie odbierają. Jedni uważają za pustą blondynkę, a inni za kruszynkę, która się wszystkiego boi. Oczywiście ani jedno, a ni drugie nie jest prawdą. 
Nie czuję jakiegoś wielkiego strachu przed tym, co ma nadejść, nie obawiam się niebezpieczeństw.
Jedyna myśl, jaka przyprawia mnie o dreszcze, to ta, że mogę stracić Fede. Moje serce rwie się ku niemu. Gdy tylko myślę o tym, że teraz mogłabym być zamknięta w jego silnych ramionach, mógłby otaczać mnie troską i dawać miłość tak wielką, jaką ja go darzę, a zamiast tego jesteśmy od siebie tak cholernie daleko i z niewiadomych przyczyn mam wątpliwości co do jego uczuć, chce mi się płakać. Zła, smutna i roztrzęsiona przysiadłam na kanapie. Nieraz nie rozumiem siebie. Myślę o czymś, co sprawia mi ból, robię rzeczy, które ranią mnie samą. Czuję się, jakbym miała dwie twarze, jedną która jest dobra, delikatna i śliczna, oraz drugą, która robi wszystko, by zniszczyć tą pierwszą.  
Oblizałam wyschnięte usta, wyjęłam z kieszeni białych rurek błyszczyk i przejechałam nim po wargach. Wstałam z siedzenia, ociągając się przy tym. Niebawem miałam spotkać się z Cami, a naprawdę odechciało mi się wychodzenia z domu.
Chwyciłam płaszczyk z wieszaka, bo dziś mocno padało i ogólnie, było chłodno. 
Szłam, wlekąc nogę za nogą. Smętność tego dnia wcale nie pomagała mi w pozytywnym myśleniu. 
Przypomniało mi się nawet pewne zdanie, które zawsze mówiłam w dzieciństwie. "Świat umiera". To prawda, bo przecież podczas deszczu nie ma kolorów, nie ma wesołości. Wszystko umiera, by wraz ze zniknięciem opadów znów się odrodzić. Nieraz ciężko jest zrozumieć przyrodę i ogóle pojęcie śmierci. 
Z moich poważnych przemyśleń dotyczących istnienia, wyrwał mnie dźwięk czyjegoś krzyku. Uniosłam wzrok i zobaczyłam że na dość wysokim blokiem mieszkalnym, konkretniej mówiąc, na dachu stoi dziewczyna. Na dole natomiast, jakiś mężczyzna. Chyba policjant. Wyglądało to, jakby ona chciała skoczyć. 
Nie zastanawiając się nawet chwili, pobiegłam w tamta stronę. Nie wiem w jaki sposób znalazłam się obok potencjalnej samobójczyni. 
Złapałam ją za ramię i odciągnęłam od krawędzi podłoża. 
- Co ty wyrabiasz?! - krzyknęłam na nią. 
- Niech pani mnie zostawi! Kim pani w ogóle jest?! Nie ma pani prawa wtrącać się w moje żyje! - również uniosła głos.
Wzięłam głęboki wdech. Nie mogłam jej tak traktować. Nie powinnam też tak pochopnie oceniać. Musiała być naprawdę nieszczęśliwa i mieć powody do chęci zabicia się. 
- Spokojnie, już... Posłuchaj, jesteś jeszcze młoda i niezależnie co ci się złego przytrafiło, wyjdziesz jeszcze na prostą. Nie możesz zmarnować tego, co dostałaś. Życie jest wielkim darem, a darów się nie oddaje. Nie jeden marzyłby, żeby być tak ślicznym, zdrowym, wolnym... człowiekiem jak ty, wiesz? Twoje kłopoty z perspektywy wszechświata są naprawdę małe. 

*Natalia*
Spuściłam głowę. Może ta blondynka naprawdę miała rację. Może nie powinnam chcieć popełnić samobójstwa. Jednak w momencie, gdy Clement zadzwonił do mnie z wiadomością... po prostu nie dałam sobie rady. Miałam wtedy wrażenie, że nic nie ma sensu, że to już nie dla mnie ten świat. 
Zamknęłam oczy. Wstyd przepełniał mnie całą. 
Tyle razy ile już byłam raniona, tyle razy upadałam, a jeszcze więcej razy się podnosiłam. Milion razy już poległam, ale milion dwa wstawałam by dalej walczyć. 
Tego wszystkiego było już chyba dla mnie zbyt wiele. Psychicznie sobie nie poradziłam.
- Ja...nie wiem co powiedzieć - przyznałam, gdy ona skończyła. - Chyba powinnam ci podziękować za uratowanie życia.
- Nie ma sprawy - machnęła ręką, jakby chciała powiedzieć "to dla mnie norma". - Mogę wiedzieć kim jesteś?
- Nazywam się Naty.
- Ludmiła - podała mi dłoń. - Wiesz... nie jest tu najcieplej. Może przejdziemy się gdzieś na kawę czy kakao i porozmawiamy w spokoju? - zaproponowała. 
Skinęłam głową, otulając się ramionami. Skierowałam się w kierunku wyjścia, zejścia. 
Na dole minęłam Germana, do którego nie odezwałam się nawet słowem. Jest takim samym idiotom jak te jego córeczki. 
Usiadłam razem z Ludmiłą w pobliskiej knajpeczce. Przypatrywałam się jej uważnie. Nie bardzo wiedziałam skąd się wzięła. Być może została mi zesłana z nieba, jako anioł stróż. 
- Opowiesz mi coś o sobie? - poprosiłam, gdy już złożyłyśmy zamówienie. Ciekawiła mnie. Wydawała się być inna do tych dotychczas znanych mi ludzi. Miła i sympatyczna, bezinteresowna, szczera, pomocna...  
- Mam dwa....em, osiemnaście lat. Mieszkam nieopodal, sama, bo z rodzicami nie utrzymuję kontaktu. Jedyna rodzina jaką mam to kuzyn Maxi - westchnęła. W tak szybkim czasie posmutniała niesamowicie. Uleciał z niej wewnętrzny wdzięk i chyba uległa jakimś wstrętnym myślom, wspomnieniom, które pętały jej umysł. 
- Jestem od ciebie starsza aż o trzy lata - uśmiechnęłam się lekko. - Chodzę do prestiżowej szkoły muzycznej, Studia On Beat. Właściwie, to nie wiem co mogę jeszcze powiedzieć. Raczej ciężko mi jest otwierać się przed nowo poznanymi ludźmi.
- Chciałabym wiedzieć, czemu prawie skoczyłaś - oznajmiła, upijając łyk espresso, którą w międzyczasie przyniosła kelnerka. 
Przełknęłam ślinę. Nienawidzę mówić o swoich problemach, jest to dla mnie jak kula u nogi. 
- Moi rodzice zmarli rok temu w wypadku. W podobnym czasie mój chłopak wyjechał do Europy. Wtedy też zakochałam się w pewnym przystojnym Włochu, który ciągle gadał tylko o jakiejś swojej dawnej przyjaciółce. Zaczęłam się ciąć. W Studiu zaczęłam zadawać się nieodpowiednimi osobami. Dzisiaj zadzwonił do mnie kolega i powiedział, że... - głos mi się załamał - zaczął mnie szantażować. Nie chciałam zrobić tego, co ode mnie żądał, więc zagroził, że dopilnuje tego, by wyrzucili mnie ze szkoły. Potem jeszcze jego dziewczyna... Oni nie dają mi spokoju. 
Była mi ciężko o tym wszystkim mówić, ale gdy już się wygadałam, poczułam się lżej, jakby ktoś zdjął ze mnie ciężar.

*Ludmiła*
Pogładziłam dłoń tej biednej czarnowłosej Argentynki. Zrobiło mi się jej naprawdę żal. Stracić tak wiele w jednym czasie i być dręczonym przez rzekomych przyjaciół... wydaje się okropne. 
- Musisz się im przeciwstawić, albo donieść komuś na to jak nieludzko się wobec ciebie zachowują - poradziłam jej. - Jesteś inteligentna i ładna. Nikt nie ma prawa cię... - nie udało mi się dokończyć, gdyż zadzwoniła moja komórka. 
Wyjęłam ją, spojrzałam na wyświetlacz i załamałam ręce. Czułam, że zaraz porządnie mi się dostanie. Wcisnęłam zieloną słuchawkę, przygotowana na niezły ochrzan. 
- Lud?! Gdzie ty jesteś?! Co się z tobą dzieje?! Czekamy już jakieś dwadzieścia minut! - darła się w niebo głosy Cami. 
- Są złe warunki, mam mały problem z dotarciem na miejsce - westchnęłam. Liczyłam, że nabierze się na moją marną wymówkę. 
- No i? Ludmiła, pogoda pogodą, a obowiązki obowiązkami. Może ty się zwyczajnie na nadajesz? 
- Ja się nie nadaję? - krzyknęłam. - Że niby ja? Posłuchaj mnie. Od wczoraj wysłuchuję twoich narzekań, stękań i opowieści o tym, czego to ja nie umiem i co to ja źle robię. Przestań wytykać mi moje błędy i weź się zastanów nad sobą. Będę tam wtedy, kiedy mi się zachce i nie będziesz urządzać mi życia, rozumiesz? - mówiłam jak najęta. Byłam wściekła. Rozłączyłam się.
Nie wiem co ta ruda sobie wyobraża. Może, że ja będę dostępna na każde jej zawołanie. Jeśli tak sądzi, to grubo się myli. Może i ma  mi pomóc, ale nie w taki sposób. Tak, do niczego nie dojdzie. 
- Natka, ja muszę już iść. Zadzwoń do mnie wieczorem, to pogadamy - napisałam jej na karteczce mój numer i wyszłam. 
Szłam szybko w stronę siłownie, na której umówiłam się z Cam i Maxim. Z każda chwilą rosła we mnie złość. 
Niektórzy ludzie są tak potwornie denerwujący. Nie bardzo pojmuję ich tok myślenia. Chcą skupiać na sobie całą uwagę, albo uważają, że wszystko kręci się wokół nich. Takiego zachowania zdecydowanie nie można zaliczyć do normalnych. 
Od początku uważałam, że Camila jest jakaś niezrównoważona psychicznie, ale żeby aż tak, by dzwonić do mnie i się drzeć bez większego powodu? No ja rozumiem, jakby powiedziała to samo, ale w całkiem inny sposób. Nie byłoby prościej? Nie było mnie złości?
Pociągnęłam drzwi i weszłam do pomieszczenia. W środku panowała zupełna ciemność.
- Halo? Jest tu kto? - zapytałam niepewnie. 
Wyjęłam z torebki gaz pieprzowy, w który niedawno się zaopatrzyłam. 
Usłyszałam kroki kilka metrów dalej. Ktoś zbliżał się do mnie, a gdy był już na niebezpiecznie bliską odległość, użyłam mojej tajnej broni. 
Po kilku sekundach samo zapaliło się światło i zobaczyłam, że na podłodze, przede mną, leżał manekin. Uniosłam zdziwiony wzrok. O prostopadłą ścianę do tej, przy której stałam, opierali się moim znajomi. 
- Zaliczyłaś pierwszy test moja droga, gratulacje - zadowolona Cami poklepała mnie po ramieniu. 
Otworzyłam buzię ze zdziwienia. Nie wierzyłam, że mogli mnie tak urządzić. 
- Ukartowaliście to? - zapytałam z niedowierzaniem. - Nawet Natkę?
- Wszystko było zaplanowane, oprócz twojego spotkania z Natalią - wyjaśnił Maxi.
Pokiwałam głową.  W głowie miałam kompletny mętlik.
~
Cześć! 
Jak się Wam podoba? Tylko proszę, szczerze. 
Według mnie mało się dzieje, ale długościowo nie jest najgorzej. o do treści, to ja się wolę nie wypowiadać...
~
Spojlerek: 
- rozmowa Lu z Naty 
- sprzeczka Lu i Cami 
- wieści na temat Federico.
~
Mam takie pytanie... Bo pod ostatnim rozdziałem było 12 komentarzy. W porównaniu do innym to dużo mniej. Ogólnie, statystyki jakoś tak spadają. Trochę mnie to martwi. Chciałam zapytać o powód, bo sądzę, że możecie go znać.Czy może ja aż tak źle piszę?? 
Proszę, powiedzcie mi co robię źle. 
~
Co tam u Was?
Ja byłam chora :< Właściwie, to ciągle trochę jestem, ale to mało istotne... Dziś pierwszy dzień wiosny ^^
~
KOCHAM WAS NAJMOCNIEJ MOJE ANIOŁKI
~
Jak wiemy, za tydzień Violetta Live. Tak myślałam... Chciałbym się spotkać z Wami. Chciałabym trochę Was poznać. Tak na żywo. Więc jeżeli ktoś z Was jedzie na Violetta Live w przyszłą niedzielę, obojętnie na którą godzinę, proszę, napiszcie do mnie. Najlepiej na gg ( mój numer gg: 51192567  )
albo na poczcie ( weronika.a.d@wp.pl  lub wercik.weronka@onet.pl ) asku (@Fedemilers) lub w komentarzu pod rozdziałem. 
Dziękuję bardzo. 
Kocham Was.
Ps. Jest późno w nocy, już nie mam siły, żeby sprawdzić, zrobię to dzisiaj jakoś wieczorem... 

sobota, 14 marca 2015

Mi Amor 8.

~ "Nie jesteś tym, za kogo się podajesz..." ~



*Ludmiła*
Camila stanęła naprzeciw i utkwiła we mnie wzrok. Przeszywała mnie na wskroś. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Jej pewność siebie biła na głowę moją dotychczasową odwagę. Głośno przełknęłam ślinę. Miałam wrażenie, że nie wytrzymam tej presji, którą na mnie wywierała.
- Nie jesteś tym, za kogo się podajesz, Ludmiło - odezwała się stanowczo.
Nie rozumiejąc nic, oparłam się o ławkę. Zamknęłam oczy. Cholernie bałam się, że jestem tak marna w swoich drobnych kłamstewkach, że zostałam rozpracowana już na początku. Pierwszego dnia mojej walki o życie najdroższej mi osoby miałam polec, zostać raz na zawsze przekreślona.
Wtedy też dotarło do mnie, że nie mogę się poddać, muszę walczyć, bo mam dla kogo. Wyprostowałam się, uniosłam głowę do góry i spojrzałam na rudą.
- Nie wiem o czym pani mówi - złożyłam ręce na piersi.
Zawsze byłam dobrą aktorką. Potrafiłam perfekcyjnie grać kogoś, kim wcale nie jestem. Podczas mojego pozornie niedługiego życia zdążyłam nauczyć się już wielu rzeczy. Przed każdym udawałam kogo innego, sprawiałam, że widzieli we mnie taką osobę, jaką chcieli widzieć. Postanowiłam, że wykorzystam tę niezwykle przydatną umiejętność.
- Niezła z ciebie aktorka, Lu - uśmiechnęła się lekko nauczycielka. - Dobrze, skończmy już tą partię kart i przejdźmy do rzeczy.
Uniosłam wzrok na chłopaka, opierającego się o drzwi. Unosił kąciki ust lekko, a jednocześnie wykrzywiał je w typowym grymasie, sygnalizując tym samym, że bardzo chciałby się roześmiać, lecz nie może.
Nie rozumiałam o co w tym chodzi. Z jednej strony Cami była dla mnie wredną jędzą, a z drugiej, odnosiłam wrażenie, że da się ją lubić i przyciągała do siebie ukrytym optymizmem.
Lubię ludzi, których nie da się do końca przejrzeć. Są zagadką. Trzeba powoli dochodzić do ich wnętrza. To tak, jak z prezentem urodzinowym. Dostajesz duże pudło, opakowane z piękny papier, a w środku znajdujesz malutki przedmiot.
- A więc, moja droga - odezwała się znów Cam - jestem częścią tego wszystkiego. Od dawna współpracuję z Verdasem. Teraz wiem o tobie niemalże wszystko. Ten gość jest naprawdę dobry w znajdowaniu potrzebnych informacji. A wiec... - zrobiła chwilową przerwę, w której błądziła po mojej twarzy wzrokiem. Tym razem jednak byłam nieugięta. - Więc szukasz Fede? - odwróciła nagle wzrok.
Jestem, byłam i będę osobą, która wie więcej niż może się wydawać. Umiem rozgryźć poszczególne gesty. Ją akurat coś zabolało, powróciło jakieś niezbyt przyjemne wspomnienie związane z Federico.
- Tak, chcę odnaleźć Pasquarelliego, bo jest dla mnie naprawdę ważną osobą - wyznałam. - Ale... wydaje mi się, że dla ciebie również jest kimś bliskim.
- Był - poprawiła mnie. - Był moim narzeczonym.
Poczułam, jak grunt osuwa mi się pod nogami. Zakręciło mi się w głowie, kolana stały się miękkie. Przestałam mieć władzę nad własnym ciałem. Upadłam. Maxi złapał mnie w ostatniej chwili.
Serce waliło mi jak młot. Nie potrafiłam się uspokoić i mimo iż miałam wielką ochotę, wybuchnąć płaczem, uciec, schować się i nigdy nie wychodzić, odsunęłam od siebie te myśli.
Powinnam uszanować to, że Włoch najwidoczniej już dawno o mnie zapomniał i chciał ułożyć sobie życie z kimś zupełnie innym.
Zastanawiało mnie tylko jedno...
- Jak to, "był"? - wymsknęło mi się, gdy już stanęłam na własnych nogach.
- Rozstaliśmy się, bo stwierdził, że nie potrafi tak żyć i jego serce należy do innej dziewczyny. Do pięknej blondynki, którą kochał dawno temu - westchnęła. - Teraz już wiem, że chodziło mu o ciebie.
Zrobiło mi się jej żal. Ona chyba naprawdę go kochała... Ale on kochał mnie. Gdy wreszcie to do mnie dotarło, poczułam nagły przypływ sił, rozpaliła się we mnie nowa nadzieja i wiara. Może faktycznie chodziło mu o MNIE?

*Camila*
Wiem, że musiało ją to zaboleć. Zresztą, było widać po reakcji. Nie miałam zamiaru sprawić jej przykrości. Moje zadanie polega na czymś innym. Leon kazał mi zrobić z niej twardą kobietę, więc do tego będą dążyć. Ta dziewczyna nie jest świadoma tego, w co się pakuje. Przecież ona nie ma pojęcia, jak wiele zła może ją spotkać.
Wydaje się być na prawdę nadzwyczaj miłą i wrażliwą. Teoretycznie tacy ludzie są najbardziej lubiani. Dobrze, ale w tym przypadku owe cechy są najgorszymi jakie można posiadać.
Mąż mojej koleżanki postąpił słusznie, wysyłając Luśkę do mnie.
Muszi nauczyć się żyć ze świadomością, że każda z chwil może być jej ostatnią i pogodzić się z tym, że nieraz trzeba dokonywać wyborów, które wpływają na nasze życie tak, a nie inaczej i choć nie zawsze jest to korzystne, trzeba umieć się bronić. Ta blondi nie wie jeszcze, że nie raz może zdarzyć się, coś, co trwale pozostawi ślad na jej psychice. Trzeba będzie umieć wybierać- własne bezpieczeństwo za czyjeś życie.
Trudno. Świat taki już właśnie jest. Nie ma sprawiedliwości.
Większość ludzi, a zwłaszcza takich jak ona, nigdy nie poznała prawdy o istnieniu. Może jej się wydawać, że jest inteligentna, błyskotliwa i ma wiedzę. Zgodzę się z tym, ale chodzi w tym wszystkim właśnie o to, że pomiędzy dobrem i złem jest bardzo cienka linia, którą niezwykle łatwo jest przekroczyć, nawet nie mając o tym pojęcia.
Ludmiła właśnie dokonała wyboru i nie sądzę, by było on tym właściwym.
Czeka ją długa droga, dużo cierpienia i chwili niepewności.
Moja rola w całym teatrzyku, gdzie lalkarzami są ci, o których istnieniu nawet nie wiemy, kończy się z momentem, w którym raz na zawsze opuści progi tej szkoły.

*wieczorem*

*Maxi*
Przechadzałem się po mieście, usiłując zapanować nad niepohamowaną potrzebą zajarania trawki.
- Obiecałeś, obiecałeś Lu, że tego nie zrobisz. Już nigdy więcej - powtarzałem sobie.
Próbowałem sam siebie przekonać do słuszności sprawy.
Lud jest delikatna i nie wiem czy jej serduszko wytrzymałoby, gdyby dowiedziała się o złamaniu danego jej słowa. Robiłem to tylko i wyłącznie dla niej, bo jako jedyna dała mi nadzieję na lepsze jutro.
Jest cudowną dziewczyną, która we wszystkim potrafi dostrzegać piękno.
Może gdyby była młodsza i nie miała już swojego księcia na białym koniu, miałbym u niej jakieś szansę? Jest między nami chemia, potrafimy się dogadać i zrozumieć. Poznałem Ferro dopiero wczoraj, a mam wrażenie, że znamy się całe życie.
Mam do niej zaufanie i po prostu wiem, że mógłbym zwrócić się do niej z absolutnie każdą sprawą, a ona zawsze byłaby w stanie mnie wysłuchać.
Nie chcę się zakochiwać. Nie w Ludmi. Nie chcę, nie mogę, bo nie zniósłbym myśli, że ona nie odwzajemnia tego uczucia.
Szedłem tak, przed siebie i nawet nie zauważyłem, kiedy doszedłem na jakąś dużą łąkę. Jeszcze nigdy tu nie byłem.
Na środku niewielkiego pagórka rosło jedno, bezlistne drzewo. W mroku, który rozpraszała tylko lekka poświata rzucana przez księżyc, dostrzegłem, że ktoś tam leży. Podszedłem bliżej. Nie bałem się nigdy, więc i teraz nie odczuwałem strachu.
Gdy zbliżyłem się dość znacznie do ów osoby, moje usta same wygięły się w uśmiechu.
- Maxi - Lu podniosła się na łokciach. - Co tutaj robisz o takiej godzinie?
- Mógłbym zapytać cię o to samo - stwierdziłem, kładąc się obok.
- Myślę - szepnęła.
Znów ułożyła głowę na miękkiej murawie. Zapatrzyła się w niebo, piękne, gwieździste.
Przypatrywałem się dziewczynie. Czułem, że mimo wszystko zawsze pozostaniemy przyjaciółmi i szczerze mówiąc, bardzo mi to odpowiadało. Chcę jej pomóc, a nie mącić w głowie.
- O Federico? - zapytałem cicho, sam nie wiem czemu. Jakbym obawiał się, że głośniejszy ton może zniszczyć coś, zburzyć, wypędzić magię.

*Ludmiła*
Małe, słone kropelki, wbrew mojej woli, ciągle wypływały spod powiek. Jedne łykałam, inne kapały na świeżą trawę.
Tęskniłam, tak cholernie tęskniłam, jak jeszcze nigdy za nikim.
Z każdą minutą odnosiłam coraz większe wrażenie, że powinnam działać szybko, a tym czasem nie robię nic, by choć odrobinę poprawić sytuację, w której znajduje się Feduś. Pamiętam, kiedy nazywałam go tak w dzieciństwie bardzo się denerwował, nie lubił tego.
W głowie kotłowały mi się tysiące, a może nawet miliony myśli. Każda zupełnie inna, lecz wszystkie sprowadzały się do jednej osoby... Bolało, tak niezmiernie bardzo bolało.
Nagle na niebie spostrzegłam spadającą gwiazdkę. Szybko uklęknęłam, zacisnęłam powieki, a w pięści zamknęłam mój medalik w kształcie literki "F".
- Proszę cię, proszę, pozwól mi mieć go przy sobie - wychlipałam, po czym znów opadłam na ziemię.
"Kocham cię, Federico - pomyślałam".

~
Hola!
Tak jak widzicie, zmieniłam narrację. Wydaje mi się, że w ten sposób moje rozdziały są dłuższe i chyba nawet ciut lepsze. Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam ta zmiana...
Ogólnie, w tym na górze, podoba mi się pierwsza perspektywa. Reszta nie koniecznie... ale mogło być zdecydowanie gorzej.
A Wy perełki, co sądzicie?
~
Chciałam Wam jeszcze raz bardzo podziękować za to, że wczoraj (13.03.2015 - piątek) licznik na moim blogu wybił ponad 100 tysięcy. To niesamowite uczucie. Mimo wszystko, ciągle nie umiem w to uwierzyć.
Jesteście najwspanialsi, dziękuję.
~
KOCHAM WAS NAJMOCNIEJ JAK TYLKO MOŻNA!!! Pisałam Wam o tym kiedyś? ;333
~
Spojler z 9.
Szczerze mówiąc....nie mam jeszcze pojęcia co będzie działo się w następnym rozdziale, ale wydaje mi się, że mogę wsadzić tam rozmowę Camili z Lu na temat niebezpieczeństwa, wściekłą Luśkę i próbę samobójczą... O, może jednak wiem, co będzie :)
~
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za wszystko co dla mnie robicie.
Mam jeszcze kilka spraw organizacyjnych...
1. Prosiliście, żebym odpowiedziała na Wasze LBA. Misiaki, ja to zrobię, ale niestety nie teraz. W wakacje... Szkoła i te sprawy... dno dna.
2. Konkurs... pytaliście co z nim. No więc oficjalnie wszystkich informuję, że 25 marca pojawi się post.
3. PRZEPROSINY!
Ja Was bardzo przepraszam, że u większości osób mam zaległości z komentowaniem. Ja będę komentować, przysięgam. Niech mi tylko w szkole trochę odpuszczą i będę. Ale na serio czytam wszystko.
4. Właściwie to jest jeszcze jedna sprawa, dotyczy ona Violetta Live. Chciałabym, żebyście napisali na końcu komentarza "VL" jeżeli będzie na koncercie w Łodzi o 19.
Koniec ogłoszeń parafialnych. Dziękuję.

piątek, 13 marca 2015

JAK? KIEDY? JEJU...



NIE UMIEM W TO UWIERZYĆ.
JA...
ALE...
CO...
KIEDY...
JAK...
O KURCZĘ!
Słuchajcie pysiaki, ja ciągle w to nie wierzę, ale... dzisiaj wybiło mi 100 tysięcy wyświetleń bloga!!
Nie macie pojęcia jak się cieszę. Zakładając tego bloga nigdy nie sądziłam, że tyle osiągnę. To niesamowite! A to wszystko dzięki Wam! Tak bardzo Was kocham ♥
Nie rozpisuję się za bardzo, bo na rok bloga będzie post, w którym napiszę wszystko, co mam do przekazania.
Kurczę nie mogę, jejuuuu.
Niech mnie ktoś uszczypnie!
Może w zamian... no nie wiem... Co byście chcieli???

Jeszcze raz dziękuję. Kocham, kocham, kocham, kocham Was mocno. Płakać mi się chcę ze szczęścia <3

sobota, 7 marca 2015

Mi Amor - 7.

~ " Pani Camilo, to jest Ludmiła..." ~



06.07.
Zasnęłam w aucie Leona, a potem, kiedy już się obudziłam, leżałam na kanapie w dużym salonie mieszkania Verdasa. Wszystkie moje rzeczy były już rozpakowane. Na stole leżał portfel. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, była taka, że to mąż Violetty zostawił to tutaj, ale kiedy zajrzałam do środka, zobaczyłam, że w środku jest nowy dowód osobisty, który dostałam. Od tamtej chwili nazywam się Ludmiła Ferrati, mam osiemnaście lat i urodziłam się w Buenos Aires.
Teraz jeszcze tak myślę... Wczoraj mówili coś o jakiejś szkole... A przecież są wakacje. Mam nadzieję, że zaraz się wszystkiego dowiem.

W tym właśnie momencie zadzwonił dzwonek do drzwi, a blondynka podskoczyła jak oparzona. Podeszła do drzwi, a gdy je otworzyła, zobaczyła przed sobą Maxiego. Tym razem jednak wyglądał inaczej. Miał na głowie czapkę, która już tak bardzo nie zasłaniała jego twarz.
- Cześć Lud – wyciągnął w stronę dziewczyny rękę, w której trzymał tulipana. - I ten... sorry za to moje wczorajsze zachowanie. Naćpałem się.
Przyjęła kwiatek nie odzywając się do niego. Wstawiła go do wody, po czym wróciła do chłopaka.
Wyszli z kamienicy. Słońce grzało bardzo mocno, na czole dziewczyny pojawiły się małe kropelki potu. Zaczęła wachlować się ręką. Szli ramię w ramię, a między nimi nie padło nawet jedno słowo.
- Maxi, czemu to robisz? - zapytała cicho, po dość długim czasie.
Chłopak uniósł na nią wzrok, w których zobaczyła smutek. Widocznie zrozumiał o co jej chodziło.
- Bo widzisz, Ludmiła, to daje ulgę. Ten, kto nigdy nie próbował, nie umie tego zrozumieć. Kiedy narkotyki działają nie odczuwasz smutku, niczym się nie martwisz, nie obchodzi cię nic – przysiadł na ławce, obok której akurat przechodzili. - Zacząłem brać dwa lata temu. Na początku to było takie niewinne podpalanie trawki. Tak dla szpanu, wiesz o co chodzi. Potem zdałem sobie sprawę z tego, że dzięki dopalaczom mogę chociaż na chwilę wyrwać się z tego świata, który mnie otacza – w oczach chłopaka zalśniły łzy. - To wcale nie jest takie kolorowe, Lu. Mój ojciec to cholerny sadysta, pijak i skurwiel. Matka ślepo wierzy, że on może się jeszcze zmienić. Ale tak się nie stanie. Przecież ten dziwkarz wraca późnymi nocami, a ja ani moja mama wcale go nie obchodzimy. Muszę pracować, żeby mieć co jeść, ale przecież wszyscy mają to w głębokim poważaniu. Wiesz, że kiedyś chciałem coś osiągnąć? Miałem ambicje. Chciałem być prawnikiem, lekarzem, nauczycielem... Nie powinienem ci tego mówić – wstając, otarł mokry od łez policzek.
Blondynka nie myśląc zbyt wiele przytuliła się do niego. Maxymilian tego właśnie potrzebował. Kogoś, w kim będzie mógł mieć wsparcie, kogoś, kto go zrozumie. Odwzajemnił uścisk. Pozwolił sobie dać upust emocjom. Dawno, niesamowicie dawno nie czuł nikogo przy swoim boku. Nikt nie dawał mu ciepła, nadziei i miłości. Nawet tej przyjacielskiej.
- Czasem trzeba się komuś wygadać, to nic złego – szepnęła Ferro. - Obiecaj mi coś. Obiecaj, że choćby nie wie co, nie weźmiesz więcej tego dziadostwa. To cię wyniszcza – złapała jego dłonie. - Zrób to, powstrzymuj się dla mnie. Proszę. Przysięgam, że ci pomogę. Ale najpierw musisz chcieć. Proszę. Obiecasz mi to?
- Tak – przygryzł dolną wargę, wbił wzrok w ziemię, a ręce wcisnął głęboko w kieszenie spodni.
Sam nie wiedział, czemu to zrobił i po co. Podświadomie już dawno chciał przejść na odwyk. Jednak nigdy nie miał konkretnego powodu, czegoś, co by go zmotywowało. Ludmiła rozpaliła w nim iskierkę nadziei na lepszą przyszłość.
- Chodźmy już, bo się spóźnimy... Cami to się nie spodoba – westchnął. Pociągnął dziewczynę w kierunku szkoły. - Pewnie zastanawiasz się czemu w wakacje...
- Nie – przerwała. Po tym, o czym mówił, stało się dla niej jasne, że nie zdał i chciał przystąpić do poprawki, co wiązało się również z letnimi lekcjami.
Dotarli pod duży, szary budynek równo z dzwonkiem, dlatego nie było czasu, na oprowadzanie blondyny po klasach i zapoznanie z innymi uczniami.
Weszli do klasy, z lekkim opóźnieniem. Wszyscy inni siedzieli już w ławkach, a na widok kolegi ze śliczną blondi, wykrzywili się w typowym grymasie. Widać było, że są zmieszani i aż nazbyt niezadowoleni.
- Widzę, że raczyłeś zaszczycić nas swoją obecnością – odezwała się młoda dziewczyna stojąca pod ścianą. - Nie przedstawisz nam znajomej?
- Pani Camilo, to jest Ludmiła. Jest moją kuzynką i ten, no... em... - zaczął się jąkać. Wypowiedź, którą ułożył sobie w głowie nagle ulotniła się. Pozostały tylko puste słowa, które pojedynczo nie znaczą absolutnie nic, a brunet nie był w stanie, sklecić ich w sensowne zdania.
- Dobrze, nie ważne – ponownie zabrała głos ruda. - Porozmawiamy na przerwie, a teraz siadać i nie zabierać mi czasu z lekcji. Te dzieciaki, w przeciwieństwie do ciebie, chcą się czegoś nauczyć.
Ludka zacisnęła pięści. Przeszkadzało jej to, że w taki sposób odnoszą się do jej nowego przyjaciela, bo chyba mogła go tak nazwać.
Z natury była nieśmiałą i cichą sobą, nie lubiącą skandali. Jednak z każdym nowym dniem coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że niektórych zachowań po prostu nie wolno tolerować i puszczać mimo uszu. Odwróciła się na pięcie, wlepiła wściekły wzrok w nauczycielkę, która tak naprawdę była z podobnym do niej wieku.
- Dlaczego wychodzi pani z założenia, że on nie chce się uczyć? - wypowiedziała rzez zaciśnięte zęby.
- Luśka, daj spokój – pociągnął ją za łokieć, błagając wzrokiem, by odpuściła.
- Nie – syknęła. - Wie pani, że może niektórzy z obecnych tutaj chcą się uczuć, a nie mają takiej możliwości. Zachowuje się pani nie w porządku w stosunku do mojego kuzyna. Każdego ucznia pani tak traktuje? Męża w domu też? Proszę sobie wyobrazić, że spóźnił się przeze mnie.
- A co, musiałaś przypudrować nosek? - odezwał się jakiś głos z głębi pomieszczenia.
- Nikt nie prosił cię o zdanie – zganiła pozornie najstarsza z osób znajdujących się w sali. - Masz rację, Ludmiło. Przepraszam cię Maxi.
Kobieta usiadła przy biurku, podobnie jak zadowolona z siebie złotowłosa i jej towarzysz w ławkach.
Właśnie wychodzili z klasy na przerwę, gdy zatrzymała ich Cami. Nie wyglądała na złą, wręcz przeciwnie, na spokojną i w miarę możliwości zadowoloną.

- Zdaję się, że mieliśmy porozmawiać – stwierdziła, zamykając drzwi, tym samy odizolowując się od szumu panującego na korytarzu.  

~
Jujuuuu T^T 
Znów tak krótko noooo Y^Y Mam nadzieję, że od tego rozdziału uda mi się pisać je dłuższe, serio. 
Nie wiem czy ten rozdział mi się podoba. Jest taki... nijaki. No nie wiem. Staczam się. Wy mi piszecie, że piszę coraz lepiej, si?  Mi się wydaje, że właśnie gorzej :< Chyba mam deficyt jakiś... A zresztą nieważne. 
A Wy, pysiaki, co sądzicie?? 
~
Jak Wam minął Dzień Kobiet w szkole? Może dopiero będziecie mieć? Jakieś plany na jutro? Ja chyba będę siedzieć w domu, bo mój brat jest chory i pewnie (oby - ciii, ja nic nie mówiłam c;) podłapię od niego. 
~
Zauważyłam, że ten rozdział nie koniecznie zgadza się ze spojlerem... Hm... Przepraszam. 
A z 8. 
- Lud bliżej poznaje Camilę. 
- Cami mówi o czymś, co łamie serce Lud. 
- Maxi przedstawia Luśkę znajomym. 
~
Kocham Was mocno moje myszki. Jesteście najlepsi i nigdy w to nie wątpcie ♥ 
~
Miałam tego nigdy nie robić, no ale... Napiszę Wam o tym. Potraktujecie jako prezent z okazji Dnia Kobiet? Bo przyznam się, że nic nie przygotowałam :< 
Na a tak do rzeczy... Założyłam bloga. Yup, następnego. No... tym razem...  a nie, nie powiem. Zajrzycie? [Link] 

Ps. Jeszcze nie sprawdzałam, nie miałam siły.