~ "Wycofaj się, puki czas..." ~
*Natalia*
Dzisiejszy poranek spędziłam u Ludmiły. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Między innymi wyciągnęła ze mnie powody, dla których się cięłam i chciałam zabić. Nic nie poradzę na to, że jestem bezradna. Ludzie mają mnie za pająka, którego trzeba zdeptać, zabić, wyrzucić, bo chociaż nic złego nikomu nie zrobił, przecież jest zły. Takie stereotypy niszczą, zżerają od środka.
Dobrze się stało, że poznałam kogoś takiego jak Ludmi. Ona wydaje się być cudowną, wielkoduszną osobą, która chce mi pomóc, ot tak, z potrzeby serca, a nie, bo ktoś jej tak kazał.
Śmiałyśmy się i ogólnie dobrze razem bawiłyśmy. Wydaje mi się, że nawet mogłybyśmy się zaprzyjaźnić.
- Natka, mogę zapytać cię o coś dosyć osobistego? - wróciła się do mnie ni stąd, ni zowąd, blondyna.
Skinęłam znacząco głową. Upiłam kilka łyków wody ze szklanki, czekając na pytanie, które miało właśnie paść.
- Ile dziewczyn miał Federico, wiesz może? - potarła kark.
Wybuchnęłam śmiechem. Spodziewałam się czegoś dużo bardziej... hm... intymnego? Tak, to chyba odpowiednie określenie.
- Oj, Luśka, zabiłaś mnie - śmiałam się ciągle. - Liczyłam na coś w stylu "ile razy dałaś się przelecieć" czy coś.
Dzięki Bogu, przeczuła, że tylko żartowałam, bo i jej usta wygięły się w uśmiechu.
- Jeśli chodzi o Federa, to spotykał się on ze mną, Leną, Gery, a przede mną była chyba jeszcze jakaś Cami. Potem gazety szumiały też coś o jego rzekomym romansie z Lerą, szefową wytwórni muzycznej, ale ta sprawa szybko ucichła. A tak właściwie, to skąd o nim cokolwiek wiesz?
Przypomniało mi się, że przecież o przystojnym Włochu nic nie mówiłam. Owszem, wspominałam o jakichś moich relacjach, ale podałam tylko narodowość, bez imienia i innych danych...
- Ta blondynka o której ciągle mówił, to ja - westchnęła.
Mimo iż wydawała się promienna, można było wyczuć od niej tę nutkę smutku, typową dla opuszczonej dziewczyny.
Oplotłam ją ramionami. Zależało mi na niej, choć znałyśmy się zaledwie dzień. Ja już czułam, że jest między nimi coś w rodzaju porozumienia.
- Niedługo muszę zbierać się do Studia... - zaczęłam, odsuwając się od niej.
Popatrzyła na mnie zaciekawiona, znów energiczna. Tym jednym, głupim zdaniem zapaliłam w niej światełko jakiejś nadziei.
- Opowiedz mi o tej szkole - poprosiła w typowy dla niej sposób.
Ona zarażała pozytywizmem, szczęściem i dobrem. Nie mam pojęcia skąd biorą się takie anioły jak Ludmiła, ale dobrze, że są, bo bez nich zbłąkane dusze, podobne do moich zginęłyby już dawno w odmętach, czeluściach piekieł.
- Nie wiem co mogę ci powiedzieć. Jest to świetne liceum, gdzie każdy może rozwijać swoje pasje, jakimi jest taniec, śpiewanie czy gra na instrumentach. W większości panuje magiczna atmosfera, wszyscy się ze sobą dogadują, rozumieją, mają dobry kontakt. Wiele dzisiejszych gwiazd właśnie tam się wybiło. On Beat jest czynne cały rok, a teraz właśnie zaczęły się egzaminy wstępne.
Na chwilę zapadła między nami cisza, którą przerywał jedynie dźwięk wydychanego powietrza oraz klimatyzacja.
- Która godzina? - zwróciłam się do towarzyszki.
- Wpół do dwunastej.
Zerwałam się z miejsca. Jak zwykle byłam już spóźniona.
- Musze lecieć, buziaki - zawołałam już przechodząc prze próg.
*Ludmiła*
Natalia wyszła pospiesznie. Bardzo się zagadałyśmy. Przeze mnie spóźniła się do szkoły, biedactwo. Nie chcę, żeby miała kłopoty, albo co gorsza, by ktoś znów ją dręczył. Wiem, że nie mówi mi wszystkiego, ale przynajmniej dowiedziałam się czegoś na temat Federico. Z tego, co mówiła, wynika, że wielokrotnie próbował o mnie zapomnieć, ale mu się to nie udawało. To właściwie chyba dobrze... bo, bo przecież taka sytuacja daje nam szansę. Gdy już tylko uda mi się go odnaleźć, a wierzę całym sercem, że mi się uda, wtedy powiem mu co czuję i powiem, że wiem, że on również mnie kocha.
Mój kochany chodził do Studia, szkoły w której uczy się Nat... ciekawa jestem jak ja bym się tam odnalazła. Może muzyka jest czymś, co i mi odpowiada? Byłoby cudownie móc przebywać w miejscach, w których wiem, że przebywał również Federico. Móc oddychać tym samym powietrzem, patrzeć na te same twarze, w pewnym sensie kochać to co i on, więc być bliżej niego. To bardzo skomplikowane, ale kto wie, może skuteczne. Właściwie, to chyba mogłabym spróbować dostać się na przesłuchanie, ale najpierw musiałabym przekonać Cami do słuszności swoich przekonań. Takie zadanie nie należy do najłatwiejszych i jest najlepszym treningiem wytrzymałości psychicznej.
Usiadłam do laptopa, by wejść na stronę internetową tej prestiżowej szkoły muzycznej. Liczyłam się z tym, że nic ciekawego może nie być, ale w głębi serca miałam nadzieję, że znajdę chociażby jedno słówko na temat Fede. Weszłam w pierwszy link, który wyświetliła mi wyszukiwarka. Na ekranie pojawiło się mnóstwo kolorowych zdjęć. Na jednych były pokazane sale, zdjęcia z lekcji, na innych wesołe twarze uczniów, a nawet fotki z koncertów organizowanych przez Studio On Beat. Na jednej z już starszych fotografii zobaczyłam znajomą twarz. Przybliżyłam maksymalnie i okazało się, że mam przed sobą zadowoloną Violettę, a obok niej nawet Leona.
Byłam w lekkim szoku, bo Viola, gdy widziałam się z nią po raz pierwszy, a być może ostatni, mówiła, że do Buenos Aires wraz z mężem przeprowadziła się kilka lat temu. Coś zaczęło mi się tu nie podobać. Cała ta sytuacja najzwyczajniej nie składała się w logiczną całość. Brakowało mi jakiegoś usprawiedliwienia dla Verdasów, czegoś, co mogłoby mi to wytłumaczyć.
Powinnam się tym zająć. A co jeśli to właśnie oni ukartowali porwanie Fedusia?
Nie, nie powinnam tak myśleć, przecież oni mi pomagają, robią dla mnie bardzo wiele, są bezinteresowni, tak, jestem tego pewna... powinnam.
Aktualnie nie miałam czasu na podobne przemyślenia, bo zegarek z kukułką, wiszący na ścianie wybił właśnie godzinę dwunastą, co znaczyło, że pozostało mi równo sześćdziesiąt minut do spotkania z Cam, a po ostatniej akcji wolę już się raczej nie spóźniać.
Chwyciłam torbę z sofy i wyszłam z mieszkania, zamykając je na klucz.
Słońce na zewnątrz grzało mocno. Małe kropelki potu spływały po moim czole. Zadźwięczała moja komórka, więc spojrzałam na jej ekran. Niespodziewanie poczułam mocne uderzenie. Uniosłam wzrok. Przede mną stał chłopak. Był wysoki, miał ciemne włosy i jego ubrania były ciemne. Uśmiechał się przyjaźnie.
- Przepraszam, powinienem bardziej uważać - odezwał się pierwszy.
Zamrugałam kilka razy. Byłam pod wrażeniem tego, jak się do mnie zwrócił. Większość osób naskoczyłoby na mnie.
- Nie, to moja wina, zapatrzyłam się - spuściłam wzrok. - Ja bardzo się spieszę i...
- Jasne. Mam nadzieję, że do zobaczenia - skinął głową, po czym odszedł.
Dawno zniknął za zakrętem, a ja jeszcze stałam tak, jak słup, oczarowana nim. Po jakimś czasie zdałam sobie z tego sprawę. Otrząsnęłam się z tego niby transu, wzięłam głęboki wdech i skierowałam się w stronę szkoły, gdzie tym razem miałam mieć tę wątpliwą przyjemność spotkania rudowłosej.
*Camila*
Skończyłam właśnie lekcje z jedną z grup. Usiadłam na biurku; czekałam na Ludmiłę. Według mojego zegarka miała jeszcze pięć minut na zjawienie się u mnie. Wątpiłam w jej punktualność. Mimo, że wydaje się być naprawdę świetną osobą, nie nadaje się do tego, za co się bierze. Przede wszystkim, podchodzi do sprawy ze złej strony.
Nagle usłyszałam pukanie. Do klasy weszła blondynka. Na twarzy miała rumieńce, świeciły jej się oczy, a kąciki ust unosiły beztrosko. Wywróciłam oczami. Jej radość mnie przytłaczała.
- Jaki chłopak zakręcił ci w głowie? - zapytałam bez ceregieli, stając naprzeciw dziewczyny.
- Żaden, Camila - pokiwała przecząco głową. - Mam genialny pomysł, na który po prostu musisz się zgodzić - zaklaskała w dłonie.
Zachowywała się jak małe dziecko, jak przedszkolak, który dostał lizaka. Niby po studiach, taka już dojrzała pani profesor, a nieraz działa mi na nerwy tak bardzo, że najchętniej wyszłabym, trzaskając drzwiami.
- Więc...? - zapytałam, charakterystycznie unosząc brwi. Nienawidzę sytuacji, w których muszę domyślać się, co ktoś chce mi powiedzieć. Wolę, zdecydowanie wolę, mieć wszystko czarno na białym.
- Zapiszę się do Studia On Beat! - zawołała rozradowana.
Usiadłam z wrażenia. Ona chyba postradała zmysły. I co jeszcze? Może od razu pójdzie na policję, zgłosić, że ma sfałszowane dowody i wszystkie dokumenty...
- Nie ma mowy - złożyłam ręce na piersi. Jeśli nawet będzie próbowała mnie przekonać, nie zgodzę się na to. Na zbyt wielkie niebezpieczeństwo naraża nas wszystkich, takim posunięciem.
- Nie? A czemu? Weź, no! Zrozum, że w ten sposób poznam ludzi, z którymi Federico miał kontakt. Będę mogła się czegoś dowiedzieć na jego temat i może uda nam się uchylić rąbek tajemnicy - tłumaczyła jak nakręcona zabawka dla kota.
- Nie! - przerwałam krzykiem. - Nie, kurczę, nie zgadzam się. Zrozum, Lud, że to zły wybór. I powiedz szczerze, ok? Chcesz się tam dostać nie po to, by odnaleźć Fede, a po to, bo dowiedzieć się o jego przeszłości.
- Jak właściwie możesz mnie tak posądzać?! - wybuchnęła.
Z rozentuzjazmowanej dziewczynki stała się nagle złą kobietą. W jej tęczówkach widziałam wściekłość, a na twarzy malowała się nienawiść.
- Rób co uważasz panienko, ale na moją pomoc co do twojej szkoły muzycznej nie masz co liczyć - syknęłam.
Próbowałam się choć troszkę uspokoić, ale słabo mi to wychodziło. Zamknęłam oczy. Luśka serio wyprowadziła mnie z równowagi.
*Ludmiła*
Wściekła, wyszłam stamtąd, trzaskając drzwiami. Nie obchodzi mnie zdanie Camili. Tak czy siak, zgłoszę się na przesłuchanie. Nie ma opcji, żebym przepuściła tak wielką szansę.
Ruda idiotka nie będzie stawiać mi granic możliwości. Chcę iść pouczyć się muzyki i tańca, to pójdę i tyle.
Ciągle roztrzęsiona, zła i zawiedziona, w błyskawicznym tempie dotarłam do domu. Łzy bezsilności płynęły po moich policzkach. Rzuciłam się na łóżko w sypialni. Wtedy dałam już całkowity upust emocją i chyba dobrze zrobiłam, bo potem czułam się dużo lepiej.
Gdy już słone krople przestały wypływać spod moich powiek, przewróciłam się na plecy i gapiąc się w sufit myślałam. Tysiące wspomnień przewijało mi się przez głowę.
Mała dziewczynka, mała, malutka, jechała z rodzicami do babci na obiad. Bawiła się swoją uroczą laleczką, jak większość innych małych dziewczynek w jej wieku. Nagle coś się stało. Samochód gwałtownie się zatrzymał, a rodzice już nie reagowali na jej wezwania. Nikt nie słyszał płaczu. Chciała się ruszyć, ale była jak sparaliżowana. Strach ogarnął jej ciałko, spętał, sprawił, że zamarła. Potem były huki, wycie kogutów na dachach wozów policyjnych, strażackich oraz karetek. Mamusię i tatusia zapakowali do czarnych, foliowych worków i nigdy więcej nie miała okazji ich zobaczyć.
Smutna dziewczynka, o długich warkoczach, obijających się o jeszcze nie wyrobioną talię i niewyróżniające się biodra, co ranek i co wieczór zasiadała na dużym parapecie, patrzyła przez okno na to, jak życie przepływa jej koło nosa. Już dawno temu straciła nadzieje na to, że kiedyś uda jej się uśmiechnąć. A wtedy właśnie pojawił się ON. Pojawił się ktoś, kto był w stanie sprawić, że bladą twarzyczkę rozjaśniaj jeszcze bardziej, promienny uśmiech.
Późna jesień. Liście z drzew już spadły. W słonecznej Hiszpanii były suche i zgrabione. Dwójka nastolatków leżała nocą w jednej ze stert tych właśnie liści i oglądała gwiazdy. Wymknęli się ze sierocińca, by móc popatrzeć na niebo. On obiecał Jej, że kiedyś, jak już dorosną, jak będą szczęśliwą rodziną, kupi jej gwiazdę. Kupi i nazwie jej imieniem. Przytulił blondynkę, pozwalając jej usnąć z wiarą w sercu, że świat wcale nie jest taki zły.
Nie mogłam wytrzymać samotności oraz ciemności, która mnie otaczała. Zagryzłam wargi, zacisnęłam powieki i znów załkałam cicho. Żyjecie jest tak niesamowicie niesprawiedliwe. No bo czy ja, albo Fede kogokolwiek, kiedykolwiek skrzywdziliśmy? Nie, nigdy.
Otarłam policzek wierzchem dłoni. Chwyciłam pilot od telewizora i włączyłam na byle jaki program. Leciał akurat jakiś talent-show. Powtórka sprzed miesiąca.
Usłyszałam znajomy głos. Oparłam się na łokciach, przyglądając migoczącemu obrazowi w czarnym pudle. Feduś. Widziałam go przez chwilę, kilka krótkich minut, podczas których uśmiechałam się do siebie, jednak potem moje serce ogarnął żal jeszcze większy niż przed kilkoma chwilami.
Zadzwonił telefon, co przyprawiło mnie niemal o zawał. Odebrałam, nie patrząc nawet, z kim będę rozmawiać.
- Słucham?
- Witaj, moja droga - odezwał się głos po drugiej stronie.
- Przepraszam, czy my się znamy? - zapytałam marszcząc brwi. Głos wydał mi się zupełnie obcy.
- Nie wiem czy ty mnie znasz, być może. Ja natomiast doskonale wiem, kim jesteś. Osoba, która tu ze mną jest chyba chce ci coś przekazać - zwracała się do mnie w sposób bardzo specyficzny. Przesłodzony ton wręcz ociekający jadem.
- Ludka - usłyszałam. - Wycofaj się, puki czas, proszę. Zrób to dla mnie, Ludmiłka.
Po tych słowach już tylko trzy głuche sygnały. Nie wiem ile czasu minęło, zanim dotarło do mnie, że to właśnie mój najdroższy Włoch ostrzegał mnie przed czymś... Przeszły mnie ciarki. Poczułam w sobie strach i podniecenie, które mieszały się ze sobą, tworząc mieszankę wybuchową.
Teraz tym bardziej nie mogę sobie odpuścić, a powinnam walczyć. Teraz, kiedy jestem pewna, że żyje.
~
Nic nudniejszego chyba w życiu nie napisałam. Choć powiem Wam, że pisało mi się całkiem dobrze, to jakoś nie umiem wypowiedzieć się na temat treści. Znajdą się w niej fragmenty, które mi się podobają, ale i takie, które wcale nie przypadły mi do gustu. A Wy, kochani, co sądzicie?
~
Perełki...
Pod ostatnim rozdziałem pojawiło się dość dużo komentarzy z anonima. Były wśród nich hejty. Ja jestem osobą, która raczej się nimi nie przejmuje, ale muszę zwrócić na coś uwagę...
Ktoś napisał, że fabuła jest nuda... Wiecie, ja się zgodzę. Mam cały plan tego opowiadania, punkt po punkcie, tak jak daję Wam w spojlerach. Rozpisałam to w tamtym tygodniu na kartce. Mogę obiecać, że od przyszłego rozdziału akcja wreszcie zacznie się toczyć. Zdradzę Wam, że Ludmiła trafiając do Studia trochę się zmieni, będzie... oj, no za dużo bym powiedziała.
Czytam Wasze komentarze, w których piszecie różne rzeczy. Zazwyczaj te dobre. Natomiast zdarza się też, że piszecie co Wam nie pasuje. Wtedy staram się to zmienić. Proszę, pamiętajcie, że ja tego bloga prowadzę dla Was - przede wszystkim.
~
Spojlerek ;)
- Ludmiła wpada na genialny pomysł zeswatania Naty i Maxiego
- Camila podejmuj ważną decyzję
- Ludmi trafia do Studia
~
Hej kochani, jutro Violetta Live! Jejuuu, już nie mogę się doczekać! Chcę ich zobaczyć, chcę bardzo, bardzo. A Wy? Kto jedzie? ;)
Może pod następnym postem wrzucę jakieś zdjęcia z koncertu, albo coś :)))
~
KOCHAM WAS MOCNO <3
~
Mogę Wam coś wyznać?
Nie mówiłam Wam dotąd czemu wybrałam taki temat opowiadania... może czas to zmienić.
Opowiadanie jest pewnego rodzaju przenośną... Główna bohaterka najbardziej boi się stracić ukochanego. A ja najbardziej boję się, że stracę Was.
I nie wymyśliłam sobie tego. Napisałam to, co czuję.
~
Mam małą sprawę... macie może Snapchata? Jeśli tak, to możecie podać?
Mój to: Mrs.Pasquarelli