sobota, 27 lutego 2016
Es Posible 2 - XVIII
Rose prowadzi mnie długimi, ciemnymi i cholernie krętymi korytarzami. Aż dziwne, że jest w stanie bez trudu stwierdzić gdzie jesteśmy i zawiadomić mnie o tym, kiedy pytam czy daleko jeszcze.
Od długiego spaceru bolą mnie nogi.
Wlokę się za dziewczyną i myślę, że nie tak wyobrażałam sobie niebo.
Tutaj czas jest rzeczą względną, totalną abstrakcją, czymś nieosiągalnym. A mimo to, czuję, że idziemy długie godziny. Zdążyłyśmy już omówić cały plan działania, a jednak nadal pozostał jeden dość szczególny szczegół. Gdzie idziemy i po co.
- Idziesz? - woła za mną Rose. - Nie mamy wieczności.
Mam ochotę się zaśmiać, bo wiem, że właściwie to mamy. Nie odzywam się jednak, tylko przyspieszam kroku.
- Czemu to tak daleko? - pytam cicho, wcale nie spodziewając się odpowiedzi.
- Może dlatego, że podziemne wejście do najbardziej strzeżonego miejsca w niebie nie może być czymś oczywistym, łatwym i przyjemnym?
- Najbardziej strzeżone miejsce w niebie? - pytam z niekrytym lękiem, który miesza się z zaciekawieniem.
Przytakuje ledwo zauważalnym skinięciem głowy.
Po chwili staje, nie ostrzegając mnie o tym, więc wpadam na blondynkę. Wydaje mi się, że nawet tego nie zauważyła. Ze skupieniem wpatruje się w drzwi, prawie niewidoczne na tle ciemnej ściany. Przesuwa dłonią po klamce. Widzę jej twarz, wyzutą z emocji, napięte mięśnie i falującą pierś.
Przymyka oczy i już chce pchnąć skrzydło drzwi, kiedy nagle odwraca się do mnie, jakby o czymś sobie przypomniała.
- Masz tą durną czapkę? - pyta. - Bez niej nawet nie waż się przekroczyć progu. Jeśli ktoś zapyta cię kim jesteś nie odpowiadaj. Sprawdziłam dokładnie i teraz nie powinno tu nikogo być, więc jeśli jednak okaże się, że nie jesteśmy same, może być ciężko. Najlepiej trzymaj się blisko mnie. Nie wolno ci przechodzić przez żadne drzwi, nawet jeśli będzie ci się wydawać, że to te. - Wskazuje palcem na wrota za sobą. - Niebo też ma mroczne zakamarki.
Mówiąc to, przechodzi przez próg. Robię to samo co ona. Nie wierzę w to co widzę. A widzę dużo, ogromnie dużo, ogromnych, ogromnie zapierających mi dech, regałów. To biblioteka, chociaż nie do końca umiem w to uwierzyć.
- Tak, to biblioteka Boga - odzywa się Rose, jakby czytała mi w myślach. Liczy sobie ponad osiemset metrów kwadratowych i milion dwieście książek. My szukamy pięciu konkretnych.
- Czy są jakoś ułożone? Może alfabetycznie albo według daty? Może jest jakiś katalog? - wyrzucam z siebie serie pytań.
- Gdyby tak było, poradziłabym sobie sama. - Westchnienie. - Ale tak nie jest. Wielu z nas próbowało rozgryźć mechanizm układania tych książek, ale nikomu się nie udało. Wygląda na to, że są poustawiane przypadkowo, wepchnięte tam, gdzie akurat znalazło się miejsce.
Rose patrzy na książki z zachłannością, z zachwytem i czystym utęsknieniem, jakby wracała do miejsca, które kiedyś dużo dla niej znaczyło.
- Często tu bywasz?
Przenosi na mnie swoje przenikliwe spojrzenie. Uśmiecha się leniwie. Wyciąga do mnie rękę, a kiedy ją chwytam, ciągnie mnie w stronę jednej z alejek.
- Tutaj spędziłam całe wieki - szepcze, a w jej głosie słychać szacunek. Szacunek do tych starych, pożółkłych kartek. Przez tą niezwykłą atmosferę ich świętość jest niemal namacalna. - Zostałam sama po odejściu Federico i Natalii. Nie miałam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać, komu zwierzyć się ze swoich smutków, frustracji, ze swoich przemyśleń. Któregoś dnia, sama nie wiem jak, znalazłam się tutaj. Byłam zła, przygnębiona i potrzebowałam zająć się czymś na dłużej. To miejsce od razu mnie zaczarowało. Spędziłam godziny, czytając te książki, a potem szukając tych konkretnych. Tutaj jest wszystko, Lu, wszystko. Historia świata, każdego z aniołów. Historie ludzi i przeznaczenie znajdują się na innym poziomie, na który nie mogę cię zabrać.
Z przyjemnością wypisaną na twarzy przesuwa opuszkami po skórzanych okładkach dużych i grubych ksiąg.
Przyglądam się im, patrzę na złote litery wypisane ozdobnym pismem na ich grzbietach. Niczym misterne tatuaże zdobią ciężkie prozy żyć, nadając im dziwnej lekkości.
Czuję się oczarowane, zafascynowana.
- Dzisiaj skupimy się na poszukiwaniu książki Federico. Jeśli przez przypadek wpadnie ci ręce coś o tytule "Troy", "Elliot", "Denny" albo...po prostu daj mi znać.
Marszczę brwi. Jej zmieszanie wydaje się niepokojące, ale nie próbuję drążyć tematu. Wiem, że jeszcze tu wrócimy.
Kiwam głową, po czym odwracam się do regału. Przepatruję tytuły, staram się niczego nie ominąć. Rose znajduje się kilka metrów ode mnie i przeczesuje wyższe półki. Unosi się, delikatnie poruszając swoimi skrzydłami. Wygląda pięknie, tajemniczo i nic dziwnego, że Federico był w niej zakochany.
Słyszę dziwny dźwięk, dochodzący zza drewniano - papierowego muru i czuję nieodpartą potrzebę zbadania jego źródła. Coś skrzypi, jakby podłoga pod ciężarem ciała. Zerkam na Rose, ale ona wydaje się być całkiem skupiona na złotych literach.
Cicho wychylam się zza półek, wiedziona niewidzialną siłą.
Widzę postawnego chłopaka odwróconego do mnie tyłem. Kawałek karku wydostaje się spod jego białej koszuli. Ten kawałek skóry tak okropnie gryzie się z bielą. Jest w kolorze kawy z mlekiem, płynnie przechodzi w miodowe włosy, bardzo krótko przycięte. Mój umysł zasnuwa się mgłą. Nie potrafię przypomnieć sobie skąd go znam. Nie umiem zapanować nad własnymi ruchami. Przesuwam nogami po podłodze. Chłopak odwraca się, a przez ciasne szczeliny w tamach w moim umyśle przeciskają się wspomnienia. Troy. Wyciąga ręce w moją stronę z beztroskim uśmiechem na twarzy. Wydaje się taki pokorny, taki niegroźny, taki przyjacielski.
Czuję do niego okropną niechęć, ale nie wiem skąd się ona bierze. Niweluję ją. Brnę do Troja, niespiesznie, spokojnie i zgodnie. Właściwie, czuję się zmęczona. Tak bardzo zmęczona, że mam ochotę zatopić się w jego ramionach jak w miękkim materacu.
Już prawie mnie dotyka, gdy do mojej świadomości dobija się czyjś głos.
- Ludmiła, uciekaj! - powtarza.
Zatrzymuję się nagle. Mrugam. Czuję jak mój umysł przepełnia się lękiem i wraca mi pełna wiedza. Odwracam się nagle i biegnę, biegnę przed siebie. Dopadam do drzwi i ciągnę je. Nieważne gdzie się znajdę, byleby tylko oddalić się od chłopaka, od oprawcy.
Opieram się o ścianę, oddycham ciężko, coś piecze mnie pod powiekami. Czuję adrenalinę buzującą w żyłach i czuję łupanie w głowie.
Otwieram oczy, wciągam powietrze nosem i wstaję. Rozglądam się. To kolejna sala biblioteki.
Ta różni się znacznie od pomieszczenia za moimi plecami. Jest w niej tylko kilka regalików, nie wyższych ode mnie. Okładki tych książek emanują bladym światłem. Nie ma nic na ich czarnych grzbietach. Wyglądają jak nowe, ale doskonale wiem, że liczą sobie miliony lat.
Sięgam po pierwszą książkę z brzegu. Okładka jest pusta, zresztą nie tylko ona. Strony również wydają się niezapisane.
Biorę do ręki kolejne ciężkie tomiska, ale one również są puste. Całkiem puste. Ciągnę palcami po stronach, czuję wybrzuszenia na kartkach, całkiem jakby ich treść została napisana alfabetem braille'a. Przyglądam się księdze pod każdym możliwym kątem, ale nic się w niej nie zmienia. W filmach zawsze podsuwają takie tajemnicze książki pod płomień ognia, a wtedy nagle ujawnia się tekst. Taka możliwość wydaje mi się nagle absurdalne i niezwykle dziecinne.
Wiem, że natknęłam się na zagadkę, ale nie umiem znaleźć jej rozwiązania. Jeszcze nie.
- Ludmi? - Aż się wzdrygam. - Lu? - Na dźwięk własnego imienia przechodzą mnie ciarki. - Jesteś tu? Już jest bezpiecznie.
Niechętnie wstaję. Nie powinnam straszyć Rose. Odkładam książkę na miejsce, walcząc przy tym z chęcią zabrania jej ze sobą.
Przypomina mi się ostrzeżenie blondynki, jej słowa mówiące o tym, że mam nie przekraczać żadnego progu. Odczekują chwilę, a gdy jej głos zaczyna robić się mniej wyraźny, wychodzę z pomieszczenia. Cicho przemieszczam się w stronę regałów.
- Tutaj! - wołam. - Zgubiłam się między tymi półkami. Pomóż mi.
Podkulam nogi pod brodę. Wbijam wzrok w złote tytuły na najniższej półce. Coś miga, jakby chciało rzucić mi się w oczy. Zwężam powieki, by dostrzec co jest tam napisane. Sięgam ręką po książkę. Jest strasznie zakurzona. Jej okładka jęczy, protestując, gdy przewracam pierwszą stronę.
- O cholera - szepczę do siebie.
Nie wiem, czy chcę zacząć czytać. Nie wiem, czy chcę przenieść się do fabuły, do prozy. Pozostanie przy stronie tytułowej wydaje mi się wystarczające.
- Co tam masz?
Bez słowa podaję jej historię jej życia.
- Czy to chciałaś znaleźć? - pytam. - To piąta książka, którą chciałaś odszukać, prawda?
Przełyka ślinę. Widzę ruch w jej gardle. Mocno zaciska pięść na tej niezwykłej powieści. W jej torbie widzę kolejne lśniące symbole, więc domyślam się, że znalazła to, czego szukałyśmy.
- Chodźmy już stąd - odzywa się ochrypłym, słabym głosem. - Troy co prawda zniknął, ale i tak nie powinnyśmy być tu dłużej niż to konieczne. Na dzisiaj wystarczy, idziemy.
Podaje mi rękę, którą chwytam, by wstać.
Droga powrotna mija nam zaskakująco szybko, a towarzysząca cisza, nie przerwana nawet jednym słowem, zdaje się odpowiadać nam obu. Mamy sporo do przemyślenia i jeszcze więcej do omówienia. Ale nie w tej chwili. Obecnie potrzebujemy spokoju, by wszystko wyszło tak, jak tego chcemy.
~
Okayo, oficjalnie możecie mnie zamordować.
Rozdziału nie było pół wieku, wiem.
Przepraszam.
A, zanim zapomnę, przepraszam wszystkich, z którymi miałam ostatnio pisać i nie wyszło. Zwłaszcza Martę.
Chodzi o to, że mój internet jakoś niespecjalnie chciał ze mną współpracować. Łapał tylko chwilami i szybko się zawieszał.
No ale wreszcie jestem. Mam dla Was rozdział, który nawet jako tako mi odpowiada.
A co Wy o tym myślicie? Podoba się wam? Jakieś uwagi? Może przypuszczenia?
Ja uciekam pisać rozdział jeszcze na wattpada, bo tak też trochę mnie nie było, no więc ten...
Buziaki, kocham Was ♥
niedziela, 14 lutego 2016
100 faktów o mnie + Wattpad = Happy Valentine Day ♥
Hello ♥
Wiem, że spodziewaliście się OneShotu, albo czegoś w tym stylu... ale nie mam na to siły, ani weny. Jestem piekielnie przeziębiona, więc przychodzę tylko z tym, co udało mi się z siebie wykrzesać. Głowa mi pęka, na serio.
Zapraszam do czytania.
1. Weronika
2. Przezwisko "Wercik" wymyśliła moja mama.
3. Na drugie imię mam Alicja
4. Urodziłam się 25. marca
5. Mam 2 psy, 2 koty i 2 rybki.
6. Moimi ulubionymi kolorami są pudrowy róż i czarny.
7. Uwielbiam motywy książkowe z upadłymi aniołami i w ogóle aniołami.
8. Piszę książkę, hehe.
9. Z moich opowiadań najbardziej kocham Es Posible.
10. Mam głowę pełną nowych pomysłów na opowiadania.
11. Mam zamiar prowadzić fanfika o SL gdy lepiej poznam ten serial.
12. Jedno z moich opowiadań zostanie wydane w gazecie.
13. Moim pierwszym nickiem było "Viola Castillo", następnie "Podletta forever" potem "Fedemila w moim serduszku", "Wercik Weronka Weruś", "Evil Hope". Teraz wróciłam do nazwy "Wercik Weronka Weruś"
14. Raz udało mi się rozpętać burzę na tt (nie chciałam, przysięgam!), gdy w radiu YS dałam 20pkt na Ananasy, a nie na V-lovers
15. Jestem na diecie bezglutenowej.
16. Nie jem mięsa, nie, drobiu też nie.
17. Nie pijam mleka (chyba że do kawy)
18. Mam cukrzycę.
19. Moją ulubioną emoj jest ta ---> ☺
20. Nie lubię pisać z ludźmi, którzy nie używają emotek.
21. Kocham 90% ludzi z tt.
22. Posiadam włoskie wydanie Mi Piace
23. Słucham piosenek, które w większości kojarzą mi się z jakąś historią.
24. Na początku lubiłam Kropka (Tomasa).
25. Nie oglądałam V od początku.
26. Jestem V-lover od mniej więcej połowy 1. sezonu.
27. Byłam na ViolettaLive w Warszawie, w Łodzie na 19 i w Łodzi na 14, ale tylko przed areną ( i tak było wszystko słychać)
28. Mam zamiar wybrać się na koncert Tini.
29. Jestem mega rozrzutna, ale wolę kupić np. książkę za 40 pln, niż bluzkę za 15,-
30. Jeśli zbieram na coś pieniądze, umiem ich nie wydawać (no chyba, że wejdę do księgarni)
31. Wiecznie się odchudzam.
32. Najbardziej lubię j. polski
33. Nienawidzę biologi i fizyki.
34. Ogólnie nie przepadam za szkołą, niszczy wszystkie moje plany.
35. Zazwyczaj do domu wracam o 18, bo mam 940282901 kółek przedmiotowych.
36. Od zawsze mam czerwony pasek na świadectwie.
37. Jestem mega bałaganiarą.
38. W moim pokoju wisi około 360 plakatów z V.
39. Mam siłę przebicia (tak mówią)
40. Nie jestem nieśmiała, no chyba, że chodzi o chłopaka, który mi się podoba.
41. Do wszystkich znajomych mówię zdrobniale (poza jednym 'kolegą') np. "Bartuś" "Maruś" "Milka" "Kinia"
42. Uwielbiam wystąpienia publiczne. Tylko nie gdy muszę tańczyć (np. układ na fakultetach)
43. Nienawidzę pracy w grupie.
44. Robię wszystko na ostatnią chwilę. Wyjątki są wtedy, gdy mam pakować się na ważny wyjazd (wakacje, koncert, zielona szkoła, etc.)
45. Gdy się nudzę rysuję fanarty.
46. Czytam naprawdę dużo książek.
47. Uwielbiam motywy zwierzęce i wysokie buty.
48. Nienawidzę dostawać ubrań w prezencie, chyba, że wcześniej mówiłam, że coś mi się podoba i dostanę właśnie to.
49. Mam dokładny plan tygodnia.
50. Nie umiem się uczyć. Kilka razy przekartkuję zeszyt i tyle. (No chyba, że mówimy o fizyce albo biologi, wtedy sprawa wygląda inaczej)
51. Chciałabym studiować germanistykę i zostać nauczycielką.
52. Moje najlepsze przyjaciółki to Julicia, Emilka i Karinka
53. Przyjaźnię się też z Martą, Oliwią i Julą.
54. Uwielbiam imię Lili.
55. Zawsze mówię co myślę.
56. Mam młodszego brata.
57. Korzystam z google+, twittera, facebooka, gg, fandoms, wp, ask.fm i oczywiście bloggera.
58. Moja mama jest kosmetyczką (hyhy)
59. Kocham sukienki.
60. Moją ulubiona porą roku jest lato.
61. Mega szybko przywiązuję się do wszystkiego.
62. Uwielbiam kolejki górskie i tym podobne.
63. Chciałabym skoczyć na bungie.
64. Jestem zazwyczaj bardzo energiczna i roztrzepana.
65. Miewam tak realne sny, że gdy się budzę, ciężko uwierzyć mi, że to był tylko sen.
66. Robię listy...wszystkiego. (rzeczy do zrobienia, do kupienia, rzeczy zrobionych, planowanych....)
67. Jak grać, to tylko w simsy.
68. Ciężko jest sprawić, że zmieniam zdanie.
69. Jestem uprzedzona do rzeczy, którymi wszyscy się zachwycają.
70. Największą wenę mam albo w nocy, albo w szkole.
71. Kocham wakacje, bo mogę ułożyć dobę po swojemu (wbrew pozorom nie leżę całymi dniami w łóżku)
72. Leniem jestem tylko wtedy, gdy muszę posprzątać pokój, albo odrobić lekcje po dłuższej przerwie od szkoły.
73. Nie jestem rannym ptaszkiem, chociaż gdy jest szkoła wstaję koło 4,30 rano.
74. Nie lubię marnować czasu na nic nie robienie.
75. Uwielbiam Yerba Mate.
76. Jest mi słabo, gdy widzę czyjąś krew ( moja to luzik...)
77. Nienawidzę samotności wśród ludzi (np. na mieście, w szkole etc.)
78. Chciałabym mieszkać w Warszawie, albo chociaż we Wrocławiu.
79. Mieszkam w małym mieści i to jeszcze na obrzeżach.
80. Mam opór do szkolnych lektur.
81. Chętnie poznaję nowych ludzi.
82. Kocham każde święta.
83. Malowanie się sprawia mi przyjemność.
84. Lubię malować paznokcie (prawie codziennie są inne...)
85. Moim ukochanym sklepem jest Księgarnia Autorska.
86. Nie przepadam za sieciówkami.
87. Założenie tego bloga było czystym przypadkiem, a okazało się jedną z najlepszych decyzji w życiu.
88. W pisaniu rozdziałów, OSów itp. bardzo przydaje mi się geografia.
89. Nie mam ideału chłopaka, ale... chłopak z którym miałabym być nie może mieć zbyt krótkich włosów.
90. Shippowałam Fedemiłę jeszcze zanim pojawili się w serialu jako para.
91. Gdy piszę z punktu widzenia jakiejś osoby bardzo wczuwam się w jej sytuacje.
92. Nienawidzę być odciągana od rzeczy, które aktualnie robię.
93. Nie przepadam za polskim morzem.
94. Gdy ktoś da mi powody, żebym go nie lubiła, jest na zawsze skreślony (Pozdrawiam kolegę z klasy :))
95. Bywam mocno sarkastyczna.
96. Potrafię przegadać pół lekcji, a i tak wszystko z niej wiem.
97. Mój zeszyt do historii od tyłu zamienił się w szkicownik.
98. W torebce zawsze noszę: telefon, szminkę (nie używam błyszczyków), perfumy, jedzenie i picie, lub pieniądze, portfel (nawet pusty).
99. Nie noszę plecaków. Nawet do szkoły chodzę z torbą... może to przez to, że 3/4 książek mam w szafce szkolnej.
100. W moim życiu minął okres totalnego pesymizmu, teraz śmiało mówię, że jestem optymistką.
To tyle. Jeśli dobrnęliście do końca, to gratuluję ♥ Wyzwanie dla Was: napiszcie na swoim blogu ( i koniecznie zostawcie link w komentarzu) 100 faktów o sobie. Jeśli nie macie bloga napiszcie chociaż 50 faktów w komentarzu pod tym postem ☺.
A teraz przejdźmy do kwestii Wattpada (Wattpadu?)
Zapraszam Was na opowiadanie, które nie ma najmniejszego związku z tematyką Violetty. Jest to jakby.. moja kontynuacja pewnej serii. Możecie czytać moje wypociny nawet jeśli nie przeczytaliście oryginału trylogii, ja postaram się wszystko ładnie tam wyjaśnić ☺
No więc raz jeszcze - zapraszam => [Klik]
Szczęśliwych Walentynek, Misiaki ♥
piątek, 12 lutego 2016
Dlaczego zdajemy sobie sprawę z kruchości życia, gdy ktoś odejdzie bezpowrotnie?
Dlaczego uważamy, że śmierć nas nie dotyczy?
Dlaczego jest am żal osoby, która teraz wreszcie przestała cierpieć?
Czy to nie nas samych powinno być sobie żal?
Zostawiam Was z tymi pytaniami. Nie musicie mi na nie odpowiadać, odpowiedzcie na nie sobie, dla siebie.
Dlaczego jest am żal osoby, która teraz wreszcie przestała cierpieć?
Czy to nie nas samych powinno być sobie żal?
Zostawiam Was z tymi pytaniami. Nie musicie mi na nie odpowiadać, odpowiedzcie na nie sobie, dla siebie.
niedziela, 7 lutego 2016
Es Posible 2 - XVII
Bawię się kosmykiem włosów, który opadł mu na czoło.
Leżymy na jego łóżku, wpatrzeni w siebie. Czuję się, jakby minęły lata, ale nie przeszkadza mi to. Po raz pierwszy od bardzo dawna mam okazje po prostu być z nim sam na sam.
Federico gładzi moje przedramię, tak uporczywie patrzy mi w oczy.
A ja się uśmiecham.
Jestem tak cholernie szczęśliwa, szczęśliwa, szczęśliwa.
- Kocham cię - szepczę zafascynowana jego tęczówkami.
- Ja ciebie też - mówi, uśmiechając się.
Łapie mnie w talii i przenosi na siebie. Unoszę się i opadam z rytmem pracy jego klatki piersiowej. Kładę głowę na sercu, a ono bije. Nie wiem, czy powinno, ale bije.
- I co teraz? - pytam cichutko. - Co dalej?
- Wrócimy na ziemię i wszyscy razem ustalimy dalszy plan.
Nagle czuję ucisk w żołądku, to chyba mdłości. Nie chcę wracać, tu jest tak wspaniale, tak perfekcyjnie, idealnie, cudownie... tu jest tak dobrze.
- Wiem, że nie chcesz - wzdycha.
W tym westchnieniu jest coś...Jest coś, co mówi mi, że nie jestem sama w swojej niechęci.
- Co to znaczy, że będę nieśmiertelna? - Staram się zmienić temat.
Przełyka ślinę. Czeka na coś, jakby ważył słowa. Zerka w moje źrenice, a potem bierze głęboki oddech.
- Będziesz aniołem.
Czuję, że się duszę.
Chyba wstaję. Chyba kaszlę. Chyba zginam się w pół. Chyba opieram się o ścianę. Chyba odwracam wzrok.
Sama nie wiem.
Nie jestem pewna, co się dzieje.
Federico kładzie rękę na moim ramieniu, a ja oddycham szybko, płytko, nierówno.
- Jak? - wyrywa mi się tylko.
Nie rozumiem.
Wszystko wiruje, cała rzeczywistość się chwieje.
- Stanę się człowiekiem.
Jego słowa uderzają we mnie, wymierzają mi siarczysty policzek. Łzy napływają mi do oczu. I sama już nie jestem pewna, czy jestem wściekła, czy może jestem załamana. Może oba na raz, albo jedno po drugim.
Palę się od środka. Umieram na zapalenie płuc.
Chyba coś krzyczę. Chyba osuwam się po ścianie. Chyba obejmuje mnie czule, a ja chyba go odpycham. Chyba ciągle krzyczę, chyba płaczę.
Na pewno płaczę, bo czuję na twarzy słone krople.
Boli mnie gardło, więc pewnie krzyczę.
Krzyczę słowa, których wolę nie słyszeć.
Chowam twarz w dłoniach, przesuwam je we włosy, zaciskam pięści. Podkulam kolana, przymykam powieki.
Tak bardzo
najbardziej
chcę
tylko
zniknąć.
Nie mogę, nie wyobrażam sobie wiecznego życia bez Federico. Po prostu nie.
- Zostaw mnie - warczę. - Zostaw mnie w spokoju.
Muszę pomyśleć, muszę wszystko poukładać. MUSZĘ znaleźć inne rozwiązanie. Nie pozwolę na to, co chce zrobić. Nie pozwolę mu, nie pozwolę nie pozwolę nie pozwolę nie pozwolę.
Nie słyszę innych myśli. Te dwa słowa obijają się o ściany mojego umysłu. Może nawet wypływają przez usta na zewnątrz.
Federico podnosi mnie, kołysze mną lekko, trzymając w objęciach. A ja walę pięściami o jego tors.
- Ludmiła, uspokój się, błagam cię - prosi.
- Nie! - krzyczę. - Nie wierzę, że mogłeś zrobić coś takiego! Nie wierzę, że tak mnie ranisz!
Nagle siedzę na łóżku, z nogami pod brodą. Widzę zaciśniętą szczękę chłopaka, jego pięści, które co chwilę rozluźnia.
- Robię to dla ciebie.
- Nie prawda! Robisz to dla s i e b i e - syczę. - Nie chcesz patrzeć, jak umieram. Jesteś egoistą!
- Uspokój się, Ludmiła. Uspokój się. Porozmawiajmy - odzywa się do mnie w myślach.
A ja wstaję. Patrzę mu w oczy, patrzę, patrzę tak długo, aż odwraca wzrok.
- Popatrz mi w oczy i powiedz, że nie robisz tego dla siebie - szepczę, nagle tak słaba.
- Nie robię tego tylko dla siebie.
Prycham, a wszystkie uczucia tak bardzo się ze sobą plączą, że nie umiem ich rozpoznać.
Wymijam go, wychodzę.
Ja nie wiem, czego chcę. Nie wiem dokąd mam iść. Chciałabym z kimś porozmawiać. Z dziewczyną.
Może podświadomie chcę znaleźć Rose. Pewnie tak. Może ona będzie w stanie cokolwiek mi poradzić.
Błąkam się po osiedlu, nie znam tu nikogo, ani nikt nie zna mnie. Czuję się obco, okropnie obco.
Wlepiam spojrzenie w czubki swoich butów. Przez myśl przebrnęło mi, że chciałabym już znaleźć się na ziemi.
- Lu? - słyszę niespodziewanie.
Unoszę głowę i widzę osobę, którą bardzo chciałam zobaczyć.
- Ludmiła, nie powinno cię tu być. Chodź. - Rose ciągnie mnie za rękę do jednego z uroczych domków.
Domyślam się, że tu mieszka.
Gestem wskazuje mi, żebym usiadła na czarnej, skórzanej kanapie.
- Co się dzieje? Płakałaś, prawda? - pyta, siadając obok.
Podaje mi kubek z herbatą. Napój przynajmniej wygląda jak herbata. Nawet podobnie smakuje.
- Federico stanie się człowiekiem, żebym mogła być nieśmiertelna - mówię zachrypłym od krzyku i płaczu głosem.
Rose krztusi się piciem, jej oczy robią się duże jak monety.
- Wszystkiego bym się po nim spodziewała, ale nie tego - odzywa się, jakaś nieobecna. - Zwariował.
- Ro, co ja mam zrobić? Nie mogę mu na to pozwolić...
Kiwa głową, zgadza się ze mną. Nie sądziłam, że kiedyś nastanie taka chwila. A jednak.
Milczymy obie, przerażone powagą sytuacji, którą Rose rozumie o wiele lepiej niż ja.
- Chyba mam pomysł. - Słyszę po długim milczeniu.
Mina blondynki nie wróży nic dobrego, a jednak pokładam w niej nadzieje.
Podchodzi do szafki, której przedtem nie zauważyłam. Trzyma w rękach białą czapkę i złoty kluczyk. Jeszcze nic nie rozumiem, ale przypuszczam, że to wkrótce się zmieni.
- Powinnam była dawno ci to oddać. - Uśmiecha się smutno, wciskając mi do ręki czapkę. - Należy do Federico. Należała, jeszcze zanim... - urywa.
Wiem o co chodzi. Zanim wygnali go z nieba.
- Załóż, pomoże wtopić się w tłum.
Już zaczynam się bać.
~
Hello ♥
Wybaczcie, że tak późno. Mój czas jest mega ograniczony.
Kto słuchał audycji dla V-Lovers w radiu Young Stars? ☺ Dodzwoniłam się ☺
Co myślicie o rozdziale?
Śmiało, szczerze ^^
Macie jakieś przypuszczenia??
Ja zmykam, bo mam dzisiaj jeszcze taaak dużo do zrobienia... Jeśli ktoś może spać w ferie i nic nie robić, to szczerze mu zazdroszczę, heh ☺
Buziaki Miśki ♥
Ps. Wbijajcie na tt na #DzikiePartyUMeczki wieczorem XD
czwartek, 4 lutego 2016
Miniaturka/ Fedeletta/ Queen and King
Miniaturka dedykowana wszystkim dzisiejszym łasuchom!
Sama nie przepadam za pączkami, więc zjem coś innego... To ten, no. Smacznych pączków misiaki!Objedzcie się za wsze czasy.
W ogóle, to jedząc fajnie się czyta ;) Taką miniaturkę na przykład ☺
Tytuł: Queen and King
Para: Fedeletta
Gatunek: Love Story
Ograniczenia wiekowe: K
- Federico, Federico! - wołała od kiedy tylko weszła do domu.
Położyłem się na łóżku i nakryłem głowę poduszką, ale nawet to nic nie dało.
Moja przyjaciółka, której rodzice zgodzili się zaopiekować mną, do puki nie skończę szkoły, miała konkretny powód nagłego zainteresowania moją osobą. Zazwyczaj o tej porze siedziała z przyjaciółkami u którejś z nich, ucząc się, albo plotkując.
- Słucham cię, moja droga? - zaryzykowałem wreszcie.
- O! Jesteś! Gdzie się schowałeś? No, nie ważne. Bo wiesz, ten, no, no, no, no powiedzmy, że ja w interesach. - Gestykulowała żwawo, mówiła szybko, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Tego się obawiałem.
- A tam, zaraz obawiałem! Daj spokój. To nic wielkiego... Tylko wiesz... No bo ciebie tak wszyscy w szkole uwielbiają, masz takie wtyki i tak sobie pomyślałam... Jezu, Fede, ja muszę zdobyć koronę w tym roku. - Z bezsilnością spuściła ręce, zgarbiła się nieco.
W tamtym roku nie miała szans. Wygryzła ją o dwa lata starsza dziewczyna z klasy artystycznej.
- A co będę z tego miał? - Skrzyżowałem ręce pod piersią, oparłem się o ścianę i uśmiechnąłem cwaniacko.
- Satysfakcję. No, to jak będzie? - Zamrugała szybko, składając ręce jak do modlitwy.
Zgodziłem się. Inaczej nie dałaby mi spokoju, chodziłaby za mną do samego balu, a gdyby nie została królową, obraziłaby się na pół roku. Dobrze ją znam.
Przez najbliższe dwa tygodnie robiliśmy wszystko, żeby Violetta stała się faworytką chociaż połowy uczniów w szkole.
Plakaty, babeczki, udział w akcjach charytatywnych, zajęciach pozalekcyjnych... To było dla niej wielkie wyrzeczenie. Zamiast spotykać się z przyjaciółkami musiała siedzieć w szkole, albo ze mną, ćwicząc głębokie teksty, gdyby potencjalny wyborca o coś ją zapytał. Przekonałem nawet redaktora szkolnej gazetki, żeby napisał o niej pochlebny artykuł.
Spędzaliśmy razem wiele czasu, praktycznie każdy dzień, większość nocy. Rozmawialiśmy, ćwiczyliśmy, rozmawialiśmy, ćwiczyliśmy... w kółko. Odsypialiśmy na niektórych lekcjach, ewentualnie w autobusie po drodze do szkoły.
Kawa kończyła się zbyt szybko. Ostatniego tygodnia oboje przerzuciliśmy się na Red Bulla.
Dzień przed balem postanowiliśmy, że tą noc prześpimy.
To były plany.
Położyłem się w swoim pokoju już koło ósmej. Zacząłem myśleć o całym tym przedsięwzięciu, wyścigu szczurów.
Zacząłem też myśleć o Violi, co w ostatnim czasie zdarzało się coraz częściej.
Nie podobało mi się tylko to, że powoli przestawałem myśleć o niej jak o przyjaciółce. Nawet nie jak o siostrze.
Myślałem o jej ślicznych, brązowych oczach, słodkich jak mleczna czekolada, o jej malinowych ustach, muskanych wiśniowym błyszczykiem, o białych jak śnieg ząbkach, ukazywanych w uroczym uśmiechu, o włosach, zawsze starannie ułożonych, nieraz opadających na zamknięte ze zmęczenia powieki...
Myślałem tak długo, aż usnąłem.
I śniła mi się Violetta. Jej drobna postać ubrana w piękną sukienkę, z lśniącym diademem na główce.
Czyjeś delikatne rączki potrząsały moim ramieniem.
Z trudem otworzyłem oczy. Przede mną stała brunetka ubrana w piżamę z kotkami i misiem w ręce. Poczułem, jak mimo woli uśmiech wkracza na moją twarz.
- Vilu? Co jest? - Oparłem się na łokciach. - Miałaś zły sen?
- Tak. Mogę położyć się z tobą? - zapytała cichutko.
Przytuliłem ją, szeptałem na ucho, że będzie dobrze, że nie ma się czego bać...
Od samego rana nie układało się najlepiej. Oboje zaspaliśmy, więc musieliśmy złapać taksówkę, a przez to z kolei spóźniliśmy się na lekcje.
Potem, na jednej z przerw Vils musiała odbyć poważną rozmowę z dyrektorem, bo ktoś podkablował, że popalała za szkołą, co chyba jednak okazało się prawdą, chociaż wolałbym w to nie wierzyć.
Posprzeczaliśmy się o to i nie rozmawialiśmy ze sobą aż do wieczora.
Moja partnerka jeszcze się szykowała, a ja obiecałem nie podglądać.
Gdy usłyszałem stukot obcasów na schodach, wyszedłem z kuchni. Wtedy oficjalnie zaniemówiłem.
Violetta miała na sobie sukienkę w kolorze pudrowego różu, która sięgała jej kolan. Była odcięta w pasie, rozkloszowana, ze śliczną koronką na plecach i połowie dekoltu.
Chyba po raz pierwszy spięła włosy i wyglądała w nich niesamowicie.
- Zamknij buzię, Fede - zaśmiała się. - I nie gniewaj się już, dobrze?
- Niech ci będzie. Odpuszczę tylko dlatego, że wyglądasz nieziemsko.
- Dziękuję. - Delikatnie musnęła mój policzek, a następnie zakręciła się prezentując strój. - Ty też niczego sobie.
Wszyscy siedzieli przy stolikach, czekając na wyniki głosowania. Pocierałem dłoń Vilu, by dodać jej otuchy. Byłem prawie pewien, że zdobędzie tę cholerną koronę.
Byłem też niemalże pewien, że szlag mnie trafi, gdy będzie tańczyć z jakimś idiotą, który wygra.
Widziałem łzy Vils, gdy wywołali ją na scenę, jej szczery uśmiech i tą całą radość.
Szkoda tylko, że nie mogłem widzieć swojego zdziwienia, gdy wywołali króla.
Staliśmy na środku sceny, ramie w ramię. Dali nam mikrofony, że niby mieliśmy coś mówić.
Ciekawe tylko jak.
Mojej królowej całkiem odebrało mowę, a mi na usta cisnęły się tylko dwa słowa. Sześć i trzy litery.
- No więc - zacząłem. - Nie spodziewałem się, że dziś znajdę się na tym miejscu... Co innego jeśli chodzi o Violę. Tego byłem pewien. Ciężko pracowała, by móc tu stanąć. Byłem przy niej przez ten cały czas...Ale wiem, że chcecie raczej usłyszeć jakąś ckliwą gadkę, więc... No to jest tak, z niektórymi uczuciami, że przychodzą niespodziewanie. Może nawet ich nie chcemy. Może. Może też być tak, że miłość puka do drzwi w najmniej oczekiwanym momencie. I do mnie właśnie wpadła w odwiedziny. Z tego miejsca chciałbym powiadomić o tym dziewczynę, przez którą wszystko w moim życiu wywróciło się do góry nogami. Przez nią prawie w ogóle nie sypiałem w ostatnim czasie. Dosłownie. Ona też nie sypiała, tylko z innych powodów. Prawda, Violu?
Błądziła wzrokiem po mojej twarzy, zagubiona, zmieszana, przerażona, szczęśliwa...
- Nie - odezwała się, a jaj głos wypłynął z głośników. - Miałam podobne powody.
Przysunąłem się do dziewczyny bliżej niż by wypadało. Kołysaliśmy się w rytm muzyki, jako królewska para. Patrzyłem w jej oczka, uśmiechając się szczerze.
Delikatnie musnąłem jej usta.
- Dla mnie zawsze byłaś królową - szepnąłem.
~
W ogóle, to jestem dziś we Wrocławiu, więc jeśli ktoś ma Pasaż Grunwaldzki (ew. Bielany) po drodze, to piszcie mi na gg ( 51192567 ).
Opowiem Wam ciekawą historię XD Byłam wczoraj z przyjaciółką w sklepie. Stałyśmy przy kasie i rozmawiałyśmy o pudrach oraz moich legginsach w kolorze łososiowym, cielistym idk... Kolejka była długa, więc Emilka zaczęła żartować, że nie mam spodni. Chciałam się jej zapytać, czy mam szwy na nogach, ale zaczęłam się śmiać i zamiast tego spytałam: "Czy ja mam wszy?". Wszyscy zaczęli się na mnie patrzeć, a ja zaczęłam się dławić ze śmiechu, tak jak Emila. Myślałam, że umrę XD.
No, takie tam przygody.
Ewh, jakie # na tt, kto mi sprawdzi? XD
No nic, to ja życzę udanego Tłustego Czwartku ^^
Jak Wam się podobała miniaturka? Liczę na komentarze Misie ♥
Koffam ♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)