niedziela, 20 marca 2016

Es Posible 2 - XX



Dziwnie jest znowu stać na ziemi. Na tej samej twardej ziemi, na której żyłam przez wszystkie życia. Dziwnie jest spojrzeć na zegarek i czuć, że czas upływa; widzieć zachód słońca i powolne nastawanie mroku.
Federico trzyma mnie za rękę. Wolno idziemy deptakiem w stronę mieszkania ciotki Natalii. Nie wiem co możemy tam zastać, więc jestem przygotowana na każdą możliwą ewentualność.
Chłopak milczy, wpatrzony w niebo. Wiem, że myśli o tym wszystkim. Wiem, że nigdy wcześniej nie był stawiany w takiej sytuacji. Wiem, że w tym życiu jestem inna. Walczę, chcę pomóc jemu, nam.
Opieram głowę o jego ramię. Cisza w żaden sposób nie jest dla mnie przeszkodą. Jestem tak bardzo stęskniona jego obecności, że każda sekunda u boku ukochanego jest dla mnie jak afrodyzjak. Mogę się nim spić i żyć wiecznie w stanie błogiego szczęścia.
- Fede - przerywam szeptem otaczające nas nieme zaklęcie. - Myślisz, że damy radę?
- Jestem tego pewien. - Zwraca twarz w moją stronę. Uśmiecha się leniwie, a w jego oczach grają pełne zadowolenia iskierki. - Jestem pewien - powtarza cicho.
Zatrzymuje się, przyciągając mnie do siebie.
Stoimy, przypatrując się sobie, na środku chodnika, a za nami jest morze, w którym tonie słońce.
Opiera czoło o moje czoło, a nasze oddechy mieszają się ze sobą. Nawija na palec jeden z niesfornych kosmyków moich włosów. Przepływa przeze mnie fala ciepła.
- Co ty na to - zaczyna - żeby jeszcze raz złamać zasady?
Kąciki moich ust unoszą się same. Podoba mi się ta perspektywa.
- Kusząca propozycja.
Dotyka kciukiem mojej dolnej wargi. Przesuwa go powoli, a potem układa dłoń na moim policzku.
Nagle przeszywa mnie chłód. Cudem powstrzymuję swoje ciało przed wzdrygnięciem się. Słońce już całkiem zatonęło. Usta Federico są już tak blisko moich... Słyszę. że ktoś klaszcze, wybija równy rytm, uderzając dłonią o dłoń. Po kręgosłupie przebiega mi stado mrówek, a w ustach nagle brakuje mi śliny.
- Jakże cudowna zakochana para - śmieje się jakiś głos. Głos, który znam.
Odrywam się od Federico i z przerażeniem spoglądam na Troya. Serce łopocze mi w piersi, jakby bało się bardziej ode mnie. Tym czasem umysł podsuwa mi tylko jedno słowo: "spokojnie".
Biorę głęboki wdech. Niewzruszona, przyglądam się blondynowi.
Nie wiem, jak mogłam mu ufać. Nie wiem dlaczego pozwoliłam mu wejść do mojego życia i zająć w nim tak ważne miejsce.
Zaciskam pięści, ciągle jednakowo zszokowana, przerażona i zła.
- Ludmiła, uciekaj - mówi Federico, ale nie słucham go.
Odważnym krokiem idę w stronę Troya. Stoję z nim twarzą w twarz. Łzy cisną mi się do oczu.
Mrugam, by je powstrzymać.
Zaciskam pięści tak mocno, że paznokcie pewnie poprzecinały mi skórę, a kłykcie całkowicie bieleją, ale to w tej chwili nie ma żadnego znaczenia.
Zamachuję się, pełna frustracji, konsternacji i gniewu w najczystszej postaci, po czym uderzam Troya prosto w szczękę.
Siła uderzenia odrzuca mu głowę go tyłu. Zatacza się, ale udaje mu się nie upaść.
- Nienawidzę cię - syczę przez zaciśnięte zęby.
Opera się o ścianę, pochyla się i spluwa krwią. Rozmasowuje obolałe miejsce, a mnie przeszywa wzrokiem pełnym furii.
Federico ciągnie mnie za ramię i powtarza, że musimy już iść.
A ja przestaję panować nad swoimi nogami, bo właśnie zaczynam rozumieć, co zrobiłam, więc idę za nim.
Szumi mi w głowie i chyba trochę mi słabo. Spoglądam na swoją dłoń, pokrytą krwią, która jednak nie należy do mnie. Chyba robi mi się niedobrze.
Zatrzymuję się, opieram dłonie na kolanach, a następnie wymiotuję. Feder staje za mną, przytrzymując moje włosy.
- Już dobrze - szepcze. nerwowo. - Już dobrze, Lu. Możemy iść dalej? Już blisko.
Kiwam głową. Poznaję tą okolicę. Mieszkanie, w którym się ulokowaliśmy jest na następnej ulicy.
Pokonujemy przecznicę sprintem, wbiegamy na górę, na trzecie piętro i dopadamy drzwi. Wpadamy przez nie, zamykając za sobą jak najprędzej.
Opieram się o nie plecami. Grzbietem dłoni przecieram kącik ust. Staram się wyrównać oddech.
- Boże, Ludmiła! Federico! - słyszę pisk Natki.
Unoszę na nią wzrok, uśmiechając się mimowolnie.
- Hej, Naty - wysapuję.
Dziewczyna bierze mnie w objęcia.
- Tak okropnie się o ciebie martwiłam, idiotko - mówi, a jej łzy spływają mi po ramieniu. - Jesteś nieodpowiedzialną kretynką, ale i tak cię kocham. A ty - odrywa się ode mnie i kieruję się do Federico. - Jesteś jeszcze gorszy.
Pocieram twarz. otwartą dłonią. Spoglądam na nią. Z jednej strony pokrywa ją moja własna krew, bo, tak jak sądziłam, paznokcie przecięły skórę, a z drugiej strony widzę zeschłą już, ciemną, obrzydliwą krew Troya.
Przemywam ręce wodą utlenioną, a potem opieram się o blat.
- Jedyne o czym teraz marzę, to gorący prysznic i wygodne łóżko -  wzdycham, czując nagłe zmęczenie.
- Wiesz, że czuję podobnie? - zagaduje Feder.
Postanawiam puścić tą uwagę mimo uszu.
- A gdzie się podział Denny? - pytam, nie widząc go nigdzie w pobliżu.
- Nie wiem. - Beznamiętny, a wręcz surowy ton głosu Hiszpanki  przyprawia mnie o gęsią skórkę. - Skąd mam to wiedzieć?
Coś między nimi było. Do czegoś doszło. Nie mam najmniejszych wątpliwości.
Kiwam tylko głową, a następnie bez słowa kieruję się do szafy. Wyciągam z niej świeże ubranie i zamykam się w łazience.
Już po chwili ciepłe krople wody spływają po moim kręgosłupie, po łopatkach, po obojczykach...
Chociaż na chwilę przestaję myśleć o wszystkim, co będę musiała zrobić i dokonać. Skupiam całą swoją uwagę na kropelkach na szybie kabiny.
Zastanawiam się, co mi się nie podobało w spokojnym życiu na uboczu. Mogłabym przecież zostać zakonnicą, zamknąć się klasztorze i żyć w pięknej nieświadomości, jak biliony innych ludzi na świecie.
Ale nie, przecież ja musiałam się zakochać.
Wychodzę w łazienki. Prowadzona ogromnym głodem, kieruję się w stronę kuchni. W powietrzu unosi się cudowny zapach bazylii i czosnku. Natka kręci się od blatu do blatu, a ja przypatruję jej się.
Postanawiam wykorzystać to, że Dennego akurat nie ma, a mój Feduś zaszył się w łazience na najbliższą godzinę.
- Powiedz mi, co jest między wami - proszę, siadając na barowym krześle przy wysepce.
- W sensie? - pyta, nawet nie odwracając się do mnie.
- Między tobą a Dennym. Co jest? Widzę, że coś..
- Posłuchaj - przerywa mi nagle. Odwraca się do mnie i spuszcza głowę. - Pocałowaliśmy się.
Nieświadomie otwieram buzię. Nie wiem co mogę powiedzieć, ale na szczęście  nie muszę tego robić, bo Naty kontynuuje. |
- Ja i Denny byliśmy ze sobą dawno temu. I teraz...kiedy was nie było...my pocałowaliśmy się. - Nabiera powietrza w płuca. - Ale ja cięgle, cały czas, kocham Maxiego, rozumiesz?
Patrzy na mnie zeszklonymi oczami. Kiwam głową ze zrozumieniem, bo kto jak kto, ale ja akurat wiem, co znaczy być rozdartym.
~
Hello xx
Rozdziału nie było pół wieku. Znowu.
Wiem, że jestem...nieobowiązkowa. Ale nieraz poważnie nie mam jak napisać, za co bardzo Was przepraszam :(
Mam do Was prośbę. Zagłosujecie na mój blog w Violetta Blog Awards na Violetta 2 Polska? Byłoby mi ogromnie miło <3
I jak Wam mija czas?
Coraz bliżej święta, coraz bliżej... <3
Kocham Was bardzo, bardzo.
Do następnego,
 Wercia ♥

3 komentarze:

  1. Zagłosowałam na co mogłam, w sumie czemu nie. Ja tam dalej wolę Troya od Federico, shipuję go z Ludmiłą - no ale nie ten parring. Biedny Denny. Yup, to imię chyba coś sugeruje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Slonko
    Genialny rozdzialik
    Coś czuję że Denny będzie z Rose
    Pewnie się mylę
    A ja tak lubiłam Troya
    (Znaczy FEDE to nr1 )
    Ale i tak BYŁ fajny
    Czekam na NEXTA
    ♡♡♡kofam♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Zagłosowałam na ciebie w czym tylko mogłam.
    Ja tam nadal nie lubię Troya i chyba jako jedyna, bądź nieliczna osoba (tak spojrzałam na komentarz innych osób pod tym postem - stąd wniosek) za nim nie przepadam :p
    Rzecz jasna rozdział - świetny ♥
    Pozdrawiam
    Liv

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj!