Zacznijmy od statystyk.
Moim zdaniem są one nie najlepsze w porównaniu do tych z roku 2014.
Rok 2015 vs. 2014:
Liczba postów: 71 (w roku 2014 - 162)
Liczba komentarzy: 858 ( w roku 2014 - 2367)
Liczba wyświetleń: 84325 ( w roku 2014 - 70926)
Pranę przy tym zauważyć, że w 2014 roku byłam tu 3 miesiące krócej, bo data założenia bloga to 02.04.2014.
Różnorodność postów w roku 2015:
Rozdziały: 45
Es Posible - 5 (z epilogiem)
Mi Amor - 28 (z prologiem, epilogiem i zapowiedzią)
Es Posible 2- 12 (z prologiem)
OneShoty, OneParty, Miniaturki i Listy: 15
Inne posty: 11
Posty pozostawione w wersjach roboczych: 15:
1. Miłość ma inne prawa - Diemila
2. Black Blood - Fedemila
3. Cofajmy się do przodu - Leomila
4. Bad idea - Dieletta
5. Queen and King - Bromi
6. True story again - Fedemila
7. Gra - Marcesca
8. W domu dobrze, ale na dachu lepiej - Leonetta
9. Baile de Mascaras - Diegocesca
10. Backspace - Naxi
11. Kiedy spada jedna gwiazda, dusza odchodzi do nieba - Fedemila
12. I see you - Prolog
13. Palabras - Prologue
14. La historia completa - capitulo cero
15. Never lost love - Prolog
(Tak, tak, mam już prologi 4 nowych opowiadań - tak szybko się mnie nie pozbędziecie :D)
DOBRZE, przejdźmy teraz do wspomnień.
Wiele się działo.
Blog był zawieszany, odwieszany... Raz nawet prawie go usunęłam. Wszystko przez sprawy prywatne, o których nie będę się rozpisywać, ale niestety log ucierpiał na tym i to dość znacznie.
Nie zamierzam więcej odwalać takich akcji, wiem już czym to pachnie, a moje życie prywatne nie może zostawiać piętna na treści.
W 2015 odbyły się koncerty Violetta Live, więc na zawsze zapamiętam ten rok jako najszczęśliwszy. Jeśli chciałoby się komuś grzebać w postach z przełomu marca/kwietnia, może znaleźć tam dokładny opis koncertu z dnia 29.03.
Organizowałam konkursy, opowiadałam Wam o moim życiu.
Wiele osób zniknęło wraz z końcem Violetty i tego właśnie nie umiem zrozumieć.
Mnie też było ciężko się z tym pogodzić, ale życie biegnie dalej. Jak widzicie, w moim sercu nasza telenowela ciągle żyje i kocham ją tak jak dawniej. Nie chcę się teraz o tym rozpisywać, to nie miejsce, ani czas.
Chcę po prostu powiedzieć, że ja tu zostanę, nawet jeśli nikt nie czytałby moich wypocin (tfu, tfu, lepiej, żeby ludzie czytali :3), ja tu będę. Bo mam pomysły, mam chęci, czasem brakuje mi czasu, czasem mam doła - jestem człowiekiem, to nic dziwnego.
Zawsze możecie na mnie liczyć. Piszcie, nawet jeśli nie odpowiem natychmiast, odpowiem.
Wiem, że zawiodłam wiele ludzi, a to boli, zawsze będzie. Przecież nie zrobiłam tego celowo.
Zakończyłam kilka przyjaźni, niektóre sprawy spełzły na niczym i jeszcze trzeba je rozwiązać.
Ale będąc tutaj, ciągle coś zyskuję.
Mam nadzieję, że 2016 będzie lepszym rokiem niż 2015. Dla mojego bloga. Dla Was też, oczywiście ♥
Miałam powspominać, a zaczęłam się rozczulać. Słucham właśnie stareńkich piosenek, jest za pięć pierwsza w nocy, tak naprawdę, gdy teraz to piszę mamy jeszcze 28 grudnia. (dane wyżej uzupełniłam wczoraj, żeby nie było :) ).
No i wiecie, przypominam sobie to wszystko, co miało miejsce 2015, chce mi się płakać. Spełniłam swoje marzenia, widziałam Rugge na żywo, Tini, Jorge, Diego, Samu, Mechi, Cande, Albę, Facu, Fran (brata Tini)...Widziałam ich. Tini mnie widziała - tak, ja ciągle o tym samym - i zwróciła na mnie uwagę. Aż ciężko mi uwierzyć, że minęło już 9 miesięcy od tego dnia. Ani się obejrzymy, a minie 9 lat. Tak patrzę na moje ściany, calutkie w plakatach, i myślę, że nie wyobrażam sobie życia bez nich, bez Was, bez tego, co zyskałam dzięki Violetcie. Pamiętam czasy, w których nie rozróżniałam piosenek, wszystkie wydawały mi się identyczne, kiedy myliłam imiona postaci... Ale pamiętam też dzień, w którym Violetta trafiła do mojego serca. Pamiętam pierwszą piosenkę, którą pokochałam ( "Algo suena mi" a potem "Voy por ti") i pamiętam, że pierwszą osobą, którą polubiłam, była Lu. Pamiętam wymyślanie historii, jak inaczej mogło się wszystko potoczyć, pamiętam też dzień, w którym po raz pierwszy w pisałam w wyszukiwarce "www.blogger.com" i pamiętam mój pierwszy nagłówek. To nie urodziny bloga, ale wzięło mnie na takie wspomnienia...
Cały czas zmierzam ku jednemu. - Coś, co raz zajęło miejsce w sercu, musi w nim pozostać. Mam to zapisane na ścianie, autentycznie ;). Pamiętajcie, że Juntos somos mas ♥
Miałam też dziękować. Więc dziękuję. Nie będę wypisywać żadnych imion. Osoby, które zachęcały mnie do działania, które które kocham, którym jestem wdzięczna, to Wy wszyscy. Czytelnicy. Ci, który byli, są lub dopiero będą.
Oczywiście są takie trzy dziewczyny, którym powinnam szczególnie podziękować, bo chociaż nieraz wyrywam sobie włosy z głowy martwiąc się o nie, albo wściekając, to właśnie one pomagają mi, unoszą, gdy moje skrzydła zapominają jak się lata. Julita, Laura, Karina, dziękuję.
To właściwie tyle na dziś z mojej strony.
Przy okazji zaproszę Was jeszcze na moje portale społecznościowe:
Twitter: @MiAmorFedemila
Instagram: @wercik_weronka_werus
GG: 51192567
Ask: @Fedemilers
Facebook (tu ciężko mnie złapać): [klik]
Na koniec, żeby nie było nudno, dorzucę kawałek mojego autorskiego opowiadania, nad którym ostatnio dość intensywnie pracuję, ale puki co, w internecie można znaleźć tylko kilka spojlerów.
Właśnie
naciągnęłam na siebie szary podkoszulek, w którym chciałam
ćwiczyć. Dziewczyny dzielące ze mną szatnie ciągle o czymś
rozmawiały. Od szumu panującego wokół powoli zaczynała boleć
mnie głowa. Jakby tego było mało od samego rana prześladowały
mnie wczorajsze słowa Casa. Nie opuszczało mnie przeczucie, że ma
jakiś plan.
Schyliłam się by zawiązać buty do biegania; dystans trzech kilometrów mieliśmy wpisany w grafik już od tygodnia. Nora miała farta, że rozchorowała się akurat dzień przed zaliczeniem. Nie wierzę w przypadki.
Nie zapominając o butelce wody wyszłam na bieżnię. Czekało mnie siedem i pół okrążenia. Robiło mi słabo na samo wyobrażenie gorąca, jakie zapewne ogarnie moje ciało już po pierwszych czterystu metrach. Rozejrzałam się w poszukiwaniu kogoś konkretnego – Caspera. Nie chciałam przyznać się przed sobą, że coraz bardziej brakowało mi jego obecności. Stał pod siatką, oparty o nią plecami. Zdawał się wcale nie zwracać na mnie uwagi, więc odwróciłam się, starałam się odepchnąć od siebie niezrozumiałą chęć zbliżenia się do niego na niebezpieczną odległość. Ukradkiem zerkałam na chłopaka, nie umiałam odpędzić się od obrazu jego wyrzeźbionych mięśni, mocno zarysowanej szczęki i pełnych, idealnie równych ust.
Biegłam już piąte okrążenie, a mój oddech stawał się coraz mniej regularny, oddychałam coraz łapczywiej; nogi przestawały być posłuszne. Łupało mnie w kolanach, cisnęło w klatce piersiowej, a pot oblepiał każdy centymetr mojego ciała. Przykucnęłam z brzegu. Poddałam się, nie dałam sobie rady. Nienawidzę tego uczucia, bezsilność jest najgorszym co można odczuwać; to tak jakby przegrać z samym sobą.
[...]
Schyliłam się by zawiązać buty do biegania; dystans trzech kilometrów mieliśmy wpisany w grafik już od tygodnia. Nora miała farta, że rozchorowała się akurat dzień przed zaliczeniem. Nie wierzę w przypadki.
Nie zapominając o butelce wody wyszłam na bieżnię. Czekało mnie siedem i pół okrążenia. Robiło mi słabo na samo wyobrażenie gorąca, jakie zapewne ogarnie moje ciało już po pierwszych czterystu metrach. Rozejrzałam się w poszukiwaniu kogoś konkretnego – Caspera. Nie chciałam przyznać się przed sobą, że coraz bardziej brakowało mi jego obecności. Stał pod siatką, oparty o nią plecami. Zdawał się wcale nie zwracać na mnie uwagi, więc odwróciłam się, starałam się odepchnąć od siebie niezrozumiałą chęć zbliżenia się do niego na niebezpieczną odległość. Ukradkiem zerkałam na chłopaka, nie umiałam odpędzić się od obrazu jego wyrzeźbionych mięśni, mocno zarysowanej szczęki i pełnych, idealnie równych ust.
Biegłam już piąte okrążenie, a mój oddech stawał się coraz mniej regularny, oddychałam coraz łapczywiej; nogi przestawały być posłuszne. Łupało mnie w kolanach, cisnęło w klatce piersiowej, a pot oblepiał każdy centymetr mojego ciała. Przykucnęłam z brzegu. Poddałam się, nie dałam sobie rady. Nienawidzę tego uczucia, bezsilność jest najgorszym co można odczuwać; to tak jakby przegrać z samym sobą.
[...]
-
Gratuluję, Li. - Pochylił się, wspierając dłonie na lekko
ugiętych kolanach. - Godna z ciebie przeciwniczka.
- I nawzajem. - Z uśmiechem usiadłam pod siatką okalającą bieżnię.
- Dwanaście minut i czternaście sekund – krzyknął wuefista. - Dostateczny. Oboje. Widzimy się po przerwie. - Dmuchnął w gwizdek, a potem zniknął z pola widzenia.
Casper podniósł mnie i postawił na nogach. Przyciskał moje ciało do siatki i z każdą chwilą patrzył mi w oczy coraz intensywnej. Zaplótł palce w siatkę tak, że nie miałam zbyt dużego pola manewru.
- Wspaniała ta twoja rozmowa – zaśmiałam się nerwowym chichotem.
Słaniałam się już nie tylko z wycieńczenia. Cas działał na mnie w specyficzny sposób i czy tego chciałam, czy też nie, podobało mi się wszystko co czułam przez niego. Albo do niego.
- Przestań, od początku wiedziałaś, że chcę cię pocałować. - Uśmiechną się, jakby nie miał żadnych wątpliwości.
- I nawzajem. - Z uśmiechem usiadłam pod siatką okalającą bieżnię.
- Dwanaście minut i czternaście sekund – krzyknął wuefista. - Dostateczny. Oboje. Widzimy się po przerwie. - Dmuchnął w gwizdek, a potem zniknął z pola widzenia.
Casper podniósł mnie i postawił na nogach. Przyciskał moje ciało do siatki i z każdą chwilą patrzył mi w oczy coraz intensywnej. Zaplótł palce w siatkę tak, że nie miałam zbyt dużego pola manewru.
- Wspaniała ta twoja rozmowa – zaśmiałam się nerwowym chichotem.
Słaniałam się już nie tylko z wycieńczenia. Cas działał na mnie w specyficzny sposób i czy tego chciałam, czy też nie, podobało mi się wszystko co czułam przez niego. Albo do niego.
- Przestań, od początku wiedziałaś, że chcę cię pocałować. - Uśmiechną się, jakby nie miał żadnych wątpliwości.
Jeżeli
miałabym być szczera... nie mylił się. Przypuszczałam już
wcześniej, że zmierza do jednego. Tak naprawdę nasza „rozmowa”
nie mogła skierować się na inne tory niż te, którymi właśnie
podąża. Nie
wiedziałam co mam powiedzieć, nie wiedziałam, czy on w ogóle
czeka na moją odpowiedź. Kolana ugięły się pode mną i zetknęły
z jego udami, w ustach poczułam słodki, nieprzyjemny smak, a
powietrze między nami zrobiło się niezwykle gęste. Serce stanęło
mi w gardle.
- Posłuchaj, ja na serio n-nie... - Przełknęłam
ślinę, przez którą nie byłam w stanie mówić, a przynajmniej
tak sobie wmawiałam. Doskonale wiedziałam jaki był powód.
Zwyczajnie: słowa zaprzeczały moim myślom. - Nie chcę się z tobą
całować – wydusiłam półszeptem.
To już naprawdę koniec. Pamiętajcie, że bardzo Was kocham ♥
Ps. Każdy komentarz to miód na serce.
W sumie to pisać, nie pisać. Ostatnimi czasy aż się we mnie gotuje i jestem po prostu wściekła, noale. Gratulować sukcesu zawsze warto - i tak idzie ci dobrze - żeby statystyki były miarodajne musiałabyś odjąć własne komentarze. Czasy kiedy odpowiadałaś i była pod rozdziałem jakaś dyskusja.
OdpowiedzUsuńPoza tym ile dalej w las tym więcej osób się wykruszało, bo bohaterka była coraz bardziej irytująca... Zdarza się.
Szcześliwego Nowego Roku i żebyśmy w końcu ogarnęły opko. I powodzenia z tym autorskim ;)
Wiem, ale jakoś matematyka w ferie, tak nie bardzo... Luśka wkurzająca? No nie może być XD
UsuńWzajemnie i dziękuję. ♥
Jej!
OdpowiedzUsuńOpowiadanko super ciekawe co dalej!
Gratlulje takich wyników
Kc ♥♡♥♡
Co dalej? Nie pocałują się. Szkoda trochę, ale trudno XD Wiesz, "amigos" jak Leonetta XD
UsuńDziękuję skarbie.
KC too ♥
Cudowny rok ❤
OdpowiedzUsuńPamiętasz nasze pół roku? 3 lata.... Zostajemy wracamy zostajemy wracamy!
Karinaa składamy, składamy....
ONA ZEMDLAŁA!
Najlepszy rok w moim życiu! ❤
Oby 2016 był jeszcze lepszy!
Zdrowiej mi szybko!
❤
Oczywiście!
UsuńJak mogłabym zapomnieć?
Kuweta dla konia, Karinko :)
W poniedziałek się widzimy. Już mi lepiej, dziękuje, ale i tak odpuka w niemalowane.
TY JESTEŚ ANIOŁEM I NIC MI NIE POWIEDZIAŁEŚ?! Muahahahah
KC, pozdrów mamę XD