piątek, 1 stycznia 2016
One Shot/ Fedmila/ Nie najlepszy dzien
Para: Fedmila
Tytuł: Nie najlepszy dzień
Gatunek: romans, love story
Ograniczenia wiekowe: T/M
Uwaga: Początek OneShota pisany na faktach z życia autorki.
Spojrzeć w oczy śmierci?
Nie jest łatwo.
Przypomnieć sobie całe życie?
Możliwe.
Jak to jest?
Czujesz strach. Przede wszystkim to strach. Paraliżuje cię. Chcesz się ruszyć, ale nie możesz. Nie panujesz nad myślami i nie wiesz co robić.
I jak to było?
Okropnie...
Szłam ulicą, nie daleko rynku. Byłam z przyjaciółką. Śmiałyśmy się, jak zawsze. Nie zwracałyśmy uwagi na krzyki zza budynku przed nami. Dopiero kiedy minęłyśmy winkiel i jeszcze kawałek drogi zrozumiałam co się dzieje. Ulica biegła w dół. Ludzie pozamykali drzwi we wszystkich sklepach i kawiarenkach, nie byłoby w tym nic dziwnego, patrząc na późną godzinę. Bo przecież dla ludzi w naszym miasteczku godzina osiemnasta, w sobotę, podczas wakacji to bardzo późna pora. Z góry, w naszą stronę szły dwie kobiety. Obie pchały wózki, a ramię w ramię z nimi, biegła dwójka - może trójka - nie pamiętam dokładnie - dzieci. Maluchy płakały. Nie wiem już sama, czy w wózkach były inne istotki... One - blondynka i brunetka - szły szybko. Nie mogę przypomnieć sobie wyrazu ich twarzy. Spojrzałam na nie przelotnie, po czym mój wzrok utkwił w mężczyźnie, idącym w moją stronę. Był łysy, tyle wiem. Jego twarz... ciągle stoi mi przed oczami. Jednak nie umiem jej opisać, to zbyt trudne, bo nie pamiętam kształtu oczu, czy nosa, a sam wyraz i usta, które układały się w słowa, wywołujące u mnie paraliż. Zrobiłam kilka kroków przed siebie, po czym stanęłam. Wiem, że trwało to kilka sekund, ale dla mnie stało się wiecznością, bo nigdy już nie będę w stanie o tym zapomnieć. Odwróciłam się gwałtownie, ciągnąc przyjaciółkę za rękę. W mojej głowie błądziły tylko głuche myśli "Idź za tłumem, nie zostawaj sama."
Przyspieszyłam kroku, by dogonić innych ludzi. Do moich uszu dobiegały te okropne słowa. "Pozabijam was, zabiję wszystkich, chociażbym miał resztę życia siedzieć w pudle". Ciągle powtarzał to samo, mówił, jak zacięta płyta. Albo ja to tak odbierałam?
Był coraz bliżej, a ja, razem z 'tłumem' przeszłam przez ulicę. Pod nosem, do przyjaciółki powtarzałam ciągle tylko "do sklepu, szukaj czynnego sklepu, błagam cię". Nawet nie zauważyłam, kiedy łzy zaczęły spływać po moich policzkach. I nagle to do mnie dotarło. On wcale nie chciał zabić nas, on szedł za tymi kobietami... Ostatnie słowa, które zapamiętałam, to "Proszę cię, przestań" wypowiedziane przez jedno z dzieci. Potem już tylko biegłam przed siebie, wołając przyjaciółkę. Nie wiedziałam co robić, nawet nie wiem jak - nogi same poprowadziły mnie do supermarketu. Jeszcze nigdy w życiu nie biegłam tak szybko. Kiedy się zatrzymałam, nie umiałam ustać na nogach. Ręce trzęsły mi się tak bardzo, że nie umiałam utrzymać w nich komórki. A najgorsze było to, że nie miałam pojęcia co robić. Nie mogłam zadzwonić do rodziców, nie mieli pojęcia o moim wyjściu, do siebie miałam jakieś dwanaście kilometrów, a do domu Fran....trzeba było przejść TAMTĘDY.
- Cami, spokojnie, już jesteśmy bezpieczne.
Francesca jak zawsze zachowała zimną krew, a mimo to, nadal trzęsłam się jak galareta.
- Potrzebuję czekolady - powiedziałam słabo, opierając się o jedną z półek.
- Zaraz kupimy. I lody i colę. Tak? Tylko spokojnie - powtarzała mi, prowadząc przez sklepowy labirynt.
- Wiesz... moja ciocia tu pracuje - wychrypiałam, gdy już bardziej doszłam do siebie i zaczęłam kojarzyć sklep, w którym byłyśmy. - Możemy zobaczyć czy nie ma jej na kasie.
Ale nie było. Zapłaciłyśmy za nasze zakupy i wyszłyśmy, bo ludzie zaczęli dziwnie na nas patrzeć.
- To co teraz? - zapytałam niepewnie. Zupełnie nie miało znaczenia to, że minęło dobre pół godziny, a facet, który napędził mi niezłego stracha, mógł już sobie iść. Nie miałam pewności.
- Nie wiem - westchnęła.
- A może zadzwonisz po tatę? - szepnęłam, coraz bardzie zrozpaczona faktem, że utknęłyśmy w martwym punkcie.
- Nie ma opcji. Siedzi w ogródku z mamą i sąsiadami. Nie przyjedzie po nas.
Wplotłam ręce we włosy w geście rozpaczy. Nie znałam dobrze tej dzielnicy, gdybyśmy były w części miasta, w którym ja mieszkam... Ba, tam nic takiego w ogóle by się nie stało.
- A nie ma tu innej drogi?
- Jest. Możemy iść ulicą Martwą pod kościół, a potem główną do mnie.
Pal licho, że to niezłe nadrabianie drogi. Za niedługo miało robić się ciemno, a ja byłam w dość krótkiej spódniczce i chyba musiałabym iść kanałami, żeby czuć się bezpiecznie.
- Ulica Martwa, no super. Martwa, Cmentarna, Kościelna... Kto to w ogóle wymyślił - bąknęłam pod nosem. - Nie ma opcji.
Chodziłyśmy w tę i wew tę, jednak ciągle trzymałyśmy się blisko wejścia do marketu.
- A gdybyś tak zadzwoniła do dziadka? - zaproponowała Fran.
Szczerze mówiąc, myślałam o tym już wcześniej, ale bałam się, że dziadek powie o wszystkim moim rodzicom, a oni dadzą mi zakaz na odwiedzanie Fran przez rok. Co najmniej.
- Chyba nie mamy innego wyjścia.
Zadzwoniłam do dziadka, ale na moje szczęście nie było go w domu.
(Uwaga. Od tego momentu akcja stanie się całkowitą fikcją. Wszystko co przeczytaliście powyżej zdarzyło się naprawdę).
- Co teraz, Fran? - jęknęłam.
Przyjaciółka nie odpowiedziała mi. Pewnie tak jak ja nie miała pojęcia co dalej.
- Hej, sorry, że przeszkadzamy - odezwał się jakiś głos za moimi plecami. - Ale wyglądacie na zagubione.
- Diego! - Francesca rzuciła się na szyję jednego z chłopaków. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę. Powiedz, że przyjechaliście tu samochodem.
- Tak się składa, że zgadłaś. Ale poczekaj, jakoś nam się nie spieszy.
- Za to nam tak - wtrąciła się.
- Jestem Diego. - Brunet całkowicie zignorował jej słowa i wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Camila. - Uśmiechnęłam się do niego. - A ty to...? - zwróciłam się do jego kolegi.
Diego niespecjalnie przypadł mi do gustu, ale chłopak, który stał za nim... Miał śliczne, duże oczy, włosy postawione na żel i zabójczy uśmiech.
- Federico, ślicznotko. - Pochwycił moją dłoń i musnął ją ustami.
Rumieniec wstąpił mi na twarz, a nerwowy chichot wyrwał się z krtani.
- Znalazł się romantyk - prychnął drugi, wywracając oczami.
- Camila takich lubi - odezwała się moja przyjaciółka. - Fede, startuj do niej śmiało, wolna jest.
Myślałam, że uduszę ją gołymi rękami.
- Lepiej powiedzie co się takie wydarzyło, że tak bardzo ucieszył was nasz widok. - Diego postanowił zmienić temat. - Chodźcie. - Skinął głową w stronę srebrnego wana.
Opowiedziałam im wszystko, z każdym najmniejszym szczegółem.
Federico, siedzący ze mną z tyłu potarł poje ramie, by dodać mi otuchy.
- Już jesteś bezpieczna - zapewnił.
- Z rycerzem Federico zawsze - prychnął jego kumpel. - Zjecie coś?
- Chętnie. - Fran pokiwała głową jeszcze zanim zdążyłam się odezwać.
- To super, znam fajną całodobową pizzerię niedaleko. Dają też na wynos.
Zaparkował auto na parkingu i razem z Francescą poszedł złożyć zamówienie.
Ja i Federico siedzieliśmy chwilę w cichy, żadne z nas nie odważyło się odezwać nawet słowem.
- To... - zaczął po chwili. - Gdzie właściwie mieszkasz.
- Na obrzeżach. Wiesz gdzie jest Dolina? - Pokiwał głową. - Za stacją paliw jest osiedle domów jednorodzinnych.
- Serio? - Uniósł brwi.
- Tak, a co?
- Mieszkam tam. Znaczy, wiem, że to duże osiedle, ale to aż dziwne, że wcześniej się nie spotkaliśmy.
Przyznałam mu rację, po czym znów zapadła między nami kłopotliwa cisza.
- Trochę chłodno się robi. Diego chyba wyłączył ogrzewanie. - Tym razem ja podjęłam temat.
Fede bez słowa zdjął z siebie bluzę i zarzucił mi ją na ramiona. Uśmiechnęłam się, chociaż nie o to mi chodziło.
- Nie będziesz marzł, dziękuję. - Oddałam mu okrycie.
- To chodź, przysuń się, jak cię przytulę, będzie ci cieplej - uśmiechnął się.
Wtuliłam się w niego. Pachniał cudownie, jego skóra była jak aksamit, a przez materiał koszulki czułam pod palcami jego twarde mięśnie brzucha.
- Mam wrażenie, że skądś cię znam, jeśli mam być szczera - szepnęłam.
- Być może - przyznał. - Ty też wydajesz się znajoma. Może kiedyś gdzieś się minęliśmy.
Po raz kolejny cisza wypełniła przestrzeń. Tylko tym razem nie była ona tak nieprzyjemna. Przeciwnie. Całkiem miło się jej słuchało.
- O popatrz, mówiłem. - Głos Diego dobiegł moich uszu i jak poparzona oderwałam się od chłopaka.
- Wyłączyłeś ogrzewanie, myślałam, że zamarznę! - odezwałam się szybko, domyślając się o co mu chodziło.
- Zrobisz wszystko, żeby wygrać zakład. Oszust. - Fran uderzyła go w ramię.
- Założyliście się o nas?! - Do rozmowy włączył się Federico.
- No już, zluzujcie. Jedziemy jeść.
Pokój Diego był typowo chłopięcy. Ja i Fran siedziałyśmy na miękkim łóżku przykrytym niebieską pościelą, Fede rozłożył się w pufie wypełnionej drobnymi, styropianowymi kuleczkami, tak, że bez problemu zmieniała kształt, a sam lokator leżał na dywanie.
Od trzech godzin graliśmy w wyznania i dowiedziałam się o nich już naprawdę sporo. Sama musiałam odpowiedzieć na kilka niefajnych pytań, oczywiście zadanych przez przyjaciela Fran, Diego.
- Camila - zwrócił się do mnie po raz kolejny. - całowałaś się już?
Fakt, że mam szesnaście lat, w życiu się nie całowałam, ani nawet nie miałam chłopaka. chyba można uznać za nieco krępujący. Ale nie miałam wyboru. Umówiliśmy się, że będziemy grać szczerze, a żadna informacja nie wyjdzie poza drzwi tego pokoju.
- Nie - przyznałam.
- No nieźle. - gwizdnął złośliwie. - Mogę udzielić ci darmowej lekcji, jeśli chcesz.
- Spasuję - prychnęłam. - Ale może Fran skorzysta.
- Fuj! - Rzuciła we mnie poduszką. - Ja już się całowałam, głupku.
- Blefuje! - krzyknęłam.
Każde kłamstwo równało się wykonaniu jednego zadania wymyślonego przez kogoś innego. W tym wypadku powinnam to być ja, ale odstąpiłam tej przyjemności Hiszpanowi.
- Biedna Camila - zaśmiał się.
- Co? Czemu ja?
- Bo ona wcale nie ściemniała. - wyjaśnił, a ja z powątpiewaniem popatrzyłam na czarnowłosą. - Całowaliśmy się.
- Co?! I nic o tym nie wiem?!
- Tak jakoś wyszło. - Obojętnie wzruszyła ramionami.
Po raz kolejny w ciągu tej doby miałam ochotę skrócić ją o głowę. Nie dość, że wyszłam na idiotkę, to jeszcze niesłusznie oskarżyłam ją o blef, więc Diego teraz mnie musi wymierzyć zadanie, a ja nie mam już możliwości odmowy.
Chłopak uśmiechnął się chytrze. Spojrzał najpierw na mnie, potem na Federico, potem znów na mnie i już byłam pewna, że nie oznacza to nic dobrego.
Ukryłam twarz w dłoniach czekając na okrutny wyrok.
- Chyba kazanie wam się przelizać nie będzie zbyt okrutne?
- Będzie! - zareagowałam.
- Słońce, to jej pierwszy pocałunek, nie sądzisz, że... - zaczęła Fran, ale nie było jej dane skończyć.
- Nie.
- No jasne - jęknęłam. - Ale że tak przy was?
- Raczej. Inaczej moglibyście oszukiwać.
I moja nadzieja prysła jak bańka mydlana. Mogłam przedłużać w nieskończoność, ale na nic by się to zdało. Rodzice myślą, że śpię u Fran, więc nie mogłam nawet liczyć na niespodziewany telefon. Byłam skazana na pocałunek z Federico.
Wstałam z łóżka i strzepnęłam z bluzki nieistniejące paprochy.
- Nie przekona cię nawet fakt, że są między nami dwa lata różnicy i poznaliśmy się dzisiaj? - jęknęłam żałośnie, ale on tylko zaprzeczył.
- Ciesz się, że to tylko całus. Zawsze mogłem wymyślić coś lepszego.
Posłałam mu nienawistne spojrzenie.
- Powinnam być ci wdzięczna za ratunek, ale bardziej mam ochotę zepchnąć cię z balkonu - wymamrotałam.
- Nie przedłużaj. - Wywrócił oczami. - Chyba, że wolisz na kolana i..
- Nawet nie kończ - warknęłam. - Jeszcze raz, a przysięgam, że spełnię moją groźbę.
Uniósł ręce w obronnym geście. Wzięłam głęboki wdech, wypuściłam powietrze nosem i stanęłam twarzą twarz z Federico.
- Postaram się, żebyś miała dobre wspomnienie z pierwszego pocałunku - szepnął i mrugnął do mnie porozumiewawczo, a ja uśmiechnęłam się mimowolnie. - Nie zwracaj na nich uwagi. Wyobraź sobie, że jesteśmy w jakimś pięknym miejscu, na przykład w ogrodzie różanym, a ja jestem twoim wymarzonym chłopakiem. Gdy będziesz gotowa, zamknij oczy.
Pokiwałam głową. Fede jest kochany, stara się ułatwić mi tą chwilę, mało kto postąpiłby tak jak on.
Zbudowałam w głowie maleńki, idealny, romantyczny świat, tak jak kazał. Tylko jakoś nie umiałam zastąpić go nikim innym. Powoli zamknęłam powieki.
Poczułam jak silne ręce zacisnęły się na mojej talii, całym ciałem przywarłam do ciała Federa. Coś ciepłego przyległo do moich ust i dopiero po chwili zorientowałam się, że to jego usta. Przesuwały się wolniutko wzdłuż moich warg, pieszcząc je swoim dotykiem. Nieświadomie, leciutko otworzyłam buzię, a on wykorzystał ten moment. Uniesiona chwilą przerzuciłam ręce na jego szyję.
- Dlaczego ty nie robisz tego tak zmysłowo? - usłyszałam szept mojej przyjaciółki i uśmiechnęłam się, jednak ciągle trwałam w pocałunku.
- No dobra, już możecie dać sobie spokój - oznajmił Diego.
Zamiast oderwać się od chłopaka i nieśmiało wrócić na poprzednie miejsce, posunęłam się krok do przodu i delikatnie dotknęłam jego języka swoim. Nie musiałam tego powtarzać, by zrozumiał o co mi chodzi. Rozpętałam tym małą wojnę między nami.
Czułam, że przez chwilę unoszę się nad ziemią. Federico usiadł i posadził mnie sobie na kolanach. Przerzuciłam jedną nogę tak, że siedziałam na nim okrakiem. Powoli zaczęło brakować mi tlenu.
W końcu oderwałam się od niego, oddychając ciężko.
- Uczcie się chłopcy, to się nazywa pocałunek - zaśmiałam się, wachlując się ręką.
Poprawiłam włosy. Patrzyłam w jego oczy i nie umiałam się od nich oderwać.
- Hej, wiecie, że nie jesteście tu sami? - odezwał się Hiszpan.
- Zamknij się - wymamrotałam. - Tak jakby jesteśmy i to twoja wina.
Od tamtej nocy nie maiłam kontaktu ani z Diego, ani z Federico. To trochę bolało, bo tak jakby, chyba, coś poczułam do przyjaźniejszego z chłopaków.
Ale czego ja się mogłam spodziewać?
Pierwszego września przestąpiłam próg nowej szkoły. Ludzie ubrani w białe koszule, tłoczyli się przy wejściu na salę gimnastyczną, gdzie miał odbyć się apel rozpoczynający nowy rok szkolny. Jakimś cudem udało mi się przepchać przez tłum i znaleźć się w środku, gdzie wcale nie było luźniej. Rozejrzałam się uważnie w poszukiwaniu Fran, ale nigdzie jej nie było. Zobaczyłam za to kogoś innego, kto zmierzał w moją stronę. Federico we własnej osobie. Myślałam, że padnę.. Wydawał się jeszcze większym przystojniakiem, a ja myślałam, że to niemożliwe.
- Cami? - odezwał się, gdy był już na tyle blisko, że mogłam go usłyszeć. - Pięknie wyglądasz.
- I vice versa.
- Dwa tygodnie, a ty już zdążyłaś zmienić fryzurę.
Miał rację, pofarbowałam włosy.
- Ym... no tak.
- Ładnie.
- Dziękuję.
I na tym nasz dialog dobiegł końca. Na chwilę.
- No dobra, nie będziemy gadać tak, jakbyśmy się nie znali. Cały czas o tobie myślę i to chyba jakieś cholerne przeznaczenie, że właśnie tu teraz jesteś. Cały czas czuję na ustach twój malinowy błyszczyk i nawet nie masz pojęcia jak bardzo chciałbym znowu go posmakować. - wyznał.
- Mam go teraz na ustach - podsunęłam nieśmiało, uśmiechając się delikatnie.
Tak, chciałam znów wzlecieć wysoko, niesiona jego cudownym pocałunkiem.
Tak, chciałam oddać mu dusze, serce i ciało.
Tak, chciałam posunąć się dalej, dużo dalej, niż wcześniej.
Tak, nawet jeśli nie powinnam.
Chłodne kafelki otulające ściany damskiej toalety stykały się z moimi nagimi plecami.
- Podsumowując - szepnęłam. - Znamy się około trzydziestu godzin, jestem od ciebie młodsza o dwa lata i chcę dać się wykorzystać.
- Nie wykorzystuję cię - mruknął, składając czuły pocałunek na mojej szyi.
Serce kołatało mi w piersi. Był pierwszy dzień szkoły, powinnam być teraz na apelu, a tym czasem byłam bliska utracie dziewictwa w szkolnej toalecie. Super.
Niestety, albo na szczęście, głos serca zagłuszał zdrowy rozsądek.
- Gdzie byłaś cały czas? - zapytała Francesca, zastępując mi drogę do wyjścia ze szkoły.
- Em... - Przełknęłam ślinę. - Byłam z Federico...
- Co? Co wyście robili? - Przyglądała mi się badawczo.
- Rozmawialiśmy.
- I?
- Całowaliśmy się.
- Tak?
- I przeleciał mnie w toalecie - szepnęłam.
- Co zrobił?!
- To co słyszałaś. A teraz przepraszam, chcę przejść.
Wyminęłam ją i ruszyłam przed siebie. Nie żałowałam absolutnie niczego.
I bardzo dobrze, że nie żałowałam, bo teraz jestem szczęśliwą mężatką z dwójką małych dzieci i nie ma osoby bardziej spełnionej niż ja, na całym świecie.
A wszystko przez najgorszy dzień w moim życiu.
~
Hejo!
Dziś pierwszy dzień nowego roku. Mamy 2016 Miśki! Jakoś tak ciężko mi w to uwierzyć.
Tak jak pisałam wczoraj - 2015 był dla mnie cudownym rokiem i ciężko jest mi go żegnać.
W każdym bądź razie, przybywam z OneShotem.
Chciałabym, żebyście zostawili po sobie ślad. Tak na dobry początek :D
Bardzo Was kocham!
Do jutra!
~
Ps. Jeśli jesteście ciekawi jak w końcu skończył się tamten okropny dla mnie dzień: dziadek kazał mi zadzwonić do wujka, a ten przyjechał po nas i odwiózł do Kariny (link do jej bloga na dole), gdzie wypiłyśmy herbatki ( jak ja kocham herbatki). Pod wieczór przyjechał po mnie tata i wróciłam do domu, ale ciągle byłam roztrzęsiona. A kiedy jechałyśmy z wujkiem do Kari przejeżdżałyśmy obok komisariatu i tam właśnie był ten facet, siedział w wozie policyjnym z zakrwawioną głową. Do tej pory nienawidzę tamtej całej dzielnicy, brrr. Rodzicom i tak powiedziałam, gdy już porządnie ochłonęłam - żeby nie było ;)
Link do bloga Kariny - [klik]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dziękuję za reklamę ❤
OdpowiedzUsuńNajlepszy sylwester z Wami ❤
I tak POWRACAM z komentowaniem!
A co do rozdziału....
Musiałaś podać nazwy ulic w moim mieście?
Nadal jak o tej sytuacji myślę to..... Wiesz jak się czuje...
I pytasz się mnie jak mi się rozdział podobał?
No...
On...
Jest...
BOSKI!!!!!!!
Czekam na next!
I poproszę więcej OS/OP takiego typu!
I jak się czujesz w 2016?
Pół roku!
😂
Adios! :P
Mam zamiar odpowiadać na wszystkie kom w tym roku, więc.
UsuńTo nie rozdział, słońce.
Jak się czuję? Spać mi się chce. I niedobrze mi trochę. O, płyta Biebera 'się włączyła'
3 lata.
I nie ma za co, to nawet nie reklama.
Ciao.
Świetny one shot :*
OdpowiedzUsuńTak czytałam, czytałam i zaczełam się zastanawiaćmć do kiedy opowiadanie nie jest fikcją, aż do momentu w którym napisałaś, że fikcja się zaczyna. Wtedy w głowie powiedziałam sobie łał, które miało znaczyć: brzmi jak fikcja w one shocie, ale jezt prawdą (lekkie zdziwienie i trochę zaszokowanie). Wtedy przypomniało mi się gdy wracałam zimowym wieczorem do domu przez nieoświetloną ulicę, a za mną niemalże cały czas szła jakaś osoba, jak stanełam ona stanełam, przyspieszyłam ona zrobiła to samo,pomyślałam pewnie jakiś debil którego znam znów robi z siebie idotę i poszłam dalej, naszczęście się nie myliłam bo potem ta osoba zaskoczyła mi drogę bardo głośni się witając,ale nie zmienia to faktu iż omało nie zeszłam wtedy na zawał i boję się gdziekolwiek chodzić wieczorem :p. .... Kiepskie nawiązanie,ale jak to kiedyś mi ktoś powiedział: ,,komentarz to live więc popraw nie ma"....
Nadal mam uprzedzenie do pray: cami i Fede i choćbym chciała nie zmienię tego, więc czytając Cami była Lu:/
No to ten chyba wszystko.. do następnego
Liv
Liv!
UsuńTo co opisałaś wydaje mi się równie okropne. Nienawidzę takich sytuacji, naprawdę.
Szczerze mówiąc.. ja też wyobrażałam sobie Lu. Prawie zawsze tak mam.
Tak, do następnego słońce ♥
Cudo!
OdpowiedzUsuńKocham ♥♡♥♡♥
Dziękuję ♥
UsuńIly too ♥
O jeju, moje biedactwo ;(
OdpowiedzUsuńMusiałaś się okropnie bać ;c
Mi kiedyś też przydarzyła się podobna sytuacja
I teraz uwaga bo szykuję się długa przemowa...
Bardzo, bardzo, bardzo dawno temu (w zeszłym tygodniu) wracałam sobie oczywiście z kościoła, ponieważ jestem istnym aniołkiem i bardzo dobrą osobą. (Nie no, wracałam ze sklepu bo mi się żelki skończyły) Wróciłam z kościoła (sklepu) około 20, ale postanowiła jeszcze pospacerować ponieważ świeże powietrze jest bardzo zdrowe.(A tak na serio to rodzice gdzieś wybyli a ja zapomniałam klucza) Kiedy już zmęczyłam się chodzeniem (Ogarnęłam że klucz miałam w kieszeni) było po 22. Droga do mojego domu niestety prowadziła przez tunel, a z racji że było już późno nikogo tam nie było. Była już w połowie kiedy zauważyła na przeciw mnie ze 6 chłopaków. Na moje oko mieli jakieś 20 lat. Kiedy byłam już obok nich, zatrzymali się i jeden z nich spytał "Co taka ślicznotka robi tu tak późno?" Powiedziałam że to nie ich sprawa i chciałam odejść ale któryś z nich złapał mnie za rękę i przyciągnął, a następnie przyparł do ściany. Mega się przestraszyłam i zaczęłam się drzeć. Kazali mi się zamknąć i jeden z nich chciał mnie uderzyć, ale wtedy obok nas zjawiło się kilku jakiś facetów i kazało im mnie zostawić. Jak już była w domu to dostałam jeszcze ochrzan że "szlajam się po nocy" i dostałam karę -,- Postanowiłam nic nie mówić rodzicom ale teraz zawsze kiedy gdzieś wychodzę biorę ze sobą mały nożyk ;)
A jeśli chodzi o rozdział to nie mogę za dużo powiedzieć.
Jest boski, tak jak wszystko co napiszesz <3
I kochana, przepraszam że nie komentuję ;c
Ale mam twój blog zapisany na głównym ekranie i codziennie sprawdzam czy czegoś nie dodałaś.
I mimo iż nie komentuję to zawsze wszystko czytam ;3
Kocham ♥ ♥ ♥
O jeny, skarbie, to okropne. Ciarki mnie przeszły, kiedy czytałam to, co napisałaś.
UsuńDobrze, że nic Ci się nie stało!
Dziękuję Ci, skarbie ♥
Ja Ciebie też, słońce ♥