Witam Was w ostatnim dniu bieżącego roku!
Przychodzę do Was z OneShotem w ten piękny, zimowy ( ta, jasne, za oknem wiosna) dzień.Ale zanim przejdziemy do treści, chciałabym złożyć Wam życzenia.
W związku z tym, że żegnamy już ten rok, a bądź co bądź, był to jeden z lepszych roków, i witamy rok 2016, chcę aby dla wszystkich był on jeszcze wspanialszy.
Niech w przyszłym roku spełnią się wszystkie Wasze marzenia, niech spełnią się cele, które sobie postawicie, niech szczęście nie opuszcza Was nawet na chwilę. Bądźcie radośni i pełni chęci do życia, zapału. Rozwijajcie swoje pasje i pozwólcie ponieść się wyobraźni.
Nie upijcie się w Sylwestra, ale dobrze się bawcie, nie żałujcie żadnej z podjętych decyzji, kochajcie i bądźcie kochani.
~Wercia
Tytuł: Come Back
Para: Fedemila
Gatunek: Eeee...love story?
Ograniczenia wiekowe: T
Nie potrafiła znieść kolejnych krzyków. Trzasnęła drzwiami, wyjęła walizkę i zaczęła wrzucać do niej wszystko co popadło, ubrania, kosmetyki, laptop, pieniądze gromadzone przez 19 lat życia. Wysłała kilka szybkich, niedbałych esemesów, po czym wróciła do salonu.
-Mam tego po dziurki w nosie - syknęła. - Wyprowadzam się, nawet nie próbujcie mnie szukać.
Tak jakby nigdy nic wyszła, pozostawiając rodziców samych ze swoją złością.
Nie miała daleko do lotniska. Wystarczyło tylko złapać taksówkę i przeczekać półgodzinną drogę. Wystarczyło tylko kupić bilet na najbliższy lot do Nowego Jorku i czekać dwie godziny. Przecież to nie wymagało zbyt wiele zaangażowania, a tym bardziej energii.
Lot nie dłużył się za specjalnie. W sercu blondynki nie było nawet cienia wątpliwości. Od dawna chciała uciec ze swojego życia, chciała zacząć od początku, pozbyć się łez, bolącego od krzyku gardła i serca, krwawiącego przez mocne uciski.
Nowy Jork to miasto snów, tam spełniają się marzenia. Tak mówią. Mylą się, nie wiedzą. W telewizji pokazują tylko piękno miasta, a medal ma przecież dwie strony.
Na pierwszy rzut oka Nowy Jork wydał mi się bajeczny. Wszystkie otaczające mnie drapacze chmur były jak tafla wody w fontannie szczęścia. Większość ludzi uśmiechała się życzliwie, nawet w zabójczym wirze traconego czasu.
Zanim jeszcze zaczęłam rozglądać się za lokalem do wynajęcia musiałam coś zjeść, bo kiszki mi marsza grały. Znalazłam chińską knajpkę niedaleko lotniska, gdzie jednak nie było żadnego wolnego stolika, a ponad połowa klientów miała ze sobą walizki. Niektóre twarze nawet kojarzyłam z samolotu. Już chciałam wyjść, kiedy zatrzymała mnie jakaś dziewczyna. Miała długie, rude włosy i przepaskę na czole. Opierała się o lożę, w której siedziały dwie inne dziewczyny - brunetka i czarnowłosa.
- Ej, blondi, chodź, dosiądź się - zawołała perfekcyjnym angielskim.
Nie miałam nic do stracenia. Wręcz przeciwnie, mogłam zyskać. Pociągnęłam swój bagaż w ich stronę i przysiadłam się obok rudej.
- Właśnie zamówiłyśmy, ale jeśli chcesz coś domówić, to nie ma problemu, właściciele tego lokalu to rodzice mojego chłopaka, jemy za darmochę. - Rudowłosa przywołała kelnera skinięciem dłoni. - Jeszcze raz to, co brałyśmy, okay? Tylko szybciutko. - Energicznie klasnęła w dłonie. Gdy chłopak odszedł zwróciła się do mnie. - Jestem Camila, a to Violetta i Francesca. Ja mieszkam tu już cztery lata, a one dopiero przyleciały. Stąd te torby. - Wskazała na dwie walizki, których przedtem nie zobaczyłam. - Ty pewnie też?
- Tak. Jestem Ludmiła - uśmiechnęłam się.
- Oryginalnie - podsunęła Fran z przyjaznym uśmiechem. - Wydaje mi się, że jesteś z Ameryki Południowej. Zgadłam? - Odczekała chwilę, a ja skinęłam głową.
- Z Buenos Aires, w Argentynie. Skąd wiedziałaś?
- Akcent mówi wszystko. Ja jestem Włoszką, a Viola, jeśli się nie mylę też przyleciała z Buenos Aires.
- Tak - zgodziła się. - Widziałam cię w samolocie, Lu.
Kelnerka ubrana w białą sukienkę kończącą się wysoko nad kolanem właśnie przyniosła nam jedzenie wyglądające bardziej jakby było na wynos, ale to już tylko szczegół. Camila obcięła ją wzrokiem od góry do dołu chyba ze trzy razy, po czym zacisnęła dłonie w pięści.
- Nawet nie próbuj zbliżać się do Broadwaya w tym stroju - syknęła.
Dziewczyna uśmiechnęła się tylko i bąknęła coś pod nosem, po czym odeszła kręcąc biodrami.
- Będę musiała zaprojektować im nowe stroje do pracy - westchnęła, po czym zabrała się za rozpakowywanie swojej porcji. - Słuchajcie dziewczyny, dobrze się stało, że się spotkałyśmy. - Tym razem jej przenikliwy wzrok spoczął na każdej z nas kolejno. - Ceny tutaj są dość...cóż, wygórowane. Miałam ostatnio na oku świetne mieszkanie w uroczej kamienicy. Pięć pokoi, dwie łazienki, kuchnia.... Wydaje mi się, że to świetna oferta, tym bardziej, jeśli miały byśmy zrzucać się na czynsz. Ludmiła, ja i dziewczyny już długo się znamy. Kiedyś chodziłam do szkoły z Francescą, a z Violą poznałam się na obozie. Nie musisz się bać. Znalazłam im pracę jako hostessy, sama też zarabiam, ale tutaj. Myślę, że mogłabym ci pomóc, wyglądasz na zagubioną.
Im dłużej jej słuchałam, tym bardziej w moim sercu rozpalało się zaufanie. Była szczera w swoich intencjach, nie miałam wątpliwości.
Postanowiłam zaufać Cami i jej koleżankom. Znów powtórzyłam sobie, że przecież nie mam nic do stracenia.
Minął pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, piąty tydzień....i było fajnie. W dnie pracowałyśmy, a wieczorami albo wspólnie oglądałyśmy filmy, plotkowałyśmy, albo każda zajmowała się sobą. Cami na przykład w każdą sobotę wychodziła gdzieś z Brodem, Francesca całe weekendy spędzała u swojego chłopaka Diego, którego spotkała na targach. Opowiadała nam jak niechcący potrącił jej stoisko, a potem pomógł wszystko pozbierać. No tak, bardzo romantyczny początek znajomości. Ja i Violetta często, gdy byłyśmy same, wychodziłyśmy gdzieś, albo rozmawiałyśmy pół nocy. Stała się moją prawdziwą przyjaciółką, tak jak Natalia w Buenos Aires. W tym wielkim mieście potrzebowałam kogoś takiego jak Viola - oparcia, dziewczyny, na którą zawsze mogłam liczyć.
Jednak Nowy Jork z każdym dniem wydawał mi się coraz bardziej obcym i zimnym kawałkiem świata.
Szklane wielopiętrowe budowle już nie były studnią życzeń, zamieniły się w klatkę z luster. Powoli zaczęłam wpadać w rutynę życia, traciłam barwy, gubiłam je w smętnym, szarym niebie, bo rzadko kiedy można było zobaczyć tu jakąkolwiek gwiazdę.
Któregoś dnia wróciła z pracy nieco wcześniej, tak jakoś wyszło, szef dał wszystkim pracownikom kilka godzin wolnego, bo potrzebował ciszy absolutnej. Wielkie korporacje to jednak bardzo skomplikowany system. Już chciała wyjąć klucze z torebki, gdy usłyszała głosy po drugiej stronie drzwi. Przecież nikogo nie powinno tam teraz być. Serce dziewczyny zabiło kilka uderzeń za szybko.
-Daj mi dwa tygodnie, zdobędę te pieniądze - zapewniał dobrze jej znany głos.
- Ani dnia więcej - odpowiedział ktoś ewidentnie mało przyjemny.
Po chwili drzwi otworzyły się z impetem, a Ludmiła odskoczyła za nie, by pozostać niezauważoną.
Gdy wysoki, barczysty mężczyzna zniknął z pola widzenia, wśliznęła się do środka.
Myślałam, że umrę z przerażenia. Czułam się tak, jakbym serce niosła na dłoni. Waliło mi w piersi, ręce postanowiły odmówić większego posłuszeństwa, bo drżały, a zimny dreszcz przechadzał się wzdłuż mojego kręgosłupa.
- Camila? - odezwałam się słabo, patrząc na współlokatorkę. Stała oparta o parapet i piła wodę, najspokojniej w świecie.
- Co tutaj robisz? - zmarszczyła brwi. - Powinnaś siedzieć za biurkiem.
- Nie ważne co tu robię, ważne co widziałam i słyszałam! Kto to był i jakie chce pieniądze? Cholera, w co ty się wplątałaś?
Usiadła na krześle, na chwile zamykając oczy. Wydało mi się, że cień zmieszania przemknął przez jej twarz, zostawiając miejsce goryczy.
- To gruba szajka - odezwała się wreszcie. Nie szlochała, chociaż łzy ciekły po jej policzkach. - Chodzi o narkotyki, Ludmiła. Ale nie tylko. - Zawiesiła głos, rozejrzała się, jakby chciała się upewnić, że może bezpiecznie mówić. - Miałam cię w to wmieszać, miałam namówić cię do złego, ale nie chcę cię zmuszać, nie będę. Violetta i Francesca same poszły na ten układ, pasował im.
- O czym ty mówisz? - zapytałam z zadziwiającą odwagą.
Ukradkiem zajrzałam przez ramię. Do drzwi nie miałam daleko - w razie czego. Noże spokojnie spoczywają w szufladzie. Chyba nie będzie chciała zrobić nic nienormalnego.
- Posłuchaj, wszystko, w co do tej pory wierzyłaś, to kłamstwo. Nie są hostessami, a ja nie pracuję w żadnej chińskiej knajpce. To, że należy do rodziców mojego chłopaka, to też ściema. Viola diluje, Lu, to dlatego namawiała cię na imprezy, bo była umówiona z klientami. A weekendy Fran u Diego? Nie ma żadnego Diego, jest zarabianie na ulicy, zresztą Violetta robi to samo. Żadne z nich hostessy.
Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Zostałam oszukana, tak perfidnie oszukana przez nie wszystkie. A myślałam, że naprawdę łączy nas przyjaźń. Tymczasem one chciały mnie tylko wykorzystać! Więcej, wciągnąć z swoje brudne interesy.
- A ty? Jaką masz w tym wszystkim rolę? - zapytałam łamiącym się głosem.
- Jestem pośrednikiem. Kupuję towar, sprzedaję go dalej, znajduję ładne dziewczyny i namawiam je do pracy.
Tak jak sądziłam, umywa ręce od wszystkiego. Miałam ochotę wyrwać jej rude kłaki z głowy. Niszczy życia niewinnym dziewczynom, które potrzebują pomocy, rozprowadza narkotyki, zabija. Jest mordercą, chociaż nawet o tym nie wie.
- I co teraz? Zabijesz mnie, żebym nie nakablowała? - zapytałam, prychając.
Wszystkie uczucia skumulowały się we mnie, myślałam, że zaraz wybuchnę. Chciałabym biec, biec daleko, daleko, Do domu. Do ciepłego, bezpiecznego domu, w którym tylko trochę pokrzyczą, w którym mam wszystko, a przede wszystkim prawdę.
- Jeśli masz chociaż trochę oleju w głowie, to nic nie powiesz. Zabiliby cię zaraz bo wyjściu z komisariatu. Mają wtyki, Ludmiła. Nie chcę dla ciebie źle, serio, dlatego możesz tu mieszkać, ale przemyśl też moją propozycję. To uczciwy układ, możesz dużo zarobić.
- Jeśli tak, to sama się tym zajmij. Chyba potrzebujesz gotówki - zauważyłam kąśliwie.
Odwróciłam się i wyszłam, zostawiając ją samą ze swoimi myślami. Jak w ogóle może proponować mi coś tak wstrętnego po wszystkim, co sama mi zdradziła?
Nie ma za grosz wstydu ani sumienia, to bezuczuciowa jędza.
Wrócę tam, oczywiście, bo przecież zostawiłam tam wszystko.
Biegłam przed siebie, nie patrząc nawet dokąd zmierzam. Jakoś potem się znajdę. Zresztą, czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Przytulałam się do żywego wirusa HIV. Co wieczór.
- Pieprzone egoistki - syknęłam do siebie, zaciskając powieki mocno, by nie pozwolić łzom płynąć.
- Ej, ej, spokojne. - Usłyszałam czyjś ciepły głos, a potem silna dłoń spoczęła na moim łokciu, nie pozwalając mi dalej biec. - Kto cię tak zdenerwował?
Otworzyłam oczy, by zobaczyć, kto przejął się kimś tak mało znaczącym jak ja. Brunet wyższy ode mnie o pół głowy, tak mniej więcej, z wysoką grzywka i o cudownych, dużych oczach unosił brwi i z figlarnym uśmiechem spoglądał na mnie.
- Współlokatorki - fuknęłam pod nosem. - Ale to nie ważne, nie powinnam o tym z panem rozmawiać.
- Jakim panem, błagam? Federico, ok?
- Daj mi spokój. Potrzebuję iść się upić. O popatrz, nawet znam tan klub. - Wskazałam palcem na drzwi. - No, jestem dużą dziewczynką. Pa, do zobaczenia... chyba.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Jak się nazywasz? Nie jesteś za młoda na alkohol?
- A ty czemu się tak o mnie troszczysz? Nie znamy się. Chcesz mnie porwać i zamordować? - zaśmiałam się nerwowo. - Ludmiła.
- Ładnie. I nie, wcale nie chcę cię porwać i zamordować, Lu. Lubię pomagać ludziom. Tyle. A ty wyglądasz na taką, która tej pomocy potrzebuje. Chodź, postawię ci coca colę.
- Zabawne. - Złożyłam ręce pod piersią. - Sama umiem o siebie zadbać. Tak jakby blokujesz mi przejście, więc możesz się odsunąć, ok?
- Nie.
Federico wziął mnie za rękę i pociągnął w przeciwnym kierunku, w stronę nabrzeża. Usiedliśmy na piasku. Właściwie nie miałam innego wyjścia, on mnie zmusił, wziął na kolana i przytulał mocno.
Nie znałam go, a czułam się bezpiecznie.
Zaprzyjaźnili się, naprawdę byli blisko. Zbudowali wokół siebie niewidzialny mur, który chronił ich przed złem. Obiecał, że pomoże. Robił to cały czas, pokazując jej miejsca, których nie znała, barwiąc jej życie kolorami tęczy, z którymi wcześniej nie miała styczności. Już pierwszego dnia połączyła ich specyficzna więź.
Któregoś dnia przeskakiwałam kanały w telewizji, ale nie mogłam znaleźć niczego konkretnego. Moich 'kochanych' współlokatorek nie było w domu i bardzo się z tego cieszyłam. Federico obiecał zabrać mnie na spacer zaraz po pracy. Ja miałam dziś wolne. Zostawiłam telewizor włączony na jakimś szmatławym programie. Mieli pokazywać sensacje z życia gwiazd. Poszłam otworzyć drzwi, bo właśnie przywieziono mi pizzę, którą zamówiłam.
Położyłam karton z jedzeniem na ławie, a sama wlazłam pod kocyk.
- Kochanie, mam cię, zjem cię - zaśmiałam się, biorąc w rękę kawałek pizzy z serem na cienkim cieście.
Na ekranie pokazywali kolejne twarze, a ja bez celu wsłuchiwałam się w jadowitą paplaninę prezenterki. Oczerniała wszystkich po kolei, jak leciało. "Rihanna blablablabal" "Justin Bieber blablablabal" "Madonna blablablablabla" Ktośtam zrobił cośtam, ktośtam był widziany z kimśtam. Jakby mnie to obchodziło. Jakby kogokolwiek to obchodziło. "Federico Pasquarelli był widziany z tajemniczą blondynką kilka razy z rzędu." Wypuściłam jedzenie z ręki, opadło na koc, ale całkowicie mnie nie to nie interesowało. Rozdziawiłam buzię, byłam w szoku. Od początku wiedziałam, że skądś go znam. Znałam. Z setki plakatów wiszących na moich ścianach, z miliona zdjęć w moim starym laptopie, z koncertu, na którym byłam dawno temu. Pięć lat temu szalałam za nim. Mój idol, człowiek, za którego kiedyś oddałabym wszystko. Moim największym marzeniem było przytulenie go. Tyle ile ja godzin spędziłam na twitterze, spamując mu różnymi hashtagami... Nie wiem jak ja mogłam go nie poznać. Jest ode mnie starszy o trzy lata i zmienił się od tamtego czasu, no ale te oczy, usta, kości policzkowe...
Wściekłość pokonała żal, w szale zrzuciłam z siebie nakrycie, pochwyciłam klucze i wyszłam do jednego z pobliskich klubów. Zanim weszłam do środka mój telefon zabrzęczał, a na wyświetlaczu ukazał się napis "Federico".
- Odwal się - warknęłam, odrzucając połączenie.
Czy wszyscy w tym mieście muszą kłamać? Oszukiwać i ukrywać prawdę?
Usiadłam na jednym z wysokich krzeseł, zamówiłam jednego z tych kolorowych, piekielnie procentowych drinków i, stukając paznokciami o blat w rytm ryczącej muzyki, próbowałam się uspokoić.
- Ludmiła - usłyszałam za swoimi plecami.
Odwróciłam się gwałtownie i moje dobre chęci szlag trafił. Federico patrzył na mnie zagubionym wzrokiem.
- Co tu robisz? - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
- Mogę zapytać o to samo. Widziałem jak tu wchodzisz. Szedłem po ciebie, zadzwoniłem, usłyszałem twój dzwonek, odwróciłem się, a ty odrzuciłaś połączenie i przyszłaś tutaj. O co chodzi?
- Już wszystko wiem, Federico! - krzyknęłam. - Okłamałeś mnie, cały czas oszukiwałeś. Udawałeś kogoś, kim nie jesteś. A myślałam, że mogę Ci ufać. Byłeś jedyną osobą, na którą mogłam liczyć. Zawiodłam się.
- Chciałem cię tylko chronić. - Złapał moją dłoń, ale szybko mu ją wyrwałam.
- Przed show biznesem? - prychnęłam. - Chyba jakoś dałabym sobie radę z paparazzi. Powinieneś był mi powiedzieć.
- Ty nie rozumiesz. Wszystkie dziewczyny, które do tej pory poznałem były ze mną tylko dla rozgłosu. A ty byłaś, bo chciałaś, bo mnie lubiłaś. Może nadal lubisz, nawet jeśli cię zawiodłem. To było egoistyczne, ale przy tym wszystkim na serio chciałem cię ochronić, nie wiesz jak okrutny potrafi być mój świat. Spróbuj mnie zrozumieć, Lud.
- Próbuję - westchnęłam. - Tylko po co?
- Dla mnie.
- Jasne. - Pokiwałam głową. Obróciłam się w stronę blatu i sięgnęłam po szklankę z płynem, który miał zwalić mnie z nóg.
- Nie pozwolę ci się upić, Ludmi. - Chłopak wyrwał mi szkło z ręki i wylał jego zawartość. - Nie przejmuj się, zapłacę.
- Cholera jasna, Federico, dlaczego ty to robisz?! - wydarłam się, wstając. Nie czekając na jego reakcję zaczęłam iść w stronę wyjścia.
- Bo mi na tobie zależy! - Pierwszy raz od początku naszej znajomości krzyknął mi w twarz. Pierwszy raz od kiedy go znam, a znam długo, nawet jeśli tylko przez portale społecznościowe, krzyknął.
Zatrzymałam się, zszokowana. Nie wiedziałam co powinnam zrobić. Trzymał mnie za łokcie, patrzył w oczy, oddychał ciężko. Moje serce kołatało mi piersi, w głowie zaczęło mi się kręcić, myślałam, że zemdleję. Kolana miałam jak z waty. W pomieszczeniu nagle zrobiło się niesamowicie duszno. Wszystkie moje zapory, które poustawiałam sobie w umyśle, nagle pękły. Kilka pojedynczych łez popłynęło po moich policzkach. Nie byłam pewna co czuję.
- Kocham cię - szepnął.
Otworzyłam usta by się odezwać, ale coś ugrzęzło mi w gardle, Położyłam dłonie na przedramionach Włocha, bo bałam się, że upadnę. On przygarnął mnie do siebie, trzymał w talii, podczas gdy ja słaniałam mu się w ramionach. To nie miało znaczenia, nawet najmniejszego. Ważniejsze było to, co działo się w mojej głowie. Marzyłam o tym od tak dawna, nawet nie wiedząc, że mam szansę na spełnienie najskrytszych pragnień. Śniłam o jego ustach już od tylu lat.
- Powiedz tylko jedno słowo, a zostanę tylko wspomnieniem.
- Pocałuj mnie - szepnęłam słabo, zupełnie ignorując jego słowa.
Nie spodziewałam się, że w ogóle mógł to usłyszeć, ale usłyszał.
Musnął ustami moje usta, niepewnie, jakby bał się mojej reakcji. Zarzuciłam ręce na szyję Fede, wychyliłam głowę, szukając jego warg. Gdy to zobaczył delikatnie przekrzywił głowę i idealnie dopasował swoje usta do moich. Poruszył nimi lekko, a potem przebrnął przez językiem po moich ustach.
Chyba do tej pory nie wiedziałam czym jest prawdziwy pocałunek.
Wziął mnie na ręce. Na dworze było całkiem ciemno, ale ani trochę nam to nie przeszkadzało. Niósł mnie na rękach. Nie mieliśmy konkretnego celu, ani wyznaczonej drogi. Najważniejsi na świecie byliśmy tylko my.
Dla prawdziwej miłości można zrobić wszystko, nawet z niej zrezygnować.
Widział jak cierpi, chociaż ona sama nie miała o tym pojęcia, czuła się samotna. Miała przy sobie chłopaka marzeń, ale tęskniła za tym co zostawiła w Buenos Aires już rok temu. Nic nie jest w stanie zastąpić prawdziwego domu, rodziny, tego poczucia bezpieczeństwa, które dają znajome mury. Widok dawnych przyjaciół, wszystko, co dawniej było całym życiem.
Któregoś razu kazał jej wracać do domu. Powiedział, że nadal ją kocha, bo przecież kochał, ale jej szczęście jest dla niego najważniejsze. Na początku nie chciała, udawała, że wcale nie zależy jej na tym, co miała. Jednak znał prawdę, widział w jej oczach czystą tęsknotę, nieodpartą, dogłębną. Zabijała ją od środka.
- Zobaczymy się, kochanie, jeszcze kiedyś będziemy razem. Oni się martwią, kochają cię, tak jak ty kochasz ich, nawet jeśli czasem się kłócicie. Wróć do Buenos Aires, słoneczko - mówił, chociaż słowa ledwo przechodziły mu przez gardło.
Wreszcie się zgodziła, opuściła Nowy Jork - miasto marzeń, jak dawniej twierdziła.
Wzięłam głęboki wdech, po czym zadzwoniłam domofonem. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło Ta sama zieleń trawy i błękit nieba.
Ruda głowa wychyliła się zza drzwi. Rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, a z miski i sałatki, która w niej była, już nic nie zostało.
- Ludmiła, córeczko. - Mama uwiesiła się na mojej szyi. - Myślałam, że nigdy więcej cię nie zobaczę - szlochała.
W moim pokoju również nic się nie zmieniło. W oknach wisiały te same firany, które wisiały tu rok temu, na stoliku stał ten sam bukiet czerwonych róż, tylko teraz były już zwiędłe. Na ścianie naprzeciw łóżka wciąż wisiały plakaty, na które teraz nie byłam w stanie patrzeć.
Związki na odległość nie mają najmniejszego sensu, więc teraz Federico może znaleźć sobie osobę, z którą ułoży sobie życie. Jego obietnica, że jeszcze się spotkamy? To tylko słowa rzucane na wiatr, nic nie znaczące, puste słowa.
*cztery miesiące później*
Moje życie całkowicie wróciło do normy, a rok w Nowym Jorku został prawie całkiem wycięty z życiorysu. Tylko od czasu do czasu, w snach, powraca obraz jego ciepłego ciała i aksamitu warg.
- Ludmiła, ktoś do ciebie! - krzyknął tata z dołu. - Czemu nie powiedziałaś, że masz chłopaka?
- Chłopaka? - szepnęłam sama do siebie.
Wyszłam ze swojego pokoju i stanęłam przy barierce.
- Bo nie mam! - krzyknęłam.
- Czyli, że ja niby kłamię?
Serce podskoczyło mi do gardła. Jeszcze nigdy w życiu nie przepełniało mnie tyle szczęścia. Buzowała we mnie ogromna dawka endorfin. Jak błyskawica zbiegłam po schodach, wpadłam w ramiona Federico, a potem szybciutko odszukałam jego wargi w rozmytym przez łzy świecie. Włożyłam w ten pocałunek całą energię, jaką miałam w sobie. A miałam jej nadzwyczaj dużo.
- No faktycznie, nie masz chłopaka - mruknął pod nosem tata.
Uśmiechnęłam się, ciągle topniejąc w objęciach ukochanego.
- Nie myślałam, że jeszcze kiedyś się zobaczymy - szepnęłam. - Jak mnie znalazłeś?
- Mam swoje sposoby - mruknął. - Nie umiem bez ciebie żyć. Mogę zadać ci szalone pytanie? - Odsunął się ode mnie na długość przedramienia.
- Oczywiście.
- Wyjdziesz za mnie?
Na ułamek sekundy stanęło mi serce, radość wypełniła moją duszę, a świat zawirował.
- Tak! - pisnęłam radośnie, gdy mój ojciec w tej samej chwili krzyknął "nie". - Oczywiście, kochanie. - Rzuciłam się na szyję ukochanego,
Jeśli miłość jest prawdziwa, żadna siła nie będzie w stanie jej zniszczyć. Kilometry, czas, czy wiek. Nic nie ma znaczenia w miłości. Trzeba tylko wierzyć, że wszystko potoczy się dobrze, wystarczy tylko kochać.
Kilka miesięcy potem, gdy skończyła szkołę, wzięli ślub, najpiękniejszy na świecie, bo wszystko ubrane było w najszczersze na świecie uczucie.
Wyjechali daleko, gdzie zło nie dosięgało och serc, a Amerykę odwiedzali w każde święta i wakacje.
Nawet jeśli coś wydaje się niemożliwe, może się zdarzyć. Jeśli bardzo tego pragniemy, nasze sny odnajdą miejsce na ziemi. Słowo 'nigdy' powinno być zakazane, bo nie wiadomo w którą stronę życie zawróci naszą drogę.
~
Hejo Perełeczki ♥
Jeszcze raz życzę Wam wszystkiego co dobre w Nowym Roku. Niech będzie jeszcze lepszy niż ten ♥ Spełnijcie wszystkie swoje marzenia ♥ Szczęściu nieraz trzeba pomóc, więc nie bójcie się walczyć o swoje ♥
Komentarz bardzo mile widziany, w końcu to już ostatni post w tym roku :)
Kocham Was myszki, bawcie się dziś dobrze ♥
Do zobaczenia w przyszłym roku!
Ps. Co myślicie o nowym szablonie? Rysunki są wykonane przeze mnie ;D
CudoCudoCudoCudoCudoCudoCudoCudoCudoCudoCudoCudoCudoCudo
OdpowiedzUsuńNaprawdę genialne *_*
Szablon też cudny *.* a rysunki prześliczne ♥♥♥
Ja lecę spać :>
A jeszcze coś.
Tobie również życzę udanego sylwestra, spełnienia wszystkich marzeń w nowym roku i wszystkiego dobrego :)
ILY♥
Czytam to 2 raz i nie moge powstrzymać łez dopiero teraz się ogarnełam żeby coś napisać . cudo piękne brak mi słów . Udanego sylwestra
OdpowiedzUsuńGenialny One Shot <3
OdpowiedzUsuńZ takim talentem jaki ty masz trzeba się urodzić xD
Spełnienia marzeń, sukcesu twojej nadchodzącej książki i wszystkiego co najlepsze w nowym roku!
Cudo ❤❤❤
OdpowiedzUsuńKocham
To jest super , genialne, niesamowite.
OdpowiedzUsuńAle co się dziwić w końcu to ty pisałaś. 💘💘💘
I co do Nowego Roku!!!
Słoneczko życzę Ci wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, dobrych ocen, spełnienia marzeń, osiągania celów które sobie postanowisz, prawdziwych przyjaciół, uśmiechu, takiego chłopaka, z którym będziesz szczęśliwa, pewności siebie
Abyś i w tym roku pisała takie cudeńka i nigdy nie zwątpiła w swoje opowiadania. Jesteś cudowna
❤❤❤kofam❤❤❤