sobota, 9 stycznia 2016

Es Posible 2 - XIII



- Wytłumacz mi, wytłumacz mi wszystko jeszcze raz, od nowa. Proszę - powtarzałam, wpatrzona w bezdenną, nieograniczoną toń przede mną.
- Jestem aniołem - mówił tak cicho, tak cicho, że ledwo go słyszałam. - A właściwie byłem nim, zanim spadłem na ziemię. Upadłem.
- Ale dlaczego? - Przesiewałam piasek przez palce, kreśliłam w nim wzory i znaki zapytania, co chwilę nowe, tak jak te, które pojawiały się w moich myślach.
- Bo chciałem być blisko ciebie. Ja i Natalia walczyliśmy o rolę twojego anioła stróża, ale ona wygrała, a ja nie umiałem tego znieść, chciałem mieć cię blisko, od dawna, tak cholernie dawna. Musiałem zrobić coś, żeby móc być tutaj. Więc postanowiłem upaść. Zdradziłem inne anioły, a tego nie mogli mi wybaczyć.
Pokiwałam głową prawie niedostrzegalnie. Może powinnam czuć się winna, możliwe, ale wcale się tak nie czułam. To była wyłącznie jego decyzja, całkowicie ode mnie nie zależna.
- A to, że żyjemy tak wiele razy? - zapytałam, ukradkiem spoglądając na Federico.
Westchnął, a przez jego twarz przebrnął uśmiech, ciężki, ale szczery, smutny, a jednocześnie wesoły. Inny.
- Nie mogę cię stracić - mówił. - Nie mogę pozwolić ci odejść - mówił. - Za bardzo cię kocham - mówił.
Mówił, mówił, mówił, a ja z każdą chwilą rozumiałam coraz więcej.
- Dlatego jakimś cudem cofałeś czas? - spytałam niepewnie.
- Tak.
Cisza, która zapadła między nami trwała o trzy głębokie wdechy za długo.
Miałam niejasne przeczucie, że serce zaraz wyskoczy mi przez gardło, bo chyba właśnie tam utknęło.
- Opowiedz mi coś. Pokaż, jak było - poprosiłam cicho.
Popatrzył na mnie, a potem złapał moją dłoń. Patrzył mi w oczy tak intensywnie, że z trudem potrafiłam to wytrzymać. Zdawało mi się, że przenika moją dusze, moje serce, moje myśli. Wie o mnie wszystko i wystarczy, że spojrzy w moje źrenice i już nie będzie potrzebował żadnych słów.
Moje wnętrzności postanowiły zamienić się miejscami, niesione na skrzydłach motyli. Tysięcy kolorowych motyli.
- Ufasz mi?
- Ufam ci. - zapewniłam, chociaż już sama nie wiedziałam czy to prawda.
Wtedy wyciągnął z kieszeni scyzoryk i rozłożył go, ciągle trzymając moją rękę. Mimowolnie cofnęłam się kawałek, a mój oddech falował, pływał, przeciekał.
- Spokojnie, Lusiu, nie zrobię ci krzywdy.
Nie wiem co sprawiło, że mu uwierzyłam.
Wziął moją otwartą dłoń i najdelikatniej jak tylko umiał przeciął skórę pomiędzy moim kciukiem i palcem wskazującym, a potem zrobił to samo na swojej prawej ręce. Syknęłam cicho z bólu, który po części wyolbrzymiłam.
Zaplótł ze sobą nasze palce i kazał mi zamknąć oczy, być spokojną, obiecać, że nic nie zmieni tego, za kogo ko uważam. Wytłumaczył, że nie wie, co zobaczę. A kiedy już powiedziałam, że kocham go, kocham, kocham, tak bardzo kocham, jak głupia, jak szalona, kocham, poczułam szarpnięcie.
Zobaczyłam świat z góry, zobaczyłam siebie, teraz bledszą, w świetle księżyca, zobaczyłam Federico, z zatroskaną miną przyglądającego się mojej twarzy, niewzruszonej, z ciągle zamkniętymi oczami. Wzbiłam się wysoko, ponad chmury, ponad niebo, ponad życie, jakim teraz żyję.
I nagle spojrzałam na obce, chociaż znajome uliczki z perspektywy innej mnie.
Usłyszałam swoje myśli, myśli, które kiedyś należały do mnie, a teraz już tylko wypełniały świat pomiędzy światłem i cieniem.

Bez konkretnej przyczyny i zamiaru, stoję tutaj. Jakby to, że jestem, miało cofnąć czas, jakby miało wysuszyć łzy, jakby miało spleść nasze palce znów ze sobą.
Chcę, bardzo mocno chcę.
Wiem, że już nic nie zmienię.
Widzę swoje odbicie w tafli nakrapianej tryliardami kropli deszczu. Po drugiej stronie szyby manekin przygląda mi się uporczywie, jakby chciał dać mi do zrozumienia, że jestem taka jak on.
NIE JESTEM.
Zgadzam się z nim. Ma rację.
Odchylam głowę, pozwalam, by chłodne odłamki szkła zamieniały moje emocje na nic nie wartą purpurę krwi.
I tak jestem tylko marionetką. 
Płonę żywym ogniem, czuję, jak roztapiają się moje palce, ramiona, jak uginają się pode mną kolana, niezdolne do utrzymania ciężaru mojego ciała.
Echo panoszy się w miejscu, w którym dusza porzuciła swój dom.
Jestem, ale mój anioł stróż zgubił się gdzieś po drodze. On nie potrafi znaleźć wyjścia z labiryntu, który stworzyłam w swojej głowie. 
Straciłam wszystko.
Najcenniejsze życzenia porwało tornado, pozostawiając po sobie suchą studnię. Już nie mogę spełnić w niej życzeń. 
MOGĘ, MOGĘ TO ZROBIĆ.
Rozpinam kurtkę, opinającą moją pierś. 
Kaftan bezpieczeństwa
Staram się przekonać samą siebie, że nie jestem niebezpieczna.
Ale przecież nie jestem niebezpieczna.
Co jeśli dziś wszystko się zmieni? 
Nie oszukuję się. 
Mogę żyć inaczej. 
Chcę żyć inaczej. 
Wreszcie zbieram w sobie całe pokłady energii, jakie posiadam. Czuję, że płyną do mnie na Tytanicu, a mimo to energicznie wyciągam po nie ręce. Gorączkowo, po omacku, szukam miejsca, w którym mogę pociągnąć za sznurek i wpakować je wszystkie do swojego organizmu.
OTWIERAM OCZY. 
Świat wydaje się...inny?
Obdarowałam go jednym z najpiękniejszych prezentów.
Oddałam ziemi swoje łzy, serce pochwycił wiatr, a myli rozpłynęły się w świetle.
Nawet nie oglądam się za siebie. Wiem, że zobaczę tego samego manekina, tego samego z tymi samymi pretensjami.
- Nie odwrócisz krzywego zwierciadła tak, by było proste. 
Czyjś cichy głos otumania wszystkie moje zmysły. Beton pod moimi stopami kołysze się, a ja czuję, że zaraz upadnę. 
- O czym mówisz? - Staram się, by mój głos brzmiał naturalnie, naturalnie, naturalnie.
Jego ciepłe gorące wrzące ramiona oplatają moją chłodną zimną lodowatą talię.
Topię się. 
Krzyczę. 
Nie chcę tego. 
- O tobie. 
O mnie? O mnie.
Nie muszę pytać, nawet jeśli nie jestem pewna. Słyszałam, a przynajmniej tak mi się wydaje. To wystarczy. Musi.
- Jesstemm niebezpieczna. 
Staram się upewnić się, że to właśnie ja to powiedziałam. Ze świstem ulatuje ze mnie powietrze. Czuję, czuję, czuję się jak wrak.
- Nie jesteś.
Wyszarpuję się z objęć chłopaka. Pochylam się, a dławiący kaszel rozrywa moje płuca i krtań. 
- Zabijam - krzyczę, gdy dobywał głos. 
- Nie chcesz tego - szepce. 
- SKĄD WIESZ?
Przekreślam wszystko jeszcze raz. 
Porządek przegrzał się i wybuchnął.
Nie ma mnie w kruchym istnieniu.
Przez chwile patrzy w moje oczy, a ja duszę się, duszę tlenem.
- Znam cie. 

Moja egzystencja rozpływa się w cieple ramion Federico. Nie miałam siły ustać na nogach, ten stan, coś w rodzaju podróży między czasem i przestrzenią, wyssał ze mnie całą energię.
- Czy ja kogoś zabiłam? - wyszeptałam tak cicho, że mój głos poniósł wiatr, a Fede nie miał prawa go usłyszeć.
Podniósł mnie, a świat wokół coraz bardziej wirował. Czułam się jak na szaleńczej karuzeli, której w żaden sposób nie da się zatrzymać, a ona pędzi coraz szybciej, tak, że mam ochotę zwymiotować.
To, co widzę jest za szklaną ścianą, nie słyszę niczego, tylko głuche echo, gdzieś w mojej głowie, wszystko, co mogłabym zobaczyć rozmywa się za mgłą. Nagle szyba oddzielająca mnie od rzeczywistości zostaje przestrzelona. Krwawi miliardem odłamków, z niewyobrażalnym hukiem zderza się z ziemią, a ja staję się całkowicie bezsilna.
- Pomóż mi - słyszę swój głos i mam wrażenie, że te słowa wypowiada ktoś zupełnie inny, bo ja przecież nie mam na tyle siły.
Bezwładnie spuszczam ramiona, które do tej pory starałam się utrzymać splecione na karku chłopaka. Pozwalam powiekom opaść spokojnie. Nie zastanawiam się nad ciepłymi kropelkami na moich policzkach. To pewnie łzy, chociaż nie moje. Wiedziałabym, gdyby były moje. Przestaję myśleć nad sensem oddychania, nie wiem o tym, jak nierytmicznie unosi się i opada moja klatka piersiowa.
Po prostu umieram.
A więc tak wygląda to uczucie? Nigdy go nie pamiętam. Nigdy. To przeszywające zimno, energia, która kumuluje się w opuszkach palców, kopie jak prąd, szczypie, ściska serce, ale ono ciągle walczy.
Rozrywająca gorycz, udręka, niemoc. Niemoc to dobre słowo.
Jest już głucho. Już całkiem ciemno. Już nic nie ma, tylko świat, którego nawet nie ośmielam się pragnąć, życie, którego już nie mogę dogonić, pustka, jakiej nie potrafię wypełnić.

Obudziłam się, wiedziałam, że się obudziłam, ale nie miałam na tyle siły, by unieść powieki, by zrobić cokolwiek. Zastanawiałam się, gdzie jestem, czy ciągle żyję?
Przed oczami przebiegło mi tyle scen, że moje serce prawie pękło, nawet jeśli nie było. Żal za wszystko, czego nie zrobiłam, chociaż mogłam, za wszystko, co zrobiłam źle, za to, co przeżyłam, czego się nie dowiedziałam. Żal za to wszystko przepełnił mi pierś. Ranił moje płuca, ostrymi brzytwami przecinał mi przełyk i kaleczył usta.
Stłumiony głos dostał się do moich uszu, rozbrzmiewał głucho, ale rozumiałam co mówi.
- Czyś ty oszalał?! Jesteś nienormalny! Zabiję cię, zabiję cię... Jak ty mogłeś wpaść na tak idiotyczny pomysł? Czy ty nie wiesz czym to grozi?
- Uspokój się, złość nic nie da. Zapewniam cię, że nie będziesz w stanie mnie zabić, ale to jest w tej chwili najmniej istotne. Zgoda, postąpiłem głupio, ale...
- Bardzo głupio. Ale masz rację, to nie czas na kłótnie. Musimy zastanowić się, kto...
- Może nam pomóc, tak, wiem. Znam tylko jedną taką osobę, a ty doskonale wiesz o kim mówię.
- Nie, proszę.
- Nie mamy innego wyjścia, Naty.
Naty? Naty tu jest? Cała, zdrowa i bezpieczna? Czyli jednak wciąż żyję? To pewnie Fede właśnie z nią rozmawia. Tak, to na pewno on, nie ma innej opcji.
- Jutro musimy udać się do Dennego. I czy tego chcesz, czy też nie, będziesz musiała z nim porozmawiać.
- Kim jest Denny? - po raz kolejny usłyszałam swój głos i nie wiedziałam jak doszło do tego, że byłam zdolna go uwolnić.
Ręce zaczęły trząść się na materacu, na którym leżałam. Nagle poczułam jego miękkość, ciepło koca, który mnie okrywał. Poduszka była jak woda, w której chciałam zanurzyć się na zawsze, tak miękka, tonęłam w niej, wcale nie prosząc o ratunek. Czułam się tak, jakbym unosiła się na pierzastym obłoku, stworzonym dla mnie, idealnym i doszłam do wniosku, że jeszcze nigdy, żadne łóżko nie było tak miękkie.
- Ludmiła? - Wszystkie moje myśli zagłuszył ich pisk.
Jednak na moich oczach wciąż spoczywały klapki, ktoś skleił moje rzęsy, zaszył powieki tak, bym nie mogła ich otworzyć.
Ledwo ruszałam ustami, chociaż czułam, jak z każdą następną sekundą wraca do mnie życie.
Czyjaś ciepła ręka spoczywała na moim ramieniu, a ja zaczęłam przypominać sobie wszystko, co się stało. Każdy najdrobniejszy szczegół.
Mój umysł był szarpany na wszystkie możliwe strony, ale przynajmniej serce powoli odnajdywało brakujące kawałki, które zgubiło po drodze do obecnej chwili.
WEŹ SIĘ W GARŚĆ, rozkazałam sobie, każdej niedomagającej komórce mojego lichego organizmu, wiotkim przekonaniom i zgubnym uczuciom.
- Nie mogę otworzyć oczu - szepnęłam.
Wiem, nie mam pojęcia skąd, że spojrzeli na siebie.
- Lu, skarbie, patrzysz na nas - odezwał się cicho męski głos.
I dopiero wtedy zrozumiałam, że faktycznie widzę wszystko wyraźnie, ale obraz przesypuje mi się przez palce, chociaż staram się zebrać go w całość, rozlatuje się w mojej głowie, bo chyba jeszcze nie do końca oprzytomniałam.
No i nie mam pojęcia co się dzieje.
A coś się dzieje.
I ja dowiem się co.
Ale nie w tej chwili.
Bo teraz
chcę
tylko
spać.
I znów zamknęłam oczy.
- Dobranoc - wymamrotałam.

~
Hello ♥
Ok, teraz czas na rozprawkę.
Mam ochotę trochę się rozpisać. Na temat rozdziału i tak ogólnie, więc jeśli nie chce się Wam tego czytać, zapraszam do następnego akapitu, chociaż byłoby miło, gdybyście przebrnęli :)
No więc. Ogólnie rzecz biorąc było to tak: zaraz po Nowym Roku, konkretnie 02.01 złapało mnie mocne przeziębienie, które za cholerę nie chce puścić, więc moje ferie przedłużyły się o tydzień. To jednak nie tak fajnie, serio, wolałabym być zdrowa i chodzić do szkoły, niż siedzieć w domu na antybiotykach. No ale nie w tym rzeczy. Jestem osobą, która prowadzi nocny tryb życia, więc którejś nocy postanowiłam wreszcie wejść na bloga Aci (pewnie znacie) i przeczytać jej cuda. A kiedy już to zrobiłam musiałam natychmiast wyłączyć laptop, bo inaczej pewnie usunęłabym wszystko, co mam na blogu. Następnego dnia jakoś się w sobie zebrałam i postanowiłam jedno: koniec z takim szmelcem. Nie wiedziałam jak marne są moje rozdziały, nie wiedziałam, że aż tak beznadziejnie piszę. Stwierdziłam, że czas bardziej się postarać.
Tyle właśnie chciałam powiedzieć. Ten rozdział jest zdecydowanie lepszy od poprzednich i mam zamiar ciągle się poprawiać. Chcę być oryginalna, mieć coś swojego, ale w dobrym stylu.
No i zmieniłam szablon. Znowu... Chyba to powtórzę, za jakiś czas.
A co Wy sądzicie o rozdziale? Tylko szczerze poproszę :)
Kocham Was mocno, do następnego ♥♥♥

14 komentarzy:

  1. rozdział świetny . przyznam tez jestem nocnym markiem naprawde rozdział genialny
    zuza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ♥ Bardzo mnie cieszy, że tak mówisz ♥
      My, nocne marki, heh :)
      Buziole ☺

      Usuń
  2. Rozdział jest naprawdę dobrze napisany (tak wiem powtarzam się xd ). Oczywiście kiedyś pisałaś gorzej, każdy kiedyś pisał gorzej, za np. dwa lata każdy będzie pisał lepiej niż teraz, pos warunkiem że będzie pisał i będzie widział co robi źle. To wszystko dla tego, że umiejętności non stop się rozwijają, dlatego to co napisało się kiedyś wydaje nam się gorsze od obecnego. Tak samo ja mam z grafiką (tak musiałam dać także takie porównanie). Nadal tworzę nie za piękne prace, ale podobają mi się bardziej niż te z dawien dawna. Wierz mi lub nie, ale za rok ten rozdział także będzie ci się wydawał nawet ciut gorszy od tego co wtedy będziesz pisała (nie miałam na celu obrażenia cię czy coś, nie chciałam też by zabrzmiało źle, ten rozdział jest naprawdę świetny, ale wraz z rozwijaniem umiejętności będą coraz to cudowniejsze). Rozpisałam się xd Nie miałam tego w planach, ale no cóż....
    Zostaje mi teraz tylko powiedzieć:
    Do następnego
    Pozdrawiam
    Liv
    P.s. Ładny szablon ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ♥
      Chyba rozumiem co chcesz powiedzieć ^^
      Do następnego <3
      Buziaki ♥

      Usuń
  3. Styl się zmienia cały czas. Zresztą pisać dobrze czy źle pod tym względem nie istnieje, bo ktoś może kochać luzacki styl Greena, a część kwiecisty, pełny metafor styl Meyer. Zmienia się przez całe życie z czego podobno każdy przechodzi przez 3 fazy.
    Do rzeczy - pisać dobrze. No i poprawnie. Gdybym chciała, mogłabym wypisać błędy. No są osoby, które są dobre w teorii, na przykład w ortografii, w pisaniu dialogów i kreacji postaci - na przykład ja. No i są osoby, które są dobre w praktyce, robiąc wrażenie jeśli się czegoś namiętnie nie analizuje.
    Palce można spleść, warkocz można zapleść.
    Pisanie wszystkie w jednym zdaniu nie zawsze wypali. Kocham go jak dzika, jak nienormalna, jak szalona, jak wariatka, kocham go tak cholernie, a trawa jest zielona. Chodzi mi o fragmencik z 'czuję szarpnięcie'.
    Akapity, zapis dialogów... Tak - kiedyś będziesz patrzyć na swoje prace i łapać się za głowę. Albo załatwisz sobie betę i wszystko to poprawi. I tak piszesz lepiej niż ja - ale jak już wspominałam. Moja teoria przerasta praktykę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem co mam odpowiedzieć na tak mądry i filozoficzny komentarz :)
      Dziękuję za poprawę, sama bym się nie ogarnęła ^^
      Nie przesadzaj, nie piszę lepiej niż Ty.

      Usuń
  4. Wow
    To jest coś nowego....
    Nie chce żebyś to źle zrozumiała ale...
    Twoje poprzednie rozdziały były naj naj naj, ale ten to jest prawdziwe dzieło sztuki. ...
    Ja nawet nie potrafię opisać tego rozdziału
    To zdecydowanie jeden a z najlepszych rozdziałów jakie kiedykolwiek w życiu przeczytałam.
    Mogę do cb kiedyś napisać (ale tak na priv)? Chciałabym Ci coś powiedzieć.

    ♡♡♡Kofam♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo Miś <3
      Oczywiście, że możesz napisać ^^ kiedy tylko chcesz <3
      Ily too

      Usuń
  5. Hej😀 dopiero nie dawno założyłam sobie konto, ale od bardzo dawna zaglądam na twój blog. Czytam twoje opowiadania i czekam z niecierpliwością na następne części. Nigdy do tąd nie komentowałam, ale od teraz mam to zamiar zmienić. Uwielbiam twój styl pisania. Dla mnie jesteś najlepsza, więc nie muszisz nic zmieniać😊 Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeju, nawet nie masz pojęcia jak mnie cieszą takie komentarze ♥
      Bardzo Ci dziękuję ♥
      Tobie również wszystkiego naj w nowym roku! ♥

      Usuń

Czytasz? Skomentuj!