niedziela, 6 grudnia 2015

List/ Semi/ Oferta dla nieba


Tytuł: Oferta dla nieba
Para: Semi
Gatunek: Dramat
Ograniczenia wiekowe: T


Dzisiaj składam niebu ofertę.
Proszę, przywróć mi szczęście, przywróć mi uśmiech.
I miłość, dobrze?
Może zacznę od mojej historii, krwawej dla serca, grzesznej dla duszy.

Mrok i ciernie otaczały moje drobne ciałko i kruchą duszyczkę. Nie znałam smaku szczęścia i nigdy nie miała go poznać. Ale los najwidoczniej chciał inaczej, bo obdarzył mnie miłością, (nie)stety odwzajemnioną. Pokochałam szum drzew i szelest liści, pokochałam dźwięk fali odbijających się od szorstkich skał. Bo to wszystko mi Cię przypominało.
Słone łzy,męczące poduszkę oddawały cierpienie po stracie.
Pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy zwrócił na mnie uwagę...


-Dlaczego płaczesz?
- Bo boli.
- Co cię boli?
- Serce i ręce.
- Czemu?
- Serce, bo umiera, a ręce bo je ciełam.
-Jak to?
- Tak. Zwyczajnie. Po prostu. Życie jest niesprawiedliwe, to dlatego.
- Kto ci to wmówił?
- Nauczyłam się.
- Kto cię tego nauczył?
- Najbliżsi, a jak nie oni, to los. Nienawidzę go.
- Czemu?
- Czemu tu jesteś?
- Nie zmieniaj tematu.
- Nie zmieniam. Jestem ciekawa.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
- Piekło jest na ziemi. Po śmierci jest tylko niebo.
- Skąd wiesz?
- Czuję to.
- I co jeszcze?
- Co jeszcze co?
- Co czujesz?
- Że nie chcę tak żyć. Nic nie mam... To smutne.
- Nieprawda. Masz to, co najpiękniejsze.
- Znaczy co?
- Rodzinę.
- Nie mam rodziny. Wszyscy się kłócą, nie słuchają, nie obchodzi ich co ja myślę, jestem dla nich jak kukiełka na sznurkach, którą mogą ruszać.
- Przyjaciół.
- Nie mam przyjaciół. Otaczają.mnie sami fałszywi ludzie, którym wcale na mnie nie zależy.
- Talent.
- Nie man talentu, śpiewam, wyrażając to co mam w sercu.
- Pasję.
- To nie pasja, to ucieczka od świata.
- Zdrowie.
- Nie mam zdrowia, jestem chora, nieuleczalnie. Nikt nie ma nawet pojęcia ile nocy przez to przepłakałam.
- Siebie.
- Nie. Nienawidzę siebie. Jestem brzydka, głupia, gruba, nie lubiana.
- Podróżujesz.
- No i? To tylko jeden uśmiech na tysiąc łez. Jeden promień słońca, na sto płatków śniegu, jeden dmuchawiec, na tryliard mleczy.
- Odnosisz sukcesy.
- Za cenę nieprzespanych nocy i przez ciężką pracę.
- Marzenia.
- Które nigdy się nie spełniają.
- Nie rozumiem.
-Czego?
- Zawsze się uśmiechasz. Jesteś taka radosna.
- To maska, ona kryje strach.  Gdy się uśmiechasz, nikt nie patrzy na cierpienie wypisane w oczach, gdy śmiejesz się głośno, nikt nie pomyśli, że w nocy możesz płakać, gdy robisz głupie rzeczy, nikt nie pomyśli, że w nocy gryziesz palce, by choć trochę uśmirzyć ból.
- Po co to wszystko?
- By sprawiać pozory. Nie chcę szumu wokół mojej osoby. Wolę kłamać ciągle, udając kogoś, kim wcale nie jestem, niż dać się poznać byle komu.
A teraz popatrz na mój lewy nadgarstek. Widzisz te trzy kreski? To z wczoraj.
- Po co to?
- Żeby zapomnieć.
- O czym tak bardzo chcesz nie pamiętać?
- O całym złu.
- Gdybyś nie znała zła nie poznałabyś ceny dobra.
- Dobra nie ma.
- Jest.
- Gdzie?
- W sercu.
- Czym jest?
- To miłość, to lekki powiew wiatru, który muska skórę, gwiazdka na ciemnym niebie, złote zborze na polu, albo druga osoba.
- Nie wierzę ci.
- To posłuchaj.
- Czego?
- Ciszy.
- I?
- Nie słyszysz?
- Ale co?
- Zamknij oczy i myśl sercem.
- Co to?
- Lepszy świat.
- On...istnieje?
- Tak. Musisz tylko uwierzyć.
- Nie umiem.
- Pokażę ci jak.
- I odejdziesz. Jak każdy.
- Ja nie.
- Wszyscy tak mówią.


Ludzie odchodzą, nikną nam z oczu, zamykają się w niewyraźnych przerysach, cieniach wspomnień. Jak słońce, wznoszą radość do serc, kiedy tylko zjawią się na horyzoncie, zagrzeją miejsce w ciepłym fotelu sympatii. Znikając, pozostawiają ciemność, rozproszoną tylko przez słabe przebłyski pamięci, jak księżyc, jak gwiazdy.

- Ja nie jestem jak wszyscy. Wierzysz mi?

Nie każde pytanie potrzebuje odpowiedzi, niektóre wcale jej nie oczekują. Znaki zapytania na końcu stwierdzeń są stawiane z czystej przyzwoitości. Rozum często się myli, to serce zna prawdę, dobrą odpowiedź.

-Tak bardzo boję się stracić to co teraz mam, że wolę otoczyć się samotnością, by potem nie cierpieć. Nie lubię ludzi, obawiam się braku akceptacji i zapomnienia. 

Każdy jest malarzem. Wszyscy malujemy własne duszę. Barwimy je kolorami naszych snów i marzeń, co dzień nadajemy jej nowy kształt, oblicze. Nie ma nic trudnego w nakładaniu na siebie nowych odcieni. Sztuką jest utrzymać je wszystkie.

Ja mu wierzyłam. I to było najgorsze co mogłam zrobić, bo by pokazać mi radość oddał swoje szczęście.

Umarł, bo chciał wywołać mój uśmiech.
Nie wiedział, że go kocham. Nikt nie wiedział. Ja też nie.
Sebastian dał mi najcenniejszy prezent, dał mi swoje serce, gdy moje poddało się w walce. Ono wiedziało, że zła nie da się pokonać.
Sebastian dał mi życie w otwartej ręce, a teraz ono wylewa mi się przez palce, bo nie umiem już zachować grama stabilności. Tonę w smutku, umieram w rozpaczy, szukam ratunku w szczękach rekinów.

Więc składam do nieba ofertę.
Cofnijcie czas i nie pozwólcie mu na poznanie nie. Albo mi na zezwolenie jego bólu.
Camila Torres.

~
Może nie idealnie dobrany temat na Mikołajki, no ale cóż...ciężko u mnie z czymś wesołym, przecież to jasne.
No więc co? Przychodzę do Was z tym.
Życzę Wam fajowych prezentów! Kocham Was bardzo <3
Tak w ogóle to najlepszym prezentem dla mnie byłyby Wasze komentarze ;)
Btw. Pochwalcie się co dostaliście :)

3 komentarze:

Czytasz? Skomentuj!