czwartek, 5 listopada 2015

Es Posible 2 - VII



*Ludmiła*
Wierzę, że na końcu drogi odnajdziemy świat. w którym miłość będzie żyć bez wad. Rozproszymy ciemność, która pnie się wysoko, cierniami rozrywając łączące nas więzi. Wierzę. 
Głos wyrwał mnie ze snu. Rozejrzałam się po pokoju, ale nikogo nie było. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, o co w tym chodzi. Federico nie chce mi nic mówić, ciągle unika tematu, a mnie to męczy, potrzebuję prawdy, potrzebuję,  żeby był ze mną szczery.
Zegar na ścianie wybił trzecią trzydzieści nad ranem. Niebo zaczynało się przecierać. Z westchnieniem odrzuciłam pierzynę. Znam siebie, wiem, że nie uda mi się usnąć na nowo.
Wstałam i skierowałam się do łazienki. Dziś dziesiąty... dokładnie w ten dzień Federico pierwszy raz mnie pocałował. Pamiętam tą chwilę jakby to było wczoraj. Chociaż tak naprawdę... jeszcze nawet się nie zdarzyła. I niestety nigdy nie zdarzy.
Po chwili wróciłam do swojego pokoju, gdzie zastałam mojego chłopaka. Cofnęłam się, przestraszona.
Opierał się o ścianę, przy dużym oknie, wyglądał za nie. Jego twarz wyrażała raczej zmartwienie. Nie powinnam się go bać, przecież wiem, że mnie kocha, że nie pozwoli, by stała mi się jakakolwiek krzywda. A mimo to, moje serce przyspieszyło, absurdalnie wybijało rytm słowa 'pomocy'. Przełknęłam ślinę. Fede to twój chłopak, nie zrobi ci krzywdy, kocha cię, pilnuje cię, nic ci nie będzie... - zaczęłam wmawiać sobie, wchodząc do pomieszczenia.
Nie martw się, nie bój się, uspokój.. Cichutko, moje kochanie, chodź, wysłuchaj i wybacz mi - głos w mojej głowie ponownie dał o sobie znać. Tym razem jednak nie miałam wątpliwości, że jego 'nadawcą' jest szatyn, który nawet nie raczył na mnie spojrzeć.
To dziwne, ale pod wpływem jego aksamitnego głosu, podobnego do muśnięć małych ogników, ogrzewających moje wnętrze, wyciszyłam się, zaufałam mu.
Cicho podeszłam do niego. W ciepłym świetle, rzucanym przez wschodzące słońce, wydał mi się dziwnie nieznajomy. Dotknęłam jego ramienia, a on wreszcie odwrócił się ku mnie. Przez twarz Fede przemknął jakby... cień uśmiechu? Coś na ten kształt. Wydało mi się, że spogląda na mnie z utęsknieniem, z czymś nowym, chłonął mój widok, jakbyśmy nigdy więcej mieli się nie zobaczyć.
- Federico? - szepnęłam niepewnie.
- Moja księżniczka - powiedział cicho, chyba wcale nie do mnie.
Przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze, potem przeniósł go na podbródek, który uniósł tak, że musiałam patrzeć w jego cudowne, niemal czarne oczy.
- Obiecaj mi, że cokolwiek by się nie działo, nie poddasz się, będziesz walczyć.
- O czym ty...? - zapytałam, nie do końca rozumiejąc co chce wyegzekwować.
- Po prostu obiecaj, że nawet jeśli nie będzie mnie przy tobie, znajdziesz w sobie siłę.
Coś zakuło mnie w sercu. Nie będzie go przy mnie?
- Dlaczego to brzmi jak pożegnanie? - Czułam jak łzy cisną mi się pod powieki, szukają ujścia.
- Bo to jest pożegnanie. - Zwiesił głowę.
Mój cały świat zadrżał, straciłam równowagę, bo z rąk umykało mi wszystko, co miało jakiekolwiek znaczenie, Federico odchodził.
- Nie kochasz mnie? - Starałam się ze wszystkich sił opanować drżenie głosu, jednak nie bardzo mi to wychodziło.
Widać było, że zastanawiał się nad odpowiedzią, jakby rozpatrywał która z odpowiedzi jest dla niego bardziej korzystna, albo która mniej mnie zrani. 
- Kocham, najbardziej na świecie. Dlatego teraz tu jestem, Lu, jesteś jedynym co daje mi nadzieję, ale teraz muszę odejść, proszę cię, wybacz mi to, że niepotrzebnie pojawiłem się w twoim życiu. Bądź szczęśliwa, znajdź kogoś, kogo będziesz w stanie pokochać i kto da ci miłość oraz szczęście na jakie zasługujesz.
- Nie rób mi tego - wydusiłam z siebie, niewidzialna siła miażdżyła mi klatkę piersiową, serce rozrywało się na drobne kawałeczki. Już nawet nie próbowałam powstrzymywać łez. - Nie rób mi tego, kocham cię, Federico, nigdy nie będę szczęśliwa, jeśli znikniesz.
- Nie chcę tego robić, nie chcę cię zostawiać. Uwierz mi, że nigdy nie zrobiłbym tego z własnej woli.
- Co cię zmusza?
- Nie mogę ci powiedzieć, Ludmi, błagam, nie utrudniaj mi tego.
- Wytłumacz mi to chociaż! - Niepotrzebnie uniosłam głos.
Byłam roztrzęsiona, drżałam z nerwów, ze strachu, z żalu. Moja dusza zaczęła umierać i nawet jeśli będę starała się ją uratować, uschnie, bez miłości zwyczajnie uschnie.
- Nie zrozumiesz, nie jestem już tą osobą, którą byłem, w dodatku jest ktoś, kto zagraża ci, kiedy jesteśmy razem. Musisz być bezpieczna, Lusia, to dla mnie najważniejsze. Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. Musisz mi obiecać, że będziesz na siebie uważać, że nie będziesz wracać ani do przeszłości, ani do poprzedniego życia, że zaczniesz wszystko od nowa.
- Nigdy nie zapomnę o tobie, nie zapomnę o wszystkim, co razem przeżyliśmy, kocham cię, za bardzo cię kocham - mówiłam, łkając cicho.
Westchnął, zrezygnowany. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie odpuszczę. 
- Nie wrócę - szepnął, jednocześnie intensywnie wpatrując mi się w oczy.
Objął mnie w talii, przyciągnął mnie do siebie, nasze ciała nie mogły znajdować się bliżej siebie. Musnął moje wargi swoimi, najpierw delikatnie, potem coraz śmielej, aż w końcu łapał moje łapczywe pocałunki.
Dziś całowaliśmy się po raz pierwszy. Dziś dziś całowaliśmy się po raz ostatni.

* Rose*
 - Dobrze zrobiłeś. Ona tylko teraz może by szczęśliwa - zapewniłam, kładąc rękę na ramieniu Federico. - A ty możesz wrócić do domu. - Uśmiechnęłam się. - Do mnie - dodałam nieco ciszej.
- Rose, zgodziłem się na to tylko dla jej dobra, kocham ją i nie licz na to, że zmienisz moje zdanie co do ciebie i co do powrotu. Postanowiłem. Kropka.
- Zastanów się jeszcze, proszę, przecież to byłoby najlepsze rozwiązanie, Fede, to co nas łączyło... - próbowałam, ale on był uparty.
Zawsze stawiał na swoim, od niepamiętnych czasów, gdy coś sobie postanowił, tak właśnie było. Zmienił się, jest... jest inny, ale ciągle zawzięty. Może mniej bezwzględny, może nie tak bezmyślny, jednak uparty.
-  Czas przeszły. Teraz pozostały już tylko interesy - uciął. - Nie wiem jak to zrobisz, ale masz ich trzymać z daleka od Ludmiły. Nie zasłużyła na takie zło.
Stał się bardziej czuły, ona go tego nauczyła. Przecież miał popełnić największy błąd, a ona uchroniła go od tego. Zrobił dużo dobrego, więc wystarczyłaby tylko mała prośba... Federico jest zbyt dumny, w tym przypadku nic się nie zmieniło.
- Może i tak. Ale ty narobiłeś jej biedy swoimi zabawami z czasem. - Wzruszyłam ramionami. - Skoro nie chcesz mnie słuchać, nie mogę ci nic poradzić.
- Twoja strategia zmierza ku jednemu - warknął.
Niecierpliwy? Tego jeszcze nie było, bardzo ciekawe jak długo jeszcze wytrzyma. Czy on nie widzi, że ciągle go testuję? Dawniej chyba był bardziej bystry.
- Kocham ją - kontynuował - więc nie zostawię.
- Zdaje mi się, że to zrobiłeś. - Uniosłam brwi w pytającym geście.
- Mam swoje sposoby na bycie przy Ludmile bez ich wiedzy - szepnął, pocierając kark.
Denerwował się, ewidentnie szukał czegoś, w co mógłby wbić wzrok, by uniknąć moje karcącego spojrzenia.
- W takim razie na mnie nie licz. Nie kiwnę nawet palcem.
- Obiecałaś - syknął. Zacisnął dłonie w pięści, mocno, kłykcie mu zbielały. Zwęził powieki i teraz uporczywie świdrował mnie wzrokiem.
Westchnęłam, miał rację. Obiecałam. Gorzej będzie, jeśli okaże się, że podjęłam się niemożliwego.
- Jeśli upadnę? - zapytałam cicho z nutką lęku w głosie.
- Będziesz taka jak ja.
- I właśnie tego boję się najbardziej. Cóż, słowo się rzekło, muszę go dotrzymać, wiem. - Na chwilę zapadłą między nami cisza. - Mam nadzieję, że wiesz, że ona umrze? Zdajesz sobie sprawę, że..
Poczułam ostre szarpnięcie, uderzyłam głową o ścianę, a potem całym ciałem przyparłam do niej. Brunet przyciskał mnie do niej, trzymając za ramiona.
- Masz jej pilnować - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Upadłam na beton. Popatrzyłam na niego złowrogo, z odrazą. Jak od w ogóle mógł zrobić coś tak brutalnego? Odwrócił się bez słowa, po czym zniknął za rogiem.
Nie znam go, nie znam tego Federico, którym właśnie się stał. I nie jestem pewna, czy chcę poznać.

 ~
Haj ♥
Dziś nietypowo w czwartek, ze względu na to, że nie będzie mnie w domu przez weekend, a nie wiem jak tam w górach z internetem. Ach te wycieczki szkolne :D
W każdym bądź razie. Krótki, przyznaję, ale nawet nawet wyszedł. Gdyby czas nie gonił mnie tak bardzo, pewnie byłoby lepiej.
Mam nadzieję, że zechce Wam się poświęcić chwilkę na zostawienie pod rozdziałem chociażby małego komentarza.
Bardzo Was kocham,
do przyszłego tygodnia;
~Evil Hope (Wercik) 

9 komentarzy:

  1. Super. Zalatuje mi to Upadłymi... chociaż nie jestem pewna

    OdpowiedzUsuń
  2. Szeptem <3
    Taki Federico mi odpowiada <3
    Jest cudowny *,*
    Tylko szkoda, że zostawił biedną Lucie samą :( Ale jednaFeder ma swoje "tajne" sposoby na bycie przy niej, mam nadzieje, że myśle o tym samym o czym myślisz ty w tej sprawie XD
    Rose nie lubie... No nienawidze jej...
    Rozdzialik cudowny <3
    Czekam na następny i pozdrawiam
    Ola <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo
    Kc <3
    Czekam na nexta


    Blaanca

    <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rose jest irytująca i w sumie jej nie lubię. Taka fałszywa, wkurzająco idealna. Jakoś nie skoczyłabym za nią w ogień.
    Federico też mnie wkurza - chcę, nie chcę, nie mogę chcieć, boję się chcieć. No tak - najwyraźniej tak się już zdarza u bohaterów. Tia.
    ;) Czekam
    PS. Wycieczka w weekend? Wow.

    OdpowiedzUsuń
  5. WOW
    Ej czemu ten fede zostawił Lu???
    czemu??
    I czemu Lu ma umrzeć
    Ona musi żyć.
    z fede
    Mają mieć dzieci.
    Miała teraz przeżyć Oliwia.
    To nie fair.
    Lu sama se nie poradzi ......matka, ojciec, Viola, German, Angie, Fran, ojciec Fran, jej przyszły brat, jej ojciec, Emma, śmierć Oliwii (która teraz nie ma się wydarzyć, b cb zabije), tajemnice na strychu, przeprowadzka, cięcia ............ona sobie sama z tym rady na 100% nie da!!!!!!
    I teraz ma jeszcze umrzeć!!!!!
    ja nie wiem co Fede przeskrobał, ale niech Lusi nie zostawia!!!!
    T taka ,,repetycja" twojego ostatniego opowiadania.
    Też się mało widzieli.
    a tak ogólnie to Fede na początku sam zabiegał o względy Lu, a pewnie wiedział co ma sam za uszami, więc po cholere się do niej pchał.
    Nie Nie Nie
    to nie może tak być!!!!!
    Fede musisz być z Lu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie zauważyłam tego rozdziału i skomentowałam stary 😐
    No nie ważne.
    Rozdział świetny ^^
    Federico, Rose i 'oni'. O co w tym wszystkim chodzi? XD
    Ja juz mam totalny mętlik w głowie :')
    Biedna Lusia :((
    Czekam na następny :**

    Pozdrawiam♥♥♥
    Ola.�

    OdpowiedzUsuń
  7. W końcu przeczytałam!!!
    Bądź ze mnie dumna!
    Nie ma to jak tydzień czytać 1 rozdział 😝
    Jak zawsze cudowny!
    Ale ten no yyyyy mój dziadek ma psa, a babcia ma kota. To ja idę do wujka. To pa!

    I tak nic nie pobije papryczki chili 💖
    Ale ja już nic nie robię!
    Pamiętasz angielski wczoraj?
    Jesteś najlepsza!
    Jak tam Simsy?

    OdpowiedzUsuń
  8. Będzie dzisiaj rozdział? Zapraszam do mnie na opowiadania o fedemili. Dopiero zaczynam ale co tam
    lahistoriadeamor-fedemila.blogspot.com
    Licze na to że ktoś wpadnie. :)
    A tak pozatym super rozdział nwm kim są ci oni ale i tak super. Trochę się pogubiłam. Ale mam nadzieje że akcja się jeszcze bardziej rozwinie a lu ogarnie o co chodzi. Jeszcze raz zapraszam :)

    lahistoriadeamor-fedemila.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny ,
    cudny ,
    boski ,
    najlepszy ;**
    Strasznie mi się podoba ;)) Fedemiła kocham ;**

    Zapraszam do mnie ;) :
    giveyoumeheart.blogspot.com/?m=1 :**

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj!