sobota, 24 października 2015
Es Posible 2 - VI
*Ludmiła*
Nie mogłam otrząsną się po wyjściu Federico. On tak po prostu... A ja... I zostawił mnie... A powiedział tylko...
Usiadłam na łóżku, w głowie miałam kompletny mętlik. Jakiej niby gry mam nie zrozumieć? O co może mu chodzić? I kim do cholery jest Rose? Gdybym chociaż znała jej nazwisko mogłabym bez problemy prześledzić jej życiorys w google i na innych profilach społecznościowych typu Facebook.
Zagryzłam delikatnie dolną wargę. jeszcze czułam na niej smak ust Fede.
Byłam wykończona, jakby przez pocałunek wyssał ze mnie całą energię, ale jednocześnie, tam, w środku cała aż trzęsłam się z nerwów, nosiło mnie i czułam, że nie dam rady spać spokojnie puki nie dowiem się o co mu chodziło.
- W co ty grasz? - powtórzyłam cicho, tym razem do siebie. - W co ty grasz, Pasquarelli?
- Mówiłem już, że nie zrozumiesz - usłyszałam. Podskoczyłam, odwróciłam się, ale chłopaka, ani nikogo innego, nie było w pobliżu. - Shh, spokojnie. Nie widzisz mnie, ale ja tu jestem. Będę. Zapomnij o tym, co się dziś wydarzyło. Jutro o nic nie pytaj. Oni to widzą. - Zaśmiał się cicho. - Śpij dobrze.
Poczułam dreszcze biegnące wzdłuż moich pleców, zimny pot i gęsia skórka. Przełknęłam ślinę, czułam się osaczona, obserwowana...
- Kim są 'oni'? - zapytałam cicho. - Nie da się zapomnieć, Federico.
Nikt nie odezwał się więcej, nikt nic nie powiedział, ale nie zniechęciło mnie to, wręcz przeciwnie, brnęłam dalej.
- I co się wydarzyło? Gdzie jesteś? Czemu słyszę twoje słowa, mimo, że nie ma cię przy mnie? Federico, wyjaśnij mi to.
Cisza. Głucha cisza, która przyprawiała mnie o palpitacje serca. Moje dłonie były mokre, a usta nagle spierzchły.
- Skąd wiesz, że jestem Federico? - rozbrzmiało znów w moich myślach.
Instynktownie podkuliłam nogi,oplatając się ramionami. Przyległam plecami do ściany, w poszukiwaniu schronienia.
Przecież to jego głos, przecież to on do mnie mówił... Tak? A może to moja wyobraźnia? Może świruję? Albo już śpię, a to wszystko jest nadzwyczaj realne.
Głos więcej nie odezwał się, a mimo to, ja jeszcze przez długi czas nie potrafiłam ruszyć się z miejsca., aż w końcu zasnęłam, sparaliżowana strachem, przesiąknięta nim do szpiku kości.
*następnego dnia*
*Violetta*
Przyszłam do Studia o wiele za wcześnie, ale nie miałam ochoty na lekcje fizyki z Angie, nienawidzę tych wszystkich praw i niutonów.
Moja grupa zazwyczaj ma zajęcia na późniejsze godziny, dużo późniejsze, więc usiadłam na pufie, która stała w korytarzu. Przyglądałam się uczniom, stojącym w kolejce na przesłuchanie. Założyłam nogę na nogę, oparłam łokcie o kolano i "przypadkiem" upuściłam jeden z zeszytów do nut, by zobaczyć, czy któryś z chłopaków nadciągnie mi na pomoc. Znalazł się tak, ale nie był godny mojej uwagi. Sięgał mi do brody, włosy miał w nieładzie i zdecydowanie nie powinnam pokazywać się w jego otoczeniu. Albo on w moim. Odeszłam szybko, odwracając się, by sprawdzić, czy aby na pewno za mną nie idzie. Przez to nie zauważyłam znaku "UWAGA. ŚLISKA PODŁOGA". Zahaczyłam o niego nogą, pośliznęłam się na mokrej podłodze. Odruchowo zamknęłam oczy i wystawiłam przed siebie ręce. Podłoga była mokra, lepka i oczywiście twarda.
- Cholera jasna - mruknęłam pod nosem, odwracając się na plecy.
Wysoki szatyn z mojego snu stanął przede mną i wystawił dłoń w moim kierunku. Chwilę patrzyłam, oniemiała, jego widokiem. Sądziłam, że to tylko moje marzenia i nie uda mi się go nigdy spotkać. Ocknęłam się, uśmiechnęłam delikatnie, po czym wstałam z niewielką pomocą.
- Jestem Leon - przedstawił się .
- Wiem - zaśmiałam się nieśmiało. - To znaczy...y... Violetta. Śniłeś mi się, Leonie - szepnęłam zalotnie.
- Poważnie? - zapytał z uśmiechem, takim typowym dla niego. Niego z moich wyobrażeń. - I kim tam byłem? Księciem, który ratuje cię z opresji, księżniczko?
- Nie, raczej moim chłopakiem, wiesz? - zapytałam z nutką przyjaznej ironii. Wolałam też pominąć fakt, że potem wzięliśmy ślub i mięliśmy bliźniaki. Nie chciałam przecież, żeby uznał mnie za psychiczną.
- A w takim razie, łatwo można spełnić twoje sny, skarbie - szepnął mi do ucha. - Co dziś robisz?
- Idę na randkę z moim nowym chłopakiem. To zabawne, wyglądasz całkiem jak on.
- Jestem już po przesłuchaniu, pasuje ci mniej więcej...teraz?
Skinęłam głową. Diego mieszkał na drugim końcu miasta, więc nie było możliwości, żeby mnie zobaczył. Poza tym, to jeszcze nic poważnego.
*Federico*
- Zrozum to, błagam cię, Federico. N i e możesz z nią być. Zaprzepaściłeś tę szansę, bawiąc się czasem! - Rose po raz kolejny próbowała przetłumaczyć mi swoje racje.
- Nie. Nie i nie. Nie przekonasz mnie, dziewczyno...
- Aniele - poprawiła mnie.
- Niech będzie, aniele. Nie przekonasz mnie do płaszczenia się przed kimkolwiek. - Wzruszyłem ramionami.
Stałem oparty o ścianę z tyłu szkoły, tu, gdzie nie sięgały kamery i gdzie licealiści zazwyczaj chodzili jarać. Od godziny trzymała mnie tam, nie pozwalając mi wrócić na lekcję. Do angielskiego nie zostało zbyt dużo czasu, a ja potrzebuję zobaczyć się z Ludmiłą.
- Upadłeś!
- I? Daj mi podejmować własne decyzje. Chciałbym ci przypomnieć, że już dawno nie jesteśmy w tym chorym związku z tobą. Wracaj do domu.
Odwróciłem się od niem, miałem serdecznie dość tej dyktatury, zawsze wszystko wiedziała najlepiej, a przynajmniej tak jej się wydawało. Pieprzona perfekcjonistka. Zacząłem wolno iść w stronę wejścia, kiedy po raz enty mnie zatrzymała.
- Rozmawiałam z Ludmiłą - oświadczyła.
Stanąłem jak wryty, miałem złe przeczucie. Ogarnął mnie niepokój, byłem niemalże pewien, że namieszała.
- Jak to? - Spojrzałem na nią groźnie, przeszywając wzrokiem.
- Normalnie. - Wzruszyła ramionami, jakby to nagle nie miało znaczenia.
- Jesteś pewna, że normalnie? - Uniosłem brwi, nie dowierzając jej słowom.
- No dobra, może nie do końca. - Uniosła ręce w obronnym geście. - Ale jak inaczej mam wam... - urwała nagle.
- Nam namieszać, tak? - warknąłem. - Rozdzielić? Nie martw się, nie uda ci się,
Odszedłem od niej, musiałem szybko znaleźć moją królewnę, groziło jej niebezpieczeństwo i nadciągało ono z czterech stron. Nie mogłem opuszczać jej na tak długo, zwłaszcza dy wiem, że oni są tutaj, a Rose zamiast mi pomóc, jeszcze bardziej utrudnia sprawę.
Wszedłem do budynku równo z chwilą, w której zadzwonił dzwonek. Klasa od angielskiego jest na trzecim piętrze, a jeśli spóźnię się chociaż pięć minut, babka posadzi Luśkę z kimś innym. Przedzierałem się przez tłum, by jak najszybciej znaleźć się na miejscu. Udało mi się minąć Browską, gdy wychodziła z pokoju nauczycielskiego, więc zwolniłem.
- Ludmiła - zawołałem z końca korytarza.
Blondynka spojrzała na mnie, po czym odwróciła się, jakby wcale mnie nie widziała. Dzięki, Rose, nie wiem co zrobiłaś, ale wyniki są niezłe - syknąłem w myślach.
- Nie ma za co - zaśmiała się.
Zacisnąłem dłonie w pięści, by chociaż trochę opanować złość. Zabiłbym ją gołymi rękami, gdyby nie kilka znaczących przeszkód.
- Lu. - Objąłem ją. Nie potrafiła mi się wyrwać, chociaż było widać, że walczy z samą sobą. - Wybaczysz mi wczorajszy dzień?
Wolno, niepewnie skinęła głową. Nie miała innego wyjścia, za bardzo mnie kocha.
- I nie będziesz o nic pytać? - szepnąłem pospiesznie, widząc nauczycielkę na końcu korytarza.
- Jeszcze nie. - Popatrzyła na mnie znacząco, dając mi do zrozumienia, że gdy już chociaż trochę zrozumie wczorajsze zajście da mi popalić.
Właściwie to nie spodziewałem się niczego innego.
- Ta historia już zbyt wiele razy kończyła się źle, nie mów, że nie ostrzegałam.
- Rose, wyjdź z moich myśli.
~
Hello!
Omfg, ale to zagmatwane XD. Jeśli nie ogarniacie o co chodzi i kim jest Fede, to no problemo, wszystko się wyjaśni w swoim czasie. Chociaż przypuszczam, że macie już podejrzenia, hyhy.
Hush Hush mą inspiracją XD. Zakochałam się, czemu nie ma takich chłopaków jak Patch?
Dobra, wróćmy na ziemię.
Jak tam u Was? Jak leci czas?
U mnie na przykład mega szybko.
A co myślicie o rozdziale? Tylko tak szczerze ♥
Okay, czekam na komentarze, kocham Was bardzo, bardzo, dziękuję za wszystko, co napisaliście pod ostatnią publikacją. Kocham Was, bardzo.
Do przyszłego tygodnia <3 Buziaaaki ♥
piątek, 16 października 2015
Es Posible 2 - V
*Ludmiła*
Siedziałam na krześle w sali muzycznej, razem z Federico. Przeglądałam nuty naszej nowej piosenki. Właściwie tylko udawałam. Od rana coś sprawiało, że nie mogłam się skupić. Fede zdawał się być wyjątkowo niespokojny, rozdrażniony. Ciągle rozglądał się, jakby czegoś szukał, wypatrywał kogoś.
- I co myślisz, kochanie? - jego ściszony o pół tonu głos wyrwał mnie z rozmyśleń.
- Yyy....Yyy... - Starałam się wymyślić coś, by nie zauważył, że wcale go nie słuchałam. - No tak właściwie, to... Yyy...
Zaśmiał się tym swoim słodkim, beztroskim śmiechem. Ale... rozbrzmiała w nim nuta czegoś takiego... co przepełniało mnie grozą.
Po karku przeszły mnie ciarki.
- Nie słuchałaś? - Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
Podszedł do mnie i złapał za ramiona. Wzdrygnęłam się lekko, a po plecach przeszedł mnie dreszcz. Patrzył mi w oczy, jednak nie tak jak zawsze. w jego ciemnych tęczówkach dostrzegłam coś na rodzaj zaciętości, jakby frustrację. zero uczucia. Jakiegokolwiek. Przełknęłam ślinę, cofając się o krok.
- Boisz się - szepnął sucho. W jego tonie było coś więcej, coś, czego nie potrafiłam zrozumieć na chwile obecną.
- Ja... ja wcale nie... - Nieświadomie odwróciłam wzrok.
- Kłamiesz - syknął. - Wystarczy na ciebie spojrzeć. Uciekasz wzrokiem, odsuwasz się, przełykasz ślinę nerwowo i pocą ci się dłonie.
- Federico skończ.- odezwał się melodyjny, kobiecy głos.
Spojrzałam w stronę, z której dobiegał. W progu, oparta o framugę, stała dziewczyna. Była niższa ode mnie o kilka centymetrów. Jej jasne włosy opadały na ramiona równymi falami. Miała na sobie czarną, luźną bluzkę z długim rękawem i ciemne, przetarte dżinsy. Usta pokrywała krwistoczerwona szminka. Była szczupła, a jej twarz o nieskazitelnej cerze, była zwyczajnie piękna. Wklęsły, kształtny nosek, pełne usta, duże, niebieskie oczy i takie urocze dołeczki, wywołane drganiem kącików ust.
Coś ukuło mnie w okolicy klatki piersiowej.
- Rose, co ty tu robisz do cho...
- Cicho - przerwała mu. Obdarzyła mnie przelotnym spojrzeniem, odwróciła się na pięcie i wyszła z sali. Feder bez słowa poszedł za nią.
- Cy tu tu robisz? - powtórzył półszeptem.
Przyczaiłam się przy wejściu, by móc słyszeć chociaż strzępki ich rozmowy.
- Oboje to wiemy.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że...
- Tak, Federico.
Na chwilę zapadła między nimi cisza, tak niezręczna i trudna do zniesienia, że nawet mi zrobiło się nieswojo.
- Rose, wracaj skąd przyszłaś - syknął rozwścieczony, a jego głos wręcz ociekał jadem.
- Już mnie nie kochasz?
Po raz kolejny poczułam ukłucie w sercu. Tym razem było ono dużo bardziej dokuczliwe.
- Nie, Rose. Odejdź.
- To, że ostatnio udało ci się uciec od konsekwencji, nie znaczy, że i tym razem tak będzie. Nie masz na tyle siły, Federico. Wiesz. że możesz wrócić, wiesz jak to zrobić. Proszę cię, przemyśl to. Znowu możemy być razem.
Oparłam się o ścianę. Serce waliło mi w piersi. Nie rozumiałam nic z tego, co mówili. O jaki powrót chodziło? O czym ona mówiła i kim w ogóle była?
- Ona umrze, Ludmiła zginie z twojej ręki, mam nadzieję, że o tym pamiętasz - odezwała się blondynka po chwili.
Upuściłam zeszyt, który trzymałam. Cofnęłam się, przez co wpadłam na partyturę, ona też spadła na podłogę, razem ze stojakiem. Oboje spojrzeli na mnie. Chyba nie potrzebowali czasu, by zrozumieć, że wszystko słyszałam.
- Ludmi. - Fede zrobił krok w moją stronę.
Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa, wszystko co chciałam powiedzieć ugrzęzło mi w gardle. Łzy cisnęły mi się do oczu.
- Lu, nie zrobię ci krzywdy, zaufaj mi. - Wyciągnął dłoń w moją stronę. Tym razem wyglądał na zatroskanego, spokojnego...wydało mi się, że nie ma złych zamiarów. Albo jest dobrym aktorem.
Miałam jego dłoń na wyciągnięcie ręki, dzieliło nas kilkadziesiąt centymetrów. Za mało, zdecydowanie. Przeniosłam wzrok na Rose. Jej twarz nie wyrażała kompletnie nic. Stała, opata o rząd szkolnych szafek.
Wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Zetknął opuszki naszych palców. Przez całe moje ciało przeszedł nieprzyjemny prąd, zadrżałam, jakby z zimna, a potem przed oczami mignęły mi niezrozumiałe obrazy, zniknęły zbyt szybko, bym mogła zapamiętać którykolwiek z nich.
Ledwo ruszyłam ręką, czując pod sobą, miękki materac, a na sobie ciepły koc. Niechętnie zegnałam sen z powiek. Spojrzałam na zegarek, stojący na szafce. Wskazywał pięć po siódmej. Zerwałam się jak poparzona. Właściwie, to można było uznać, że jakaś niezrozumiała siła poparzyła mi kostkę, pod wpływem dotyku Federico.
Odsunęłam się od niego gwałtownie, raptownie spoglądając w kierunku drzwi. Chciałam znaleźć się jak najdalej od niego.
- Z-zostaw mnie, boję się ciebie - szepnęłam z żalem.
- Chyba nie wierzysz w to, co mówiła Rose, prawda? Uprzedzając twoje następne pytania, to moja była, która za wszelką cenę chce do mnie wrócić. To Włoszka, dlatego mówiła, żebym wrócił. Lusia, kocham cię, przecież to wiesz. - Patrzył mi w oczy wzrokiem pełnym troski.
- A twoje wczorajsze zachowanie? Byłeś taki... - Przełknęłam ślinę. Ordynarny to złe słowo. - Straszny.
- No chodź tu do mnie. - Objął mnie ramieniem. - W życiu bym cię nie skrzywdził. Jesteś moją księżniczką, którą muszę bronic przed całym złem tego świata. Wczoraj byłem zdenerwowany. Wiedziałem od kolegi, że Ro przyleciała do Buenos Aires i ma zamiar złożyć mi wizytę. Wierzysz mi?
Nie do końca pewna co robię, skinęłam głową. Przecież wiem co słyszałam, wiem co widziałam i co czułam. Nie umiem racjonalnie wyjaśni tego dreszczu, prądu, który przebiegł mnie od stóp do ramion i ciemności, przez którą próbowały przedrzeć się niewyraźne obrazy? A co jeśli zemdlałam ze strachu? Przecież to irracjonalne.
Nie umiem myśleć logicznie, nie po wczorajszych wydarzeniach,
- Jak się tu właściwie znalazłam? Przebrałeś mnie w piżamę? - Uniosłam brwi spoglądając na swój strój.
- Mam nadzieję, że się nie gniewasz. - Uśmiechnął się delikatnie, nieco szelmowsko.
Delikatnie uderzyłam go w ramię, znów poczułam piekące ciepło, tym razem o wiele słabsze niż wcześniej. Zdecydowanie działo się coś złego, ale nie potrafiłam ogarnąć tego umysłem.
- Idę wziąć prysznic - oznajmiłam, wstając. - Dzisiaj sobota, więc co robimy?
-A na co ma ochotę moja anielica?
- Anielica? - zaśmiałam się cicho. - Nowe przezwisko?
Skinął głową. zakładając mi włosy za uszy. Musnął wargami moje wargi, tak doskonale pasujące do moich. Całował mnie z utęsknieniem, całkiem jakby nigdy wcześniej tego nie robił. Nasze ciała stykały się ze sobą. Emanowało od niego ciepło. Inne.
Dziwne, ale pociągało mnie jeszcze bardziej niż zwykle. Czułam w powietrzu ostry zapach porannego deszczu, świeżej trawy i jakby wosku pomieszanego z ogniem. Świece. Z każdą chwilą rozumiałam coraz mniej, gubiłam kolejne elementy układanki.
Przyparł mnie do ściany. Językiem biegał po mojej dolnej wardze. a zębami przygryzał ją leciuteńko. Westchnęłam ledwo dosłyszalnie. Sunął ustami wzdłuż moich obojczyków, szyi oraz żuchwy, czule pieścił nimi skórę na moim ciele.
Czyżby to była nowa odsłona mojego Federico?
- Wierzysz w istoty nadprzyrodzone? - szepnął mi do ucha przygryzając jego płatek.
- Na przykład?
- Anioły, demony, nefilimy, upadli... - Patrzył centralnie w moje źrenice i to tak intensywnie, że, ledwo wytrzymałam te spojrzenie.
- Nie wiem co to nefilimy, ale w pozostałe tak. - Przytaknęłam skinięciem głowy.
- To dobrze.
- W co ty grasz? - Zwęziłam powieki, bacznie obserwując każdy jego ruch.
Ponownie złączył nas w czułym pocałunku, którego nie potrafiłam przerwać, mimo wewnętrznego przeczucia, że robię źle.
- W grę, której nie zrozumiesz.- uciął.
Przeczesał włosy ręką, po czym wyszedł bez słowa z mojego pokoju.
~
Hola.
Hash Hash, Hash Hash... Kto czytał, na 100% widzi inspirację w tej genialnej książce <3 W życiu nie przeczytałam nic lepszego. Może poza niektórymi blogami, ale to inna sprawa.
Dziś przedstawiam Wam rozdział 5 w którym to postanawiam zmienić bieg historii o 90 stopni. Tak, 90.
Proszę Was, żebyście wyrazili swoje szczere wdanie na temat rozdziału. Co prawda miał on wyglądać nieco (albo całkowicie) inaczej, ale niech zostanie tak, jak go napisałam w tę piękną, deszczową, piątkową noc.
Podejrzewam, że możecie domyślać się fabuły, ale zapewniam Was, że z moją wyobraźnią i skłonnościami do zawiłych fabuł pojawi się kilka nieprzewidywalnych akcji.
No nic, nie pozostaje mi nic jak powiedzieć, że bardzo Was kocham i czekam na opinię. Besoski ♥
Siedziałam na krześle w sali muzycznej, razem z Federico. Przeglądałam nuty naszej nowej piosenki. Właściwie tylko udawałam. Od rana coś sprawiało, że nie mogłam się skupić. Fede zdawał się być wyjątkowo niespokojny, rozdrażniony. Ciągle rozglądał się, jakby czegoś szukał, wypatrywał kogoś.
- I co myślisz, kochanie? - jego ściszony o pół tonu głos wyrwał mnie z rozmyśleń.
- Yyy....Yyy... - Starałam się wymyślić coś, by nie zauważył, że wcale go nie słuchałam. - No tak właściwie, to... Yyy...
Zaśmiał się tym swoim słodkim, beztroskim śmiechem. Ale... rozbrzmiała w nim nuta czegoś takiego... co przepełniało mnie grozą.
Po karku przeszły mnie ciarki.
- Nie słuchałaś? - Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
Podszedł do mnie i złapał za ramiona. Wzdrygnęłam się lekko, a po plecach przeszedł mnie dreszcz. Patrzył mi w oczy, jednak nie tak jak zawsze. w jego ciemnych tęczówkach dostrzegłam coś na rodzaj zaciętości, jakby frustrację. zero uczucia. Jakiegokolwiek. Przełknęłam ślinę, cofając się o krok.
- Boisz się - szepnął sucho. W jego tonie było coś więcej, coś, czego nie potrafiłam zrozumieć na chwile obecną.
- Ja... ja wcale nie... - Nieświadomie odwróciłam wzrok.
- Kłamiesz - syknął. - Wystarczy na ciebie spojrzeć. Uciekasz wzrokiem, odsuwasz się, przełykasz ślinę nerwowo i pocą ci się dłonie.
- Federico skończ.- odezwał się melodyjny, kobiecy głos.
Spojrzałam w stronę, z której dobiegał. W progu, oparta o framugę, stała dziewczyna. Była niższa ode mnie o kilka centymetrów. Jej jasne włosy opadały na ramiona równymi falami. Miała na sobie czarną, luźną bluzkę z długim rękawem i ciemne, przetarte dżinsy. Usta pokrywała krwistoczerwona szminka. Była szczupła, a jej twarz o nieskazitelnej cerze, była zwyczajnie piękna. Wklęsły, kształtny nosek, pełne usta, duże, niebieskie oczy i takie urocze dołeczki, wywołane drganiem kącików ust.
Coś ukuło mnie w okolicy klatki piersiowej.
- Rose, co ty tu robisz do cho...
- Cicho - przerwała mu. Obdarzyła mnie przelotnym spojrzeniem, odwróciła się na pięcie i wyszła z sali. Feder bez słowa poszedł za nią.
- Cy tu tu robisz? - powtórzył półszeptem.
Przyczaiłam się przy wejściu, by móc słyszeć chociaż strzępki ich rozmowy.
- Oboje to wiemy.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że...
- Tak, Federico.
Na chwilę zapadła między nimi cisza, tak niezręczna i trudna do zniesienia, że nawet mi zrobiło się nieswojo.
- Rose, wracaj skąd przyszłaś - syknął rozwścieczony, a jego głos wręcz ociekał jadem.
- Już mnie nie kochasz?
Po raz kolejny poczułam ukłucie w sercu. Tym razem było ono dużo bardziej dokuczliwe.
- Nie, Rose. Odejdź.
- To, że ostatnio udało ci się uciec od konsekwencji, nie znaczy, że i tym razem tak będzie. Nie masz na tyle siły, Federico. Wiesz. że możesz wrócić, wiesz jak to zrobić. Proszę cię, przemyśl to. Znowu możemy być razem.
Oparłam się o ścianę. Serce waliło mi w piersi. Nie rozumiałam nic z tego, co mówili. O jaki powrót chodziło? O czym ona mówiła i kim w ogóle była?
- Ona umrze, Ludmiła zginie z twojej ręki, mam nadzieję, że o tym pamiętasz - odezwała się blondynka po chwili.
Upuściłam zeszyt, który trzymałam. Cofnęłam się, przez co wpadłam na partyturę, ona też spadła na podłogę, razem ze stojakiem. Oboje spojrzeli na mnie. Chyba nie potrzebowali czasu, by zrozumieć, że wszystko słyszałam.
- Ludmi. - Fede zrobił krok w moją stronę.
Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa, wszystko co chciałam powiedzieć ugrzęzło mi w gardle. Łzy cisnęły mi się do oczu.
- Lu, nie zrobię ci krzywdy, zaufaj mi. - Wyciągnął dłoń w moją stronę. Tym razem wyglądał na zatroskanego, spokojnego...wydało mi się, że nie ma złych zamiarów. Albo jest dobrym aktorem.
Miałam jego dłoń na wyciągnięcie ręki, dzieliło nas kilkadziesiąt centymetrów. Za mało, zdecydowanie. Przeniosłam wzrok na Rose. Jej twarz nie wyrażała kompletnie nic. Stała, opata o rząd szkolnych szafek.
Wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Zetknął opuszki naszych palców. Przez całe moje ciało przeszedł nieprzyjemny prąd, zadrżałam, jakby z zimna, a potem przed oczami mignęły mi niezrozumiałe obrazy, zniknęły zbyt szybko, bym mogła zapamiętać którykolwiek z nich.
Ledwo ruszyłam ręką, czując pod sobą, miękki materac, a na sobie ciepły koc. Niechętnie zegnałam sen z powiek. Spojrzałam na zegarek, stojący na szafce. Wskazywał pięć po siódmej. Zerwałam się jak poparzona. Właściwie, to można było uznać, że jakaś niezrozumiała siła poparzyła mi kostkę, pod wpływem dotyku Federico.
Odsunęłam się od niego gwałtownie, raptownie spoglądając w kierunku drzwi. Chciałam znaleźć się jak najdalej od niego.
- Z-zostaw mnie, boję się ciebie - szepnęłam z żalem.
- Chyba nie wierzysz w to, co mówiła Rose, prawda? Uprzedzając twoje następne pytania, to moja była, która za wszelką cenę chce do mnie wrócić. To Włoszka, dlatego mówiła, żebym wrócił. Lusia, kocham cię, przecież to wiesz. - Patrzył mi w oczy wzrokiem pełnym troski.
- A twoje wczorajsze zachowanie? Byłeś taki... - Przełknęłam ślinę. Ordynarny to złe słowo. - Straszny.
- No chodź tu do mnie. - Objął mnie ramieniem. - W życiu bym cię nie skrzywdził. Jesteś moją księżniczką, którą muszę bronic przed całym złem tego świata. Wczoraj byłem zdenerwowany. Wiedziałem od kolegi, że Ro przyleciała do Buenos Aires i ma zamiar złożyć mi wizytę. Wierzysz mi?
Nie do końca pewna co robię, skinęłam głową. Przecież wiem co słyszałam, wiem co widziałam i co czułam. Nie umiem racjonalnie wyjaśni tego dreszczu, prądu, który przebiegł mnie od stóp do ramion i ciemności, przez którą próbowały przedrzeć się niewyraźne obrazy? A co jeśli zemdlałam ze strachu? Przecież to irracjonalne.
Nie umiem myśleć logicznie, nie po wczorajszych wydarzeniach,
- Jak się tu właściwie znalazłam? Przebrałeś mnie w piżamę? - Uniosłam brwi spoglądając na swój strój.
- Mam nadzieję, że się nie gniewasz. - Uśmiechnął się delikatnie, nieco szelmowsko.
Delikatnie uderzyłam go w ramię, znów poczułam piekące ciepło, tym razem o wiele słabsze niż wcześniej. Zdecydowanie działo się coś złego, ale nie potrafiłam ogarnąć tego umysłem.
- Idę wziąć prysznic - oznajmiłam, wstając. - Dzisiaj sobota, więc co robimy?
-A na co ma ochotę moja anielica?
- Anielica? - zaśmiałam się cicho. - Nowe przezwisko?
Skinął głową. zakładając mi włosy za uszy. Musnął wargami moje wargi, tak doskonale pasujące do moich. Całował mnie z utęsknieniem, całkiem jakby nigdy wcześniej tego nie robił. Nasze ciała stykały się ze sobą. Emanowało od niego ciepło. Inne.
Dziwne, ale pociągało mnie jeszcze bardziej niż zwykle. Czułam w powietrzu ostry zapach porannego deszczu, świeżej trawy i jakby wosku pomieszanego z ogniem. Świece. Z każdą chwilą rozumiałam coraz mniej, gubiłam kolejne elementy układanki.
Przyparł mnie do ściany. Językiem biegał po mojej dolnej wardze. a zębami przygryzał ją leciuteńko. Westchnęłam ledwo dosłyszalnie. Sunął ustami wzdłuż moich obojczyków, szyi oraz żuchwy, czule pieścił nimi skórę na moim ciele.
Czyżby to była nowa odsłona mojego Federico?
- Wierzysz w istoty nadprzyrodzone? - szepnął mi do ucha przygryzając jego płatek.
- Na przykład?
- Anioły, demony, nefilimy, upadli... - Patrzył centralnie w moje źrenice i to tak intensywnie, że, ledwo wytrzymałam te spojrzenie.
- Nie wiem co to nefilimy, ale w pozostałe tak. - Przytaknęłam skinięciem głowy.
- To dobrze.
- W co ty grasz? - Zwęziłam powieki, bacznie obserwując każdy jego ruch.
Ponownie złączył nas w czułym pocałunku, którego nie potrafiłam przerwać, mimo wewnętrznego przeczucia, że robię źle.
- W grę, której nie zrozumiesz.- uciął.
Przeczesał włosy ręką, po czym wyszedł bez słowa z mojego pokoju.
~
Hola.
Hash Hash, Hash Hash... Kto czytał, na 100% widzi inspirację w tej genialnej książce <3 W życiu nie przeczytałam nic lepszego. Może poza niektórymi blogami, ale to inna sprawa.
Dziś przedstawiam Wam rozdział 5 w którym to postanawiam zmienić bieg historii o 90 stopni. Tak, 90.
Proszę Was, żebyście wyrazili swoje szczere wdanie na temat rozdziału. Co prawda miał on wyglądać nieco (albo całkowicie) inaczej, ale niech zostanie tak, jak go napisałam w tę piękną, deszczową, piątkową noc.
Podejrzewam, że możecie domyślać się fabuły, ale zapewniam Was, że z moją wyobraźnią i skłonnościami do zawiłych fabuł pojawi się kilka nieprzewidywalnych akcji.
No nic, nie pozostaje mi nic jak powiedzieć, że bardzo Was kocham i czekam na opinię. Besoski ♥
piątek, 9 października 2015
Es Posible 2 - IV
Wiecie do czego doszło? Zapomniałam co napisać w tytule i w treści zresztą też, bo ostatni rozdział było ponad miesiąc temu, o matko, tragedia. Musiałam przeczytać EP2-III i przy okazji miałam ochotę spalić się ze wstydu - co ja kurde opublikowałam? Love love love story, słodyczy tyle, że aż mi samej niedobrze się robi. Trzeba coś z tym zrobić, jakaś afera, morderstwo, cokolwiek... Więc... to tyle, zapraszam do rozdziału, gdzie może jeszcze aż tak bardzo nie namieszam, ale już niedługo...
A tak w ogóle, to przepraszam, mój laptop znów się posypał, dlatego też miałam problem z napisaniem czegokolwiek, wiecie... pisanie na telefonie to jakoś nie moja bajka, no ale już nie przedłużam i zapraszam na czwarty rozdział.
( przepraszam za te dziwne akapity, ten telefon jest nieco nie do ogarnięcia )
*Ludmiła/
Lily*
Niepewnie spojrzałam na Francesce, serce waliło mi jak oszalałe, nie miałam pojęcia co powiedzieć, ani co zrobić.
Uśmiechnęłam się sztucznie, ukazując rząd białych ząbków - dzięki za wybielanie, droga mamo.
-Fran, słoneczko...- zaczęłam szybko układając sobie w głowie słowa, ale niestety jedyne co cisnęło mi się na usta to " wielkie dzięki za pomoc Federico ". - Co u ciebie złotko ?
- O nie, nie zmieniaj tematu, Ludmiła, mów co widziałam. - Złożyła ręce na krzyż pod piersią i poruszyła brwiami w geście zachęty.
- No cóż, prędzej czy później i tak ktoś by ci powiedział. - Spojrzałam znacząco na bruneta. - Wiem, że mogę ci ufać, że nikomu nic nie powiesz... Bo widzisz Fran, prowadzę podwójne życie. Nie zrozumiesz tego, nie teraz, ale musisz mi uwierzyć i obiecać że nikomu nie powiesz. Nawet Viola nic nie wie.
Włoszka tylko kiwnęła głową, a ja przytuliłam ją, co na sto procent wydało jej się dziwne.
I w tej oto pięknej chwili coś zrozumiałam. Jeśli Marco nie uratuje jej dzisiaj przed pędzącym samochodem, to mogą się w sobie wcale nie zakochać.
Momentalnie oderwałam się od dziewczyny.
- J-ja chyba o czymś zapomniałam... Leć do Studia, bo jeszcze się spóźnisz na występ dla b... znaczy, no, pa.
W ostatniej chwili ugryzłam się w język.
Przecież czysto teoretycznie nie mam pojęcia po co Pablo wzywa nas wszystkich do szkoły o tak nietypowej porze.
Odeszłam szybko, nie odwracając się za siebie. Fran musiała zostać sama, nie obchodziło mnie, czy pomyśli, że coś knuję, to dla jej dlbra. A co do mojego chłopaka, to byłam na niego najzwyczajniej zła, zostawił mnie samą na lodzie i nie raczył odezwazć się nawet słowem.
Poczułam, że próbuje złapać mnie za rękę, ale zabrałam mu ją. I tak cudem powstrzymywałam się od zrobienia mu krzywdy, chętnie pobawiłabym się we fryzjera, nożyczki, farba i trochę octu zamiast szamponu równa się nauczka dla tego tchórza.
Nie, oczywiście tego nie zrobię, zbyt bardzo uwielbiam tę jego półmetrową grzywkeczkę.
- Daj mi spokój, nie chce mi się z tobą rozmawiać ani nawet na ciebie patrzeć - warknęłam.
Rzecz jasna kłamałam, dlatego też odwróciłam wzrok, gdyby tylko popatrzył mi w oczy, zobaczyłby bez problemu, że jedyne na co mam teraz ochotę, to mocno go przytulić.
- Ludmi, Lusia, Lucia, proszę, przestamń, nie kłóćmy się. Bardzo cię kocham, wiesz ?
Głupek, zawsze wie jak rozmiękczyć moje serce, doskonale zdaje sobie sprawę, że uwielbiam, kiedy mówi na mnie 'Lucia'.
- Daj mi spokój, jestem na ciebie zła i będziesz się musiał bardziej wysilić, żeby mnie udobruchać. - Spojrzałam na niego przelotnie, po czym odeszłam, zostawiając go samego. Niech się teraz pajac trochę pomęczy.
*Federico*
Poszedłem do Studia, nie miałem pojęcia jak mam przeprosić Ludmi. Chociaż tak właściwie to nic złego nie zrobiłem. Nie zrobiłem, prawda?
Lu przekroczyła właśnie próg toalety, gdy wszedłem na główny korytarz. Westchnąłem cicho. Dobrze wiedziała, że szedłem cały czas za nią i zupełnie mnie olewała.
- Federico? - Ktoś złapał mnie za ramię.
Odwróciłem się i zobaczyłem mojego kuzyna Maxiego. Jak zawsze miał na głowie czapkę. Uśmiechnąłem się na jego widok. Zabawnie wyglądał w loczkach, potem je ściął, przez co zdążyłem się od nich odzwyczaić.
- Co tu robisz? - Przybił mi piątkę. - Przyszedłeś na egzaminy wstępne?
- No można tak po.... - Nie udało mi się skończyć.
- No nie uwierzysz co tym razem zrobiły te dwie jędze. - Rozdrażniona Francesca podeszłą do nas szybko.
- Spokojnie, spokojnie Fran - Chłopak złapał ją za ramiona. - Cokolwiek zrobiła Ludmiła i Violetta nie jest to warte twoich nerwów.
Wciągnąłem powietrze nosem. Czekałem czym tym razem zaskoczy mnie Włoszka. Dziewczyna zamknęła oczy, kiwając głową wolno. Odemknęła powieki po chwili. Poparzyła na mnie lekko unosząc kąciki ust.
- Więc w czym rzecz? - ponaglił Maximiliano.
- Panienki Siostry Syjamskie podmieniły płytę Camili, żeby zgarnąć główną rolę w show, które przygotowujemy na powitanie nowych uczniów. Do tego Violetta specjalnie zaplamiła sobie strój podkładem, żeby Ludmiła mogła być gwiazdą. Wy to w ogóle rozumiecie? Ja nie rozumiem, jak w ogóle można się tak....
- Skończ - przerwałem jej. - Skończ już Francesca. Ludmiła to dobra osoba, najlepsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek spotkałem. Przestań tak po niej jeździć. Wszyscy mówicie, że to taka zła osoba, że krzywdzi innych ludzi, ale żadne z was nie zastanowi się nad tym, że być może jest tego powód. Być może nie jest taka, bo chce taką być. A Violetta zrobiła to, bo zna jej sytuacje i nie chce, żeby znów robiła sobie krzywdę przez to, że nie spełnia wymagań matki. Lu ma wielki talent i zasługuje na szczęście, a wy nie potraficie dostrzec jaka jest cudowna.
I nagle poczułem jej kruche ciałko w swoich ramionach. Wtuliła się w mnie, a ja objąłem ją w talii.
- I już nie jesteś na mnie zła? - zaśmiałem się cicho.
- Nawet nie byłam - zaśmiała się cicho. - Kocham cię idioto. A was przepraszam. Na prawdę przepraszam - szepnęła. Widziałem, że zebrało jej się na płacz, więc objąłem ją mocniej i potarłem ramię. - Ja... - Słowa uwięzły jej w gardle. Zagryzła wargi.
Fran nie potrzebowała nic więcej, podeszłą do blondynki, otuliła ją. Ludzie przechodzący obok patrzyli na nie dziwnie. Odsunąłem się na bok. Moja księżniczka szlochała cichutko w rękaw bluzki swojej nowej - starej przyjaciółki.
*Ludmiła*
Było mi ciężko o tym mówić, to są traumatyczne przeżycia. Już nawet nie wiem co mogę wyznać, a co nie. Ile z tego jest prawdą, a jaka część tylko fikcją wymyśloną przez wszystkich naokoło.
- Zaraz po występie porozmawiamy, dobrze? Wszyscy razem? - Włoszka pogłaskała mnie po głowie.
Przytaknęłam delikatnie, po czym pociągnęłam ją za rękę w kierunku sali. Otarłam policzki, przecież musiałam wyglądać perfekcyjnie, nieprawdaż? Ludmiła superstar. Ja muszę błyszczeć.
- Dobrze, dobrze, no to na scenę - rozkazał Pablo, gdy tylko pojawiliśmy się w pomieszczeniu. - To występ dla burmistrza, macie dać z siebie wszystko.
- Ale ja nie będę śpiewać wśród tak mało profesjonalnych pomiotów - zaprotestowała Violetta, która oparła się jedną dłonią o biodro i stukała w nie ostrymi paznokciami.
- Daj spokój misia. - Poklepałam ją po plecach, po czym jako pierwsza wbiegłam po schodkach na scenę z wielkim uśmiechem.
- Po co idziemy do parku, Fran? - Dogoniła ją Cam. - I czemu są z nami te żmije?
- Przestań Camilita, wszystkiego się dowiesz. - Uśmiechnęła się tajemniczo.
Usiedliśmy na trawie. Spojrzałam na Vils. Chociaż nie mówiłam jej nic, ona wiedziała. Jak siostra. Bo jest moją siostrą.
- Więc, Luśka? - Czarnowłosa przysiadła na murku, uśmiechając się do mnie pokrzepiająco.
Spojrzałam na obecnych. Patrzyli na mnie. Serce coraz mocniej waliło mi w piersi. Zagryzłam wargę, by się nie rozpłakać.
- Ja... przepraszam. - Podciągnęłam kolana pod brodę. - Musicie coś wiedzieć. Mam dwa życia. W zasadzie to trochę zabawne - zaśmiałam się gorzko. - Od rana do popołudnia możecie mówić mi Lili. Potem to ja, Lu. Szkoda tylko, że nie możecie znać mnie taką, jaką jestem. Bo jestem całkiem inna niż wam się wydaje. Ja... dużo przeżyłam. Rzekoma śmierć ojca, żyletka, depresja, matka despotka i Federico, którego zawsze uważałam za największego debila... W skrócie powiem wam tyle, że po śmierci taty się cięłam, a moja mama zmieniła się nie do poznania. Mówi mi jak mam żyć i kim być. Nie pozwala mi podejmować własnych decyzji, w tajemnicy zapisałam się do liceum. Nie chcę być taką, jaką mnie widzicie, przysięgam. - Pod powiekami poczułam piekące łzy. Odwróciłam wzrok, by nie widzieli moich słabości. Nadal tego nie lubię. Zawsze udawałam silną przed wszystkimi.
- Ja ci wierzę - oznajmiła Frania. - A wy?
Viola nie musiała nic mówić. Cami oblał rumieniec. Było jej ewidentnie wstyd. Wypowiedziała wiele niemiłych słów pod moim adresem, czemu się w sumie nawet nie dziwię. Chłopaki pokiwali głową. Brakowało mi tu Leona, Diego i Broadwaya. Przecież jeszcze się nie znamy. Marco siedział z tyłu, wpatrując się we Fran. On też dopiero miał dostać się do Studia. Los chciał, że akurat uchronił ją przed śmiercią.
- Zaczniemy wszystko od nowa? - szepnęłam.
- No jasne że tak, kochanie! - moja przyszła siostra klasnęła w dłonie. Tym razem nie mam w planach rozwalać związku mojej matki z jej ojcem. Przecież może być całkiem fajnie...
~
Witajcie Miśki <3
Czo tam u Was? Jak leci?
Powiem Wam, że mój terminarz jest przepełniony do granic możliwości. W tym miesiącu mam 4 konkursy, 5 wycieczek, 12 sprawdzianów, 13 kartkówek i 6 projektów. I weź tu człowieku znajdź czas na cokolwiek :)
No a tak poza tym, to muszę się pochwalić, hehe. Zajęłam 2 miejsce w konkursie poezji niemieckojęzycznej w moim powiecie. Jestem taka szczęśliwa, awh <3
No ale wracając. Jak tam rozdział? Może być? Mnie on jakoś nie przekonuje, ale za to mam już pomysł na następny.
Zostawcie mi jakieś komentarze, okayo? Będę przeszczęśliwa ^^
Kocham Was bardzo, bardzo bardzo. Baaardzo Was kocham.
A tak w ogóle, to przepraszam, mój laptop znów się posypał, dlatego też miałam problem z napisaniem czegokolwiek, wiecie... pisanie na telefonie to jakoś nie moja bajka, no ale już nie przedłużam i zapraszam na czwarty rozdział.
( przepraszam za te dziwne akapity, ten telefon jest nieco nie do ogarnięcia )
*Ludmiła/
Lily*
Niepewnie spojrzałam na Francesce, serce waliło mi jak oszalałe, nie miałam pojęcia co powiedzieć, ani co zrobić.
Uśmiechnęłam się sztucznie, ukazując rząd białych ząbków - dzięki za wybielanie, droga mamo.
-Fran, słoneczko...- zaczęłam szybko układając sobie w głowie słowa, ale niestety jedyne co cisnęło mi się na usta to " wielkie dzięki za pomoc Federico ". - Co u ciebie złotko ?
- O nie, nie zmieniaj tematu, Ludmiła, mów co widziałam. - Złożyła ręce na krzyż pod piersią i poruszyła brwiami w geście zachęty.
- No cóż, prędzej czy później i tak ktoś by ci powiedział. - Spojrzałam znacząco na bruneta. - Wiem, że mogę ci ufać, że nikomu nic nie powiesz... Bo widzisz Fran, prowadzę podwójne życie. Nie zrozumiesz tego, nie teraz, ale musisz mi uwierzyć i obiecać że nikomu nie powiesz. Nawet Viola nic nie wie.
Włoszka tylko kiwnęła głową, a ja przytuliłam ją, co na sto procent wydało jej się dziwne.
I w tej oto pięknej chwili coś zrozumiałam. Jeśli Marco nie uratuje jej dzisiaj przed pędzącym samochodem, to mogą się w sobie wcale nie zakochać.
Momentalnie oderwałam się od dziewczyny.
- J-ja chyba o czymś zapomniałam... Leć do Studia, bo jeszcze się spóźnisz na występ dla b... znaczy, no, pa.
W ostatniej chwili ugryzłam się w język.
Przecież czysto teoretycznie nie mam pojęcia po co Pablo wzywa nas wszystkich do szkoły o tak nietypowej porze.
Odeszłam szybko, nie odwracając się za siebie. Fran musiała zostać sama, nie obchodziło mnie, czy pomyśli, że coś knuję, to dla jej dlbra. A co do mojego chłopaka, to byłam na niego najzwyczajniej zła, zostawił mnie samą na lodzie i nie raczył odezwazć się nawet słowem.
Poczułam, że próbuje złapać mnie za rękę, ale zabrałam mu ją. I tak cudem powstrzymywałam się od zrobienia mu krzywdy, chętnie pobawiłabym się we fryzjera, nożyczki, farba i trochę octu zamiast szamponu równa się nauczka dla tego tchórza.
Nie, oczywiście tego nie zrobię, zbyt bardzo uwielbiam tę jego półmetrową grzywkeczkę.
- Daj mi spokój, nie chce mi się z tobą rozmawiać ani nawet na ciebie patrzeć - warknęłam.
Rzecz jasna kłamałam, dlatego też odwróciłam wzrok, gdyby tylko popatrzył mi w oczy, zobaczyłby bez problemu, że jedyne na co mam teraz ochotę, to mocno go przytulić.
- Ludmi, Lusia, Lucia, proszę, przestamń, nie kłóćmy się. Bardzo cię kocham, wiesz ?
Głupek, zawsze wie jak rozmiękczyć moje serce, doskonale zdaje sobie sprawę, że uwielbiam, kiedy mówi na mnie 'Lucia'.
- Daj mi spokój, jestem na ciebie zła i będziesz się musiał bardziej wysilić, żeby mnie udobruchać. - Spojrzałam na niego przelotnie, po czym odeszłam, zostawiając go samego. Niech się teraz pajac trochę pomęczy.
*Federico*
Poszedłem do Studia, nie miałem pojęcia jak mam przeprosić Ludmi. Chociaż tak właściwie to nic złego nie zrobiłem. Nie zrobiłem, prawda?
Lu przekroczyła właśnie próg toalety, gdy wszedłem na główny korytarz. Westchnąłem cicho. Dobrze wiedziała, że szedłem cały czas za nią i zupełnie mnie olewała.
- Federico? - Ktoś złapał mnie za ramię.
Odwróciłem się i zobaczyłem mojego kuzyna Maxiego. Jak zawsze miał na głowie czapkę. Uśmiechnąłem się na jego widok. Zabawnie wyglądał w loczkach, potem je ściął, przez co zdążyłem się od nich odzwyczaić.
- Co tu robisz? - Przybił mi piątkę. - Przyszedłeś na egzaminy wstępne?
- No można tak po.... - Nie udało mi się skończyć.
- No nie uwierzysz co tym razem zrobiły te dwie jędze. - Rozdrażniona Francesca podeszłą do nas szybko.
- Spokojnie, spokojnie Fran - Chłopak złapał ją za ramiona. - Cokolwiek zrobiła Ludmiła i Violetta nie jest to warte twoich nerwów.
Wciągnąłem powietrze nosem. Czekałem czym tym razem zaskoczy mnie Włoszka. Dziewczyna zamknęła oczy, kiwając głową wolno. Odemknęła powieki po chwili. Poparzyła na mnie lekko unosząc kąciki ust.
- Więc w czym rzecz? - ponaglił Maximiliano.
- Panienki Siostry Syjamskie podmieniły płytę Camili, żeby zgarnąć główną rolę w show, które przygotowujemy na powitanie nowych uczniów. Do tego Violetta specjalnie zaplamiła sobie strój podkładem, żeby Ludmiła mogła być gwiazdą. Wy to w ogóle rozumiecie? Ja nie rozumiem, jak w ogóle można się tak....
- Skończ - przerwałem jej. - Skończ już Francesca. Ludmiła to dobra osoba, najlepsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek spotkałem. Przestań tak po niej jeździć. Wszyscy mówicie, że to taka zła osoba, że krzywdzi innych ludzi, ale żadne z was nie zastanowi się nad tym, że być może jest tego powód. Być może nie jest taka, bo chce taką być. A Violetta zrobiła to, bo zna jej sytuacje i nie chce, żeby znów robiła sobie krzywdę przez to, że nie spełnia wymagań matki. Lu ma wielki talent i zasługuje na szczęście, a wy nie potraficie dostrzec jaka jest cudowna.
I nagle poczułem jej kruche ciałko w swoich ramionach. Wtuliła się w mnie, a ja objąłem ją w talii.
- I już nie jesteś na mnie zła? - zaśmiałem się cicho.
- Nawet nie byłam - zaśmiała się cicho. - Kocham cię idioto. A was przepraszam. Na prawdę przepraszam - szepnęła. Widziałem, że zebrało jej się na płacz, więc objąłem ją mocniej i potarłem ramię. - Ja... - Słowa uwięzły jej w gardle. Zagryzła wargi.
Fran nie potrzebowała nic więcej, podeszłą do blondynki, otuliła ją. Ludzie przechodzący obok patrzyli na nie dziwnie. Odsunąłem się na bok. Moja księżniczka szlochała cichutko w rękaw bluzki swojej nowej - starej przyjaciółki.
*Ludmiła*
Było mi ciężko o tym mówić, to są traumatyczne przeżycia. Już nawet nie wiem co mogę wyznać, a co nie. Ile z tego jest prawdą, a jaka część tylko fikcją wymyśloną przez wszystkich naokoło.
- Zaraz po występie porozmawiamy, dobrze? Wszyscy razem? - Włoszka pogłaskała mnie po głowie.
Przytaknęłam delikatnie, po czym pociągnęłam ją za rękę w kierunku sali. Otarłam policzki, przecież musiałam wyglądać perfekcyjnie, nieprawdaż? Ludmiła superstar. Ja muszę błyszczeć.
- Dobrze, dobrze, no to na scenę - rozkazał Pablo, gdy tylko pojawiliśmy się w pomieszczeniu. - To występ dla burmistrza, macie dać z siebie wszystko.
- Ale ja nie będę śpiewać wśród tak mało profesjonalnych pomiotów - zaprotestowała Violetta, która oparła się jedną dłonią o biodro i stukała w nie ostrymi paznokciami.
- Daj spokój misia. - Poklepałam ją po plecach, po czym jako pierwsza wbiegłam po schodkach na scenę z wielkim uśmiechem.
- Po co idziemy do parku, Fran? - Dogoniła ją Cam. - I czemu są z nami te żmije?
- Przestań Camilita, wszystkiego się dowiesz. - Uśmiechnęła się tajemniczo.
Usiedliśmy na trawie. Spojrzałam na Vils. Chociaż nie mówiłam jej nic, ona wiedziała. Jak siostra. Bo jest moją siostrą.
- Więc, Luśka? - Czarnowłosa przysiadła na murku, uśmiechając się do mnie pokrzepiająco.
Spojrzałam na obecnych. Patrzyli na mnie. Serce coraz mocniej waliło mi w piersi. Zagryzłam wargę, by się nie rozpłakać.
- Ja... przepraszam. - Podciągnęłam kolana pod brodę. - Musicie coś wiedzieć. Mam dwa życia. W zasadzie to trochę zabawne - zaśmiałam się gorzko. - Od rana do popołudnia możecie mówić mi Lili. Potem to ja, Lu. Szkoda tylko, że nie możecie znać mnie taką, jaką jestem. Bo jestem całkiem inna niż wam się wydaje. Ja... dużo przeżyłam. Rzekoma śmierć ojca, żyletka, depresja, matka despotka i Federico, którego zawsze uważałam za największego debila... W skrócie powiem wam tyle, że po śmierci taty się cięłam, a moja mama zmieniła się nie do poznania. Mówi mi jak mam żyć i kim być. Nie pozwala mi podejmować własnych decyzji, w tajemnicy zapisałam się do liceum. Nie chcę być taką, jaką mnie widzicie, przysięgam. - Pod powiekami poczułam piekące łzy. Odwróciłam wzrok, by nie widzieli moich słabości. Nadal tego nie lubię. Zawsze udawałam silną przed wszystkimi.
- Ja ci wierzę - oznajmiła Frania. - A wy?
Viola nie musiała nic mówić. Cami oblał rumieniec. Było jej ewidentnie wstyd. Wypowiedziała wiele niemiłych słów pod moim adresem, czemu się w sumie nawet nie dziwię. Chłopaki pokiwali głową. Brakowało mi tu Leona, Diego i Broadwaya. Przecież jeszcze się nie znamy. Marco siedział z tyłu, wpatrując się we Fran. On też dopiero miał dostać się do Studia. Los chciał, że akurat uchronił ją przed śmiercią.
- Zaczniemy wszystko od nowa? - szepnęłam.
- No jasne że tak, kochanie! - moja przyszła siostra klasnęła w dłonie. Tym razem nie mam w planach rozwalać związku mojej matki z jej ojcem. Przecież może być całkiem fajnie...
~
Witajcie Miśki <3
Czo tam u Was? Jak leci?
Powiem Wam, że mój terminarz jest przepełniony do granic możliwości. W tym miesiącu mam 4 konkursy, 5 wycieczek, 12 sprawdzianów, 13 kartkówek i 6 projektów. I weź tu człowieku znajdź czas na cokolwiek :)
No a tak poza tym, to muszę się pochwalić, hehe. Zajęłam 2 miejsce w konkursie poezji niemieckojęzycznej w moim powiecie. Jestem taka szczęśliwa, awh <3
No ale wracając. Jak tam rozdział? Może być? Mnie on jakoś nie przekonuje, ale za to mam już pomysł na następny.
Zostawcie mi jakieś komentarze, okayo? Będę przeszczęśliwa ^^
Kocham Was bardzo, bardzo bardzo. Baaardzo Was kocham.
Subskrybuj:
Posty (Atom)