wtorek, 1 września 2015
OS/ Leolara/ Tu eres mi luz/ Welcome to school - Good bye dear holidays, see you soon...
Tytuł: Tu eres mi luz. /Jesteś moim światłem/
Para: Leolara
Gatunek: Dramat psychologiczny
Ograniczenia wiekowe: T
Kolejny dzień stawał się piekielną otchłanią nieba. Biel sufitu zasłaniała widok na błękitne niebo, a najmniejszy promień słońca nie był w stanie dosięgnąć twarzy siedzącej na łóżku dziewczyny.
Obracała w palcach kartkę z ręcznie malowanym wschodem słońca. Mały kartonik, który kiedyś dostała od mamy zawsze dawał jej siłę. Pamięta jej ostatnie słowa. Blade usta szeptały cichutko, ledwo mając siłę poruszać cię w rytmie słów. "Jesteś moim światłem. Zawsze żyj dla światła..."
Tu nie było światła, nie było życia, nie było ludzi, a nawet jeśli, nie dało się w nich znaleźć nawet grama energii, oni wszyscy wolno upadali poddając się chorobie. Nie chcieli walczyć, zdawali sobie sprawę, że są już przegrani.
- Jak się pani dziś czuje? - Usłyszała ciepły głos wchodzącego do sali lekarza.
Uśmiechnęła się słabo, po czym z westchnieniem popatrzyła na niego.
- A jak może czuć się osoba skazana na śmierć, doktorze?
Tak było. Nie warto jest oszukiwać samego siebie. Choroba wyniszczała ją, niszczyła, zabijała wolno, skradała ostatnie oddechy, dusiła, wbijała tysiące noży, rozrywała na kawałeczki, niespiesznie wysysała szpik z kości, rozlewała krew, a przede wszystkim suszyła na wiór najtrwalsze strumyki nadziei zakorzenione na samym dnia serca, które z każdym dniem biło już coraz słabiej.
- Musi iść pani na zabieg radiotera...- odezwał się ponownie, ignorując w zupełności jej poprzednią uwagę, jednak nie było mu dane skończyć.
- Nie, nie mam zamiaru. - Szatynka wstała z łóżka. - Nie chcę kontynuować leczenia. Panie Leonie, proszę dać mi wszystkie potrzebne papiery.
Mężczyzna przeczesał włosy ręką. Przysiadł na skraju materaca. Lubił Larę, bo walczyła, zawsze do tej pory ona jako jedyna w całym tym szpitalu była w stanie obdarzyć go uśmiechem.
- Więc i ty chcesz się poddać? - zapytał szeptem z wyraźnym żalem w głosie.
- Nie. To nie jest koniec. Przegrałam bitwę, ale nie wojnę - tłumaczyła spokojnie. Wciąż wpatrywała się we wschodzące słońce na karteczce. - Wojnę przegrałabym, gdybym umierając miała przed oczami biel ścian i sufitu, czułabym zapach kroplówki, a w ustach gorzki smak leków. Pod palcami miałabym szorstkie prześcieradło, a nie dłoń bliskiej mi osoby. Umrę, to pewne, każdy kiedyś odejdzie. Ja najwyżej nieco szybciej.
Przyjrzał się jej uważnie. To co mówiła zdecydowanie miało sens. Każdy może sięgnąć po spełnienie marzeń, wystarczy tylko je mieć, a walczyć da się na różne sposoby, tak samo jak da się przepłynąć rzekę łodzią lub tratwą. Skinął głową, ze zrozumieniem, uniósł lekko kąciki ust, nie straciła nadziei, właśnie dostrzegł, że wiele zyskała, w jej oczach pojawiło się coś nowego, to chyba nazywano szczęściem.
- Wiem, że mam niewiele czasu, że z każdym dniem będę coraz słabsza - kontynuowała swój monolog - ale chcę opuścić ten świat będąc szczęśliwą, nie wpół zdrową.
Milczeli oboje, wpatrując się w miasto za oknem. Życie biegło swoim tempem. Ich akurat przemknęło gdzieś obok. Oboje spędzali wszystkie chwile w objęciach szpitalnych korytarzy, znali każdy ich centymetr, umieli bez problemu rozpoznać która z kafelek na ścianie została stłuczona i zastąpiona nową. Nie mieli za to pojęcia o upajającym szumie brzóz na lekkim wietrze, o gwiazdach, złotych supełkach naszytych na czarną płachtę nocy, nie znali zapachu świeżo skoszonej trawy, ani uczucia, które towarzyszy podczas przewijania się pomiędzy kroplami deszczu, w tłumie, z szarym parasolem, niczym nie wyróżniając się z tłumu, jak maleńkie mrówki na czarnych i białych pasach, kiedy tylko zaświeci się zielone światło.
- Skoro już tak siedzimy... - zaczła niepewnie. - Muszę zrobić kilka rzeczy zanim umrę. Pierwszą z nich będzie wyznanie ci czegoś.
Skierowała wzrok na mężczyzne w białym fartuchu. Barwa, bo nawet nie można nazwać tego kolorem, zawsze kojarzyła jej się ze śniegiem, a on z kolei budził grozę. Pamiętała chwile w których jako mała dziewczynka uwielbiała, by czytano jej " Królową Śniegu". Mimo że znała całą baśń doskonale, za każdym razem z niepokojem słuchała o losach Gerdy, nieświadomie obgryzała malutkie paznokcie na drobnych paluszkach, w obawie, że bohaterka nie odnajdzie swojego przyjaciela.
- Słucham cię, Laro. - Posłał dziewczynie delikatny, pokrzepiający uśmiech.
- To może wydać się głupie, absurdalne, bo przecież tak mało się znamy, ale zakochałam sie w tobie - wyznała, przymykając oczy.
Uśmiech zszedł z jego twarzy. Nie miał bladego pojęcia co może zrobić w tej sytuacji. Jedyne czego mógł być pewien, to to, że nie może uczynić jej nieszczęśliwą poprzez kilka słów.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że powiedziałaś to pierwsza - odezwał się cicho.
Kłamał, ale przecież w słusznej sprawie. Walczył o najdrogocenniejszą nogrodę, o jej uśmiech, nie skromny, delikatny niczym muśnięcie pędzelkiem kawałka płutna, a wyrażający prawdziwą radość.
Nie czuł do Lary nic poza sympatią, jaką darzył też wielu innych pacjentów, podziwu, bo nie bała się stanąć twarzą w twarz ze śmiercią, a nawet poledz w wysoko uniesioną głową.
Każdy następny dzień stawał się coraz jaśniejszą gwiazdą. Delikatne promienie wschodzącego słońca po raz pierwszy od lat mogły dosięgnąć jej bladej skóry, a podmuch letniego wiatru razwiewać rzadkie włosy.
- Sześćdziesiąt trzy dni - szepnęła do siebie cichutko, przykrywając się miękkim, kolorowym kocem.
Znała datę swojej śmierci, nie próbowała jej zmieniać, pogodziła się z losem, wiedziała, że nie można dyskutować z przeznaczeniem. Nie ma rzeczy, które dzieją się bez przyczyny, nie ma wydarzeń przypadkowych. Każda sekunda naszego życia jest dokładnie zaplanowana. Wszystki stawiane kroki, wykonywane gesty, pojedyńcze oddechy i podejmowane decyzje są skutkiem przypisanej nam historii.
- Śpij dobrze. - Leon pochylił się nad nią i lekko pocałował w czółko.
Był przy niej od początku, nie chciał opuścić, chciał czuwać, móc wspierać, nie zostawiać wtedy, gdzy najbardziej go potrzebowała.
Co chwilę mógł przyglądać się jej, mógł barwić kolorami myśli, przepełniać umysł i serce pąkami róż bez kolców, odrywać kłujące elementy, rzucać je w ogień zapomnienia. Dostał pozwolenie, by czytać z jej oczu słowa, których usta bały się wypowiedzieć.
Pozostało mu 1488 godzin, 89280 minut, 5356800 sekund, uciekających zbyt szybko, szybujących w przeszłość.
Przypatrywał się jej uważnie, gdy spała. Z dłoni wypuscił już tak wiele szklanych kulek, w których pozamykane były stracone minuty, czas, jaki mógł wykorzystać. Rozbiły się na tysiące kawałeczków, bezpowrotnie je stracił, nie wrócą.
Może właśnie tego brakowało? To musaił sobie uswiwadomić, żeby zrozumieć, że Lara jest inna niż wszystkie. Osobą, która jest w stanie zmienić życie każdego, tłumacząc mu spojrzeniem jak czerpać radość z błachostek, jak poznawać smatki szczęścia, odróżniać ich odmiany, słuchać serca, myślec nim, patrzeć duszą, a nie oczami - one zbyt często się mylą, by móc im zaufać -była właśnie ta niepozorna dwudzieskoparolatka.
Nie miał żadnych wątpliwości, zakochał się. Nieodwracalnie zapragnął zatonąć w morzu uczuć, jakie tylko szatynka była w stanie mu dać, tylko ona, wyłącznie Lara. Zapamiętał na zawsze moment, w którym postanowił żyć wyłącznie dla niej. Bo stała się jego swiatłem.
- Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym obrazku z zachodem słońca? - zapytał, trzymając jej dłoń, zerkając na kartonik.
- To nie zachód, to wschód. Dostałam go od mamy, kiedy umierała - wyjaśniła z uśmiechem.
- Jak to wschód? Przecież wyraźnie widać, że słońce chowa się za horyzont.
- A szklanka jest do połowy pełna, czy pusta? - Dziewczyna zatrzymała się nagle. Zwróciła się twarzą w stronę chłopaka, szukając odpowiedzi wypisanej w jego źrenicach.
- Pusta - szepnął niepewnie.
- Słońce na tym obrazku wschodzi, pojawia się, by dać nadzieję, rozjaśnia świat, żeby ludzie mogli dostrzec jego barwy, ono wyłania się, nie znika, przecież świt to znak życia, za każdym razem gdy nastaje nowy dzień...
- Rozumiem. - Przerwał szatynce. - Więc noc to śmierć?
- Nie. - Uniosła kąciki ust. - Noc przychodzi, gdy dzień jest po drugiej stronie.
- Więc umieramy, by ktoś nowy zajął nase miejsce. Tak?
Skinęła głową. Był tak blisko niej, że czuła jego ciepły oddech na swojej twarzy, a już po chwili muśnięcie cieplych warg na swoich ustach, słodki smak, motylki latające pod wątrobą.
- Dziękuję - szepnęła, ciągle ściskając jego dłoń. - Dziękuję, że byłeś przy mnie i nie opuściłeś, że moge teraz umrzeć, widząc za oknem kolorową łąkę, czując zapach kwiatów, ściskając twoją rękę. Dałeś mi tak wiele... - Niema, samotna łza spłynęła po jej rumianym policzku. Głuchym echem odbiła się od posadzki. - Jesteś moim światłem. - Powieki szatynki wolno opadały, ukrywając jej tęczówki. - Zawsze...żyj...dla światła - wypowiedziała na ostatnim tchu, po czym zamknęła usta.
Nie miała już nigdy więcej ich otworzyć, nie miała już przyglądać się ziemii. Przecież tak wiele jeszcze mogła zobaczyć.
Uklęknął przy niej, trzymał jej coraz zimniejszą dłoń. Nie płakał, oboje wiedzieli, że tak właśnie ma być, każdy odchodzi w jakims celu, ucieka wysoko, znajduje lokum między puszystymi obłokami, gdzie 'wczoraj' jest pojęciem względnym, bo dzień nigdy się nie kończy.
~
I tym jakże optymistycznym OneShotem pragnę rozpocząć rok szkolny.
Znów czeka nas wiele pracy, trudu, ale też przyjemnych chwil.
Dopiero co pisałam OS na początek wakacji, a tu już ich koniec...
Nie wiem jak Wam ale mi te dwa miesiące upłynęły niesamowicie szybko. Bawiłam się świetnie, siedząc w domu, śledząc każdy ruch obsady, bawiąc się na koncercie, wychodząc z koleżankami, albo po prostu nic nie robiąc.
Chciałabym życzyć Wam, żeby ten rok szkolny był owocny w sukcesy, żebyście osiągnęli powzięte cele, żebyście zawse znaleźli czas na to co kochacie.
I tak właściwie to jest za pięć pierwsza w nocy, Os który właśnie przeczytaliście jeszcze trzeba dokończyć... ale chyba mi się udało, skoro teraz to czytacie, heh :)
No więc tak... jeśli chcecie, napiszcie jak Wam sie podoba.
Kocham Was, buziaki ♥
Ps. Jest ktoś może z Wrocławia? ;) Jutro będę, więc jeśli coś, piszcie na gg :3
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
świetny.
OdpowiedzUsuńKochana gratuluję
I jak wrażenia po pierwszym dniu szkoły
U mnie spoko
Poznałam nowego chłopaka ♥
Wreszczie to komuś powiedziałam ;)
Hyhy, bardzo dziękuję <3
UsuńU mnie w szkole? Lepiej nie pytaj, serio, kochani (czyt. okropni) ludzie i zmiana 3 nauczycieli sprawiają że mam ochotę wymiotować :)
Cieszę się, że Ci się podoba w szkole :) Życzę powodzenia w chłopakiem ;)
Buziaki ♥
Jaki jest Twój numer gg? ;)
OdpowiedzUsuń51192567 :)
UsuńDziękuję za numer i bardzo fajnie piszesz ;)
OdpowiedzUsuńNie ma za co :)
UsuńDziękuję :)
Superjak zwykle <3
OdpowiedzUsuńU mnie w sql do. Dupy...
A u. Cb?
Pewnje nie lepiej
Czekam n kolejne cuda
Kc <3
Blanca
Dziękuję misiu <3
UsuńU mnie też :) Szkoła to zło. Tego się trzymajmy.
Ja Ciebie też <3