Dzisiaj tak wyjątkowo, napiszę do Was przed pracą. No więc tak... całkiem niedawno na blogu Violetta2Polska odbył się konkurs, którego zadaniem było napisać jak wyobrażamy sobie konic drugiego sezonu.. to znaczy, jaki chcielibyśmy, żeby był. No i ja wzięłam udział w owym konkursie i tak jakoś się stało, że wygrałam, hyhy. No więc wstawiam tu moje zakończenie V2 i zapraszam do lektury ♥
*z punktu widzenia Violetty*
Czuję, że nie mogę nic zrobić. Chciałabym, naprawdę bardzo,
móc powiedzieć co czuję. Niestety nie potrafię. Coś się zmieniło. Wydaje mi
się, że już nic nie ma sensu. Nie dam sobie rady. Nie umiem się uśmiechnąć.
Ludmiła właśnie przeprosiła mnie za wszystko co mi zrobiła,
a ja zamiast ją przytulić i powiedzieć jak bardzo cieszę się z tego, że chce
się zmienić, tylko spoglądam na nią smutno.
- Tak, Ludmiła...- mówię cicho. Nie jestem w stanie wymówić
nawet słowa więcej.
Czuję, jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Niemoc i
bezsilność to najgorsze uczucia, a właśnie one władają mną w tym momencie.
- Violu, co się dzieje? - pyta Federico. Widać, że się
martwi. Wszyscy się o mnie martwią.
To okropne, że zamiast zacząć pracować nad przedstawieniem,
skupiają całą swoją uwagę na mnie.
Muszę dać sobie radę sama. Muszę pokonać siebie, muszę
przeskoczyć tą niewidzialną barierę dzielącą mnie od całego świata, w którym
żyłam do tej pory.
- Ja... Ja nie wiem - wyznaję całkiem szczerze. - Boli mnie
serce, bo... no właśnie. Nie mam pojęcia czemu - wzdycham - Przepraszam, pójdę
już - chwytam swoją torbę z wieszaka i opuszczam salę.
Potrzebuję samotności. Powinnam przemyśleć wszystko od
początku do końca.
Z impetem otwieram drzwi wejściowe; wchodzę do domu. Mam
nadzieję, że nikogo nie zastanę, jednak jest ona złudna. W salonie siedzi tata,
pochylony nad plikiem kartek. Unosi na mnie wzrok, lecz mijam go bez słowa. Gdy
już znajduję się w swoim pokoju, kładę się na łóżko. Zamykam oczy. W myślach
dokładnie ilustruje każdą sytuację, która miała miejsce do momentu, w którym
uleciało ze mnie życie... Nie przypominam sobie nic szczególnego. Rozstałam się
z Diego, co bardzo mocno no mnie wpłynęło, ale przy Leonie udało mi się jakoś
wymazać z pamięci te złe wspomnienia. Ostatnio słabo dogaduję się z tatą, ale
to chyba, też nie to. Angie wyjechała, jednak cały czas mam z nią kontakt.
Każda z rzeczy, która mogłaby być powodem mojego złego samopoczucia została
wykluczona. Czy może mam depresję?
Czuję jak moje powieki stają się ciężkie i jak zaczynają
opadać pomału. Oddycham głęboko. Przykrywam się miękkim kocem, który delikatnie
muska skórę nagich ramion. Sama nie wiem, kiedy po prostu usypiam.
Śni mi się, że
siedzę na kanapie, w salonie. W domu nie ma nikogo poza mną. Trzymam w ręku
pamiętnik i opisuję w nim swoje uczucia, które zalegają na samym dnie mojego
serca. Chcę mówić, to co czuję, bo to jest najlepszy moment. Niespodziewanie
drzwi otwierają się, a do środka wchodzi kobieta. Jest ona uderzająco podobna
do mojej mamy, ale starsza.
- Dzień dobry -
mówię, wstając.
- Witaj - uśmiecha
się do mnie nieprzewidywany gość. - Zastałam może Violettę?
Znam jej głos.
Doskonale go pamiętam. To właśnie ten ton słyszałam każdego wieczoru, kiedy
zasypiałam w dzieciństwie. On śpiewał mi kołysanki i opowiadał bajki. Jednak,
nie możliwe, by była to moja mama, przecież ona nie żyje...
- To ja, w czym
mogę pani pomóc? - pytam grzecznie, lecz z nutką niepewności w głosie.
- Przyszłam ci
pomóc, kochanie - uśmiecha się do mnie promiennie.
Teraz już nie mam
wątpliwości, że to właśnie jest moja
mamusia. Z niedowierzaniem spoglądam na nią. Mam ochotę skakać ze
szczęścia.
-Wiele razy ci
opowiadałam, ile masz możliwości, o magii, którą ma śpiew i o szukaniu samej
siebie. Nie ważne co się wydarzy, tylko to, co z tym zrobisz. [...] Słyszałaś,
jak mówiłam ci, że lepiej jest być niż mieć. Lepiej marzyć, kochać, upadać,
wstawać i odradzać się.
- Słucham? -
jej wypowiedź mnie szokuje. Nie rozumiem, o co może chodzić.
Chcę zadać jej
kilka pytań, porozmawiać, dowiedzieć się gdzie była przez te wszystkie lata,
ale ona podchodzi do mnie, mocno przytula i całuje w czoło.
- Odpowiedź
znajdziesz w swoim sercu, Violu - szepcze.
Budzę się, przecierając oczy. Nie mogę uwierzyć, że znalazłam rozwiązanie problemu. Nie spodziewałam się że może być ono tak banalne. Energicznym ruchem zrzucam okrycie na podłogę. Zbiegam ze schodów do pokoju, gdzie już nie ma nikogo. Nie przejmuję się tym zbyt bardzo. Wybiegam na podwórko. Muszę w jak najszybszym tempie dotrzeć do Studia. Mijam kilka przecznic i znajduję się w szkole. Na korytarzach nie ma nikogo. Zdaję sobie sprawę, że najpewniej trwa właśnie lekcja. Niewiele myśląc, pewnym krokiem kieruję się w stronę auli.
- Słuchajcie, już wiem! - wołam, przekraczając jej próg.
Uczniowie patrzą na mnie jak na wariatkę. Wydaje mi się, że nie wiedzą, czy
mają zacząć się śmiać, czy może płakać.
Dostrzegam wściekłego Pablo przy drzwiach. Obok niego stoi
też Antonio. Moją twarz oblewa rumieniec. Nie chcę by ktoś to dostrzegł, więc
spuszczam głowę.
- Więc tak jak mówiłem - zabiera głos nasz dyrektor - show
zostaje odwołane.
Unoszę na niego wzrok. Nie wierzę w to co słyszę. Zostały
niecałe dwadzieścia cztery godziny do występu, a on informuje nas, że nic się
nie odbędzie? Staram się przyswoić tę myśl. Jestem oszołomiona. Czuję się w
obowiązku powiedzenia czegoś, jednak nie bardzo wiem jakie słowa byłyby
odpowiednie. Zamykam oczy i biorę głęboki wdech. Powinnam uwolnić głos,
wykrzyczeć, co czuję.
- Nie możecie nam tego zrobić - mówię to, co ciśnie mi się
na język nie zastanawiając się nawet nad sensem treści. - Cały rok ciężko
pracowaliśmy. Teraz nie mamy żadnych piosenek, to prawda, ale dajcie nam
jeszcze czas. Wszystko będzie gotowe, serio. Damy radę. Razem możemy wszystko.
Musicie nam zaufać. Przecież to właśnie jest idea tego Studia. Nauczyliście
nas, żeby walczyć do końca o to, co się kocha. Pablo, Antonio, wiem, że was
zawiedliśmy. Spróbujcie nam wybaczyć i podarować drugą szansę, nie zawiedziecie
się, obiecuję.
Mężczyźni patrzą na mnie, potem na siebie, a następnie znów
na mnie. W oczach obu widzę jakąś iskierkę, która rozpala we mnie wiarę. Musi
być dobrze. Ja to wiem.
- Dobrze. Macie trzy godziny - uśmiecha się starszy z
nauczycieli.
Wychodzą, pozostawiając nas samych. Gdy tylko oddalają się
na bezpieczną odległość moi przyjaciele zaczynają okazywać swoją radość.
Piszczą, skaczą i tulą mnie. Mam wrażenie, że nic nie zburzy ten idealnej
chwili.
-Violu, jak ty to robisz, że działasz cuda? - Francesca
przytula mnie najprawdopodobniej najmocniej jak potrafi, po zaczynam tracić
oddech.
- Uspokój się, bo ją udusisz - gani Włoszkę Camila.
Czarnowłosa ze śmiechem odsuwa się ode mnie. To cudowne móc
patrzeć na to, jakie są szczęśliwe. I ja unoszę kąciki ust. Już otwieram buzię,
by coś powiedzieć, ale podchodzi do mnie Leon i delikatnie całuje. Nie
spodziewałam się tego. Jestem zaskoczona.
Gdy chłopak oddala swoją twarz od mojej, już nie pamiętam
co miałam mówić. Uśmiecham się tylko jeszcze szerzej niż do tej pory. Jestem
naprawdę szczęśliwa.
Podchodzę do fortepianu. Dłonią przejeżdżam po białych
klawiszach. Mam wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie, jednak ja nie mam odwagi
się odwrócić. Przymykam powieki, a słowa same wychodzą ze mnie.
Piosenka, którą śpiewam jest niezwykła, ma w sobie coś, co
jest w stanie przemówić do każdego. Jest właśnie tym, czego nam potrzeba. Mówi
o nas, o naszym życiu, szczęściu i smutku, wzlotach i upadkach. Każe wierzyć,
że mimo wszystko zawsze marzenia się spełniają.
Gdy skończę, rozlegają się gromkie brawa. Wierzchem dłoni
ścieram małą kropelkę, która sunie po moim policzku. Nie umiem powstrzymać
emocji.
-Kocham was - szepcę.
Ludmiła podaje mi dłoń, którą ja łapię. Widzę jak bardzo
zaistniała sytuacja dziwi moich przyjaciół. Dostrzegam, że oczy Lu się szklą,
usta dziewczyny zaczynają drgać, a mimo to uśmiech rozpromienia jej twarz.
Chyba naprawdę się zmieniła.
- Dziękuję, Violetta - mówi ze ściśniętym gardłem.
*z punktu widzenia Ludmiły*
Boję się reakcji innych i tego, że pewnie mnie nie
zaakceptują, nie uwierzą w moją diametralną zmianę. A przecież naprawdę chcę
pozostawić przeszłość za sobą.
Szatynka staje naprzeciw mnie. Ludzie patrzą na nas tak,
jakbyśmy przybyły z innej planety, co swoją drogą nie jest niemożliwe, gdyż
istnieje teoria, że rasę ludzką 'stworzyli' kosmici... Cóż, nie ważne.
Viola ściska mnie jak prawdziwą przyjaciółkę. Czuję się
dobrze. Całkiem tak, jakby ktoś zdjął ze mnie ogromny ciężar.
- Cieszę się, że teraz mogę Ci ufać - wyznaje mój
dotychczasowy wróg.
Cofam się kilka kroków. Wpadam na kogoś, ale on łapie mnie.
Spoglądam na tajemniczą osobę, która uchroniła mnie od upadku i mimowolnie
przygryzam dolną wargę.
- Uważaj na siebie, Ludmi. Nie chciałbym, żeby coś ci się
stało - Federico ciągle trzyma mnie w swoich ramionach.
Moje serce wariuje. Pragnę jego bliskości, a za razem za
bardzo obawiam się, że zrobię coś, co mogłoby go skrzywdzić, więc wolałabym
odejść.
Kiwam głową. Próbuję wyswobodzić się z objęć Włocha i
wyjść, jednak nie udaje mi się to. Całuje mnie on w policzek, chwyta za rękę i
sam ciągnie w stronę wyjścia.
- Co się dzieje, Fede? - pytam, gdy już jesteśmy sami.
- Muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego - wzdycha.
Oboje siadamy na ławce przed Studiem. Nie rozumiem o co
może mu chodzić. Zachowuje się dziwnie. Dziwniej niż zazwyczaj.
- Popatrz - wskazuje na budynek naszej szkoły. - To jest
miejsce, w którym wyrządziłaś tak wiele krzywd. Raniłaś innych, a co gorsza
sprawiało ci to przyjemność. Chciałaś być zawsze najlepsza i...
- Jeśli masz zamiar wytykać mi moje błędy, to daruj sobie -
przerywam mu. - Już zrozumiałam, co robiłam źle.
Wstaję z zamiarem ponownego wejścia do Studia, jednak
Federico łapie mnie za nadgarstek, przyciąga z powrotem do siebie. Co jak co,
ale moje serca naprawdę mogłoby się trochę uspokoić.
- Nie, przepraszam. Nie to miałem zamiar powiedzieć -
tłumaczy się. - Chodziło o to, że bardzo się zmieniłaś. Stałaś się lepsza,
Ludmiła. Wiem, że to wszystko przez miłość. Bądźmy szczerzy, jesteś we mnie
zakochana - śmieje się, a na moją twarz wstępuje rumieniec. Sama już nie wiem,
czy mam ochotę go pocałować, czy może uderzyć. - Jesteś śliczna, taka
zawstydzona - chłopak unosi mój podbródek, spogląda w oczy, a ja czuję, jak się
rozpływam. - Kocham cię.
Nie jestem w stanie uwierzyć w to, co usłyszałam. Mimo
wszystkiego co zrobiłam, on nadal jest w stanie darzyć mnie tym wspaniałym
uczuciem.
- Ja... ja nie wiem co... - jąkam się.
- Więc nie mów nic - nie daje mi dokończyć, jakby czytał w
moich myślach.
Wychyla się nieznacznie, muska swoimi wargami moje. Mam
wrażenie, że świat staje, choć to teoretycznie niemożliwe, bo każde ciało
niebieskie jest w ciągłym ruchu.
Od stóp po czubek głowy przepełnia mnie miłość. Jeszcze
nigdy nie czułam się tak wspaniale. Wydaje mi się, że ta magiczna chwila trwa w
nieskończoność. Już nigdy nie pozwolę by cokolwiek lub ktokolwiek zburzył to,
na co właśnie zapracowałam.
*z punktu widzenia Francescy*
Świat zwariował. Ludmiła chce być dobra. Może faktycznie
chce naprawić przeszłość... Przecież każdy zasługuje na drugą szansę.
- Fran, możemy porozmawiać? - z rozmyśleń wyrywa mnie głos
Marco.
Gwałtownie odwracam głowę. Widzę go, stoi przede mną.
Chciałabym móc w tej chwili rzucić mu się na szyję i powiedzieć jaki jest dla
mnie ważny. Niestety nie mogę tego zrobić. Musi odpokutować swoje winy.
- Nie chcę mi się, Marco - syczę, kierując się w stronę
przyjaciół. Zranił mnie. Nie sądzę, że nigdy mu nie wybaczę. Za bardzo go
kocham, by pozwolić na całkowite wyeliminowanie tego uczucia, które dzielimy.
Jednak najpierw, niech zobaczy jak to jest kochać kogoś i cierpieć.
- Proszę, Francesca. Daj mi się wytłumaczyć - chłopak łapie
mnie za łokieć, nie pozwalając odejść. Pod wpływem jego dotyku, moje serce
mięknie. Chciałabym być bardziej asertywna, ale nie umiem. Wiem, że oboje
pragniemy do siebie wrócić.
- Dobrze, słucham - mruczę pod nosem. Mam nadzieję, że nie
usłyszał w moim głosie tej nutki miłości.
- Kocham cię - mówi, równocześnie przybliżając się do mnie
na niebezpiecznie bliską odległość. Chcę się cofnąć, ale wtedy czuję, że za mną
jest scena. - Chciałem przyjść na to spotkanie w parku, ale Beto zamknął mnie w
reżyserce - kontynuuje. - Gdybym mógł, pędziłbym tam na złamanie karku, byle by
wyznać ci jak wiele dla mnie znaczysz. Nie umiem żyć bez ciebie, kochanie.
Zagryzam wargi i czuję, jak pod powiekami zbierają mi się
maleńkie łzy. Nie chcę by to spostrzegł. Teraz jest mi naprawdę przykro, że
przedtem nie dawałam mu dojść do słowa.
- Ale to nie zmienia faktu, że mogłeś zadzwonić - wzruszam
ramionami, bo staram się udawać obojętną. Niestety, choć może na szczęście, nie
wychodzi mi to dobrze.
- Nie miałem przy sobie komórki - uśmiecha się do mnie
promiennie. Pewnie już zauważył, że on też nie jest dla mnie byle kim.
Robi maleńki kroczek do przodu, z zamiarem złączenia
naszych ust w pocałunku, ja jednak odpycham go.
- Nie powiedziałam, że ci wybaczam - stwierdzam, robiąc
nadąsaną minę. Nie poddam się tak łatwo.
- Skoro moje argumenty nie działają, może co innego cię
przekona - Marcuś bierze gitarę po czym zaczyna wygrywać na niej niesamowicie
piękne akordy.
Czuję siłę w
sercu, to nieskończona miłość. Poczuj światło w sobie, naśladuj mój rytm. To
nie może się skończyć, a ja nie mogę przestać śpiewać. [...] Dziś wiem, że
możemy dużo więcej, to moment, żeby krzyczeć: "Marzenia się
spełniają!".
Już dłużej nie potrafię powstrzymać wzruszenia. Napisał to
cudo dla mnie, jest taki kochany... Nie czekając nawet chwili dłużej, rzucam
się na szyję Meksykaninowi. On tuli mnie do siebie.
- Teraz już na zawsze będziemy razem - szepcze mi do ucha.
Ma zupełną rację.
*z punktu widzenia Maxiego*
- Ta piosenka idealnie nadaje się do show -
stwierdzam po usłyszeniu utworu Marco. - Słuchajcie, jeśli wkręcimy do
repertuaru piosenkę Violi i tą, mamy już dwie, a pozostałe trzy możemy zebrać z
tych, które już zostały napisane, ale nigdzie ich nie wystawiliśmy - mówię
szybko.
- Na przykład Algo se encide? Albo Codigo amistad czy Si es
por amor? - zagaduje Cami, która do tej pory przytula się do Broadwaya.
- Świetnie! No to na co jeszcze czekamy? Trzeba brać się do
pracy, bo nie mamy zbyt wiele czasu - ponagla Natalka. Całuję ją w policzek.
Jest taka mądra i zaradna...Kochana, piękna, błyskotliwa, wspaniałomyślna i...
- Maxi, tu ziemia - ktoś macha mi dłonią przed twarzą. Momentalnie
powracam na ziemię.
Uśmiech sam wkrada się na moją twarz. Mam wspaniałą
dziewczynę i przyjaciół. Niczego więcej nie potrzeba do szczęścia.
- A może zaśpiewamy Salta? - odzywa się nagle Andreas.
Nie sądziłem, że ten chłopak w ogóle może mieć dobre pomysły,
a tu proszę, okazało się, że nawet on czasami używa mózgu.
- No, widzę, że rozruszałeś te neurony - nasz kolega z
Brazylii klepie go w ramię.
Jestem szczęśliwy, mając ich wszystkich. Wiem, że to
przedstawienie będzie niezapomniane. Każdy z nas, w tym roku odnalazł
szczęście.
Włączam mojego laptopa, z zamiarem zmontowania podkładów do
repertuaru występu. Reszta ma zająć się choreografią, a potem wszyscy razem
mamy zamiar przećwiczyć piosenki.
Trudno jest mi uwierzyć w to, że robimy wszystko na ostatnią
chwilę. Bilety kupiła masa ludzi i będzie oglądać nas na żywo pół świata.
Jeżeli coś wyjdzie źle... Ale przecież nie może. Założę się, że damy sobie
radę. Zawsze dawaliśmy, a już w nie takich sytuacjach nas stawiano.
*następny dzień*
*z punktu widzenia Leona*
Dzisiejszy dzień jest okropny. Każdy z nas chodzi na wpół
przytomny, bo wczoraj ciężko pracowaliśmy do późnej nocy. Marotti oczywiście
jest na nas wściekły, a Gregorio przemyca dla nas kawę. Niestety niewiele nam
ona daje. Ja jeszcze jakoś się trzymam, ale nie mogę patrzeć na to, jak moje
kochanie ledwo stoi na nogach.
Jestem zdenerwowany. Obawiam się, że w takim stanie nie
damy rady wystąpić. Serce i się kraja myśl, jak przykro byłoby Vilu, gdyby tak
się stało i prędko dochodzę do wniosku, że moja w tym głowa, żeby nie dopuścić
do takiego rozwoju sytuacji.
Nie wiem co robić. Skoro piąty kubek espresso na nic się
nie zdał, kofeina jest bezużyteczna w zaistniałych warunkach.
Delikatnie przekładam głowę Violetty z mojego ramienia na
zagłówek kanapy, na której siedzimy wraz ze śpiącym Diego. Wychodzę z garderoby
i kieruję się w stronę wyjścia. Mam wielką nadzieję, że ani Antonio, ani nikt
inny mnie nie zobaczy.
Idę do najbliższego sklepiku i kupuję kilka butelek
lodowatej wody. Współczuję moim przyjaciołom. Nie będzie to dla nich przyjemne
doświadczenie i pewnie będą chcieli mnie zabić.
Wracam, skracając się. Niezauważony przemykam do
pomieszczenia, w którym znajdowali się inni. Stawiam zakupy na jednym z wolnych
stolików. Biorę do ręki moją tajną broń. Na pierwszy cel wybrałem sobie
Federico. Zawsze chciałem zobaczyć, jak wygląda, kiedy ta jego grzywka nie jest
tak idealnie ułożona.
Chłopak obrywa wodą, po czym w trybie natychmiastowym się
budzi. Zaraz po nim, oblewam resztę tych śpiochów.
Tak jak podejrzewałem, wcale nie są zadowoleni z mojego
pomysłu, który bądź co bądź okazał skuteczny.
*z punktu widzenia Violetty*
Sposób, w który się rozbudziłam nie przypadł mi do gustu.
Przyznam, jestem zła na Leona. Zniszczył mi sceniczną fryzurę i makijaż.
Zresztą nie tylko mi. Rozglądam się, a w oczy rzuca mi się Feder. Wygląda
przezabawnie. Nie umiem się powstrzymać, wybucham niekontrolowanym śmiechem. Po
kilku sekundach udaje się rozładować wywołane przez mojego chłopaka napięcie,
bo przyjaciele dołączają do mnie.
-Co tu się dzieje? - do środka wchodzi Pablito. Widząc nas
robi pobłażliwą minę. - Dzieci - zdaję sobie sprawę, że celowo użył właśnie
tego słowa. - Macie pół godziny do wyjścia na scenę. A tak raczej nie chcecie
się pokazać - unosi kąciki ust, po czym wychodzi , zamykając za sobą drzwi.
Patrzymy po sobie i jak na sygnał rzucamy się do toaletek
ustawionych wzdłuż jednej że ścian. W sali unosi się nieprzyjemny zapach
rozgrywanych lokówek. Marszczę nos. W tym samym czasie ktoś zasłania mi oczy.
- Przestań, Leoś - wzdycham. - Muszę się pomalować.
- Nie wiem po co - cmoka mnie w policzek - przecież jesteś
piękna.
Patrzę na niego wzrokiem, który mógłby zabić.
Słyszę gwar dochodzący spod sceny. Ściskam dłoń Francescy.
Przyjaciółka jest dla mnie wielkim wsparciem.
- Spokojnie Violetta, nie denerwuj się tak - próbuje mnie
uspokoić.
Wiele razy występowałam na scenie, ale nigdy nie czułam
takiej tremy.
Mam ochotę schować się gdzieś, zaszyć, nie wychodzić do
końca show. Trzęsą mi się ręce. Boję się...
-Vilu? - do moich uszu dobiega głos taty.
Odwracam się na pięcie. Stoi na końcu długiego korytarza,
wpatrzony we mnie. Nie zastanawiam się, idę w jego kierunku.
- Córeczko - odzywa się, gdy wpadam w jego ramiona - jesteś
już taka dorosła. Jednak dla mnie zawsze pozostaniesz małą dziewczynką. Kocham
cię bardzo.
To co mówi, trafia wprost do mojego serca. Rozluźniam się i
czuję, że mogę więcej.
- Ja ciebie też.
Chcę mu jeszcze coś powiedzieć, ale nawet nie wiem kiedy i
w jaki sposób, oboje znajdujemy się na scenie. On siedzi przy fortepianie,
wygrywa melodie Mi mejor momento. Nie mam pojęcia skąd zna moją nową piosenkę.
Latam. Słowa wypływają ze mnie, unoszą w górę. Jestem
lekka, mogę latać i przenosić góry.
Ostatni z utworów, największe emocje. Modlę się w duchu, by
nie pomylić kroków w układzie, obawiam się, że zamienię słowa, przewrócę się,
lub jakąkolwiek inną rzecz, po prostu zrobię źle. Ale kiedy już jesteśmy na
estradzie, wszystko wychodzi idealnie.
Kończymy, tłum bije brawo, zza kulis Antonio unosi kciuki w
górę.
Jestem niesamowicie szczęśliwa. Minął właśnie kolejny
cudowny rok w Studiu. Był on pełen niezwykłych zdarzeń. Miłość. Muzyka. Pasja.
Odchylam głowę w górę i "puszczam oczko". Udało
nam się.~
Podobało się Wam? Co myślicie? A jak Wy wyobrażacie sobie zakończenie V2??
Moja perełki!
Dzisiaj mamy Wielkanoc, więc chciałabym życzyć Wam wszystkiego najlepszego!
Smacznego jajka, słodkiego baranka, bogatego zająca i oczywiście przyjemnej atmosfery przy stole wśród rodziny <3
Kocham Was najmocniej, pamiętajcie!!
Uno :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny, dużo się dzieję ;)
UsuńNo i najważniejsze, że jest DŁUGAŚNYY <3
Lubię takie, bo jak się wciągnę to nie mogę przestać ha ha xD
Super ;*
Pozdrawiam
~RiRi
PS: Jeżeli chcesz, to wpadnij do mnie ;)
http://life-ludmi-ferro.blogspot.com/
Jeju, Wercik... Nie wiem co napisać...
OdpowiedzUsuńTo było takie piękne... Oddawało te wszystkie uczucia... Jedno wielkie kolorowe WOW!
Ta nie idealnie ułożona grzywka Federa c;
Co do życzeń to bardzo dziękuję i wzajemnie, kochana.
Kocham cię, bardzo!!!
Czekam na następne takie prace <3
MECHI♥♡♥♡
Świetne :)
OdpowiedzUsuńMagic Rose
Piekne! I Takie wzruszajace....
OdpowiedzUsuńFajna bron ahahahha <3
Dziekuje i zapraszam do mnie
<3
No ja się nie dziwie, że wygrałaś ;* Cuuuuuudo, aż się wzruszyć idzie.
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że zbliża się koniec ostatniego sezonu ;(
Na szczęście są cudowne bloggerki,
Które dostarczają nam mnóstwo radości swoimi opowiadaniami.
Kooocham, pozdrawiam i życzę wesołych świąt! ;*
Witammm.
OdpowiedzUsuńŚwietne zakończenie 2 sezonu według Ciebie..
Mam do Ciebie proźbę.
Czy mogłabyś zajrzeć i polecić mojego bloga, na którym również można zamawiać One Shoty??? Dziś go założyłam. http://kraina-oneshotow.blogspot.com/
Z góry dziękuję i gratuluje Tobie takiego OGROMNISTEGO talentu <3
Nie dziwię się że wygrałaś :)
OdpowiedzUsuńTo zakończenie 2 sezonu jest wspaniałe ;)
Tak się wciągnęłam że nie mogłam przestać czytać ^^
Kinga ^^
Ahh, ta wersja wydaje się...może nie tyle co lepsza, bo zakładam że kierowałaś się tą "starą", co równie dobra.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to jak oddajesz emocje, bo nie są one sztuczne, tylko prawdziwe i przy tym nie przesłodzone czy zbytnio filozoficzne (Ludmiła to Ludmiła, nasza ukochana pani astronom).
Cieszę się, że wstawiłaś tą pracę, bo jest ona naprawdę dobra.
I mam nadzieję, że wkrótce znów pojawi się coś nowego (nieważne czy rozdział, miniaturka czy co tam jeszcze może być...).
Serdecznie Cię pozdrawiam i przesyłam wirtualnego przytulasa ;3
~Anonim Juleśka ❤