środa, 8 kwietnia 2015

Sto lat, Lali! +OS o Jortini/ Ruchi.


Cześć Wam!
Dzisiaj jest wyjątkowy dzień... Wiecie jaki? Urodziny obchodzi najwspanialsza osóbka na świecie, najlepsza przyjaciółka, jaką widział świat. Mówię oczywiście o Stefanie... em... to jest... LilDevil.
Wiem, że to teraz czyta i już chce mnie zabić, eh eh...
Kochanie, chciałabym złożyć Ci piękne życzenia, ale wątpię, żeby mi się udało. Kiedy to piszę, równocześnie na gg odpowiadam Ci emotinkami ;3
Wiesz... jak zawsze nie wiem od czego mam zacząć (już prawie napisałam 'kogo' zamiast 'czego' i pewnie powiedziałabyś, że od Rugge xoxo ;D ). No dobra, dobra, nie ważne, już nic...
No więc... jak już i Ty i ja pisałyśmy, znamy się ponad osiem miesięcy. Pamiętam jak się poznałyśmy... Ok, nie będę się rozczulać.
Chcę napisać życzenia, a nie jakiś poemat na temat naszej historii. Boże, jak to brzmi.
Ale do rzeczy...
Dzisiaj kończysz XX lat i już nie mogę dokuczać Ci tym, że jesteśmy w takim samym wieku. W tym wyjątkowym dla Ciebie dniu, chciałabym złożyć Ci życzenia, ale  no...
Więc, życzę Ci wszystkiego co najlepsze, bo zasługujesz tylko na takie rzeczy. Jesteś wspaniałą,najwspanialszą osobą, masz wielkie serduszko. Przez ten czas, w którym się znamy, już tyle razy mi pomagałaś, już tak wiele razy tylko dzięki tobie nie zrobiłam sobie krzywdy...
Dziś jest Twój dzień, więc proszę, ciesz się nim. Bądź szczęśliwa, nie tylko dzisiaj, ale całe życie.
Mam nadzieję, że Twoje wszystkie marzenia się spełnią, że pojedziesz na VL, że poznasz Jorge, że wyjdziesz za niego za mąż i że częściej będzie u Ciebie Rugge i że kiedyś się poznamy i że będziesz traktowana przez wszystkich jak prawdziwa queen.
Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, że nigdy Cię nie zawiodę.
Kocham Cię najmocniej na świecie, kocham Cię bardzo i dziękuję za wszystko.
Wiem, że to marne życzenia, ale może zrekompensuje Ci je mój OS o Jurtini i Ruchi, który napisałam specjalnie z myślą o Tobie i jest on dla Ciebie. Moja best sister forever <3

Tytuł: Best Day.
Para: Jortini & Ruchi
Gaunek: Bliżej nieokreślony
Ograniczenia wiekowe:  T

*Tini*
Wtedy sądziłam, że cały świat zawalił mi się na głowę. Teraz jednak rozumiem, że w tamten dzień stałam się najszczęśliwszą osobą na świecie.  
Było to dwudziestego ósmego marca bieżącego roku. Ja i cała obsada byliśmy wtedy w Polsce, w Łodzi. Następnego dnia mieliśmy dać dwa koncerty w ramach trasy Violetta Live.
Siedziałam w pokoju, przez okno pozdrawiając fanów, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Posłałam Tinistas ostatniego całusa, po czym odeszłam. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i po drugiej stronie telefonu usłyszałam głos mojego taty.
- Tini, słoneczko, muszę ci o czymś powiedzieć - był śmiertelnie poważny. - Ale lepiej najpierw usiądź.
- Tatuś, proszę, powiedz to w końcu i nie strasz mnie - zaśmiałam się nerwowo.
- Bo widzisz kochanie... samolot, którym leciał Peter i Stephanie się rozbił. Mieli zamiar zrobić tobie i Jorge niespodziankę, ale...
Nie słuchałam dalej. Rozłączyłam się mimowolnie. Serce pękało mi na pół na myśl, że mój chłopak nie żyje. On... on...ja go nigdy więcej nie zobaczę, nie przytulę, nie powiem mu, że jest dla mnie ważny.
Nie myśląc nad niczym, wybiegłam z pokoju, który dzieliłam z Mechi, ale jej akurat nie było, bo wyszła na zakupy, i pobiegłam do apartamentu Jorge i Ruggero.
Nie pukałam, tylko weszłam. Cała zapłakana, rzuciłam się w ramiona mojego przyjaciela.
- Jorgi - załkałam - Peter i Stephie nie żyją.
- Steph nie żyje? A myślałem, że to coś poważnego... Nie, nic. Już cichutko Tinita, spokojnie - gładził mnie po włosach jedną ręką, a drugą obejmował. - Będzie dobrze, pamiętaj, że zawsze masz mnie.
Kiedy miałam go blisko jakoś wszystko stawało się prostsze... Płakałam jeszcze chwilkę, ale jemu udało się mnie uspokoić. Jak zawsze zresztą. Usiadłam na łóżku, starłam łzy z twarzy i dopiero wtedy zorientowałam się, że Blanco jest bez koszulki. Zagryzłam wargę, był niesamowicie przystojny.
- To co, Martina, zamówimy sobie obiad i zjemy go razem?
- A reszta? - zapytałam, pociągając nosem.
- Mechi i Samu wyszli na zakupy, Diego jest z Clarą w mieście, Cande robi coś przy komputerze, Facu i Alba są w pokoju i nie chcę wiedzie co tam robią, a Rugge śledzi Mechi, to znaczy, eeee...
Wbrew woli, wybuchnęłam śmiechem. Nie byłam do końca pewna, czy mówi prawdę, czy chce tylko mnie wkręcić i w ten sposób poprawić mi nastrój.
- Na serio? - zapytałam chichocząc.
- Ale nie mów nikomu - mrugnął do mnie
Zamówiliśmy do pokoju dużą pizzę i colę, a zanim przynieśli to z kuchni, zaczęliśmy gadać.
- Nie sądzisz, że Ruggi i Mercedes mają się do siebie? - zapytałam, wygodnie rozkładając się na materacu.
- No może... ale czemu rozmawiamy o nich? Porozmawiajmy o tobie i o mnie.
- W jakim sensie, Jorge? - zapytałam, unosząc się na łokciach.
- W każdym sensie - zabawnie poruszył brwiami, co znów wywołało mój uśmiech.
- Ale może bez podtekstów poproszę - śmiałam się cały czas, nie wiedząc nawet z czego.
Po jakimś czasie przyniesiono nasze zamówienie. Usiedliśmy do stolika, który stał przy jednej z beżowych ścian i zaczęliśmy jeść. W pewnym momencie chciałam wstać i zrobiłam to tak niefortunnie, że szklanka stojąca na blacie przewróciła się, a jej zawartość wylądowała na mojej jedwabnej, białej bluzeczce.
- No nie - z nerwów tupnęłam nogą. - Jorge, mogę szybko to zaprać? - chłopak kiwnął głową, więc ściągnęłam z siebie ubranie.
Szybko skierowałam się w stronę toalety, gdzie zamoczyłam materiał w wodzie w mydłem. Zostawiłam wszystko w misce i wróciłam do Meksykanina.
- Em, mogłabym prosić cię o jakiś  T-shirt czy coś... - zapytałam, czując się troszkę niezręcznie w samym staniku.
On bez słowa zerwał się z miejsca i już po chwili ubierałam się w jego koszulę. Nie zapięłam jej, bo i tak było bardzo gorąco, a poza tym Jorge już widział mnie w bikini, a moim zdaniem to prawie to samo...
- Ja już nie jestem głodna - ziewnęłam. - Ale za to śpiąca.
 - Da się temu zaradzić - szatyn niespodziewanie zaczął mnie łaskotać.
Wyłożyłam się na podłodze, zanosząc śmiechem.
- Jorge! Jorge, już! - krzyczałam.
Nawet nie zauważyłam, kiedy do środka weszli nasi krzyczący przyjaciele.
- ...ale Ruggero, nie możesz mnie śledzić! - wołała Mechi.
- Przecież ja tylko kulturalnie obserwowałem cię zza krzaczka! - bronił się Włoch.
- Rugg! To jest... - odwróciła się w naszą stronę. - Czy my wam w czymś nie przeszkadzamy?
Wtedy zdałam sobie sprawę, jak to musi wyglądać. Ja w jego rozpiętej koszulce i on z gołym torsem nade mną. Na ziemi. Na moją twarz wstąpił rumieniec.
- To nie tak jak sobie myślicie... - zaczęłam, ale nie dane mi było dokończyć, bo Jorge zatkał mi buzię.
Wstał szybko i pomógł mi się podnieść.
- Daj spokój Tini, oni i tak nie uwierzą - mój przyjaciel wzruszył ramionami.
- Dobra... to, to ja już pójdę. Potem przyjdę po moją bluzkę i... - urwałam, bo zdałam sobie sprawę, że i tak już powiedziałam zbyt wiele. 

*Mechi*
 Pociągnęłam Martinę za rękę, do naszego pokoju. Musiałam z nią pogadać o sytuacji z Jorgito i o tym, jak bardzo denerwuje mnie Ruggero.
Usiadłam na miękkim dywanie, czekając aż Tiniśka zrobi to samo. Po chwili brunetka znalazła się już obok mnie.
- Opowiadaj. Co to było? - zapytałam z głupkowatym uśmieszkiem.
- Mechi! - krzyknęła. - Między nami nic nie zaszło. Oblałam się colą, dlatego dał mi swoje ubranie. Byłam przez to trochę zła, więc zaczął mnie łaskotać.
- Powiedzmy, że ci wierzę - westchnęłam. - Ale przyznaj, że chciałabyś, żeby Jorge posunął się trochę dalej...
- A ty, żeby Ruggero! - rzuciła we mnie poduszką, którą do tej pory tuliła.
- Nie przeczę - zaśmiałam się.
Martina nagle spoważniała, popatrzyła na mnie pytająco, z niedowierzaniem.
- Mówisz serio? - usłyszałam.
- Nooo... może... - poczułam, że się rumienię. - To świetny chłopak i w ogóle, ale jest z Candelarią, a ja nie chcę nic psuć. Co innego Ty i Blanco. Słyszałam już o wypadku i widzę, że nie ubolewasz za specjalnie. Twój ojciec do mnie dzwonił.
Ja, i pozostała część obsady zresztą też, już od dawna zauważaliśmy, że nasza Violetka i jej serialowy Leoś coś do siebie czują. No bo powiedzmy sobie szczerze. Aż tak dobrze nie da się grać. Teraz, kiedy nic nie stoi im na przeszkodzie mogą w końcu być ze sobą. Osobiście dopilnuję, by pięknie się między nimi ułożyło. I to jeszcze przed jutrzejszym koncertem.
- Mówię do ciebie! - Tinita krzyknęła mi wprost do ucha.
Miałam ochotę ją udusić. Gdyby wzrok mógł zabijać, już odbywałby się jej pogrzeb.
- Wiesz co, idę do Ruggiego. Nie skończyliśmy się kłócić... masz może coś, co mogłabym przekazać? - uniosłam brwi, patrząc na to, co miała na ramionach.
Szybko podała mi materiał i poszła się ubrać, a ja wyszłam.
Bez pukania weszłam do apartamentu chłopaków. Zamknęłam za sobą drzwi. Rozejrzałam się, ale nigdzie ich nie było.
- Ej, jest tu kto?! - zawołałam. - Jorgi, mam twoje wdzianko! Ruggero, mamy do pogadania!
Z łazienki wyszedł Włoch. Uśmiechnął się do mnie. Jego włosy były w całkowitym nieładzie, w dodatku kapała z nich woda.
- Trzymaj, idioto - wcisnęłam mu do ręki koszulę Meksykanina.
- Spoko Mechiś, on wyszedł do fanów. Tak szybko nie wróci - przytulił mnie. - Ja już nie mogę się tak ukrywać... Długo to jeszcze zajmie?
- Myślisz, że mi jest łatwo patrzeć na twoje zdjęcia z Cande? Musimy wytrzymać do zakończenia całej trasy... damy radę, kotku - ułożyłam ręce na jego wyrobionym torsie.
Rugg objął mnie w talii i przycisnął do siebie.
- Nie kuś - pogroziłam palcem. - Nie tu.
- A całusa dostanę? - zrobił smutną minkę, na co zaśmiałam się cicho.
Złączyłam nasze usta w pięknym, długim i jakże namiętnym pocałunku. 
- Skarbie, a teraz musisz mi pomóc - po oderwaniu się od siebie, oplotłam jego szyję rękami. - Trzeba Tinkę zeswatać z...
- Wiem - przerwał mi. - On jest na nią napalony, tak jak ja na ciebie, ale ona tego nie widzi.
- Palant - pstryknęłam chłopaka w nos. - Idź wysusz włosy, to pomyślimy, co zrobimy.
Usiadłam na łóżku, czekając aż doprowadzi swoją grzywkę do porządku.
W końcu nie wytrzymałam tej nudy i usnęłam. Błagam, ile można ukłać włosy?!
Obudził mnie dotyk czyichś ciepłych warg na mojej szyi. Otworzyłam zaspane oczy i zobaczyłam nad sobą Ruggero.
- Chyba ci mówiłam, że nie tutaj. Jeszcze złamiemy łóżko, tak jak w Niemczech. Wtedy dało się to jakoś zrzucić na innych, ale teraz nikt się nie upił.
- Drzwi zamknięte na klucz, zgaszone światło, będziemy ostrożni - nalegał.
- Przypomnij mi, za co ja cię kocham? - prychnęłam.
- Za mój wdzięk, urok osobisty, poczucie humoru, zabójczą osobowość, ładnie pachnę, mam boskie włosy i w ogóle wyglądam jak anioł...
- Okay, rozumiem. Ale potem pomyślimy o naszych przyjaciołach...

*Ruggero*
Minęły może ze dwie godziny,  gdy w końcu postanowiliśmy zrobić coś z Tini. Bez zapowiedzi wparowaliśmy do jej pokoju. Mercedes miała zająć ją czymś, puki ja nie zorganizuje Jorge, ale tak jak na złość nie mogłem go nigdzie znaleźć. Zapadł się pod ziemię, czy co?!
W końcu złapałem go przy bufecie. Nagle mu się jeść zachciało.
- Ej, Tini zemdlała, proszę pomóż mi - mówiłem szybko, udając przejętego.
- Że co? Gdzie? Jak? - widocznie się wystraszył.
- U siebie w pokoju jest - żwawo gestykulowałem, potem pociągnąłem kumpla za rękaw koszulki w stronę, z której przybiegłem.
Trochę zgubiliśmy się w hotelu i nie mogę powiedzieć, że nie zrobiłem tego specjalnie. W międzyczasie wysłałem esemesa do Mechity, z treścią informującą, że jesteśmy już w drodze.
Niedługo potem dotarliśmy na dach, gdzie umówiłem się z Mercedes. Miałem nadzieję, że wszystko wyjdzie, tak jak to moja blondyna zaplanowała. Jest niezwykle pomysłowa, muszę to przyznać.
Zakryłem oczy Jorge po czym wprowadziłem go na sam szczyt budynku. Nie było najcieplej, ale nie musiało być.
- Co ty robisz? - usłyszałem głos Martiny. Odwróciłem głowę i zobaczyłem ją razem z Mechiśką przy drugim wejściu.
- Tini? Nic ci nie jest? - zapytał mój przyjaciel.
- Nie? A miało mi się coś stać? - zaśmiała się nerwowo.
- Tak, miałaś spędzić przyjemny wieczór z tym tutaj - odezwałem się, jednocześnie odchodząc na bok.
Blanco i Stoessel mieli już otwarte oczy i z niedowierzaniem patrzyli na stolik stojący mniej więcej na środku powierzchni, a przy nim dwa krzesła i świece.
0Dobra, sprawa ma być jasna - odezwała się złotowłosa. - Tini, Joge na ciebie leci, Jorge, Tini na ciebie leci. Ok? Ok. To my idziemy - popchała mnie w stronę wejścia i zamknęła za nami drzwi.
Uwielbiam ją, kiedy jest taka stanowcza. Zresztą, zawsze ją uwielbiam. Powoli schodziliśmy po schodach, kiedy przytuliłem ją od tyłu i ułożyłem brodę na jej ramieniu.
- Kocham cię - zapewniłem.
- Wiem - uśmiechnęła się. - Ja ciebie też.

*Jorge*
- Ty... - potarłem kark. - Serio coś do mnie czujesz?
- A ty... do mnie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Chętnie zabiłbym bym tą dwójkę - zaśmiałem się - ale w tym momencie jestem im wdzięczny. Tak, kocham cię.
Nie wiedziałem co mam myśleć. Złapałem dłonie dziewczyny. Widziałem w jej oczach, że czuje do mnie to samo, co ja do niej. Dopiero teraz, gdy nie ograniczała mnie Steph, mogłem dostrzec, że zawsze tak na mnie patrzyła.
- Ja... ja ciebie też - wyszeptała, spuszczając wzrok.
Uniosłem podbródek dziewczyny po czym delikatnie ją pocałowałem.
- Teraz już zawsze będziemy razem - przytuliłem ją. Szczerze wierzyłem w to, co mówiłem.
- Tak, na zawsze - powtórzyła po mnie.
~
Mam nadzieję, że wybaczysz mi tak marną pracą. Zepsułam ten pomysł i koniec ani trochę nie wyszedł.
Przepraszam. I jeszcze raz - WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!

7 komentarzy:

  1. Cudowny!
    Wszystkiwgo co najlepsze Lilcia <3

    OdpowiedzUsuń
  2. o jeju <3
    Znakomity!
    wielkie WOW!
    cudny
    boski
    świetny
    Wszystkiego najlepszego Liliusia <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny. Wszystko najlepszego Lili. Ruggchi <3 ukryta miłość. Mam nadzieję ze ten one short to prawda.
    Zapraszam do mnie i czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny, a jakby to była prawda....^^
    Wszystkiego najlepszego Lil <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej, dziękuję <33
    Jakie to urocze, aww <3
    Kocham Was wszystkich <333333333

    OdpowiedzUsuń
  6. W niektórych momentach myślałam, że padnę!

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj!