"Potrzebuję cię jako przynęty..."
Otworzył oczy. Przyszło mu to z wielkim trudem, gdyż powieki były ciężkie, niemal jak z ołowiu. Nie miał bladego pojęcia, gdzie jest, ani co się z nim stało, Jedyne, co mógł dostrzec, to ciemność. Nie było nic poza nią. Niezmierne bolała go głowa, a krew pulsowała w żyłach.
Federico ze wszystkich swoich sił, których swoją drogą, miał niewiele, starał się przypomnieć sobie, jakie zdarzenia miały miejsce. Wszystko było jak za mgłą, jednak pamiętał to tak dokładnie, jakby zdarzyło się wczoraj.
Siedział na krześle w korytarzu, przed schodami prowadzącymi na scenę. Ostatni raz powtarzał w myślach tekst pierwszej piosenki. Napisał ją z myślą o Lu, zaraz po tym, jak ją spotkał. W ten dzień uczucie, którym kiedyś ją darzył odrodziło się.Powstało na nowo.Nigdy nie umarło. Z każdym nowym dniem, budził się z nadzieją, że spotka Ludmiłę.
Jesteś dla mnie wszystkim,
Więc odrodzę się z miłości.
Wciąż mi zimno, bo nie ma Cię,
Aż niebo zszarzało już.
Zmiany w repertuarze wcale nie miały prawa zaistnieć, jednak on postanowił nagiąć zasady, bo kochał ją ponad wszystko i po prostu czuł, że musi. Chciał oznajmić całemu światu jak bardzo jest dla niego ważna. Łudził się, że może zrozumie.
Mogę czekać wiele lat, marząc,
Że przyjdziesz do mnie.
Bez Ciebie to życie nie ma sensu.
Poczekam bo, nauczyłaś mnie jak teraz żyć.
Ktoś niepozorny wyszedł zza rogu. Nie obawiał się, bo myślał, że to człowiek z obsługi technicznej. Dopiero gdy ten mężczyzna próbował siłą wypchnąć go na zaplecze, zrozumiał, że to nie przelewki. Szarpali się, ale napastnik był silniejszy. Krzyki na nic się zdały, gdyż jego pomocnik, zatkał chłopakowi usta. Porywacze wepchnęli go do dużego pojazdu i odjechali.Włoch chciał wstać, lecz zdał sobie sprawę z tego, że jest związany.
Nie miał pojęcia, czego ktokolwiek mógłby od niego chcieć. Bał się, cholernie się bał.
Od zawsze życie go przerażało. Od kiedy tylko sięga pamięcią, to on musiał wspierać innych, a nigdy nie przyszło komuś do głowy, że też może mieć problemy. Może być smutny, samotny, opuszczony i wystraszony. Nie, nie dawał pozorów. Mało kto chciał go naprawdę poznać. Jedynie Lud...
Myśl o jego złotowłosej księżniczce, napawała Federico nadzieją. W tamtej chwili najbardziej żałował dwóch rzeczy. Po pierwsze tego, że nie wyznał Ludmile, co do niej czuje, gdy miał okazję, a po drugie tego, że zdecydował się na solową karierę. Gdyby nie owe decyzje, w taj chwili mógłby siedzieć z ukochaną, szepcząc jej do ucha, jak bardzo ją kocha. Niestety los potoczył się inaczej.
Do pomieszczenia wpadła wąziutka smuga jasnego światła. Coś zapiszczało, zazgrzytało, a słychać było kroki. Ktoś szedł w jego kierunku.
- Witaj Federico - usłyszał stanowczy, damski głos. - Widzę, że się obudziłeś. Mam nadzieję, że dobrze ci się spało.
Znał tą osobę, poznał po tonie, w którym padały słowa. Pamiętał go, jednak zbyt słabo, by wiedzieć do kogo należy. W ostatnim czasie tak wiele osób spotykał, że nie był w stanie jednoznacznie stwierdzić, z kim ma tę wątpliwą przyjemność rozmawiać.
- Hej - odezwał się z przekąsem. - Spało się wręcz okropnie - sam nie wiedział co chciał osiągnąć będąc tak chamskim.
- Proszę, proszę, jaki odważny - zaśmiała się kobieta.
- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - warknął nie zwracając uwagi na poprzedni komentarz.
Nie miał nic do stracenia. Gdyby ktokolwiek chciał go zabić, już dawno by to zrobił.
- Od ciebie? Absolutnie nic nie chcę. Ale... Może kojarzysz koleżankę Ferro?
- Zostaw ją w spokoju! - krzyknął Fede. Wolałby zginąć, niż pozwolić, by coś jej się stało. Miał ochotę przerwać te denerwujące węzły i zatłuc tego, kto pozwolił sobie na uknucie tego wszystkiego.
- Uspokój się, bo zrobię coś, czego robić wcale nie chcę - syknęła. - Potrzebuję Ludmiły, nie ciebie, więc jeśli będziesz działać mi na nerwy, kulka w łeb i po sprawie. Ona musi mi zapłacić za swoje winy, a nie jest to zależne od tego, czy będziesz żywy, czy martwy. Tylko, że trzymanie zwłok, nie było by zbyt estetyczne. Jeszcze zaraziłbyś mnie trupim jadem, czy innych dziadostwem.
- Więc po co mnie tu trzymasz? - zapytał chłopak nie do końca rozumiejąc słowa, które Ona wypowiada.
- Jesteś taki głupiutki, Pasquarelli. Potrzebuję cię jako przynęty, idioto. Kiedy nasza kochana Ludmiłka zda sobie sprawę, że policja nie będzie w stanie cie znaleźć, weźmie sprawy w swoje ręce. Być może już to zrobiła... Kiedy dotrze do moich ludzi, oni szybko mi ją tu sprowadzą, a wtedy we dwie wyrównamy rachunki - mówiąc to, wyszła.
Znów został sam, ze swoimi myślami. Już teraz wcale nie wiedział, co ma myśleć. Nie wierzył, by ktoś mógł skrzywdzić tak cudowną, kochaną i bezbronną osóbkę jak Lusia. Wątpił też w to, by ta drobinka mogła krzywdzić innych ludzi. Przecież jej serduszko jest zbyt dobre, żeby popełniać jakieś grzechy.
Do środka ponownie ktoś wszedł, leczy tym razem zapalił światło, które oślepiło porwanego. Gdy już przywykł do jasności, spostrzegł, że znajduje się w dość obszernym pokoju, przypominającym salę w przedszkolu. Ściany miały kolor brzoskwiniowy, a podłogę wyścielono zielonym dywanem. Po kątach stały kolorowe szafki z malunkami zwierząt. Chłopak dopiero po chwili uświadomił sobie, że ma rozwiązane ręce. Przed nim stał średnich rozmiarów stolik, a na nim porcja zapiekanego makaronu. Z ochotą zabrał się za jedzenie, bo nie miał nic w ustach od kilku dni i kiszki mu marsza grały. Kiedy skończył, napił się wody ze szklanki. Obraz przed nim wolno zaczął się rozmazywać, a powieki znów stawały się coraz cięższe, aż wreszcie opadły. Federico zemdlał, stracił przytomność.
Miał
Była ona, siedząca na kanapie, przed kominkiem. Był też on, obejmujący ją ramieniem, głaskający jej okrągły brzuszek. Rozmawiali beztrosko, udając sprzeczkę, o wybór imienia dla jeszcze nienarodzonego dziecka. Dziewczyna uśmiechała się do niego, tym swoim pięknym uśmiechem, a on przytulał ją mocno. Między nimi zawisła niewidzialna nić, łącząca oba serca.
W pewnej chwili z kominka buchnął ogień. Drewniana podłoga w ich domku zaczęła się palić. Płomienie stawały się coraz większe, z każdą chwilę rozrastały się, otaczając ich od wszystkich stron. Nie byli w stanie uciec...Przebudził się niespodziewanie. Drżącą ręką starł z policzka maleńką łezkę. W głębi duszy wierzył, że jeszcze wszystko się ułoży. Musi.
- Życie bez Ludki nie ma sensu - szepnął sam do siebie. Ścisnął w dłoni małą przywieszkę w kształcie litery "L" ktróą dawno, dawno temu mu podarowała. - Kocham Cię, Lusia...
~
Cześć pysiaki!!
No więc przybyłam z nowym rozdziałem. Jest on już nieco dłuższy od poprzednich,co mnie cieszy. Sama treść też nie jest najgorsza. Pisałam to w przypływie nagłej weny, na angielskim :))
Nie wiem, może czegoś zaczynacie się domyślać, może nie... Ja nie jestem w stanie ocenić, bo przecież znam całą fabułę ;)
A tak ogólnie, to jakie macie zdanie?
~
Czy tylko ja tak bardzo cieszę się z tego, że wreszcie mamy weekend? Cały ten tydzień był dla mnie potwornie męczący. Prawie nie spałam i dwa razy prawie zemdlałam, a w dodatku bardzo bolał mnie brzuch przez pół dnia w czwartek... Supi, po prostu, heh... Mniejsza o to.
~
Kotki, małymi kroczkami zbliżamy się do kilku bardzo ważnych wydarzeń:
1. Rok bloga (02.04)
2. 100.000 wyświetleń *_*
3. VL i kilka spraw, o których jeszcze w związku z tym napiszę
~
Spojler z 7.
Popatrzcie na spojler w rozdziale niżej xD Miałam te rozdziały zamienić, bo tamten mam zaczęty, ale jakoś inaczej wyszło... :) Mam nadzieję, że się nie gniewacie.
~
Kocham Was, mówiłam o tym kiedyś??