sobota, 10 stycznia 2015

Es Posible - LVIII


~ Tęsknota najbardziej doskwiera, kiedy widzimy to, za czym tęsknimy. ~


*Francesca*
Wstałam późno, jak na mnie, bo koło dziewiątej. Wyszykowałam się, obudziłam Marcusia i kazałam mu pilnować Johna. Tak jak postanowiłam, poszłam do domu Castillo. Byłam zdeterminowana i wystraszona.
Zapukałam do drzwi posiadłości, licząc, że zobaczę w nich Violettę. Jadnak otworzyła mi Angie. Sytuacja, lekko na moją niekorzyść, muszę przyznać.
- Cześć Fran - przywitała się ze mną. - Ty pewnie do Violi. Ale jej nie ma. Jest w szpitalu, bo wczoraj urodziła. Czy coś przekazać?
Violetta była w ciąży?! No to widzę, że nadal mam z nią świetny kontakt. Super. Wybrała Lu zamiast mnie, a ja wybrałam Marco zamiast ich wszystkich. Jestem okropna.
- Właściwie to mam to... - podałam jej do ręki kopertę. - Od Germana - szepnęłam cicho.
Oczy kobiety prawie wyskoczyły z orbit. Wzięła ode mnie list i pospiesznie pożegnała się ze mną. Pewnie nie przekaże wiadomości Violce... zresztą, nie ważne. To już ich sprawa, co  tym zrobią. Ja mam już czyste sumienie.
Może i mi trochę przykro... ale najwidoczniej tak miało być.
Nie! Co ja mówię? Tak nie może być. Kiedy tylko Vilu wróci do domu spędzę z nią naprawdę dużo czasu i nadrobimy to, co straciłyśmy. Oczywiście, jeśli będzie chciała ze mną gadać.

*Angie*
Kiedy tylko Fran zniknęła za drzwiami rzuciłam się na zawartość koperty. Czego ten psychopata od nas chce? Obawiałam się najgorszego. Przeczytałam treść i zamarłam... Niech Viola szybko wraca, muszę z nią porozmawiać.
Usiadłam na kanapie. W mojej głowie od razu zrodził się dość dobry plan. Muszę zrobić wszystko by chronić najważniejsze dla mnie osoby. Castillo jest zdolny posunąć się do wszystkiego. Znam go dobrze i wiem, że mógłby nawet nas wszystkich pozabijać, co zresztą pewnie chce zrobić.
Nagle mnie olśniło. Zerwałam się z miejsca, chwyciłam płaszcz i pobiegłam w stronę komisariatu, ubranie zarzucając na siebie po drodze.
Wpadłam do budynku. Musiałam wyglądać jak idiotka.
-Przepraszam - zwróciłam się do jednego z funkcjonariuszy. - Czy mógłby pan udzielić mi jednej informacji na temat ojca mojej córki i byłego męża mojej żony? Germana Castillo?
Wiem jak żałośnie to zabrzmiało, ale na chwilę obecną wielce się tym nie przejęłam.
- Wydaje mi się że tak - odparł wysoki, łysy facet. - Słucham, co chce pani wiedzieć?
- Kiedy wychodzi na wolność - jęknęłam. Spojrzałam na swoje odbicie w szklanych drzwiach prowadzących do jednego z długich korytarzy. Poprawiłam szopę, którą miałam na głowie, a w tym czasie policjant zdążył wygrzebać w aktach to, na czym mi zależało.
- Mam tu zapisane, że wychodzi za równiutki tydzień za dobre sprawowanie - oznajmił patrząc na kartkę.
- Dziękuję - zacisnęłam pięści na materiale mojego nakrycia wierzchniego.
Podążyłam w stronę wyjścia. Miałam niewiele czasu by wszystko załatwić, ale musi mi się udać.

*tydzień potem*

*Violetta*
Stałam przed budynkiem więzienia. Mama, kiedy tylko wyszłam ze szpitala, powiedziała mi, że będę musiała spotkać się z ojcem. Kazała się spakować i podwiozła mnie pod budynek policji. Wspomniała, że mam półtorej godziny, bo dokładnie za tyle się tu po mnie stawi. Nic nie rozumiałam. Zupełnie nic.
Jednak przyznam, że cieszyłam się na spotkanie z tatą. Mimo wszystkich jego błędów, mocno go kocham. Przecież zanim się stoczył zrobił dla mnie tak wiele dobrego...
Przełknęłam ślinę. Czekałam aż komisarz wpuści mnie do pokoju, w którym miałam się z nim spotkać. Ponoć jutro ma wyjść na wolność. Kolejna rzecz, której nie mogę ogarnąć. Dlaczego nie mogłam spotkać się z nim jutro?
W końcu nadeszła jakaś łaskawa kobieta i pokazała mi gdzie mam się udać.
Weszłam do środka. Przy średnich rozmiarów stoliku siedział mój tata we własnej osobie. Tak dawno go nie widziałam. Miałam tak wielką ochotę go przytulić. Jednak nie chciałam być taka dostępna. Bądź co bądź skrzywdził mnie i nie tylko mnie.
- Viola - szepnął.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się lekko, siadając.
- Musisz mi tyle opowiedzieć słoneczko - dotknął mojej dłoni. - Tak bardzo się cieszę, że cię widzę.
- Mi też miło - odpowiedziałam oschle. - Faktycznie jest o czym mówić. Może zacznę od tego, że jesteś dziadkiem. Kilka dni temu urodziłam bliźniaki. Ojcem jest Leon, a nasze dzieci nazywają się Mia i Leoś Junior... - widziałam coś dziwnego w jego oczach. Nigdy przedtem tego nie było. Nigdy.
Nie umiem określi co dokładnie... Wykluczyłabym ból i zazdrość. Nie wiem, po prostu nie mam pojęcia.
Co chwilę zerkałam na zegarek. Musiałam uważać co mówię, bo tak rozkazała mi Angeles. Wiem, że to trochę dziwne, że mówię do niej po imieniu, ale jestem tak nauczona, przywykłam i tyle.
Chwilę przed umówioną godziną musiałam zakończyć rozmowę pod pretekstem tego, że muszę wracać do dzieciaków. Nie był zadowolony. Ale co miałam zrobić?
Wyszłam na świeże powietrze. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to brązowo-czekoladowy bus z przyciemnianymi szybami. Zatrzymał się przede mną. Angie otworzyła drzwi i kazała mi wsiadać. Posłusznie wykonałam jej rozkaz. W środku byli wszyscy moi bliscy. Mama, wiadomo, Leo z Mią i naszym synkiem, Lu i Fede, Francesca, której nie widziałam chyba z rok, Marco i John,którego pierwszy raz widziałam na oczy (ale Luśka świetnie go opisała), Olgita i Ramallo.
- O co tu chodzi? - zapytałam zupełnie zdezorientowana.

*dwie godziwy wcześniej*

*Ludmiła*
Siedziałam w salonie i oglądałam serial. Federico dopiero co wstał, więc jeszcze układał swoją cud grzyweczkę. Miałam ochotę go przytulić.
- Pospiesz się królewiczu - krzyknęłam do niego.
Po chwili zjawił się obok mnie.
- Czy księżniczka wzywała? - skłonił się i pocałował moją dłoń, na co tylko się zaśmiałam.
Chłopak wziął mnie na ręce. Usiadł i wziął na kolana. Nasze nocy i czoła zetknęły się. Moje dłonie wylądowały na klatce piersiowej chłopaka. Patrzyłam w jego piękne oczęta. Jest taki cudowny. Jak mogę się w nim zakochiwać ciągle na nowo? To w ogóle jest możliwe?
Przybliżyłam swoją twarz do jego. Włoch szybciutko pokonał tę odległość między nami. Z brutalnością wpił się w moje wargi. Nasze języki tańczyły do jednej muzyki. Tak dobrze współpracowały...
Niestety nasz pocałunek przerwał dźwięk mojego telefonu.
Niechętnie oderwałam się od męża, wywracając oczami. Przystawiłam komórkę do ucha.
- Halo? - wymamrotałam.
- Ludmiła? Tu Angie. Ty i Federico macie niecałe dwie godziny na spakowanie rzeczy. Musimy uciekać z Buenos Aires. Wszyscy. Grozi nam wielkie niebezpieczeństwo. Przyjadę - nie czekając na moją odpowiedź, kobieta rozłączyła się.
Tępo patrzyłam przed siebie. Nie do końca dotarły do mnie jej słowa. Czyli że co? Mamy opuścić miasto? Mamy opuścić to miejsce? I co dalej? Gdzie pojedziemy? Co będziemy tam robić? W dodatku... co oznaczało "wszyscy"? Zaczęła boleć mnie głowa. Poczułam jak ściska mi serce. Wybuchnęłam czystym, nieopanowanym płaczem.
- Lusia, słoneczko co się stało? - zapytał Feder wyraźnie zaniepokojony.
- Idź się pakuj - załkałam. - Wyjeżdżamy.
- Co?! Ale czemu?
- Nie wiem. Angeles mówiła coś o jakimś niebezpieczeństwie. Mamy mało czasu, chodź - pociągnęłam go do góry, ciągle płacząc.
Wyjęliśmy wszystkie torby i walizki jakie tylko były. Nie da się zabrać wszystkiego, wiem. Ubrania w moim wypadku są najmniej istotną sprawą. Kupię sobie nowe tam, gdzie będziemy. Ważniejsze dla mnie były pamiątki. Rzeczy świadczące o tym, co było. Pamiętniki, notesy, zdjęcia... Na ciuchy w sumie też starczyło trochę miejsca.
Fede miał jedną małą walizkę wypełnioną samym żelem i lakierem do włosów. Kiedy mi o tym powiedział, mimowolnie zaśmiałam się.
Przygotowaliśmy wszystko w przedpokoju, a jako że zostało nam jeszcze trochę czasu usiedliśmy w kuchni. Wyciągnęłam otwarty słoik masła orzechowego z szafki, jedyne jedzenia, którego nie spakowaliśmy (błagam, nie wiem gdzie jadę, muszę być przygotowana na wszystko), i zaczęłam wyjadać je łyżeczką. I tak będę gruba. Spod moich powiek nie przestawały płynąć maleńkie kropelki.
Fede otarł mój policzek wierzchem dłoni.
- Będzie dobrze - zapewnił,
- Wiem. Musi być. Ale ty nie rozumiesz? Nie chcę opuszczać tego miejsca. Kocham je. Tak wiele się tu zdarzyło. Pamiętam jak pierwszy raz cię tu zaprosiłam. Pamiętam, jak wywaliłam się na schodach i brokat rozsypał się po całym holu. Pamiętam, jak malowaliśmy tu wszystkie ściany. Pamiętam, jak mi się tu oświadczyłeś. Pamiętam, jak pierwszy raz... - poczułam jak moją twarz spowija rumieniec.
- Moje kochanie - przycisnął mnie do siebie. Ukryłam twarz w zagięciu jego szyi. - Rozumiem cię, kotku. Mi też jest trudno, ale Tobie musi być gorzej. Spędziłaś tu całe życie. Wiem, że cierpisz. To bardzo niesprawiedliwe. Ale życie człowieka to jedna wielka gra. A ty nie przegrasz. Jesteś silna, naprawdę bardzo silna.
Zapanowała między nami cisza. Przerywał ją tylko mój nierównomierny, płytki oddech. Co miałam zrobić? Nic nie mogłam? Byłam zmuszona do opuszczenia domu, choć bardzo tego nie chciałam.
- Mogę cię o coś zapytać? - odezwał się Włoch. Skinęłam głową, więc mówił dalej. - Ten list, który mi napisałaś te kilka miesięcy temu... Uważasz, że całe cierpienie jest spowodowane przeze mnie?
Uniosłam wzrok. Nie wiedziałam, że jeszcze o tym myśli, nie miałam pojęcia, że aż tak sie tym przejął.
- Nie - westchnęłam. -  Chyba wszystko co tam pisałam było kłamstwem. Zdaję sobie sprawę, że za wiele spraw odpowiadam sama sobie. Nie jest to do końca pocieszające, ale jednak tak to wygląda. Byłam wtedy wściekła, musisz to zrozumieć.
- I rozumiem - musnął moje usta swoimi dokładnie gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.

*w busie*

*Federico*
Viola miała rację. Należały nam się wyjaśnienia. Jestem pewien, że nikomu nic nie powiedziała.
- No właśnie Angie - zwróciłem się do niej. - Może nam powiesz o co w tym wszystkim chodzi?
- Dobrze, posłuchajcie mnie - odwróciła się w naszą stronę. - German jutro wychodzi z więzienia. Chyba rozumiecie co się z tym wiąże, prawda? Jestem pewna, że chce się zemścić. Na Vilu i na mnie za to, że wpakowałyśmy go za kratki. Na Leona za to, że nam w tym pomógł. Na Lu, bo jest po prostu jego córką, a na Fran, bo opiekuje się Johnem. Wszyscy jesteśmy zagrożenie. Znaczy... już nie. Jedziemy właśnie na lotnisko i lecimy do miejsca, w którym nigdy by nas nie szukał. Do Paryża. Kupiłam nam tam duży dom, każdy się tam zmieści. Będziemy bezpieczni i szczęśliwi.
Skończyła. To tyle. Właściwie sytuacja nie wygląda tak źle.
Objąłem moją żonę ramieniem. Oderwała się od szyby i uśmiechnęła się do mnie.
- Będę z miłością mojego życia w najbardziej romantycznym mieście świata - szepnąłem jej do ucha. - Nie będziesz płakać z tego powodu, prawda?
Spojrzała na mnie rozbawiona. Dobrze, że już lepiej się czuję. Nienawidzę patrzeć na jej smutek. Wtedy zawsze najbardziej boli mnie serce. Chcę żeby była szczęśliwa.
- Może coś zaśpiewamy? - zaproponowała Włoszka. - Tak dawno tego nie robiliśmy...
Zamiast słów odpowiedzi, Leon zaczął śpiewać 'Euforię', a wszyscy dołączyliśmy się do niego.
Droga na lotnisko minęła niepostrzeżenie. Przed bramką dostaliśmy od mamy Violetty bilety na lot.
A więc... żegnaj Buenos Aires. Było miło.

*Ludmiła*
Nasz nowy dom był ogromną willą. Naprawdę mega. Wyglądał świetnie. Moja ciocia najpierw oprowadziła nas po ogrodzie. Ten też był całkiem sporych rozmiarów. Był tu nawet basen. I fontanna. I nawet lądowisko dla helikoptera. Nie mam pojęcia skąd ona to wszystko wzięła, ale już mi się podoba. W środku było równie pięknie. Duży salon był pomalowany na ciepły żółty. Meble wyglądały na dębowe. Dywan, który leżał na podłodze był taki miękki, że można by było na nim spać. Telewizora nie mieliśmy, za to ekran wysuwał się z sufitu. Kuchnia Oldze bardzo się spodobała. choć ja nie widziałam w niej nic nadzwyczajnego. Kuchnia jak kuchnia. Duży stół i dziesięć krzeseł, blat, lodówka, piekarnik...
Kobieta dała każdemu kluczyk z numerkiem. Ja i Fede trafiliśmy do pokoju na lewo od tego, w którym byli Leo i Vilu, a na przeciw Fran i Marco. I to było całe piętro. i starsi mieszkali jeszcze wyżej. Nasze małe mieszkanko było urocze. Przeważał kolor pomarańczy. Było tu wszystko, co do normalnego życia człowiek potrzebował. Łazienkę też mieliśmy własną.
- Wiesz, podoba mi się tu - posłałam uśmiech mężowi, siadając na niesamowicie miękkie łóżko.
- Ciesz się - odwzajemnił mój gest. - Ale teraz chyba trzeba się rozpakować, kochanie. Nie sądzisz?
Zgodziłam się z nim i podążyłam z jedną z największych walizek w stronę garderoby. Tak, garderoba też tu było. I zero strychu. Cudownie.

~
Przyznam się, że nawet odpowiada mi ten rozdział. Jest okay. Ale oczywiście mogłoby być lepiej... No cóż. Jest jak jest. Na brak weny to i tak całkiem nieźle mi wyszło. Tylko ostatni fragment mnie przytłacza....
Ej, myszki, a Wy co sądzicie? Jak wrażenia?
~
Kocham Was najmocniej jak się da ♥♥♥
~
Jak Wam minął Sylwester?
Jakie plany na 2015??
Zeszły rok był dla Was udany?
~
Spojler z 59:
- Ludmiła rodzi ;o
- Ludmiła.... >.<
- A Federico.... >.<
- Violetta też... >.<
- Wielka rodzinna rozmowa.
No to dużo wiecie ;-; Ale tym razem Wam nie powiem
Ojej, czuję, że jak przeczytacie ten 59. to będzie po mnie  x.x Laura mnie zabije x.x Wy mnie zabijecie x.x
Ojeju jeju jeju >.<
Zezwalam Wam się bać :*
~
A teraz coś Wam wyznam. Nie wiem co się ze mną dzieje.
Moje serce bije 15 razy na sekundę, trzęśą mi się dłonie, zbiera mi się na płacz... a tak jest tylko, kiedy siadam do laptopa. Wydaje mi się, że powinnam zrobić sobie przerwę. Mam napisane już rozdziały do przodu, więc chcę Wam tylko powiedzieć, że przez najbliższy tydzień nie zastaniecie mnie na bloggerze. Rozdziały będą, bo jak mówię, są i będą się same publikować.
Ale w przyszłym tygodniu nie skomentuję, nie odpiszę na asku... jeśli macie pytania, to piszcie na gg, bo tam na pewno będę. Więc jeśli macie się ze mną kontaktować, to tam.
Przepraszam Was najmocniej. Muszę, serio muszę odpocząć. Tydzień to chyba nie długo, co?
Kocham Was serio mocno, bo gdyby tak nie było, pewnie zawiesiłabym bloga czy w ogóle go zamknęła. Ale mi zależy.
Besos, do zobaczenia, nie martwcie się.


12 komentarzy:

  1. Boski
    German wychodzi z więzienia!?
    Wszyscy wyjeżdżają
    Nonono
    Do nexta
    Besos Zupełnie Inna

    OdpowiedzUsuń
  2. Weruś słońce ty moje !
    No nie żeby coś ale wiesz, że ja jestem jasnowidzem i chyba wiem co się wydarzy... Nie będę innym psuć zabawy, niech się pobawią w odgadywanie :D
    German wychodzi z więzienia. Ten psychopata wychodzi z więzienia !
    Dobra dobra wiem, że jest już potulny ale będzie się chciał zemścić ! ;-;
    Eeeeeh tyle się dzieje !
    I jeszcze przeprowadzka wszystkich do Paryża. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej ....
    Lu rodzi ! :o
    Mam nadzieję, że wszytko będzie w porządku !
    W każdym razie co by się nie działo czytać i tak Cię będę :*
    To w końcu tylko i wyłącznie twoja historia a nam nic do tego :)
    Besos :*
    Alex

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. OMG!!!
      Jakie mega zajebiste!!!!
      Super rozdział.
      Nie wiem jak mogę opisać moje uczucia co do niego.
      Masakrycznie cudowny.
      HłeHłe.
      Tylko żel i lakier? Serio Fede?
      Wiesz kogo dawno nie widziałam?
      Diegusia!!!!
      Gdzie jest mój kochany Diegulek?!?!?!
      Co z nim zrobiłaś?!?
      Dobra nie chce mi się pisać długiego koma więc ci tylko pow....napiszę:
      Supermegazajebiaszczy i masakryczniecudowniefenomenalny.
      Uwielbiam pisać długie słowa z kilku!!
      Koffam!!!!!



      MECHI♥♡♥♡

      Usuń
  4. Czwarta!
    Nie odchodź gdy zaczynam komentować!
    Weź popraw jest byłym mężem mojej żony.
    Ona miała żonę?
    Paryyyyyyż. Czyj pomysł?! Mistrzu! W sensie ja ;*
    Kcb.
    Rozdział jak zwykle cudo no i nie mogę się doczekać kiedy będzie nowe opowiadanie :-D
    Mam nadzieje że ten komentarz jest choć trochę długi.
    Best.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział - jak zawsze świetny! Wkładasz w to tyle serca, mam nadzieję, że nie przestaniesz pisać tego bloga! Co do następnego rozdziału, oby to nie była zdrada! Już praktycznie na każdym blogu Fede zdradza Lu, albo Leon Vilu! Zaczynam mieć tego dosyć! Przecież te wszystkie blogi o miłości - tak? Więc dlaczego na każdym blogu (prócz twojego) jest tyle nienawiści? W każdym razie blog jest spoko i lubię go czytać poprawia mi humor!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudeńko.. Cała walizka żelu i lakieru do włosów... HAHAHAH

    OdpowiedzUsuń
  7. Heej!
    Rozdział.....cudowny!
    Ta walizka lakieru i żelu.....to tylko u Fede. Paryyż. Będe czekać na ciebie. Rozumiem. Kazdy potrzebuje troche odpoczynku
    Besos, Mechi Mechiś Lambre

    OdpowiedzUsuń
  8. Spokojnie, krótka przerwa dobrze na Ciebie zadziała. Będziemy tęsknić... Idę żreć pizzę na pocieszenie.
    Żel i lakier. Buahahahahaha... A potem będzie chodził w brudnych ciuchach, nie moja wina.
    German... Podpali domy, znajdzie ich i właduje tasak między oczy ALBO się nawróci. Innych możliwości nie przewiduję.
    Czemu zjadłaś Diegusia i Larcię? Zobaczysz, ja się fochnę i tyle z tego będzie, będę Ci jęczeć nad uchem. Bardziej niż do tej pory :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam że tak długo mnie nie było
    Co do rozdziału cudowny
    Violcia w końcu urodziła :D
    Paryż
    Mmm genialnie
    Zapowiada się strasznie ciekawie
    Fedemila w twoim wykonaniu po prostu bosko
    Myślę że przerwa dobrze Ci zrobi
    Trzymaj się
    Buziaki
    Melcia :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Co ja mogę napisać! Siadam przed laptopem i wzdycham ciężko, ponieważ nie mam pomysłu co by tu tobie napisać. Kolejne nudne NIESAMOWITE ... to już tu nie pasuje. Myślę, myślę i wymyślić nie mogę. No cóż, coś napiszę. Okey!? Tym rozdziałem przekroczyłaś bramę niesamowitości ( ja+moja logika = tego nie ogarniesz xD), już nie mogę doczekać się następnego. Skarbie, pamiętaj jak zrbisz sobie przerwę nie będziemy mieli tego tobie za złe. Piszesz, piszesz i jeszcze raz piszesz. W sumie też bym nie wytrzymała a jeszcze dodatkowo dochodzą sprawy prywatne, no przecież Gimbaza to prawdziwe wyzwanie.
    Jak zwykle mam jedno postanowienie:
    1. 0 postanowień - cała ja.
    Sylwek o tu to się działo! Były u mnie koleżanki i od razu upiłyśmy się Pcolo :) Nagrywałyśmy to jak fałszujemy na Ising, masakra jakie z nas głupki :D A ty jak spędziłaś ostatnie minutki 2014 i w ogóle całego sylwestra? Do następnego cudownego rozdziału, który na 100% skomentuję, jak wymyślę co by tam napisać.
    Kochamm mocno :*
    ~~Wika

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj!