piątek, 16 stycznia 2015

Es Posible - LIX

Zapraszam do przeczytania jednego z najgorszych rozdziałów na tym blogu. 

~ Śmierć nie jest straszna. Umieranie przy osobie, którą się kocha, tak. ~

*pięć miesięcy potem*

*Ludmiła*
Przechadzałam się z Federico obok pól Elizejskich, nieopodal wieży Eiffla. Zdążyłam już pokochać to miejsce. Jest tak pięknie i bajkowo. Nigdy nie sądziłam, że będę mieszkać w stolicy miłości. A tu proszę, los zgotował mi taką niespodziankę. Byliśmy już wszyscy w Disneylandzie, gdzie świetnie się bawiliśmy i na owej wieży też. Nie ma chwili, w której bym się nudziła. Mój małżonek zabiera mnie w rozmaite romantyczne miejsca...
- Tu jest tak wspaniale - westchnęłam.
- W zupełności się zgadzam - chłopak posłał mi promienny uśmiech.
Nagle poczułam silny skurcz. Syknęłam z bólu. Zatrzymał się, bo nie mogłam iść. Przykucnęłam. Federico momentalnie zareagował.
- Lucia, co się dzieje? - zapytał już wyciągając telefon z kieszeni.
- Ja... chyba rodzę - wydusiłam.
Szybko zadzwonił po pogotowie. Przyjechali w mgnieniu oka. Przewieźli mnie do szpitala.
Bałam się bardzo. Jak miałam się nie bać. Ciągle myślałam o tym, co stało się z Olivią. Nie chcę by tak samo było z naszym jeszcze nienarodzonym dzieciątkiem. Poza tym, już niby rodziłam, a tak naprawdę teraz było zupełnie inaczej... Nie licząc głupiego uczucia, że coś pójdzie nie tak jak powinno, czułam się bardzo słabo. Odczuwałam tak ogromny ból, jak jeszcze nigdy przedtem. To było okropne.

*Federico*
Poród poszedł dobrze, szybko. Bardzo się ucieszyłem, kiedy lekarka oznajmiła mi, że Lusia urodziła dziewczynkę.
Siedziałem przy łóżku blondynki. Patrzyłem na nią. Wyglądała niepokojąco blado. Spała. Nagle podeszła do mnie pielęgniarka.
- Panie Pasquarelli? Mam dla pana złe wieści... - zaczęła.
Przełknąłem ślinę. Cholera, co znów?! Proszę, niech z naszym maluszkiem będzie wszystko dobrze, proszę. Błagam. Spojrzałem pytająco na młodą, czarnowłosą kobietę w fartuchu.
- Pańskiej żonie nie zostało zbyt wiele czasu. Najprawdopodobniej odejdzie jeszcze dzisiaj. Bardzo mi przykro - powiedziała.
- Tak, jasne. Na pewno jest pani przykro - prychnąłem. - Nie, pani ma to gdzieś. Proszę już sobie iść - zacisnąłem pięści.
Kiedy tylko wyszła, ukryłem twarz w dłoniach. Nie wierzę. Nie chcę wierzyć. To się nie może dziać. Nie mi. Nie teraz.
Ma umrzeć na moich oczach? Ma ode mnie odejść, a ja nie mogę zupełnie nic zrobić? To nie jest dobre. Przeciwnie. Bardzo złe. A ci ze szpitala? Nawet nie mają zamiaru nic z tym robić.
Po moich policzkach spłynęło kilka samotnych kropelek. Bezsilność jest najgorszym, co można odczuwać.
- Feduś... - usłyszałem nagle cichutki głosik mojej ukochanej. - Ja wszystko słyszałam. Wiem, że to mój czas. Kocham cię, pamiętaj. Żegnaj, najdroższy...
- Nie! Proszę, Lu, nie rób mi tego. Nie rób mi tego! Proszę, zostań! - padłem na kolana, ściskając jej dłoń.
- Opiekuj się naszą małą córeczką, Fede - uśmiechnęła się leciutko Lud.
- Błagam cię. Błagam. Nie odchodź! Kocham Cię -modliłem się w duchu, by została ze mną. 
- Ja ciebie też... - wyszeptała ostatkiem sił.
- Więc nie rób mi tego. Zostań. Nie odchodź! Lucia...Ludmiłka... - pod powiekami zebrało mi się jeszcze więcej łez, których nie miałem ochoty powstrzymywać. 
- Żegnaj kochanie - delikatnie dotknęła mojej dłoni, po czym zamknęła swe piękne oczy.
- Nie chcę się żegnać... Ludka...do zobaczenia. Czekaj na mnie - ostatni raz pocałowałem jej jeszcze ciepłe usteczka.
Nie mogłem uwierzyć, że to się stało. Jeszcze rano byliśmy tacy szczęśliwi...
Życie jest takie krótkie. Zdecydowanie za szybko mija. Ale moje mogłoby skończyć się w tej chwili. Po co ma trwać dalej, skoro już straciło wszelkie barwy? Nie dla mnie już świeci słońce, rozkwitają kwiaty i zielenią się liście. Nie mi jest pisany uśmiech. Nie ja będę szczęśliwy.
Pozostała mi jeszcze moja maleńka istotka, która dopiero zobaczyła świat. Nie chcę by cierpiała tak bardzo, jak ja w tej chwili. Chciałbym obronić je przed uczuciem pustki i złem świata, ale wiem, że to niemożliwe. Wyrośnie na dzielną i silna kobietę, całkiem jak Ludmiła. Będzie piękna i mądra, jak jej mamusia. Mój mały aniołek.
Wstałem i zdecydowanym krokiem poszedłem do sali, w której była moja mała księżniczka.
I chociaż żal rozrywał mnie od środka, a rozpacz ogarniała umysł, gdy ją zobaczyłam nie mogłem powstrzymać uśmiechu. W oczach maleńkiej zobaczyłem znajome ogniki, takie same jak u Lud.
- Będziesz się nazywać Lili, kwiatuszku - delikatnie pocałowałem jej maleńką rączkę.
Wyszedłem stamtąd. Postanowiłem zadzwonić do Vilu. Powinna wiedzieć o śmierci siostry.

*Violetta*
Było już dosyć późno, bo koło jedenastej w nocy, a Federico i Ludmiła jeszcze nie wrócili. Przyznam, że bałam się o nich. Chociaż może po prostu chcieli zostać trochę dłużej sami... Ale nie powiedzieli nic nikomu. To nie w ich stylu.
Nagle usłyszałam dźwięk mojej komórki. Spojrzałam na ekran. O proszę, o wilku mowa.
- No co jest Fede? Gdzie wy jesteście? Czemu się nie odzywaliście? Co robicie? Kiedy wrócicie? - rzucałam pytania, nie dając mu dojść do słowa.
- Viola, spokojnie, pomału. Daj wyjaśnić - odezwał się nadzwyczaj smutno. - Posłuchaj, jestem w szpitalu razem z naszą córeczką, Lili. A Lu... lepiej usiądź - posłusznie wykonałam rozkaz i przycupnęłam na podłokietniku sofy w głównym pokoju, w którym aktualnie się znajdowałam. - Ona nie żyje.
Nieświadomie rozłączyłam się. Upuściłam telefon na podłogę. Poczułam, jak rozpada się moje serce. Grunt pode mną osuwał się miarowo. Nad głową zawisły czarne chmury. Złapałam się za głowę. Ważna cząsteczka mnie odeszła bezpowrotnie, razem z duszą Ludmi, do nieba. Pozostała pustka. Zagryzłam dolną wargę. Z całej siły starałam się nie rozpłakać, ale czymże jest płacz w stosunku do wewnętrznych tortur odczuwalnych po stracie kogoś tak niesamowicie bliskiego. Nabrałam powietrza w płuca, po czym wybuchnęłam nieopanowanym płaczem. Osunęłam się na dywan. Czołem przywarłam do siedzenia. Zaciśniętą pięścią uderzyłam w poduchę z całą moją siłą.
- Nie! - krzyknęłam, zanosząc się od płaczu.
- Violetta, co się dzieje? - wystraszona Fran podbiegła do mnie. Chyba oprócz mnie już tylko ona nie spała.
- L-luśka ni-e-e-e ży-y-je - wyjąkałam przez łzy.
Nic nie mówiąc, Włoszka przytuliła mnie. Nie wiem jak mogła tak spokojnie zareagować... Chociaż, przecież każdy reaguje inaczej na złe wieści.
Nie mogłam tego pojąć. Dlaczego ona? Czemu ta wspaniała blondynka? Była taka młoda, miała przed sobą całe życie. Nikomu nic złego nie zrobiła! To wszystko jest takie niesprawiedliwe...

*tydzień później*

*Federico*
Wróciłem już do domu z moją maleńka princessą. Wszyscy na nas czekali. Kiedy tylko otworzyłem drzwi domu, zobaczyłem przyjaciół, siedzących na bufiastych siedziskach, rozmawiających o czymś. Gdy usłyszeli, że wszedłem, wstali. Olga od razu podbiegła do mnie i wzięła nosidełko, w którym spała Lil. Poszła z nią na górę. Popatrzyłem smutno na zebranych i nie umiałem nie płakać. Wpatrywali się we mnie ze współczuciem i niekrytym smutkiem. Francesca jako pierwsza podeszła do mnie i przytuliła. Zaraz po niej dołączyła się reszta. Po chwili Ramallo zniknął na schodach, a wśród nas zjawiła się Olgita. Podała obiad, przy którym panowała zupełna cisza.
- Federico? - odezwała się niepewnie moja szwagierka. Uniosłem na nią wzrok. - Ludmiła jest przy nas. Czuwa nad nami.
Dopiero teraz zobaczyłem, że jej oczy są czerwone, a usta zapuchnięte. To pewnie od płaczu. Kiwnąłem głową ze zrozumieniem.
- To takie trudne - szepnąłem. - Nie mogę jej przytulić, pocałować, a nawet dotknąć, czy zobaczyć.
- Ona chciałaby, żebyś był szczęśliwy - mąż szatynki poklepał mnie po ramieniu.
- Wasza miłość jest tak wielka, że nic nie jest w stanie jej zniszczyć. Nawet śmierć. Tak wiele przeszkód pokonaliście. Nic was nie rozłączy - tym razem odezwała się Frania. Mieszała widelcem w talerzu. - Ona jest.
- Będzie w snach - Marco delikatnie uniósł kąciki ust. - Nie zapomni o tobie. Nie pozwoli byś znalazł sobie inną - mrugnął porozumiewawczo.
Jeśli to miało być pocieszenia, to nie wyszło. Nie chcę nikogo prócz mojej Ludki. Jadnak, żeby nie sprawić chłopakowi przykrości, uśmiechnąłem się blado.
- Ludmiła na zawsze pozostanie w twoim sercu Federico - Angie, spojrzała na mnie ze zrozumieniem. - Nigdy nikt i nic nie sprawi, że jej zabraknie, wiesz? To, że pozornie jej nie ma, nie znaczy, że tak jest. Mów do niej, a cię usłyszy. Jestem pewna. Kocha cię. A ty kochasz ją. Tak bezgranicznie. Bóg jest dobry. Sądzisz, że pozwoliłby, żebyście cierpieli? Nie wydaje mi się. Tak miało być. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Zostawiła ci córkę. Lili. Czy nie tak kiedyś mówiono na Ludmiłę? Federico, ona ci ją przypomina. Mi też. Odbicie życia Ludmi widać w oczach tej maciupkiej istotki. Zdradzę ci sekret. I wam wszystkim. Śmierć jest początkiem czegoś nowego. Wiecie o tym, prawda? Ale nie pamiętacie na co dzień. Myślicie, że odejście to koniec. Nieprawda. Nie. Dusze są ulotne, Fede. Lu odejdzie stąd dopiero wtedy, gdy i twój czas nastanie, co nie może wydarzyć się zbyt wcześnie, bo przecież ktoś cię potrzebuje... Wiesz, że kiedy rodzi się człowiek, jedna dusza jest dzielona na dwa, a celem życia jest odszukanie tej pasującej? Wy się odnaleźliście. Nie odejdzie bez ciebie. Będzie tu, przy nas wszystkich.
Poczułem, że ona mówi z sensem. To wszystko wydało się takie prawdziwe. Niesamowicie realne...
- Dziękuję, dziękuję wam. Bardzo mi pomogliście - powiedziałem, równocześnie ocierając mokry policzek serwetką.

~
Na jakie sposoby mnie zabijecie?
Co mi zrobicie?
Mam się bać?
Kurczę, aż mi się przykro zrobiło >>>>...<<<< A ja przecież zazwyczaj morduję z zimną krwią...
Misiaki, co o tym myślicie? Ja sądzę, że gorszego rozdziału dawno nie napisałam. Nie dość że krótki, to jeszcze płytki i beznadziejny.
~~
Kochacie mnie troszkę? Ja Was najmocniej jak się da!
~
Spojler z 60:
- Lusiaaa...
- Federico idzie nad grób żony
- Federico rozmawia z córką (akcja będzie przeniesiona o 12 lat w przyszłość)
- Federico...nawet nie wiem jak to powiedzieć ;-;
Będzie to chyba krótki rozdział. Bądź co bądź mam w planie tylko 2 perspektywy ;3
~
I kolejne jakże głębokie wyznanie... nudzi mnie to opowiadanie. Jest denne do granic możliwości. Pewnie zaraz zaprzeczycie, ale mnie ono po prostu męczy.
Dzięki Bogu, to już przedostatni rozdział.
Wiem, moje podejście jest okropne, ale nie mam zamiaru ukrywać przed Wami tego, o czy myślę. Tylko bez skojarzeń, błagam xD
No bo... mam wielką ochotę napisać coś nowego, coś gdzie akcja będzie się toczyć, będzie ciekawie, a nie takie nudne coś.
W "Mi Amor" wreszcie coś się będzie dziać. Może nie bardzo Was to zaskoczy, bo jednak już mnie dosyć znacie, ale znajdzie się tam sporo morderstw, romansów, zdrad, cierpienia, scenek 18+ (mówcie co chcecie, u mnie nie może ich zabraknąć xD) i jeszcze innych 'fajnych' rzeczy... Dobra, nie będę spojlerować ;3



20 komentarzy:

  1. Wiesz ty co ,ale tego to ja się poważnie nie spodziewałam
    Wowciu
    Tu mnie zagięłaś
    Lusia nie żyje wtf
    Wow
    Ryczę i nie mogę przestać
    Te słowa,które napisałaś
    One są naprawdę piękne
    I strasznie,ale to strasznie wzruszające
    Masz talent sięgający nieba achh
    Po prostu jestem zachwycona tym rozdziałem
    Jest idealny
    Jestem ciekawa jak Fede fa sobie radę
    Jestem ciekawa tego przeniesienia
    Ajjj
    Geniusz z Ciebie
    Czekam na kolejny
    Buziaki
    Powodzenia w pisaniu
    Dużo weny kochana i tak genialnych rozdziałów jakie piszesz
    Ściskam
    Mela:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję słonko <3
      Chyba nikt się nie spodziewał :)
      No, co do Fede, to... będzie ciężko.
      Następny rozdział już w niedzielę :)
      Koffam mocno <33

      Usuń
  2. Idę do ciebie z karabinem !
    I w sumie mam to gdzieś, że nie wiem gdzie mieszkasz.
    Znajdę Cię !
    Ale tak już całkiem serio serio to ja wiedziałam, że tak będzie.
    Ty lubisz smutne zakończenia i po prostu wiedziałam, że tu nie będzie happy endu.
    Tak miało być.
    Smutno mi się zrobiło.
    Na prawdę.
    Przypomniałam sobie o pewnym czasie w tamtym roku, o czasie o ktorym wolałabym nie pamietać.
    To smutny rozdział na prawde.
    Dlaczego ty tak lubisz łamać nam serca ? ;-;
    Mi złamałaś ! Możesz być z siebie dumna, bo ja nigdy nie płacze.
    A teraz łzy lecą mi ciurkiem po prostu.
    Dziękuję.
    Dziękuję Ci za tego bloga.
    Po prostu dziękuje.
    Alex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejciu, słońce...
      Nie wiem co napisać.
      Przepraszam.
      To chyba dobre słowo.
      Ale co do zakończenia... jeszcze jeden rozdział przed nami i epilog.
      Nie będzie tak źle.
      Jeszcze raz Cię bardzo przepraszam.
      Nie masz mi za co dziękować, to ja dziękuję Tobie.
      Kocham Cię bardzo <3

      Usuń
    2. Nie masz mnie za co przepraszać Wercik !
      To ja dziekuje że mogłam poznać tak utalentowaną osobę jak ty ! Która potrafi sprawić abym sie rozpłakała chociaz w najgorszym momencie nie płakała !
      Na prawde cos pięknego.
      Tez cie kocham słońce :*

      Usuń
    3. No i nie wiem co powiedzieć...
      Nie jestem utalentowana, aniołku, serio. Mimo to, bardzo Ci dziękuję.
      Ja Ciebie kocham bardziej, na prawdę :***

      Usuń
  3. Zostawiłaś mnie na tydzień ;________;
    Kocham Cię, wrócę tutaj ! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż, niestety tak w życiu bywa. Nie często komentuje bloga, ale czytam zawsze i wszędzie i wiem podobnie jak moja poprzedniczka, że lubisz takie zakończenia. Nowe opowiadanie będzie na pewno tak wspaniałe jak to, ale uśmiercaj bardziej Leonettę, a nie Luśkę! xd A całokształt genialny! KC!
    Besos :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ty mogłaś uśmiercić Ludmiłę ja się pytam jak.. A po zatem cudo..

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieje że to nie prawda, ze ludmila ich oszukala i ze za te dwanascie lat powroci i nikt nie bedzie jej mogl wybaczyc! tak tego sie trzymam! :(

    OdpowiedzUsuń
  7. O mój Boże! No tego to ja się w ogóle nie spodziewałam! Ale mnie zaskoczyłaś! Powiem Ci, że nawet jak jest tak negatywne prawie-zakończenie to i tak jest cudowne. Mówiłam już, że nie ważne co napiszesz tylko JAK to napiszesz. Ty piszesz ahhh. Taki z ciebie talenciak, że synonimów brak. Na zakończenie tego opowiadania wysilę się i napiszę coś dłuższego. Nie mogę cię zabić, bo nie wiem gdzie mieszkasz, ale... pogrożę ci w snach . Ja Koffam cię najnajnajmocnej, nie zapomnij.
    ~~Wika

    OdpowiedzUsuń
  8. Wercik kochanie! Popłakałam sie przy tym gdy Lu umarla i stwierdzilam ze nie bede plakac juz przez reszte rozdzialu. Ale te slowa.te ktore oni mowili. Pocieszali Federico byly takie piekne i mądre. Byly cudowne. Nie spodziewalam sie ze Lusia odejdzie. Ale jak czytalam spoiler i pierwsze bylo " Lusia.." to sobie pomyslalam ze z martwych wstanie, a w drugim jak Fede pojdzie na grób to nadzieja prysla. Rozdzial byl magiczny. Nie umiem wyrazic slowami twojego talentu, ciebie. Jakim trzeba byc wspanialym czlowiekiem zeby pisac tak pięknie o śmierci, o Bogu. Odmienilas moj tok myslenia co do smierci. I bardzo ci za to dziękuje. Dzieki tobie pogodzilam sie z tragiczną smiercią (wypadek samochodowy) jednej z osob njblizszej mojemu sercu. Wszystkie wspaniale wspomnienia kiedy zawsze o nich myslalam to plakalam a teraz usmiecham sie przy nich bo wspominam to szczescie i o ze teraz Marta tez jest szczesliwa. Ze jest tu przy mnie i jejdusza nie odejdzie dopoki najwazniejsze dla niej osoby i te ktore ja potrzebuja same nie odejdą. Jestes wspaniałą osobą.
    Mechiś

    OdpowiedzUsuń
  9. Czemu Lusia umarła...? To nie fair! Ja się nie zgadzanaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaam! W ogóle Marco i Francesca to jakaś patologia... 'Umarła mi żona' 'spoko, będzie Ci się śnić' nosz... Mam ochotę kopnąć w jaja, udusić, wykastrować sekatorem, a potem powiesić na pasku! Biedny Fede DDDDDDDDD;

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz Ty co?! Tak Ty! Jak moglas mi tu usmiercic Lu?! No jak ja sie pytam?!!!!! Jak czytalam spojler (to tak jak kolezanka wyzej) mysle sb o Lu zmarwychwstanie i bd szczesliwa rodzinka, potem idzie na grob i znowu zycie leglo w gruzach ale potem jest cos ze ktps wyjasnia cos Fede i mam nadzieje ze to bd Lu! Nigdy wczesniej nie komentowalam bo nje bylo okazji ale dzisiaj to juz musze bo nie mg. Nie moglas zabic kogos innego?! No pytam sie! Jestem teraz w smutku i w gniewie, ale i tak ubostwiam to jak piszesz i nie pojde do Cb(choc nwm gdzie mieszkasz) Cie zabic bo chce wiedziec jak to sie skonczy, i drugim powodem dla ktorego pisze jest to ze wlasnie uswiadomilam sb jedna rzecz zwiazana z tym blogiem a mianowicie nawa: ,,Mogę umrzeć z miłości". Mam nadzieje ze jak skonczysz ta historie to bd nowa i nie bd musieli dlugo czekac.
    Besos Karolina :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Czekam na drugie opowiadanie, będzie mi się podobać :3

    OdpowiedzUsuń
  12. Zabiłas Lu jak mogłaś!!!!!!!!!
    Nie no roździał super nadal mnie oczy szczypią od płakania nie lubię książek o miłości ale ten blog jest najlepszy na świecie !!!
    Dziękuje za to że jesteś za to że dzielisz się z nami swoią pasją tym co kochasz pewnie nie zwrócisz uwagi na mój kom ale dziękuję K.C.

    Ludmi <3

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj!