poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Es Posible - XXXV

~ Nauczony nie widzieć ludzi, bo nie jest już jednym z nich ~
*Ludmiła* 
Obudziłam się i przetarłam zaspane oczęta. Obok mnie nie leżał Fede. Byłam sama. Odwróciłam się na plecy i wlepiłam wzrok w sufit. Coś strasznie gniotło mnie w kark przez całą noc. Poklepałam poduszkę. Wyczułam pod ręką coś twardego i kwadratowego. Ziewnęłam. Poootem.
Przeciągnęłam się i zwlekłam z łóżka. Zarzuciłam na siebie szlafrok, bo było mi okropnie zimno, mimo że miałam na sobie piżamkę.
Poszłam do łazienki się oporządzić. Niedziela, więc obiad jemy u rodziców Federico. Tak sobie życzyli. A ja muszę przyznać, że uważam to za dobre rozwiązanie. Pani Zoe gotuje świetnie, a poza tym, lubię jej towarzystwo. Zawsze jest dla mnie taka miła, pyta jak się czuję, udziela rad...
Weszłam do garderoby i na chwilę mnie zamurowało, po chwili jednak przypomniałam sobie cały wczorajszy dzień. Wzdrygnęłam się na samo jego wspomnienie. Objęłam wzrokiem całą podłogę. Od razu w oczy rzuciła mi się sukienka w kolorze dojrzałych malin. Kończyła się troszkę nad kolanem, miała dekolt odkrywający część ramion, no i nie było w niej widać mojego lekko wypukłego brzuszka. Do tego wybrałam korale koloru czarnego, a włosy jak zawsze zakręciłam za pomocą lokówki. Zrobiłam makijaż i wróciłam do sypialni, by pościelić łóżko.
Przypomniało mi się o czymś, co znajdowało się w poduszce. Teraz. Wzięłam ją do ręki i wytrzepałam. Z poszewki wyleciało pudełko. Małe i granatowe. Ach, Fede, co ty znowu wymyśliłeś? Zaśmiałam się w duchu. Otworzyłam. Wzrokiem błądziłam po jego wnętrzu. Był tam pierścionek. Piękny. Złoty z białym kamyczkiem w kształcie serduszka. Oprócz tego karteczka.
Lusiu.
Jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu. Wiem, że chcę być z Tobą do samego końca. Czy Ty też tego chcesz? Czy zgodzisz się za mnie wyjść?”
Pisnęłam. Ale to z radości. Zacisnęłam mały przedmiot w dłoni i pędem pognałam na dół. Feder właśnie wychodził z kuchni. Dosłownie na niego wpadłam. Przytrzymał mnie, żebym się nie przewróciła. Oplotłam jego szyję swoimi dłońmi i spojrzałam w jego oczy.
- Tak. Tak Federico. Chcę z tobą być na zawsze. Chcę za ciebie wyjść – powiedziałam przez łzy szczęścia.
Jeszcze nigdy nie byłam niczego bardziej pewna. Nigdy.
Podniósł mnie do góry, obrócił wokół własnej osi, a potem przytulił. Bardzo mocno.
- Tylko mnie nie uduś! - zaśmiałam się.
- Przepraszam kochanie. Ale tak bardzo się cieszę – szepnął, po czym usiadł i wziął mnie na kolana.
- Ja też się cieszę. Nie. Cieszę się, to zbyt mało powiedziane – pokiwałam głową. - I pomyśleć, że jeszcze trochę ponad dwa lata temu nie mogłam na ciebie patrzeć, bo zbierało mi się na wymioty.
- Ależ ty miła – zaśmiał się,
- Bardzo mi przykro. Ale taka prawda. Przecież wiesz, kochanie, co o tobie myślałam – pocałowałam go w nos.
- Tak, wiem. „Idiota, który może mieć każdą”, prawda? Tylko, że ja wcale nie chciałem każdej. Ja chciałem ciebie.
- No i mnie masz – przyznałam. - Masz mnie już na zawsze.
- To fakt. Nie było łatwo, ale w końcu mi się udało.
- Mówisz, jakbym była nagrodą – udałam oburzoną. - Ale tym razem ci wybaczę, bo wiem, że przygotowałeś śniadanie. Wydaje mi się, czy czuję grzanki?
Wstałam i skierowałam się w stronę kuchni, wcale nie czekając na odpowiedź. Zgadłam. Nie wydawało mi się. Zabrałam się za jedzenie swojej porcji.
- Pyszne – pochwaliłam.


*Federico*
Ona się zgodziła! Została moją narzeczoną! Boże, jak to wspaniale brzmi. „Moja narzeczona”.
- To dobrze, że ci smakuje. Bo mam coś dla ciebie – uniosłem kąciki ust niedostrzegalnie.
- Jeszcze coś? Fede, nie rozpieszczaj mnie- pogroziła palcem.
- Wczoraj kupiłem farby – pochwaliłem się.
- No to dzisiaj wieczorem pomalujemy sobie salon. Jutro sypialnię i inne pokoje. Dziękuję słoneczko.
- Nie ma za co kochanie. Wszystko dla mojej przyszłej żony- cmoknąłem ją w skroń.
~*~
Siedzieliśmy przy stole i jedliśmy deser. Dziś mus czekoladowy. Na dłoni Lusi lśnił pierścionek. Co chwilę patrzyła na mnie. Wydawało mi się, że jej wzrok mówi: Powiedzmy im. Powiedzmy.
Więc kiedy tylko moi rodzice wyszli by pozmywać naczynia i podać kawę, złapałem Lucię za rękę.
- Powiemy im, prawda? Ty powiesz mojej mamie? Tak? - zapytałem.
- Ale czemu ja? - zdziwiła się.
- Bo... bo tak. Proszę – szepnąłem zakładając jej włosy za uszy, za co zostałem przeszyty wzrokiem. I to wcale nie w taki przyjemny sposób.
- Nie wiem jak ty to robisz... dobrze. Ja to powiem – przystała w końcu.
- Co powiesz, kwiatuszku? - usłyszałem głos mojej mamy.
-A bo widzi pani... muszę pani pogratulować. Pani syn ma wspaniały gust. To zapewne po pani.
Miałem ochotę się zaśmiać, jednak nie zrobiłem tego. Wiedziałem, ze Lu zacznie gadać od rzeczy. Zawsze tak robi, kiedy ma do przekazania coś ważnego i nie miała czasu na przygotowanie wypowiedzi. Dlatego tak bardzo upierałem się, by to właśnie ona oświadczyła moim rodzicom, że się zaręczyliśmy.
- Tak? - zdziwiła się moja mama. - A czemu tak uważasz?
- Bo wątpię, żeby jubiler pomagał mu wybierać pierścionek zaręczynowy. A jest on prześliczny. Prawda? - wyciągnęła rękę na stół.
- To wy się zaręczyliście?!- zawołała.
Nie, no nie mogę z jej zapłonu.
- Tak, dzisiaj. Rano – wyznałem.
Zaczęła, razem z Benito nam gratulować i już chcieli planować ślub, ale, razem z Lu, stanowczo stwierdziliśmy, że mamy na to czas.
Co prawda chcemy się pobrać zanim nasze dziecko przyjdzie na świat, ale bez przesady...

*Ludmiła*
  Siedziałam w pokoju. Swoim pokoju, na łóżku. Lubię tu być. Przeglądałam piosenki z mojego zeszytu. Było ich całkiem sporo. A każdą napisałam w ważny, momencie w moim życiu.
„W dobie zawiści, miłości, kłamstw. Byli przejrzyści jak szkło. Nieraz stawiali moje dobro nad swoje. Wiedzieli zawsze co czuję. Aniołem stróżem jest każdy z nich...” - To napisałam całkiem niedawno. Dla moich nowych przyjaciół. Bo wreszcie mogę ich tak nazwać. Są tym, kim zawsze powinni być. "Oni, oni są... Oni, oni to moi przyjaciele. Z nimi dolecę do gwiazd. Pokonam strach. Bez nich ciemno jest".
„Nigdy nie pomyślałabym, że mnie spotka miłość, którą kochać chce. Tego, któremu zabroniona ja i on mi też. Mój stróż widział to inaczej. Ułożył piękną bajkę, w której już księciu jestem przeznaczona...” Moje rozterki miłosne między Troyem, a Fede zostały rozwikłane. Wtedy odmówiłam Troyowi, kiedy poprosił mnie o rękę. Spotkałam Fede, w Barcelonie. I choć to zdarzyło się ledwo ponad dwa miesiące temu... mi wydaje się to tak odległe. „Obudzić chcę się wreszcie lecz, nie jestem pewna czy też chcesz. Snem było życie, do puki ty nie pojawiłeś się wtedy w nim”.
„Z góry wiesz, ile będzie to trwać. Wiesz jakich mi potrzeba kłamstw... Czy tyle właśnie jesteś wart? Trzeba tylko dobrze skalkulować – To twój udział, a to mój” Czy na tym polega miłość? Kiedyś tak myślałam. Tak. Dawno, dawno temu.. Nie chcę już o tym myśleć. „Wielki świat. Miało być pięknie, jest byle jak. High, high life. Już cenę znasz, co naważyłeś sam. Widok na high, high life. Żadnych szans. High, high life.”
„Każdy na początku wieży, że jest na niego plan. Ktoś na górze, gdzieś na chmurze, nam narysował go” Ale czy tak właśnie nie jest? Czy nasz los nie jest od początku zaplanowany? Przekonałam się o tym jeszcze tego samego wieczoru. „ Ja do końca pragnę spełnić go, chociaż cenę znam. Nie daj się ludzie nich swoje myślą, z diabłem do piekła wyślą. Nie daj się, warto być zawsze tylko sobą. Prosto ludziom w oczy patrz, nie wielu ma odwagę. Pozorami kryją twarz”.
Zadzwonił mój telefon. Numer był nieznany. Zazwyczaj takich nie odbieram, ale wtedy coś kazało mi nacisnąć zieloną słuchawkę.
- Halo? - zapytałem.
- Czy Ludmiła Ferro?
- Tak. Coś się stało?
- Dzwonię z komisariatu. Czy mogłaby pani się u nas zjawić?
- Tak, oczywiście. Zaraz będę.
- Dobrze. Dziękuję. Do widzenia.
Ktoś z kim rozmawiałam rozłączył się. Wydał mi się poddenerwowany. Wyszłam, nie informując Federico. Zostawiłam mu tylko karteczkę, na której napisałam, żeby się nie martw, że poszłam coś załatwić, że niebawem przyjdę.
Lada chwila byłam już na komisariacie. Tam powitał mnie ten cały Alexander Mc coś tam...
-Ludmiło, zadzwoniłem do ciebie, ponieważ cię lubię i uważam, że byłoby nie w prządku wobec ciebie, gdybyśmy cię nie poinformowali, że zidentyfikowaliśmy zwłoki, a morderca przyznał się do winy. Czy chcesz znać szczegóły?
- Czy tak można? - zapytałam niepewnie.
- Nie koniecznie...ale zważywszy na zaistniałą sytuację, dostaliśmy na to pozwolenie. To jak będzie?
- Chcę wiedzieć – pokiwałam głową na 'tak'.
- Dobrze. Zamordowana to Katy Dunck. Steve Ferro ją udusił.
- Steve... mój ojciec? - wydukałam.
Mój ojciec nie mógł być mordercą. Nie. To nie możliwe. Nie, nie, nie!!! Nie wierzę w to. Nie chcę w to wierzyć. Nie. Nie. I raz jeszcze: NIE!
- Tak Ludmiło. To była jego pierwsza ofiara.
PIERWSZA?! CO? ALE JAK? NIE!!!
- On... był seryjnym mordercą? - bąknęłam przez łzy.
Nie chciałam usłyszeć odpowiedzi, bo wiedziałam, jak będzie brzmiała.
- Tak.
Ukryłam twarz w dłoniach. Mój świat zadrżał. Nie. To niemożliwe. Ojciec zawsze był taki dobry dla mnie...
- Czy mógłby pan powiedzieć mi coś więcej? - poprosiłam, siadając.Mój głos drżał. 
- Ofiary twojego ojca były przypadkowymi dziewczynami w wieku od piętnastu do dwudziestu lat. Zabijała je w różny sposób. Nigdy nie zdradził powodu dla którego to robił, ale z głównego dowodu rzeczowego, jakim jest zeszyt znaleziony przez ciebie, wnioskujemy, że to była dla niego przyjemność. Próbowaliśmy go przesłuchiwać ponownie, ale ciągle mówi to co dawniej. Czyli właściwie nic.
Chwila. Jak to? Co oznacza 'ponownie' i 'dawniej'? Czyżby...
- Mój ojciec żyje?! - wykrztusiłam.
- No tak. Ludmiło, nie wiedziałaś?
Zamachałam głową. Nie miałam bladego pojęcia.
Do diabła! Mój ojciec żyje i ma się dobrze! Przez całe życie byłam okłamywała. Wpajano mi, że umarł w wypadku samochodowym! Podczas gdy on był seryjnym mordercą.
Wszystko mi się wali.
Ale czemu matka powiedziała mi, że on nie żyje? Chciała mnie chronić? Nie. Już prędzej uwierzyłabym, że sama go zabiła, albo, że Fede zetnie grzywkę. Ona nie potrafi myśleć jak matka. Widzi tylko czubek swojego nosa. Nie obchodzi jej cierpienie innych. Nie obchodzi jej nic... Ani jej, ani ojca. Bo gdyby jego coś obchodziło, próbowałby się ze mną skontaktować. Prawda?
Już sama nie wiem co myśleć. Nie chcę myśleć. Nic nie chcę.
Wstałam i wyszłam. Tak po prostu. Bez słowa. Z całego serca pragnęłam teraz, żeby Federico był obok. Usiadłam na ławce. Potrzebowałam świeżego powietrza. A myślałam, że nic nie zepsuje mi tego dnia...
Cholera jasna! Nie mogę przecież siedzieć i użala się nad sobą. Bo czy to nie jest tak, że sami jesteśmy panami swojego losu?
Każdy z nas pisze swoją bajkę. Idzie własną drogą. I od niego zależy, czy chce znaleźć współautora. Od niego zależy, czy fabuła będzie prosta, czy zawiła, czy na końcu drogi będzie garniec złota.
Pogłaskałam się po brzuchu. Mam dla kogo żyć. Mam dwie osoby, które kocham. Mam przyjaciół. Mam dla kogo żyć. Mam dla kogo żyć. Nie będę się poddawać. Mam dla kogo żyć. Otarłam policzki mokre od łez i wróciłam tam.
- Przepraszam panie komisarzu – zwróciłam się do Alexandra.
- Nic się nie stało – uśmiechnął się do mnie. - Jesteś dzielna.
- Czy mogłabym zobaczyć się z ojcem? Bardzo pana proszę.
- Wydaje mi się, że nie... bardzo mi przykro.
- Ma pan dzieci? - zapytałam. W tej chwili wzbierała we mnie złość. - Albo nie. Ma pan rodziców?
- Owszem.
- Niech pan sobie wyobrazi, że matka pana nienawidzi, a pana ojciec zginął, kiedy był pan mały. Wyprowadził się pan od matki i nagle dowiaduje się pan, że pana ojciec nie tylko żyje, ale jest też zabójcą. Niech się pan postawi na moim miejscu- syczałam.
- Ludmiło, ale... - próbował wtrącić.
- Ma pan żonę? Dzieci? - zapytałam znowu.
- Taaak- przeciągnął.
- W takim razie wie pan jak potrafi się zachowywać kobieta w ciąży. Jak niepoczytalna. Proszę mi pozwolić zobaczyć się z ojcem – naciskałam.
Zapanowała niezręczna cisza, którą wypełniał tylko mój płytki oddech oraz tykanie zegara.
- Dobrze – odezwał się w końcu mężczyzna. - Przyjdź jutro o jedenastej rano. Ale wolałbym, żeby twój chłopak był z tobą.
- Narzeczony. Będzie. Dziękuję panu. Bardzo dziękuję – uścisnęłam jego dłoń.
Potem poszłam do domu. Nie miałam wątpliwości. Chciałam to zrobić. Chciałam wygarnąć tacie wszystko co myślę. Jak mnie zranił. I zapytać, jak mógł zabić tyle niewinnych ludzi.
A kto wie, może któraś była do mnie podobna?
Może któraś była w ciąży?
Może któraś zginęła w dzień, w który została narzeczoną?
A może któraś miała męża?
Może któraś kochała muzykę?
Może któraś dopiero co zyskała przyjaciół?
Może któraś miała nawet dziecko?
Boże, to okropne. Okropne.
 Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Feder oglądał TV.
- Hej, kochanie. Jestem już- powiedziałam, siląc się na uśmiech.
- Martwiłem się o ciebie. Czemu nie odbierałaś telefonów? - zapytał, wstał, przytulił minie i pocałował delikatnie.
- Nie potrzebnie. Byłam bezpieczna. Na policji. A komórkę wyłączyłam, bo...bo tak. Zrobisz coś dla mnie? Pójdziesz ze mną jutro o jedenastej na spotkanie z ojcem, który, okazało się, żyje i jest seryjnym mordercą? Proooszę – zatrzepotałam rzęsami.
Chwilę nic nie mówił.
- A Stu....
- Mamy wtedy zajęcia z Gregorio, a sam mi mówiłeś, że zwolnił cię z tych lekcji, bo nie miałeś pary do tańca.
- To jasne, że z tobą pójdę, ale musisz mi zapłacić – wskazał na swoje usta palcem.
Cmoknęłam go i wyswobodziłam się z uścisku. Pobiegłam do farb stojących pod ścianą. Wzięłam jeden z pędzli, drugi rzuciłam narzeczonemu.
- Byliśmy umówieni – zaśmiałam się. 
~
Tak oto prezentuje się rozdział 35. Jak Wam się podoba? 
Według mnie jest znośny. 
Już niebawem Wercik będzie mieć internet ^^ 
Już się nie mogę doczekać. Na serio. Bez internetu nie ma życia. Nie ma nic...
Spojler z 36:
- Lud odbywa rozmowę z ojcem. 
Tak jakoś jeszcze nie wiem, co więcej będzie... ale coś na pewno :D 
Kocham Was. Najmocniej. Naj, naj <3 
P.s. Wybaczcie marne foto na górze. Moja beznadziejna wyobraźnia, mój długopis i moja kartka. Normalnie bym to brzydkie coś zeskanowała... nie. Normalnie bym tego nie dała. 

8 komentarzy:

  1. Uuuuuu,dobrze się zapowiada

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaaa!
    Jak to ten jej ojciec jest mordercą? No jak?!
    Przecież...
    Nie no, jak Ty mogłaś?
    Dobra, wdech wydech, muszę się opanować...
    Okey, teraz mogę komentować jak normalny człowiek :D
    Ty tak pięknie piszesz!
    Lusia przyjęła oświadczyny, to było urocze ♥
    Zakochałam się normalnie!
    Jesteś dzielna kochanie, ja wiem, że bez internetu nie ma życia :D
    Ale to nie jest tutaj najważniejsze!
    Ty jesteś w ogóle taka utalentowana...
    Pięknie piszesz, ale do tego też rysujesz! Ja bym w życiu nie dała rady narysować czegoś takiego...
    Śliczne!
    Nie mogę się doczekać nexta kochanie! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG czyli to ojciec Ludki jest seryjnym mordercą?Normalnie nie wierzę.
    Jak mógł tak po prostu zabijać bezbronne kobiety i nawet tego nie żałować, a może nawet jeszcze się z tego cieszył.....!!!!!!
    Jestem po prostu wkurzona!!!!!!!
    Bo jak tak można!tego jest seryjnym mordercą
    Dobra już się opanowałam, już jest lepiej ok.
    Jak tam będzie na tym spotkaniu z ty ojcem Lud tego to ja jestem ciekawa.....?

    Pomijając ten okropny moment jak Lu się dowiaduję o tym,że jej ojciec żyje i do tego jest seryjnym mordercą to napiszę ci że rozdzialik jest fascynujący!!!!!!!!
    Ludmi zgodziła się zostać żoną Federa jupi je!!!!!!
    Normalnie PIĘKNIE!♥
    Widzę,że czeka ich dużo malowaniaxD
    Słuchaj normalnie ten rysunek jest mega superowska ja to bym na bank takiego zarąbistego nie narysowała!!!!!!
    Współczucie ja wiem bez internetu to normalnie jak bez tlenu:(
    Do następnego kochana!!!!!!

    Koffam<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Sami mordercy... Już mordować, pierwszy. Było się potem zadźgać widelcem albo nożem do masła dla dramaturgii. Jeszcze gadać... Czy wszyscy w jedym moemncie wpvdaja na cudowny pomysł pojednania psychopatów z córkami. Paulo z Ellie i Jo. Ten cham z Ludmi. Może jeszcze Kuba Rozpruwacz na deser?
    Federico, jakiś ty śmiały. Na jedno kolano i całować po rękach i przemowa, a nie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudo :)
    Fede i Lu zaręczeni :D
    Mama Fede i jej zapłon normalnie tylko śmiać się =)
    Lusia potrafi być przekonująca kochana dziewczynka
    Ojciec Lusi mordercą robi się ciekawie
    Ciekawe czy Lu spotka się też z mamą hmmmmm
    Fajniutki fragmencik ,gdy policjant mówi że ma przyjść z chłopakiem
    A Lusia odpowiada , że przyjdzie z narzeczonym aaaaaa :D
    Mi się podoba twój rysuneczek
    Buziaki kochana i miłego pisania
    My Ciebie też kochamy tyle że mocniej

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku no co ja tu mogę napisać? :O
    To jest genialne i kurde... Ne mam pojęcia jak to ubrać w słowa :C
    A ja wiedziałam!
    Ja wiedziałam, że to był pierścionek zaręczynowy :3
    Heheszky! Geniusz Nat :3
    Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że Ludmiła się zgodziła!
    Tak ciepło przyjęli Lusię do rodziny...
    Też tak chcę :CCC
    Ja pierdziele... Dowiedzić się że twój ojciec jest seryjnym mordercą...
    A póżniej że nie zginął tylko jednak żyje :O
    OMG :O
    A tak końcówka... ''Byliśmy umówieni...''
    Ale mi się to spodobało! Nawet sobie nie wyobrażasz jakie to dla mnie jest, było i będzie genialne <3!
    No nic...
    Życzę weny ;)
    Buziaki - Nat <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku jejku jejku *-*
    Zaręczyny z morderstwem w tle...
    Nie to czy coś ale przeczuwałam że to jej ojciec ... ;-;
    Zbyt dużo w-11 XD
    No a teraz druga słodka część <3
    Lu i Fede aaaaaaa :3
    Pełnia szczęścia <3
    Zaręczyli się zaręczyli :3
    Latam po całym domu z uśmiechem na twarzy bo ten rozdział aaaaa
    Nie po prostu genialne :3
    Chce więcej tego cudeńka <3
    Czekam na następną część <3
    Alex ;3

    OdpowiedzUsuń
  8. Myszko powiem tylko tyle Boskie!
    Wybacz że takie krótkie ...
    Następny kom postaram poprawić....


    Nina Cię Kocha Fedemiłcia <3

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj!