Uwaga! OS zawiera fragmenty przeznaczone dla starszych czytelników.
~♠~
Nie ma róży bez kolców. No chyba, że kupujesz w kwiaciarni.
~♠~
Czy tylko mi się to przytrafia? Czy TYLKO ja mam tak zwariowane życie? To znaczy... wiem, że nie jestem sama. Violetta jest jeszcze większą świruską niż ja. Może się to wydać niemożliwe, ale tak właśnie jest.
Ej no, nie wierzycie? To błąd. W końcu to nie ja paradowałam przez pół wakacji w bardzo skąpym, neonowym bikini.
Ale może zacznę od początku, choć wątpię, żeby ktokolwiek coś zrozumiał.
Tak więc...
To był środa. Dokładnie szesnasty lipca tego roku. Moje urodziny. Godzina jedenasta dwadzieścia trzy.
Spałam. No w końcu są wakacje! Nie myślcie sobie. Ja chcę... no dobra, poprawka, chciałam odespać cały rok szkolny. Nagle zadzwonił mój telefon. Cholera! Po co ja go wkładałam pod poduszkę? I czemu mam taki głośny dzwonek?!
Spojrzałam na wyświetlacz. Violetta. Czeeemu mnie to nie zdziwiło? Odebrałam. Gdybym nie odebrała byłby foch forever (na pięć minut).
- Co chcesz? - zapytałam, przykładając telefon do ucha. I TO BYŁ BŁĄD.
- Wszystkiego najlepszego! - wydarła się na całego. Ciekawa jestem, czy ona zdawała sobie sprawę, że leżę w pokoju obok.
Od kiedy osiem miesięcy temu moja matka spiknęła się z jej ojcem, mieszkam w jej domu. Tak się jakoś dziwnie złożyło, że akurat tydzień temu nasi rodzice wzięli ślub i teraz ich nie ma, bo pojechali w podróż poślubną. Byłyśmy same w domu, bo Olga i Ramallo 'dostali wolne' - Naprawdę nie wiem, skąd Viola wzięła hasło do laptopa swojego ojca i do jego poczty i jak udało jej się wysłać te maile, a potem usunąć je z 'wysłanych'. Ona jest zdecydowanie mądrzejsza niż może się wydawać.
Bądź co bądź już zorganizowała trzy biby na całego. SERIO. Na całego. A jak inaczej nazwać imprę na której ktoś dosypał czegoś do soku tak, że potem wszyscy byli na haju, taką na której piętnaście pustych butelek po martini wylądowało w koszu na pranie, albo taką, na której ktoś odpalił petardy w salonie i zbił żyrandol?
- Idiotka z ciebie - warknęłam otwierając drzwi do jej pokoju.
Weszłam do środka, złapałam pierwsze co miałam pod ręką i rzuciłam w nią. Okryła się kołdrą, bo kto by chciał dostać lampką nocną?
- Nie marudź Luśka, nie marudź - zaśmiała się. Wstała z łózka i stanęła przed dużym lustrem. - Nie sądzisz, że będę bosko wyglądać w bikini? Patrz jakie sobie kupiłam - zanurkowała w szafie, a po chwili stanęła przede mną z strojem kąpielowym w ręku.
Muszę przyznać, że było to najbardziej zajefajne bikini jakie kiedykolwiek widziałam. Dół był skąpy i neonowożółty. Na tyłku był napis: Sexy girl. Góra była tego samego koloru, bez ramiączek, za to z dużą ilością frędzelków.
- Tylko gdzie ty będziesz w tym paradować? Na dworze jest piętnaście stopni i non stop leje - zaśmiałam się.
No właśnie. Nie wspomniałam, że zaraz po świętach Bożego Narodzenia przeprowadziliśmy się do Norwegii. A pogoda tutaj jest totalnie beznadziejna.
- Luśka, co ty?! Wątpisz w moje umiejętności? Przecież ja jestem czarodziejką!
Tak Violu. Jesteś czarodziejką. Zwłaszcza, jak pociśniesz szampana prosto z butelki i popijesz colą.
Czy tak można? A czy to normalne, że ona potrafi puszczać bąbelki nosem? Ha! I to właśnie ta jej magia.
- Tsa. Taka z ciebie czarodziejka, jak ze mnie striptizerka - prychnęłam.
- Ej, czemu mi nic nie mówisz?! To gdzie pracujesz? - spojrzałam na nią i wybuchnęłam śmiechem. - Pytałam poważnie! - udała oburzoną, ale po chwili śmiała się razem ze mną.
Nie. Serio, ona nie była na bani. Tak się zachowuje CODZIENNIE.
- Dobra, Luśka, a teraz na poważnie. Mam dla ciebie prezent urodzinowy! - zaklaskała, ponownie zniknęła w szafie (tak, przysięgam, że tak było, weszła do szafy) i rzuciła we mnie srebrną torebką wypchaną zieloną i różową bibułą.
Zajrzałam do środka. Wyjęłam z wnętrza neonoworóżowe bikini. Tego samego kroju, co Violi. Tyle, że napis był inny. Ten brzmiał "Sexy 18".
- No doprawdy, trzeba być tobą, żeby dać taki prezent na osiemnaste urodziny - zaśmiałam się. - Ale czy ty nie wiesz, że tu jest max 17 stopni i to w słońcu?! LATEM!
- Czekaj. Już byś chciała tu nam w tym paradować. Przecież matka by cię zabiła. Uważaj, uważaj... Kochanie, lecimy na wakacje. To prezent dla ciebie od rodziców. A ja lecę z tobą, bo mam cię pilnować.
Ona ma pilnować mnie? Nie no, to są chyba jakieś jaja. Już prędzej ja będę pilnować jej. Może i jest starsza o prawie rok. Ale ja jestem mądrzejsza!
- Lecimy do Buenos Aires! - zawołała. - JUTRO!!
O BOŻE, BOŻE, BOŻE!!! Lecimy do BA! Ale jestem happy! Normalnie mogłabym teraz w tym bikini wyjść na balkon! Albo nawet bez!
W tej chwili nie myślałam zupełnie. Zaczęłam skakać po łóżku jak wariatka i piszczeć. Nie zdziwiłabym się, gdyby jakaś sąsiadka zapytała, czy my koty ze skóry obdzieramy.
- Widzę, że się cieszysz - oznajmiła moja przyrodnia siostra. - Ale radzę ci lecieć pakować walizki. Twoje i moje. Ja muszę ogarnąć ten syf na dole, bo dzisiaj Olgita wraca. Do roboty!
Ten dzień był tak totalnie zwariowany, że już nawet nie pamiętam, co się tak na prawdę działo. Wiem, że obudziłam się następnego dnia, z głową pod fotelem i przykryta ręcznikiem plażowym. Szybko dopakowałam ostatnie drobiazgi i zbiegłam na dół. Jeny. Vilu bardzo się napracowała. Bo panował tu idealny porządek.
- No to co? Gotowa na dwa tygodnie w słonecznej Argentynie? - szatynka stanęła obok mnie.
Przytaknęłam. Byłam tak mega podniecona, że nie potrafiłam nawet się sensownie wypowiedzieć. Kurde, lecę do BA!!
Ramallo zawiózł nas na lotnisko. Aleśmy się naczekały! W ogóle, była afera przy odprawie, bo ta kretynka, Violetta, którą i tak kocham, zaczęła się awanturować z jakąś babką, o to, że nie pozwala jej zabrać butelki wódki na pokład. Zaraz zjawili się goście w mundurach i "przywrócili Violę do porządku".
Potem jeszcze opóźniał się nasz samolot. Usiadłyśmy w jakiejś kafejce przy odpowiedniej bramce, żeby zdążyć i zamówiłyśmy dwie porcje dietetycznej coli. Smakowała całkiem dobrze, ale nie wiem, czy byłaby równie smaczna, gdyby Violka nie dolała do szklanek kilku kropel rumu. Mówiłam już, że jest porządnie szarpnięta? Dobrze, że chociaż nie pali skrętów.
Ja naprawdę rzadko piję i wcale nie palę. Nawet zwykłych papierosów. Viola tylko "pociąga z butelki", anie nie nie nałogowo, czy coś w tym stylu. Tylko wtedy, kiedy może. A może, kiedy nie ma rodziców. Ich nie ma raz na ruski rok, tak wiec...
Nagle z głośników ryknął jakiś kolo, że pasażerowie samolotu lecącego do Buenos Aires mają się stawić w odpowiednim przedziale.
Violetta wzięła swoją szklankę i poszłyśmy. Zaznaczę, że tych szklanek NIE MOŻNA było brać ze sobą.
Lot był spokojny, tylko raz zdarzyły się niewielkie turbulencje. Poza tym stewardessy rozdawały napoje i orzeszki, więc nie powiem, musiałam przebrać się na lotnisku, w toalecie, kiedy już wylądowaliśmy, bo ta idiotka, siedząca obok, Violetta, wylała na mnie szklankę mrożonej herbaty.
Następnie busem pojechałyśmy do naszego hotelu. Nasz pokój był ZA-RĄ-BIS-TY! ([klik]) Pokój? Nie. Raczej apartament. Musiał kosztować krocie. Wysilili się nasi rodzice.
Zostawiłyśmy bagaże w środku i wybrałyśmy się obczaić hotel. JAKI WYPAS! Jest tu maga podgrzewany, kryty basen i niekryty też, spa, dyskoteka, restauracja otwarta 24h na dobę z darmowym jedzeniem dla gości hotelu i barek również otwarty cały czas i z darmowym... WSZYSTKIM!
Viola poszaleje, czuję to.
Było dopiero południe, więc poszłyśmy coś zjeść. Ja zamówiłam krewetki, a moja siostrunia homara. Bleee. Nie cierpię tego. Jak można zjeść homara? Widzieliście kiedyś, jak wygląda przyrządzanie tego biednego stworzenia? Rzucają go ŻYWCEM do wrzącej wody. Tortury normalnie.
Potem rozpakowałyśmy się, a uwierzcie mi na słowo, nie było tego mało.
W końcu byłyśmy tak padnięte, że poszłyśmy spać. Nazajutrz zaczęła się zabawa.Słońce grzało, więc ubrałyśmy nasze sweet bikini i poszłyśmy na plażę.
- Muszę się opalić, bo w tej Norwegii zbladłam i teraz wyglądam ja yeti - narzekała Vilu, smarując się czymś w rodzaju samoopalacza.
Udałam że jej nie słyszę. Leżałam na ręczniku i popijałam tequile z barku przy plaży.
Żyć nie umierać.
Dosłownie cały ten dzień spędziłyśmy na plaży i nad basenem. Dopiero wieczorem się odpicowałyśmy i ruszyłyśmy do miasta. Była impreza karaoke w jakimś klubie. Zapisałyśmy się z Violą na kawałek Lady Gagi. To chyba było Bad Romance, ale pewna nie jestem, bo przed zapisami wypiłyśmy kilka drinków. Z naszym talentem było niemal pewne, że zgarniemy główną nagrodę - dwie stówy. Oczywiście opiłyśmy nasz sukces.
Wszystkie dni wyglądały dosyć podobnie. Czyli DOBRA ZABAWA, PLAŻA, BALANGI I CHŁOPAKI!!
Nie chcę mówić, że Viola jest zdzirą, czy coś... ale już dwa razy nie wróciła na noc i nie zliczę ile razy widziałam ją obmacującą się z jakimś gostkiem.
Ja chciałabym umieć się tak zachować. Po prostu WYLUZOWAĆ. Ale nic z tego, kiedy tylko przystawia się do mnie jakiś facet, choćbym nie wiem jak była nachlana, nie potrafię się z nim całować i ściskać. NIE UMIEM.
Może to dlatego, że ja wierzę, w miłość? Nie to co Vilu, od kiedy zerwała z Leonem w tamtym roku, stwierdziła, że faceci to świnie i nie chcę się z żadnym wiązać. Co najwyżej dobrze się bawić. A ja już wiem co oznacza to ''dobrze się bawić''. Dla jasności. Przespać się. Uważa, że szkoda życia na takie bzdety jak złamane serce. O Leonie na przykład szybko udało jej się zapomnieć. Wystarczyło, że ze trzy razy poszła do pubu. Kiedy zerwali, mieszkaliśmy jeszcze w BA, więc wystarczyła ściema, że idzie nocować do Camili. Ja i Camila od zawsze się nienawidzimy.
Mówiłam już, że z naszych dawnych znajomych, tylko ona została w BA? Wszyscy albo powracali do swoich dawnych miejsc zamieszkania, albo zrobili karierę.
Ale o czym ja w ogóle piszę?! Powinnam przejść do najważniejszego, a jakoś nie bardzo mi się na to zbiera...
Któregoś wieczoru Viola wyciągnęła mnie na imprezę. Nooo w sumie jak zawsze. Ale wtedy nie czułam się najlepiej. Bolały mnie nogi, bo całą poprzednią noc spędziłyśmy wariując na parkiecie w dyskotece.
Weszłyśmy do klubu. Wszędzie migały kolorowe światełka, a w kilku miejscach unosiły się kłębki pary.
Nie miałam ochoty na tańce więc przysiadłam przy stoliku w rogu. Zamówiłam colę. Tylko colę. Tego wieczoru nie napiłam się ani kropelki płynu z procentem.
Viola poszła świrować i bardzo szybko straciłam ją z pola widzenia.
- Co taka ładna panna jak ty robi tu sama? - usłyszałam za sobą czyjś głos.
Odwróciłam się gwałtownie. Nie wierzyłam własnym oczom.
- F- Federico? - wydukałam.
- Luśka? - wydał mi się tak samo zdziwiony.
Usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Opowiedziałam mu o tym jak tu trafiłam, o tym jak mi się żyje w Norwegii i o tym jak potrzepana jest moja siostra. Potem on opowiadał, że niedawno skończył trasę koncertową i że wrócił by trochę odpocząć przed nagrywaniem solowej płyty.
Ja i Federico byliśmy parą przed moim wyjazdem. Rozstaliśmy się ze względu na to, że oboje opuszczaliśmy kraj. Gdyby nie to może ciągle bylibyśmy razem.
Myślałam, że udało mi się o im zapomnieć, wyleczyć się z tej miłości. Ale kiedy go zobaczyłam moje serce zaczęło fikać koziołki ze szczęścia.
- Może zatańczysz? - zapytał w końcu.
Przytaknęłam z uśmiechem. Pociągnął mnie w stronę parkietu. Na samiuteńki jego środek. Tańczyliśmy i tańczyliśmy, a ja, sama nie wiem czemu, chciałam już stamtąd wyjść.
On chyba to zauważył.
- Może chcesz chwile odpocząć? - złapał mnie za rękę.
- Tak właściwie... em... nie wiesz gdzie tu są toalety? - wyjąkałam, starając się unikać jego wzroku.
- A tak się składa, że wiem, bo często tu bywam - uśmiechnął się. - Choć, zaprowadzę cię.
Idiotka ze mnie. Mogłam wymyślić coś innego. Mogłam, mogłam, mogłem! Ale chyba podświadomie nie chciałam.
- To tędy - oznajmił Federico prowadząc mnie do drzwi w rodu sali.
- Mogę ci się do czegoś przyznać? - zapytałam.
- Jasne.
- Ja chyba chcę już wracać do hotelu - spuściłem wzrok.
- A czy ja mogę coś zaproponować? - czułam, że patrzy na mnie, ale nie miałam odwagi się odezwać, więc kiwnęłam tylko lekko głową. - Pójdziemy do mnie? Na drinka. Daj się zaprosić. Tak po przyjacielsku.
To było jak strzał w samo serce. Po przyjacielsku... auć. To naprawdę boli.
Tylko, że nie mogłam znaleźć powodu, dla którego miałabym odmówić. A zwykłe "głowa mnie boli" nie pomogłoby. Fede jest uparty... Więc się zgodziłam.
Nie powiedziałam o niczym Violetcie. Podejrzewam, że i tak wrócę do apartamentu szybciej niż ona.
Wyszłam przed budynek. Fala chłodnego powietrza uderzyła we mnie.
- Proszę, ubierz to - Włoch podał mi swoją bluzę.
- Nie trzeba - odmówiłam.
- Trzęsiesz się - stwierdził. - Masz na sobie tylko cieniutką, króciutką sukienkę. Ubierz to i nie marudź- wcisnął mi do ręki bluzę i podszedł do motoru. Rzucił kaskiem w moją stronę.
- Załóż - wydał rozkaz, a ja posłusznie go wykonałam.
Usiadł na pojeździe.
- Usiądź z tyłu - uśmiechnął się. Kiedy już zajęłam swoje miejsce kontynuował wypowiedź. - Trzymaj się mocno. Mnie, rzecz jasna.
Nie odezwałam się ani słowem, tylko zrobiłam to, co powiedział. Nie było sensu się sprzeciwiać.
Jechaliśmy szybko. Bardzo szybko. W kilka minut znaleźliśmy się pod wysokim apartamentowcem. Wjechaliśmy windą na dziewiąte piętro. Nie wiem czemu, ale czułam się zdenerwowana.
Przekręcił klucz w drzwiach i zaprosił mnie do środka. Muszę przyznać, że wystrój zrobił na mnie wrażenie. Wszystko było w odcieniach beżu i brązu.
- Jej, tu jest ślicznie - wypaliłam, całkiem szczerze.
- Dziękuję... usiądź, rozgość się. Czuj się jak u siebie. Ja za chwilkę przyjdę - zniknął za ścianą.
Mi nie trzeba dwa razy powtarzać. Zaraz zaczęłam się rozglądać. Poszłam z salony do innych pokoi, których, tak swoją drogą, było bardzo dużo. W końcu już sama nie wiedziałam gdzie jestem. Zgubiłam się w mieszkaniu mojego byłego. Co za... Przysiadłam na łóżku. Chyba byłam w sypialni. Tępo patrzyłam się w ścianę. Nagle usłyszałam swoje imię. Federico mnie wołał.
- Fede, ja się zgubiłam! - krzyknęłam.
Po chwili Włoch zjawił się w pokoju. Zaśmiał się widząc minie taką poirytowaną.
- Jesteś kochana, kiedy tak się złościsz - usiadł obok mnie. - Chcesz obejrzeć jakiś film?
- Chętnie - przytaknęłam.
Wtedy Federico wziął do ręki bardzo mały pilot, nacisnął jakiś przycisk, a z sufitu wysunął się projektor. Wcisnął kolejne guziki, na pojawiła się długa lista tytułów.
- Zagramy w grę? Będę przewijał, a ty zamkniesz oczy. Powiesz stop. Wtedy obejrzymy film, a którym się zatrzymałem. Dobrze?
Skinęłam głową, opuściłam powieki i zaczęłam w myślach odliczać od dziesięciu w dół.
- Stop - odezwałam się. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam duży napis "Silent Hill". Widziałam ten horror już chyba dziesięć razy, ale zawsze boję się bardzo. Mimo to nie odezwałam się ani słowem.
- Włączę i pójdę zrobić popcorn - uśmiechnął się chłopak.
Film zaczął lecieć, a on poszedł. W pokoju było ciemno i tylko światło z projektora rzucało lekką poświatę na moją twarz. Zamknęłam oczy. Cholerne się bałam, mimo, że nie było jeszcze nic strasznego. Po kilku minutach usłyszałam, że ktoś idzie w stronę pomieszczenia. Feder usiadł obok mnie i poczęstował popcornem. Oglądaliśmy w zupełniej ciszy, a moje serce waliło w piersi. Kiedy już nie wytrzymałam, pisnęłam i podskoczyłam na miejscu. Fede zaśmiał się i stanął naprzeciw mnie.
- Boisz się? - zapytał.
- Tak - przyznałam.
Staliśmy tak, patrząc na siebie. Nagle Federico złapał moją dłoń, przyciągnął do siebie i pocałował. Na początku byłam tak zdziwiona, że nie byłam w stanie zareagować. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Po chwili jednak doszłam do czegoś. Wakacje mi się kończą... Muszę chociaż raz pójść na całość.
Oddałam mu się.
Odwzajemniłam pocałunek. No dalej, Lu! Jakiś wewnętrzny diabeł wyszedł ze mnie. Ułożyłam ręce na jego torsie. Zacisnęłam pięści na jego koszuli i pozwoliłam się całować po szyi.
Chłopak wziął mnie na ręce i ułożył na łóżku. Składał na moim dekolcie długie i mocne pocałunki. W duchu cieszyłam się, że ubrana byłam w kieckę bez ramiączek. Federico wolno zsunął ze mnie sukienkę. Patrzył na mnie przez chwilkę. Kurdę, już dawno się tak nie stresowałam. Przeszło mi nawet przez myśl, że może jednak powinnam się trochę napić? Wtedy byłabym mniej świadoma. Ale już za późno. Już nie było odwrotu. Uśmiechnęłam się, pocałowałam go i na oślep zaczęłam rozpinać guziki w jego koszuli.
Potem zaczął brnąć językiem od mojego mostka w dół, do pępka. Czułam się świetnie, a to było bardzo przyjemnie. Co chwilka wzdychałam z rozkoszy. Sama nie wiem ile to trwało. Straciłam poczucie czasu.
Zagryzłam wargi nerwowo, gdy Włoch zaczął majstrować przy zapięciu mojego stanika. Luz, Ludmiła, wrzuć na luz! Zapięciu ustąpiła, a mój biustonosz wylądował gdzieś w kącie pokoju, albo przy drzwiach. Wypuściłam powietrze nosem. Chwyciłam klamrę od paska w jego spodniach i jednym ruchem rozpięłam ją, a dżinsy upadły na ziemię.
Swoimi zwinnymi palcami Fede pieścił jedną w moich piersi. Drugą, dobra, wybaczcie, że tak to ujmę, ale..."lizał". No co?
I znów czas się zatrzymał. Liczył się tylko on.
Zdawałam sobie doskonalę sprawę z tego, że najprawdopodobniej nie jetem jego pierwszą partnerką. Ale on był moim.
W końcu nastąpił ten moment. Było już zupełnie ciemno, bo film się skończył. Powoli ściągnął ze mnie mój ostatni element garderoby, a sam pozbył się swoich bokserek. Założył prezerwatywę, a bynajmniej takie odniosłam wrażenie. Potem wszystko działo się dla mnie jak za mgłą. Pamiętam tylko moment bólu, a potem bezkresną ulgę, ukojenie i rozkosz. Zacisnęłam pięści na jego włosach. Jęczałam cicho, kiedy ruszał biodrami. Kiedy już oderwaliśmy się od siebie, wszystko wróciło. Było wyraźne. Byłam trochę brudna od krwi...ale szczęśliwa. Przez ten czas czułam się jak w niebie. Było mi błogo... Ale też czułam się wykończona. Owinęłam się w prześcieradło, wtuliłam się w Federico i w mgnieniu oka usnęłam.
Następnego poranka obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez okno do pomieszczenia. Przetarłam zaspane oczy. Fede nie było obok. Zwlekłam się z łóżka,poprawiłam materiał, którym byłam owinięta i wyszłam z pomieszczenia.
- Fede? - krzyknęłam.
Po chwili chłopak pojawił się, właściwie znikąd.
- Widzę, że moja księżniczka już wstała - pocałował mnie w policzek.
Zatrzepotałam rzęsami, zaśmiałam się cicho i przytaknęłam.
- A gdzie tu jest łazienka?
- Tam, po lewej- wskazał na białe drzwi.
- Dziękuję.
Weszłam do środka i przekręciłam kluczyk. Prześcieradło upadło, a ja spojrzałam w duże lustro. Pokiwałam głową z niesmakiem. Weszłam do prysznica, odkręciłam kurek z gorącą wodą i wymyłam się dokładnie.
Dopiero wtedy, zorientowałam się, że nie mam przy sobie ubrań. Owinęłam się w ręcznik i wyszłam z łazienki. Idąc za zapachem kawy, dotarłam do kuchni.
- Kochanie, muszę cię o coś zapytać. Wiem, że to szalone, ale muszę. Czy zostaniesz tu ze mną, w Buenos Aires?
- Co? - nie mogłam uwierzyć, w propozycję, którą dostałam. - Wiesz...chyba muszę o tym porozmawiać z Violą. Czy odwiózłbyś mnie do hotelu?
Niecałe dwie godziny potem byłam już pod wejściem do apartamentu. Weszłam do środka. Vilu nie było. Czyli też sobie kogoś przygruchała. Na samo wspomnienie poprzedniej nocy poczułam motylki w brzuchu.
Walnęłam się na łóżko i gapiłam się w sufit, uśmiechając się do siebie. Nagle drzwi otworzyły się. Odwróciłam się na brzuch. Kompletnie pijana Viola, chwiejnym krokiem szła w stronę sofy, nucąc coś pod nosem.
- Gdzie byłaś i z kim? - zapytałam całkiem poważnie.
- Blam z Leonem. Wcraj spotkalalalam go w kubie. Zabrał mnie do sebie. Ale tam się dziaaaaalo. Wypiliśmy trochę,tak ciut, nie dużo wcale nie duzooo... a potem on mnie pocałował. Ściągnął ze mnie sukienkę, a ja z niego koszulę i jego sodnie też się gdzieeeś zapodziały... I wieeesz co? Bylo genilnie. Haha, Taa-aak namietnie i wspniale...
- Violu! - przerwałam jej. - Wychodzę. Porozmawiamy, kiedy wytrzeźwiejesz.
Poszłam na basen. Poopalałam się trochę, po czym wróciłam do pokoju. Violetta akurat robiła sobie kawę.
- Jak się czujesz? - podeszłam do niej.
- Już dobrze. Przepraszam cię za moje dzisiejsze zachowanie, ale z Leonem było tak cudownie...
- Wróciliście do siebie?
- Lu, muszę ci coś powiedzieć - zaczęła nerwowo skubać końcówki. - Bo widzisz, Leon zaproponował, żebym została z nim w BA... powiedział, że dla mnie zrezygnuje z kariery i zapewniał, że nigdy mnie nie zostawi. Mówił, że był głupi, kiedy pozwolił mi odejść. On naprawdę mnie kocha.
- Wiesz, to zaskakujące... Federico mówił mi to samo.
- Federico? - zdziwiła się.
Wbiłam wzrok w czubki swoich butów.
- Tak, Federico. Ja już nie wrócę do Norwegii. Zostaję tutaj.
- Ja też.
I w ten oto sposób zostałyśmy w rodzinnym mieście. Ja zamieszkałam z Federico, a Viola z Leonem. Nasi rodzice wielokrotnie próbowali ściągać nas do domu, ale po szóstej nieudanej próbie dali sobie spokój.
Nigdy nie żałowałam. Nigdy. Wiadomo, zdarzały się chwile zwątpienia. A jednak, ja zawsze wychodziłam obronną ręką.
Czyli jednak istnieją happy endy? A ja śmiałam w to wątpić.
~
Hola!
Słuchajcie, na początek przeproszę Was, że czekaliście na rozdział 40, a koniec końców go nie ma.
Ale na zakończenie wakacji chciałam napisać coś wyjątkowego.
I tak powstał ten oto One Shot.
Jest to chyba jedyna moja praca, która podoba mi się w stu procentach.
A wszelkie uwagi, zarówno pozytywne jak i negatywne, prozę pisać w komentarzach :3
~
Teraz przejdę do części informacyjnej.
Jutro jest ostatni dzień wakacji. Czyli, zaczyna się szkoła. Wiecie z czym to się wiąże, prawda?
Z bólem serca muszę stwierdzić, że moje rozdziały będą pojawiały się zdecydowanie rzadziej, bo tylko jeden na tydzień.
Przepraszam, no ale mam dwa blogi i jestem współautorką kolejnych dwóch. Inaczej bym się nie wyrobiła. I tak wyszło, że muszę pisać 6 prac na miesiąc. A to dużo, jeśli jest szkoła. Bardzo Was przepraszam. Zawiodłam Was, prawda?
~
Kocham Was.
Jesteście najwspanialsi!
Życzę Wam, aby ten rok szkolny był dla Was owocny w sukcesy, osiągnięcia i dobre oceny.
Jeśli trzeba będzie potrzymać kciuki, to śmiało piszcie!
Buziaczki!