wtorek, 26 sierpnia 2014

Es Posible - XXXIX

~ A miłość we śnie, wieczna jest ~

*Ludmiła*

Z
en Gira
quIero
frieNds till the end
descubI
unedErneath it all
ser quien Soy
rescata mi coraZon
~
aMor en el arie
supercreAtiva
encendeR neustra luz
queeN of the dance flor 
a mI lado
aprEndi a decir adios.
Dziś wieczorem sprawdzałam pocztę mailową i właśnie taką wiadomość otrzymałam. I czy powinno mnie zdziwić, że z adresu, który znalazłam wczoraj w skrzynce? Na początku nie zrozumiałam nic... bo przecież to tylko tytuły nowych piosenek. Ale potem zwróciłam uwagę na sposób ich zapisu... Zamarłam. Przestraszyłam się nie na żarty. Duże litery układały się w napis: "ZGINIESZ MARNIE". Czemu to mi się przytrafia? Czy ja kogoś skrzywdziłam? Czy ja na to zasługuję? Ukryłam twarz w dłoniach i rozpłakałam się jak małe dziecko. 
Ktoś groził mi śmiercią, a ja nie mogłam nic zrobić. Byłam tak bezbronna... Za jakie grzechy, to wszystko?
Nagle poczułam czyjąś ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Podskoczyłam, tak się wystraszyłam. 
- Luciu, spokojnie - szepnął Federico. - Co się stało?- uklęknął przy mnie i otarł moją mokrą twarz z łez. - Dlaczego płaczesz? 
- F-Fed-de... - chciałam mu powiedzieć, ale wiedziałam jak zareaguje. Wiedziałam, że będzie chciał iść z tym na policję. Wiedziałam, że będzie się zamartwiał. Nie mogłam. Musiałam przemilczeć sprawę. - Ja jestem w ciąży. Takie zmiany nastroju są normą... 
- Chyba nie bardzo ci wierzę... - spojrzał na mnie badawczo. - A może moja cudowna prawie żona wybierze się ze mną na spacer? 
- Twoja cudowna prawie żona, owszem, wybierze się z tobą na spacer, jeśli obiecasz, że nie odstąpisz jej na krok - dałam mu całusa w policzek. 
Chciałam wyjść, ale musiałam mieś pewność, że nie zostawi mnie samej. Bałam się! 
- Lucia, z tobą coś nie tak jest... czym się przejmujesz? Przecież wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć - złapał moją dłoń. 
Czasami powinnam ugryźć się w język. 
- Nie martw się o mnie! Wszystko jest dobrze - wysiliłam się na uśmiech. 
- Jak chcesz- westchnął. - To co, idziemy?
- Myhym... - wstałam i ruszyłam w stronę drzwi, w duchu, dziękując Bogu, że Federico mi odpuścił.
 Szliśmy parkiem, wolno. Patrzyłam przed siebie, kurczowo trzymając się Federico.Wdychałam świeże powietrze i napawałam się widokiem pięknego, kolorowego kwiecia. Ludzie mówią, że gdyby nie śmierć, życie nie wydawałoby się nam nawet w połowie tak piękne. Pamiętam, jak kiedyś o mało co nie wpadłam pod samochód, bo nie chciało mi się czekać na zielone światło. Wtedy przez miesiąc zachwycałam się wszystkim. 
- Kochanie, może pójdziemy na kawę do Sally, co ty na to? - zaproponowałam w pewnej chwili. 
Moja przyjaciółka, zaraz po urodzinach Federico pojechała do Padwy, do chorej cioci i wróciła kilka dni temu. Nie widziałam się z nią, a ona nie wiedziała ani o mojej ciąży, ani o pracy modelki, w której mam obecnie chwilowy przestój, ani o moich  zaręczynach z Federico. 
- To dobry pomysł - zawtórował. 
Tak się akurat złożyło, że byliśmy całkiem blisko LaRosy, więc chwila moment byliśmy na miejscu. 
Weszłam do środka. Sal jak zawsze stała przy ladzie z książką w ręku. Kiedy usłyszała pobrzękiwanie dzwoneczka nad drzwiami odłożyła powieść i skierowała swój wzrok na wchodzących, czyli akurat nas. Widząc mnie wybałuszyła oczy i otworzyła buzię. Widziałam, że po prostu ją zamurowało. 
- Salka, aż tak grubo wyglądam? - zapytałam żartobliwie. 
- Cio? - otrząsnęła się. - Nie, Luśka. Wyglądasz... eghm... inaczej niż jak cię ostatnio widziałam. Tak jakby... trochę cię przybyło... a może raczej was - jąkała. 
- Daj już spokój, nie kleć wierszy, bo dziś nie pierwszy! - zaśmiałam się. - To dziesiąty tydzień... jeszcze wcześniutko.
- Dobraaa... a czy jest jeszcze coś, o czym nie wiem? - zapytała niepewnie spoglądając to na mnie, to na Federa. 
- Och i to ile! - zawołał Fede. - Radzę ci wziąć przerwę i słuchać uważnie, bo serio masz czego. 
W trójkę usiedliśmy przy jednym ze stolików i zaczęłam opowiadać Sally o wszystkim. O ciąży. O zaręczynach. O spotkaniu z ojcem. O pracy. O Studiu. O Lenie i nawet o patelni. Ale o groźbach nie wspomniałam ani słówkiem. 

*Violetta*
Rodzice Leona na szczęście zgodzili się, by leciał ze mną do Paryża. Kiedy tylko mi o tym powiedział, czułam jak rozsadza mnie od środka. Byłam bardzo szczęśliwa i nie mogłam doczekać się wyjazdu. Skakałam po łóżku i wyrzucałam w powietrze strzępki kartek. Rzucałam poduszkami i śpiewałam ze szczęścia. Myśl, że będę z Leonem sama w Paryżu przez cały tydzień sprawiały, że czułam się tak, tak, tak.... tak cudownie jak nigdy dotąd. Oczami wyobraźni widziałam nasze wspólne, romantyczne kolacje w blasku świec, przy muzyce akordeonu, na wieży Eifla. Widziałam nas, jak zwiedzamy Luwr i Wersal. Jak chodzimy ulicami tego wspaniałego miasta, trzymając się za ręce i jak płyniemy łódką po rzece, wpatrując się w księżyc w pełni. 
Ale najpierw trzeba było przeżyć lot samolotem. Chociaż latałam bardzo dużo i często, bałam się tego. Mam lekki lęk wysokości, a w dodatku, zawsze mam wrażenie, że w samolocie może wysiąść silnik lub stać się coś równie złego, dajmy... może oderwać się skrzydło. Albo pilot może zasłabnąć... 
Złapałam mojego chłopaka za rękę. Siedzieliśmy w samolocie, który zaczął się trząść. 
- Leoś, co się dzieje? - szepnęłam przerażona. 
- Spokojnie, kochanie. To tylko turbulencje. Nic się nie stanie. Nie bój się - uśmiechnął się do mnie. 
Wzięłam głęboki wdech i oparłam głowę na ramieniu Leona. Starałam się myśleć o czymś miłym i przyjemnym... Objął mnie ramieniem. Było mi lepiej. Bałam się, ale nie aż tak. Kiedy Leon jest przy mnie, zawsze czuję się bezpiecznie. 
W końcu wylądowaliśmy i busem pojechaliśmy do naszego hotelu. Mijaliśmy po drodze Łuk Tryumfalny. Muszę przyznać, że zrobił na mnie wrażenie. Był o wiele ładniejszy, bielszy i bardziej elegancki, niż ten w Hiszpanii, który kiedyś miałam okazję zobaczyć.
Potem, kiedy już byliśmy na miejscu, dowiedziałam się, że mamy z Leonem wspólny pokój. Kiedy Marotti nam to oznajmiał, nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. Cieszę się z tego wyjazdu. Tak bardzo się cieszę. 

*następnego dnia*

*Federico*
Wstałem wcześnie, bo dzisiaj jest ważny dzień. Dokładnie trzy lata temu poznałem się z Lucią. 
Wszedłem do klasy. Byłem nowy, bo mama przeniosła mnie z poprzedniej szkoły, z nieznanych mi powodów. Wszystkie dziewczyny patrzyły na mnie. Niektóre mrugały zalotnie, inne przygrywały wargi, kolejne oblewał rumieniec. Chłopaki uśmiechali się do mnie przyjaźnie. I tylko jedna osoba - śliczna blondynka o pełnej twarzy, ślicznych kościach policzkowych, bursztynowych oczach, wklęsłym nosku, równych ustach i długich włosach związanych w kucyka, kompletnie nie zwracała na mnie uwagi. Siedziała na krześle, przy ławce pod ścianą. Opierała się o nią. Na kolanach trzymała zeszyt i zawzięcie coś w nim pisała. Jej koleżanka z ławki, uśmiechnięta Hiszpanka o czarnych, kręconych włosach szturchnęła ją w ramie. Dziewczyna uniosła wzrok, spojrzała na mnie pogardliwie i znów pochyliła się nad brulionem. Po chwili do pomieszczenia weszła nasza wychowawczyni. Przedstawiła mnie i kazała przewodniczącej klasy, Lili, oprowadzić mnie po szkole podczas najbliższej przerwy. W ten sposób dowiedziałem się jak ma na imię. 
Kiedy tylko zadzwonił dzwonek wszyscy poderwali się ze swoich miejsc i rzucili się do wyjścia. Tylko nie ona. Wolno pakowała swoje książki do torby. Stanąłem obok przypatrując się jej poczynaniom. Podniosła się z miejsca. Wyciągnęła dłoń w moim kierunku. 
- Lili - powiedziała bez emocji. 
- Federico - uścisnąłem je dłoń. - Ta torba nie jest za ciężka, może ci pomóc? - zapytałem.
- Nie - ucięła. 
Była taka niedostępna i chłodna. Czułem, że skrywa jakąś tajemnicę. Nie myliłem się. A wtedy, wydało mi się, że muszę dowiedzieć się jaką. 
Przez następne dni próbowałem dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Ale była jak zamknięta księga. 
Nawet nie wiedziałem, gdzie mieszka. Kiedy tylko próbowałem się do niej zbliżyć, odsuwała się na jeszcze dalszą odległość. Ale nigdy się nie poddałem. 
A teraz Lili już nie ma. Zniknęła i mało kto wie co tak naprawdę się z nią stało. 
Cicho, żeby nie obudzić mojej narzeczonej, wykonałem poranną rutynę po czym szybko wyszedłem. Wiem, to okropne z mojej strony tak wychodzić bez pożegnania. Ale przecież byłem zaledwie w ogrodzie. Rozłożyłem koc, a na nim wcześniej przygotowane owoce, ciasteczka i inne smakołyki. Na środku zostawiłem kopertę, w której znajdowały się gotowe zaproszenia na nasz ślub. 
Kiedy miałem pewność, że wszystko jest idealnie (łącznie z moją grzywką) skierowałam się z powrotem do domu. Wszedłem do sypialni, gdzie słodko spała moja księżniczka. Pochyliłem się nad nią i lekko musnąłem jej wargi swoimi. Po chwili otworzyła swoje piękne oczka.
- Śniłeś mi się - wyszeptała. 
- Tak? A jaką rolę odgrywałem w tym śnie? 
- Byłeś księciem, który uratował mnie ze szponów wrednej wiedźmy - uniosła kąciki ust.
Bez słowa wziąłem ją w ramiona. 
- Fede! Ja jestem ciężka! - zaśmiała się. 
- Oj, no nie przesadzaj - cmoknąłem ją w policzek. 
- Mam na sobie piżamę, jestem nie uczesana i nie umalowana... czemu idziemy w stronę drzwi? - zapytała niepewnie.
Udałem, że nie słyszałem. Zakryłem jej oczy dłonią i odsłoniłem, dopiero, kiedy znaleźliśmy się za domem. Posadziłem ją na kocu i sam przysiadłem się obok. 
- Jeju, kochanie - westchnęła, wycierając z policzka jedną łezkę. - A to co? - wskazała na kopertę. 
- Sama zobacz - podałem jej rzecz. 
Wzięła ją do ręki i wyjęła z wnętrza jedno zaproszenie. 
- Boże, Fede, jesteś wspaniały! - rzuciła mi się na szyję. - Dziękuję ci. 
- Nie masz mi za co dziękować, piękna. A czy wiesz co dzisiaj jest? - zapytałem łapiąc jej dłoń. 
- Ehm... wtorek? 
- Nie to mam na myśli - pokiwałem głową. 
Patrzyła na mnie wyczekująco, a ja wyciągnąłem zza pleców album. Podałem go jej. 
Przeglądała jego strony. W jej oczach mieniły się łzy. Kiwała głową z niedowierzaniem. A jednak się uśmiechała. 
- To już trzy lata - szepnęła. - Nie wiem jak ci się to udało... yu jest wszystko. Nasze zdjęcia, liściki z angielskiego, kartki... wszystko. Boże, jak ja cię kocham! 
- Ja ciebie też kocham.
Siedzieliśmy naprzeciw siebie, napawając się swoją obecnością. Patrzyłem w jej duże, zeszklone oczy i z każdą chwilą coraz bardziej uświadamiałem sobie, że jest tą jedyną. Najważniejszą. Najwspanialszą. Nigdy jej nie opuszczę. 

*Francesca*
A więc to było tak: przeszukiwałam torebkę Cami, by znaleźć jakiś dowód na to, że ciągle kocha Broadwaya.  Wtedy natrafiłam na dwie koperty. Wyjęłam obie. Wyglądały identycznie. Tylko, że pierwsza była z napisem: "NIE, NIGDY, PRZENIGDY"
Z zaciekawieniem wyjęłam jej zawartość i zaczęłam czytać. 

Loving him is like driving a new Maserati down a dead end street
Faster than the wind, passionate as sin, ending so suddenly
Loving him is like trying to change your mind once you're already flying through the free fall
Like the colors in autumn, so bright, just before they lose it all

Losing him was blue, like I'd never known
Missing him was dark grey, all alone
Forgetting him was like trying to know somebody you never met
But loving him was red
Loving him was red

Touching him was like realizing all you ever wanted was right there in front of you
Memorizing him was as easy as knowing all the words to your old favorite song
Fighting with him was like trying to solve a crossword and realizing there's no right answer
Regretting him was like wishing you never found out that love could be that strong

Losing him was blue, like I'd never known
Missing him was dark grey, all alone
Forgetting him was like trying to know somebody you've never met
But loving him was red
Oh, red
Burning red

Remembering him comes in flashbacks and echoes
Tell myself it's time now gotta let go
But moving on from him is impossible when I still see it all in my head...
In burning red
Burning, it was red

Oh, losing him was blue, like I'd never known
Missing him was dark grey, all alone
Forgetting him was like trying to know somebody you've never met
'Cause loving him was red
Yeah, yeah red
Burning red

And that's why he's spinning around in my head
Comes back to me in burning red
Yeah, yeah
Loving him is like driving a new Maserati down a dead end street

Znalazłam piosenkę i byłam pewna, że Cami napisała ją z myślą o moim koledze z Brazylii. Na drugi tekst nawet nie musiałam patrzeć, żeby wiedzieć, że jest drętwy i beznadziejny. Szybko wymieniłam koperty i zanim Camila wróciła do klasy z toalety zdążyłam odstawić jej torbę na miejsce. 
Dzisiaj zobaczyłam moją przyjaciółkę na korytarzu Studia. Widać było po niej, że płakała. 
- Słonko, co się stało?- podeszłam do niej. 
- Fran, pomóż mi - wychrypiała. 
Pewnie ryczała kilka godzin i nie przespała połowy nocy, bo miała podkrążone oczy i potargane włosy. Ubrana była w te same rzeczy, co wczoraj.
- Co się stało? - powtórzyłam, ciągnąc ją w stronę wyjścia. 
Usiadłyśmy na ławce w parku. Zaczęła mi się żalić. Przyznała, że kocha Broda i że przez pomyłkę dała mu piosenkę, w której opisała wszystkie uczucia. 
Milczałam. Nie mogłam nic powiedzieć. Ludmiła by mnie zabiła. 
Może i teraz Camila jest smutna, ale jeszcze kiedyś nam za to podziękuje. 
~
Wercik jest zua. Wercik jest beznadziejna. Wercik spóźniła się z rozdziałem o około 12 godzin. Zabijcie Wercika. Czuje się fatalnie. Zawiodłam Was. 
Miałam doła. Bardzo duży kryzys. I do tego brak weny. Przepraszam, nie czułam się najlepiej.
A tak szczerze? Nawet mi się ten rozdział podoba. 
Taaaaa... Szok. 
Wiecie, że Cami miała się tu zabić? Ale Wercik okazała swą litość =;= Na razie nikogo nie będę zabijać. 
Kocham Was mocno. Mocniutko. Nie gniewajcie się na mnie za to spóźnienie, proszę. 
Komentujesz-> motywujesz.
Spojler z 40:
- Ludmiła i Federico rozdają zaproszenia na ślub.
- Violetta przerywa koncert; Marotti jest na nią wściekły.
- Ludmi i Naty organizują dla Cami i Broadwaya coś romantycznego. 
Denne to będzie. Już to wiem, a jeszcze nawet nie zaczęłam pisać. 
A i zanim zapomnę! Piosenka... Taylor Swift - Red. 
Buziaczki :* 

20 komentarzy:

  1. Oj słoneczko jaki cudowny rozdział
    Fede jaki wspaniały od początku zakochany w Lusi
    Mam nadzieję,że Lu nic się nie stanie (będziesz taka kochana )
    ŚLUB Fedemilci aaaaa już nie mogę się doczekać :* :*
    Genialny plan Ludmi ojj ta Cami
    Pięknie piszesz :*
    Mam nadzieję,że szybciutko wróci Tobie wena i tego Ci życzę Kochana
    Ja tam uważam ,że i tak następny rozdział będzie genialny
    PS.dobrze ,że wogle dodałaś rozdzialik
    Buziaki też Cię kocham,ale bardziej
    No i przepraszam za mało ogarnięty kom :* :* :*
    K.C.<3333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo.
      Stanie się, nie stanie się, stanie, nie stanie... się zobaczy >D
      Ja również mam nadzieję, że wena wróci, bo jest mi bardzo potrzebna.
      Nmz, przecież!
      KaaaCeeeee!!

      Usuń
  2. Hejo,kochana!
    Na początku chce ci powiedzieć,że się mylisz myśląc o sobie w ten sposób bo wcale a wcale nie jesteś beznadziejna ani zła.Nie mam zamiaru cię zabijać na pewno tak samo jak wszyscy bo wcale nie zawiodłaś kochana.:)
    I widzisz tobie podoba się twój rozdział więc wcale nie zawiodłaś.
    A co ja mogę o nim powiedzieć no pewnie to co zawsze.Bo jak zwykle twoje dzieła są zaskakująco piękne!!!!!!!
    Dobrze,że nie zabiłaś Cami bo pomyśl co by ci zrobił za to Brod:D
    Kto chce skrzywdzić Lud to jest podejrzane.....;"
    Szkoda mi Luni:(
    Czyżby Violka dostawała ADHD na samą myśl,że poleci z Leonkiem do Paryża i do tego będą mieli wspólny pokój xD
    Violci i Leonku tylko mi bez żadnych nie przyzwoitych pomysłów:D
    Oooo Feduś pamięta o rocznicy ich spotkania.....(chyba się zaraz popłaczę też tak chcę;")
    Słodziutko♥
    Aaaaaa ślub Fedemilci<3
    Camiś kocha tego Broda nawet jeśli jest dzieckiem.To takie urocze:*
    Życzę ci dużo weny bo skarżysz się,że jej nie masz:)
    Do następnego!!!!!

    Koffammm♥
    PS.Nikt tu nie będzie się na ciebie gniewał za to spóźnienie bo wynagrodziłaś nam to tym Pięknym rozdziałem.:*********

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo!
      Jestem zła - chciałam zabić Cami >D
      Dziękuję Ci bardzo, głównie za to, że tak we mnie wierzysz i mnie wspierasz.
      Hahah, Viola tak kocha Leona, że świruje xDD
      Ej nio... "nieprzyzwoite pomysły" przecież Wercik nigdy nic takiego nie wymyśla xDDD
      A kto by nie chciał takiego wspaniałego chłopaka, niunia?
      Ja też kocham <333

      Usuń
  3. Witam witam i o twój talent pytam :*
    Masz może trochę do oddania? :O
    Tak jak Lu na początku nie mogłam skojarzyć o co chodzi z tymi tytułami :/
    Sama się przestraszyłam kiedy zgadłam że powiększone litery układają się w słowa ''ZGINIESZ MARNIE'' :O
    Biedna Lu :C Nie chcę zamartwiać Fede :CCC Ale moim zdaniem powinna mu o tym powiedzieć.
    Czemu oni są tacy słodcy? *.*
    Violka świruję na samo wspomnienie o Leonie xd Jezu co się dzieje z tą dzisiejszą młodzieżą? xd
    Feder taki suuodkiii <333
    Pamiętał że mają swoją trzecią rocznicę :')
    Wzruszyłam się :')
    Cami kocha Broduey'a :D Jupiii :D
    Plan Ludmi taki genialny :3
    Oni będą jeszcze razem... Ja to wiem :3
    Wercik taka kochana nie zabiła Camili xd
    Życzę weny bo z tego co piszesz bardzo jej potrzebujesz ;)
    Czekam na nn :D
    Buziole-Maja <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam talentu -.- Nie mam, nie miałam i mieć nie będę. Bardo mi przykro.
      Powinna, ale Lu to taka... em.. blondyna? Bez urazy dla blondynek, sama nią jestem xD
      Haha, "co się dzieje z tą dzisiejszą młodzieżą" haha, leję xD
      Fede tio taki ideał ^^
      Nn... będzie spóźniony ;'(
      K.C. <3

      Usuń
  4. Zostałaś nominowana przeze mnie do LBA :)
    Więcej znajdziesz tutaj: http://fedeludmifedemilaforever.blogspot.com/2014/08/lba-2.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział ;)
    Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem pewna, że komentowałam ten rozdział... Dobra, to podejrzane. Dobra - Violetta zawsze miała problemy ze soba, to już wiemy. Nie zabijaj Cami - to najlepsza... Nie, najlepszy jest Diego, ale jedna z najlepszych postaci. Zrzucimy Violettę z Łuku Tryumfalnego, prawda? Skoro jest taki biały i w ogóle... Jeden trup na chodniku nie zrobi wielkiej sensacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie komentowałaś, ale już skomentowałaś, za co Ci bardzo dziękuję :*
      Nie zabiję :) Zabiję kogoś innego, kiedy indziej >D
      Rzucimy! :D
      K.C. <3

      Usuń
  8. Wercik, cześć ♥
    mam nadzieję, że mi wybacz to, że jest tak późno. wybaczysz?... pff, jasne, że tak ;D
    no to więc...
    rozdział jest jak zwykle rewelacyjny, skarbku. bardzo, ale to bardzo mi się podoba ;*
    na początku wita nas Ludmila z tą wiadomością... matko! ty to umiesz przyprawić człowieka o szybsze bicie serca. moje, to omal nie wyskoczyło, poważnie. jakby wyskoczyło, to pewnie pobiegłoby do Xaba... nieważne, przepraszam za mój fangirling na poziomie hard xD wracając, ogromnie zaintrygowałaś mnie tym, co przeczytała Ludmi. ona taka przerażona... a Federico aka książę na białym koniu, awh ♥ to absolutnie i niepodważalnie przesłodkie, że tak ją wspiera, i zawsze stara się jej pomóc, i - z wzajemnością. ale nie ma co się dziwić, bo ich miłość, jak cała historia zresztą u ciebie tutaj jest niewyobrażalnie cudowna ♥
    dalej mamy Leonettę i - wybacz mi - tutaj się nie rozpiszę, bo po prostu ich nie lubię. co nie zmienia faktu, że fragment został napisane naprawdę ślicznie, a to dzięki twojemu talentowi ;*
    i Fedemila znów. znów tak idealna ♥ to takie mega słodkie, że Federico pamiętał, awh. oni się tak kochają *,*
    obiecuję, że następnym razem naskrobię coś dłuższego, ale teraz ja już nie myślę, kochanie xD wiedz, że rozdział jest wspaniały i ogrooomnie mi się spodobał ♥ nie mogę doczekać się następnego!
    ściskam,
    ~ Cookie ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Wracam.
    Wracam po tak długim czasie. Wiem, że brakowało Ci moich komentarzy, bo komu by nie brakowało? :D
    Tyle mnie w domu nie było, że cho cho. Ale już jestem, i mimo to, nie mogę tego ładnie i długo skomentować. :(
    Rozdział jest naprawdę przecudny, twoje zdolności ciągle rosną, idzie Ci jeszcze lepiej niż kiedyś. Ale czy można przejść z perfekcji na perfekcje? :)
    Obiecuję komentować już regularnie <3
    Kocham, i ściskam moooocniutko :3
    ~V.

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj!