niedziela, 21 czerwca 2015

Mi Amor - 20.

"~ Chodźmy do Studia  ~"

*Camila*
Odepchnęłam od siebie Sebastiana. Opierałam się plecami o ścianę. Oddychałam nieregularnie, szybko i płytko. Nie wiem czy było to spowodowane nerwami, czy intensywnym pocałunkiem, przez który nie miałam jak oddychać.
- C-co to było – wyjąkałam, spoglądając na niego. - Masz żonę i to ciężarną.
- Camila, ale to jest silniejsze ode mnie, rozumiesz? Nie umiem panować nad niepohamowaną chęcią powrotu do tego co było między nami.
- Proszę, przestań. Szukałam pracy, spotkałam cię w galerii handlowej, gdzie pytałam o miejsce zatrudnienia, zaoferowałeś mi robotę tutaj, patrzą na to, że byłam uczennicą Studia – przełknęłam ślinę.
Doskonale wiedziałam o czym mówił, bo czułam dokładnie to samo. Patrząc na niego, umysł mówił, żeby się odsunąć, wyjść, uciec, ale serce krzyczało, rwało się ku niemu.
- Tak, to prawda, ale chyba zapomniałaś już o tym, co razem przeżyliśmy – uśmiechnął się blado.
Musiałam zagryźć wargi, żeby stłumić w sobie te wszystkie sprzeczne uczucia.
Miałam wrażanie, że wybuchnę płaczem, jak mała dziewczynka, której ktoś zabrał lizaka. Nie mogłam nic zrobić.
Chęć, by poczuć na sobie jego silne ręce, ukoić dusze zdecydowanym dotykiem, tak jak dawniej, były tak silne, że niemal namacalne. Przełknęłam ślinę,starając się ukryć głęboko w sobie całe zakłopotanie, wypisane na twarzy.
- Chcesz, żebym rzucił cię na kanapę i doprowadził do szaleństwa, prawda? - przybliżył się do mnie, ułożył dłonie na moich biodrach, a ja, chociaż powinnam, wcale nie chciałam mu przerywać.
- S-seba, t-to, nie w porządku wobec Lary – szepnęłam jeszcze raz, starając się uspokoić, ale wszelkie próby ogarnięcia myśli okazały się zbędne, na nic nie przydatne.
- Kochasz ją – jedna, albo dwie nieme łzy spłynęły po moich policzkach.
- Nie płacz – otarł moją mokrą twarz, posyłając mi delikatny, pokrzepiający uśmiech. - To prawda, że bardzo ją kocham, ale to nie znaczy, że nie mogę kochać też ciebie. Jesteś dla mnie ważna, chcę ciebie całym sobą, doprowadzasz mój umysł do stanu zupełnego zagubienia, wiesz o tym, bardzo dobrze wiesz – patrzył mi w oczy, stykał swoje czoło z moim, nos zresztą też.
Zrobi mi się słodko w buzi, kolana miałam jak z waty. Podejrzewam, że trzęsły mi się ręce, ale nie starczyło mi silnej woli, by spuścić wzrok. Wiedziałam, że powinnam to przerwać. W głowie ciągle kotłowała mi się setka nieuporządkowanych myśli.
- Powiedz mi tylko, czy chcesz tego tak samo bardzo jak ja. Wystarczy mi jedno słowo – ujął moją twarz w dłonie.
Nawet nie wiem kiedy, jedno bezwiedne „tak” wypadło ze mnie, opadłam w jego ramiona, nie mając siły ruszyć nawet palcem. Kręciło mi się w głowie. Nie wytrzymałam tej presji, słodkie słowa, ociekające jadem, szeptane ciągle, stawały się coraz bardziej rozrzutne. Błędne wzory zataczały się wkoło, zahaczając czasem moje ciało. Sama już nie wiem, czy czułam się dobrze, czy też źle. Zrujnowany stan psychiczny nie pozwalał mi na czerpanie chwili. Byłam nieobecna we własnym organizmie, może podróżowałam między galaktykami... Nie wiem.
Pamiętam, że gdy się ocknęłam, z tego dziwnego stanu, leżałam na kanapie w gabinecie Sebastiana, a nade mną pochylał się on, we własnej osobie, razem z żoną i Ludmiłą na doczepkę.
- Nie strasz mnie tak nigdy więcej – młody mężczyzna spojrzał na mnie ciepłym, pełnym miłości wzrokiem.
- Co się stało? - zmarszczyłam brwi, starając się pozbierać.
- Rozmawialiśmy i... i zemdlałaś – wyjaśnił. - Położyłem cię tu i zawołałem pomoc. Miałem to szczęście, że moja kochana Lara – ucałował ją w policzek - i twoja przyjaciółka Ludmiła, akurat były na korytarzu.
Przymknęłam oczy. Czułam się zdecydowanie lżej, wiedząc, że do niczego między nami nie doszło.

- A tak w ogóle – kontynuował Sebastian – to chyba mogę jakoś Wam pomóc.
- Serio? - uniosłam się na łokciach.
On jedynie skinął głową. Podszedł do dużej szuflady, otworzył ją i zaczął grzebać w papierach, po czym wyłożył na biurko żółtą teczkę pełną dokumentów z tłoczonymi, dużymi, czarnymi literami, układającymi się w nazwisko Pasquarelli.

*Ludmiła*
Niepewnie podeszłam do męża mojej przyjaciółki, zostawiając Camilę pod czujnym okiem przyszłej mamy. Popatrzyłam na Sebastiana. Wydawał się być dobrym człowiekiem.
- Mogę? - zapytałam cichutko, na co on tylko skinął głową.
Drżącą ręką chwyciłam plik kartek. Usiadłam na prześle, przeglądając wszystko, strona po stronie. W tych papierach było niemalże wszystko. Od momentu jego adopcji. Jakby to co było przedtem nie istniało.
Brakowało mi czegoś, istotnego elementu tej całej układanki. I jakby nad tym pomyśleć, to Federico nigdy, ani razu nie wspomniał o swojej przeszłości. Nie poruszył tego tematu, unikał go, jakby bał się, albo chciał to trzymać w tajemnicy. Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego.
Lekko, żeby nic nie podrzeć, przerzucałam kartki z lewej na prawą, z prawej na lewą, odkładałam jedną, wyciągałam drugą... Uważnie studiowałam tekst, żeby nie pominąć żadnego najmniejszego szczegółu. W tamtej chwili istotne mogło być wszystko. Każde słowo przybrało wagę złoto i zostało ważone na niewidzialnej szali. Określałam ich wartość i w zależności od tego jak wielka ona była, przysposabiałam je, kodując po literce, bądź odrzucałam, dorzucając do stosu wszystkich zbędnych informacji.
Natrafiłam na kilka zdjęć, które prawie złamały mi serce. Musiałam powstrzymywać się przed wybuchnięciem płaczem. Takie urocze pocałunki składał na ustach Camili na tych zdjęciach.
- Wszystko dobrze - szepnęłam do siebie ledwo słyszalnie. - Tak, dobrze.
Zamknęłam teczkę, poprzednio wykonując kilka ujęć telefonem. 
- Dobrze się już czujesz, Camilita? - zapytałam łagodnie, chwytając jej dłoń. Dziewczyna popatrzyła na mnie swoimi dużymi oczami, a ja wymusiłam na sobie uśmiech. - Dziękuję ci Sebastianie - zwróciłam się do niego. - Zrobiłeś dla mnie naprawdę wiele - podałam mu dłoń.
Pomogłam Cami wyjść z pokoju, a potem całego budynku. Wydało mi się, że kiedy tylko zaczerpnęła świerzego powietrza na jej twarz powróciły kolory.
- Cami? - zagadnęłam, gdy byłam już pewna, że czuje się w stu procentach dobrze. - Co się tam tak na serio stało?
Odwróciła wzrok, a pod powiekami zebrały jej się łzy. Delikatnie położyłam dłoń na jej ramieniu.
- Proszę, Ludmiła, to trudny temat - zagryzła wargi.
- On... zrobił ci krzywdę? - zapytałam niepewnie. 
Nie wydawało mi się, by to mogła być prawda. Wyglądał na naprawdę pożądnego człowieka.
- Nie - zaśmiała się gorzko. - Wręcz przeciwnie. To dobry chłopak. Chciał... chciał wrócić do tego co kiedyś było.
- Znaczy - oblizałam suche i spękane usta. - Znaczy że, ten...ym..
- Tak - szepnęła.
- Nie rozumiem cię Camila - nagle poczułam zbierającą we mnie złość.
Ona ma wszystko. Ma męża, ma szczęście, ma pieniądze i pracę. I jakby na złość, prubuje wszystko zepsuć. Najpierw Federico, potem to.
Dziewczyna, marszcząc brwi, przyglądała mi się bacznie.
- Nic nie wiesz - szepnęła ostro, kiedy uświadomiła sobie o co mi chodzi. - Nie wiesz jak to było. Sebastian obiecywał mi wszystko, kiedy jego żonka uganiała się za moim byłym, a mąż był w Brazylii. Czułam się samotna, opuszczona. Federico kilka miesięcy wcześniej zerwał ze mną, potem poznałam Broda, ale on musiał pilnie wyjechać, nie miałam nikogo, Ludmiła. Zaczęłam pracować dla Seby, a potem to wszystko samo potoczyło się dalej - wybuchnęła płaczem, ukrywając twarz w dłoniach. - Po raz pierwszy od dawna czułam się komuś potrzebna, spełniona. Lara była ślepo zapatrzona w Pasquarelliego, wszyscy o tym wiedzieli, tylko nie on. Mieli problemy, ja byłam... byłam... byłam ucieczką. Nie wiń mnie za to, nie wiń mnie za błędy, które popełniłam.
Zrobiło mi się jej tak bardzo żal. Może jednak nie wszystko w jej życiu jest takie banalne jakby się wydawało. Do tej pory miałam ją za zdystansowaną kobietę z zasadami, ale teraz widzę, że moja intuicia miała rację. Ona potrzebuje kogoś, komu może zaufać, wypłakać się w ramie, kogoś, przed kim się otworzy. Przytuliłam ją.
- Chodźmy do Studia - odezwała się niespodziewanie, ścierając łzy z policzków.
Zdziwiła mnie jej propzycja. Do tych czas unikała tego miejsca jak diabeł święconej wody...
W środku panował wielki harmider. Uczniowie tłoczyli się na korytarzu, szum rozmów był nie do wytrzymania. Przeciskałyśmy się przez tłum, tak, jakby ruda miała jakiś konkretny powód, cel. To nawet dość oczywiste, nie pozwoliłaby mi tu przyjść, gdyby nie miała powodu.
- Kurczę, Lu, razem się nie dopchamy - jęknęła.
- Ale gdzie ty właściwie chcesz iść? - zapytałam, nieco poddenerwowana. Już bolała mnie głowa, hałas mnie przytłaczał, a na nogach zapewne pojawiły się odciski.
- Muszę koniecznie spotkać się z Pablo, Ludmi, poczekaj na mnie, proszę, gdzieś przed wejściem - złapała mnie za ramiona i spojrzała w oczy - choćby nie wiem co, nie idź nigdzie. Wystarczy mi, że sraciłam brata. Jesteś dla mnie jak siostra, nie mogę przeżyć tego po raz kolejny, rozumiesz?
Skinęłam tylko głową i odeszłam. Jej słowa bardzo mnie wzruszyły. 
Nie patrząc przed siebie wpadłam na nieznanego mi mężczyznę. 
- Przepraszam - bąknęłam.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnął się, zapatrzony w ekran swojego telefonu. - Możesz mi pomóc? Szukam kogoś, kto znałby taką dziewczynę, Natalię, jest z Hiszpanii i uczyła się tutaj. Jestem Andreas, mąż nauczycielki tańca. Kazała mi szukać blondynki z brązowymi oczami, bruneta w czapce z daszkiem albo rudej dziewczyny. 
- Jestem Ludmiła, jej przyjaciółka, o co chodzi? - przerwałam ten bezpłciowy bełkot.
- Natalia nie żyje - powiedział, a ja poczułam jak serce staje mi w gardle. 
- C-co proszę? - wyjąkałam drżącym głosem.
- Tak, dziewczyna podcięła sobie nadgarstki w toalecie damskiej - objaśnił.
Nie mogłam już słyszeć nawet słowa więcej. Popędziłam w stronę wymienionego miejsca. Na moje szczęście tam nie zebrało się zbyt wiele ludzi. W ostatniej kabinie, gdzie drzwi były otwarte na oścież leżała Natka, blada jak ściana. Lena trzymała ją na rękach, płakała, trzęsła się.
- Nat - padłam na kolana. 
Oparłam głowę o jej pierś. Nie słyszałam bicia serca, nie czułam pulsu. To wszystko właśnie się skończyło. Cząstka mojego małego świata właśnie bezpowrotnie odeszła.
Samobójcy ponoć nie trafiają do nieba. Do piekła też nie, przecież mają je tutaj. Czyściec nie istnieje. Więc co dzieje się z tymi ludźmi po śmierci? Gdzie trafiają duszę namaszczone własną krwią, zakute w kajdany cierpienia, tonące w morzu łez? 


~
Okay, hello my friends ♥
Muszę Was przeprosić, że rozdział jest tak strasznie późno. Byłam we Włoszech, gdzie prawie wcale nie miałam iternetu :<<< 
Za kilka minut jadę do siebie... ^^ Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, hyhy ♥
Smutny trochiu ten rozdział. Ciężko mi się wypowiedzieć co do jakości... to dziwne, ale nawet mi się podoba...
Ale wiecie, to Wasza opinia liczy się najbardziej ♥ 
~
W kolejnym rozdziale, który pojawi się już w WAKCJE (dacie wiarę, że to tak szybko minęło? )
- Rada Germana
- uprowadzenie dziewczyn 
- ofiarna śmierć ....kogoś. 
~
Nie wiem już, czy mówiłam jak baaardzo bardzo bardzo Was kocham. 

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Ojeje miśka!
      Natka Nie zyjeeee! Nieeee!
      Cami sory wkurzasz mnie...
      Zazdro bylas we Wloszech <3
      Ja jade do Grecji *.*
      Swietny rozdzial!
      Zapraszam do mnie
      WOW uprowadzenie Dziewczyn... Bedzie Sie dzialo!
      I UNO!
      Hurrra !
      Wygralam zycie!
      Przepraszam ze tak krotko..
      Kocham mocno <3333
      Julka

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Jestem :)
      Cudo *-*
      Czytało mi się genialnie :)
      Seba pomógł Lu i Cami. Ciekawi mnie jak rozwiniesz ten wątek z Semi :/
      Wiesz co ??
      Załatwiłaś mnie tą końcówką.
      Czytałam rozdział 2 godziny temu i jeszcze nie mogę dojść do siebie.
      Czekam na następny rozdział.
      Kinga ^^

      Usuń
  3. Cudo *-*
    Sory, że krótko, ale muszę coś napisać i...
    A z resztą! Po co ci mój życiorys C: I tak nikogo nie interesuje moja osoba :#
    Kocham i czekam na next!
    Pozdrawiam ♡



    Lilly xD

    OdpowiedzUsuń
  4. A gdzie nasz blog? Miała być reklama. Seba jest... Idę po niego. Camilka też nie lepsza, myślałam, że to jest w lepszej formie psychicznej i ma silniejszą wolę...

    OdpowiedzUsuń
  5. OMÓJBOŻE!!!
    OMG!!!
    Boże jaki to cudny rozdział.
    Masz rację troszkę smutny, ale po prostu takie uwielbiam.
    Normalnie.. Ugh...
    Oddaj troszkę talentu :)

    Seba... O Boże.
    Chcę Semi <3
    Camila i...
    Cami + Seba = OK
    Cami + Brodway = No... Może być.
    Cami + Federico = Kurde. Że WHAT.
    Nawet, że uważam Cam za okeyy dziewczynę, to kurde mówię NIE na Fedemi (??????)

    Okey, czekam na nexta <3
    Buziaaak :*
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudeńko. Troche smutny :"(
    Pozdrawiam.
    Zapraszam -->>> viczka-sussy.blogspot.com
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Weronka. ;*
    Postanowiłam sobie, że skomentuję obydwa rozdziały jednego dnia, więc przejdę może od razu do konkretów, okeeej? ;)
    Jesteś naprawdę wybitną pisarką. Gdy czytam przenoszę się do świata stworzonych przez Ciebie bohaterów, mogę poczuć się obserwatorem zdarzeń i dzięki temu oderwać się na chwile od tego co mnie otacza. Masz wielki talent, teraz pozostaje tylko dalej go rozwijać. ;)
    No nie, to był naprawdę tylko sen, omamy? Jejciu, a ja już się cieszyłam, że Sebuś tak naprawdę. Ajajaja, się porobiło. Jednak jest wierny swojej żonie, mojej kochanej Larusi. ;D Camila I Fede? No, tego to się nie spodziewałam. Potrafisz zaskakiwać swoich czytelników, ale nie martw się, jest to bez wątpienia zaleta, ogromna zaleta. ;) Natka nie żyje? Ale jak to, nie...

    Jestem pod wielkim wrażeniem, no.
    To chyba na tyle. Czekam na kolejny rozdział, który zapewne zachwyci mnie tak sam, jak ten. Trzymaj się! ;*

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Skomentuj!