~ Związek trwa tak długo, jak długo ludzie potrafią ze sobą rozmawiać. ~
*Ludmiła*
W ostatnich dniach odżyłam. Znów przytyłam kilka kilo i w końcu wyglądam jak człowiek. Moje włosy, po nadmiernym myciu znów nabrały blasku, skóra przybrała naturalną barwę, a oczy znów błyszczą się, odbijając piękno świata.
Wstałam rano, jak zwykle, witając nowy dzień z uśmiechem. Oparłam się o parapet. Słońce właśnie wschodziło. Wszystko było piękne. Czerwień, kaszmir i szmaragd... w tym momencie ziemia wydała się taka mała, a za razem, linia horyzontu była tak niesamowicie daleko.
Sama nie wiem, jak długo tak przesiedziałam, bo zupełnie oddałam się własnym przemyśleniom. Głowę zaprzątał mi Federico. Nie mogłam przestać zastanawia się nad sensem naszego małżeństwa. Doszłam do wniosku, że ono nie ma przyszłości. Co z tego, że tak bardzo za nim tęsknię i kocham go bez opamiętania. On nie czuje tego samego, a nawet jeśli, diametralnie się zmienił. Nie chcę cierpieć.
- Ludmi? - usłyszałam cichy szept, a po chwili poczułam dłoń swojej przyjaciółki na ramieniu.
- Co się stało, Naty? - zapytałam, nie odrywając czoła od szyby.
- Zdaje mi się, że powinnyśmy o czymś pogadać.
Uniosłam na nią wzrok, a i kąciki moich ust powędrowały ku górze.
- Lud, wiesz jak cię cenię i wielbię. Chcę twojego dobra. Dlatego twierdzę, że powinnaś dać sobie czas. Rozumiesz o co mi chodzi?
- Nie wiem, czy rozumiem - zaśmiałam się. - Miśka, jest coś, o czym chcę ci powiedzieć.
Spojrzała na mnie pytająco. Wzięłam głęboki wdech.
- Wyjeżdżam. Zostawiam wszystko i odchodzę. To znaczy... no zabieram swoje rzeczy, ale porzucam dotychczasowe życie. Muszę sobie wszyściutko poukładać. Chcę odpocząć, pozbyć się wątpliwości.
Nie odezwała się. Przytuliła mnie mocno. Wiedziałam, że jest jej przykro. Przez długi czas nie będziemy się widzieć. Jednak jestem pewna, że zrozumiała.
*Naty*
- Czyli teraz się żegnamy? - zapytałam, ocierając łzę, spływającą po moim policzku.
- Natuś, nawet tak nie mów! Przecież mamy internet i telefony. Poza tym, odwiedzisz mnie w Hiszpanii. Już ja tego dopilnuję! - zaśmiała się Ludka.
Siedziałyśmy na kanapie, w salonie. Jej walizki stały już w przedpokoju.
- Mimo wszystko, ja będę za tobą niesamowicie tęsknić - wyznałam całkiem szczerze.
- Natka, proszę no! Nie chcę być teraz smu... - jej wypowiedź przerwał dzwonek do drzwi. Wstałam i podeszłam do nich, by otworzyć.
- Nie, powiedz, że nie ściągałaś tu wszystkich - jęknęła moja blond włosa przyjaciółka.
Kiedy tylko stanęłam w wejściu, do środka, jak huragan wpadli nasi znajomi; Vilu i Leon, Fran, Marco, Cami, Maxi, Diego, Seba, Sally i Andreas.
- Lu, nie ładnie tak! - zawołała Viola, grożąc jej palcem. - Znów chciałaś wyjechać bez pożegnania.
Widziałam wzruszenie w oczach obu dziewczyn.
Ludmile nie było zbyt wesoło i niechętnie opuszczała kraj, to można było bez problemu wyczuć. Jednak nie miałam zamiaru jej powstrzymywać. Prędzej czy później zorientuje się, że popełniła wielki błąd i wróci. Jestem tego pewna.
*30 minut później*
Ludmiła już wyszła. Było mi trudno powiedzieć jej "do widzenia". Przygnębiona, stałam w kuchni, oparta o blat i popijając kawę przyglądałam się Maxiemu, który na nowo ze mną zamieszkał. Nagle rozległo się pukanie. Na nikogo więcej nie czekałam... Faktycznie, chłopak, który ukazał się moim oczom, po otwarciu drzwi był ostatnią osobą, której bym się spodziewała.
- Cześć, przepraszam jeśli przeszkadzam - odezwał się Federico.
- W sumie, to nic nie szkodzi. Powiedz, co cię sprowadza? -zapytałam z grzeczności. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że chodzi o Ludmiłę. No sorry, ale teraz już na serio jest za późno.
-Lusia. Ona podobno jest u ciebie - wymamrotał.
Przyjrzałam mu się uważnie. Nie wyglądał dobrze. Nie jest tak nieodpowiedzialny jak jegojeszcze żona, jednak wyraźnie pogorszył się jego stan. Zarówno fizyczny, jak i pewnie psychiczny.
Przecież tak na prawdę, to nie ich wina, że tak cierpią.
- Obiecałam, że nic nie powiem - zawahałam się przez chwilę.
-Natalia, błagam! Ja muszę wiedzieć co jest z Ludmiłą. Muszę, rozumiesz?! - był tak zdesperowany, że nie zdziwiłabym się, gdyby padł przede mną na kolana, gdybym nie uległa, albo włamałby mi się do domu, gdybym zamknęła mu drzwi przed nosem.
- Ale ja obiecałam, że nic nie powiem - powtórzyłam, naciskając na to, że coś przyrzekłam. On też się deklarował i nie dotrzymał słowa...
- Naty, ja ją kocham. Martwię się. Proszę, powiedz mi - stał się taki szczery i przekonujący, że nie mogłam go spławić.
- No dobrze, ale jakby co, to ja nic nie mówiłam. Jej już tu nie ma - wyznałam, spuszczając głowę.
- CO?! To gdzie...
- Pewnie w drodze na lotnisko - nie miałam odwagi spojrzeć w oczy Włocha. Poczułam się po części winna, rozpadu ich związku. W końcu, to ja kazałam Ludce się od niego wynieść.
- Słucham?! - krzyknął. Sama nie wiem, czy był bardziej wystraszony, czy zszokowany.
- Wyjechała niecałe dwadzieścia minut temu. Jeśli się pospieszysz, jeszcze ją dogonisz - miałam szczerą nadzieję, że to mu się uda.
- Dziękuję, Nat - szepną na odchodnym.
- Powodzenia, Fede - już nawet mnie nie usłyszał.
*Federico*
Nie mogłem czekać. Każda minuta była dla mnie na wagę złota. Biegłem w stronę domu najszybciej jak tylko mogłem. Kiedy już się pod nim znalazłam wsiadłem do auta, przekręciłem kluczyk i wyjechałem na drogę. Nie obchodziły mnie żadne przepisy i ograniczenia prędkości. Musiałem być na lotnisku jak najszybciej. Ważyły się właśnie losy mojej wspólnej przyszłości z najważniejszą osobą na świecie.
Kiedy tylko dojechałem na lotnisko, zaparkowałem byle gdzie i pobiegłem w stronę hali. Był środek tygodnia, więc nie spodziewałem się tłumów. Łatwo dostrzegłem Ludkę wśród ludzi. Szła z dwiema dużymi walizkami od kasy.
- Ludmiła! Ludka! -krzyknąłem. Spojrzała w moją stronę i tylko przyspieszyła kroku. Podbiegłem do niej i złapałem za łokieć - Stój, skarbie, per favour.
- Odejdź - powiedziała ostro.
- Lucia, porozmawiajmy, kochanie - zbliżyłem się do dziewczyny i dopiero teraz zobaczyłem jak bardzo się zmieniła. Jak schudła, jak poblakła jej cera i włosy się przerzedziły... Jedyne, co dobrze zapamiętałem, to te jej niesamowite oczy. Mógłbym w nie patrzeć cały czas. Zakochałem się na nowo.
- Nie mów tak do mnie. Nie jestem ani Lucia, ani kochanie. Nie twoje - słowa, które wypowiedziała, zabolały, ale nie powiem, że na nie nie zasłużyłem, bo to byłoby kłamstwo.
- Porozmawiaj ze mną - nalegałem mimo wszystko. Musiałem ją odzyskać. Pragnąłem, by było znów jak dawniej.
- Teraz chcesz rozmawiać? Teraz? Chyba już trochę za późno - w oczach Lusi zalśniły łzy, zacisnęła usta w wąski klinek i wolno, delikatnie kiwała głową w lewo, w prawo, w lewo, w prawo...
Zapadła chwila ciszy, która dla mnie była równa miliardom lat świetlnych. Tak bardzo chciałbym ją teraz przytulić, pocałować, szepnąć do ucha, że ją kocham.
- Więc co teraz? - zapytałem w końcu, nie mogąc znieść dłużej jej milczenia.
- Nie wiem, Federico. Czuję się koszmarnie z myślą, że byłam dla ciebie tylko zabawką, którą po pewnym czasie odłożyłeś, bo ci się znudziła. To chyba najgorsze co może być - czuć się odrzuconym i niepotrzebnym. Może po pewnym czasie sobie o mnie przypomnisz, ale wiedz, że tak się nie robi. Nie zostawia się człowieka, który cię potrzebuje, człowieka, który poświęcił dla ciebie wszystko, a przede wszystkim człowieka, który cię kocha - mówiła. - Ja wyjeżdżam. Nie wiem kiedy wrócę i czy w ogóle... Potrzebuję czasu, żeby wszystko przemyśleć i ułożyć. Muszę pobyć sama. Chcę zacząć nowe życie, a tu mi się to nie uda. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz i uszanujesz mój wybór.
- Będę czekać na ciebie wieki, jeśli trzeba będzie. Pamiętaj tylko, że bardzo cię kocham - lekko dotknąłem policzka blondynki.
- Dałeś mi powody, bym o tym zapomniała. No nic, w takim razie, chyba...chyba pa - pożegnała się.
- Tak, pa kwiatuszku...
Chwyciła rączki swoich walizek, po czym ciągnąc je za sobą, ruszyła w stronę bramki.
Zawiodłem się na sobie. Mam nadzieję, że nie straciłem Ludmi na zawsze. Nie mógłbym tak żyć. Nie dałbym rady.
Powlokłem się w stronę parkingu i tym razem zważając na wszelkie znaki wróciłem do domu. Włączyłem telewizor. Zrobiłem sobie kanapkę i usiadłem na kanapie. Nie wiem co akurat leciało, bo byłem wpatrzony w pustą przestrzeń, w ścianę, płaszczyznę. Kilka minut potem poczułem, że nasz psiak ułożył mi głowę na kolanach. Zamknąłem oczy, oparłem się i sam nawet nie wiem kiedy, usnąłem.
*Ludmiła*
Cały lot przespałam. Boję się latać, dlatego też założyłam słuchawki na uczy i maseczkę na oczy. Pozwoliłam sobie na odpoczynek i przyznam, że dobrze mi to zrobiło. Obudziłam się przed samym lądowaniem. Za oknem było już ciemno. No tak, zapomniałam o zmianie stref czasowych. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał równo szesnastą. Przestawiłam go o cztery godziny do przodu i czekałam, aż samolot dotknie kołami ziemi.
Kiedy tylko wyszłam, zaczerpnęłam świeżego powietrza i otrzymałam odpowiednie informacje - konkretnie o problemach z przerzutem bagaży - wyciągnęłam telefon. Wykręciłam numer i w duchu modliłam się, by chłopak odebrał.
- Halo? - usłyszałam jego melodyjny głos.
- Hej, Troy. Nie przeszkadzam? - przywitałam się grzecznie, na wypadek, gdyby chował do mnie jakąś urazę.
- Nie, no co ty. Lu, nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że cię słyszę - ja również byłam szczęśliwa. Miałam nadzieję, że on pomoże mi odnaleźć drogę, z której gdzieś zboczyłam.
- Tak, bardzo dawno się nie kontaktowaliśmy - stwierdziłam, ponownie tylko po to, by utrzymać fason i nie wykroczyć z wytyczonego kiedyś, przez kogoś schematu.
- Co u ciebie? - zapytał luźno, całkiem jakbyśmy widzieli się wczoraj.
- Eh... za długa rozmowa jak na telefon - westchnęłam, równocześnie przeczesując włosy ręką. - Ale właściwie, będę mogła wszystko opowiedzieć ci kiedy się zobaczymy, a uwierz, jest o czym mówić.
- Kiedy to będzie...?
- Wydaje mi się, że niebawem. Słuchaj, dzwonię, bo mam prośbę. Tak, wiem, jestem egoistką - zaczęłam zmieniać temat naumyślnie, by mój przyjaciel przywrócił mnie do pionu. To był taki swego rodzaju, mały test. Kurcze, może faktycznie nie jestem zbyt miła.
- Przestań i mów o co chodzi - zaśmiał się. Zaliczył sprawdzian.
- Jestem w Hiszpanii. Właśnie wylądowałam i zanim dojadę do domu jeszcze trochę, bo jest jakiś problem z walizkami - wyjaśniłam. - Miałam zrobić ci niespodziankę i po prostu jutro wpaść w odwiedziny, ale pomyślałam, że jeśli miałbyś czas, mógłbyś pójść do mnie i zrobić mi kawę? Posiedzimy, pogadamy... Oczywiście jeśli chcesz - zaproponowałam. Bardzo chciałam zobaczyć Troya, bo przez te dwa lata, kiedy się nie widzieliśmy wiele się zdażyło, zapewne nie tylko w moim życiu. Jest osobą, której mogę zaufać i powierzyć sekret. Potrzebuję wsparcia, a blondyn może mi je zapewnić. Kocham go... ale jak brata. Takiego wspaniałego, starszego braciszka, który się mną opiekuje, dba o mnie i pilnuje.
- Jasne! Ludmi, super, że wreszcie spędzimy trochę czasu razem - ewidentne się rozentuzjazmował.
- Dzięki, słońce. To do zobaczenia - odezwałam się wesoło.
- Cześć.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę, a telefon wcisnęłam do kieszeni dżinsów. Akurat na taśmie zjawiły się moje walizki, więc mogłam je spokojnie odebrać. Ciągnąc je, wyszłam z obszernego budynku. Taka nagła zmiana oświetlenia z mocnych halogenów na uliczne lampy nie robi dobrze moim oczom. Zachwiałam się, ale w ostatnim momencie odzyskałam równowagę. Powędrowałam w stronę wcześniej wynajętej taksówki. Już teraz tak niewiele dzieli mnie od domu. Od początku. Nowego początku. Hola Espania!
*Troy*
To niesamowite. Już myślałem, że nigdy nie zobaczę tej cudownej dziewczyny. Przypuszczałem, że nie chce już mnie znać. Najwidoczniej się myliłem. Myliłem się i to bardzo.
Ciekawe czy przejechała z Federico. Chciałbym go poznać. W końcu to mąż osoby, którą niegdyś kochałem. Jest moją dobrą przyjaciółką i nie widzę powodu, dla których miałbym unikać Fede. Przecież już nic mnie z nią nie łączy. Nawet jeśli nadal byłbym w niej zakochany, a nie mówię, że jestem, odpuściłbym sobie, bo najważniejsze jest jej szczęście.
Ogarnąłem się i wyszedłem. Kierowałem się w stronę domu blondyny. Po drodze myślałem o tym, jak moglibyśmy spędzić czas razem, wraz z Emmą i Eljotem.
Nawet nie spostrzegłem, kiedy dotarłem na miejsce. Wyciągnąłem klucz, który kiedyś dała mi Lud. Przekręciłem go w zamku, otworzyłem, a następnie wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi. Zapaliłem światło w salonie. Rozejrzałem się. Wszystko tak jak było. Beżowe ściany nadal miały swój oryginalny odcień, żyrandol zwisał z sufitu jak dawniej, kanapa stała na środku, naprzeciw telewizora. Ściany zdobiły dwa duże, płócienne obrazy, ukazujące plażę. Na mahońowych panelach leżał długi, ciemnobrązowy dywan. Obszedłem wszystkie pomieszczenia. Nic się nie zmieniło. Na końcu wszedłem do kuchni, by tak jak prosiła mnie Ludmiła, zaparzyć jej kawę. Spodziewałem się, że jest w którejś z szafek. Anastazja na pewno, wyprowadzając się, nie zabrała dużo. Przekroczyłem próg pomieszczenia i od razu w oczy rzuciła mi się kartka leżąca na stole. Przeczytałem szybko jej treść. Zrobiło mi się słabo, duszno i niezbyt przyjemnie. Wyjąłem komórkę, po czym wykręciłem numer właścicielki domu.
- Co jest, Troy? - usłyszałem głos Ludmi.
- Słuchaj myszka, znalazłem list. Jest on od twojej matki. Zdaje mi się, że powinnaś go przeczytać. Pisze w nim coś o samobójstwie...
- Jezu, nie wytrzymam z tą kobietą. Dobra, dzięki. Ja będę za kilka minut, bo jestem już w taksówce...
Rozłączyła się. Nie rozumiem jak ona mogła przyjąć tą wiadomość ze spokojem. Wiem, że nie miała najlepszych kontaktów a Anastazją, ale to jednak matka.
*Ludmiła*
Pojazd, którym jechałam, zatrzymał się. Ja wypadłam z niego jak huragan, pognałam w stronę willi, a kiedy już się w niej znalazłam, pobiegłam do pomieszczenia, w którym paliło się światło. Zobaczyłam chłopaka, który na mnie czekał, podpierającego ścianę. Niewiele myśląc rzuciłam się w jego ramiona. Ukryłam twarz w pobliżu szyi Hiszpana. Przez tą chwilę poczułam się tak dobrze.
- Nie masz nawet pojęcia jak się cieszę, że cię widzę - powiedział, głaszcząc mnie po plecach.
Oddaliłam się od niego na długość ramion. Spojrzałam w niebieskie oczy Troya. Znów poczułam się, jakbym latała.Czy można zakochać się dwa razy w tej samej osobie? Uśmiechnęłam się szczerze.
- Ja również jestem szczęśliwa - wyznałam.
Usiadłam przy stole, a mój towarzysz podał mi filiżankę, po brzegi wypełnioną kremowym płynem. Zamoczyłam w nim usta i upiłam kilka łyków.Wtedy dostałam również list o którym mi mówił.
Biegałam wzrokiem po kartce, starając się zrozumieć cokolwiek.
*Camila*
Ciekawe uczucie, znów poczuć się wolnym człowiekiem. Będąc z Broadem czułam się trochę jak na uwięzi. Ograniczał mnie i nie pozwalał mi się rozwijać.
Postanowiłam przejść się do Studia. Kiedy odchodziliśmy, Antonio zapraszał nas, kiedy tylko chcemy. Było już po lekcjach, więc większość sal powinna pozostać wolna.
Nie myliłam się. Weszłam do pomieszczenia połączonego z akwarium, bo stamtąd dobiegał dobrze znany mi głos. Oparłam się o framugę drzwi. Gdy chłopak stojący przy keyboardzie skończył grać, podeszłam do niego.
- Świetnie, Seba - ułożyłam dłoń na jego ramieniu.
- Dziękuję Cami - uśmiech wkradł się na jego twarz.
- Sebastian, mogę cię o coś zapytać? - uniósł wzrok, spojrzał na mnie pytająco. - Czemu skomponowałaś tak smutną piosenkę? Pomijając fakt, że ona świetnie opisuje moje odczucia... Czy coś się stało z Sally?
Nie możliwe, by słowa " Odejść daj mi już " i "między nami to co było się skończyło" nic nie znaczyły. Jeśli ta dziewczyna coś mu zrobiła, przysięgam, że nie ręczę za siebie.
- Zerwaliśmy - wyznał. - Uświadomiłem sobie, że to nie ona jest...- urwał nagle. - Czemu opisuje twoje uczucia? - zdziwił się.
- Zarwałam z Broadwayem. Zanim zapytasz czemu, powiem ci. Bierze narkotyki. Nie chcę być z kimś takim - objaśniłam.
Wiedziałam, jak zaświeciły mu się oczy. Czyżbym mu się podobała? Właściwie, kiedyś byliśmy dla siebie ważni.
Seba dotknął mojej dłoni, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz. Nie chcę się w nim zakochiwać. Nie chcę znów się z kimś wiązać.
- Camila, może zaśpiewasz coś ze mną? - poprosił.
Bez słowa usiadłam przy perkusji i zaczęłam uderzać w bębny w rytm "Hoy somos mas".
W ostatnich dniach odżyłam. Znów przytyłam kilka kilo i w końcu wyglądam jak człowiek. Moje włosy, po nadmiernym myciu znów nabrały blasku, skóra przybrała naturalną barwę, a oczy znów błyszczą się, odbijając piękno świata.
Wstałam rano, jak zwykle, witając nowy dzień z uśmiechem. Oparłam się o parapet. Słońce właśnie wschodziło. Wszystko było piękne. Czerwień, kaszmir i szmaragd... w tym momencie ziemia wydała się taka mała, a za razem, linia horyzontu była tak niesamowicie daleko.
Sama nie wiem, jak długo tak przesiedziałam, bo zupełnie oddałam się własnym przemyśleniom. Głowę zaprzątał mi Federico. Nie mogłam przestać zastanawia się nad sensem naszego małżeństwa. Doszłam do wniosku, że ono nie ma przyszłości. Co z tego, że tak bardzo za nim tęsknię i kocham go bez opamiętania. On nie czuje tego samego, a nawet jeśli, diametralnie się zmienił. Nie chcę cierpieć.
- Ludmi? - usłyszałam cichy szept, a po chwili poczułam dłoń swojej przyjaciółki na ramieniu.
- Co się stało, Naty? - zapytałam, nie odrywając czoła od szyby.
- Zdaje mi się, że powinnyśmy o czymś pogadać.
Uniosłam na nią wzrok, a i kąciki moich ust powędrowały ku górze.
- Lud, wiesz jak cię cenię i wielbię. Chcę twojego dobra. Dlatego twierdzę, że powinnaś dać sobie czas. Rozumiesz o co mi chodzi?
- Nie wiem, czy rozumiem - zaśmiałam się. - Miśka, jest coś, o czym chcę ci powiedzieć.
Spojrzała na mnie pytająco. Wzięłam głęboki wdech.
- Wyjeżdżam. Zostawiam wszystko i odchodzę. To znaczy... no zabieram swoje rzeczy, ale porzucam dotychczasowe życie. Muszę sobie wszyściutko poukładać. Chcę odpocząć, pozbyć się wątpliwości.
Nie odezwała się. Przytuliła mnie mocno. Wiedziałam, że jest jej przykro. Przez długi czas nie będziemy się widzieć. Jednak jestem pewna, że zrozumiała.
*Naty*
- Czyli teraz się żegnamy? - zapytałam, ocierając łzę, spływającą po moim policzku.
- Natuś, nawet tak nie mów! Przecież mamy internet i telefony. Poza tym, odwiedzisz mnie w Hiszpanii. Już ja tego dopilnuję! - zaśmiała się Ludka.
Siedziałyśmy na kanapie, w salonie. Jej walizki stały już w przedpokoju.
- Mimo wszystko, ja będę za tobą niesamowicie tęsknić - wyznałam całkiem szczerze.
- Natka, proszę no! Nie chcę być teraz smu... - jej wypowiedź przerwał dzwonek do drzwi. Wstałam i podeszłam do nich, by otworzyć.
- Nie, powiedz, że nie ściągałaś tu wszystkich - jęknęła moja blond włosa przyjaciółka.
Kiedy tylko stanęłam w wejściu, do środka, jak huragan wpadli nasi znajomi; Vilu i Leon, Fran, Marco, Cami, Maxi, Diego, Seba, Sally i Andreas.
- Lu, nie ładnie tak! - zawołała Viola, grożąc jej palcem. - Znów chciałaś wyjechać bez pożegnania.
Widziałam wzruszenie w oczach obu dziewczyn.
Ludmile nie było zbyt wesoło i niechętnie opuszczała kraj, to można było bez problemu wyczuć. Jednak nie miałam zamiaru jej powstrzymywać. Prędzej czy później zorientuje się, że popełniła wielki błąd i wróci. Jestem tego pewna.
*30 minut później*
Ludmiła już wyszła. Było mi trudno powiedzieć jej "do widzenia". Przygnębiona, stałam w kuchni, oparta o blat i popijając kawę przyglądałam się Maxiemu, który na nowo ze mną zamieszkał. Nagle rozległo się pukanie. Na nikogo więcej nie czekałam... Faktycznie, chłopak, który ukazał się moim oczom, po otwarciu drzwi był ostatnią osobą, której bym się spodziewała.
- Cześć, przepraszam jeśli przeszkadzam - odezwał się Federico.
- W sumie, to nic nie szkodzi. Powiedz, co cię sprowadza? -zapytałam z grzeczności. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że chodzi o Ludmiłę. No sorry, ale teraz już na serio jest za późno.
-Lusia. Ona podobno jest u ciebie - wymamrotał.
Przyjrzałam mu się uważnie. Nie wyglądał dobrze. Nie jest tak nieodpowiedzialny jak jego
Przecież tak na prawdę, to nie ich wina, że tak cierpią.
- Obiecałam, że nic nie powiem - zawahałam się przez chwilę.
-Natalia, błagam! Ja muszę wiedzieć co jest z Ludmiłą. Muszę, rozumiesz?! - był tak zdesperowany, że nie zdziwiłabym się, gdyby padł przede mną na kolana, gdybym nie uległa, albo włamałby mi się do domu, gdybym zamknęła mu drzwi przed nosem.
- Ale ja obiecałam, że nic nie powiem - powtórzyłam, naciskając na to, że coś przyrzekłam. On też się deklarował i nie dotrzymał słowa...
- Naty, ja ją kocham. Martwię się. Proszę, powiedz mi - stał się taki szczery i przekonujący, że nie mogłam go spławić.
- No dobrze, ale jakby co, to ja nic nie mówiłam. Jej już tu nie ma - wyznałam, spuszczając głowę.
- CO?! To gdzie...
- Pewnie w drodze na lotnisko - nie miałam odwagi spojrzeć w oczy Włocha. Poczułam się po części winna, rozpadu ich związku. W końcu, to ja kazałam Ludce się od niego wynieść.
- Słucham?! - krzyknął. Sama nie wiem, czy był bardziej wystraszony, czy zszokowany.
- Wyjechała niecałe dwadzieścia minut temu. Jeśli się pospieszysz, jeszcze ją dogonisz - miałam szczerą nadzieję, że to mu się uda.
- Dziękuję, Nat - szepną na odchodnym.
- Powodzenia, Fede - już nawet mnie nie usłyszał.
*Federico*
Nie mogłem czekać. Każda minuta była dla mnie na wagę złota. Biegłem w stronę domu najszybciej jak tylko mogłem. Kiedy już się pod nim znalazłam wsiadłem do auta, przekręciłem kluczyk i wyjechałem na drogę. Nie obchodziły mnie żadne przepisy i ograniczenia prędkości. Musiałem być na lotnisku jak najszybciej. Ważyły się właśnie losy mojej wspólnej przyszłości z najważniejszą osobą na świecie.
Kiedy tylko dojechałem na lotnisko, zaparkowałem byle gdzie i pobiegłem w stronę hali. Był środek tygodnia, więc nie spodziewałem się tłumów. Łatwo dostrzegłem Ludkę wśród ludzi. Szła z dwiema dużymi walizkami od kasy.
- Ludmiła! Ludka! -krzyknąłem. Spojrzała w moją stronę i tylko przyspieszyła kroku. Podbiegłem do niej i złapałem za łokieć - Stój, skarbie, per favour.
- Odejdź - powiedziała ostro.
- Lucia, porozmawiajmy, kochanie - zbliżyłem się do dziewczyny i dopiero teraz zobaczyłem jak bardzo się zmieniła. Jak schudła, jak poblakła jej cera i włosy się przerzedziły... Jedyne, co dobrze zapamiętałem, to te jej niesamowite oczy. Mógłbym w nie patrzeć cały czas. Zakochałem się na nowo.
- Nie mów tak do mnie. Nie jestem ani Lucia, ani kochanie. Nie twoje - słowa, które wypowiedziała, zabolały, ale nie powiem, że na nie nie zasłużyłem, bo to byłoby kłamstwo.
- Porozmawiaj ze mną - nalegałem mimo wszystko. Musiałem ją odzyskać. Pragnąłem, by było znów jak dawniej.
- Teraz chcesz rozmawiać? Teraz? Chyba już trochę za późno - w oczach Lusi zalśniły łzy, zacisnęła usta w wąski klinek i wolno, delikatnie kiwała głową w lewo, w prawo, w lewo, w prawo...
Zapadła chwila ciszy, która dla mnie była równa miliardom lat świetlnych. Tak bardzo chciałbym ją teraz przytulić, pocałować, szepnąć do ucha, że ją kocham.
- Więc co teraz? - zapytałem w końcu, nie mogąc znieść dłużej jej milczenia.
- Nie wiem, Federico. Czuję się koszmarnie z myślą, że byłam dla ciebie tylko zabawką, którą po pewnym czasie odłożyłeś, bo ci się znudziła. To chyba najgorsze co może być - czuć się odrzuconym i niepotrzebnym. Może po pewnym czasie sobie o mnie przypomnisz, ale wiedz, że tak się nie robi. Nie zostawia się człowieka, który cię potrzebuje, człowieka, który poświęcił dla ciebie wszystko, a przede wszystkim człowieka, który cię kocha - mówiła. - Ja wyjeżdżam. Nie wiem kiedy wrócę i czy w ogóle... Potrzebuję czasu, żeby wszystko przemyśleć i ułożyć. Muszę pobyć sama. Chcę zacząć nowe życie, a tu mi się to nie uda. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz i uszanujesz mój wybór.
- Będę czekać na ciebie wieki, jeśli trzeba będzie. Pamiętaj tylko, że bardzo cię kocham - lekko dotknąłem policzka blondynki.
- Dałeś mi powody, bym o tym zapomniała. No nic, w takim razie, chyba...chyba pa - pożegnała się.
- Tak, pa kwiatuszku...
Chwyciła rączki swoich walizek, po czym ciągnąc je za sobą, ruszyła w stronę bramki.
Zawiodłem się na sobie. Mam nadzieję, że nie straciłem Ludmi na zawsze. Nie mógłbym tak żyć. Nie dałbym rady.
Powlokłem się w stronę parkingu i tym razem zważając na wszelkie znaki wróciłem do domu. Włączyłem telewizor. Zrobiłem sobie kanapkę i usiadłem na kanapie. Nie wiem co akurat leciało, bo byłem wpatrzony w pustą przestrzeń, w ścianę, płaszczyznę. Kilka minut potem poczułem, że nasz psiak ułożył mi głowę na kolanach. Zamknąłem oczy, oparłem się i sam nawet nie wiem kiedy, usnąłem.
*Ludmiła*
Cały lot przespałam. Boję się latać, dlatego też założyłam słuchawki na uczy i maseczkę na oczy. Pozwoliłam sobie na odpoczynek i przyznam, że dobrze mi to zrobiło. Obudziłam się przed samym lądowaniem. Za oknem było już ciemno. No tak, zapomniałam o zmianie stref czasowych. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał równo szesnastą. Przestawiłam go o cztery godziny do przodu i czekałam, aż samolot dotknie kołami ziemi.
Kiedy tylko wyszłam, zaczerpnęłam świeżego powietrza i otrzymałam odpowiednie informacje - konkretnie o problemach z przerzutem bagaży - wyciągnęłam telefon. Wykręciłam numer i w duchu modliłam się, by chłopak odebrał.
- Halo? - usłyszałam jego melodyjny głos.
- Hej, Troy. Nie przeszkadzam? - przywitałam się grzecznie, na wypadek, gdyby chował do mnie jakąś urazę.
- Nie, no co ty. Lu, nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że cię słyszę - ja również byłam szczęśliwa. Miałam nadzieję, że on pomoże mi odnaleźć drogę, z której gdzieś zboczyłam.
- Tak, bardzo dawno się nie kontaktowaliśmy - stwierdziłam, ponownie tylko po to, by utrzymać fason i nie wykroczyć z wytyczonego kiedyś, przez kogoś schematu.
- Co u ciebie? - zapytał luźno, całkiem jakbyśmy widzieli się wczoraj.
- Eh... za długa rozmowa jak na telefon - westchnęłam, równocześnie przeczesując włosy ręką. - Ale właściwie, będę mogła wszystko opowiedzieć ci kiedy się zobaczymy, a uwierz, jest o czym mówić.
- Kiedy to będzie...?
- Wydaje mi się, że niebawem. Słuchaj, dzwonię, bo mam prośbę. Tak, wiem, jestem egoistką - zaczęłam zmieniać temat naumyślnie, by mój przyjaciel przywrócił mnie do pionu. To był taki swego rodzaju, mały test. Kurcze, może faktycznie nie jestem zbyt miła.
- Przestań i mów o co chodzi - zaśmiał się. Zaliczył sprawdzian.
- Jestem w Hiszpanii. Właśnie wylądowałam i zanim dojadę do domu jeszcze trochę, bo jest jakiś problem z walizkami - wyjaśniłam. - Miałam zrobić ci niespodziankę i po prostu jutro wpaść w odwiedziny, ale pomyślałam, że jeśli miałbyś czas, mógłbyś pójść do mnie i zrobić mi kawę? Posiedzimy, pogadamy... Oczywiście jeśli chcesz - zaproponowałam. Bardzo chciałam zobaczyć Troya, bo przez te dwa lata, kiedy się nie widzieliśmy wiele się zdażyło, zapewne nie tylko w moim życiu. Jest osobą, której mogę zaufać i powierzyć sekret. Potrzebuję wsparcia, a blondyn może mi je zapewnić. Kocham go... ale jak brata. Takiego wspaniałego, starszego braciszka, który się mną opiekuje, dba o mnie i pilnuje.
- Jasne! Ludmi, super, że wreszcie spędzimy trochę czasu razem - ewidentne się rozentuzjazmował.
- Dzięki, słońce. To do zobaczenia - odezwałam się wesoło.
- Cześć.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę, a telefon wcisnęłam do kieszeni dżinsów. Akurat na taśmie zjawiły się moje walizki, więc mogłam je spokojnie odebrać. Ciągnąc je, wyszłam z obszernego budynku. Taka nagła zmiana oświetlenia z mocnych halogenów na uliczne lampy nie robi dobrze moim oczom. Zachwiałam się, ale w ostatnim momencie odzyskałam równowagę. Powędrowałam w stronę wcześniej wynajętej taksówki. Już teraz tak niewiele dzieli mnie od domu. Od początku. Nowego początku. Hola Espania!
*Troy*
To niesamowite. Już myślałem, że nigdy nie zobaczę tej cudownej dziewczyny. Przypuszczałem, że nie chce już mnie znać. Najwidoczniej się myliłem. Myliłem się i to bardzo.
Ciekawe czy przejechała z Federico. Chciałbym go poznać. W końcu to mąż osoby, którą niegdyś kochałem. Jest moją dobrą przyjaciółką i nie widzę powodu, dla których miałbym unikać Fede. Przecież już nic mnie z nią nie łączy. Nawet jeśli nadal byłbym w niej zakochany, a nie mówię, że jestem, odpuściłbym sobie, bo najważniejsze jest jej szczęście.
Ogarnąłem się i wyszedłem. Kierowałem się w stronę domu blondyny. Po drodze myślałem o tym, jak moglibyśmy spędzić czas razem, wraz z Emmą i Eljotem.
Nawet nie spostrzegłem, kiedy dotarłem na miejsce. Wyciągnąłem klucz, który kiedyś dała mi Lud. Przekręciłem go w zamku, otworzyłem, a następnie wszedłem do środka, zamykając za sobą drzwi. Zapaliłem światło w salonie. Rozejrzałem się. Wszystko tak jak było. Beżowe ściany nadal miały swój oryginalny odcień, żyrandol zwisał z sufitu jak dawniej, kanapa stała na środku, naprzeciw telewizora. Ściany zdobiły dwa duże, płócienne obrazy, ukazujące plażę. Na mahońowych panelach leżał długi, ciemnobrązowy dywan. Obszedłem wszystkie pomieszczenia. Nic się nie zmieniło. Na końcu wszedłem do kuchni, by tak jak prosiła mnie Ludmiła, zaparzyć jej kawę. Spodziewałem się, że jest w którejś z szafek. Anastazja na pewno, wyprowadzając się, nie zabrała dużo. Przekroczyłem próg pomieszczenia i od razu w oczy rzuciła mi się kartka leżąca na stole. Przeczytałem szybko jej treść. Zrobiło mi się słabo, duszno i niezbyt przyjemnie. Wyjąłem komórkę, po czym wykręciłem numer właścicielki domu.
- Co jest, Troy? - usłyszałem głos Ludmi.
- Słuchaj myszka, znalazłem list. Jest on od twojej matki. Zdaje mi się, że powinnaś go przeczytać. Pisze w nim coś o samobójstwie...
- Jezu, nie wytrzymam z tą kobietą. Dobra, dzięki. Ja będę za kilka minut, bo jestem już w taksówce...
Rozłączyła się. Nie rozumiem jak ona mogła przyjąć tą wiadomość ze spokojem. Wiem, że nie miała najlepszych kontaktów a Anastazją, ale to jednak matka.
*Ludmiła*
Pojazd, którym jechałam, zatrzymał się. Ja wypadłam z niego jak huragan, pognałam w stronę willi, a kiedy już się w niej znalazłam, pobiegłam do pomieszczenia, w którym paliło się światło. Zobaczyłam chłopaka, który na mnie czekał, podpierającego ścianę. Niewiele myśląc rzuciłam się w jego ramiona. Ukryłam twarz w pobliżu szyi Hiszpana. Przez tą chwilę poczułam się tak dobrze.
- Nie masz nawet pojęcia jak się cieszę, że cię widzę - powiedział, głaszcząc mnie po plecach.
Oddaliłam się od niego na długość ramion. Spojrzałam w niebieskie oczy Troya. Znów poczułam się, jakbym latała.
- Ja również jestem szczęśliwa - wyznałam.
Usiadłam przy stole, a mój towarzysz podał mi filiżankę, po brzegi wypełnioną kremowym płynem. Zamoczyłam w nim usta i upiłam kilka łyków.Wtedy dostałam również list o którym mi mówił.
Biegałam wzrokiem po kartce, starając się zrozumieć cokolwiek.
13.10.2014, Barcelona.
Szanowny znalazco!
Witam, nazywam się Anastazja Ferro. Mam dwoje dzieci. Czy mógłbyś/mogłabyś przekazać tę wiadomość mojej córce, Ludmile, zamieszkałej w Buenos Aires?
Poszukuje mnie policja, bo uciekłam z więzienia.
Musiałam to zrobić, by oddać mojego syna w dobre ręce, mojej przyjaciółki, Konstancji.
Nie mogłam już tak dłużej żyć.
Nie daje sobie rady, bo zjadają mnie wyrzuty sumienia.
Prawie zabiłam niewinną osobę, a zdałam sobie z tego sprawę, dopiero gdy spotkałam się z moim mężem.
Moja córka zrozumie o co chodzi.
Anastazja, lub jeśli ktoś woli - Maria.
P.s. Moje zwłoki znajdziecie na strychu, w domu w BA. Nie pytajcie jak się tam znalazły... mam swoje sposoby.
- Wiedziałam, że ją widziałam - zgniotłam kartkę w ręce.
-Lu, o co w tym chodzi? - zapytał blondyn, siadając naprzeciw mnie.
- Zaraz ci wszystko wyjaśnię, ale muszę najpierw wykonać telefon - wstałam i podążyłam w stronę wyjścia. - Boże, co ona miała z tym strychem?! - szepnęłam do siebie.
Teraz wszystkie emocje zmieszały się ze sobą. Strach, złość, żal, ale przede wszystkim niepokój.
Usiadłam na kanapie. Przełknęłam ślinę. Słyszałam, jak szybciej bije moje serce. Nie chodziło o to, ze kilka dni temu moja mama się zabiła. Podejrzewałam, że prędzej czy później się to stanie. Była złą osobą, jednak wierzę, że zrozumiała, jak wielkie błędy popełniła.
Zamknęłam oczy. Stresowałam się tym, że muszę zadzwonić do Federico. Nie chcę robić mu złudnych nadziei. Oby nie odebrał źle całej sytuacji. Nas już nie da się uratować.
Wzięłam głęboki oddech.
- Część - odezwałam się drżącym głosem, kiedy odebrał.
- Słonko, co się... - zaczął, ale przerwałam mu.
- Nie dzwonię mówić o tobie i o mnie. Fede, idź na strych - starałam się mówić bez emocji.
- Po co? - zdziwił się Włoch.
Rozpłakałam się. Nie mogłam z nim rozmawiać. Nie o tym. Pękłam i trudno było mi się pozbierać. Może jednak jej zgon trochę mnie zniszczył. Wszystko mnie zniszczyło. Już nie daję sobie rady w życiu. Świat wali mi się na głowę, a grunt osuwa pod nogami. W jednej chwili straciłam tak wiele ważnych dla mnie rzeczy. Rodzinę, miłość, przyjaciół... Nie mam już prawie nic.
- Spokojnie aniołku, już dobrze, uspokój się - głos Włocha działał na mnie niesamowicie kojąco.
Chciałam mu powiedzieć, że go kocham. Chciałam teraz wyznać, że jest dla mnie wszystkim. Chciałam... ale nie mogłam.
- Mama się zabiła. Leży na strychu. Idź sprawdź, czy to prawda, co mi napisała... - poprosiłam powstrzymując drżenie głosu i rąk.
Nastała chwila ciszy, podczas której wolno odliczałam od dziesięciu w dół, czekając na jakiekolwiek wiadomości. Chyba podświadomie łudziłam się, że to wszystko jest jednym wielkim snem, z którego zaraz się obudzę.
- Przykro mi, słonko - odezwał się głos po drugiej stronie połączenia.
- T-tak.. D-dziękuj-ję. Z-zadzwonisz na policję? - ze wszystkich sił starałam się nie rozryczeć.
- Jasne. Pewnie oni poinformują cię o wszystkim.
- Mhym - przytaknęłam. - Cześć, Fede - Kocham cię.
*godzinę później*
- Cała ta historia jest bardziej skomplikowana niż obsługa mojego laptopa po chińsku - podsumował Troy, gdy opowiedziałam mu co się wydarzyło.
- Wcale nie - wymusiłam uśmiech. - Mój ojciec żyje, a człowiek którego zawsze uważałam za tatę jest mi zupełnie obcy. Moja matka to Maria, a nie Anastazja, choć tak na prawdę to ta sama osoba. Violetta jest moją siostrą, bo German to też jej ojciec, no i mam młodszego brata, ale tylko od strony mamy. Byłam w ciąży, ale moja córeczka umarła i od wtedy pomiędzy mną i Federem nie dzieje się najlepiej. Śmiem podejrzewać, że gdyby nie to, że zostałam otruta, co bardzo osłabiło mój organizm i prawie doprowadziło do śmierci, Olivia żyłaby. Nie wiem już kogo mam o co oskarżać. Może powinnam zwalić całą winę na siebie? W końcu to ja byłam nieodpowiedzialna, naiwna...
- Nawet tak nie mów - przerwał mi chłopak. - Powiedz mi tylko co masz zamiar zrobić z Johnem?
- Mam zamiar wrócić na pogrzeb matki i wtedy zabrać go ze sobą do Buenos Aires.
- Czyli nie zabawisz u nas długo?
- Dwa, trzy tygodnie....
*Camila*
Ciekawe uczucie, znów poczuć się wolnym człowiekiem. Będąc z Broadem czułam się trochę jak na uwięzi. Ograniczał mnie i nie pozwalał mi się rozwijać.
Postanowiłam przejść się do Studia. Kiedy odchodziliśmy, Antonio zapraszał nas, kiedy tylko chcemy. Było już po lekcjach, więc większość sal powinna pozostać wolna.
Nie myliłam się. Weszłam do pomieszczenia połączonego z akwarium, bo stamtąd dobiegał dobrze znany mi głos. Oparłam się o framugę drzwi. Gdy chłopak stojący przy keyboardzie skończył grać, podeszłam do niego.
- Świetnie, Seba - ułożyłam dłoń na jego ramieniu.
- Dziękuję Cami - uśmiech wkradł się na jego twarz.
- Sebastian, mogę cię o coś zapytać? - uniósł wzrok, spojrzał na mnie pytająco. - Czemu skomponowałaś tak smutną piosenkę? Pomijając fakt, że ona świetnie opisuje moje odczucia... Czy coś się stało z Sally?
Nie możliwe, by słowa " Odejść daj mi już " i "między nami to co było się skończyło" nic nie znaczyły. Jeśli ta dziewczyna coś mu zrobiła, przysięgam, że nie ręczę za siebie.
- Zerwaliśmy - wyznał. - Uświadomiłem sobie, że to nie ona jest...- urwał nagle. - Czemu opisuje twoje uczucia? - zdziwił się.
- Zarwałam z Broadwayem. Zanim zapytasz czemu, powiem ci. Bierze narkotyki. Nie chcę być z kimś takim - objaśniłam.
Wiedziałam, jak zaświeciły mu się oczy. Czyżbym mu się podobała? Właściwie, kiedyś byliśmy dla siebie ważni.
Seba dotknął mojej dłoni, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz. Nie chcę się w nim zakochiwać. Nie chcę znów się z kimś wiązać.
- Camila, może zaśpiewasz coś ze mną? - poprosił.
Bez słowa usiadłam przy perkusji i zaczęłam uderzać w bębny w rytm "Hoy somos mas".
ROZDZIAŁ SPRAWDZĘ POTEM - teraz jest pewne dużo błędów i powtórzeń :C Przepraszam.
~
Hej Misie!
Tak, rozdział miał się w tym tygodniu nie pojawić, ale jednak jest. Nie mogłam go nie dodać. Mimo, że jest słaby, bo przeważają dialogi... Wybaczcie, ale jestem w na prawdę złej formie.
Taaak... No cóż, Perełeczki. Wyrażajcie swoje opinie<333
~
INFO!
Niedawno ogłoszony był konkurs. W związku z tym, że na razie dostałam tylko jedną pracę przesuwam termin nadsyłania zgłoszeń do 04.12.2014r. do godziny 22.55.
~
Spojler z 52:
- Ludmiła tęskni
- Troy i paczka pomagają Lu się rozerwać.
- Fede... no właśnie, Fede... czeka go smutna niespodzianka.
- Sebastian wyznaje Camili uczucia co do niej.
- Maxy zabiera gdzieś Naty.
- Viola Leon dostają propozycję od Marottiego (tak, to miało być w tym rozdziale, ale...)
Jak widzicie przed Wami kolejny krótki, beznadziejny rozdział...
~
Kocham Was najmocniej, moje Skarbki ♥
~
Przepraszam, że ostatnio nie komentowałam Waszych blogów - nie miałam na to czasu. Teraz zasypali nas w szkole sprawdzianami. Ale czytałam.
Słuchajcie, ja do samych świąt będę musiała dużo wkuwać, dlatego też postanowiłam, że jeśli nie będę mogła skomentować, napiszę tylko "wspaniałe" "super" "świetne" czy coś takiego. To będzie znak, że czytałam. Nie gniewajcie się na mnie.
Przepraszam raz jeszcze.
~
Dziś polecę bloga wspaniałej dziewczyny - Pat ty.
Jej historia jest podzielona na sezony. Opowiada o losach moich ukochanych bohaterów - Fede i Lu. To oczywiście wątek główny, bo pojawiają się tam też inne pary. Autorka ma wspaniały talent, którym na szczęście zechciała się podzielić.
blog Pat ty [klik]
-A mogę chociaż wiedziec, kim jest twój wybranek? Leon? Maxi? Andreas?
-Nie... Znaczy, w sensie, nie mogę ci powiedziec, bo nie wiem, czy coś z tego będzie.
-Czyli nie masz pewności?
-Tomas, ja cię już nie kocham. Pogódź się z tym. Nie potrafiłeś wcześniej mnie pokochac, to mnie straciłes. Koniec kropka. Mam już kogoś innego, kogo kocham nad życie.
-A czy...
-Nie, to nie jesteś ty.
Zakończyłam tę bezsensowną rozmowę i zaczęłam spoglądac w okno.
Nie chcę go znac.
Liczyłam tylko na to, że jak najszybciej dotrę do Buenos Aires, żeby wszystko sobie wyjaśnic...
~
Hej Misie!
Tak, rozdział miał się w tym tygodniu nie pojawić, ale jednak jest. Nie mogłam go nie dodać. Mimo, że jest słaby, bo przeważają dialogi... Wybaczcie, ale jestem w na prawdę złej formie.
Taaak... No cóż, Perełeczki. Wyrażajcie swoje opinie<333
~
INFO!
Niedawno ogłoszony był konkurs. W związku z tym, że na razie dostałam tylko jedną pracę przesuwam termin nadsyłania zgłoszeń do 04.12.2014r. do godziny 22.55.
~
Spojler z 52:
- Ludmiła tęskni
- Troy i paczka pomagają Lu się rozerwać.
- Fede... no właśnie, Fede... czeka go smutna niespodzianka.
- Sebastian wyznaje Camili uczucia co do niej.
- Maxy zabiera gdzieś Naty.
- Viola Leon dostają propozycję od Marottiego (tak, to miało być w tym rozdziale, ale...)
Jak widzicie przed Wami kolejny krótki, beznadziejny rozdział...
~
Kocham Was najmocniej, moje Skarbki ♥
~
Przepraszam, że ostatnio nie komentowałam Waszych blogów - nie miałam na to czasu. Teraz zasypali nas w szkole sprawdzianami. Ale czytałam.
Słuchajcie, ja do samych świąt będę musiała dużo wkuwać, dlatego też postanowiłam, że jeśli nie będę mogła skomentować, napiszę tylko "wspaniałe" "super" "świetne" czy coś takiego. To będzie znak, że czytałam. Nie gniewajcie się na mnie.
Przepraszam raz jeszcze.
~
Dziś polecę bloga wspaniałej dziewczyny - Pat ty.
Jej historia jest podzielona na sezony. Opowiada o losach moich ukochanych bohaterów - Fede i Lu. To oczywiście wątek główny, bo pojawiają się tam też inne pary. Autorka ma wspaniały talent, którym na szczęście zechciała się podzielić.
blog Pat ty [klik]
-A mogę chociaż wiedziec, kim jest twój wybranek? Leon? Maxi? Andreas?
-Nie... Znaczy, w sensie, nie mogę ci powiedziec, bo nie wiem, czy coś z tego będzie.
-Czyli nie masz pewności?
-Tomas, ja cię już nie kocham. Pogódź się z tym. Nie potrafiłeś wcześniej mnie pokochac, to mnie straciłes. Koniec kropka. Mam już kogoś innego, kogo kocham nad życie.
-A czy...
-Nie, to nie jesteś ty.
Zakończyłam tę bezsensowną rozmowę i zaczęłam spoglądac w okno.
Nie chcę go znac.
Liczyłam tylko na to, że jak najszybciej dotrę do Buenos Aires, żeby wszystko sobie wyjaśnic...
Oj jojo jakie ja tu cudo przeczytałam.:)
OdpowiedzUsuńJedynie co mogę powiedzieć,że ten rozdział był niezwykły.
Uuuuuu czyżby Sebuś i Cami:******
Rozstanie Fedemilci:(
Wyjazd do hiszpanii.
Anastazja.....
Kochana przepraszam,że dzisiaj taki komek ale nie mam weny.
To jeszcze życzę Ci weny<3
Kocham cię słonko:*****
Bardzo dziękuję <3
UsuńNie masz za co przepraszać.
K..C <3
Seba i Camilaaa... Mój entuzjazm. Czemu nie ma Diego? Hem? Hem? Przykro mi, będę płakać. Zov\baczysz - będę płakać.
OdpowiedzUsuńTroymila <3 Czemu ostatnio mi Fedemiła mi sie jakoś tak znudziła? Ale co za świnia z tej Marii, od początku wiedziałam, że nie jest taka święta. Tak samo jak ten fioletowy pamiętnik - zobaczysz - jeszcze znajdziesz tam plan zniszczenia świata i liściki z jakimś Bóg wie czym...
^^
UsuńDiego... no cóż, na razie go nie ma.
Hehe, skoro lubisz Trymilę, to poczekaj do rozdziału 53 :)
Może dlatego Ci się znudziła, że w 3 sezonie zrobili z niej drugą Leonettę :|
Bardzo dziękuję <3
K.C.
Jej kochana nie powiem,ten rozdział to istne C U D O
OdpowiedzUsuńFederico nie powstrzymał Lusi, jej smutne
Lusia w Hiszpanii mmm ciekwawie
Troy jest świetnym przyjacielem
Lusia wraca do BA kto jest happy,JA :*
Ach ta szkoła istne zło wcielone
Nauczyciele normalnie daleko im do normalnych
Moja kochana polonistka rzuciła mi tekst,że nie mam brać udziału w konkursie z polskiego,ale już jak koniecznie chce to jak zrobię błędy na pierwszej stronie to nie będzie sprawdzać .Tylko uwielbiać c'nie?No genialny tydzień rrrr....
Życzę dużo weny mniej sprawdzianu DUŻO WOLNEGO
Ściskam kochana :*
Mela :*
K.C. <33333
Tak, PRZYJACIELEM :''')
UsuńHehe, no to "fajną" masz polonistkę xd
Bardzo dziękuję <3
K.C.
Siemanko!
OdpowiedzUsuńWhy?!?! W-H-Y?!?! WHY?!?!
Ty mi rozwalasz Fedemilę. W którym oni się zejdą?!?! Ja nie wytrzymam
Czyżby szykowała mi się 2 ulubiona para z Cami??
Koffam♥♡♥♡
Dlaczego ty masz taki talent, a mi go brakuje?
Jesteś według mnie #1.
Wyobraź sobie:
Ja siedzę na widowni stadionu i mam taki gąbkowy paluch jak w stanach na meczach. A ten paluch z napisem: ,,Wercik #1" ;P
Kocham i życzę weny na następny ROZDZIAŁ:
MECHI♥♡♥♡
W którym? Jeszcze nie wiem :)
UsuńSemi ^^
Ja nie mam talentu ;-;
Ojejciu <333 Miło mi niezmiernie <3333
Bardzo dziękuję <3
K.C.
Wrócę!
OdpowiedzUsuńJa tu wrócę, skarbie! Czekaj na mnie ♥♥
OdpowiedzUsuńJestem!
UsuńPrzepraszam, że tak późno ;*
Ogromnie dziękuję za to, że poleciłaś mojego bloga, bo szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tego...
Bardzo mnie zaskoczyłaś ~ 1. Ludmiła wyjeżdża?!!! Cooooo?! Ale to uniemożliwia Fedemiłę!
Całe szczęście, że długo tam nie zostanie... Uratowało to moją nadzieję ♥
Mama Ludmiły znowu wykręciła kolejny numer... No ja nie mogę, wiecznie obrażona na świat postanowiła się zabic xD
Ale zdziwiło mnie, że Fede tak po prostu o tym powiedział i nikt się specjalnie nie zdziwił :D
Kolejne co, to to, że jeśli ten jak mu tam, Troy, zacznie startowac do Ludmiły, to ja go osobiście powieszę u Lu na strychu -,- Ma się nie dowalac do Fedemiły, bo wyrwę mu te jego świecące włosy i mnie jeszcze popamięta!
Albo, jak to byś pewnie zasugerowała... Na Saharę z nim!!! <3
Naty - jaka z niej dobra przyjaciółka ^^
Fajnie, że Federico zrozumiał, co traci... No i wgl...
Szkoda, że jej nie zatrzymał xD
Ale tak też bardzo ciekawei ;3
Najlepszego!! Weny i wspaniałych rozdziałów, Pat ty. ♥ ;**
Nie masz za co mnie przepraszać!
UsuńUwielbiam Twojego bloga! Nie masz za co dziękować.
Hehe XD To szykuj linę dla Troya :')
O tak! Wywieźmy na Saharę xDD
Bardzo dziękuję <3
K.C.
MOJE <333
OdpowiedzUsuń~Veronica
Super
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję <3
UsuńK.C.
Cudoo o.O
OdpowiedzUsuńCzemu ty tak pięknie piszesz? c;
I teraz smuteczek, bo Fedemilcia się rozstała :c
I ten wyjazd Luci do Hiszpanii...
A może by tak Troy wymyślił jakiś podstęp, żeby Ludmiła była z nim?? Nie to że tego chcę xD Ale wyszłoby ciekawie ;D
Czekam na następny i POWODZENIA! ♥
Ja nie piszę pięknie >.<
UsuńBardzo dziękuję <3
K.C.
Super ale ja chcę żeby Fede i Ludmi się pogodzili :((( choć w sumie Federico mógłby być trochę zazdrosny o Ludmiłę :D Świetnie piszesz <3 Angel
OdpowiedzUsuńNie martw się, Fede i Lu przecież się pogodzą :) Kiedyśtam... :)
UsuńBardzo dziękuję <3
K.C.
Jestem i ja ^^
OdpowiedzUsuńNo Alex wiedziała, że Ludmiła chce się rozwieść. Alex jasnowidz :D
Wyjechała do Hiszpanii... To tak jakby uciekła od problemów, od źródła problemów czyli Federico.
Zastanawia mnie jak jej matka powiesiła się na strychu w jej domu o.O miała klucze ? XD
To obleśne że to akurat tam postanowiła odebrać sobie życie :x
Przejdźmy do lepszych rzeczy a mianowicie do... Semi! *-*
Tak się cieszę że będą razem :D
Seba się nią zaopiekuje a nie to co Brodway -.-"
Czekam miśka na następną część :*
K.C :*
Ja Ci mówię, że nie wiem jak to robisz, ale zgadujesz co będzie w następnych rozdziałach! Podziwiam.
UsuńNo miała klucze! Przecież to był jej dom xD
Bardzo dziękuję <3
K.C.
Next blagam
OdpowiedzUsuńNext
OdpowiedzUsuńWitaj Weronika!!
OdpowiedzUsuńAle ty masz talent!! Zazdroszczę! (lubię wykrzykniki!!) Ja nie napiszę chyba tak nigdy
-Pięknie
-Długo
Zarzuty:
- fedemilka się kłóci :((((
- Nie ma więcej uwag
-Nie było
-I nie będzie
I takie pytanko :
-Next kiedy next!??!
Witaj :)
UsuńNie mam talentu >.<
Next co sobotę :)
Bardzo dziękuję <3
Blagam next
OdpowiedzUsuńCudo *_* Czytam cię od 3 dni, a w tym czasie zdążyłam przeczytać wszystko co napisałaś od samiuśkiego początku. Boże.. dziewczyno ale ty masz talent, czytam i po prostu nie mogę, ge-nail-ne.
OdpowiedzUsuńA co do tego :
łał zabiłaś mi Olivię, rozwaliłaś Fedemiłę a teraz jeszcze matka Lu się zabiła, kofam cię za te nieoczekiwane zwroty akcji. Ciekawie się zapowiada kolejny kolejny rozdział, Lu w Hiszpani mam nadzieje że nie wróci do Troya, najbardziej mnie zastanawia jak smutna niespodzianka czeka Fede. A jeszcze co do tego to Fede to palant najpierw kocha Ludmi, bierze z nią ślub, mają mieć dziecko, ale niestety go nie ma a potem za jej plecami podkochuje się w innej a dopiero po wyjeździe Lu zdaje sobie sprawę że ją kocha. Przynajmniej Naty zawsze jest przy Ludmi.
Czekam na nexta i życzę weny
OMG... Od początku? Y-Y Moje pierwsze prace były na poziomie dziecka z zerówki... >_<
UsuńNie mam talentu, serio.
Ojeju <3 Miło mi *\\\*
Bardzo dziękuję <3
K.C.