~ Trudno jest złapać wiatr, brać na żarty ten szalony świat ~
*Ludmiła*
Kiedyś ktoś powiedział mi coś bardzo mądrego. Ale wtedy nie potrafiłam tego pojąć. Teraz już wiem. Rozumiem. Musiałam do tego dojrzeć.
"Uzależnić można się od wszystkiego". Tak brzmiały słowa wypowiedziane przez tego kogoś. Kogoś, właściwie nawet wiem kogo. Mojego ojca.
Niektórzy uzależniają się od alkoholu. Niektórzy od internetu. A jeszcze inni od czekolady.
Ale czy uzależnienia zawsze muszą być złe?
Nie wydaje mi się.
Ja też jestem uzależniona. Uzależniona od miłości. Ale czy to przestępstwo? Nie. W sumie, żadne uzależnienie nie jest przestępstwem. Bo uzależnienie to tylko stan umysłu. Dopiero rzeczy, które się dzieją, są karalne.
Lecz miłość nie jest zbrodnią. Kochać można zawsze i wszędzie.
Ja nie umiem przestać kochać. Nawet na chwilę.
- Fede, skarbie... - zwróciłam się do narzeczonego, kiedy szykowałam ciasto na naleśniki. - Dużo ostatnio myślałam, wiesz?
- Tak? A nad czym, kochanie?
- Nad nami - wzięłam głęboki wdech. - Chciałabym wziąć ślub. Wiem, że to cholernie szybko,ale ja...
- Lud - przerwał mi. - P-proszę jeszcze nie teraz.
- Co, ale czemu? - zdziwiłam się.
- B-bo to za szybko. Sama to powiedziałaś.
- Serio? To po co oświadczyłeś mi się tak wcześnie? - warknęłam.
Kurde, wściekłam się. Było mi serio przykro. Jeśli mi się oświadczył, powinien wiedzieć, że mogę chcieć ślubu teraz.
- N-no bo... - starał się znaleźć słowa.
Pewnie gdybym go teraz widziała, dostrzegłabym zakłopotanie na jego twarzy. Jednak nie pozwoliłam sobie na niego spojrzeć. Wbiłam wzrok w miskę z prawie wyrobionym ciastem i zacisnęłam usta w wąski klinek.
- Jesteś nieodpowiedzialny Federico. Najpierw się myśli, potem się robi! - krzyknęłam po kilku bardzo długich minutach ciszy.
Wyjęłam patelnie, by zabrać się za smażenie, ale zamiast tego odwróciłam się gwałtownie. Chciałam jeszcze raz wykrzyczeć mu to w twarz i po prostu zapomniałam o przedmiocie w mojej dłoni.
Kurwa! Co ja narobiłam!? Feder leżał na ziemi, nie przytomny, a z jego skroni wolno sączyła się krew. Spanikowałam. To wszystko moja wina. Szybko sprawdziłam tętno. Raczej próbowałam to zrobić. Trzeba było uważać na lekcji biologi w podstawówce! Nie potrafiłam. Szybko wybrałam numer pogotowia. Po kilku sygnałach usłyszałam głos po drugiej stronie linii. Wyjaśniłam co się stało, wróć, wymyśliłam bajeczkę, jak to uderzył się o kant stolika. No co?! Bałam się! A jeśli, nie daj Boże, coś mu się stanie? Poszłabym siedzieć? I nasze dziecko urodziłoby się w więzieniu? Nie ma opcji!
Chwilę, w których czekałam na karetkę ciągły się w nieskończoność. Kiedy z końcu przyjechali zabrali Fede do pojazdu. Jakaś pani w podeszłym wieku i siwymi włosami podeszła do mnie. Wydała mi się bardzo znajoma. Tak bardzo, bardzo. Powiedziała, że koledzy ze szpitala kazali jej ze mną zostać, kiedy mnie zobaczyli. Ponoć byłam biała jak śnieg i cała się trzęsłam.
Ta pani kazała mi usiąść i podała mi szklankę wody. Oznajmiła, że mieszka niedaleko i jest wolontariuszką. Powiedziała, że będzie do mnie przychodzić codziennie, do puki nie zobaczy u mnie poprawy. Mówiła, że jestem bardzo wymizerniała.
Kiedy już sobie poszła, zadzwoniłam do Vilu i opowiedziałam, co się stało. Nie musiałam długo siedzieć sama, bo szatynka zaraz się u mnie zjawiła.
- Bożę, Lusia! - skandowała.
- Jestem okropna! Najgorsza! - płakałam. - A co jeśli coś mu się stało? Nie mogę! Nie, Violu! Ja nie potrafię żyć bez Federico. Nie-e. I-i to moja wina! Jestem godna swojego ojca! - rozryczałam się na amen.
- Lu, nie mów tak, to nie prawda- próbowała mnie pocieszyć.
Chyba jednak zrozumiała, że to na nic. Siedziała cicho, do puki się nie uspokoiłam.
- A tak swoją drogą - ciągnęła. - To bardzo ładnie tu teraz. Ten brzoskwiniowy kolor ścian ładnie oddaje wdzięk wnętrza.
- Nie filozofuj kochana - zaśmiałam się. - Vilu, jak to się dzieje, że zawsze udaje ci się mnie rozśmieszyć?
- Jestem twoją przyjaciółką, więc wiem, co na ciebie dobrze robi.
- Kocham cię, wiesz?
- Wiem, wiem. Nie obraź się, ale muszę już iść. Zobaczymy się w Studiu na wieczornych zajęciach? - zapytała.
- Chybaaa tak.
Wyszła, a ja zostałam sama. Całkiem sama, w wielkim domu. Co z tego, że teraz był kolorowy? Ale mi wydał się szary jak nigdy dotąd.
*Violetta*
Boże, biedna Lu. Pomogłabym jej, gdybym nie musiała zająć się własnymi sprawami. Muszę koniecznie porozmawiać z Leonem, a on unikał mnie przez cały ostatni tydzień.
Weszłam do Studia. Miałam szczęście. Mój chłopak stał przy swojej szafce i rozmawiał z Diego. Swoją drogą, od kiedy wyjaśniłam Leonowi, że to już tylko i wyłącznie mój przyjaciel, odpuścił mu i chyba nawet się dogadują.
- Leoś! - zawołałam i pomachałam do niego ręką.
Udał, że mnie nie widzi i już chciał sobie iść. O nie! Tak, to nie ma!
- Leon! - złapałam go za nadgarstek. - Czy możemy porozmawiać? - poprosiłam.
Niechętnie się zgodził, więc poszliśmy do jednej z pustych sal.
- Leon, o co ci chodzi? Cały tydzień mnie ignorujesz. Odsuwasz się ode mnie! Co się dzieje? - zrobiłam mię w stylu "gadaj, albo siedź i mnie słucha" i rozłożyłam ręce.
- Usłyszałem jak rozmawiasz z Francescą. Wiem, że chcesz ze mną zerwać - bąkną.
- Co?! - krzyknęłam.
Ochłoń Vilu, ochłoń... Po pierwsze: jakim prawem on podsłuchiwał moje rozmowy z Fran? A po drugie: O co w ogóle chodzi? Chyba nie słyszał jak... wybuchnęłam śmiechem.
- Leon, ty głuptasie! Źle to odebrałeś. Wcale nie chcę z tobą zrywać. Kocham cię.
- To co miało znaczyć "Myliłam się myśląc, że..." - spojrzał na mnie niepewnie.
- Boże, właśnie o tym chcę ci powiedzieć. Leon, Marotti zaproponował mi wyjazd, mam reprezentować Studio... w Paryżu. Miałam problemy z przekonaniem ojca. Właśnie o tym wtedy rozmawiałam z Fran. Jak go przekonać. Kochanie, Marotti powiedział, że mogę zabrać ze sobą jedną osobę, bo przecież zawsze mogę się pochorować czy coś i wtedy ktoś będzie musiał mnie zastąpić. Wieeesz... Paryż to miasto miłości. Najlepsze miejsce dla zakochanych... Och, Leon, pojedź tam ze mną! - złapał go za rękę. - To jedynie tydzień. Proszę cię.
Widziałam, jak bardzo był zaskoczony. Widziałam też, jak bardzo się cieszy. A kiedy o się cieszy, ja też jestem szczęśliwy. Jego uśmiech to i mój uśmiech. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby go nie było.
Nie mogłam się oprzeć i wtuliłam się w niego. Tak bardzo mi tego brakowało. Przez te wszystkie dni kiedy tak mnie unikał, bardzo mi tego brakowało. Brakowało mi jego zapachu, dotyku... tego, jak całował. Czułam się pusta w środku.
Teraz znowu go mam. Znowu przepełnia mnie miłością. Teraz mam wrażenie, że mogłabym iść do tego Paryża pieszo, jeśli tylko Leoś zgodzi się wybrać się tam ze mną.
- Poproszę rodziców - pogładził mój policzek kciukiem. - Cieszę się, że się myliłem Vilu. Nie zniósłbym bez ciebie już ani chwili dłużej.
Oderwałam się od chłopaka i stanęłam naprzeciw. Ułożyłam ręce na jego ramionach, a on złapał mnie w talii. Wspięłam się na palce i złożyłam na ustach Leona pocałunek. Tak namiętny, by zrozumiał, że nigdy, przenigdy go nie zostawię i że bardzo go kocham.
*Ludmiła*
Nie mogłam wytrzymać z ludźmi. Wydawało mi się, że wszyscy patrzą na mnie oskarżycielsko, że wytykają palcami. To okropne uczucie. Czułam się winna. Dopadły minie wyrzuty sumienia.
Po lekcjach w Studiu pobiegłam do szpitala. Ani Vilu, ani nikt inny nie zdołał mnie powstrzymać. Z impetem pchnęłam szklane drzwi i przekroczyłam próg. Byłam zdeterminowana. Podeszłam szybko do jakiejś kobiety w kitlu i spojrzałam na nią błagalnie.
- Gdzieś tu leży mój narzeczony- odezwałam się ściszonym głosem.
- Zaprowadzę panią do sali, ale musi podać mi pani nazwisko narzeczonego - uśmiechnęła się do mnie pobłażliwie.
- Paquarelli.
Pielęgniarka poprowadziła mnie do sali, w której leżał Federico. Boże, jak ja nie cierpię bieli. Tak, wiem. Mój cały dom był biały... ale to przeszłość. Nie chcę nią żyć. Było - minęło.
Usiadłam na krześle ustawionym przy łóżku. Fede spał. Patrzyłam na niego. Odgarnęłam mu z czoła włosy. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że pierwszy raz widzę go z nieułożoną grzywką. Kąciki moich ust uniosły się mimowolnie. Wyglądał tak słodko. Nie był do niczego podłączony, ani nic, więc domyśliłam się, że nic poważnego się nie stało. I Bogu dzięki! Odetchnęłam z ulgą. Dostrzegłam opatrunek w miejscu, skąd przedtem ciekła krew. Zbierało mi się na płacz.
Cholera jasna! A jeżeli coś by mu się stało? Nie wybaczyłabym sobie tego!
Patrzyłam i płakałam. Nie mogłam tak. Czułam, że muszę przy nim być. Bo kocham go najmocniej na świecie. Nikt inny się dla mnie nie liczy. Nikt więcej nie ma znaczenia. Może poza naszym dzieckiem.
- Przepraszam - wyszeptałam. - To wszystko moja wina.
- Nie, kochanie - usłyszałam.
Przetarłam oczy. Spoglądał na mnie i uśmiechał się lekko.
- C-co? - wyjąkałam. - Boże! Fede skarb-bie nie przemęczaj się teraz. Proszę. Gdyby nie ja, wcale by cię tu teraz nie było.
- A właśnie, że że to moja wina. Kochanie, nasz ślub odbędzie się, kiedy tylko będziesz chciała - uśmiechnął się, ale po chwili spoważniał. - Eghm, Lu, ja mam nie ułożoną grzywkę, prawda? - zapytał z przerażeniem.
Zaśmiałam się i przytaknęłam. Ona potrafi mnie rozbawić nawet w takiej sytuacji.
*Federico*
Wypis dostałem jeszcze tego samego dnia, co mnie bardzo ucieszyło. Lekarz kazał mi się nie przemęczać i nie wykonywać gwałtownych ruchów. Dostałem zwolnienie na tydzień ze Studia. Sam nie wiem co będę robił w tym czasie. Pewnie będę tam przesiadywał, żeby być blisko Lu i w sumie chyba nawet nie powiem Pablo o tym zajściu. I o ile Lud mu nie powie, wszystko będzie ok.
- Lucia, mogę cię o coś zapytać? - odezwałem się, kiedy wracaliśmy do domu.
- Jasne! - zawołała.
- Dlaczego tak ci zależy? No wiesz, na ślubie.
- Bo widzisz Fede... to jest tylko dokument. I jak dla mnie to tak naprawdę on nic nie znaczy.Ale ma wielką wagę pod kontem prawnym. To...tak na przyszłość, gdyby coś mi się stało i...
- Dobrze, już rozumiem - przerwałem. Nie chciałem, by kończyła tego zdania. Przecież jej nigdy nic się nie stanie. Nie, kiedy ja jestem przy niej. A przecież będę zawsze. Zawsze będę ją chronił, zawsze będę się o nią troszczył i opiekował się. Jest moim największym skarbem. Darem od życia.
- Kochanie, a czy bardzo cię to jeszcze boli? - zapytała smutno.
- Nie - przyznałem zgodnie z prawdą.
Przyszliśmy do domu, a mimo, że było dopiero po dziewiątej, czułem się wykończony. Poszedłem przebrać się w piżamę. Kiedy wszedłem do sypiali, Ludmi już leżała w łóżku. Wpatrywała się w sufit i bawiła się kosmykami włosów. Przyglądałem się przez chwilę mojej prawie żonie. Jest taka piękna.
Wskoczyłem pod kołdrę i przytuliłem dziewczynę mocno. Poczułem zapach jej różanych perfum i rumiankowego szamponu. Wtuliła się we mnie, uprzednio całując "na dobranoc". Sam nie wiem kiedy odpłynąłem...
*kilka godzin wcześniej*
*Camila*
Nieraz mam ochotę wszystkich ich pomordować. Jestem pewna, że maczali w tym palce. Uknuli to wszystko. I mogę się założyć, że wymyśliła to genialna Ludmiła. Niech no ją tylko dorwę. Uduszę normalnie.
Teraz przez nich wszystkich muszę pracować z Broadwayem. Na co oni liczą?! Na to, że do niego wrócę?
Nie ma opcji.
Mogą sobie robić co chcą. Ale ja się nie dam.
- Co tam tak zawzięcie piszesz? - usłyszałam głos za plecami.
Odwróciłam się. Brod. Szybko zamknęłam pamiętnik i wrzuciłam go do torby. Teatralnie przewróciłam oczami. Chciałam mieć to za sobą jak najszybciej.
- Nie twój interes - warknęłam.
- Oj, dobra, dobra... -uniósł ręce w obronnym geście, co jeszcze bardziej doprowadziło mnie do szału.
- Masz tutaj tekst - wręczyłam mu kopertę z wcześniej napisaną przeze mnie piosenką. - Musisz skomponować melodię. Na jutro - mruknęłam.
Zebrałam swoje rzeczy i wyszłam, pusząc się dumnie jak paw.
Usiadłam na ławce w parku. Szukałam komórki w swojej torebce. Ale zamiast tego natrafiłam na kartkę. Wyjęłam ją. Był na niej tekst piosenki, który powinnam wręczyć Broadwayowi! Cholera, w takim razie dałam mu...o nie!
*następnego dnia*
*Ludmiła*
Obudziłam się o świcie. Próbowałam spać, ale nie mogłam. Promienie, wpadające przez okno, do pomieszczenia, były zbyt jasne. Wstałam i postanowiłam przygotować się na dzisiaj. Wykonałam poranną rutynę i usiadłam przed telewizorem. Niestety o leciały same powtórki. Wyszłam do ogrodu. Mimo, że słońce było nisko, grzało mocno. Postanowiłam sprawdzić pocztę. Wyjęłam listy ze skrzynki i usiadłam na ławeczce. Rachunek...rachunek... rachunek... reklama... i coś ciekawego. Czysta, biała koperta. Czułam, że nie powinnam, a jednak to zrobiłam. Otworzyłam list. Z jego środka wyjęłam kartkę, zgiętą na cztery. Na białym papierze, dużymi, czarnymi literami był podany adres mailowy. Nic poza tym. Coś mi tu nie grało. Coś nie tak. Myślałam nad tym, sama nie wiem jak długo, ale nie udało mi się dojść do niczego sensownego. W końcu musiałam odpuścić, bo Fede wstał. Schowałam wiadomość do kieszeni w bluzie i wróciłam do domu. Wszystkie inne listy położyłam na blacie w kuchni. Nie do końca pamiętam, co się potem działo, bo byłam zadumana. Rozmyślałam nad tą dziwną treścią. To wydało mi się na prawdę bardzo podejrzane. Może powinnam powiedzieć o tym Federico?
Jednak nie zrobiłam tego. Wzięłam głęboki wdech. Nie będę go tym zamartwiać. Przecież jestem zdolna dociec prawdy.
~
Tak oto mamy rozdział 38.
Jest godzina 02.19. Godzinę temu wróciłam znad morza, ale nie miałam zamiaru oka zmrużyć. MUSIAŁAM napisać rozdział. Wercik nie mógł zawieść.
Jak dla mnie, to on jest bardzo pogmatwany i nie ma sensu. Musicie mi wybaczyć, ja o tej godzinie nie myślę.
Napiszcie szczerze co sądzicie, jeśli możecie :*
Spojler z 39:
- Ludmiła próbuje dowiedzieć się o co chodzi w tajemniczej wiadomości.
- Leon i Violetta lecą do Paryża.
- Dziewczyny rozpoczynają 3 etap plany Ludmiły.
Pyśki, w ostatnim spojlerze było, że Lu dowiaduje się prawdy o rodzicach... sorrcik, że tego nie napisałam, ale wpadłam na pomysł niezłej akcji, więc to musi poczekać...
~
A teraz czas na coś ważnego.
Wiecie... jechałam tak, blisko sześć godzin. Bez komputera, bez internetu, bez telefony, bez telewizora, bez DVD, bez książki... nic. Miałam duuużo czasu by zastanowić się nad swoim życiem. Wiecie co udało mi się wywnioskować? Założenie tego bloga było dotąd moją najlepszą decyzją.
Nie chodzi już o to, że dzięki temu się rozwinęłam... Nie.
Dzięki temu poznałam wspaniałych ludzi, którzy są zawsze. Wspierają mnie, kiedy cały świat się odwróci. Wiedzą, co powiedzieć. Zawsze mają czas by wysłuchać.
Tak moi drodzy, mówię o Was. Jesteście najwspanialsi.
I może się Wam wydawać, że to tylko puste i nic nie znaczące słowa... Ale ja naprawdę Was kocham. Gdyby nie Wy już nie raz dostałabym załamania. Gdyby nie Wy, byłoby ze mną źle.
Dziękuję, że jesteście. Dziękuję, za Wszystko. Jesteście ważną cząstką mojego życia♥
"Uzależnić można się od wszystkiego". Tak brzmiały słowa wypowiedziane przez tego kogoś. Kogoś, właściwie nawet wiem kogo. Mojego ojca.
Niektórzy uzależniają się od alkoholu. Niektórzy od internetu. A jeszcze inni od czekolady.
Ale czy uzależnienia zawsze muszą być złe?
Nie wydaje mi się.
Ja też jestem uzależniona. Uzależniona od miłości. Ale czy to przestępstwo? Nie. W sumie, żadne uzależnienie nie jest przestępstwem. Bo uzależnienie to tylko stan umysłu. Dopiero rzeczy, które się dzieją, są karalne.
Lecz miłość nie jest zbrodnią. Kochać można zawsze i wszędzie.
Ja nie umiem przestać kochać. Nawet na chwilę.
- Fede, skarbie... - zwróciłam się do narzeczonego, kiedy szykowałam ciasto na naleśniki. - Dużo ostatnio myślałam, wiesz?
- Tak? A nad czym, kochanie?
- Nad nami - wzięłam głęboki wdech. - Chciałabym wziąć ślub. Wiem, że to cholernie szybko,ale ja...
- Lud - przerwał mi. - P-proszę jeszcze nie teraz.
- Co, ale czemu? - zdziwiłam się.
- B-bo to za szybko. Sama to powiedziałaś.
- Serio? To po co oświadczyłeś mi się tak wcześnie? - warknęłam.
Kurde, wściekłam się. Było mi serio przykro. Jeśli mi się oświadczył, powinien wiedzieć, że mogę chcieć ślubu teraz.
- N-no bo... - starał się znaleźć słowa.
Pewnie gdybym go teraz widziała, dostrzegłabym zakłopotanie na jego twarzy. Jednak nie pozwoliłam sobie na niego spojrzeć. Wbiłam wzrok w miskę z prawie wyrobionym ciastem i zacisnęłam usta w wąski klinek.
- Jesteś nieodpowiedzialny Federico. Najpierw się myśli, potem się robi! - krzyknęłam po kilku bardzo długich minutach ciszy.
Wyjęłam patelnie, by zabrać się za smażenie, ale zamiast tego odwróciłam się gwałtownie. Chciałam jeszcze raz wykrzyczeć mu to w twarz i po prostu zapomniałam o przedmiocie w mojej dłoni.
Kurwa! Co ja narobiłam!? Feder leżał na ziemi, nie przytomny, a z jego skroni wolno sączyła się krew. Spanikowałam. To wszystko moja wina. Szybko sprawdziłam tętno. Raczej próbowałam to zrobić. Trzeba było uważać na lekcji biologi w podstawówce! Nie potrafiłam. Szybko wybrałam numer pogotowia. Po kilku sygnałach usłyszałam głos po drugiej stronie linii. Wyjaśniłam co się stało, wróć, wymyśliłam bajeczkę, jak to uderzył się o kant stolika. No co?! Bałam się! A jeśli, nie daj Boże, coś mu się stanie? Poszłabym siedzieć? I nasze dziecko urodziłoby się w więzieniu? Nie ma opcji!
Chwilę, w których czekałam na karetkę ciągły się w nieskończoność. Kiedy z końcu przyjechali zabrali Fede do pojazdu. Jakaś pani w podeszłym wieku i siwymi włosami podeszła do mnie. Wydała mi się bardzo znajoma. Tak bardzo, bardzo. Powiedziała, że koledzy ze szpitala kazali jej ze mną zostać, kiedy mnie zobaczyli. Ponoć byłam biała jak śnieg i cała się trzęsłam.
Ta pani kazała mi usiąść i podała mi szklankę wody. Oznajmiła, że mieszka niedaleko i jest wolontariuszką. Powiedziała, że będzie do mnie przychodzić codziennie, do puki nie zobaczy u mnie poprawy. Mówiła, że jestem bardzo wymizerniała.
Kiedy już sobie poszła, zadzwoniłam do Vilu i opowiedziałam, co się stało. Nie musiałam długo siedzieć sama, bo szatynka zaraz się u mnie zjawiła.
- Bożę, Lusia! - skandowała.
- Jestem okropna! Najgorsza! - płakałam. - A co jeśli coś mu się stało? Nie mogę! Nie, Violu! Ja nie potrafię żyć bez Federico. Nie-e. I-i to moja wina! Jestem godna swojego ojca! - rozryczałam się na amen.
- Lu, nie mów tak, to nie prawda- próbowała mnie pocieszyć.
Chyba jednak zrozumiała, że to na nic. Siedziała cicho, do puki się nie uspokoiłam.
- A tak swoją drogą - ciągnęła. - To bardzo ładnie tu teraz. Ten brzoskwiniowy kolor ścian ładnie oddaje wdzięk wnętrza.
- Nie filozofuj kochana - zaśmiałam się. - Vilu, jak to się dzieje, że zawsze udaje ci się mnie rozśmieszyć?
- Jestem twoją przyjaciółką, więc wiem, co na ciebie dobrze robi.
- Kocham cię, wiesz?
- Wiem, wiem. Nie obraź się, ale muszę już iść. Zobaczymy się w Studiu na wieczornych zajęciach? - zapytała.
- Chybaaa tak.
Wyszła, a ja zostałam sama. Całkiem sama, w wielkim domu. Co z tego, że teraz był kolorowy? Ale mi wydał się szary jak nigdy dotąd.
*Violetta*
Boże, biedna Lu. Pomogłabym jej, gdybym nie musiała zająć się własnymi sprawami. Muszę koniecznie porozmawiać z Leonem, a on unikał mnie przez cały ostatni tydzień.
Weszłam do Studia. Miałam szczęście. Mój chłopak stał przy swojej szafce i rozmawiał z Diego. Swoją drogą, od kiedy wyjaśniłam Leonowi, że to już tylko i wyłącznie mój przyjaciel, odpuścił mu i chyba nawet się dogadują.
- Leoś! - zawołałam i pomachałam do niego ręką.
Udał, że mnie nie widzi i już chciał sobie iść. O nie! Tak, to nie ma!
- Leon! - złapałam go za nadgarstek. - Czy możemy porozmawiać? - poprosiłam.
Niechętnie się zgodził, więc poszliśmy do jednej z pustych sal.
- Leon, o co ci chodzi? Cały tydzień mnie ignorujesz. Odsuwasz się ode mnie! Co się dzieje? - zrobiłam mię w stylu "gadaj, albo siedź i mnie słucha" i rozłożyłam ręce.
- Usłyszałem jak rozmawiasz z Francescą. Wiem, że chcesz ze mną zerwać - bąkną.
- Co?! - krzyknęłam.
Ochłoń Vilu, ochłoń... Po pierwsze: jakim prawem on podsłuchiwał moje rozmowy z Fran? A po drugie: O co w ogóle chodzi? Chyba nie słyszał jak... wybuchnęłam śmiechem.
- Leon, ty głuptasie! Źle to odebrałeś. Wcale nie chcę z tobą zrywać. Kocham cię.
- To co miało znaczyć "Myliłam się myśląc, że..." - spojrzał na mnie niepewnie.
- Boże, właśnie o tym chcę ci powiedzieć. Leon, Marotti zaproponował mi wyjazd, mam reprezentować Studio... w Paryżu. Miałam problemy z przekonaniem ojca. Właśnie o tym wtedy rozmawiałam z Fran. Jak go przekonać. Kochanie, Marotti powiedział, że mogę zabrać ze sobą jedną osobę, bo przecież zawsze mogę się pochorować czy coś i wtedy ktoś będzie musiał mnie zastąpić. Wieeesz... Paryż to miasto miłości. Najlepsze miejsce dla zakochanych... Och, Leon, pojedź tam ze mną! - złapał go za rękę. - To jedynie tydzień. Proszę cię.
Widziałam, jak bardzo był zaskoczony. Widziałam też, jak bardzo się cieszy. A kiedy o się cieszy, ja też jestem szczęśliwy. Jego uśmiech to i mój uśmiech. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby go nie było.
Nie mogłam się oprzeć i wtuliłam się w niego. Tak bardzo mi tego brakowało. Przez te wszystkie dni kiedy tak mnie unikał, bardzo mi tego brakowało. Brakowało mi jego zapachu, dotyku... tego, jak całował. Czułam się pusta w środku.
Teraz znowu go mam. Znowu przepełnia mnie miłością. Teraz mam wrażenie, że mogłabym iść do tego Paryża pieszo, jeśli tylko Leoś zgodzi się wybrać się tam ze mną.
- Poproszę rodziców - pogładził mój policzek kciukiem. - Cieszę się, że się myliłem Vilu. Nie zniósłbym bez ciebie już ani chwili dłużej.
Oderwałam się od chłopaka i stanęłam naprzeciw. Ułożyłam ręce na jego ramionach, a on złapał mnie w talii. Wspięłam się na palce i złożyłam na ustach Leona pocałunek. Tak namiętny, by zrozumiał, że nigdy, przenigdy go nie zostawię i że bardzo go kocham.
*Ludmiła*
Nie mogłam wytrzymać z ludźmi. Wydawało mi się, że wszyscy patrzą na mnie oskarżycielsko, że wytykają palcami. To okropne uczucie. Czułam się winna. Dopadły minie wyrzuty sumienia.
Po lekcjach w Studiu pobiegłam do szpitala. Ani Vilu, ani nikt inny nie zdołał mnie powstrzymać. Z impetem pchnęłam szklane drzwi i przekroczyłam próg. Byłam zdeterminowana. Podeszłam szybko do jakiejś kobiety w kitlu i spojrzałam na nią błagalnie.
- Gdzieś tu leży mój narzeczony- odezwałam się ściszonym głosem.
- Zaprowadzę panią do sali, ale musi podać mi pani nazwisko narzeczonego - uśmiechnęła się do mnie pobłażliwie.
- Paquarelli.
Pielęgniarka poprowadziła mnie do sali, w której leżał Federico. Boże, jak ja nie cierpię bieli. Tak, wiem. Mój cały dom był biały... ale to przeszłość. Nie chcę nią żyć. Było - minęło.
Usiadłam na krześle ustawionym przy łóżku. Fede spał. Patrzyłam na niego. Odgarnęłam mu z czoła włosy. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że pierwszy raz widzę go z nieułożoną grzywką. Kąciki moich ust uniosły się mimowolnie. Wyglądał tak słodko. Nie był do niczego podłączony, ani nic, więc domyśliłam się, że nic poważnego się nie stało. I Bogu dzięki! Odetchnęłam z ulgą. Dostrzegłam opatrunek w miejscu, skąd przedtem ciekła krew. Zbierało mi się na płacz.
Cholera jasna! A jeżeli coś by mu się stało? Nie wybaczyłabym sobie tego!
Patrzyłam i płakałam. Nie mogłam tak. Czułam, że muszę przy nim być. Bo kocham go najmocniej na świecie. Nikt inny się dla mnie nie liczy. Nikt więcej nie ma znaczenia. Może poza naszym dzieckiem.
- Przepraszam - wyszeptałam. - To wszystko moja wina.
- Nie, kochanie - usłyszałam.
Przetarłam oczy. Spoglądał na mnie i uśmiechał się lekko.
- C-co? - wyjąkałam. - Boże! Fede skarb-bie nie przemęczaj się teraz. Proszę. Gdyby nie ja, wcale by cię tu teraz nie było.
- A właśnie, że że to moja wina. Kochanie, nasz ślub odbędzie się, kiedy tylko będziesz chciała - uśmiechnął się, ale po chwili spoważniał. - Eghm, Lu, ja mam nie ułożoną grzywkę, prawda? - zapytał z przerażeniem.
Zaśmiałam się i przytaknęłam. Ona potrafi mnie rozbawić nawet w takiej sytuacji.
*Federico*
Wypis dostałem jeszcze tego samego dnia, co mnie bardzo ucieszyło. Lekarz kazał mi się nie przemęczać i nie wykonywać gwałtownych ruchów. Dostałem zwolnienie na tydzień ze Studia. Sam nie wiem co będę robił w tym czasie. Pewnie będę tam przesiadywał, żeby być blisko Lu i w sumie chyba nawet nie powiem Pablo o tym zajściu. I o ile Lud mu nie powie, wszystko będzie ok.
- Lucia, mogę cię o coś zapytać? - odezwałem się, kiedy wracaliśmy do domu.
- Jasne! - zawołała.
- Dlaczego tak ci zależy? No wiesz, na ślubie.
- Bo widzisz Fede... to jest tylko dokument. I jak dla mnie to tak naprawdę on nic nie znaczy.Ale ma wielką wagę pod kontem prawnym. To...tak na przyszłość, gdyby coś mi się stało i...
- Dobrze, już rozumiem - przerwałem. Nie chciałem, by kończyła tego zdania. Przecież jej nigdy nic się nie stanie. Nie, kiedy ja jestem przy niej. A przecież będę zawsze. Zawsze będę ją chronił, zawsze będę się o nią troszczył i opiekował się. Jest moim największym skarbem. Darem od życia.
- Kochanie, a czy bardzo cię to jeszcze boli? - zapytała smutno.
- Nie - przyznałem zgodnie z prawdą.
Przyszliśmy do domu, a mimo, że było dopiero po dziewiątej, czułem się wykończony. Poszedłem przebrać się w piżamę. Kiedy wszedłem do sypiali, Ludmi już leżała w łóżku. Wpatrywała się w sufit i bawiła się kosmykami włosów. Przyglądałem się przez chwilę mojej prawie żonie. Jest taka piękna.
Wskoczyłem pod kołdrę i przytuliłem dziewczynę mocno. Poczułem zapach jej różanych perfum i rumiankowego szamponu. Wtuliła się we mnie, uprzednio całując "na dobranoc". Sam nie wiem kiedy odpłynąłem...
*kilka godzin wcześniej*
*Camila*
Nieraz mam ochotę wszystkich ich pomordować. Jestem pewna, że maczali w tym palce. Uknuli to wszystko. I mogę się założyć, że wymyśliła to genialna Ludmiła. Niech no ją tylko dorwę. Uduszę normalnie.
Teraz przez nich wszystkich muszę pracować z Broadwayem. Na co oni liczą?! Na to, że do niego wrócę?
Nie ma opcji.
Mogą sobie robić co chcą. Ale ja się nie dam.
- Co tam tak zawzięcie piszesz? - usłyszałam głos za plecami.
Odwróciłam się. Brod. Szybko zamknęłam pamiętnik i wrzuciłam go do torby. Teatralnie przewróciłam oczami. Chciałam mieć to za sobą jak najszybciej.
- Nie twój interes - warknęłam.
- Oj, dobra, dobra... -uniósł ręce w obronnym geście, co jeszcze bardziej doprowadziło mnie do szału.
- Masz tutaj tekst - wręczyłam mu kopertę z wcześniej napisaną przeze mnie piosenką. - Musisz skomponować melodię. Na jutro - mruknęłam.
Zebrałam swoje rzeczy i wyszłam, pusząc się dumnie jak paw.
Usiadłam na ławce w parku. Szukałam komórki w swojej torebce. Ale zamiast tego natrafiłam na kartkę. Wyjęłam ją. Był na niej tekst piosenki, który powinnam wręczyć Broadwayowi! Cholera, w takim razie dałam mu...o nie!
*następnego dnia*
*Ludmiła*
Obudziłam się o świcie. Próbowałam spać, ale nie mogłam. Promienie, wpadające przez okno, do pomieszczenia, były zbyt jasne. Wstałam i postanowiłam przygotować się na dzisiaj. Wykonałam poranną rutynę i usiadłam przed telewizorem. Niestety o leciały same powtórki. Wyszłam do ogrodu. Mimo, że słońce było nisko, grzało mocno. Postanowiłam sprawdzić pocztę. Wyjęłam listy ze skrzynki i usiadłam na ławeczce. Rachunek...rachunek... rachunek... reklama... i coś ciekawego. Czysta, biała koperta. Czułam, że nie powinnam, a jednak to zrobiłam. Otworzyłam list. Z jego środka wyjęłam kartkę, zgiętą na cztery. Na białym papierze, dużymi, czarnymi literami był podany adres mailowy. Nic poza tym. Coś mi tu nie grało. Coś nie tak. Myślałam nad tym, sama nie wiem jak długo, ale nie udało mi się dojść do niczego sensownego. W końcu musiałam odpuścić, bo Fede wstał. Schowałam wiadomość do kieszeni w bluzie i wróciłam do domu. Wszystkie inne listy położyłam na blacie w kuchni. Nie do końca pamiętam, co się potem działo, bo byłam zadumana. Rozmyślałam nad tą dziwną treścią. To wydało mi się na prawdę bardzo podejrzane. Może powinnam powiedzieć o tym Federico?
Jednak nie zrobiłam tego. Wzięłam głęboki wdech. Nie będę go tym zamartwiać. Przecież jestem zdolna dociec prawdy.
~
Tak oto mamy rozdział 38.
Jest godzina 02.19. Godzinę temu wróciłam znad morza, ale nie miałam zamiaru oka zmrużyć. MUSIAŁAM napisać rozdział. Wercik nie mógł zawieść.
Jak dla mnie, to on jest bardzo pogmatwany i nie ma sensu. Musicie mi wybaczyć, ja o tej godzinie nie myślę.
Napiszcie szczerze co sądzicie, jeśli możecie :*
Spojler z 39:
- Ludmiła próbuje dowiedzieć się o co chodzi w tajemniczej wiadomości.
- Leon i Violetta lecą do Paryża.
- Dziewczyny rozpoczynają 3 etap plany Ludmiły.
Pyśki, w ostatnim spojlerze było, że Lu dowiaduje się prawdy o rodzicach... sorrcik, że tego nie napisałam, ale wpadłam na pomysł niezłej akcji, więc to musi poczekać...
~
A teraz czas na coś ważnego.
Wiecie... jechałam tak, blisko sześć godzin. Bez komputera, bez internetu, bez telefony, bez telewizora, bez DVD, bez książki... nic. Miałam duuużo czasu by zastanowić się nad swoim życiem. Wiecie co udało mi się wywnioskować? Założenie tego bloga było dotąd moją najlepszą decyzją.
Nie chodzi już o to, że dzięki temu się rozwinęłam... Nie.
Dzięki temu poznałam wspaniałych ludzi, którzy są zawsze. Wspierają mnie, kiedy cały świat się odwróci. Wiedzą, co powiedzieć. Zawsze mają czas by wysłuchać.
Tak moi drodzy, mówię o Was. Jesteście najwspanialsi.
I może się Wam wydawać, że to tylko puste i nic nie znaczące słowa... Ale ja naprawdę Was kocham. Gdyby nie Wy już nie raz dostałabym załamania. Gdyby nie Wy, byłoby ze mną źle.
Dziękuję, że jesteście. Dziękuję, za Wszystko. Jesteście ważną cząstką mojego życia♥
Jesteś żałosna. Twoje rozdziały są beznadziejne. Przeczytałam i myślałam, że wyrzucę laptopa przez okno. Obrzydzasz Fedmiłe!!
OdpowiedzUsuńI jeszcze jakże głębokie podziękowanie. Wypachaj się. Żygać mi się chce.
Jesteś nienormalna. Najlepiej zamknij tego bloga, bo nie ma sensu, żebyś go prowadziła. Nie masz za grosz talentu. Nikt cię tu nawet nie czyta! Takiego badziewia. Lol, autorko. Współczuje biednej LilDeviel, że musi z tobą pracować. Marnuje się dziewczyna!!!.
Ja, kochany anonimku, wiem, że nie mam talentu. Jestem tego świadoma, serio.
UsuńNie musisz mi tego oznajmiać.
Dziękuję Ci za wszystkie dowody uznania. Poprawiłaś/łeś mi nimi samoocenę xDDD
Lilcia nie pisze za mną. Licia tylko sprawdza.
A, i zanim zapomnę, Fedemilę, nie Fedmiłe ;)
Pozdrawiam i dziękuję za śliczny komentarz. Bo ja po prostu kocham takie odważne hejty z anonima xD
Hahah, Wercik spała 4 godziny i dostaje głupawki xDDD
Anonimie
Usuń1. Strasznie odważny jesteś, normalnie gorzej jak struś
2.Wybacz mi,ale jesteś tu jedyną idiotką, która chcę zamknięcia tego bloga
3.Twoje zdanie jest tu tak ważne ,że aż WCALE !!!!!
4.Niestety.ale jedyną osobą ,której może nam być żal jesteś TY
5. Sama nie potrafisz lepiej ,a się tu wymądrzasz jak nie wiadomo kto
W NICZYM NIE MASZ RACJI:
1.Wercik prze nigdy, nie jest żałosna, co jedynie Wspaniała Genialna Kochana i Cudowna
2.Żaden z jej rozdziałów nie jest beznadziejny co jedynie napisany z serca i ogromu pracy
3. Wercik jest najbardziej utalentowana na calutkim ŚWIECIE
OSTATNIE : SAMA JESTEŚ BEZNADZIEJNA I NIENORMALNA
I NIE WAŻ MI SIĘ WIĘCEJ HEJTOWAĆ WERCIKA !!!!!!!!!
Mam nadzieję,że wyraziłam się jasno anonimku
Pozdrawiam
Nie masz prawa obrażać naszej werci!!! Piszesz tak tylko dlatego że jej zazdrościsz!!! Pod każdym jej rozdziałem jest mnóstwo komentarzy!!! A jeśli ci się nie podoba to ku**a nie czytaj!!!!
Usuń///Mechi (jako anonimek)
Kurwa, Ty zasrańcu jeden, coś Ty powiedziała o moim Werciku?
UsuńTaa, Wercik żałosna... Żal mi Ciebie jebane dziecko!
A wiesz dlaczego? Bo autorka tego bloga jest wspaniała i bardzo, ale to bardzo utalentowana! Pisze rozdziały niczym jakiś anioł!
Skoro tak bardzo narzekasz, to czemu sama nie założysz bloga z opowiadaniem? No już śmiało, koniecznie podaj linka to się pośmiejemy z tych Twoich żałosnych wypocin Anonimie!
Kurwa, teraz to mnie nieźle wpieniłaś!
Ja Cię normalnie suko mam ochotę zadźgać! Ja pierdziele, jak można obrażać coś tak wspaniałego!
Spierdalaj z tego wspaniałego bloga, bo taki śmieć jak Ty nawet nie zasługuje, żeby czytać coś tak pięknego!
Składam wyrazy współczucia Twoim rodzicom -.-
***
A Ty kochanieńka się nie przejmuj taką wyjętą z dupy opinią! Jesteś wspaniała, masz mnóstwo fanów! Uwielbiam Cię, tak jak większość bloggerów, wiesz myszko? Chciałabym Cię jeszcze przeprosić za przekleństwa w tym do tego Anonima, po prostu jestem na niego taka wściekła, że bym go nożem zadźgała!
Kocham Cię ♥
A teraz idę napisać jakiś sensowniejszy komentarz do tego cudnego rozdziału =)
I co odważny anonimku, dowartościowałeś się? Nadało to sens TwojEmu nudnemu życiu? Czujesz skię jak jakiś ninja, taki odważny? Jeżeli na choć jedno pytanie odpowiedziałeś 'tak' to niezwłocznie skonsultuj się z lekarzem lub farmaceuta gdyż każdy człowiek z tak poważnym niedoje*****m mózgowym zagraża życiu lub zdrowiu. Czuj się zaszczycony, masz swoje pięć minut sławy. Poniżam się do pisania do kogoś takiego jak ty...
UsuńKochane, dziękuję Wam.
UsuńJesteście wspaniałe, że tak mnie bronicie <3
Anonimku ona pisze fantastycznie. Kocha to co robi i jej to naprawdę dovrez wychodzi. Ona miała odwagę, założyła bloga i jest fantastyczny ;) A ty!? Nawet nie masz własnego bloga. I wogule się nie znasz bo rozdział był super :) I radzę Ci więcej nie obrażać tak innych jeśli samemu nie jest się lepszym. Wercik: nie przejmuj się jesteś super autorką ;) Czekam na next!!!!!! :)
OdpowiedzUsuńLudmi Ferro ;)
UsuńDziękuję Ci. Bajdzio ♥
UsuńKocham <3
Ludmi <3
OdpowiedzUsuńRozdział fantastyczny ;)
UsuńDziękuję ♥
UsuńK.C. <3
Cudeńko ,moje śliczności
OdpowiedzUsuńJa sobie spałam , a ty pisałaś genialny rozdzialik
Podziwiam determinację, jesteś wspaniała
Kłótnia Fedemilci :o
Fede oberwał patelnią wiem ,że to było poważne, ale i tak nie mogę ze śmiechu :D
Leonetta wybiera się do Paryża :* aaaa
Buziaki piszesz najpiękniej na świecie
My też Cię kochamy :* :*
Czekam na kolejne cudeńko
K.C <333
Wercik nie uśnie, do puki nie będzie pewna, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
UsuńAle jednak, jestem tylko człowiekiem :*
Dziękuję Ci, kochana <3
Ja K.C. też <333
To ja dziękuje :*
UsuńTo bardzo dobrze,że nie przejęłaś się anonimem
Kochana Wercik :* :* <33333
Buziaki słońce :* :q
Zajmuje♡
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam co ten anonimek pisze na górze to myślałam, że go własnoręcznie ubije.Miałam odpowiedzieć na na ten jego durnowaty komentarzyk skierowny w twoją strone ale tak sw myślę przecież on/ona i tak będzie miał/ała to gdzieś więc nie będę se psuć nerwów. Ale kochana tty nie biesz tego do siebie jesteś genialną pisarką i twoje rozdziały są nieziemskie. Pokazałaś to nawet teraz w dziaiejszym rozdziale który był fenomenalny!!!!!!!!!!!
UsuńA teraz se przejdę do rozdziału:
Lu się nie zadziera pamiętaj Fede:)
On teraz chyba będzie grzeczny gdy Lunia będzie miała patelnie przy sobiexD
Widzisz Leonku podsłuchiwanie nie popłaca:*
Cami i Brod, Brod i Cami co z tego wyniknie to się okaże:o
A co za tajemnicza wiadomość.....?
Oj kochana to ty tu jesteś najwspanialsz i najlepsza <3
Ja ciebie też strasznie kocham♡
Dobra to na dzisjaj koniec z mojej strony no to spadam:)
Buziaki dla Wercika:*
Nie warto sobie głowy zawracać, takimi głupimi hejtami :)
UsuńHaha, bo jak zadrzesz, to oberwiesz po łbie xD
Dziękuję Ci bardzo, skarbie.
Koffam <3
Takie mądre przemyślenia Lu... Wow wow! Ludmi taka mądra!
OdpowiedzUsuńChcę wziąć ślub! :D
A póżniej patelnia... Jezu kobieto jak ja cię kocham ;**
Zła Ludmiłą używa patelni jako broni - nie głupi pomysł xd
Ale wiesz co? Szkoda mi mojego Fedusia :CCC
Mimo wszystko musiało go to boleć :CCC
Ale i tak śmieję się jak nienormalna xd
Viola tak dobra! Chcę taką przyjaciółkę :CCC
Ja wiedziałam, że nie rozwalisz Leonetty! Wiedziałam!
Tacy suooodcyyyy ;*
A na dodatek jadą do Paryża :3
Fede bez żelu - APOKALIPSA :O!
Ale dobrze że nic mu się nie stało ;*
Fedemila taka kochana *.*
A ten fragment z Camilą - super :D
Czy ja dobrze zrozumiałam, że dała Brod'owi kartkę ze swoimi ''przemyśleniami'' :3
I co to za tajemniczy list który dostała Lu? :O
Napisz mi kolejny rozdział :CCC
Proooooooooooooooooooooooooooooooooooooosze :CCC
Twoje przemyślenia nie powiem... Słońce ty moje ja też cię koffam :3
Awww... Jakie to wszystkie suuodkie <333
Widzę, że jakiś anonimek mnie wyprzedzł, czytam sobie komentarz i BUM!
Jakbym ktoś przypieprzył mi w łeb :O
Jaki ten ktoś odważny :/
Hejty z anonimka?
Czemu przychodzi mi do głowy zdanie: ''chojrak w necie pizda w świecie'' xd?
Wszystko co ten ktoś napisał to ne prawda, bo jesteś na prawdę bardzo utalentowaną bloggerką ;*
Nawet bardziej ode mnie a jesteś młodsza :CCC
No nic ;)
Mam nadzieję, że będziesz wpadała do mnie na bloga ;D
Chcąc niechcąc piszesz też genialne komentarze xd
Życzę weny <33
Buziole- Maja <3
Tiak, Luśka - filozof xD
UsuńHaha, patelnią w łeb i na erce do szpitala - TO JEST MIŁOŚĆ XDDD
To co, od zisiaj nosimy wszędzie patelnie, dla samoobrony xDDD
Ja też bym chciała taką kumpelę.
Paryż to w końcu miasto miłości, c'nie? c;
Tak! Równie dobrze, mógłby meteoryt rozwalić ziemię xD
Jeśli mam być szczera... to ja sama jeszcze nie wiem, co ona mu tam dała xD
Muszę się zebrać i go napisać...
Ale chyba nie patelnią? xD Zostawmy anonimka w spokoju, niech sobie hejtuje, jak mu to humor poprawia xD Prada? Odwaga godna superbohatera xD
Dziękuję Ci kochana.
Nie zgodzę się. Masz ogromny talent i mi wiele do Ciebie brakuje!
Jasne, że będę!
Kochaaam <333
Już jestem, to drugi komentarz do tego rozdziału (pierwszy był do tego Anonima) i mam nadzieję, że w tym obejdzie się bez przekleństw =)
OdpowiedzUsuńTo było piękne!
Hahahaha, dostałam głupawki jak Feder dostał patelnią, chociaż wiem, że nie powinnam. Snob. Ten tu może mieć jakieś urazy mózgu czy coś, a ta pokraka się przejmuje czy ma ułożoną grzywkę czy nie. Jezu...
To z Cami i Brodem jest interesujące. Ona chyba mu nie dała tej kartki z pamiętnika, co nie? Bo jeśli tak to huhuhu =)
Na pewno wszystkim się podoba! A tym Anonimem się nie przejmuj, on po prostu nic nie potrafi, a komentuje tak bo mu zazdrość dupę ściska =)
Ty naprawdę pięknie piszesz, zakochałam się już po raz kolejny. Szczególnie te przemyślenia Lusi na początku mi przypadły do gustu, serio masz talent.
Ten rozdział jest śliczny i bardzo długi! Idealny!
Uwielbiam Ciebie i Twoje opowiadania!
Kocham Cię i czekam na nexta ♥
Hahaha, no bo wiesz, włosy najważniejsze! xDDD
UsuńNieeee... ona mu dała coś gorszego xDD
Anonimowy hejter szczerze mnie rozbawił. Do tego stopnia, że nie byłam w stanie opanować śmiechu przez blisko pięć minut xDDD
Dziękuję Ci kochana <3
Ja Ciebie też uwielbiam i Twoje dzieła też :*
Koffciam <33
Kochanie!
OdpowiedzUsuńRozdział Wspaniały!
Biedny Fede
Oj Lu Opanuj się.
Nie wolno bić takiego słodziaka.
Wybacz że taki krótki ale nie mam weny ani nastroju :(
KC♥♥♥ CNN ( CNN - mój skrót od Czekam na next )
Nina
Dziękuję Ci Ninuś.
UsuńNic się nie stało, przecież!
Ja Ciebie też koffam <3
Miałam napisać coś Anonimkowi, ale inni doskonale Cię obronili, więc nie jestem już tam potrzebna ♥
OdpowiedzUsuńJeej, kochanie, ja ciągle nie mogę otrząsnąć się po wczorajszym Lodogerrocam'ie XDD Oni byli jacyś zjarani/napici XD (a mówiłam Ruggusiowi, żeby nic nie brał ;--; ) Ta dwójka jest najlepsza XD ♥
Dzisiaj szybko przejdę do rozdziału :D
(Ogólnie komentarz będzie krótki >.< Gomenasai ♥ )
ciekawe, czemu Fede nie chciał brać ślubu :o Wypytam Cię na gg! XD (chyba, że Ty też tego na razie nie wiesz XDD)
Lusia to ma zamach ♥ Najpierw (w V3) zawaliła stół XDD Potem (u Ciebie) przypieprzyła Fedusiowi patelnią xD Jaka silna ♥ xD Aż mu pociekło xD (że krew xD)
TO TA "PANI", o której mi mówiłaś!! :OOOOOOO Fuck, to już będzie źle ;-; Ale dobra, nie będę spoilerować xD
Zrobiłaś Leonettę *-* (wiedziałam o tym, że będzie, ale zapomniałam xD)
Jeeeej, jednak się zgodził na ślub *-------*
I to przerażenie, gdy ogarnął, że ma nieułożoną grzywkę XDDDDDDDD
Kocham Cię debiluu <333
Mówiłam, że będzie krótki prawda? :c
Ale w taką pogodę nie myślę T-T Deszcz mnie przytłacza T-T
Tiaaak. Nie jesteś :D Bo przecież... "No widzisz, biedna, musisz ze mną pracować. xD Marnujesz sobie życie. A te godziny pisania ze mną, to strata czasu xDDD (Padam, hahahhahaha)"
UsuńNo właśnie w tym, rzecz, że nie wiem :D
Idiotka! xDD Ty zboczeńcu! xDDD
Nie spojleruj mi tutaj, chyba, że chcesz oberwać patelnią xDDDD - mówiłam Ci, że mam głupawkę xD
No wiesz przecież, że on zawsze musi mieś ułożone włosy. Idealnie! xDDD
A ja Ciebie ♥♥♥
Ta groza sytuacji kiedy zdał sobie sprawę, że ma nieułożona grzywkę, a potem ten zwrot sytuacji... No kocham Cię po prostu za to połaczenie romansu, napięcia i humoru <3 No i za determinację, żeby pisać w nocy. Ja bym się chyba nie zdobyła, jak nie prześpię 6 godzin to jestem jeszcze bardziej nie do wytrzymania, a jak będę miała głupawkę to krzyżyk na drogę temu kogo dosięgnie. Wczoraj dla przykładu groziłam León'owi u Kociarki, że mu zabiorę misia (w końcu się przyznał xd) i teraz takie akcje pomnóż sobie razy dziesięć...
OdpowiedzUsuńFede nie chce do ślubu, podrywacz jeden. To na kij się oświadczał i dzieci robił?!
Leonetta. Mam ochotę zrzucić żeńska część tego zwiazku z wieży Eiffel, mogę?
Dziękuję Ci Lagunko ♥ Jakbym nie napisała, to bym nie usnęła. Serio. Wiem, dziwna jestem.
UsuńAleż Ty nie jesteś nie do wytrzymania ♥
Hahaha, Laguś, Laguś, pomnożyłam. Wyszła niezła zabawa xDDD
No właśnie nie wiem xDDD
Jasne, że możesz! Chętnie Ci pomogę! XD
Kocham, Lagusiak <3
Łohohohohohohohohohohohohohohohohohohohohoh, odważny hejter podnosi Madzi ciśnienie. Robi się niebezpiecznie, ten marny człowieczek zazdrości Ci talentu i tyle. Tchórz jak każdy hejter. Mógł wykrzesać z siebie choć iskrę szacunku i dumy.... Właśnie stanął przeciw ogromnej liczbie osób, które kochają Ciebie i twoje opowiadania. Okeyyyy, może mu się nie podobać, ale krytyka jest NIEuzasadniona i dodatkowo niekulturalna.
OdpowiedzUsuńWeź, w ogóle Wercik nie zwracaj uwagi na takie głupoty, pffffffffffffff, Ludzie uwielbiają stresować Madzię. Kochanie, wybacz, ale się nie rozpiszę. Wiedz tylko, że rozdział był genialny, a ty masz ogromny talent. <3333
Dawno nie komentowałam Twoich rozdziałów, ale to przez to, że nie miałam weny NAWET do napisania komentarza, przepraszam :/
OdpowiedzUsuńRozdział był baardzo superaśny! ;D
Megaa długii ;x
Ale szybko i fajnie się czytało xD
Fede przerażony.. mam nie ułożoną grzywkę, prawda? xD Haha :D
Genialne *.*
Czekam na next ;d
Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.
OdpowiedzUsuń