Chciałabym żeby to wszystko okazało się zwykłym snem.
Bynajmniej snem nie jest.
Nie jest marą ani wyobrażeniem rzeczywistości.
Jest prawdą w najczystszej postaci.
Nie jestem człowiekiem.
Jestem istotą niewiadomą, nieodgadnioną, jedyną w swoim rodzaju. Umiem trafić do nieba i poruszać się po nim bezkarnie. No niebo zostało stworzone dla mnie. Przynajmniej ta część nieba, którą zamieszkują anioły. Nie mogę umrzeć. Z pomocą Federico czy bez niej, zawsze będę odradzać się na nowo.
Zabić mnie może tylko siła nieczysta. Na tyle brutalna moc, że jest w stanie zmieść świat z powierzchni ziemi. Tą siłą władają tylko dwie osoby. Troy i Elliot.
A ja i mój Federico musimy ich pokonać.
Raz na zawsze.
- Gotowa? - pyta, mocno obejmując moją talię.
Delikatnie kiwam głową, puszczając rękę Natalii.
- Zobaczymy się w piekle - salutuje Denny.
Śmieje się, sama nie wiem czemu. Może dlatego, że brzmi trochę jak groźba.
Oplatam szyję chłopaka rękami i przyciskam policzek do jego szyi. Unoszę się, odrywam od ziemi po prostu lecę.
Czuję wiatr we włosach i jego świst w uszach, promienie słońca głaszczą moją twarz i wplatają złote pasemka we włosy.
Oddycham, czując w nosdrzach zapach płynu do golenia Federico.
- Kocham cię - szepczę, czując nagłą potrzebę wypowiedzenia tych słów.
Przyciąga mnie bliżej do siebie, przyciska wargi do mojej skroni.
- A ja kocham ciebie - szepcze.
Czuję pod stopami znajome miękkie podłoże. To chmury. Widzę zamek archaniołów, pozornie tak piękny i majestatyczny, rzeczywiście pusty i ziejący chłodem.
Niebo już mnie tak nie zachwyca. Niebo nie jest już dla mnie czymś pięknym. Niebo budzi we mnie odrazę.
- Hej, co jest? - Fede dotyka mojego policzka i ściera z niego małe kropelki. - Dlaczego płaczesz?
- Sama nie wiem. - Uśmiecham się lekko. - Tak jakoś.
Kiwa głową, jakby rozumiał.
Nie rozumie, wiem to, ale nie przeszkadza mi ani trochę.
Idziemy do mieszkania Rose. Tylko ona może zaprowadzić nas do Biblioteki Boga. Wiem, że wie, że ją odwiedzimy. Wiem, że wie, że będziemy czegoś od niej chcieć. Mam wrażenie, że się nas spodziewa.
Spędziliśmy na Ziemii dwa miesiące. Dwa długie miesiące.
Splatam palce z palcami chłopaka i mocno zaciskam dłoń.
- Muszę ci coś powiedzieć - odzywam się nagle, sama się tego nie spodziewając.
- O co chodzi? - Zerka na mnie.
Już otwieram usta, by coś powiedzieć, ale przerywa mi gwałtowne pociągnięcie w bok.
- Co ty robisz? - pytam oskarżycielsko.
- Cicho. - Przykłada mi dłoń do ust. - Anielska policja.
Szerzej otwieram oczy. Nie miałam pojęcia że takie coś istnieje.
Kilkoro aniołów idzie w kierunku domu Rose. Przełykam ślinę, przygryzając wargi. Mam złe przeczucia. Cholernie złe.
Nie są błędne, sprawdzają się.
Rose jest popychana przez policjantów, jeden z nich trzyma w ręce księgę jej życia.
Cholera
Cholera
Cholera.
Teraz to będzie cięższe niż myślałam.
Aniołowie przechodzą dalej, a wtedy Fede lekko popycha mnie do przodu. Do jej domu.
Ma klucze.
Wiedział, że to może się zdarzyć.
Nic mi nie powiedział. Nie chciał mnie martwić.
- Federico...- zaczynam. - Co się dzieje?
- Wyłapali, że ukradłyście te książki - mówi cicho, wchodząc do środka. - Rose mówiła, że tak może się zdarzyć. Zostawiła nam instrukcję postępowań w swoim domu. Musimy ją znaleźć.
- Kredens pod oknem w jej sypialni - mówię bez zastanowienia.
Pamiętam, jak chowała w nim księgę Federa, zanim mi ją dała.
Patrzy na mnie przelotnie, a potem idzie tam, gdzie mu poleciłam.
Przygryzam wargi. Feduś, muszę Ci coś powiedzieć... Ale chyba nie w tej chwili.
~
Witam Was po tak długiej przerwie.
Potrzebowałam jej.
Ten rozdział nawet mi się podoba. To dobrze.
Czytałam ostatnio komentarze pod pierwszymi postami i centralnie się poryczałam.
Ze szczęścia, bo przypomniałam sobie, że ten blog miał też swoje pięć minut, a ja obiecałam, że nigdy Was nie zostawię i dotrzymam słowa.
Kocham Was.
Dziękuję.
Liczę Na komentarze 💪💞